Zielona Góra – kontynuacja

Banasiak
/
Marian Szpakowski, „relief czerwony” (z cyklu „Rytmy”), fragment, 1981.

Kiedy w dniu wernisażu Yoko Ono przed warszawskim Zamkiem Ujazdowskim ustawiła się kilkusetmetrowa kolejka, zielonogórska wystawa Marian Szpakowski – kontynuacja świeciła pustkami. Jednak mimo że tego pokazu nie znajdziemy na listach najbardziej oczekiwanych wystaw roku, to zasługuje on na taką wzmiankę bardziej, niż niejeden z domniemanych ekspozycyjnych szlagierów.


Bywają wystawy, które teoretycznie powinny być co najwyżej niezłe, tymczasem błyskawicznie oczarowują widza. Czasem sprawia to szczelny, błyskotliwy kuratorski koncept, który trzyma w ryzach często nieprzystające do siebie prace i „wygrywa” nimi oryginalną melodię – do czego przecież niepotrzebne są instrumenty najwyższej klasy. Tak było choćby w wypadku wystawy Prym zorganizowanej cztery lata temu w BWA Zielona Góra przez Fundację Galerii Foksal (choć trzeba przyznać, że wówczas prace nieudane stanowiły zdecydowaną mniejszość). Jednak częściej nad takimi wystawami góruje niewidzialny magnes, który przyciąga do siebie kolejnych artystów i oddaje im nieco ze swej mocy. I to jest właśnie przypadek wystawy Marian Szpakowski – kontynuacja, gdzie magnesem, który wyciąga do góry nieudanych nawet twórców jest osoba, dzieło oraz, co nie mniej istotne, życie Mariana Szpakowskiego. Na pokazie zorganizowanym w Galerii Nowy Wiek funkcjonującej przy Muzeum Ziemi Lubuskiej swoje możliwości przekraczają młodzi artyści z Zielonej Góry – między innymi Basia Bańda, Rafał Wilk i Łukasz Jastrubczak.


Konstruktywista osobny

Przemysław Matecki, „szpak” (detal), 2008.

Twórczość Mariana Szpakowskiego urywa się w najbardziej ekscytującym momencie: kiedy eksperymenty z nowym tworzywem – barwną pleksi – zaczynają przynosić pierwsze rezultaty. Ledwie kilka kompozycji, które pozostały z tamtego okresu do dziś tchnie świeżością. Uderza jak bardzo oryginalne są to prace: całkowicie osobne, o od razu rozpoznawalnym stylu, posiadają niemalże współczesny sznyt. Estetycznie są niezwykle oszczędne, opierają się na prostym rozwiązaniu: kolorowej abstrakcyjnej formie umocowanej na surowej paździerzowej płycie. Wszystko rozgrywa się tu na styku matowej lub błyszczącej powierzchni pleksi oraz chropowatej faktury brązowej płyty. Te proste, kolorowe kompozycje powstałe na granicy lat 70. i 80. to malarski ekwiwalent estetyki schyłkowego Peerelu, niezwykle trafiony ekstrakt z wizualności soc-modernistycznej Polski. Wspaniale byłoby zestawić prace Szpakowskiego z realizacjami Moniki Sosnowskiej czy niektórymi obrazami Wilhelma Sasnala. – I rzeźbami Michała Budnego – uzupełnia Dawid Radziszewski, rodowity zielonogórzanin i właściciel młodej poznańskiej galerii Pies. Bo przecież na wystawie Prym Budny pokazał rzeźby inspirowane reliefem Szpakowskiego. Tym samym, który posłużył za wzór stołu, na którym wyeksponowano poszczególne prace składające się na gościnną wystawę Fundacji Galerii Foksal w Zielonej Górze.


Marian Szpakowski ma w Zielonej Górze status człowieka-legendy, to spoiwo, filar i spiritus movens tamtejszej sceny artystycznej lat 60. i 70. Szpakowski przyjechał do Zielonej Góry z Krakowa w połowie lat 50. Dowiedział się, że Ministerstwo Kultury i Sztuki oferuje młodym artystom mieszkania i już nie wrócił. Wciągnął się w wir tutejszego życia artystycznego – właśnie skończył się socrealizm, młodzi twórcy przepracowywali kolejne nowinki z Zachodu: taszyzm, malarstwo materii…


Zwrot następuje w 1965 roku, kiedy to Szpakowski bierze udział w elbląskim Biennale Form Przestrzennych. Zafascynowany geometrią i przestrzenią, kreuje specyficzny post-konstruktywizm, którego znakiem rozpoznawczym staną się dwubarwne ostrosłupy, ale przede wszystkim rysy i pęknięcia wyrżnięte w monochromatycznych płaszczyznach. Często zresztą zamawiał te formy u stolarza, a sam tylko je malował, czym wzbudzał głębokie oburzenie w ówczesnym środowisku artystycznym. Potem przyjdzie czas na pleksi i coraz bardziej intensywny kolor. Jednak nowatorstwo popularnego „Szpaka” sięga jeszcze dalej: kolorowy obraz z 1953 roku przedstawia koguta siedzącego na grzbiecie lwa. Patrzą na zawieszą na czarnym niebie czerwona gwiazdę, jednak ocean w ich tle dziwnie przypomina amerykańską flagę. Tytuł jest niewinny, właściwie kapistyczny: Kompozycja. Takie obrazy będzie malowała Gruppa – za 30 lat!


Casanova z garbem

Marian Szpakowski, „kompozycja żółta w kole”, 1979.

Wszystkie prace z geometrycznego okresu Szpakowskiego znajdziemy w Galerii Nowy Wiek. Pokaz otwarto 1 września, dokładnie w dwudziestą piątą rocznicę śmierci artysty. Jak młodzi zielonogórscy twórcy radzą sobie z legendą?


Oczywiście nie wszyscy są równie dobrzy, ale w sztuce to nic niezwykłego. Tak jak niegdyś ponad innych wystawał Szpakowski, tak dziś ziomków talentem na głowę bije Przemysław Matecki. Na zielonogórskiej wystawie pokazuje nowe płótno – maleńkie zdjęcia Szpakowskiego zamalowane grubymi warstwami gęstej, białej farby. Kompozycja Mateckiego nawiązuje do flirtu Szpakowskiego z malarstwem materii, ale stanowi także pojemną metaforę drogi twórczej malarskiego samotnika, dziś otoczonego białą mgłą niepamięci. Świetna jest także prościutka praca Łukasza Jastrubczaka Repulsion: czarna rysa biegnąca przez sufit galerii. Czytelne odwołanie do poetyki Szpakowskiego to jednocześnie mocny symbol nieprzystawalności, ale także talentu, który rozrywa wszelkie ramy, a w konsekwencji generuje konflikty.


Bo Szpakowski to dla młodych artystów nie tylko twórca konkretnych prac, ale także człowiek o bogatej biografii. Chory na skoliozę, garbaty, niemal karzeł, był jednocześnie wolny od kompleksów i przekonany o własnej wartości: tak na planie artystycznym, jak w życiu codziennym. – Taki miejscowy Casanova – mówi Radziszewski. Szpakowski był również szalenie pracowity, a także, co w tamtym czasie i środowisku niezwykle rzadkie, nie nadużywał alkoholu. Przez wódkę posypało się wtedy wiele obiecujących karier, jednak Szpakowski przede wszystkim działał – można nawet zaryzykować patetyczne stwierdzenie, że miał misję i wierzył w jej powodzenie.


Szpakowskiego-człowieka próbuje Rafał Wilk, który pokazał fotografie stylizowane na fotosy „z epoki” oraz takiż film. Kameralny, senny, okraszony muzyką Komedy, wspaniale buduje atmosferę całego pokazu. W rolę Szpakowskiego bardzo udanie wcielił się Jarosław Jeschke, który okazał się niemal jego sobowtórem, towarzyszkę malarza zagrała Basia Bańda. Bańda postanowiła również przenieść dzieło Szpakowskiego w teraźniejszość, czego symbolem jest relief z fasady BWA Zielona Góra opakowany przez artystkę w różowy materiał. Postała bardzo prosta, efektowana i wyrazista realizacja, a przecież Bańda przyzwyczaiła nas do zgoła innej poetyki. Oto co może sprawić mocny „magnes”!


Marian Szpakowski – kontynuacja nie jest wystawą kompletną. Kurator Leszek Kania nie zatrzymał się w porę i w Galerii Nowy Wiek wisi kilka zdecydowanie nieudanych prac. Co ciekawe, są to prace kolorowe i odnoszące do osoby Szpakowskiego jakby bez przekonania (Czajkowski, Swacha, zdecydowanie Hanćkowiak). Bez nich pokaz byłby zwięzły, spójny także pod względem formalnym. Jednak na szczęście siła przyciągania Szpakowskiego jest zbyt duża, by w sposób istotny zaburzyło to odbiór całości.


Winogrona zamiast Złotego Grona

Łukasz Jastrubczak, „Repulsion”, 2008.

Począwszy od 1963 roku Szpakowski organizuje Ogólnopolskie Wystawy i Sympozja Złotego Grona – festiwal sztuki najnowszej o charakterze biennale. Złote Grono to festiwal prekursorski pod wieloma względami. Poszczególnym projektom artystycznym towarzyszyły sympozja i rozbudowane dyskusje, to tu, w 1967 roku, po raz pierwszy w Polsce artyści na tak dużą skalę weszli w dialog z przestrzenią publiczną za sprawą doraźnych interwencji, a także… otrzymali budżet. Szpakowski nie musiał obawiać się nacisków ze strony władz, bo poparli go m.in. Przyboś, Sandauer, Porębski, Matynia. – Złote Grono to zdecydowanie pomysł i dzieło Szpakowskiego. To obok Elbląga najważniejsza impreza tamtego czasu. Jedyna różnica jest taka, że po Złotym Gronie nie pozostały żadne materialne ślady, czyli w tym wypadku konkretne realizacje. Dopiero teraz staramy się rekonstruować tę tradycję – mówi Wojciech Kozłowski, dyrektor BWA Zielona Góra.


Szpakowski zaniechał organizowania Złotego Grona w latach 70. Coraz mocniejsze naciski władz sprzęgły się z żądaniami lokalnego środowiska, by uwzględnić je w kolejnych odsłonach. Tymczasem Szpakowski rozumował jak współczesny kurator: „myślał lokalnie, działał globalnie”, a Złote Grono było budowane na miarę imprezy ogólnopolskiej. – We wszystkich edycjach Złotego Grona z liczących się twórców zabrakło może tylko Krasińskiego i Kantora. Byli za to jego studenci, którzy zrobili akcję My nie śpimy – opowiada Kozłowski. W zgodzie z relacją Anki Ptaszkowskiej opublikowanej w tomie Traktat o życiu Krzysztofa Niemczyka (nawiasem: również uczestniku tamtych wydarzeń) wzięło się to stąd, że kiedy Kantor dowiedział się, że jego studenci „od tygodnia nie mogą spać myśląc o tym, co zrobić”, odpowiedział: „No to nie śpijcie!”. Cała akcja został naturalnie odczytana jako manifestacja polityczna. Ptaszkowska wspomina, że sytuację opanował dopiero Jonasz Stern, który podczas bankietu, w którym brał udział cały Komitet Wojewódzki PZPR, przeszedł do niej przez całą salę, „objął i ucałował”. – On się potem stał takim parasolem tej imprezy – mówi Kozłowski.


Ostatnie czego chciał Szpakowski, to zamienić Złote Grono w prowincjonalny przegląd prac dyspozycyjnych plastyków z Zielonej Góry. Potem przez długi czas legenda Złotego Grona obumierała, nie udało się przekuć jej w nośny mit. Złośliwie można powiedzieć, że elementem budującym tożsamość Zielonej Góry stało się wielkie rokroczne winobranie, a nie Złote Grono. – Trzeba wyraźnie powiedzieć, że szansa na stworzenie po 1989 roku zielonogórskiego lobby została zmarnowana – przyznaje Kozłowski.


Spadkobiercy „Szpaka”

Marian Szpakowski, „relief czarny” (fragment), 1972/72.

Jednak tradycja Złotego Grona okazała się atrakcyjna dla najmłodszego pokolenia zielonogórzan. – Teraz młodzi chcą robić coś na zewnątrz, ale wychodząc stąd. Jak Szpakowski. Bez kompleksów. A osobą, która potrafiła zauważyć grupę artystów wybijających się ponad przeciętną był Dawid Radziszewski. Prędzej czy później musiało zdarzyć się tu coś dobrego. I się zdarzyło – mówi Kozłowski. – Czujemy sie kontynuatorami tego, co robili ci ludzie – potwierdza Radziszewski.


Przy Uniwersytecie Zielonogórskim od 1991 roku działa Wydział Edukacji Artystycznej. Niemal wszyscy uczestnicy wystawy Marian Szpakowski – kontynuacja są jego absolwentami. Dlatego ten pokaz to zwieńczenie pewnej dynamiki. Bo artyści wywodzący się z Zielonej Góry funkcjonowali dotąd jak satelity, postrzegano ich osobno, choć zapewne sporo osób (w tym niżej podpisany) zastanawiało się na czym polega fenomen tego miasta. Teraz dostajemy suspens: pozornie odległe od siebie elementy zazębiają się i tworzą spójną całość. Nie wiem, czy Marian Szpakowski – kontynuacja to dla zielonogórskich artystów moment formacyjny, jednak na pewno chwila, w której rozmyta dotąd tożsamość została przyobleczona w spójną formę.


Co nie mniej istotne, być może nadszedł w końcu moment, w którym gwiazda „Szpaka” rozbłyśnie na całą Polskę. Jednak tutaj potrzeba już zdolnych kuratorów, którzy potrafiliby uwspółcześnić, czy wręcz przewartościować dorobek Szpakowskiego – tak jak dzięki pracy Fundacji Galerii Foksal miało to miejsce choćby z dziełem Edwarda Krasińskiego. Na razie Dawid Radziszewski przygotowuje dużą wystawę o środowisku artystycznym Zielonej Góry. Pokaz będzie nazywać się My nie śpimy, premiera za rok w warszawskim CSW Zamek Ujazdowski. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejka na wernisaż będzie dłuższa niż na Yoko Ono.



Tekst ukazał się w „Kulturze” (dodatek do „Dziennika”) z dnia 26 września 2008, s. 42–43.

Komentarze (42)

Anonimowy

"Oczywiście nie wszyscy są równie dobrzy, ale w sztuce to nic niezwykłego. Tak jak niegdyś ponad innych wystawał Szpakowski, tak dziś ziomków talentem na głowę bije Przemysław Matecki."

Znowu Pan tu sztukę "usportawia".

Anonimowy

Berdyszak i inni robili bardzo podobne rzeczy w tym samym czasie. Skąd nagle to olśnienie. Kaprys?

Anonimowy

Ten sam Matecki, którego Pan tak krytykował w recenzji wystawy z Rastra?

To jacy są ci inni, których on bije na głowę? Czy teraz już Matecki jest Pana zdaniem ok? Przekonali Pana ci, którzy go bronili w komentarzach pod Pana tekstem?

Krytykant

to musi być strasznie męczące być tak marudnym... chyba mozna ciekawie podyskutowac o tym tekscie/M.Szp./ZG?

ale ok, niech Panu/i będzie, odpowiem.

tak, ten sam Matecki. Nie, sam się (naocznie) przekonałem.

no i muszę Pana/ią zmartwić - już ktoś kiedyś wyciągnął mi tę jakże haniebną rozbieżność - kiedyś krytykowałem, dziś chwalę. w tej materii odsyłam Pana/ią do wymiany zdań pod postem "Zmęczenie rzeczywsitością", powinna rozwiać wszystkie Pan/i wątpliwości co do mojej oceny twórczości PM.

życzę miłego dnia

K

Anonimowy

No to zmartwił nas Pan faktycznie. Bo to przecież oznacza, że o tym, że coś jest dobre przekonuje się Pan ... z pewnym opóźnieniem w stosunku do większości ludzi z branży. No i jak tu czytać Pańskie recenzje z bieżących wystaw.

Anonimowy

daj juz spokuj czlowieku.sam sobie postaraj sie odpowiedziec na pytania czy cos ci sie podoba czy nie.przez takich jak ty takie mijesca ja to i im podobne zamieniaja sie w belkot zestresowanych i niedowartosciowanych wypowiedzi.

Bezan

"My nie śpimy"? Nie, nie śpicie. Ruszacie się jak nakręceni.

Grotmaszt

Najpierw powołali się na Szpakowskiego, potem pożyczyli tytuł od studentów Kantora... A na własnych skrzydłach nie da się polecieć? Nie uniosą?

Anonimowy

oj coz za infantylne stwierdzenie " bije talentem na glowe"?| co to kuurr...a jest pchniecie kula?

widac jak to mistrz S. skorygowal punkt widzenia na Przemka El "niedzwiedzia przysluge" Mateckiego, moze kiedys jakis mistrz powie o tych mlodych cos cieplego i zaczna topniec lody,..nie bedzie juz mowy o "przekraczaniu mozliwosci" tylko o "zbanalizwoniu tworczosci "itp.itd.

pozdro

Anonimowy

Panie Krytykancie. Kto lepszy, kto kogo bije talentem na głowę: Francis Bacon czy Joseph Beuys? Neo Raush, czy Giorgo Morandi? Co? A może Łeb w Łeb?

Anonimowy

Kto lepszy Herman Nitsch czy Georgia O'Keffe?

Anonimowy

Paul Mc Carthy czy Francis Alys?

Anonimowy

Paul Mc Carthy czy Francis Alys?

Anonimowy

Ceramiki Picassa, czy obrazy kubistyczne Picassa?

Anonimowy

Marcel Duchamp czy Rose Selavy?

zielonogórzanin w madrycie

Być może skrytykowane przez Pana prace „(Czajkowski, Swacha, zdecydowanie Hanćkowiak)” do samego Szpakowskiego odnoszą się bez przekonania jednak nie jest to wystawa Tribue to Szpakowski tylko jak mówi tytuł wystawy, jak również sam Pan sugeruje KONTYNUACJA (rozwijanie miejscowej zielonogórskiej sceny sztuki)). I rozumieją ową kontynuację jako prezentację własnej twórczości, własnej konstrukcji i dekonstrukcji życia w tym mieście - schowanego w ciemnym lesie, chodzi bardziej o odbiór zielonogórskiej rzeczywistości i odniesienie się do niej w sposób szczególny (patrz praca Hanćkowiaka, patrz życie i konstrukcja rzeczywistości miasta przez Szpakowskiego). Wydaje mi się, że stawianie na spójność tej wystawy patrząc tylko jedno-płaszczyznowo nie wystarczy, trafne sportretowanie Szpakowskiego i pęknięcie na suficie też nie wystarczą do pomieszczenia tematu jaki wiąże się ze Szpakowskim , kontynuacją i Zielona Górą…

zielony "mi"

Trafnie zauważone zostało  że prace wystawy dobrane zostały nieco na siłe. Prawdopodobnie tak na siłe, że aura Szpakowskiego je ledwo obejmuje...

Ma sie wrażenie, że dużo pominieto i zignorowano podczas doboru artystów, z perspektywy znajomości śśrodowisk miejscowych. Ale jak każdy ośrodek kulturalny i tu działaja określone lobby :) Może stąd niedosyt....

Chwała i brawa dla Basi Bańdy i Rafała Wilka. Obrazy, obrazami ale fajnie że ruszyli gdzieś dalej w materii sztuki.... szerokość pomyślunku znacznie sie potrafi zwiekszyc przy wyjściu w przestrzeń działań multimedialnych.

W samej kwestii Szpakowskiego.

Wypromowanie na legendę i nestora p. Krasińskiego to doskonały krok marketingowy ze strony warszawskiej instytucji. Z tego co na blogach rynkowych piszczy instytucja ta posiada znaczny zbiór prac jeszcze do niedawna całkiem niemal nieznanegoartysty. A solidne ceny prac, które im sie udaje uzyskać na rynkach zagranicznych miło zskakują.

Ciekawi mnie gdzie zachomikowano lwią część prac Szpakowskiego, W podziemiach BWA czy Muzeum w Zielonej Górze...

W każdym razie brawa dla dyrektorów powyższych instytucji za dojrzałe działania marketingowe.... Ciekawe jednak kiedy to przepiszemy na nowo podręczniki i opracowania dot. 2. połowy XX w. .

Tych starych-nowych nazwisk wszak zabraknąć tam nie może... :)

Anonimowy

szpakowski był rewelacyjnym artysta

Anonimowy

warszawa wypromowała krasinskiego że aż juz patrzec nie mozna na te jego kreski niebieskie..ball w podlasiu to największa głupota w stylu Nader Polita fgf i ptaszkowskiej..litosci !!!

zielony

"szpakowski był rewelacyjnym artysta"

Był jednym z wielu rewelacyjnych artystów ZG. Teraz trochę na siłę robi się z niego legendę i figurę pomnikową czego za życia nie trawił. Był bardzo krytyczny - tak samo w stosunku do innych jak i do siebie. Nie wiem czy zaakceptowałby wszystkich artystów, którzy teraz powołują się na jego nazwisko. Mam strasznie mieszane uczucia co do omawianej wystawy - z jednej strony może jest ona ukłonem złożonym zmarłemu, z drugiej może cynicznym żerowaniem na zwłokach.

Oglądałem wystawę już dwukrotnie i wciąż nie jestem pewien...

HUNDERTWASSER

no właśnie... a jeśli już sie pojawił temat postgwiazdorstwa Krasińskiego.

Jak odnieść magie niebieskiej linii do jednego ze znaków rozpoznawczych Hundertwassera. Chodzi mi oczywiście o tą jego" filozofię braku linii prostych"

i oznaczanie obiektów i pomieszczeń linią odręczną.

Może to po prostu czasy takie były, że każdy miał swoją "linię" a może w Polsce mało kto o takich ludziach jak Hundertwasser słyszał stąd jakże twórczy pomysł Kraińskiego.

Złośliwe? Wiem! Ale dojdzie do tego, że podobnie jak to w środowisku performerów do szczenięcych awantur "kto był pierwszy a kto najpierwszy"(dzieła zebrane pTruszkowskiego), tylko że te spory rozegra w tym przypadku warszawski mechanizn fundacyjno-promocyjno-finansowy.

bordowy w zolte kropki

Do Zielonego - a iluz to takich rewelacyjnych w tej ZG? Jakies zaglebie zapoznanych geniuszy?

Anonimowy

Nie rozumiem, kto jest kuratorem wystawy w Zielonej Górze? Kania czy Radziszewski? Kania wymieniony jako kurator mimochodem, jakby krytycznie (choć wystawa w Dzienniku ma 5 gwiazdek), przy okazji wymienienia najsłabszych prac. Radziszewski kilka razy cytowany? Czy ktoś z Zielonej G. wie, kto w końcu zrobił tę wystawę?

Anonimowy

Nie ważne, kto jest kuratorem. Ważne, kto zgodził się sfotografować z książką krytykanta.

Krytykant

jak wskazuje fragment "Kurator Leszek Kania" - jest nim Leszek Kania.

pozdr

K

Anonimowy

o ja np. myślałem, że on tylko tych trzech słabych dołączył, a wszystko co dobre to Radziszewski zrobił, ależ ma Pan przejrzystość pisania, istnie dziennikarską!

Anonimowy

wlasnie dla czego w tekscie o wystawie w Zileonej Gorze 3 krotnie pojawia sie nazwisko czlowieka D.Radziszewski ktory z ta wystawa nie ma zupelnie NIC WSPOLNEGO!!!?chyba nie da sie uciec od pytania o kolesiostwo.przeciez to absur.

prosze odpowiedziec na pytania.

Zielony

Do bordowego:

A słyszał Pan może o Felchnerowskim albo Rojowskim? Jeżeli nie, może warto zainteresować się historią środowiska ZG, poczytać, poprzeglądać katalogi... Działo się tu całkiem sporo w swoim czasie, a i teraz raczej nie wszyscy umarli...

Krytykant

anonim:

tak jest!

a więc tak, to tekst o wystawie "MS-kontynuacja", a nadobecność DR podyktowana jest kolesiostwem, bo, jak Pan/i trafnie zauważył, nie ma On z tym pokazem absolutnie nic - zupełnie - wspólnego.

gratuluję rozwikłania kolejnego spisku.

ciao, ślę pozdrowienia i miłego dnia. bez odbioru

Zielony:

dobrze, postaram się.

pozdr

K

Anonimowy

myslalam ze traktuje Pan swoich czytelnikow z wieksza powaga.nie projektuje kolejnego spisku tylko sie pytam.

pozdro

zielony mi

"(...)Jednak tutaj potrzeba już zdolnych kuratorów, którzy potrafiliby uwspółcześnić, czy wręcz przewartościować dorobek Szpakowskiego "

Dlaczego nie Radziszewski ?

Udało mu sie z Mateckim, uda ze Szpakiem !

Ten człowiek wie o co w tym cyrku się rozchodzi...

(zainteresowanych odsyłam do dziejów galerii Pies )

Anonimowy

Szkoda tylko, że kolega został w tym tekście bardziej dopieszczony niż kurator podobno dobrej wystawy, cóż "młody galerzysta czyta książkę młodego krytyka", czyli staramy się zrobić nowy establishment.

Anonimowy

nie było by zarzutów o kolesiostwo gdyby tekst/wystawa były dobre i rzeczowe. Ludzie w świecie sztuki nie od dziś sie znają.

Anonimowy

bo to trzeba subtelnie i delikatnie, a nie tak z grubej rury, w sumie niedźwiedzia przysługa dla Dawida :)

Wojciech Kozłowski

Zapraszam w imieniu kuratora Leszka Kani do Zielonej Góry, do Galerii Nowy Wiek w Muzeum Ziemi Lubuskiej na uroczyste zamknięcie wystawy Kontynuacja - 17.10. o godzinie 17.00 Wystawa jeszcze troche potrwa, ale tego wieczora będzie szansa spotkania wszystkich artystow (oraz unoszącego się nad tym zdarzeniem ducha Mariana Szpakowskiego). Pozdrawiam.

DUCH

huuuu huuuuuuuuuuuuuuuuuu !

Grotmaszt

Czy to Szpakowski przewraca się w grobie?

Zielony

Jest już po, wystawa została zaprezentowana w finalnej postaci. Wnioski - niewesołe; prace Szpakowskiego nie przetrwały próby czasu, zbyt powiązane były ze swoją epoką; a prace młodych artystów... Cóż, jednak nie jest to coś co można pokazywać publicznie, a już na pewno nie w zestawieniu z pracami uznanego artysty. Wujątek stanowi "Szczelina" Jastrubczaka, jedyna praca, która zdaje się kontynuować poszukiwania Szpakowskiego.

Podsumowując - miała być kontynuacja a wyszedł pogrzeb.

Anonimowy

to naprawde przykre że nie zostaeś zaproszony do udziału w tym "pogrzebie".

ZIELONY MI

Ależ to własnie łączy prace Szpakowskiego z zaprezentowanymi na wystawie.

Sezonowość. Moda. Bycie na czasie ale z jednoczesnym pominieciem wznoszenia sie ponad czas ( darujcie pompatyczność! ) .

Ja niestety wciąż mam wrażenie, że Andrzej Wróblewski wciąż żyje i oddziaływuje na tysiące twórców i konsumentów w tym kraju.

O Szpakowskim chyba sie nie da tego powiedzieć.

Ale taka jest cena wtórności i podażania za modą.

Taka cene zapłacą też uczestnicy wystawy.

Najtrafniejsze konteksty rzeczywiście chyba porusza wspomniany Jastrubczak, którego mural(?) oszczędny i surowy mówi i działa tysiąc razy mocniej niż inny mural w sali obok. Odnosi się i do Szpakowskiego i do wielu innych spraw przez fakt swojego usytuowania i sposób realizacji.

Niestety część prac ślizga sie po powierzchni i w dialog z wystawą i odbiorca nie wchodzi. Jest hmm... podejrzanie zapatrzona w siebie.

Anonimowy

... ale o co chodzi?

Krytykant

o to, ze ktoś przekleił wypowiedź W.Kozłowskiego spod kompletnie innego posta.

Skasowałem.

pozdr

K