Wystawa, która nie rzuca cienia

Banasiak
/
Marcin Nowicki, „Nie wiem”, 2003.

Na Nie ma sorry wchodzi się od zaplecza, przez małe drzwi na tyłach tymczasowej siedziby Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Od progu trzeszczy wideo Marcina Nowickiego Nie wiem. To wymowny początek wystawy: na prościutkim filmie oglądamy niezdarnie nałożoną na statyczny kadr figurkę artysty, która podskakuje w rytm zsamplowanej wypowiedzi Józefa Robakowskiego. Metaliczny głos powtarza mantrę: „Czym jest sztuka? Nie wiem, nie wiem… I chyba nie chcę wiedzieć”, by pod koniec powiedzieć: „Może sztuką jest właśnie to, co znajduje się poza sztuką, co do niej nie należy”? Nie wiem to nie tylko manifest niepewności i dystansu. To także ironiczny komentarz do formuły kina strukturalnego, którego wybitnym przedstawicielem jest właśnie Robakowski. Co jednak ciekawe, film Nowickiego pochodzi z 2003 roku, a sam autor nie zajmuje się już sztuką. Jak znalazł się zatem na wystawie?


Otóż tylnymi drzwiami wchodzą nie tylko młodzi artyści, ale również młodzi kuratorzy. Dokładnie ósemka, bo Nie ma sorry to wystawa zrealizowana w ramach seminarium na Muzealniczych Studiach Kuratorskich Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jednak metafora „tylnych drzwi” (podnoszą ją sami kuratorzy) jest myląca. Kojarzy się bowiem z drogą na skróty, jakimś sprytnym trikiem, który pozwolił ominąć wysokie ogrodzenie chroniące establishment polskiego art worldu. Złośliwców uprzedzę od razu, że nie chodzi mi bynajmniej o to, iż opiekunką grupy przygotowującej Nie ma sorry była Joanna Mytkowska, a miejscem ekspozycji stało się Muzeum Sztuki Nowoczesnej – dzięki czemu młodzi kuratorzy nie tylko nie musieli robić podkopu, ale wraz z dyplomem dostali złoty klucz na salony. Metafora „tylnych drzwi” jest myląca, gdyż Nie ma sorry wznosi się na fundamencie wielomiesięcznej, ciężkiej pracy. Kuratorzy wykonali imponującą pracę u podstaw: odwiedzili wszystkie akademie i obejrzeli portfolia ponad 300 artystów. To smutny paradoks naszej sceny, że wystawa przygotowana inaczej, niż w oparciu o listę kontaktów w telefonie i wyszukiwarkę Google jest precedensem. Kuratorzy średniego pokolenia powinni spłonąć ze wstydu.


Nowy obszar własny?

Paweł Sysiak, „Bez tytułu”, 2008 (fragment).
Łukasz Jastrubczak, „Bez tytułu”, 2008 (fragment).
Sławomir Pawszak, „Bez tytułu”, 2008.
Anna Panek, „Porastanie”, 2008 (fragment).

To właśnie z archiwów warszawskiej ASP pochodzi praca Marcina Nowickiego. Ale to jedyny taki przypadek na Nie ma sorry. Reszta artystów to niedawni absolwenci akademii, a w niektórych przypadkach ciągle studenci. Jest również kilku twórców, którzy pierwsze kroki na scenie artystycznej mają już za sobą (Wojciech Doroszuk, Wojciech Bąkowski, Anna Molska, Łukasz Jastrubczak).


Kogo poza Nowickim odkryli kuratorzy? Na szczególną uwagę zasługuje niesłychanie skomplikowana instalacja (choć to nie do końca trafne określenie) autorstwa Pawła Sysiaka, studenta V roku warszawskiej ASP. Sysiak pokazał rodzaj dzieła totalnego, przewrotnej retrospektywy w formie multimedialnej gazetki ściennej. Koronkowa realizacja obejmuje nie tylko autonomiczne prace, ale także rekonstrukcję siatki intelektualnych i artystycznych inspiracji Sysiaka. To praca całkowicie osobna, bezbrzeżnie szczera, choć w niektórych partiach skażona (ujmującym) infantylizmem. Jednak żadne streszczenie i tak nie odda jej sprawiedliwości: by ją zgłębić, warto zagospodarować przynajmniej godzinę. Zresztą autor zdaje się być tego doskonale świadom, bo niektóre elementy Bez tytułu umieścił na specjalnej stronie www.franekb.pl.


Kapitalny jest też film Anny Molskiej. OWOW1 to scenki ze słynnej „Kowalni”, pracowni profesora Grzegorza Kowalskiego, w której studia Molską ukończyła w tym roku. W krótkim teście anonsującym film czytamy, że o ile niegdyś istotą zadawanych przez profesora ćwiczeń było samo uczestnictwo, proces i współdziałanie, o tyle teraz „dziełem” staje się sama dokumentacja. Dodajmy, że chodzi o autorską metodę pedagogiczną Grzegorza Kowalskiego wyrażoną hasłem Obszar wspólny, obszar własny. Mówiąc w olbrzymim skrócie, polega ona na wzajemnej komunikacji uczestników danej sytuacji za pomocą niewerbalnych środków wyrazu, a w konsekwencji „przekroczeniu i rozszerzeniu wyznaczonego na początku obszaru wspólnego”. Molska – niczym żmija odchowana na piersi Mistrza – z figlarnym uśmiechem krytykuje nie tyle samą metodę Kowalskiego, co łatwość, z jaką akceptują ją studenci. A więc może także jej archaiczność? Bo kiedy oglądamy studentów podwieszających nagie modelki na specjalnych uprzężach, zaciskających w dłoniach mokry gips czy dzielących się chlebem, który zawieszony na lince wędruje od jednej osoby do drugiej, w tle zaś słyszymy pogodną muzykę i melorecytowane fragmenty poszczególnych ćwiczeń zadanych przez profesora, zdajemy sobie sprawę, że to tylko pusty rytuał, bez nerwu i znaczenia. Sielankowa, bezpieczna zabawa w sztukę. Molska, bez wątpienia najzdolniejsza artystka, która w ostatnim czasie opuściła Kowalnię, proponuje swoim kolegom co najmniej autorefleksję.


Udany jest też króciutki, choć profesjonalnie zrealizowany film Marca Tobiasa Winterhagena The Callgirl and her Client. Tytułowa dziewczyna na telefon, zamiast spełnić życzenia klienta, oferuje mu przyspieszony kurs filozofii i talmudyczne rozważania o naturze chwili obecnej. Niezwykle interesujące jest również wideo Julii Zborowskiej, choć raczej z powodów poznawczych, aniżeli artystycznych. Rozmowa z MM to krótki dialog z Marcinem Maciejowskim, choć lepiej będzie powiedzieć: pytania młodej artystki i kłopotliwe milczenie jednego z najlepszych malarzy średniego pokolenia. Dodajmy, że milczenie niereżyserowane, bo Maciejowski, bez wątpienia człowiek introwertyczny, nieśmiały, jest autentycznie zdumiony górnolotnymi pytaniami Zborowskiej – np. o domniemane zło kryjące się w jego obrazach. Jednak Zborowska (ur. 1985) uchwyciła być może istotną pokoleniowa różnicę: podczas gdy Maciejowski w jednym z wywiadów deklarował, że pragnie by jego obrazy były „na pierwszy rzut oka komunikatywne, a nie za bardzo artystyczne, czyli niezrozumiałe”, młoda absolwentka malarstwa zamiast malować – hamletyzuje; robi sztukę o sztuce.


Nie przekonuje mural Sławomira Pawszaka: efektowny, lecz nazbyt podobny do obrazów Piotra Janasa. Niedawno skończyła się dyplomowa wystawa Pawszaka w CSW Zamek Ujazdowski. Artysta pokazał wówczas obrazy tworzone w zgodzie z autorską koncepcją fragmentaryzmu. Szkoda, że nie pokusił się o stworzenie wielkoformatowej fragmentarystycznej kompozycji na Nie ma sorry. Rozczarowuje również malowidło na szybie autorstwa Anny Panek, niby porastające przynależną mu przestrzeń. Wiadomo, że młodzi nie są już realistami, ale malarstwo pokazane w Muzeum Sztuki Nowoczesnej nie proponuje w tej materii niczego odkrywczego.


Nie ma sorry nie ma cienia

Katarzyna Krakowiak, „Biała flaga”, 2008.

Poszczególne prace pokazane na Nie ma sorry układają się w harmonijną całość, jak nanizane na sznurek korale. Z kolei narracja, którą snują kuratorzy przypomina pajęczą sieć: jest złożona, ale stanowi przy tym spójną całość. Jednak sznur korali i pajęczynę łatwo zerwać. W wypadku Nie ma sorry czar pryska, kiedy uświadomimy sobie, że młodzi kuratorzy powtarzają kuratorską filozofię wypracowaną przez Fundację Galerii Foksal, teraz obecną również w działaniach Muzeum Sztuki Nowoczesnej, tej specyficznej „instytucji w procesie”. Najpełniejszym wyrazem tej koncepcji było tegoroczne Berlin Biennale kuratorowane przez Adama Szymczyka i Elenę Filipovic. Szymczyk zaproponował wówczas koncepcję wystawy „słabej”, pozbawionej kuratorskiego lepidła, za to pełnej kruchych, skromnych prac, które łączy co najwyżej atmosfera niedopowiedzenia.


Na Nie ma sorry również znajdziemy szereg prac utrzymanych w podobnej atmosferze, swoistych łączeń ażurowego rusztowania „słabej”, celowo niedomkniętej narracji. Choćby takich jak wideo Paula Destieu: statyczny kadr z torami, który przecina nagle mknący pociąg; czy praca Katarzyny Krakowiak, biały balon niezdarnie łopoczący na dachu sąsiedniego budynku; albo wideo Łukasza Pietrzaka: czarno-biały obraz ze statyczną figurą w tle, do której w teledyskowym rytmie przybliża i oddala się kamera; lub film Doroszuka, senny, malowniczy fresk nakręcony w opuszczonym tureckim parku rozrywki. Jest w końcu najbardziej spektakularna realizacja wystawy: Pod skórą Franciszka Orłowskiego, samochód zatopiony w asfalcie. Jako metafora zbyt zgrzebny, jako forma zbyt znajomy, może bronić się jedynie humorem. Są też prace, które zgrabnie wpleciono w mini-narrację o nauce, ale także o oduczaniu: animowane ryciny przedstawiające ćwiczące postaci Agnieszki Polski czy Serce moje Marzeny Zawojskiej, reportaż o kibicach, którzy konstruują własny język plastycznych symboli. Jednak tak naprawdę nie wiemy o tych pracach nic, podobnie jak o ich autorach. Berlińskie biennale nosiło tytuł Kiedy rzeczy nie rzucają cienia i również Nie ma sorry nie ma cienia. I tak jak biennale, jest to pokaz wielopasmowy, pozbawiony silnej dominanty. Jednak Szymczyk wybrał taką formułę, by opowiedzieć o roli i kształcie wielkich międzynarodowych wystaw. Berlińskie biennale było także niebanalną refleksją na temat aktualnej kondycji sztuki współczesnej. W Warszawie jedynym uzasadnieniem dla takiej a nie innej formuły pokazu jest on sam, brakuje osobistej motywacji kuratorów. W tym sensie Nie ma sorry jest dla młodych artystów klatką ze złota.


Piękna bańka, choć pusta

Agnieszka Polska, „Obiekty”, 2007-2008 (fragment).

Wszystko to sprawia, że mamy do czynienia z błyskotliwą wystawą, z której jednak zadziwiająco niewiele wynika. Co musi zastanawiać, bo przecież Nie ma sorry umocowane jest w bardzo konkretnej artystycznej teraźniejszości, którą można określić jako czas, w którym stare już się skończyło, lecz nowe jeszcze na dobre nie zaczęło. To moment, w którym kruszeją dominujące przez ostatnie lata modele sztuki, a w stronę opustoszałej sceny nadciąga nowe pokolenie twórców. Stąd rodzi się zasadnicze pytanie: czy w Muzeum Sztuki Nowoczesnej pobrzmiewa melodia jakiegoś pokolenia – niepewnego, w pewnym sensie ostrożnego, czasem szukającego ukojenia w estetyce, ale zawsze bez większego przekonania – czy też misterna ekspozycja tak naprawdę opowiada tylko o samej sobie? Aby więc naprawdę poznać artystów i kuratorów współtworzących Nie ma sorry musimy poczekać, aż jedni i drudzy zaprezentują indywidualne wystawy.


Tekst ukazał się w "Kulturze" (dodatek do "Dziennika") z dnia 24 października 2008.

Komentarze (96)

Anonimowy

tymczasem na obiegu zawisła odpowiedz kuratorów od Sorry na teksty Mazura i Banasiaka

bronia się

nieskutecznie

Anonimowy

W tym tekście na obiegu kuratorzy „nie ma sorry” jak mantrę powtarzają, że wystawę oparli na solidnym researchu, zobaczyli masę prac i dopiero dokonali wyboru. Tyle że złego wyboru można dokonać zarówno spośród 5 jak i (a nawet bardziej) 100 artystów. No a skoro po solidnym researchu na wydziale malarstwa w warszawie wybiera się A. Panek a nie np. P. Dunala, to faktycznie nie ma sorry...

Bezan

Dzisiejsi słuchacze dzięki dzisiejszym możliwościom technicznym mają research, jakiego nigdy nie mieli żadni słuchacze wszechczasów. No i wybrali ....Dodę.

Ponieważ studia kuratorskie będą wypluwać kolejne zastępy absolwentów, już teraz bójta się wszystkie Rembrandty polskiej plastyki. Teraz ważny jest sam research, wnioski raczej niekoniecznie.

Krytykant

czy Pan oglądał tę wystawę? i czy w ogóle czyta zamieszczane tu teksty, czy od razu przeskakuje do komentarzy?

prosiłem, aby Pan tu nie pisał, chyba że merytorycznie, odnośnie konkretnych wystaw. Uprzejmie prosze uszanowac moją prośbę.

Bezan

Zawsze czytam Pańskie teksty zanim się wypowiem i odnoszę się do nich, ale nie wprost. Tylko, zdaje się, Pan czyta moje wpisy wyłącznie z tezą, że pochodzą od spiskowca i konserwy. Sam się Pan w każdym temacie, a zwłaszcza w tym tutaj solidnie waha, ale ze 100% pewnością nie podziela Pan moich obaw, że to co proponuje się teraz pod hasłem:"nadciąga nowe(..), kruszeją dominujące przez ostatnie lata modele sztuki" to w większości artystyczny chłam. Więcej, numer z mikrofonem na "nie ma sorry" potwierdza, że na te "nowe modele sztuki" od dawna czekał (mieszczański) kołtun, dla którego artysta zawsze był małpą.

Jest jednak coś, co Pan (wbrew sobie) ze mną podziela: tak jak mi Pan, tak Panu Mazur od razu przypolemizował. Ośmielił się Pan napisać o tym, co pokazano u Mytkowskiej słowami:

1. praca "skażona infantylizmem"

2. "malowidło rozczarowuje"

3. "słaba, niedomknięta narracja"

4. "nic odkrywczego"

5. "brak osobistej motywacji kuratorów"

6. "Piękna bańka, choć pusta"

i nieszczęście gotowe. Uderz w mikrofon, Mazur natychmiast się odezwie. Bo w ZUJ-u i Zachęcie do szybkiego reagowania, zatrudnia się zastęp mocnych w gębie strażników pieczęci.

Krytykant

i właśnie dlatego uważam, ze nie ma sensu z Panem rozmawiać. Adam Mazur jako ekspozytura ZUJ/Zachęta (a szerzej Freize/Tate/FGF, jak rozumiem?)... no, no... nieźle...

Powinienm to skasowac (insynuacja, że napisał to, co napisal z powodów niemerytorycznych), ale niech powisi ku uciesze innych. natomiast przypominam: wątki spiskowe, dekonspirujące, etc - wszystkie poza dyskusją o Nie ma sorry - w poście poniżej.

Bezan

polecam Panu mój ostatni post pod poprzednim tematem (Simon). Może Pan nie odpowiadać (post demaskatorski), ale niech się Pan sam zastanowi, czy w którymś fragmencie fałszujący rzeczywistość.

Po za tym litości! Ja nie twierdzę, że Serota czy Szymczyk dzwoni do Mazura z instrukcjami, tylko że te instrukcje Mazur wyłapuje sam z eteru, bo tam gdzie szuka, nie ma innych.

Młodzi kuratorzy zaatakowali Pana i Mazura, bo tak jak mnie Pan, tak oni Pana odczytali prościuchno. Oni uważają, że rzetelny research to jedyny warunek dobrej wystawy. Tak, jak uważa się, że jak ktoś przy linijce robi to myśli, a jak rozchlapuje, to ciemnota. Jeżeli sztuka ma jakiekolwiek zadania, to jedno wydaje się niepodważalne: kompromitowanie banału. Ja, skromnie uważam, dlatego się tu produkuję, że tzw nowe nie kompromituje banału, kompromituje albo jak chce Mytkopwska i jej dzieci ODUCZA SZTUKI

Beata Wąsowska - 1

„Czym jest sztuka? Nie wiem, nie wiem… I chyba nie chcę wiedzieć (…) „Może sztuką jest właśnie to, co znajduje się poza sztuką, co do niej nie należy”

Niektórzy z nas mogą sobie pozwolić na odpowiedź „nie wiem”, bo cokolwiek zrobią, jest sztuką. Większość, w tym głównie odbiorca powinien znać odpowiedź na to pytanie, bo Doda, chcemy tego czy nie to także sztuka.

Mówimy „sztuka” ale myślimy ”plastyka”, to uproszczenie, które wprowadza w błąd wszystkich i jest szczeliną, przez, którą „wciekają” bzdety.

Omawiana wystawa, jak już było gdzieś powiedziane, odbywa się w „centrali” czyli „daleko od szosy”. Trudno się odnieść i do tekstu Jakuba i do argumentów kuratorów. Można domniemywać, albo sprowadzić kolejną dyskusję na boczny tor.

Niestety póki nie zobaczę wystawy, nie powinnam zabierać głosu.

Ale…oto spostrzeżenia dojrzałej artystki;-)

1. Dziś wystawa musi mieć kuratora, czyli nie jest już możliwy „osobisty (artysty) głos w sprawie, którą uważa za ważną (artysta a nie kurator)”.

Przychodzi mi do głowy następująca analogia: plastyka zaczyna „organizować się” jak film, jest producent, reżyser, scenarzysta (tekst), aktorzy i personel techniczny.

Producent, czyli publiczna instytucja sztuki, reżyser = kurator, scenarzysta = artysta, aktor = dzieło, i personel techniczny.

2. W literaturze nadal pisarz/poeta wypowiada siebie, (a nie kurator).

3. W muzyce podobnie, choć tu rzecz zmienia się w zależności od rangi artysty (gwiazdki muzyki pop realizują projekty wytwórni, a nie własne). Ten schemat jest identyczny ze schematem wprowadzanym do sztuk wizualnych (plastyki). Piszę o tym w tym miejscu ponieważ niepokoi mnie, że wielu młodych, zdolnych twórców stanie się „materią” na której zbudują swoją pozycję kuratorzy, których potem trzeba będzie „znać”, aby zaistnieć. Czy mają wyjście? Nie mają, bo dziś obowiązuje konwencja kuratorska. Z jednej strony dobrze, że kompetentni ludzie zajmą się „produkcją” wystawy, z drugiej lęk, że kompetentni, nie są wystarczająco kompetentni i nie mając nic do powiedzenia, będą mówili cudzym (instytucji finansującej projekt) głosem.

4. Dojrzali twórcy są bez szans, bo młodzi kuratorzy (a kuratorzy są tylko młodzi, wcześniej byli komisarze, wyjątki potwierdzają regułę) nie rozumieją komunikatów formułowanych przez twórców dojrzałych.

Zastanówmy się nad poprawnością pytania przywołanego na wstępie:

„Czym jest sztuka?” – wypowiedzią artysty.

„Każdy jest artystą” – wszystko jest sztuką.

Chyba czas z tym skończyć, bo inaczej musimy zapytać o to:

Czym jest poezja? Wypowiedzią poety. Każdy jest poetą. Czy każdy jest poetą? Czy naprawdę każdy jest poetą?

I dalej:

Czym jest literatura?

Czym jest film?

Czym jest malarstwo?

Czym jest teatr?

Czym jest performance? itd.

Nie należy pytać „czym jest sztuka”, bo nie pytamy „czym jest życie?” pytamy „co jest życiem?” Należy inaczej postawić pytanie.

Co jest sztuką? Dlaczego to jest sztuką, dlaczego nie jest?

I dalej:

Co jest plastyką? Czy to jest plastyką?

Co jest muzyką?

Co jest poezją?

Aby odpowiedzieć na tak postawione pytania należałoby chcieć zdefiniować kryteria różnicujące sztukę od „nie-sztuki”, plastykę od „nie-plastyki” itd. Gdyby jednak to uczynić, nagle spora część twórczości przypisywanej sztuce przestałaby być Sztuką. Sztuka ma wysoką rangę, z której chcą skorzystać wszyscy, którzy zajmują się twórczością lub towarzyszą jej.

Twórczość naukowa nie dopuszcza każdego głosu, tu obowiązują sztywne standardy. Twórczość artystyczna przeciwnie.

Każdy jest w pewien sposób twórczy, ale nie każdy przejaw twórczości jest ważny. Kto ma ocenić, który jest a który nie jest ważny? Powinien robić to krytyk, i „Nie ma sorry”. Kto publikuje utwór, skazuje się na reakcję krytyka i odbiorcy. Nie jest źle kiedy taka reakcja ma miejsce. Na ogół brak reakcji. Wystawa odbywa się za zamkniętymi drzwiami galerii. Jest wernisaż i na tym koniec, więc młodzi kuratorzy i artyści powinni być zadowoleni, że o ich wystawie mówią i piszą.

O większości wystaw nikt się nie wypowiada. Błahe, nieważne, archaiczne? Być może, ale najpierw należy porozmawiać z autorem. „Widać na pierwszy rzut oka, że nie ma o czym rozmawiać?” Zapewniam, zawsze jest o czym i dopiero rozmowa z twórcą pozwala odróżnić sztukę od „nie-sztuki”. Sztuka nie musi wyważać drzwi, powinna wyrażać autora. A co autor spostrzega zależy od miejsca, z którego patrzy. Niestety krytyka (i kuratorzy) patrzą zwykle przez filtr importowanych i zgodnych z interesem instytucji publicznej ideologii.

Trafne wydaje mi się spostrzeżenie Krytykanta „zdajemy sobie sprawę, że to tylko pusty rytuał, bez nerwu i znaczenia. Sielankowa, bezpieczna zabawa w sztukę” wypowiedziane w związku z pracą kontestującą „Kowalnię”. Nie wiem czy to wyartykułowana opinia artystki, czy interpretacja Krytykanta, ale tak właśnie odbieram to, co nazywamy współczesną (nowoczesną plastyką) – to „Sielankowa, bezpieczna zabawa w sztukę”.

facet z poczekalni

"Stare" sobie odczłapało, a "nowe" nadchodzi w postaci, wahania, słabizny i niepewnoości - taki sobie "erzac nowego". Jako artysta czuję się jak pierwszy opisany w artykule pan, który "nie wie". Przynajmniej ten pan miał na tyle przyzwoitości, żeby zrezygnować. Ja nad moją przyzwoitością ciągle pracuję ;) Cóż. Nie można codziennie tworzyć czegoś nowego, a tworzenie wciąż tego samego jest tylko dodawaniem śmieci do wysypiska.

Beata Wąsowska - 2

Mięsem Sztuki jest życie, życie przetrawione przez artystę (a nie kuratora). Szkieletem są jego umiejętności, talent i warsztat. Dziś (tak mi się wydaje) szkoła uczy „formować” mięso, i bagatelizuje znaczenie szkieletu. Kurator dostarcza „formy”. Zwykle korzysta się z gotowych form. Oto przykłady takich form:

„przekroczenie i rozszerzenie wyznaczonego na początku obszaru wspólnego”

„próba odnalezienia śladów obecności”

„samplowanie poszczególnych elementów rzeczywistości”

„manifestacja wtłaczania jednostki w sztywne role społeczne”

„klisze kobiecości i męskości”

„ciało jako pole normatywnych projekcji”

„pytanie o tożsamość w obszarze indywidualnych i kulturowych doświadczeń”

„inność, która wymyka się kulturowym symbolizacjom”

„ciało jest miejscem, wokół którego toczy się współczesna debata na temat tożsamości, granic redukcyjnych dekonstrukcji podmiotu„

„artystka odsłania inne, tłumione aspekty rzeczywistości”

itd., itp.

Brzmi ładnie, jak to stereotypy.

Ten kto podporządkowuje im własną twórczość czyli korzysta z gotowych „form”, (bo aby mógł proponować własne „formy” musiałby mieć inne wykształcenie, inną świadomość, inne doświadczenie i wreszcie inne warunki), nie tworzy sztuki, bawi się puzlami. W obecnych warunkach musi realizować politykę instytucji, którą reprezentuje, tak samo jak Goya „musiał” malować, to co zamawiał król. Instytucja dostarcza „pudełka z puzlami”, a kurator tworzy z nich obrazek. Artysta niczego nie stwarza, rekonstruuje zamkniętą stereotypem ideę lub ilustruje ją.

I oczywiście student w Kowalni może i powinien przejść przez to doświadczenie, ale po studiach musi znaleźć własną treść opartą na osobistym doświadczaniu rzeczywistości i wyrazić ją własnymi środkami (nadać jej własną formę). Że to jest trudne widać po owocach, są „wymienne”, każda z prac może być dziełem dowolnego autora. Nie można pomylić obrazów Goi czy Nowosielskiego z obrazami Dudy Gracza. Trudno powiedzieć, kto jest autorem prezentowanych na wystawie (tej i każdej innej) prac, na podstawie dzieł, a nie podpisów pod dziełami, są bowiem bezosobowe. Czy na pewno jest to właściwy kierunek? Jeśli gubimy „osobność” i „indywidualność”, nasza twórczość, przestaje być nasza, staje się wspólna. Zamiast „przekraczać obszar wspólny”, grzęźniemy w nim i stajemy się maleńkim trybikiem w korporacji o nazwie „plastyka współczesna”. Tak mi się wydaje, choć może jestem w błędzie. Nie stwierdzam, szukam odpowiedzi na pytanie „co jest sztuką?”

facet z poczekalni

Co do Pani zdania: "W literaturze nadal pisarz/poeta wypowiada siebie, (a nie kurator)." tutaj też Panią zmartwię. Są przecież edytorzy, wydawcy, PLASTYCY pracujący nad okładką i specjaliści od marketingu, którzy radzą pozostałym, jak książkę podkręcić, żeby się lepiej sprzedała.

Anonimowy

Ciekawe pytania mogą się nasunąć przy tezie, że nie każdy (lub każdy) może być artystą, bo co czyni panią Y i pana X artystami?:

Czy wystarczy dyplom i kilka lat pracy? Zapewne nie.

Z dugiej strony: czy artyst(k)a to mityczne bóstwo obdarowane supernaturalnymi umiejętnościami? Także nie.

BW

Do faceta z poczekalni.

Owszem, wydawca podkręca sprzedaż i cały sztab pracuje na to, aby nadać książce kształt.

Jednak książka to nie utwór literacki. To przedmiot/produkt/towar i utwór graficzny, dzieło sztuki użytkowej - (moją specjalizacją jest projektowanie graficzne książki)

Utwór literacki (dzieło sztuki) oceniany jest w oderwaniu od grafiki książki, promocji, targów itp. i żyje własnym życiem w świecie literatury.

Wystawa kuratorska nie jest dziełem sztuki, a jedynie utworem artystycznym.

Przykładem wystawy kuratorskiej, która jest dziełem sztuki, jest wystawa "W sztuce marzenia stają się rzeczywistością", Katarzyny Kozyry.

Zbiór samodzielnych videoinstalacji, skomponowano w całość, która posiada tytuł i jako całość jest utworem i dziełem sztuki oraz nośnikiem przekazu.

Mam jednak wątpliwości dotyczące autorstwa. Kto jest autorem zmontowanej całości? Katarzyna Kozyra czy Hanna Wróblewska? Poszczególne videoinstalacje zostały zainicjowane przez kuratorów (były odpowiedzią artystki na temat festiwalu, np. Gender-Bender), mentorów (urodziny Glorii Viagry) itp. Są więc utworami wspólnymi Kozyry i kuratorów, mentorów, sponsorów, mecenasów.

Anonimowy

Kto jest autorem Zdjecia z krzyża Rubensa z katedry NMP w Antwerpii? Bóg Ojciec, Sw. Jan a może arkebuzerzy bądź też Nicolaas Rockox? Co za smiertelne bzdury Pani wypisuje...

Anonimowy Henryk Piecuch

Moim zdaniem, aby sztuka była sztuką należy:

1. Z kuratorami postąpić tak jak się postępuje w wypadku choroby wściełych krów - wybić całe stado;

2. pokazywać wszystko;

3. tłuszcza [czyt. niemanipulowany rynek] sama wybierze.

Pozdrawiam. hep

Anonimowy

Pobożne życzenia. Niestety

m

A moze ktos powinien zrobic research i sposrod zastepow kuratorow-absolwentow platnych studiow kuratorskich wylonil np. 3 ? Ja nie rozumiem jak jedna wystawe moze robic tyle osob! I o czym ma swiadczyc ich wybor?

No tak, ale powstaje pytanie o wyzsza instancje itp, itd. Kogo mozna dzis uznac za prawdziwy autorytet?

Beata Wąsowska (BW)

Pisząc poprzedni post uświadomiłam sobie, że nadszedł chyba czas by usystematyzować nasze myślenie o wydarzeniu artystycznym jakim jest wystawa.

Ponieważ nie mogę odnieść się do wystawy, której nie widziałam, poruszę problem autorstwa w kontekście omawianej prezentacji.

Oto podstawowe rodzaje wystaw (prac plastycznych) jakie możemy wyodrębnić:

(Przez sztukę rozumiem tu te działania artystyczne, które są analogiczne do odkrywania i konstruowania teorii naukowych w oderwaniu od użyteczności odkrytych utworów plastycznych).

1 wystawy indywidualne i zbiorowe (wystawy autorskie, komisaryczne i kuratorskie; dzieło indywidualne lub zbiorowe)

• wystawy utwory - zamknięta tytułem całość – każda praca jest samodzielną pracą oraz elementem wystawy rozumianej jako dzieło,

- wystawa ma jednego autora,

- wystawa jest pracą zbiorową (analogia z filmem, książką, płytą)

• wystawy ekspozycje

- ekspozycja bez tytułu – zbiór prac (klucz jest bardzo ogólny, np. retrospektywa, malarstwo, wybrany okres)

- ekspozycja tematyczna (zatytułowana – tytuł jest tezą, którą ilustrują pokazywane prace, lub spina w jedną całość)

- -wystawa ma jednego autora,

- -wystawa jest pracą zbiorową (analogia z filmem, książką, płytą)

(powyższa klasyfikacja jest wersją roboczą, wymaga dopracowania, będę wdzięczna za uwagi)

Wystawa jest utworem artystycznym (chronionym prawem autorskim – twórca posiada autorskie prawo osobiste oraz autorskie prawo majątkowe do utworu).

W tej sytuacji koniecznym jest określenie kto jest autorem utworu, bo z tego wynikają prawa do rozporządzania utworem.

W tym przypadku mamy do czynienia z wystawą tematyczną, która spina prace wspólnym tytułem. Autorami prac są artyści, autorami koncepcji wystawy są kuratorzy.

Musimy wiedzieć kto finansuje wystawę. Jest bowiem udziałowcem w powstałym utworze i posiada prawo rozporządzania nim. No i wreszcie prawa autorskie do utworu, wystawy „Nie ma sorry” opiekuna, czyli pani Joanny Mytkowskiej.

Te wszystkie kwestie powinny być uzgodnione, aby żadna ze stron nie naruszyła praw innych „producentów” tego przedsięwzięcia. Zakładam, że seminarium na Muzealniczych Studiach Kuratorskich Uniwersytetu Jagiellońskiego uświadamia prawną złożoność tak organizowanej wystawy.

Anonimowy

Pani Mytkowska najpierw nauczyła (oduczyła), potem wysłała na research, następnie zaakceptowała, co chciała zaakceptować, a na koniec wystawiła "u siebie". Coś mi się widzi, że tak jak np. na archeologii orze się w studentów używając ich do darmowej, czarnej roboty odkrywkowej, to i  na SK UJ takoż. Ergo, to nie młodzi kuratorzy weszli na "nie ma sorry" tylnymi drzwiami, tylko pani nadkurator Mytkowska.

Anonimowy

no nie sorry - Joanna by jednak polowy tych prac nie pokazała...

Anonimowy

Tak by nie pokazała, że jednak pokazała. no sorry

blazeh

co za różnica,wystawa mierna to znaczy typowa,przeciętna,przewidywalna i po co ten cały temat się zastanawiam..

a Pani Beata pożądkuje cały świat ...uuuu aaa biedaczka nie ma co robić?!

ale w sumie pisze mądrze ..dobrze bu zrobiło poszeregować terminy i nazywać po imieniu.wilkie zamieszanie w Sztuce plastycznej/wizualnej wnoszą gry językowe,strategie a cała reszta jest nie istotna

Krytykant

nasza odpowiedź na polemikę kuratorów NMS:

http://www.obieg.pl/cal2007/08110201.php

pozdrawiam,

K

xxxl

lepiej ich nie segregować bo nie będzie czym sztuki sprzedawać :]

Beata Wąsowska

Taka jest nagroda za poświęcanie własnego czasu dla wspólnego dobra. "biedaczka" ;-)

Czy komuś w ogóle chce się rozważyć tak "nudne" zagadnienie jak "terminologia sztuki". Nie widzę, chętnych. Chcemy zajmować się sztuką, a nie potrafimy zdefiniować pojęcia "sztuka". Karkołomne przedsięwzięcie.

Uznaliśmy, że nie istnieje definicja sztuki i dlatego "wszystko jest sztuką, a więc każdy artystą". Bo tak powiedział Beuys? A dlaczego uważacie, że pan B. wie więcej, albo lepiej? A gdzie kontestacja? Pełna zgoda, żadnego buntu!

(Jest bunt, ale co to za bunt: jest anonimowy)

Nie prowokuję do krytykanctwa, a do konstruktywnej analizy w kontekście konkretnego przypadku: "Nie ma sorry".

Rozważmy problem abstrakcyjnie, bez nazwisk, ale na podstawie tego przypadku, takie "case study". Zróbmy analizę tej wystawy np. w kontekście obowiązującego w Polsce prawa. (Sporo się w ten sposób dowiemy o mechanizmach rynku sztuki.)

Jesteśmy profesjonalistami. Czekam na podpowiedzi, również z Pana strony, Panie Jakubie. ;-)

Pozdrawiam. BW

Bezan

Wystawa rzuca cień, nie rzuca na kolana.

Rzuca cień na te wszystkie deklaracje: wszystko jest sztuką, każdy jest artystą.

Nie rzuca na kolana, bo wielu w te deklaracje uwierzyło, tylko po to, by przepychać bez oporów SWÓJ chłam.

Pan Krytykant nie pada wprawdzie na kolana, ale pada ofiarą własnej, wcześniej udawanej tolerancji pisząc:

1. kuratorzy powtarzają kuratorską filozofię wypracowaną przez Fundację Galerii Foksal, teraz obecną również w działaniach Muzeum Sztuki Nowoczesnej

2. Nie przekonuje mural Sławomira Pawszaka: efektowny, lecz nazbyt podobny do obrazów Piotra Janasa.

A jeszcze wczoraj nie przeszkadzały mu Richtery przed Sasnalem i busy przed Simonem.

Można oczywiście pisać tasiemcowe elaboraty na temat tej, jak i każdej innej błahej wystawki. Ale primo: bez czytania autorskich podpisów nie domyślimy się czyje co je, secundo: bez autorskich wyjaśnień nie domyślimy się, czy to co je, autorowi się udało czy się nie udało. Te dwie cechy są i zawsze będą marką fabryczną wszelkiego chłamu w sztuce

Beata Wąsowska

Ogólnie, bo wystawy nie widziałam:

" primo: bez czytania autorskich podpisów bez czytania autorskich podpisów nie domyślimy się czyje co je"

Właśnie, prace są "wymienne".

"secundo: bez autorskich wyjaśnień nie domyślimy się, czy to co je, autorowi się udało czy się nie udało."

Nie musi się udać, żeby było dobre, bo czasami jest dobre, tylko dlatego, że się autorowi nie udało (zrealizować swojego zamierzenia). A chodzi nam przecież o dobre dzieło, a nie o zadowolonego artystę ;-)

Zgadza się, cechą sztuki najnowszej (która jest jej słabością) jest to, że bez epistoł odbiorca (każdy kto nie jest autorem dzieła) nie może ocenić co jest, a co nie jest dobre i o co artyście chodzi.

Kiedyś widz mógł ocenić akademicki warsztat, dziś też mógłby oceniać warsztat (już inny), ale twórcy odżegnują się od terminu "warsztat" podobnie wszyscy inni ludzie plastyki.

A może wtedy okazałoby się, że jednak nie wszystko jest sztuką (plastyką, muzyką, poezją), tak jak nie każdy wysiłek fizyczny jest sportem. Nie każdy kto macha pędzlem jest więc malarzem, bo nie każdy kto macha rękami jest gimnastykiem. To, tak z logicznego punktu widzenia, może nie mam racji, może nie należy myśleć o plastyce logicznie?

Jeszcze raz podkreślam, nie oceniam wystawy, nie widziałam jej.

qwerty

ja kestem ciekaw co Bezan lubi .konkretnie ,bo wszystko co dzis się wystawia mozna pod pana komentarz podciagnac..

do Kuby-jestem ciekaw odpowiedzi na zaczpki jezykowe Pani Beaty,co pan mysli o kwestaich jezykowych ,czy one nie determinują retoryki dot. tekstów kurtorskich i krytycznych ?! jakie wyjście z tego jest ?

facet z poczekalni

Ależ właśnie w tym sęk. Każdy Może być artystą, dokładnie tak, jak powiedział Beuys. Trzeba jednak dociec w jakm tonie i kontekście te słowa były wypowiedziane. Czy jako obserwacja współczesnej artyście rzeczywistości, czy też próba kształtowania rzeczywistości.

Co zrobić, żeby być artystą? Przecież w gruncie rzeczy wystarczy pójść do szkoły artystycznej i pracować, albo tylko pracować (ciężko) - czy to jest aż tak trudne? Chyba tylko dla tych, którzy tak naprawdę nie chcą być artystami. Z drugiej strony - czyż artyści nie są w końcu także zwykłymi ludżmi? Nie rozumiem tej mitologizacji artysty. Myślałem, że to już się skończyło w XIX wieku.

Anonimowy

"A chodzi nam przecież o dobre dzieło, a nie o zadowolonego artystę".

Zapewniam, że artyście chodzi o "zadowolonego artystę". Artyści są hedonistycznymi egoistami. :)))

Anonimowy 2

Kiedys mówiono "idaelistami" ;}

Bezan

Wśród wielu obszarów ludzkiej aktywności, sztuki wizualne są dziedziną o dość wysokiej, społecznej randze i jednocześnie o najniższym stopniu "sprawdzalności" (wiadomo: nieudany obraz czy tzw. projekt niczym specjalnym nie grozi, ale nieudana kolejka linowa to pewna śmierć lub kalectwo pasażerów). Toteż pcha się do sztuk mnóstwo "śmiecia" żywotnie zainteresowanego, by ostatnie okruchy owej sprawdzalności: warsztat, tradycję, logikę następstw wmieść jak najgłębiej pod dywan.

Beata Wąsowska

Do Bezana:

Ma Pan rację, choć przy tradycji bym, się tak bardzo nie upierała. Dla mnie tradycja jest zbiorem zamkniętym ( rzeczy, z którymi się utożsamiam, jestem z nich dumna, są moimi korzeniami), może być odniesieniem, ale zadaniem artysty jest podążać nieznanymi ścieżkami, czyli w opozycji do tradycyjnych (drzewo musi wyrosnąć poza korzenie), co nie znaczy, że powinien "deptać ołtarze przeszłości". Warsztat i logika, to konieczność.

A co Pan na to?

Kto ma szansę ścigać się w takim wyścigu? To show biznes, za sprawą pieniędzy podniesiony do rangi sztuki. Przedmiotom artystycznym nadaje się rangę dzieła sztuki, odpowiednio pakuje i to te przedmioty pozostaną w historii sztuki jako arcydzieła wyniesione przez pieniądze kolekcjonerów.

Wydaje mi się, że właśnie do takiego wyścigu przygotowują dziś i studia artystyczne i kuratorskie i nie tylko nie mamy na to wpływu, musimy się z tym pogodzić. Tak jak witraże wyparły mozaikę, tak sztuka show wypiera Sztukę. Niknie osoba artysty czy odbiorcy, liczy się skala: wielkość dzieła i tłum. Tak już było. A może tak było zawsze?

Art Forum, Berlin 2008

"Koniec z dzieleniem twórczości na wysoką i komercyjną. Wszystko w jednym tyglu. Wielcy z przeszłości w roli nagłaśniaczy współczesnych targów. Bo bez pieniędzy artyści daleko nie zajadą. Więc witajcie, kolekcjonerzy. Dziś z nimi liczą się dyrektorzy kulturalnych instytucji, lekceważąc znacznie uboższych kuratorów i krytyków. Tę zmianę dobitnie pokazuje ranking prestiżowego magazynu "Art Newspaper", gdzie w setce najważniejszych postaci świata sztuki pierwsze skrzypce grają posiadacze wielkiej kasy i bogatych zbiorów."

Jak świat handluje artystami

http://www.rp.pl/artykul/9149,213665.html

facet z poczekalni

A więc tylko warsztat, tylko tradycja i tylko logika następstw czyni człowieka artystą? Słabiutki probież "sprawdzalności". Czy naprawdę tylko tyle?

Anonimowy

ale i tak mazur rządzi.szacun

BW

Do fzp.

Nigdzie nie jest powiedziane, że „tylko”.

Wymienione umiejętności (i TYLKO one) są sprawdzalne tu i teraz, wszystko inne jest subiektywne i musi zostać poddane próbie czasu. Nie można opierać twórczości wyłącznie na subiektywizmie, bo stanie się nieczytelna dla innych, a przecież jest komunikatem, przekazem, wypowiedzią.

Każdy człowiek ma prawo mówić co chce (pod pewnymi warunkami, które artyści bardzo często lekceważą, powołując się na wolność wypowiedzi), jeśli jednak nie podporządkuje swojej wypowiedzi regułom języka nie będzie zrozumiany. Mogą wtedy przemówić za niego inni i wyjaśnić, o co mu chodzi. W ten sposób referujemy zazwyczaj miauczenie kota, szczekanie psa, gaworzenie niemowlęcia. Zwykle wypowiedź artysty próbuje być o wiele głębsza (nie zawsze to się udaje).

Twórczość, wszystko jedno naukowa czy artystyczna musi się samoograniczyć, aby można było o niej rozmawiać, ją analizować, z niej korzystać, ją nadbudowywać. TYLKO plastyka zrezygnowała z samoograniczenia i dlatego TYLKO na jej terenie marketing tak bardzo wpływa na kształt utworu, czego dowodzi sprawozdanie Moniki Małkowskiej z Art Forum.

Proszę zobaczyć o czym mówimy, rozmawiając dziś o sztuce: mówimy o pieniądzach i WSZYSTKO zamieniamy na pieniądze. Uczestniczą w tym procesie galerie sztuki, które prezentują się jako Galerie Sztuki. (Nie jest to tylko polska specyfika, my dopiero włączamy się do tej gry).

Cytaty:

- „Koniec z dzieleniem twórczości na wysoką i komercyjną. Wszystko w jednym tyglu. Wielcy z przeszłości w roli nagłaśniaczy współczesnych targów.”

to bardzo ważne, aby widz nie potrafił odróżnić tych dwóch kategorii sztuki. Tylko w takich warunkach marketing jest skuteczny.

- „handlowa oferta Berlina została opakowana retrospektywami gwiazd. Klee, Warhol, Beuys, Koons i "Nieśmiertelni" (to tytuł ekspozycji) z różnych epok. Całość pod hasłem "Kult artystów". Inwestujcie zatem w talenty, bo nie tracą na wartości.”

Tylko jak rozpoznać talenty w takim gąszczu? Nie wiesz jak? Podpowiemy ci (mówią zapewne organizatorzy).

- „Wszystko po to, żeby komercyjnemu przedsięwzięciu nadać rangę wydarzenia kulturalnego roku.”

Właśnie tak. Artysta jest najmniej istotnym trybikiem w biznesie „sztuka”. Każdy jest artystą. Towaru w bród. Kultury po pachy, Ale jazda!

- „W hallu głównym na targach: trup! Leżący twarzą do ziemi, zakapturzony anonim.”

Cóż za błyskotliwy pomysł, teraz już nikt nie nabierze się na człowieka potrzebującego pomocy. A nuż to dzieło sztuki.

- „Włosy jakoś niemiło się kojarzyły w kontekście pracy Marco Evaristtiego "Rolexgate". Był to nieduży, lecz dokładny model bramy wjazdowej do hitlerowskiego obozu zagłady odlany ze złota. Obok leżał sznur złotych zębów.”

No i mamy Zagładę. Drogocenne dzieło. Może to ołtarzyk? Co artysta chciał powiedzieć? Artysta chciał zarobić. Najpierw przeforsowano (zrobili to krytycy i kuratorzy sztuki, tak Panie Jakubie) temat Zagłady, jako temat sztuki najnowszej, a teraz temat poddany jest procesowi komercjalizacji, jak wszystko. Wiedząc o tym, że Picasso jest na parasolkach należało dopilnować by Zagłada była tabu.

Co czyni człowieka artystą? Dzieło. Aby mogło powstać musi być logika, warsztat i gniazdo. Aby opuścić gniazdo, trzeba umieć latać, aby dolecieć do celu trzeba odróżniać go od „nie celu”.

facet z poczekalni

O samoograniczeniu się artysty pisał Kandinsky. Dodał jednak, że samoograniczenie jest zawsze proporcjonalne do ograniczeń czasu, w którym żyje artysta, np. są pewne rzeczy, które popełnił Matisse. Rzeczy te "przeszły" na początku 20 wieku jako "nowe olśnienie", ale sto lat wcześniej byłyby uznane, za bełkot. Czasem współczesność może być na coś niegotowa, co nie wyklucza faktu, że bełkot będzie zawsze bełkotem - i tu się chyba zgadzamy.

Sztuką jest to, co lubimy, a to co lubimy zawsze będzie subiektywne. Niestety większość z nas lubi Dodę lub woli gapić się w You Tube niż pójść na wystawę. Taki jest znak czasu...

Trzeba się pogodzić z tym, że czasy zmieniły się od czasów renesansu. Artysta nie odgrywa już tej samej roli. Edukacja artystyczna jest powszechna i dostępna. Każdy może zgłębiać tajniki sztuki, a historia sztuki metodą prób i błędów dochodzi w końcu do odpowiednich konkluzji, a może nawet nie dochodzi...

To, o czym Pani pisze jest tylko polem eksperymentacji, a eksperymentacja jest rdzeniem kreatywności. Dlatego wcale nie dziwi mnie, że dochodzi do tego, że "niechcąco" pokazuje się chłam, a odpowiednie "autorytety" nakręcają mu cenę. To się dopiero krystalizuje. Czy nie pokazuje się także jednak szuki interesującej?

Na koniec dodam, że jest mi przykro, ale nie mogę zmusić się do podziwiania artysty tylko dlatego, że używa techniki laserunkowej, lub wciera czerwoną ochrę w ściany jaskiń.

Kapitan Hak

Oczywiście że nie technika, warsztat to tylko składowa, forma, naczynie. Bez treści jest pustą wydmuszką, z drugiej strony dzieło bez formy też się nie sprawdza, treść bez naczynia jest jak kałuża bez śladu wsiąkająca w ziemię.

Bezan

Techniki laserunkowej używało mnóstwo knociarzy i tyleż arcymistrzów. Nie samo użycie jakiejś techniki jest do podziwiania tylko -ewentualnie- sposób tego użycia. A co do ochry na ścianach jaskiń: Jak pan dłużej poogląda pstrokaciznę tych np. majstrów z Art Now vol. 2, albo tych adeptów z "nie ma sorry", to pan w ogóle zapomni o ochrze.

pełenpodziwu

o jezu jezu ależ tu trybuna specjalistów!...

facet z poczekalni

Dlaczego zakłada Pan, że chcemy być postrzegani jako "specjaliści". Czy jako dyletant nie mogę wkręcić swoich trzech groszy?

BW - 1

Do fzp

pełna zgoda

Jakiś czas temu oglądałam dużą wystawę Picassa (to już historia, a jednak) w muzeum gdzie mogłam obejrzeć również sztukę Dawnych Mistrzów. Z radością i ulgą wróciłam do Picassa. On jest dla mnie żywy, oni nie. Może to tylko kwestia preferencji. Może to się zmieni. Zmienia się bezustannie, ale Dawni Mistrzowie nigdy mnie nie pociągali.

BW - 2

Kiedy rozpatrujemy wartości nie do końca uchwytne to zaczynamy analizować. Analiza musi wynikać z pytania "po co?" i odpowiadać na pytanie "dlaczego?" Powinna służyć twórcy i odbiorcy. Niestety w plastyce służy wyłącznie analitykom i kuratorom, którzy stwarzają "dzieła-wystawy" ilustrując tezy tych analiz.

Formują (kuratorzy) w ten sposób jakąś sztuczną rzeczywistość, która jest ich zdaniem niedostrzeganym obrazem tej prawdziwej.

Uważam, że to jest formalizm i kłania się Strzemiński. Alternatywą jest formalizm konwencji przemijających. A pomiędzy nimi samo życie. (I być może wystawa „Nie ma sorry” – nie widziałam, więc mogę wierzyć, że brak tez ma być próbą przerwania tego błędnego koła)

No a warsztat w kontekście wystawy kuratorskiej?

Realizując projekt "Nie bez Kozyry" spotkałam się z opiniami na temat twórczości Kozyry, że X "nie ma nic do tego co robi Kozyra, ale ten słaby warsztat jest nie do przyjęcia". To stwierdzenie kazało mi rozważyć rozumienie terminu "warsztat".

Ja uważam, że warsztat Kozyry jest adekwatny do treści wypowiedzi, a więc jest dobry, a moje zastrzeżenia dotyczą tego "co robi" KK.

KK dokonuje przekroczeń etycznych, moim zdaniem niedopuszczalnych. Mogę dyskutować, mogę nawet zmienić zdanie na ten temat, póki co jednak nikt nie chce dyskutować (za pomocą argumentów). Moi koledzy malarze (świetni malarze) mówią "szkoda by mi było czasu na Kozyrę" (a ja pytam "czy może być szkoda czasu na myślenie?"). Kuratorzy i krytycy promujący KK nabrali wody w usta, a więc podejrzewam, że ich argumenty mają słabą podstawę. Lansowali Kozyrę, ale jej nie zrozumieli.

Poddałam twórczość Katarzyny Kozyry gruntownej analizie (na szczęście KK jest jedną z nielicznych artystek, która udostępnia swoje prace w Internecie).

Analiza jej twórczości dokonana przez krytyków sztuki jest w tym kontekście tautologią, powtarzaniem importowanych koncepcji intelektualnych, albo banałów.

Kuratorzy i krytycy "zakotwiczyli" jednak Kozyrę w powszechnej świadomości. To nie byłoby złe, jednak realizacja projektu pokazała, że widz jest jedynie odbiorcą doznania "kontakt z wielką sztuką", a nie uczestnikiem procesu poznawczego, który inicjuje KK swoimi pracami. Twórczość KK została "uśmiercona" w ten sposób (a teraz jest sprzedawana na pokazach objazdowych z udziałem Maestro).

KK jest klasykiem i nikt już na wszelki wypadek nie będzie sam myślał, aby nie mieć dylematu: kwestionować opinie krytyki, czy nie.

W rozmowie ze mną dotyczącej mojego projektu, odbiorca upewnia się, że podziwiam, że cenię, że jestem pod wrażeniem twórczości KK, nie dopuszcza myśli o analizie, mówi "po co? przecież wszystko zostało już przeanalizowane”.

Formuła mojego projektu zmusza do spotkań autorskich z odbiorcą i tu ciekawe spostrzeżenie, im ci ludzie mniej wiedzą o sztuce tym łatwiej wyciągają własne wnioski. Znawcy, wielbiciele lub ludzie sztuki cytują wypowiedzi kuratorów, krytyków albo odrzucają a priori, nie dając KK cienia szansy na przedstawienie argumentów.

Ludzie interesujący się sztuką są najbardziej zamknięci na poznanie. To mój smutny wniosek (poboczny) z analizy twórczości KK. I tu aż prosi się inny wniosek, że nie jest dobrze kiedy zbyt wielu ludzi interesuje się sztuką.

BW - 3

Ekonomista: „To wszystko to wartości, których nie można zmierzyć tak jak w fizyce dlatego ekonomia zajmując się nimi posługuje się analizą ekonomiczną... Tzn. człowiek zmagając się z tymi wartościami posługuje się mniej czy bardziej udolnie analizą ekonomiczną.”

Ale analizuje. Ja próbuję pokazać, że w plastyce uprawia się pseudoanlizę, że nikt nikogo nie słucha, nikt nie odnosi się do już wypowiedzianych tez, nikt nie dyskutuje, każdy analityk sztuki korzysta z "gotowców", importowanych z Zachodu, dodaje własne opakowanie i publikuje jako własne wnioski.

Myśl techniczna musi być importowana, bo tam mają więcej pieniędzy na badania, myśl sztuki musi powstać na miejscu, aby dzieło było żywe (np. Bareja), czyli wartościowe dla mnie odbiorcy, mieszkanki Tychów, Pcimia itp.

Czasem dzieło sztuki jest uniwersalne (Lars von Trier), i wtedy nie ma znaczenia gdzie myśl się urodziła, ważne że dotyczy wspólnych spraw wszystkich ludzi (każdego człowieka). Tak jak mieszkańcy Manhattanu nie rozumieją nic z filmów Barei, tak dla nas tamta twórczość jest obca. Nie powinniśmy je importować, powinniśmy budować własną lub uniwersalną jakość w kontekście do tamtej.

I ta jakość wcale nie musi być popularna, ważne, że jest prawdziwa. Jako prawda będzie wieczna, jako modna przeminie. Pozostaną relikwie. Muzea pełne są relikwii, które podziwiamy.

Gombrowicz: „Czasem bywa tak, że podziwiamy, bośmy przyzwyczaili się podziwiać, a także dlatego, że nie chcemy popsuć sobie parady.„

Na ile podziwiamy i jesteśmy otwarci na sztukę najnowszą „bo nie chcemy sobie popsuć parady”, na ile stoimy po stronie sztuki dawnej „bośmy nawykli”?

Każdy sam musi to wiedzieć, ale manipulowany ma z tym problem.

Wracając do omawianej wystawy

„… chodzi o autorską metodę pedagogiczną Grzegorza Kowalskiego wyrażoną hasłem Obszar wspólny, obszar własny. (…) Molska (…) krytykuje nie tyle samą metodę Kowalskiego, co łatwość, z jaką akceptują ją studenci. A więc może także jej archaiczność? Bo kiedy oglądamy studentów (…) zdajemy sobie sprawę, że to tylko pusty rytuał, bez nerwu i znaczenia. Sielankowa, bezpieczna zabawa w sztukę. Molska, (…) proponuje swoim kolegom co najmniej autorefleksję.”

W projekcie „Nie bez Kozyry” proponuję podobną autorefleksje wszystkim artystom, którzy zgadzają się z wypowiedzią Grzegorza Kowalskiego:

„Artysta jest powołany, by kwestionować obowiązujące normy. Ale musi pamiętać, że według tych norm będzie sądzony. Musi godzić się na ryzyko, że społeczeństwo go odrzuci i potępi. Pragniemy autentyzmu i dopuszczamy w swoich poszukiwaniach obecności «brzydoty, dewiacji, cielesności i zła.„

Nie zgadzam się, że artysta (czy ktokolwiek inny) jest uprawniony do tego by kwestionować normy, które dotyczą dewiacji i zła. Pedofil także kwestionuje normy, złodziej podobnie.

Jeśli artyście wolno (uchodzi mu to na sucho), dlaczego nie wolno innym? To relatywizm, podwójne zasady. Artyści domagają się przywilejów i coraz dalej wyciągają ręce. Najpierw kontestowali Piękno, potem Prawo, teraz Normy.

A może to była moda, przeminęła i wracam do tematu niepotrzebnie. Artyści spoważnieli, zgrzecznieli. Artyści teraz robią pieniądze.

Nikt w Berlinie nie zareagował na „nieduży, lecz dokładny model bramy wjazdowej do hitlerowskiego obozu zagłady odlany ze złota. Obok leżał sznur złotych zębów”.

„Berlin jest sztuką”, a więc wszystko wolno. Przed II wojną Berlin też był bardzo awangardowy. Nie bądźmy tacy małostkowi (zaściankowi). Proponuję się nad tym zastanowić.

Anonimowy

Jeszcze raz ziom, jeszcze raz joł

Jeszcze raz ziom, jeszcze raz

Jeszcze raz ziom, jeszcze raz joł

Jeszcze raz ziom, jeszcze raz

BW

Tak, wiem przesadzam ;-)

Dzięki za inteligentną puentę.

Pozdrawiam.

Anonimowy

Nie wierzę, że takie rozmowy mają miejsce na "Krytykancie". Jakubie, dlaczego nie grzmisz?

nienaburmuszony

Co to ma do rzeczy? Krytykant nie jest odpowiedzialny za treść komentarzy. Przecież to jest forum otwarte.

Kapitan Hak

I chyba o to chodzi - dyskusja tylko wtedy jest ciekawa gdy biorą w niej udział reprezentanci różnych poglądów.

Anonimowy

Łatwiej być oponentem dyskusji niż argumentów

Miecio Porębski

do BW- piszesz bzdury wyprane z kontekstu np.

"Czasem dzieło sztuki jest uniwersalne (Lars von Trier), i wtedy nie ma znaczenia gdzie myśl się urodziła, ważne że dotyczy wspólnych spraw wszystkich ludzi (każdego człowieka)." a jaki on uniwersalny ,na zawsze i na wieki?! tak samo się sprawdzał w strożytnej Gracji i w 3067 roku,tak?

przpominam że termin Sztuka miał już w historii wiele znaczeń i wiele mieć będzie...whatever.

zresztą pisz wywody nie o Picasssie a o temacie artykułu droga Pani

BW

Miecio Porębski 5.11.2008

„do BW-

„piszesz bzdury”

- wartościowanie oparte na własnych odczuciach, a nie na analizie.

„piszesz bzdury wyprane z kontekstu”

- czytanie bez zrozumienia. Kontekstem jest Lars von Trier i jego twórczość,.

„piszesz bzdury (…) np."Czasem dzieło sztuki jest uniwersalne (Lars von Trier), i wtedy nie ma znaczenia gdzie myśl się urodziła, ważne że dotyczy wspólnych spraw wszystkich ludzi (każdego człowieka)." a jaki on uniwersalny, na zawsze i na wieki?!

- gdzie tu jest bzdura? to co uniwersalne jest prawdziwe dla każdego człowieka, zawsze i wszędzie. Twórczość LvT taka jest.

„tak samo się sprawdzał w strożytnej Gracji i w 3067 roku, tak?”

- Tak, bo nie filmy LvT się sprawdzają, ale problemy jakie w swoich filmach porusza. Więcej na ten temat tu: http://www.goldenline.pl/grupa/dogmaville. Zapraszam.

Twórczość LvT jest uniwersalna i będzie taka w 4001 roku, jeśli człowiek będzie człowiekiem, a nie homoidem, klonem czy innym alienem.

„przpominam że termin Sztuka miał już w historii wiele znaczeń i wiele mieć będzie...whatever.”

- nas interesuje znaczenie tego terminu tu i teraz. Wciąż korzystamy z definicji już dawno nieaktualnej, albo otwieramy drzwi na oścież i wszystko jest sztuką. To tak jak gdyby chcąc kupić farby kupować pigmenty i medium albo wszystko co jest kolorowe.

Korzystamy z gotowych farb, które potrafimy odróżnić od nie-farb.

„zresztą pisz wywody nie o Picasssie a o temacie artykułu droga Pani”

- Picasso to kontekst, zgadza się analogia bardzo odległa, niektórzy mogą nie umieć przeskoczyć od Picassa do Larsa von Teriera, zaglądając po drodze do Warszawy. Nie ma sorry! Biorę to pod uwagę, dlatego generalizuję, upraszczam, podaję znane wszystkim przykłady i proszę o sformułowanie precyzyjnych terminów, którymi będziemy posługiwać się w rozmowie, W każdym innym przypadku, nikt nie będzie mógł się do niczego odnieść bo skąd będzie wiadomo o czym mówi i czy mówi dobrze? To się nazywa bełkot i jest specyficzne dla forum np. onetu. Myślałam, że profesjonaliści (nie tylko zawodowcy sztuki) to rozumieją.

Nie widziałam wystawy, ile spośród komentujących osób widziało wystawę?

Podejrzewam, że nie wszyscy. Jak pisać o wystawie, której się nie widziało? A więc milczeć. A może poruszać inny temat w kontekście zaprezentowanej recenzji i wystawy?

Wydaje mi się, że można rozmawiać o typowych okolicznościach tej i każdej wystawy.

Prawdę powiedziawszy bardzo dobrze omawiać zagadnienia ogólne w kontekście konkretnego przypadku.

Mamy więc tu do czynienia

1. z wystawą sztuki – plastyki (uściślenie pojęć sztuki)

2. z wystawą kuratorską (własność intelektualna, relacja teoretyk/praktyk sztuki, majątkowe prawo autorskie do utworu realizowanego z publicznych środków, itp)

3. z pracą studentów ( młodych artystów i kuratorów, z ich relacją z mistrzem)

4. z otwieraniem nowej ścieżki kariery dla młodych kuratorów i artystów. (MSzN)

5. z recenzją prac i recenzją wystawy. (poglądy krytyka czy wnioski z rzetelnej analizy)

Odnoszę się do nich uwypuklając pewne ich aspekty. Pokazuję w kontekście własnych prac, aby było się na czym oprzeć. Mój projekt można zobaczyć równolegle z wystawami w terenie w Internecie pod adresem www.niebezkozyry.pl (aby nikt nie mógł posądzić mnie o to, że jestem gołosłowna)

Poruszam w nim tak wiele zagadnień sztuki i życia (bo sztuka musi dotyczyć życia), że rozmowa może toczyć się na każdy dowolny temat i może ją prowadzić profesor fizyki i babcia moherowa. Zanim zaproponowałam ten kontekst próbowałam rozmawiać o wystawie „Nie ma sorry” w kontekście (1-5). Nikt nie podjął tematu.

Jestem niesprawiedliwa, mądrze mówi Facet z poczekalni, Kapitan Hak i Bezan, jakieś tezy stawiają qverty i belzeh. Nie ze wszystkim się zgadzam, ale jest się do czego odnieść. Niestety kiedy Bezan wskazuje słabe punkty takie lub inne, jest sztorcowany, inni zapewne z tego powodu są ostrożni.

Nie oczekuję podpisanych poglądów, nie wszyscy mogą sobie na to pozwolić. Oczekuję na merytoryczne argumenty, za lub przeciw moim, za lub przeciw tezom Jakuba. Pisałam już „nie stwierdzam, szukam odpowiedzi na pytania, które nie dają mi spokoju”. Liczyłam, że tu znajdę drogowskazy i partnerów moich poszukiwań.

Pozdrawiam i przepraszam za ton, ale trochę mnie już nuży takie gadanie o niczym. Rozmowy bez reguł, bez celu i bez konkluzji. Sitcom. Strata czasu.

Bezan

Nie ma, sorry, już dawno o czym gadać. Błahetki na wystawie na jotę nie odbiegają ani w tę ani we wtę od średniej światowej na ten moment ot, choćby dmuchanych zajączków Koonsa, barłogu Emin czy zdezelowanych klamotów w ramach Berliner Biennale. Trochę dowcipu, trochę maziai na ścianach i szybach, jakieś fotki, szczypta golizji i prywatnych mitologii, krzywe pudła, grucha asfaltu słowem: lata walki (walki, podobno, spaceruje). Powieką bym nie mrugnął, gdybym jutro przeczytał, że coś z tego zakupiła Tate albo inna jaka Whitechapel. Powieką nie mrugnę, jak po następne prace, P. Mytkowska zaprowadzi dzielną dziatwę ze SKUJ-u na kwerendę po warszawskich żłobkach.

BW

Jestem pewna, że niezależnie od jakości wystawy, kuratorzy projektu „Nie ma sorry” wiele nauczyli się właśnie poprzez reaserch, na który się zdobyli. Odbyli podróż, od artysty do artysty, z pracowni do pracowni. Przetrawili to wszystko pod okiem mistrza. Tu jednak mam wątpliwość, czy takim mistrzem powinien być teoretyk czy praktyk sztuki, aby mogło powstać wystawa-dzieło sztuki, a nie ilustracja teoretycznej tezy? I dalej czy jednak kurator wystawy nie powinien być najpierw artystą? Ktoś kto nie jest artystą nie będzie potrafił tworzyć utworu artystycznego, to zawsze będzie utwór teoretyczny zrealizowany środkami artystycznymi.

Myślę, że stąd bierze się nasz artystów praktyków opór wobec wystaw kuratorskich i sztuki najnowszej. Są przeteoretyzowane (nawet wtedy kiedy odżegnują się od teoretycznych tez), odczytujemy to jako fałsz, bo sztuka zawsze działa na uczucia i odczucia (to jedno jest pewne). Intelekt analizuje dzieło sztuki, intelekt prowadzi artystę, pozwala mu na sprawną selekcję rozwiązań, ale artysta musi zdać się na instynkt, na uczucia. Jeśli tego nie potrafi nie jest artystą tylko intelektualistą. Niech więc idzie na Uniwersytet i bawi się innymi klockami, a artystyczne zostawi w spokoju.

okoono

Hmmm.... Banasiak wspomniał o czymś takim jak projektantyzm.

Nie ma warsztatu, sa różne warsztaty. I te wyczute i te wymyślone.

Moga byc tez niestety " wymuszone"...

facet z poczekalni

A przeciwnością "projektantyzmu" jest wytwarzanie "mazideł i farfocli". Każdą postawę łatwo jest sprowadzić do zdawkowego określenia detronizującego artystę. O ile pamiętam, pan Kuba zająknął się zapytany, czy sztukę np. Bodzianowskiego lub niektóre projekty Althamera też można nazwać projektantyzmem.

Bezan

P. Banasiak konkluduje: "Aby więc naprawdę poznać artystów i  kuratorów współtworzących "Nie ma sorry" musimy poczekać". No właśnie. Musimy poczekać, bo w blokach startowych już tylko na to czeka kolejne "wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju" najmłodsze pokolenie "do zagospodarowania". Najmłodsze pokolenie, z najnowszym poczuciem misji zrobi nowego loda (ale już bez użycia substytutu) prawdziwemu kuratorowi, dając wyraz swojej niesamowitej (uprasza się o nieużywanie słowa: niesamowity) odwadze w kraju pszenno-moherowym. Z Zurichu pierwSZYM CZY Którymś kuratorem odwaga ta wstrząśnie i przyszłość zjawi się jak marzenie. A jak nie wstrząśnie, to młodszy od Kuby Banasiaka, najnowszy kurator napisze: "Aby więc naprawdę poznać artystów i  kuratorów współtworzących "Nie ma sorry" musimy poczekać"

Kapitan Hak

Wystawę zwiedziłem, faktycznie jest to pewien standart pokazywanej teraz sztuki młodych artystów. Ani słaba, ani dobra - taka jak zawsze - standart i język uniwersalny.

Napisano o szerokim rozpoznaniu wśród pracowni i artystów i tu mam wątpliwości - czy szukano tam gdzie trzeba. Czy jest to reprezentatywna próbka współczesnej sztuki młodego pokolenia czy tylko (nagłośniony) margines? Może warto byłoby zerknąć do galerii sieciowych, digartu, variaartu itp. Mam wrażenie, że to raczej tam bije żyjące serce sztuki współczesnej.

Jasne, jest tam też pełno chłamu i dzieciaków, ale też sporo ciekawych acz nie lansowanych artystów. I co interesujące pokazywana tam sztuka znacznie odbiega od tego do czego przyzwyczaiły nas oficjalne instytucje. Jest tam sporo rzetelnego warsztatu, zarówno w sztuce tradycyjnej jak i elektronicznej, jest żywa dyskusja, szacunek między twórcami, wzajemne uczenie się. To żyje.

Jest to też sztuka, która nie stoi plecami do widza, nie gardzi nim. I co najlepsze nie spotykam tam nadbudowy teoretycznej podpierającej czy nawet zastępującej dzieła.

Wydaje mi się że powstają tam zaczątki nowego środowiska, na tyle ciekawego i szerokiego, że lansowana teraz "oficjalnie", na łamach pism fachowych, w salach pestiżowych galerii i niesiona na barkach zastępów kuratorów sztuka wydaje się być egzaltowanym poboczem.

Anonimowy

Stand-art? Czyli sztuka stania?

czterokanciasty

Drogi Kapitanie H. ależ nic nie stoi na przeszkodzie, zebys sobie był pływał po szerokich oceanach digiartu, jeśli taki przejrzysty i bogaty życiowo. I to, że nie ma tamżadnych tam panie teorii, świadczy tylko i jedynie o bezrefleksyjnosci tych wszystkich skądinąd miłych ludzi. Rozumiem, że fajnie jest sobie robic różne rzeczy, budząc wieczne i życzliwe wzajemne zrozumienie. Zadnej krytyki i wątpliwości, wszyscy jestesmy świetni i w dodatku nikt nie używa trudnych słów. Po co pisac, przeciez można strannie piórkiem narysowac parabeksińskiego potwora i już jestesmy wielkimi artystami. Zazdrość bierze :)

Anonimowy

czemu Muzeum Zacheta Bunkier czy Wro nie ma takiej strony jak CSWZUJ ?czemu Obieg rządzi ?a reszta temu jest podporzadkowana?

blazeh blazeh

"Napisano o szerokim rozpoznaniu wśród pracowni i artystów i tu mam wątpliwości - czy szukano tam gdzie trzeba. Czy jest to reprezentatywna próbka współczesnej sztuki młodego pokolenia czy tylko (nagłośniony) margines?" zgadzam się w złych pracowniach szukano studentów !

Anonimowy

czemu w tej wystawie nie brał udziału Paweł Dunal ?brakowało mi go !

Kapitan Hak

Drogi czterokanciasty, skąd ten słodki sarkazm i lukrowany protekcjonalizm, czyżbym wdepnął w czyjeś ego? Brak wielotomowej, naszpikowanej pseudonaukową nowomową teorii świadczy nie o bezrefleksyjności, ale o przekonaniu, że dzieło powinno bronić się samo. I albo się broni albo nie - nie ma usprawiedliwień.

Widziałem sporo wystaw doprowadzonych do absurdu, gdzie najważniejszym elementem ekspozycji był tekst w towarzyszącym jej katalogu, redukowało to same prace do roli, niekoniecznych nawet, ilustracji wywodu.

Co do wspomnianego przez Ciebie "parabeksińskiego potwora" to zgadzam się, że bezkrytyczne naśladownictwo Beksińskiego, Gigera, Frazetty itp. jest zmorą i częstym błędem opisywanego w moim poście środowiska.

Dokładnie tak samo jak bezkrytyczne naśladownictwo stylu parasasnalowego w nurcie "oficjalnym".

erteV

Sraka praptaka.

BW

"Brak wielotomowej, naszpikowanej pseudonaukową nowomową teorii świadczy nie o bezrefleksyjności, ale o przekonaniu, że dzieło powinno bronić się samo. I albo się broni albo nie - nie ma usprawiedliwień. "

Jest jednak mały problem. Sztuka (dzieło) opisane przez krytykę, kuratorów i teoretyków sztuki jest przez nich uprawomocniona.

W historii sztuki pozostaną nie "dobre dzieła" ale "opisane przez naukowców".

Kurator podsuwa dzieło pod nos krytyka. Krytyk wskazuje warte opisania dzieło. Teoretyk odnosi się do "sztuki", ale analizuje (rozpatruje) te a nie inne dzieła, na potrzeby formowanych teorii. "Te" czyli wskazane przez krytykę.

Co z tego, że dzieło przemawia własnym głosem. Słyszy to kilka osób, które mają szansę je zobaczyć. Dzieło wskazane przez krytykę oglądają tysiące. Jest opisywane i opisane przez naukowców. Będzie świadczyło o naszej kondycji dla przyszłych pokoleń.

Opisywane hermetycznym językiem nowomowy uniemożliwia polemikę. Artysta nie może zakwestionować takiego opisu bo nie posiada narzędzi teoretyka no i twardo stoi na ziemi, a prócz tego głos artysty się nie liczy. Teoretyk tego nie zrobi, aby inny teoretyk nie zakwestionował jego pracy.

Jakiś czas temu prezentowałam referat na konferencji naukowej na ASP.

Kolejność prelegentów była następująca:

Historycy sztuki - powiedzieli swoje i szli do domu.

Teoretycy sztuki - jw.

Artyści praktycy - na sali pozostało kilka osób (praktyków).

Nikogo nie interesowało co mieli do powiedzenia praktycy. W ogóle nikogo nie obchodziło co myślą inni. Każda przerwa skutkowałam opuszczeniem sali przez tych, którzy się wypowiedzieli. O czym to świadczy? O tym, że każdy wie swoje i nikt nikogo ni będzie słuchał. Ciekawe jak daleko zaszliby naukowcy nauk ścisłych, gdyby postępowali w taki sposób.

Prelegenci to zapewne osoby, które muszą nazbierać odpowiednią ilość publikacji, aby mogli zrobić doktorat czy habilitację i to jedyny powód ich konferencyjnej aktywności, tak to interpretuję. Temat konferencji, jest bez znaczenia, mało kto prezentuje rzeczywiste poglądy. Zwykle są to jakieś opracowania statystyczne, czy porównawcze, rzeczy dawno powiedziane. W konferencji, w której brałam udział tylko jeden referat wart był mojego czasu. Niestety jego autor nie przygotował się do konferencji i aby zmieścić się w czasie, usuwał kartki swojego wystąpienia, tak że choć jego wypowiedź była interesująca, musiała się urwać w połowie.

„Napisano o szerokim rozpoznaniu wśród pracowni i artystów i tu mam wątpliwości - czy szukano tam gdzie trzeba. Czy jest to reprezentatywna próbka współczesnej sztuki młodego pokolenia czy tylko (nagłośniony) margines?”

Otóż to. Mamy wątpliwości. Dlaczego? Bo każde badanie naukowe wymaga zdefiniowania kryteriów i standardów (research jest odpowiednikiem badania). W sztuce uznajemy to za niemożliwe, co jest nieprawdą. Wszelkie próby określenia zasad lub granic interpretowane są jako ograniczanie wolności artystycznej, co jest kompletną bzdurą.

Tu zrobiono research, ale nie powiedziano jakim warunkom muszą sprostać artyści.

Czyli idę na grzyby, zbieram te, które mi się spodobają. Gdyby grzyby znały mój gust, mogłyby się przygotować, abym je wybrała, ale ponieważ nie znają, nie mają takiej możliwości.

Mój gust został ukształtowany przez moją szkołę, więc trudno, żebym wybierała „inne” grzyby, będę wybierała „te”, które nauczono mnie podziwiać.

"Te" nie znaczy "złe". "Te" to "te" a nie "te inne". ;-)

facet z poczekalni

W kwestii kryteriów wartościowania artystów zauważam to samo.

Zbieranie grzybów podyktowane jest głównie tym, co zostało napisane w "Podręczniku grzybiarza". W przypadku grzybów jest to zrozumiałe. Nikt nie chce przecież zjeść muchomora.

W przypadku artystów, nawet jeśli zjedzenie niewłaściwego "grzyba" nie jest aż tak fatalne w skutkach jak w świecie grzybiarstwa, odbiorcy sztuki czują się bezpieczniej gdy dzieło, na które patrzą ma solidne tło krytyczne: mięsistą notkę naklejoną na ścianę, znane i dźwięcznie brzmiące nazwisko, lub listę nagród, które artysta zdobył. Odbiorca czuje się zagubiony, kiedy nie może połączyć artysty z czymś znajomym. Trochę jak Mamoń, który lubi melodie, które już gdzieś słyszał. Tutaj zauważam, że nie artysta jest "grzybem" ale odbiorca jest "owieczką", która gryzie i trawi tylko to, co gryzie i trawi reszta stada.

BW

No bo statystycznie to jest lepsza strategia przetrwania owieczek.

Zadaniem artysty jest "sprawdzać" te nieznane "rośliny". Jedni przegrają inni wygrają, to ryzyko, ale na tym właśnie polega twórczość artystyczna. Inwestujemy własny potencjał w "nie wiadomo co", które zostanie uznane "nie wiadomo kiedy".

Jestem gotowa ponosić takie ryzyko jeśli wszyscy inni artyści ponoszą takie samo ryzyko.

Jednak kiedy ktoś na stracie otrzymuje czek na 50 tys. funtów, a potem wsparcie całej maszyny promocyjnej, to wiem, że choćby badana przez mnie roślina była cudem natury, przegram i nikt, nigdy (nawet za sto lat) nie rzuci okiem na moją propozycję, bo zwyczajnie zginie pod ciężarem opinii Autorytetów zatrudnionych, aby wsparły promowanego artystę.

Przegrywam bo owieczkom pokazano co mają trawić, a one grzecznie trawią. Takie już są baranki. Może się otrują, ale pewnie tylko utyją, a o to w końcu chodzi, żeby były tłuste jak Jaś i Małgosia.

Anonimowy

Przepraszam, że tak troche nie na temat, ale mam super newsa: dostałam informację, ze na 99% Whielki Krasnal to Jacek Kornacki z gdańskiej asp. Haha! Krasnale zostali zdemaskowani!

POWIERNIK TEORII SPISKOWEJ

Swietny sposób na promocję Jacka K. ? Nie kolego/koleżanko/Jacku. Nie krzywdź Jacka.

Krasnali nie da się zdemaskowac bo jak to wiadomo powszechnie Nie istnieją. Przecież od tygodnia wszyscy szumią, że to Piotr Nowak z Poznańskiej ASP.

Absolwentka

Warsztatowe prace także podlegają wielowątkowej i bogatej mysli krytycznej. Wystarczy przytoczyc wypowiedzi z najważniejszych publikacji Porębskiego, jego analizy obrazów.

Czy dziś krytyk, publicysta jest przygotowany do robienia tego ?

A może nie ma sensu powtarzać tych samych schematów myślenia i lepiej ugruntować do końca te nowsze i tak już uzgodnione?

CZytacie czasem stare analizy starych obrazów z lat np 70tych ?

Tych nieskażonych konceptualnym sznytem ? Można ciekawie pisac o malowaniu, farbie, barwie ,kompozycji....

A Digart ? ciekawe spostrzeżenie... setki twórców o których nie przeczytamy w Obiegu, ogromne środowisko, ale straszliwie rozcieńczone... tysiące adeptów i amatorów.

Podobnie by wyszło jeśli nagle znane instytucje by wpuściły do siebie 50% studentów asp i innych takich...

Zamiast tego mamy koncentrację i wybrańców.

Problem tylko z wybieraniem. Bo sami artyści to w wiekszości przypadków najmniej istotne ogniwo w tym jak się napisze dalszą historię sztuki.

Absolwentka

W wystawie powyżej opisanej zabrakło kropki nad ... ilośćratorów powinna przekroczyc ilośćwystawiających. Mozna by to nawet wpisać do "historii" :)

artysta wszechczasów

Wszyscy mówią o jakichś tam "artystach", że jest ich za dużo i rozcieńczeni, ale nikt nie wie, że to tylko ja jestem najwspanialszym, jedynym i największym artystą wszechczasów.

BW

"Problem tylko z wybieraniem."

Problem dotyczy nie tylko digartu. Nadpodaż dyplomowanych artystów przenosi ten problem na terytorium całej plastyki. Brak rozwiązań systemowych. A więc Familiada, decyduje głos eksperckiej większości. To niestety sprawia, że artysta (szczególnie ten młody) nie ma drogowskazów innych niż znajomość upodobań ekspretów.

Ekspertom nie chodzi o to by znaleźć "zawodników, którzy pobiegną najszybciej", a jedynie zawodników, którzy zgodzą się z zawiązanymi oczami skoczyć w tę otchłań zawną sztuką, wierząc, że gdzieś na dole czeka nagroda.

Ta druga opcja przyciąga znacznie więcej widzów.

"Bo sami artyści to w wiekszości przypadków najmniej istotne ogniwo w tym jak się napisze dalszą historię sztuki."

To smutne, bo z tego co piszesz (i z czym niestyty muszę się zgodzić) wynika, że historię się pisze, a nie opisuje po rozpoznaniu. Historia to wersja zwycięzcy.

W sporcie wiadomo co trzeba zrobić aby wygrać (talent, trening, starty), a czy taką wiedzę posiada debiutujący artysta (talent, praca, i co ??)?

Obawiam się że nie.

Młody artysta musi liczyć na przypadek, szczęście. Brak rozwiązań systemowych, ścieżek które prowadzą na szczyt.

KAZIKAZIKAZIK

do pani BW.lepiej pani pisze niż maluje

beatawasowska.pl

straszne knoty,ale to przykład jak można wiedzieć w teorii i nie umiemieć malować .pokój siostry i bracia.

Anonimowy

Daj spokuj, Kaziuuu!

Bartek Otocki

Jezeli BW to BeataWasowska.pl, a Bezan to Biernacki to mamy już 2:0 dla Krytykanta:) Kapitanie Hak! Tomaszu Wilmowski! wzywam do ujawnienia swoich portfolio! Jeżeli natomiast i wy jesteście stylistycznymi spadkobiercami Maśluszczaka i Siudmaka to ide się upić...

Anonimowy

Spokojnie już możesz zacząć.

Kapitan Hak

No to zdrowie. Wybaczy pan, panie Bartku, ale zdjęcie maski tutaj zbyt często skutkuje sprowadzeniem dyskusji o danym problemie do poziomu żenujących wycieczek osobistych rodem z sejmowych korytarzy. Chyba nie o to tutaj chodzi, tylko o ciekawą rozmowę wynikającą ze starcia różnych spojrzeń na sztukę i okolicę. Nikt z nas nie ma tu monopolu na jakąś jedynoprawdę, wszyscy przedstawiamy własne, subiektywne odczucia. I w żaden sposób nie deprecjonuje tych spostrzeżeń fakt, że dana osoba maluje tak a inna wręcz przeciwnie.

A skoro to sobie wyjaśniliśmy; kto polewa?

Bartek Otocki

ok, rozumiem. A polewa jako pierwszy... gospodarz? :D

pozdrawiam.

Leibniz

"W sporcie wiadomo co trzeba zrobić aby wygrać (talent, trening, starty), a czy taką wiedzę posiada debiutujący artysta (talent, praca, i co ??)?Obawiam się że nie.Młody artysta musi liczyć na przypadek, szczęście. Brak rozwiązań systemowych, ścieżek które prowadzą na szczyt."

sport to kwestia przypadku,wszystko to kwestia przypadku

czy tego nie wiesz moja droga ?!

Absolwentka

"Systemowych rozwiązań" widać kilka zależy jedynie w jakiej kategorii się wystartuje. Bo czy ma coś wspólnego Siudmak z Sasnalem ?

Mozna dyskutowac o tym jako o róznych pojęciach, nurtach itd... ale to inne branże. Jedni lubia to a inni cos innego.

Na uczelniach wyzszych dyskryminuje sie nurty Siudmakopodobne i Beksińskie głównie stosujac do nich kryteria ocen awangardowe i neoawangardowe. A to juz powoli przestaje miec sens. Bo tak samo mozna atakowac Sasnala że źle maluje patrząc z perspektywy malarstwa fantastycznego czy tych wszystkich odmian surrealizmu których doświadczamy.

A co do prac naszych dyskutantów, łatwo je zmiażdżyc pod ciężarem jakichś autorytetów, powołac sie na wyświechtany termin "konserwa" ale ta twórczość nie powstaje po to żeby popychać sztuke do przodu. Ona jest potrzebna i ma recepcję tu i teraz, jest odbierana i samo to ma istotne znaczenie dla doświadczeń estetycznych. Poza tym nie czarujmy się... studentów i absolwentów malujących "brzydko" w stylu grupy ładnie jest masa. Wiekszość utrzymuje sie z prac niezwiązanych z zawodem malarza.

Ale to są wybory życiowe...

Absolwentka

Pozatym tam gdzie decyduje prywatny klient są strategie. Trzeba obserwowa gusty i szukac kompromisów....

Ostatecznie nie jest to gwałt na tzw "wolności twórczej". Tak jest w kazdej dziedzinie. Prosze tylko zwrócic uwage na intencje przewodnie artystów. Ilu sie zastanawia nad tym żeby coś z siebie dac ludziom a którzy połykaja bakcyla kariery i ich klientem staje sie wąski i dośc kontrowersyjny estabishment.

Ktoś sobie kiedys ubzdurał że artysta jest ponad społeczenstwem, musi miec poczucie misji kulturotwórczej i ideowej. Może w czasach gdy ta profesja była rzadka to działało ale dziś...?

Widzę codziennie pierwszorocznych studentów, ekscentrycznie ubranych, przesadnie pewnych siebie, zaopatrzonych w Tascheny i z biografiami Picassa, Dlego, Warhola które projektuja na siebie samych. Dołaczmy tzw "bezkompromisowość" i niski poziom prac i mysli.

Efekt murowany. Głowa w mur i na wakacje znów mycieszklanki w UK (cyt. za Tarasewiczem)... Ale jak się stwarza dystans i wypracowuje pogardę dla innych to jakie moga byc konsekwencje.

Jest jeszcze jedna różnica. Fan Siudmaka powie, że nie rozumie sztuki współczesnej ale już w druga stronę to najczestszą reakcja jest pogarda i sumowanie że "to nie jest sztuka".

Kapitan Hak

Przy czym mamy tu do czynienia z programowaną pogardą do konkretnych nazwisk, która przekłada się na pogardę dla całego warsztatu i technik tych twórców. Pamiętam ze studiów jak w niektórych pracowniach tępiono jakikolwiek przejaw malarstwa figuratywnego. W efekcie wychodzili z nich dumni artyści z głowami pełnymi awangardowych teorii i szczerej pogardy dla klasyków. Tyle, że nie umieli malować – awangardowy styl ich obrazów nie był wynikiem wyboru lecz braku umiejętności.

I o tą możliwość wyboru mi chodzi... Można odrzucić warsztat klasyczny poznawszy go najpierw, a nie dorabiać deprecjonującej go teorii tylko dlatego, że był zbyt trudny.

Krytykant

Wygląda na to, ze pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają... Pomyślałem więc sobie, że przypomnę klasykę, czyli wyimki ze "Słowniczka Artsystycznego Rastra" (bodaj od 1997):

ARTI - pretensjonalny typ udający artystę, zwykle już nie młodzieniec i niekoniecznie trzeźwy. Objawia się przeważnie na wernisażach. Mówi dużo i źle o innych artystach, sugeruje, że wystawa na której jesteś jest zupełnie nieudana, zaś polscy kuratorzy zawiązali spisek przeciwko prawdziwej sztuce i naumyślnie pokazują tylko jakieś niezrozumiałe instalacje. Arti lubują się w zaczepianiu i deprawacji młodzieży. Kiedy zorientujesz się, że wpadłeś w sidła artiego nic nie mów, wycofuj się powoli potakująco kiwając głową.

PRAWDZIWA SZTUKA - obsesja konserwatywnych krytyków, artich i innych artystów gdy się upiją. Prawdziwa sztuka to idealny stan materii, który wywołuje w widzu efekt doskonałej harmonii ciała i ducha. Najczęściej przywoływanym przykładem prawdziwej sztuki są obrazy Rembrandta. Za przeciwieństwo prawdziwej sztuki uchodzi sztuka współczesna, przede wszystkim z uwagi na brak moralności, formalizm i komercjalizację.

Kapitan Hak

Krzywe zwierciadło podstawia mi pan przed twarz, zbyt krzywe.

To że szanuję zagłębienie w warsztat nie znaczy, że chciałbym uczynić obowiązującym rembrandtowski kanon, irytują mnie raczej„ideologiczne” u swych korzeni próby podziału sztuki i niesztuki.

Bezan

Proponuję nowe, tuszę nośne hasło do słowniczka Gorczycy: NARCY

NARCY - salonowy underground, handlujący -ile wlezie- NIEKOMERCJĄ po wszelkiej maściTARGACH. Przekonany o swej niemałej atrakcyjności wśród rzesz kuratorek o urodzie feministek, częsty bywalec kronik towarzyskich. Wielka CHĘTA na Zniechętę, czyli autor popularnej wśród PR-owców zwanych krytykami sztuki, instrukcji budowy galerii narodowej w piwnicy (lub suterenie).

Anonimowy

no i bardzo dobrze panie Bezanie, do tego proponowałbym jeszcze ilustrację The Krasnals do akcji Gorczyca - Pies.

Anonimowy

Dla twórczości Bezana nei trzeba nowych definicji, to po prostu "Błoto" wg przytaczanego juz slownika. Jesli juz, to dodalbym podgatunek - "polski bekonizm błotny".

Bezan

Łojojoj! To się, Panie, porobieło. A pono syćko je śtuką. (korespondencja z Łowicza?)

Anonimowy

Dobrze, że ten od Rastra trzyma swoje knoty w tapczanie a nie na jakimś internetowym portfolio, bo byłały ogólna ZGORSZYCA

aNONIM

The Krasnals w galerii PIES ?

Kapitan Hak

PIES powoli staje się galerią w jakimś sensie klasyczną jest już stałym elementem pejzażu polskiej sztuki współczesnej, wychodzi z offu.

Powoli przestaje być przez to głosem najmłodszego, niepokornego pokolenia, które w postaci TK zaczyna podgryzać go jako skostniałego klasyka.

Anonimowy

Pies już jest galerią klasyczną? Szybko! Po dwóch wystawach na krzyż? A pod krzyżem Pies pogrzebany.

jontek

brzydcy z was ludzie... wszyscy co tu się wyplugawiacie z brudackich zagwazdrań.. (bloger included)

Anonimowy

Za taki blog stypendium nie będzie :-\