Zmęczenie rzeczywistością

Banasiak
/

Teraźniejszość oglądamy z perspektywy współuczestnika, dlatego tytułową kategorię chciałbym wpisać w nawias; potraktować ją jak lupę, dzięki której może uda się dostrzec jakąś nową artystyczną potencjalność. Może – ale nie musi.


1.

Jakub Julian Ziółkowski, „Bez tytułu”, 57 x 58 cm, olej na płótnie.

A zatem zmęczenie rzeczywistością. Jaką? Ot, codzienną. Pozbawioną wyrazistej dominanty w postaci zbiorowego doświadczenia. Rozcieńczoną w roztworze globalnej kultury. To rzeczywistość nieszczególna, wyślizgująca się z rąk z jakiejkolwiek strony by jej nie złapać i zwielokrotniana nieskończonym łańcuchem medialnych odbić. Przeżuta i wypluta przez spektakl, co wszelako nie jest niczym nowym, a przeciwnie – nudnym. To także rzeczywistość, której istotą jest to, że „wszystko potrafi przerobić na kolejne pole konsumpcji – również bunt przeciw sobie samej” [1]. Jak się w niej poruszamy? Jak cząstki elementarne – odbijając się od siebie nawzajem. I jak nomadzi – nie generując trwałych punktów zaczepienia.


A rzeczywistość artystyczna? Jest jak zaklęty krąg. W obrębie triady kultura-rynek-codzienność trwa nieprzerwana wymiana barterowa i ciężko ustalić, do którego obszaru należą aktualnie dane estetyki czy sytuacje. Oto znaleźliśmy się w stanie, w którym sztuka zachodnia znajduje się już od dłuższego czasu. Nas jednak wzięto z zaskoczenia – bo przecież polska sztuka jest szczególna, wybitna, podbiła serca i umysły całego art worldu. Owszem, to prawda, jednak tylko wówczas, gdy czas teraźniejszy zmienić na przeszły. Ci, którzy wypłynęli przed kilkunastu laty dobili już do portu, a reszta została na środku oceanu artystycznej nadprodukcji. Możemy więc już chyba powtórzyć słowa Jeana Baudrillarda, które nieco ponad dekadę temu odbiły się szerokim echem od Nowego Jorku po Berlin: „Przytłaczająca większość sztuki współczesnej temu się właśnie oddaje – zajmuje się przywłaszczaniem banalności, odpadów, miernoty jako wartości i jako ideologii. Za tymi niezliczonymi instalacjami i performensami kryje się jedynie gra kompromisu zarazem z obecnym stanem rzeczy i wszystkimi minionymi formami historii sztuki” [2].


Jak w takim razie przemyśleć na nowo kategorie, które determinowały nasze myślenie przez ostatnie lata? Jak uzyskać wpływ na rzeczywistość w dobie, gdy „sztuka nie umiera dlatego, że jej już nie ma, umiera dlatego, że jest jej aż nazbyt wiele” [3]? Co zrobić, kiedy zmęczyliśmy się rzeczywistością?


Otóż – odwrócić od niej głowę.


2.

Jakub Julian Ziółkowski, „Bez tytułu”, 70 x 60 cm, olej na płótnie, 2006.
Tymek Borowski, „Bez tytułu”, 41 x 50 cm, olej na płótnie, 2008.

Zapytany o stosunek do artystycznego zaangażowania Jakub Julian Ziółkowski odpowiedział: „Nie oglądam TV, sporadycznie czytam gazety, nie interesuję się sztuką zaangażowaną. Wolę przeznaczyć kilka godzin na malowanie niż analizować teksty o upadku malarstwa” [4].


Polska sztuka ostatnich kilkunastu lat była realistyczna. Realistyczna, to znaczy w taki czy inny sposób reflektująca otaczający nas świat. Dzięki niej poznaliśmy każdy wymiar codzienności – prywatny, publiczny, polityczny, estetyczny, medialny, historyczny… Zaznaczmy przy tym, że to sama rzeczywistość prosiła się o sportretowanie – z jednej strony ta nowa, zachodnia, spektakularna, kolorowa, ale także pełna pułapek, z drugiej zaś starsza, nieprzepracowana w poprzednim systemie, a sięgająca jeszcze czasów wojennych. Musieliśmy sporo nadrobić, ale dzięki sztuce powstałej na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat otrzymaliśmy obraz bez mała kompletny.


Rzeczywiście, młodzi byli realistami. A Ziółkowski to pierwszy artysta swojego pokolenia, który inspiracji w całości szuka wewnątrz, a nie na zewnątrz głowy. Jak się okazuje, jego twórczość antycypowała szerszą tendencję. Nie można bowiem nie zauważyć propozycji Tomka Kowalskiego, ale także odzewu, z jakim się ona spotkała. Bo kariera Kowalskiego jest już nowa, inna: właściwie bezszelestna, a przy tym błyskawiczna, pewnie poprowadzona, z finałem w mocnej, zagranicznej galerii – Carlier | Gebauer. To już nie kumplowskie zabawy, a stuprocentowy profesjonalizm, od samego początku rozgrywka w obiegu międzynarodowym. I to polscy, a nie zagraniczni kuratorzy będą musieli nadgonić stracony czas i na którejś z kolejnych wystaw-składanek sprzedać Kowalskiego jako „młodego” czy „nowego”. Nie zapominajmy też o Przemku Mateckim, którego twórczość zbanalizowano (by nie powiedzieć: sprowadzono do parteru) sztampową ponowoczesną retoryką spektaklu i nadobecności wizerunków (osobną sprawą jest niezbyt szczęśliwy dobór prac na wystawę w Rastrze). I choć jego nowe obrazy możemy śledzić jedynie na ekranach monitorów, a także wysłuchiwać na ich temat niebywałych komplementów z ust naocznych świadków, to nie będzie chyba ryzykownym stwierdzenie, że malarstwo Mateckiego osuwa się w coraz to bardziej niejednoznaczne rejony.


Ostatnio – głównie za sprawą gustów Krzysztofa Masiewicza i Piotra Bazylko oraz siły oddziaływania ich bloga – szerszej publiczności objawił się także tandem studentów prof. Leona Tarasewicza: Tymek Borowski i Paweł Śliwiński. Ich wystawy na pierwszym piętrze wydziału malarstwa warszawskiej ASP odbyły się jedna po drugiej i były być może najbardziej wyrazistą manifestacją nowego, jaką przyszło mi ostatnio oglądać. Nie myślę tu jednak o artystycznych jakościach, ale fakcie sprzedaży obrazów już na wernisażu – niemal wszystkich. Sprzedaży nie znajomym rodziców i rozmaitym pociotkom, ale kolekcjonerom, którzy zazwyczaj kupują w najlepszych polskich galeriach. Nie muszę dodawać, że chodzi o prace surrealizujące.


W „Art Review” ze stycznia ubiegłego roku, a więc w chwili, kiedy rynek rozgrzany był do czerwoności, David Zwirner konstatował: „Mamy do czynienia ze stanem, w którym listy oczekujących na obrazy zamiast radości powodują frustrację, ponieważ dla zbyt wielu kolekcjonerów nie wystarcza prac” [5]. I choć może tego nie dostrzegamy, jest to już także polska rzeczywistość. Świadczy o tym nie tylko opisany wyżej casus. Już półtora roku temu przy okazji jednej z wystaw Zbigniewa Rogalskiego Ewa Gorządek pisała: „Reprezentująca artystę Galeria Raster dba o to, aby obrazy, a jest ich bardzo mało, bo Rogalski maluje wolno, trafiały do miejsc, które zapewnią im dalsze funkcjonowanie w obiegu sztuki. Na liście oczekujących na nowe płótna znajduje się już blisko 50 nowych klientów” [6].


Istotą nowej sytuacji nie jest już więc sam fakt istnienia rynku, ale to, że handel sztuką wypływa daleko poza ściany galerii, w których dotychczas się odbywał. Wbrew antykonsumpcyjnej retoryce krytyków-ascetów to nie rzeczywistość zmęczyła się rynkiem, ale przeciwnie – to rynek odwraca się od rzeczywistości, której ramy okazały się dla niego zbyt ciasne. I działa na własną rękę.


3.

Tomek Kowlaski, „Bez tytułu” (fragment), 210 x 170 cm, 2007.

Tu dochodzimy do miejsca, w którym trzeba zapytać czy zmęczenie rzeczywistością odnosi się także do pozaartystycznych sfer życia. Czy polskie społeczeństwo rzeczywiście odwróciło się od „wielkich narracji”, które, zapośredniczone w doświadczeniu transformacji, królowały nad Wisłą przez ostatnie dwie dekady? Czy zapragnęło sytego, aideologicznego modernizmu, którego depozytariuszem stała się Platforma Obywatelska, a uosobieniem Donald Tusk? Czy prawdziwa jest teza, że Polacy zmęczyli się partykularnymi wojenkami i za sprawą ubiegłorocznych wyborów po raz pierwszy od 1989 roku powiedzieli, że chcą odpocząć? A także najeść się, pozwiedzać świat, pobawić się, a na końcu tego łańcucha – partycypować w kulturze? Że nie obchodzi ich przeszłość, nie chcą też „wybierać przyszłości” – lecz skonsumować teraźniejszość? Innymi słowy, czy późne lata pierwszej dekady roku dwutysięcznego zwiastują dekadę Tuska, odpowiednik zachodniej dekady lat osiemdziesiątych Reagana i Thatcher? Bo nawet jeśli założyć, że sukces Platformy to efekt postpolitycznego marketingu, to niesłabnące poparcie oscylujące wokół 60% pół roku po wyborach musi zdradzać konkretne społeczne nastroje.


Czy zatem przy błyskawicznie rozwijającym się rynku sztuki, a także formowaniu klasy średniej w rozumieniu zachodnim nastąpi eksplozja sztuki hołubiącej tradycyjnym mediom i strategiom ekspozycyjnym? Sztuki kolorowej, witalnej, niewstydzącej się artystycznego przedmiotu – istniejącego fizycznie i możliwego do spieniężenia artefaktu? Sztuki żywiącej się bankructwem banalnych, lecz aspirujących do istotności projektów, kolejnych intelektualnych wydmuszek okraszonych czasem wtórnym wzorkiem na skorupce?


4.

Tomek Kowlaski, „Bez tytułu” (fragment), 210 x 170 cm, 2007.

Jeśli wszystkim zwolennikom mniej lub bardziej bezpośredniego zaangażowania właśnie otworzył się w kieszeni nóż, radzę go zamknąć, odetchnąć, zmierzyć ciśnienie, a następnie zrobić obrót wokół własnej osi. Widok, który zobaczą sprawi, że będą mogli tylko powtórzyć słowa Baudrillarda. A następnie z krzykiem uciec do wieży z kości słoniowej pt. Kulturkritik. Można też na chwilę przystanąć. Bo rzeczywistość nuży. A mózg funkcjonuje najlepiej kiedy odpocznie – od rutyny.


I właśnie w tym upatrywałbym obecnie siły poetyk nieoczywistych, niezapośredniczonych bezpośrednio w tu i teraz, penetrujących raczej zakamarki wyobraźni, niż pustynię rzeczywistości. Są one szansą, bo leżą na przeciwległym biegunie wytartych formułek, intelektualnych sztuczek, które umie sprokurować każdy, kto partycypuje we współczesnej kulturze wizualnej – a więc każdy. Wyobraźnia to obszar wolny od ograniczeń, niepodległa przestrzeń przemyśleń, wyspa, na której można złapać oddech. Przestrzeń rozpięta między marazmem a działaniem. Przerwa.


Oczywiście nobilitacja poetyk nadrealnych (czy też po prostu nieoczywistych) to stąpanie po kruchym lodzie. Nie można zapominać, że wkraczamy w obszar gdzie szczególnie łatwo o pretensjonalny kicz posiłkujący się retoryką twórczości instynktownej i szczerej. Wyobraźnia to sfera, która nie ma twardego punktu odniesienia i stąd tak trudno ją wartościować. Jednak i ona w przeważającej mierze wydaje dzieła powtarzalne, nudne i jałowe. Zmyślenie i brak intelektualnych hamulców to ulubiony teren nieznośnych quasi-naiwistów, wszelkiej maści naturszczyków po szkołach plastycznych czy adeptów „sztuki ulicy” z dobrych domów, których idealnie wtórne wzory i formuły wyzierają z witryn sklepowych, ubrań, gadżetów i wszelkiej maści dizajnu – oczywiście independent i szczerych do bólu, wprost z chodnika. Szybko więc okaże się, że także i na tym polu dominuje twórczość wydumana, wymyślona (sic!) – na zimno sprokurowana, lecz opakowana w pstrokaty kostium „fantazji”. Oto paradoks – zmyślone zmyślenie. Jednak sztuka nigdy nie powstaje w próżni. A prawdziwie szczera twórczość zawsze zapośredniczona jest w codziennym doświadczeniu. Także ta nierzeczywista. Oto paradoks drugi.


5.

Jakub Julian Ziółkowski, „Bez tytułu”, 60 x 40 cm, olej na płótnie, 2006.

To nie jedyne problemy jakie sztuka eksplorująca obszar wyobraźni napotka w zderzeniu z artystyczną codziennością – już jak najbardziej konkretną. Przewidzieć można reakcje krytyki niejako tradycyjnie traktującej nadrealistów po macoszemu, z pobłażliwym uśmiechem, który często maskuje wszak rutynę i impertynencję. Z drugiej strony grozi nam emfatyczny zachwyt „fantastycznymi światami” i poetyka emocjonalnych uniesień. Jednak nawet materię tak amorficzną jak wyobraźnia można przekuć w bardzo konkretne kształty, a nawet wydobyć z niej polityczny potencjał.


Jacques Rancière w podsumowaniu eseju „Rewolucja estetyczna i jej skutki” pisze: „(…) formuła estetyczna od samego początku wiąże sztukę z nie-sztuką, ustanawia życie sztuki między dwoma zanikającymi punktami: sztuka stająca się jedynie życiem lub sztuka stająca się jedynie sztuką. Powiedziałem, że »doprowadzony do skrajności« każdy z tych scenariuszy pociągał za sobą swoją własną entropię, swój własny koniec sztuki” [7]. I dalej: „Sztuka estetyczna składa obietnicę politycznego spełnienia, której nie może dotrzymać, i rozkwita, opierając się na tej dwuznaczności” [8].


I choć sztuka nie zwykła uginać się pod arbitralnymi cięciami filozofów chcących zakończyć dany wywód w tym, a nie innym momencie, powiedzieć musimy, że propozycja Rancière’a jest dla nas nie do przecenienia. To z kolei sprawia, że nadrealizm jest potencjałem, którego nie sposób zlekceważyć. Jeśli zaś nie dostrzeżemy dzięki niemu nowych przestrzeni sztuki, to może przynajmniej nauczymy się wrażliwości. Dobrze jednak przypomnieć sobie, że podobne poetyki to także konkretne, choć zapoznane dziedzictwo polskiej sztuki (Czyż nieobecność Piotra Janasa w książce „Nowe zjawiska w sztuce polskiej po 2000 roku” nie jest świadectwem szczególnego rodzaju wyparcia?).


A jeśli ktoś powie, że postuluję niemożliwy powrót do modernizmu (autonomiczność sztuki i artysta jako „niebieski ptak”, ten sam, któremu skrzydła usiłował podciąć Artur Żmijewski), to odpowiem, że tak, jednak będzie to modernizm pluszowy – niemożliwy właśnie; mający świadomość, że „składa obietnicę, której nie może dotrzymać”. Jednak w poszatkowanym świecie nisz ta nie jest ani gorsza, ani lepsza od innych. Fakt istnienia wyobraźni nie oznacza ucieczki od rzeczywistości. Stanowi wobec niej tylko i aż azyl. Ułomny, ale jednak. To brzytwa, której nie możemy się nie chwycić. A jednocześnie próba cierpliwości, bo tu nie wymyślimy już żadnych chwytliwych wizualnych rebusów, które zburzą status quo – lub też dyskursywnych wygibasów opisujących artystyczną mizerię. Pozostaje nam jedynie czekać. A jeśli zatęsknimy za intelektualną ekwilibrystyką zawsze możemy pospierać się z Rancièrem o to czy szklanka jest do połowy pusta – czy pełna.


***


Wszystkie wymienione wyżej zagadnienia – choć z pewnością jakieś pominąłem – składają się na drugi główny temat Krytykanta.pl. Postaram odnieść się do nich na przestrzeni najbliższych trzech miesięcy.

Komentarze (92)

stachyr

prima aprilis?

czy też wiosenna deprecha?

pozdr

Krytykant

oho, wierny czytelnik - ja jeszcze zamieszczam ilustracje, a tu juz komentarz :-)

kurcze, chciałem uprzedzić ten żarcik, ale jakos stwierdziłem, że to bez sensu. a jednak.

najlepszego!

K

stachyr

a tu jam cie uprzedzil

pozdr

Anonimowy

Słyszałem, że Tymek i Paweł sprzedali obrazy nie na wernisazu tylko dużo przed i większość kupili panowie z artbazar.

Anonimowy

i z gowna wartosc sie zrobi,

wazne kto je posiadl

Anonimowy

ps. a mistrzem w tym FGF, inni tez jak widac sie staraja

Anonimowy

No i mamy. Główny problem polskiej sztuki to słowo "kupił/sprzedał" - kto sprzedał i kto kupił... Bazylko, Masiewicz, FGF - jakie interesy na tym zrobili.....

Powodzenia

Krytykant

Sz. Państwo,

pragnę zauważyć, że skrót "FGF" ani razu nie padł w tym tekście, a fragment o rynku jest jednym z wielu. No i, naturalnie, nie wiem skąd wniosek ostaniego Anonima, że "słowo kupił/sprzedał" (oczywiście jeśli założymy, że to "słowo") to "problem polskiej sztuki".

pozdrawiam

K

Anonimowy

No stąd że ty o tym piszesz (oczywiscie nie jest to główny element tekstu) ale staje się głównym przedmiotem komentarzy

Anonimowy

SZ, KUBO,

anonim czyli ja, do Ciebie nic nie ma pisząc o FGF i "interesach". wręcz przeciwnie.

a jeśli o kupców chodzi naszła mnie ta mysl widząc "kariery" i "powodzenie" artystów polskich pokazywanych m.in na Armory Show.

jestes w dobrej fundacji, jestes "ktos" i z dnia na dzien jestes interesującym artysta np w New York. nastepnie w polsce wielka gwiazda.

a w tekscie swym piszesz tylko o art bazaarze, i ich zakupach. stad ta dygresja.

wiem ze pisze balaganiarsko, ale moze ktos zaczaił

m

Dlaczego te komentarze są takie denne!?

Tu jest bardzo dobry tekst, ludzie czytajcie i myślcie!

Swoją drogą chwilami mam wrażenie, jakby Krytykant siedział mi w głowie, mam na myśli refleksje o sztuce oczywiście:)

I to nawet bez Ranciera i Baudrillarda.

Anonimowy

ludzie czytają i myślą!

stad te komentarze!

inaczej, by nas tu nie było!

Krytykant

Sz. Anonimie,

czy naprawdę sądzisz, że to gest galerzysty nadaje dziełu jakość? I po drugie - czy sądzisz, że dla artysty satysfakcjonujące jest być gwiazdką 2-3 sezonów targów, a nastepnie zasklepić się w takiej własnie "targowo-kolekcjonerskiej" niszy? Ceny do kilku tysięcy euro, kolekcjonerzy ustawiają sie w kolejkach, tylko... spełnienia merytorycznego jakoś brak. Nic prostrzego.

pozdr,

K

m

sorry ale tu raczej liczenie kasy wychodzi, albo tropienie kto jaki interes, kto gwiazda a komu sie to nie podoba. itp. A to jest jeden z nielicznych portali o sztuce właśnie. I wyłazi ta małostkowość, wyłazi...

Anonimowy

tak, dokladnie tak mysle

poza tym artysta nie mysli o 2-3 sezonach, tylko sie cieszy chwilą.

i tym, że zarabia kase, i napawa sie pozytywnymi opiniami o jego sztuce.

poza tym ile ludzi ma mozliwosc promocji swojej sztuki bez wsparcia kilku fundacji jakie istnieją w polsce? sledzac targi zagraniczne chyba nikt.

reasumujac, napędzają maszynerie w prosty sposób, po czym; ceny rosna, nazwisko rosnie itd itd "wazna" sztuka sie robi w "5 minut".

cdn.

Anonimowy

cd

przedmioty polskich artystow zaprezentowane na Armory show sa naprawde wyjatkowo kiepskie,

historia oceni.

i wiem, ze nie o tym tekst krytykanta itd,

ale tu zawsze podyskutowac mozna.

i jakub cos madrego napisze :)

Anonimowy

Ja bym nie liczyl na historie ze oceni, bo to pewnie dlugo potrwa.

Raczej - rynek zweryfikuje.

Ale nie polski rynek, tylko globalny.

Sztuko - ufaj rynkowi!

Anonimowy

(nad)humanizm na wagę Panie Kubo

Anonimowy

m pisze: 'Dlaczego te komentarze są takie denne!?' Zauważ, czesciowo to nie komentarze tylko sprosowania, Kuba jako 'najbardziej wyrazisty manifest nowego' pokazuje sprzedaż wszystkich prac Tymka i Pawła w czasie wernisaży do wielu kolekcji. No a wszyscy na Akademi słyszeli, że te obrazy T i P sprzedali dużo wcześniej, głównie do kolekcji artbazar. Więc skoro są błedne dane, trudno z nich wysnuwać jakiekolwiek wnioski.

Anonimowy

Na początek drobny rebus. Kto napisał te dwa fragmenty?

"Matecki siedzi na tej samej gałęzi, co „Ładnie” zarówno w ogóle (początki - „banalizm”), jak i w szczególe („brudny” już Sasnal, syntetyczny Bujnowski). „Ładnie” odleciało do ciepłych krajów, została luka - został Matecki. Cóż, lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu. Matecki nie jest zatem estetyczną ani intelektualną rewolucją, nowym punktem odniesienia (takimi byli „krytyczni” z Kowalni) - to rokujące, sprawne, przyjemne obrazki, tylko tyle i aż tyle".

I drugi fragment:

"Nie zapominajmy też o Przemku Mateckim, którego twórczość zbanalizowano (by nie powiedzieć: sprowadzono do parteru) sztampową ponowoczesną retoryką spektaklu i nadobecności wizerunków"

Drogi Jakubie - tak, tak, oba te zdania napisałeś Ty. A poza tym Matecki nie mieszka w Honolulu, tylko w Warszawie i nic nie stoi na przeszkodzie tak ważnemu krytykowi jak ty udać się do niego i obejrzeć te nowe obrazy, a nie pisać te brednie, że można je zobaczyć tylko w na ekranach kompów czy z relacji świadków. Do tego jest jednak potrzebne trochę wysiłku.

POZDRAWIAM

Krytykant

o nie, no to mnie Pan załatwił... jednak prosze o inny poziom dyskusji. naprawdę - ja wierzę w inteligencję Czytelników tej strony. I oni z pewnością potrafią zerknąć do tekstu, który Pan tak paradanie - bo wybiórczo - cytuje. czy naprawdę moje komentarze muszą sprowadzac się do prostowania uproszczeń (bynajmniej nie tylko o twórczośc PM chodziło w tamym tekście; i nie o rynek w tym)? ale ok, niech będzie:

"Kolaże sprzed kilku lat są całkowicie zwyczajne, często infantylne (antykonsumpcyjne banały zwizualizowane na modłę Grupy Ładnie). Dużo tu przypadkowości, formalnego niedokończenia, nazbyt wyraźnie widać inspiracje. Im później, tym lepiej – większa koherencja, znać początki „stylu”. Kolaże z roku ubiegłego cechuje już pewność, określona, melancholijna poetyka".

Oraz: "Bronią się także wizerunki gęste od farby, mroczne, esencjonalne, bardziej „serio” – gdzie kolażowy element jest tylko tłem bądź nie ma go w ogóle. W nich upatrywałbym ewentualnego sukcesu – szczególnie, że stricte kolażowe prace „specjalnie dla Rastra” są bardzo wątpliwej jakości".

Kto to napisał?

(pomijając fakt, że jakże chwacko zestawia Pan wypowiedzi oddalone dokładnie o rok i miesiąc; pomijając, że nie dostrzego Pan w tamtej trecenzji czegos co nazywa się "Gradacja" - ale fakt, rzadko wystepuję to w naszej krytyce)

Aha, z tego co wiem PM obecnie mieszka w Berlinie. a to "możemy" to o ogóle - polskich bywalcach galerii.

I jeszcze do poprzedniego polemisty, Sz.Anonima:

Jeśli artysta "cieszy się chwilą i tym, że zarabia kasę, i napawa sie pozytywnymi opiniami o jego sztuce" - to chyba świetnie?

pozdr,

K

Krytykant

Aha, jeszcze te komentarze odnośnie Borowskiego i Śliwińskiego. Na wystawie B. było 29 prac, na Ś. kilkanaście. Poza ABaz kupcami było w sumie (dla obu malarzy) 6 warszawskich kolekcjonerów. Prosze więc darować te zaczepki i anonimowe, zaszłyszane w maglu mądrości. "Akademia wie"? chyba nie. ale wystarczy podejśc do kolegów na korytarzu i zapytac. a także miec trochę zaufania do tego co piszę.

pozdr

K

Anonimowy

No ale miedzy tymi dwoma tekstami Kuby B. o Mateckim był jeszcze punkt zwrotny - wypowiedź Sasnala w wywiadzie udzielonym Kubie B.

Co Ci się podoba?

Podoba mi się Matecki. Naprawdę podoba mi się Matecki. Podoba mi się, że to jest tak odpychające.

Krytykant

sugeruje Pan/i, że Sasnal zainspirował sie moja recenzją, gdzie pisałem o mrocznych, gęstych od farby wizerunkach?

Oh, to miłe, ale podjerzewam, że ma on własne zdanie....

Anonimowy

zgadzam się z Panem, też podejrzewam, że ON ma własne zdanie. Inaczej też rozumiemy wyrażenie "punkt zwrotny"

Krytykant

a zatem?

Anon

no tak punkt zwrotny czyli sugesia i podpowiedz mistrza i idola kuby b. kto winien sie podobac,..wydzwiek tzw "niedzwiedziej przysługi" byl raczej negatywny stad liczne (pod owym tekstem)komentarze broniace tworczosci PM.No ale tylko krowy nei zmieniaja pogladow.:)

Krytykant

no i na tym zakończmy ten wątek.

Kobieta Niemłoda Steda Prawie Narzeczona

Drodzy, chaciałabym sie ZALOGOWAC gdzyz nie lubię występować anonimowo.

Jak to uczynić? Gdzie jest ZWANY FORMULARZ?

Krytykant

A to jest Pani w mniejszości. :-)

Nie ma logowania, moim zdnaiem to zbędne. Prosze pisac śmiało bez.

pozdr,

K

stachyr

cisza jak kartoflem zasiał

Anonimowy

matecki odpychający ?? co za banał i bezguście.Emo emo

Anonimowy

pole wyobrazni jest zawezone do granic mozliwosci więc o czym mowa

nawet niewiadomo co ta wyobraznia mialaby znaczyc dzis,a odwołanie do szumnie powiadziane poetyki surrealizmu to blaga jakich niemało w Świecie sztuki.juz za panowania surealistow obraz nie starczał ,cuz wiec dziś ?!

m

Czy w polskiej sztuce sa 2 artysci, 3 galerie itp itd.

Ja jestem zmeczona ta rzeczywistoscia tez, nie tylko ta niby/zaangazowana.

Jakos nikt tego watku nie podjal, a on jest w tym tekscie najwazniejszy i najciekawszy.

Jestem za sztuka odwrocona.

Anonimowy

polecam mierzenie się z tą rzeczywistością której masz tak dosyć a z którą przyszło ci jednak żyć w tym życiu w nowym projekcie Zachetowskim

http://ancity.blogspot.com/

Krytykant

ok, zerknę

pozdr,

K

Joanna

Nie sądzę aby sztuka w stylu żenującego kiczu Ziółkowskiego czy Borkowskiego była jakimkolwiek antidotum czy odpowiedzią na "zmęczenie rzeczywistością" , o którym piszesz Kubo. Jest to raczej efekt szukania czegoś na siłę.

Może przydałoby się trochę humoru i krytyki wewnątrz samej sztuki?

Co sądzicie o tym? http://thekrasnals.blox.pl/html

Anonimowy

to dopiero jest żenada :D - a raczej, gimanzjalne wygłupy zlewaczonej młodzieży

Krytykant

przepraszam, ale nie będe dyskutowac z opniami typu "zenujacy kicz", powiem tylko, ze w wypadku JJZ - wszystko, tylko nie szukanie na siłe. to jakies kosmiczne rozminięcie z Jego twórczościa. albo znanie jej skądinąd, ale na pewno nie z autopsji (no, moze debiut w FGF).

aha - "Krasnals". chyba jednak nie mam siły o tym pisac. dla kogo smieszne, dla tego smieszne - powiem tak. dla mnie to kompletna banalizacja niezwykle zniuansowanej twórczości, albo/i jej zupełne niezrozuminie. cóż, sasnala z kart historii sztuki to nie wymaże, a chwackim anonimom może pomoże.

pozdr,

K

PS. pojawiło się to w jednym komentarzu, więc prostuję - nie chodzi mi tylko o pole malarskie; z niecieprliwościa czekam na jakąś świezośc w innych mediach.

m

i co, nie pojawia się??

A może jest zbyt 'niszowa' żeby się pochylać?;)

Myślę, że im dalej od rzeczywistości, tym w sztuce świeżej. Tzn. od rzeczywistości w sensie wprost 'zaangażowanym'...nie będę tu się w naturę wistości rzeczy zagłębiać, ale wiadomo...

Anonimowy

no właśnie nie wiadomo! .taki podział na rzeczywistosc w sztuce i nie-rzeczywistość to banał ocierający się o granice absurdu.kto chociażby spróbuje wytyczyc te granice wogóle w życiu co jest rzeczywistością a co, przeto rozumiem-sztucznością.dochodzi do uproszczeń na skalę tanich i chwytliwych ,dla co po niektórych , tekstów/publikacji blogowych.niema tu miejsca na refleksję pogłębioną tylko na zaznaczenie problemu,a rzeczywistość(czyt.życie) od nich nigdy nie jest wolna,więc znaleść zawsze coś się znajdzie.zaznaczenie problemu to idea na miare licealisty i pustej rozprawki, która zazwyczaj jest czystą tautologią,bo i rozchodzi się summa summarum o oceną szkolną a nie zbawienie ludzkości.tu prócz tautologicznej szkolnej oceny dochodzi najzwyczajniej polityka/strategia promocji co po niektórych talentów znajomych oraz znajojmych znajomych.klucz "poetyki suurealistycznej"został użyty jkao wytrych narzedzie do reklamy i podjęcie pseudoproblemu być czy niebyć.swoją drogą Borowski w całym tym zestawieniu najsłabszy jest i wogóle się niełapie,mimo "klucza ErnstowoBretonowego.

m

i ps. do Sasnala jeszcze, pierwszy raz chyba...

malarstwo ma to do siebie, że się sprzedaje. Sasnal to bardzo dobry malarz, i mu się udało. Mali ci, którzy tego znieść nie mogą. Jak ktoś jest taki przeciw, to niech skonstruuje przekonującą krytykę całego systemu funkcjonowania sztuki, w którym sam ze swoim zrzędzeniem czy faktycznie żenującymi krasnalsami ma swój trybik. Jak się udaje na fali sasnalowej wypłynąć choćby przez bluzgi, to też skorzystają.

Zabawne przyznaję jest to przeciąganie Sasnala na lewo, w ogóle sztuka w polityce pełni rolę takich piórek które każdy aktywista chętnie sobie przypina i zaraz czuje, że jak 'artystycznie' to jakoś tak powabniej. Dlatego nie dać się należy. Odwrót!

m

do anonimowego> wiadomo. Po to jest sztuka, żeby bawić się w te absurdy. Fakt, teksty na blogach itp tego nie załatwią, dlatego się nie wdaję. Zależność sztuki i życia to bardzo fajny temat, na pewno lepszy od zależności sztuki i polityki. Cały czas o to mi chodzi, nie o  to czy to surrealizm czy inny jakiś izm się nazywa. W malarstwie ogólnie nie 'robię' ;) więc Ziółkowskiego oceniać nie będę, choć zły nie jest, klimat ma i maluje ok. Malarstwo to w ogóle jakiś inny odłam sztuki dzisiaj, należy rozróżnić malarstwo i resztę sztuki / właśnie dlatego że jest tak komercyjne. Kto nie chce obrazu sprzedać. A ta cała reszta funkcjonuje już inaczej i tu można jak najbardziej się zagłębiać i próbować uciekać od banału...tylko mało kto próbuje...

Anonimowy

z tego projektu ancity np. Truth ,przejzałem stronę

http://truthtag.com/gallery.php?id=1

i czy to zmęczenie rzeczywistością?.poprostu zabawa estetyczna na ruinach rzeczywistości przestrzeni miasta. wygląda to przyjemnie ale jaki jest tego cel,pobudzenie wyobraźni ?

AnonimowyAnonimowy

no właśnie blogi niezałatwią dlatego są jak to rozpisałem makietą do stawiania pseudo problemów(zaznaczam- niewszystkie,niewszystkie) a ukrywania pod nią-makietą-realnych celów promocji znajomych którzy i bez tej promocji jak widać radzą sobie nie najgorzej,przynajmniej w sensie finansowym.Sasnal natomiast jak obsłuchać wywiad np.Youtubowy niejest dobrze oblatany w temacie KP i jej celów więc niech może sobie maluje,to wystarczy.a nadinterpretacją niech zajmie się jego ekipa z Foksal Street.od tego jest i za to im płacą.

Krytykant

dobra, pominę kawałki o promowaniu kumpli. odniosę się do meritum. czy zaproponowany przeze mnie podział, a raczej obszar do eksploatacji, pewna potencjalność - jest banałem? oczywiście jesli sprowadzić rzecz do absurdu, tak jak Pan/i to robi - to pewnie tak. jednak prosze polemizowac uczciwie - z konkretnymi tezami tekstu, a nie z przypisanym mu postulatem pochwały surrealizmu. wydaje mi się, ze nie zawarłem w tekscie zadnej oceny danego artysty - w kazdym razie staralem się poprzestac na opisie określonej sytuacji. chodziło o zarysowanie problemu, wytyczenie jakiegos punktu wokól którego można rozmowiac. ja nie trafiłem na żadną przenikliwą analizę artystycznego status quo, prosze mi ją wskazać. raczej słysze w kólko te same zaklęcia, które już dawno nie działają jeśli je odnieśc do otaczającej nas rzeczywistości. oczywiście "zmęczenie" jest też metaforyczne... ale to wszystko jest w tekscie. to esej krytyczny, a nie naukowa dysertacja, ma raczej zapraszac do dyskusji i zajęcia stanowiska, niz dowodzić niezbywalnych tez. po nieco bardziej szczegółowy opis zapraszam do poprzendiego wpisu (1989). prosze przedstawic budująca kontrpropozycję uwzględniając możliwie szeroki kontekst i odnosząc się przy tym do moich argumentów, a nie bajać o licealistach i "szkolnych ocenach" (???). ja lepszej metafory nie znajduję. a że malrze - cóż, dyspnują oni szczególnie wrazliwym medium...

pozdr,

K

m

nie wiem do kogo to, ale mnie sie ten tekst podoba, tzn. trafia do mnie.

Polemika była raczej z którymś anonimowym.

Fakt, tu sie nie da spokojnie rozwijac wątku bo opinie się nakładają i krzyżują i nie wiadomo co do czego.

Ale tzn. Krytykant nie jest ´zmęczony', to tak po dziennikarsku w 3 osobie, taki zabieg...ale może by się 'opowiedzieć' ?..

Poprzedni tekst bardzo dobry, szczególnie zgadzam się z zaśniedziałością sztuki krytycznej tzw.... tylko co jest dziś...

nie no, pozdrawiam, ciężko to tu ogarnąć:)

Krytykant

tak, to do Anonima... :-)

pozdr,

K

Anonimowy

http://www.malgosiab.net/ czy Banasiak zna się na performances ?

fotografia zamiast Ruffa to Althamer ?aluzja w tytule czy luźne skojarzenie ?

Krytykant

nie, nie jestem specem od performace - mam wiedzę, powiedzmy, szkolną. zawszę wolę oddac tu pole Grzegorzowi Borkowskiemu. po coś robić na siłę, jeśli kto inny zrobi to niepomiernie lepiej?

Tak - to Althamer, zgodnie z podpisem w prawym dolnym rogu. Ta praca wydała mi się dobrą wizualną metaforą tytułu, podobnie jak nieokreslona magma Ruffa to stan formowania się, stan "pomiędzy".

pozdr,

K

Anonimowy

uciekł nam Sasal:((

MB

Zaglądam tu czasem i co widzę> anonimowy 3 piętra wyżej umieścił adres mojej strony. Owszem była rozesłana, ale tu znalazła się jakimś dziwnym 'przypadkiem'?? No bo tu chyba gospodarz decyduje o temacie, który chce podjąć. Ale może się mylę...

Ciekawe kto i dlaczego. Jeśli są uwagi to zapraszam do wymiany - mailowej!

Krytykant

MB:

skoro było to obok pytania odnosnie wątku, nie widzę problemu. zresztą w ogóle go nie widze, dopóki nie zacznie to przeszkadzac w dyskusji. czasem ktos wkleja tu adres www i tyle. No i dlaczego "przypadek", może ktos chciał Panią zarekalmować :-)

pozdr,

K

MB

Może...różne rzeczy się dzieją ;-)

To ja wracam też do swojego nicka,

i pozdrawiam

Joanna

Przepraszam, ja tylko studiuję i pewne rzeczy chciałabym zrozumieć, poszukuję dobrego źródła; na wystawie w Zachęcie nie odczułam niuansów twórczości Sasnala, o których Pan pisze. Czyż teorie próbujące określić jego twórczość i poukładać w wątki mówiące coś konkretnego i ważnego nie są tworzone na siłę? Przecież sam artysta mówi o sobie, że "Czuję się cholernie rozproszony nie ma w tym malowaniu żadnych reguł, to jest bardzo chaotyczne" "Teraz maluję obrazy o rzeczach, których nie można precyzyjnie nazwać słowami. Obrazy wyglądają jak wyglądają, a skojarzenia i niedopowiedzenia powodują, że rzeczy są tajemnicze." W swojej chaotyczności poruszył m. in. atrakcyjne dla krytyki tematy historii, zwłaszcza związanej z Holocaustem, o którym to wątku zresztą najwięcej się mówi.

Anonimowy

cd:

Sasnal dotykając wątków historycznych oczywiście się w nie nie zagłębia, oświadcza że nie zna się na historii, przemalowuje fragmenty – ślady napotkanych kadrów, zdjęć.

Na wystawie widać właśnie tą nieokreśloność, czy raczej nijakość, powierzchowny realizm.

Wobec zetknięcia z taką propozycją artystyczną, rozumiem że można mieć dosyć obecnej rzeczywistości – szczególnie artystycznej. I nie pomagają mi w odbiorze próby przedstawienia talentu artysty, jak np:

„Jednocześnie obrazy Sasnala to wiwisekcja malarstwa, wywrócenie go na drugą stronę, wybebeszenie, skierowanie w stronę jupiterów już nie ma tematu, ale samej struktury płótna i malatury”.

Joanna

anonimowy tuż powyżej to przez przypadek. Joanna

Anonimowy

Joanno, a co studiujesz?

Anonimowy

Uciekł nam Sasnal

Krytykant

Przepraszam, ale ja już trochę nie mam siły pisać nt. Sasnala. Polecam może "Sasnal. Przewodnik Krytyki Politycznej", tam jest dużo tekstów, ale to widac gołym okiem, więc...

aha - i o Sasnalu proszę może pod rozmową z nim, kilka wpisów niżej.

pozdr,

K

Anonimowy

zmeczenie rzeczywistoscia wkrada sie wszedzie.

np. na stronach obiegu w dziale krotko wciaz tkwia wystawy z 5 kwietnia.

to informator, czy pamietnik?

Krytykant

ja wiem, że doczepić się można do wszystkiego, ale prosze zająć się, hm, własną obowiązkowością. Z tego co wiem między 5 a 7 był weekend, a dziś są już wpisy na 7-mego. Naprawde, prosze darowac takie wpisy, bo to dopiero jest męczące... i raczej niczego nie wnosi.

pozdr,

K

Anonimowy

to nie jest "juz", kiedys pojawialy sie z tygodniowym wyprzedzeniem. W pewnych zawodach mniej wiecej z takim wyprzedzeniem planuje sie czas wolny - to ze dzis sa nie tylko z piatku, ale rowniez z dzisiaj, to naprawde nie jest dowod sprawnego dzialania.

Poza tym pana stosunek do czytelnikow jest malo kulturalny, moze w pana branzy to uchodzi, w innych jest nie do przyjecia.

Krytykant

prosze wystosowac oficjalną skragę do redakcji Obiegu, adres e-mail na stronie. zostanie przekazana osobie zajmującej się tą rubryką. teraz ok?

bo, przepraszam, ja naprawde nie wiem co odpowiedzieć. i po co pisze Pan to tu?

pozdr,

K

Anonimowy

az tak, zeby pisac listy to mnie te wydarzenia w sztuce ani profesjonalizm obiegu nie obchodza. Po prostu osoba o innej mentalnosci i dojrzalosci niz pan bylaby wdzieczna za uwage jak mozna cos usprawnic w firmie, w ktorej pracuje. A na obiegu nie ma mozliwosci komentowania.

Krytykant

proszę Pana, zakończmy tę wymianę zdań. proszę wracac do pracy, a nie rozbijać się po forach - z pewnością jest Pan sumiennym pracownikiem. a moja mentalność i dojrzałośc nie pozwalają mi odnosic się do protekcjonalnych komunikatów w tonie urzędowego poruczenia. nie wyczułem w nich troski. bez odbioru.

pozdr,

K

Anonimowy

Drogi Kubo, niewieleletni. Nie uważam, że warunkiem wypowiadania się o sztuce jest siwy łeb. Ale jest zastanawiające, że nestorzy sztuki byli i są pełni wszelkich wątpliwości, a wśród debiutantów (także debiutantów w krytyce) aż kapie od pewności siebie w sądach. Czy ciebie nie zastanawiają te dzisiejsze kariery jak marzenie. Ci młodociani dyrektorzy Kunsthalle w Bazylei czy w Joanneum w Grazu, te ich Vincenty i Flash Arty. Ten Uklański z księżyca, ten Sasnal z Tarnowa, a nawet ten Matecki aus Greenberg, teraz Kowalski jeszcze student, a już, jak się zachłystujesz, w międzynarodowym obiegu. Takie umysły i osobowości jak choćby Ryszard Stanisławski międzynarodową reputację budowali latami i jak zbudowali, to nawet niespecjalnie zorientowani wiedzieli "za co" zbudowali. Ja np, sorry za nieskromność, odrobinę śledzący co się dzieje, nie wiem jakie przymioty osobowości i dorobku Szymczyka i Budaka wyniosły ich na gwiezdne orbity artworldu. Nie, nie zazdroszczę, zastanawiam się. Tak jak nie zazdroszczę Sasnalowi, który ma dochody raptem na poziomie nastoletniej tenisistki Radwańskiej, a z jej dochodów nikt nie robi widowiska. Zapewniam cię, że gdybym w obrazkach Ziółkowskiego, Kowalskiego czy Mateckiego widział coś nie w typie ale na poziomie rokującego -jeszcze raz sorry za zestawienie- Kiefera, de Staela czy Giacomettiego to zęby bym wbił w ścianę z podziwu. A tymczasem jak widzę tych artystów dnia siódmego, chudą amatorszczyznę, jakieś drętwe surrealizmy i ceratę materii, która per analogiam do bzdetów z własnego, niemieckiego podwórka spodobała się przypadkiem berlińskiej Napiórkowskiej czyli Johnen oder Carlier/Gebauer Galerie, nie robi mi. Robi mi natomiast, że tacy krytycy od dwóch miesięcy jak Ty (no dobra od trzech) wzorem Gomułki, dla którego Polska liczyła się od 1945 roku, widzą tylko rówieśne gwiazdy. Weź przykład z Niemca ale inaczej. Niemiec potrafi dostrzec F. Susmayra, D.Ostrowskiego, ale nie zapomina o Fettingu, Oehlenie czy Baselitzu. Pamięta o Richterze, Polkem, Cy Twombly. On nawet nie wstydzi się pamiętać o Modersohn-Becker. Dlatego my, jeszcze długo będziemy na zadupiu, bo cenimy tych, którzy dobrze wypadają w niemieckich kontekstach. Niemcy natomiast polskie konteksty mają w głębokiej rezerwie.

AnonimowyAnonimowy

o,ktoś inteligentnie napisał.myślałem że tylko ja tak myślę.Banasiak mógłby przynajmniej nic nieodpisywać na ten tekst ,czy to w sposób "wulgarny" czy wyślizgująco się przyjemniacki a.k.a.wszystkiego najlepszego finansowanego z budżetu dziecictwa narodowego

Anonimowy

Panie to wszystko to mafia, a Sasnal czy Ziółkowski to gangsterzy

Anonimowy

uciekł nam Sasnal

Anonimowy

gdzie nam uciekł ?nam czyli komu ?mi nie uciekł ,cały czas tu siedzie przeca

Anonimowy

>>Ten Uklański z księżyca<<

Ja bym powiedzial Uklanski z Gagosiana.

Jesli szanowny Anonimowy (krygujac sie troche) neguje powyzszym zdaniem profesjonalizm i znawstwo sztuki Gagosiana, to nie ma chyba o czym gadac.

Anonimowy wie lepiej niz Gagosian.

OK.

:-O 

Anonimowy b

oczywiście... to odpowiedni ludzie mówią nam co jest wartościową sztuką, tylko oni mają dostęp do tej tajemnej wiedzy. Reszta niewtajemniczonych mogłaby się nie odzywać. Powiedzmy w muzyce prznajmniej artysta musi znać nuty i każdy usłyszy czy nie fałszuje. W sztuce - nie ma jakichkolwiek regół na których mogliby opierać się zwykli ludzie interesujący się tą dziedziną - np. umiejętność rysunku czy malarstwa to jakiś przeżytek.

Znawcy chętnie w swych wypowiedziach powołują się np. na teksty Foucault na temat włądzy i norm, krytykując te zagadnienia, chętnie jednak narzucają swój punkt widzenia. Światem sztuki rządzi konkretna władza i zatwierdzone przez nią normy. Artysta nie ma nic do "pokazania", ważne co "powie " ktoś z "wtajemniczonych".

I tak np. nasz ulubiony bohater mówi że nie ma reguł, a my czytamy konkretnie w jednym z tekstów pana K o tym co jest dobrą a co złą sztuką.

m

To fakt, bardzo ważna kwestia. Ostatnio na którymś blogu pani krytyczka pisze jasno: jestem krytyczką sztuki, taki zawód, więc mam prawo oceniać sztukę. No niby tak, przygotowanie teoretyczne itp, ale...tak jak artyści, tak i krytycy są podobno lepsi i gorsi. Tyle że artyści o krytykach nie mają prawa głosu, choć to ci pierwsi z nich 'żyją'. O tym, w jakim wieku można być dobrym artystą czy krytykiem to inna sprawa, w sumie ja nie wiem czy zasadnie jest o tym mówić w tych kategoriach. W końcu na pewno ludzie lepiej rozumieją bliską sobie pkoleniowo sztukę, a dalszą tak trochę odrzucają, i to idzie w obie strony. Raczej jednak szukać należy NIEZAWISŁOŚCI myślowej. Dobry krytyk nie może po prostu być wiarygodny pracując dla jakiejkolwiek instytucji, ani wielkiej ani najmniejszej, nastawionej na promowanie kumpli, panienek czy ulubionych maskotek. To jest wtedy jakaś inna aktywność która bardzo się rozmnożyła ostatnio / takie hybrydy kurakrytyków z pretensjami do władzy w sztuce. Przede wszystkim krytyk powinien mieć umiejętność ogarniania ZJAWISK w sztuce, analizy ich szerokiego kontekstu, no i pomaga, jeśli dobrze pisze. Tymczasem mamy zalew 'jedynie słusznych', wąskich tez, wygłaszanych przez absolwentów różnych kursów, którzy łapią okazję by się popławić w chwilowym znawstwie kilku osób i aktualnej chwilowo teorii. I to chwilowo działa. Proszę zauważyć, że ta chwilowość to jest charakterystyka całego ruchu w sztuce, w tzw. kulturze dzisiejszej w ogóle. Może nie ma od tego odwrotu, bo w takiej wielości zjawisk tylko chwilowo można się na czymś skupić, i każdy to wie. Chce mieć swoje 5 minut.

W sztuce dziś trzeba rozróżnić jakość rzeniosła i jakość, powiedzmy, mentalną. Nie da się od tego uciec. Jest dobry malarz / rzemieślnik i artysta konceptualny proktykujący intelektualne rzemiosło / tzn. robiący sztukę chwilowo chodliwą, łatwo ujmowaną w 'slogan' pod dyktando ww kurakrytyka, w zamian za chwilowe gratyfikacje. I jest sztuka która może nas poruszyć, dotknąć czegoś innego, i tu nie ważne czy to jest malarstwo czy inny gatunek. No i dochodzimy

że by to rozpoznać, to potrzebny jest dobry krytyk. Ktoś po prostu z wiedzą, wrażliwością i niezależnością. Może autor tego bloga coś tak próbuje, ale jest już w Wawie i w Obiegu i obiegu...to może być trudne. Za wąski ogląd. Może lepiej pisać o zjawiskach, przekrojowo, niż o nazwiskach... Co to będzie.... no i może gdzieś są jacyś nowi ludzie, ale to jest emocjonalnie ciężka praca, naprawdę ;)

Posłuchajcie i zważcie u siebie

1. Jest wiele sztuk:)

2. Nie ma zabawy. Nie ma sztuki.

3. Bez chęci posiadania nie ma tworzenia.

4. Tworzenie - to podróż z której można NAPRAWDĘ nie wrócić.

5. Ale można wrócić i trzepać niezły hajs.

6. Albo przynajmniej wcześniej nieźle sie zabawić.

5. Wytwarzanie dzieł i niesprzedawanie ich, to jak onanizowanie się grabiami.

6. Tekst o sztuce sam powinien być dziełem sztuki.

7. Krytyk jest zbędny jeśli jest pozbawiony talentu.

8. Kurator jest zbędny jeśli ma za dużo talentu. Wtedy powinien sam spróbować.

9. Tak naprawdę wystarczy jeden PRAWDZIWY czytelnik, widz itp.

10. TZW publiczność nie istnieje.

Uwaga dodatkowa:

11. Po co Ci galeria? Znajdź sobie chłopa.

Anoni m owy

1.a niektóre lepsze od innych...

2.TAK!

3.?

4.TAK!

5.Jak ktos uprawia sztuke zamiast sexu...

6. TAK!

7.TAK!

8.TAK!

9.TAK!

10.a co istnieje, no?

11. Po co Ci galeria? Baby Ci trza.

m

z tym sprzedawaniem radykalizm jakis sie zrobil - jasne że sprzedawać jak się da, ale nie liczyć innym co za ile, i czasem o sztuce też pogadać można.

Chodzi o to że sztuka jest fajna, ale są i fajniejsze rzeczy.

Radykalnie to należy się bawić - długo i naprawdę dobrze, a nie tak jakoś byle jak. To a propos pkt. 1, 2, 4, 5, 6 i oczywiście 11.! :)

Anonimowy

Bardzo ładny czasownik wyszedł przypadkowo pani/panu "m": PROKTYKUJĄCY. Proktykujący czyli robiący koło dupy. Bardzo przydatny w tekstach o sztuce

>

Imiesłów przymiotnikowy czynny, a nie czasownik. Przydatne na okoliczność następnych porad.

posłuchajcie i zważcie

fajna ankieta

jak mawia mój znajomek -kazdy chuj ma swój krój

skąd masz takie mądre rozwiązania na życie ,człowieku jesteś geniuszem

albo jeszcze studentem

1.sztuka powinna być poważna

2.widz nie jest potrzebny

3ważna jest jakość a nie ilość sprzedanych prac

4sztuka to co innego niż twórczość

5publiczność istnieje i ma do tego prawo

6"trzepać niezły hajs"-bez komentarza

7jest wiele sztuk

8sztuka jest piękna i uczy czym jest dobro w życiu

9sztuka uczy również etyki

10

m

no faktycznie niefortunne slowo, ale ze az tak uwaznie ktos to przeczytal...

ale chyba nie. W tym komentarzu na pewno nie chodzilo o ww czynnosc, ale dyskusje, i nie o konkretne osoby, ale tendencje. Sztuce raczej ciężko robić koło dupy, jak ktoś to uroczo nazwał.

Zamiast tropic slowa prosze przedstawiac argumenty.

Dla jasnosci ten blog uwazam za jeden z jasniejszych wlasnie przejawow krytyki art. ostatnio.

Anonimowy

to powyzej to chyba żart ?!

Anonimowy

Hej,

jak można mówić o świerzości tego "surrealizmu" Zółkowskiego i pozostałych jeśli na zachodzie od bardzo dawna malują tacy malarze jak neo rauch, daniel richter, itp.

W ogóle nie kumam o jaką tu świerzość ma chodzi?

A może to ma być świerzość polska?

Czy tak? Czy krytykant.pl rozpatruje tylko "sztukę" polską w oderwaniu od niepolskiej?

Anonimowy

Ciekawostka taka:

Zanim wszedłem na tą stronę wiedziałem, że będzie o Ziółkowskim itp.

Są dwa wytłumaczenia. Albo mam niezwykłe umiejętnści paranormalne, albo Krytykant stal się przewidywalny. Mam nadzieję, że jest to pierwsza możliwość.

Te obrazy to bardzo ciekawe ilustracje prowokujące mnie do refleksji nad różnicą pomiędzy ilustrowaniem i tworzeniem obrazu. Może ktoś zna jakieś fajne materiały na ten temat?

Krytykant

"o Ziółkowskim itp." - no ciekawy miernik. przy hasle "zmęczenie rzeczywsitością" nie obstawiałbym jednak zdolności paranormalnych. ;-)

Anonimowy

co do zdolności paranormalnych - jest w tym coś .

można zrobić listę osób o których Banasiak pisać będzie w najbliższym czasie.i napewno nie będą to jego oryginalne odkrycia tylko z konieczności potwierdzenia znanych lub preferowanych przez

Anonimowy

A jednak chyba krytyk ma prawo do "lubienia" pewnych wybranych rzeczy. Każdy ma przecież ulubioną markę samochodu lub kolor. Fajnie by jednak było, gdyby krytyk rozszerzał swoją listę rzeczy lubianych, przez poszukiwanie a nie trwanie w stanie błogości i satysfakcji jedną "perełką". Trzeba odkrywać.

Na tym blogu najbardziej lubię rozmowy z artystami, bo w końcu to oni są ze sztuką w najbliższym kontakcie.

A najbardziej przewidywalny jest chyba Art Blox:

1. Sasnal

2. Banksy

3. Tworzywo

4. Sanal

5. Banksy

6. Tworzywo

Anonimowy

art blox to śmietnik i więcej pisać nie trzeba na ten temat.

zapraszam na Pawła Dunala do M kwadrat.he he

jeśli kowalski jest takisobie w stosunku do ziółkowskiego to co dopiero ten.lepiej chyba było nierobić tej wystawy

przewidywalne wybory Banasiaka to co innego niż "lubi nie lubi".poprostu jest oczywiste i wiadome co lubi ,zatem przewidywalne i  poprostu nudne.ja z chęcią poczytałbym coś jego na temat poprostu czegos nowego,jego odkrycia.

może boi się ryzyka ? że ktoś zauważony przez niego będzie klapą,trudno żeby klapą był Sasnal czy Ziółkowski , bo nawet jak się niepodobają to robią karierę a to wystarczy na obronę.

Anonimowy

niech Bolga otorzy Borkowski :-)

też będą kontrowersje

Anonimowy

wystawienie przedstawienia kukiełkowego z laleczkami np. dzamy (w pajęczynkach jj na deskach magritte'a) jako alternatywa dla nudnej rzeczywistości? myślisz krytykancie, że przedstawienia w teatrze banialuka są mocną alternatywę dla teatru grzegorza jarzyny? urocze, a tak ogólnie to stawianie znaku równości pomiędzy surrealizmem a stosowaniem surrealistycznej ikonografii jest ryzykowne.

Krytykant

a gdzie Pan znalazł tu pochwałę TK? jednak w tekście o nim (powyżej) zarzucam mu dokładnie to samo co Pan, prosze zerknąć.

pisałem juz pod nastepnym wątkiem - to raczej metafora.. (prosze spojrzec do komentarzy)

pozdrawiam serdecznie!

K

Anonimowy

http://artpapier.com/?pid=2&cid=2&aid=1312