Sztuką jest to, co do czego umówimy się, że jest sztuką | Rozmowa ze Stachem Szabłowskim (część 2)

Banasiak
/

Czyli uważasz, że, powiedzmy, Pollock jest w kanonie nie dlatego, że jest immanentnie, a więc ze swojej istoty wybitny, ale dlatego, że jest to wynikiem splotu rozmaitych pozaartystycznych czynników?


O jakiej immanencji ty uparcie mówisz? Ta immanencja 50 lat wcześniej nie uchroniłaby wyrzucenia obrazów Pollocka do kosza jako bohomazów idioty, a 50 lat później jako wtórnej czkawki po abstrakcyjnym ekspresjonizmie.


Tu pełna zgoda. Jednak nie mówimy o „wcześniej” czy „później”…


Częścią tej domniemanej immanencji są fotografie Hansa Namutha, artykuły w Life’ie, kowbojska legenda Pollocka. W sztuce Pollocka jest ogromny potencjał służący do wprowadzania go do kanonu. Jednakże to, że w historycznej perspektywie zdecydowaliśmy się uznać w Pollocku punkt orientacyjny w dziejach sztuki, jest kwestią pewnej decyzji, a nie jakiejś magicznej siły emanującej z jego płócien.


To niezwykle interesujące. Czyli ważniejsze były tu fotografie i artykuły, jakaś umowa społeczna stojąca za tym, bo „postawić na tego konia”? A nie fakt, że malarstwo Pollocka było rewolucyjne, przewartościowywało postrzeganie tego medium, zrywało klapki z oczy, szokowało, przełamywało przyzwyczajenia, etc.?


Było rewelacją również dlatego, że w dyspucie o sztuce zwyciężyła pewna opcja, przecież nie jedyna z możliwych. Równolegle z Pollockiem tworzyło wielu artystów, którzy według innych kryteriów również byli wybitni. Czy na przykład entuzjaści figuratywnego malarstwa i kontynuowania pewnych dziewiętnastowiecznych estetyk mieli szansę konkurować z Pollockiem? Pewnie na swój sposób mieli. Znalazłaby się spora grupa artystów, którzy potrafiliby dorównać najbardziej cenionym twórcom dziewiętnastego wieku. Niemniej postawiono wówczas na inny program, który bardzo dobrze wypełnił Pollock.


Nie mieli, bo byli wtórni wobec malarstwa dziewiętnastowiecznego. Ale przechodząc do sedna – czy w Twojej opinii to rzeczywistość kształtuje dzieło? Bo w mojej odwrotnie. Dobrze rozumuję?


Wtórni wobec malarstwa XIX wieku? To znaczy, że w XIX wieku nie było dzieł immanentnie wybitnych? W połowie XX wieku immanentna wybitność możliwa była tylko w ramach formuły abstrakcyjnego ekpresjonizmu? To zdumiewające! Ciekaw jestem jaka jest dokładnie natura tej „immanentnej wybitności”, o której mówisz. Jaka jest jej geografia i chronologia? Czy „ze swej istoty” wybitne dzieło Pollocka zadziałałoby poza zachodnim kręgiem kulturowym? Jak daleko poza jego granicami? Czy artystyczna edukacja odbiorców ma wpływ na rozpoznawanie tych immanentnych wartości, czy też oliwa i tak na wierzch wpływa? Czy to samo „dzieło” jest wybitne niezależnie od czasu i miejsca, w którym się pojawia? Czy też może wybitne wartości dzieła mogą zaistnieć tylko w szczególnym kontekście – są kształtowane przez rzeczywistość? Personifikujesz „dzieło”, mówisz, że ono coś przewartościowywało. Ja bym się upierał, że przewartościowań dokonali jednak jacyś ludzie, a nie obrazy.


Ludzie, którzy zobaczyli obrazy. Co do Twoich pytań: dzięki za repetę z kulturowej postmoderny. Oczywiście masz rację: dla Aborygena dzieło Pollocka byłoby niepojęte. Dzieło jest wybitne dokładnie w miejscu i czasie, w którym się pojawia. A oliwa oczywiście i tak na wierzch wypływa…


Co za idealizm! Albo neokonserwatyzm, sam już nie wiem...


To już wytknęła mi Iza Kowalczyk, musisz się bardziej postarać, tylko uważaj, bo ostatnio zostałem ogłoszony komunistą…


Przed chwilą przywoływałeś Althamera z Foksal – a przecież to było działanie właśnie przeciw dziełu, jego „immanentnym wartościom”, klasyczny projekt kontekstualny. Zachwycałeś się tym projektem, a teraz występujesz z metafizyką dzieła. Jakby nie było antysztuki, pop artu, Fluxusu, neoawangardy, sztuki procesualnej....


Chyba się nie rozumiemy. „Dzieło” rozumiem tu tak szeroko, jak się da: neoawangarda też tworzyła „dzieła”, nawet, a może przede wszystkim wówczas, gdy były to „anty-dzieła”. Ale to tylko krótki wtręt gwoli precyzji.


Ty mnie chcesz wciągnąć w mroki modernizmu! Ja nie chcę tam iść. Nie pojmuję sztuki jako, no właśnie – czego? Immanentnej jakości emanującej z dzieł? To mi przypomina jakiś dziwny cień marksistowskiego determinizmu i założenia, że historia, ze względu na jakiś mistyczny, złożony wewnętrzny mechanizm, musi zmierzać dokładnie w tym, a nie innym kierunku. Czy Twoim zdaniem abstrakcyjny ekspresjonizm był nieuchronny? Czy gdyby Pollock w kluczowym momencie kariery, na krok przed samozniszczeniem, nie spotkał ludzi, których spotkał, a którzy z rozmaitych powodów (nie tylko artystycznych, ale też politycznych, rynkowych) zdecydowali się na niego postawić – to czy ta immanentna, obiektywna jakość by zadziałała? A jeśli tak, to w jaki sposób?


Jeśli by ich nie spotkał – to oczywiście nie. Możemy jednak przypuszczać, że po śmierci Pollocka jego przyjaciel, prominentny krytyk, czy np. jego żona, w ten czy inny sposób upubliczniliby jego dzieło. I gdyby obrazy Pollocka ujrzały światło dzienne z jakiegokolwiek powodu, po ulokowaniu ich w kontekście epoki byłby on uznany za wielkiego. Dokładnie tak samo, jak w wypadku, powiedzmy, Duchampa.


Znów nie jest to takie proste, choć akurat w wypadku Duchampa widać najwyraźniej, że jego gesty...


Chyba przyznasz, że były nowatorskie same w sobie, bo zaraz dojdziemy do poziomu absurdu…


Były nowatorskie, ale ich nowatorstwo zostało szczególnie mocno wynegocjowane i ustawione w pewnym ciągu wydarzeń. Pisuar Duchampa nie ma, na Boga, żadnej immanentnej wartości – przecież to był gest wykonany właśnie przeciw rozumieniu sztuki jakie tu teraz prezentujesz, przeciw dziełom i ich immanentnym „jakościom”. Ten nieszczęsny pisuar jest o tym, że możemy umówić się co do artystycznej wartości czegokolwiek. Nie bez kozery była tu mowa o antysztuce. To nie jest tylko czcza retoryka, określenie „innego” rodzaju sztuki – mówimy o gestach naprawdę antyartystycznych. Jeżeli coś jest tu „wybitne” to nie z założenia nihilistyczne gesty Duchampa, lecz ich konsekwencje. I ty chyba tych konsekwencji nie doceniasz. Z gestów Duchampa dopiero trzeba było zrobić lodołamacz do przełamywania czegokolwiek.


Twierdzisz zatem, że pisuar Duchampa nie był immanentnie wielkim dziełem sztuki, bo kwestionował pewien porządek sztuki. Dobrze. Ja powiem, że był nim właśnie dlatego (tak jak Pollock).


Immanentnie to pisuar był pisuarem…


[śmiech]


…a ważnym faktem staje się w kontekście – wystawy, na którą Duchamp go zaproponował, przeszłości sztuki, którą Duchamp kwestionował i przyszłości, którą otwierał. Prace Duchampa nie przełamują niczego same w sobie, trzeba ich dopiero użyć, trzeba z nich dopiero zrobić narzędzie przełamywania. Teraz oczywiście jest już za późno na rewizję. Wchodząc w sztukę, Ty i ja wchodzimy w pewną narrację, w której mitem założycielskim jest duchampowski sabotaż, najważniejszy punkt orientacyjny w sztuce XX wieku. Trudno historię sztuki budować na własną rękę, od zera – ja przynajmniej nie czuję w sobie takiej siły. Aby w ogóle można było komunikować się, trzeba przyjąć jakieś aksjomaty i w nie wierzyć. Ale świadomość, że te aksjomaty są umowne, pozostaje. Zauważ, że po niemal 100 latach jest mnóstwo ludzi, którzy wciąż nie zgadzają się na Duchampa i na artystyczne konsekwencje jego gestów, ufundowaną na nich sztukę. Ba! sądzę, że ludzie ci mogą stanowić większość – reakcje tzw. zwykłych ludzi na współczesną, po duchampowską sztukę, podpowiadają mi, że pisuar wciąż nie został do końca zaakceptowany, zinternalizowany w zachodniej kulturze. Mamy wiek XXI, a „sztuka współczesna” wciąż bywa przeciwstawiana „sztuce tradycyjnej”, „normalnej” . Nawet Twój ulubiony Sasnal; jednak wciąż zajmuje się malarstwem, farbą, reprezentacją, narracją, jakby Duchamp w ogóle takiej działalności nie podważył.


Tu – znowu – pełna niezgoda. Po pierwsze, średnio mnie interesuje zdanie „przeciętnego człowieka”. Z całym szacunkiem dla niego, jednak coś takiego jak sztuka masowa nie zrealizowano nigdy, nawet mając w ręku cały aparat państwowy i bardzo tego pragnąc. Tu zawsze klasycyzm – od kolumn przed willą, przez wystawy Caravaggia, po szklanki z amorkami – będzie przegrywał z pniem sztuki wytyczonym m.in. przez awangardę. I po drugie, ważniejsze: Duchamp przegląda się w setkach tysięcy instalacji, niewczesnych ready mades, wizualnych rebusów – i tak dalej. Jest całkowicie upopowiony i zbanalizowany. To między innymi tak łatwo jest robić dziś sztukę, a zarazem tak trudno. Powtórzę zatem: w moim przekonaniu to dzieło zaczyna kształtować rzeczywistość, a nie odwrotnie. I z czasem staje się popularne.


Staje się?


Dobrze więc. Owszem: fizycznie pojawiają się krytycy, którzy piszą, kuratorzy, którzy pokazują i kupcy, którzy kupują. Nie mówię przecież, że „staje się” samoistnie, mówię tylko, że najpierw jest dzieło o określonej jakości, nie nabywa jej wtórnie. Ty zdajesz się twierdzić wprost przeciwnie. Jednak doprowadzając Twoje rozumowanie do intelektualnej konsekwencji, okazuje się, że wszystko i w każdym momencie da się ustanowić jako sztukę, jeśli tylko dysponuje się odpowiednimi środkami.


Oj, nie przekonam Cię chyba. Ale naprawdę – kiedy powtarzasz, że dzieło „ma określoną jakość i nie nabywa jej wtórnie”, brzmi to jakbyś chciał komuś sprzedać bardzo drogi obraz na targach. A czy wszystko da się ustanowić jako sztukę? Oczywiście, nie wszystko i nie w każdym momencie. Przez takie uogólnienia jesteś w stanie wszystko sprowadzić do absurdu – tylko po co?


A jednak. Świetnie, zatem sprowadźmy to wszystko na ziemię, do prostych pytań. Co się zatem da? Dzisiaj?


Co się da ustanowić jako sztukę? O to chodzi? Jeszcze raz: nie wszystko, ale bardzo dużo. Sztuką dzisiaj jest ostatecznie to, co do czego umówimy się, że jest sztuką. Rozszerzyliśmy jej granice tak, że właściwie już ich nie widać – ceną za to jest kłopot z kryteriami oceny; to nie jest urojenie mojego zrelatywizowanego umysłu.


Przed chwilą powiedziałeś, że nie wszystko – zdecyduj się. Ale naprawdę tak uważasz?


No oczywiście.


To kapitalnie, bardzo się cieszę, bo oto dokopaliśmy się do kolejnego pokładu Twojego projektu krytycznego. Czyli prace Zdunek stają się sztuką, bo Ty się tak „umawiasz”. Stają się nią na mocy Twojej decyzji jako krytyka regularnie publikującego w jednym z największych dzienników.


Potrzeba wyrazistości stale popycha Cię do karykaturalnych przejaskrawień. Ja się sam ze sobą nie umawiam co do Karoliny Zdunek, to nie moja suwerenna decyzja, tylko umowa społeczna...


Poczekaj. Bo Ty mówisz o decyzjach, po czym, kiedy próbuję wydobyć od Ciebie jakiś konkret, wymykasz mi się.


Ok. Przeanalizujmy, co uprawomocnia Zdunek jako artystkę. Jest absolwentką szkoły artystycznej, posiada dyplom z malarstwa (czy cokolwiek innego kończyła). Uprawia działalność, która w naszym kręgu kulturowym jest nazywana sztuką…


Chyba malowaniem.


…czyli maluje obrazy i robi z nich instalacje. W powszechnym rozumieniu malowanie obrazów i budowanie instalacji to uprawianie sztuki, prawda? Jej status artystki jest potwierdzany instytucjonalnie – wytwory Zdunek są pokazywane w galeriach, na targach sztuki, w muzeach – a więc miejscach przeznaczonych dla sztuki. Ponadto sama deklaruje się jako artystka, co też jest ważne.


To nie jest ważne.


Oczywiście, że jest. Weźmy Twojego ulubionego artystę, Janka Simona.


O, widzisz, każdy ma w sobie „potrzebę wyrazistości”… Jednak Simon nie skończył studiów artystycznych.


No właśnie, nie skończył i masz tu do czynienia z czystą decyzją zdefiniowania czyjejś działalności jako artystycznej. Janek Simon sam mówił w jakichś wywiadach, że tego, co robił przed zinstytucjonalizowaniem, nie nazywał jeszcze sztuką.


Ale Ty usiłujesz mi powiedzieć, że to owa decyzja zrobiła z Simona artystę. Nie – ona sprawiła, że mogliśmy jego propozycję poznać, a w konsekwencji ocenić. Tak więc to jego prace zrobiły z niego artystę. Gdyby podjął decyzję i pokazał coś słabego, nic by z tego nie wyszło.


Prace zrobiły z niego artystę... innych do zguby przywiódł alkohol, ten śmiertelny wróg, którego trzeba lać w mordę...


A więc nie prace? Co zatem?


Decyzja nie wystarczy, ale jest ważna. Na przykładzie Simona widać to wyraźnie, bo wiele z jego działań, na przykład kroczący chleb czy zegarek elektroniczny domowej roboty, można umieścić opcjonalnie w różnych obszarach – w sztuce, ale równie dobrze w świecie hobbystów, majsterkowiczów, szalonych konstruktorów.


Bo jesteśmy po Duchampie, to nie jest absolutnie żaden argument.


Kluczowa decyzja należała tu jednak do Simona – status jego prac zależy do znaczeń jakie im nada, definicji celów, samookreślenia, po prostu – dokąd z nimi pójdzie, do muzeum, czy na zlot cyberpunkowców. Oczywiście, potem Simon, już jako artysta, trafił swymi działaniami w pewien splot oczekiwań krytyków i kuratorów. Na przykład moich – a jednak, przyznaję się, że jakieś oczekiwania wobec sztuki mam [śmiech]. Wróćmy tymczasem do Zdunek. Jest ona legitymizowana przez kolejnych kuratorów, kolekcjonerów…


Czyli także Starowieyski jest godnym uwagi artystą.


To chyba Kozak wytknął ci erystyczne skrzywienie… Dlaczego „także” godnym uwagi? Rozważamy chyba kto jest artystą, a nie kto jest godny uwagi, tak?


Ależ ja cały czas próbuję dociec jakiegoś konkretu, na przykład takiego, dlaczego Zdunek jest dobra i czy według ciebie za sztukę możemy uznać wszystko. Jeśli bowiem możemy odnieść Twoją argumentację i do Starowieyskiego, i do Zdunek, to chyba możemy ją przekreślić? Nie widzę tu erystyki, raczej logikę.


Dlaczego Starowieyski miałby przekreślać moją argumentację? On również jest artystą, może nie? Artysta to jest rola społeczna, a nie określenie wartościujące. Nie ma sensu odnosić Zdunek do Starowieyskiego, nie widzę co z tego zestawienia miałby wyniknąć.


Jak to? Jest on absolwentem, w społecznym odbierze jest artystą, kupują go kolekcjonerzy, miał mnóstwo wystaw, etc.


Starowieyski robi kicze, więc chcesz zasugerować, że Zdunek też jest kiczystką, tak? Ty tak mówisz, a ja się z Tobą nie zgadzam.


Próbuje tylko wykazać, że – jednak – to nie rola społeczna, potoczne wyobrażenie, etc. czynią z kogoś artystę. Tylko dzieło.


Tu wchodzimy w najtrudniejszy moment pracy krytyka, a mianowicie udowadnianie dlaczego coś jest dobre. Bo oczywiście udowadnianie, że coś jest złe, jest dużo prostsze. I tu muszę ci się przyznać, zanim będziesz ripostował, że nie jestem w stanie przeprowadzić dowodu, niepodważalnego w sensie naukowym, który cię satysfakcjonuje, że obrazy Zdunek są dobre. Sądzę – że są niezłe. Uważam – że są ciekawe. Możemy je umieścić w hierarchii. Twierdzę, że są ciekawsze, niż malarstwo Starowieyskiego i o wiele mniej ważne, niż np. sztuka Althamera w całości i niemalże w każdym szczególe. Ale – uwaga! – to dla mnie nie unieważnia praktyki Zdunek i nie delegitymizuje jej jako autorki sztuki. Nie czyni to jej producentką kolorowych przedmiotów, jak chciałbyś ją widzieć. W jej działalności pojawiają się wizualne zdarzenia, wizualne fakty, z którymi nie miałbym do czynienia nigdzie poza jej wystawą. Czyli jest to zdarzenie, które wybija się na tle moich codziennych doświadczeń.


Czyżby?


W pewnej skali.


Ty, który widziałeś tony sztuki na całym świecie – wybijają cię obrazy w paski?


Tak, wszystko w skali, relatywnie.


A może podczas dziesięcioletniej plus minus praktyki coś przegapiłeś, coś Ci umknęło? Na przykład moment, w którym sztuka współczesna jest już niemalże codziennością? Czy fakt, że minęły już czasy, w których trzeba było o nią walczyć, za wszelką cenę ją popularyzować? Co więcej – że wynika to z praktyki pt. „stanie obok”?


Kuba, to przecież nie jest pytanie, tylko Twój sąd, więc pozwolisz, że nie będę odpowiadał? Poza tym, jak powiedziałem wcześniej, odrzucam logikę konfliktu, który usiłujesz zainscenizować. W tej inscenizacji próbujesz mnie obsadzić w roli swojego antagonisty. Mówię o inscenizacji, bo ten konflikt polega w odgrywaniu ról. Ty przedstawiasz się w roli „młodego” rewolucjonisty, odnowiciela, który przybywa oczyścić skorumpowany świat „starych”, zgniłych relatywistów. Wiesz, Twoje wystąpienie jako Krytykanta zaskakująco harmonijnie współbrzmiało z projektem politycznym PiSu, zarówno w czasie jak i pod względem strategii. Oni również przedstawili się jako pogromcy zgubnego relatywizmu, również zapowiadali czas wyrazistych ocen, podobnie jak Ty chcieli stosować manichejską moralność, obiecując oddzielenie dobra od zła. Ich strategią również była polaryzacja, wykreowanie konfliktu, zdefiniowanie go na własnych warunkach – tak, żeby w punkcie wyjścia zająć w nim pozycję „słusznej strony”. Taki inscenizowany konflikt nie służy jednak rzeczywistej walce o wartości, lecz walce o władzę. Na potrzeby naszej rozmowy zamieńmy władzę na rząd dusz. Meta-krytyczny projekt surowego sędziego, który bezlitosnym cięciem pióra oddziela dobro od zła w sztuce, też służy konstruowaniu władzy krytyka, bardziej niż czemukolwiek innemu. Do tego ta krwiożercza retoryka, która powraca w Twoich tekstach, zwłaszcza programowych: metafory rozlewu krwi, bezlitosnych cięć, ostrzenia języka... Wiesz, ja zawsze z rezerwą traktowałem ludzi pożądających władzy, zwłaszcza marzących przy okazji o gwałtownych czynach i przemocy.


Pozwól, że Cię pokomplementuję. Pióro masz wyborowe, błyskotliwość o rzadko spotykanej sile błysku, a Krytykant jako meta-krytyczny projekt, to strategiczny majstersztyk. Jednak jako młoda zdrowa siła, która potrząsa zrelatywizowanym, zmurszałym światem „starego” establishmentu, jesteś dla mnie już mniej wyrazisty. Tę inscenizację pokoleniowej rewolucji odczytuję przede wszystkim jako operację tworzenia dla siebie przestrzeni na scenie krytyki sztuki – operację uwieńczoną zresztą sukcesem. Jak dotąd nie proponujesz jednak proporcjonalnie rewolucyjnych przewartościowań, bo przecież obalanie złotych cielców sztuki takich gigantów polskiej sceny artystycznej jak Karolina Zdunek, Piotr Kopik, Igor Przybylski, to jeszcze nie przewartościowanie, prawda? Wspierasz generalnie artystów powszechnie uznanych; Sasnal, Ziółkowski, Simon, artyści kojarzeni z FGF, Rastrem... Kozak podgryzał Cię za to wyznanie, że Fundacja jest Twoją „mamą”, a Raster ojcem. Jak to było u Jima Morrisona, czy tam u Freuda? Ojca trzeba zabić, no, a matkę... No, może trochę się zagalopowałem, ale tak czy owak na mnie nie możesz popełnić prawdziwego ojcobójstwa – bo ja nie jestem Twoim ojcem!


No dobrze, skoro zamiast odpowiadać podsumowujesz, to ja też pokuszę się o kilka ogólniejszych słów. To zresztą niezły pomysł, by zamknąć tę rozmowę.


Po pierwsze dzięki za komplementy. Jednak próbujesz przypisać mi intencje, których nie mam i nigdy nie miałem (gdybym używał taniej retoryki, powiedziałbym, że robisz to po to, by ułatwić sobie zadanie i wykreować czytelnego antagonistę). Co więcej, na moją ocenę nigdy nie wpływał fakt, że artysta jest z tej czy innej galerii. A Ty tak próbujesz to ustawić. Naprawdę myślisz, że jestem aż tak prostolinijny?


Tak bardzo ciekawi Cię FGF i Raster? Dobrze. Raster – zrób sobie statystyki, nie pamiętam abym napisał pochwałę jakiejkolwiek wystawy w Rastrze. Co do przeszłości – „okresu heroicznego” galerii [śmiech] i krytycznej praktyki Gorczycy i Kaczyńskiego – zgoda: chwalę. Masz mnie. FGF? Uważam, że to najlepsza galeria w tej części Europy, a Instytut Awangardy to fenomen. Na przestrzeni ostatniego półtora roku widziałem jedną wystawę w FGF: Koniec egzotycznej podróży. Była dobra. Widzisz – to proste. Jedno krytykowałem, drugie chwaliłem – w zależności od sytuacji. Bo mój jedyny koncept, masterplan, który rzekomo przygotowywałem, to teza, że istnieje zła i dobra sztuka współczesna. Czy to rewolucja, zmiana porządku? Nigdy nie śmiał bym tak użyć takich słów, ale Twoja wypowiedź świadczy, że jest to pewna nowość, którą, jak się wydaje, trudno Ci zaakceptować. Naprawdę tekst o – przykładowo – Przybylskim, Radziszewskim, Zdunek, Paweli czy Kopiku napisany w tonie innym, niż ciepła aprobata to dla Ciebie krwawa łaźnia?

Zdumiewa mnie, że sięgasz po taką retorykę: „artyści związani z Rastrem, FGF”. Pewnie teraz jeszcze z MSN. Zobacz, jakich słów użyłeś, by streścić założenia zawarte w moich tekstach: władza, bezlitosne cięcia, konflikt, rewolucjonista, rozlew krwi (choć porównanie z PiS jest niebywale kunsztowne, pozwolisz, że jednak się do niego nie ustosunkuję). Parafrazując Irzykowskiego, bierzesz sos za mięso. Ty – fachowiec, który zna warsztat! Chcesz tak rozmawiać i brać moje żartobliwe metafory za istotę, dobra, ale moim zdaniem czyni to nasz spór karykaturalnym.


No i ta władza... W wątku o „manipulacjach”, mówiłeś tak: „sam zresztą biorę w tym udział pisząc i robiąc wystawy”. Wyczułem nawet cień wyrzutów sumienia… No więc ja nie chcę wpadać w taką paranoję. Bo przecież to jest paranoja! Pisząc i robiąc wystawy manipulujesz sztuką? Jak rozumiem, nie pisząc też, bo milczenie to „gest wykluczenia”? Wiesz, jeżeli kategorie adekwatne do wielkich instytucji odnosimy do prasowych recenzji, to osuwamy się w opary absurdu. Stachu! Gdzie mi do Twoich wpływów! Zresztą, co ja mam Ci odpowiedzieć? Że nie pragnę władzy, nie jestem jednym z tych obsesjonatów, których to, znając życie, zawsze traktowałeś z rezerwą…? Że pragnę raczej jak największej różnorodności krytyki? Nie udowodnię tego i chyba nie zamierzam. Wiesz, ja dobrodusznie zakładam, że każdy pisze to, co pisze, bo tak uważa, bo takie jest jego zdanie o sztuce – w jego opinii najlepsze dla sztuki, a nie dla niego. A krytyk nie ma intencji innych, niż merytoryczne. Tyle. Możesz nazwać to konserwatyzmem lub idealizmem lub głupotą.


À propos konserwatyzmu. Jesteśmy po doświadczeniu ponowoczesności, o jakich obiektywizmach czy konserwatyzmach my w ogóle mówimy? W sztuce? Mój obiektywizm to utopia, figura, która chyba spełnia swoją rolę, bo działa jak płachta na byka. Jednak to Twoja retoryka skutecznie konserwuje dyskusję, bo zgodnie z Twoimi słowami wszystko jest cacy. Z drugiej strony jest postawa, która gest wykluczenia każe dostrzegać w samym geście podniesienia pióra. Czy chcę te postawy wdeptać w ziemię? Nie, raczej pokazać, że możliwe jest inne stanowisko, które można wypowiedzieć z pozycji bynajmniej nie konserwatywnych. Bo zła sztuka współczesna to nie jest mój wymysł. Ona istnieje: w Wenecji, w Warszawie, w tysiącach komercyjnych galerii, na akademiach, targach, niezliczonych konkursach dla „młodych”… To jest kicz, a nie przygoda, która czeka na nas w galerii. Moim zdaniem krytyk powinien to dostrzegać. Ot, rewolucja.


Tak czy siak dziękuję, że zgodziłeś się ze mną porozmawiać [śmiech]. Dzięki!


Nie, to ja dziękuję za zaproszenie na Krytykanta, niemała część przyjemności po mojej stronie. Ale pod koniec trochę się nie zrozumieliśmy. Ja Ciebie nie uważam za prostolinijnego, ale Ty mnie chyba tak, przynajmniej w ostatniej wypowiedzi. Na miły Bóg, przez myśl mi nie przeszło, że na Twoje oceny wpływają powiązania artysty z tą czy inną galerią... I nie musisz rozliczać się, ile razy o czym pisałeś, przecież nikt Cię tu nie wyzywa od pachołków Rastra, czy piątych kolumn FGF, MSNu czy czego tam jeszcze. Raster, FGF – to był taki skrót...Chciałem przez to powiedzieć, że Twój koncept podziału sztuki na złą i dobrą nie doprowadził Cię na razie do propozycji przewartościowań, że chwalisz już pochwalnych, a najlepsza okazuje się sztuka, o której było już i wcześniej wiadomo, że jest dobra. A jeżeli widzę jakiś masterplan to nie tyle w koncepcie podziału sztuki na dobrą i złą, ile w przemyślanej i precyzyjnej operacji zaistnienia w dyskursie krytycznym. Częścią tej operacji są linie konfliktów, które wytyczyłeś i te, których nie wytyczyłeś. I żeby było jasne: patrzę na sposób w jaki zorganizowałeś swoją praktykę krytyczną z uznaniem i szczerym podziwem; to bynajmniej nie zarzut – przeciwnie, naprawdę niewiele osób potrafi się w ciekawy sposób wymyślić. Ambicja to też nie grzech, byle nie przerosła.... Zresztą komplementy już były, nie chcę się powtarzać. Moje uznanie nie znaczy jednak, że zgadzam się z Twoimi taktykami; niektóre otwierane przez Ciebie linie frontu uważam nie za merytoryczne, lecz taktyczne właśnie. Twoje zapewnienia o pragnieniu jak największej różnorodności krytyki przyjmuję z zadowoleniem i za dobrą monetę – czasem wydawało mi się, że słyszę w twoich metakrytykach i manifestach ton jakby apodyktyczny, stąd mylne z pewnością wrażenie, że może być inaczej. Na wpływy się nie licytujmy: ja zwłaszcza nie chcę, bo jeszcze nie wylicytuję... [śmiech]. W paranoję nie wpadam, dziękuję. A co do krwawych jatek, to przecież z palca tej krwi nie wyssałem. To Ty narzekałeś, że „brakuje krytyki podobnej do polowań, jakie urządzał onegdaj Raster – takiej, którą znaczą krwawe ślady”. I dowodziłeś, że „Krytyk musi być brutalny, jednak mordy, których się dopuszcza mają katartyczną siłę. Będąc bezwzględnym, czyni dobro...”. To pewnikiem ten sam krytyk, który nie obawia się przeprowadzić „stanowczego, choć głębokiego cięcia”. Ślady krwi, głębokie cięcia, mord, bezwzględność... Wiem, że to tylko retoryka, ale jednak przyznasz, że człowieka mogą przejść ciarki – co nie zmienia faktu, że naprawdę miło było mi być Twoim gościem na Krytykancie. Jeszcze raz dzięki!


Jej, Ty naprawdę wierzysz, że miałem plan… Dobra, niech puenta tej rozmowy będzie i taka, że chwalę pochwalonych… i krytykuję – chyba zapomniałeś dodać – tych sumiennie i zasadnie krytykowanych? Ale teraz już naprawdę kończymy… Zresztą, nasze pozycje nie mogą być już chyba bardziej czytelne, więc: dzięki raz jeszcze!

Komentarze (54)

Bezan

"Zdefiniowanie na własnych warunkach, żeby zająć pozycję" to kapitalne zdanie streszcza kierunek wysiłków niemal całego aparatu kuratorsko-krytycznego, dawno zresztą odczytany, choć nie nazwany wcześniej tak klarownie. Wypsnął się Wam, Panowie -niechcący- równie kapitalny wniosek: nie o wartości tu idzie, a o władzę. Robota rozpoczęta równo z pojawieniem się w Polsce specyficznego rynku: nie kupna i sprzedaży dzieł sztuki (długo go nie będzie, bo Polak chce zarobić a nie wydać), tylko kupna i sprzedaży usług w przestrzeni około sztuki (Kasa z instytucji). Maszyneria pracuje pełną parą: fałszuje się rzeczywisty obrazu sztuki po 1945 r. (np. Rottenberg, Mikina, Morawińska, Krukowski etc.), eliminuje się najlepszych autorów (nie wymienię, żeby nie robić im dodatkowej krzywdy), obsadza swoimi co się da (Żwirblis, Suchan). Oczywiście w obrębie tych środowisk (wspólny front walki z wcześniej urzeczywistnionymi) też są koterie (walka o prymat nowoproponowanych), więc o absolutną władzę nie będzie łatwo. Ten chciałby Zdunek, tamten Simona, ktoś inny jeszcze kogoś, kogo sam urzeczywistnił. Wzorzec Szymczyka (z palanta i irytu) w Zurychu (pod Paryżem) jest na wyciągnięcie ręką (z kieszeni BB 2008 - 2,5 miliona euro).

Krytykant

Trzeba wyjątkowo złej woli, aby moje wypowiedzi zinterpretować tak, jak Pan to zrobił...

cóż, niemniej pozdrawiam

K

Anonimowy

Złą wolę? Dobre sobie. Ja wiem, Anda Rottenberg napisała obiektywną książkę (66 stron o Bałce i Gruppie, pół strony np.o Arsenale), ZUJ nie obsadza swojakami wszelkich stołków do obsadzenia, w Zachętach regionalnych nie kupują "z rozdzielnika"(we wszystkich ten sam zestaw nazwisk), Popbanaliści byli oryginalni (nieudolnie kopiując głównie Richtera ale i : Mardena, Lieske, Tillmansa, Silvestro, Mertę, Kovandę, Saudersa, Oehlena, Myrę Sensk), Sasnal dostaje, a jakże, "zagraniczne" nagrody, (z polską przewagą w jury + kumple z Frieze), etc, etc. Siedzicie Panowie w grajdole swoich wyobrażeń, marząc w cichości o karierze Szymczyka i małpujecie zbliżone strategie w przekonaniu, że uda się wreszcie komuś ważnemu wmówić wasze pseudoodkrycia (jakiegoś Simona - o tempora, o mores!). Wałkujecie tego Duchampa, specjalistę od "umawiania się" co jest sztuką. A przydałoby się, żebyście pokazali, że nie tylko żyjecie ze sztuki, ale że żyjecie sztuką. Także taką, CO NIE MA NIC WSPÓLNEGO Z AKTUALNYM RYNKIEM. Połazili trochę po obrzeżach, gdzie niewielu zagląda, przypomnieli jakiegoś Sironiego, Morandiego, Davie, Galli, Scotta, Hansa Hoffmana, Wolsa, Scholdera, Oliveirę, Rebeyrolle'a, Gilleta, Saurę, Lanyona, Motherwella, Susan Rothenberg, Scanavino, Frankenthaler, sięgnęli po jakieś spektrum, kontekst możliwości farby przy których akwarelkowe bladoefekty Tuymansosasnala zajmą należne miejsce z tyłu sali.

Znowu nie podpisałem - Bezan

Podpis niekonieczny

Krytykant

Proszę Pana - złej woli odnosnie MOJEJ wypowiedzi, a nie Pana. Nie musi Pan jej powtarzać, naprawdę, była dość klarowna. Ja rozumiem, że to straszne budzić się każdego ranka w świecie układów, złych intencji, karierowiczostwa, niesprawiedliwości i nieoficjalnych powiązań, które jakże ciężko przyszpilić, ale naprawdę nie musi Pan za każdym razem wykrzykiwać swojego "oskarżam". Chyba jest już dość jasne, o co Panu chodzi. Zamiast tego proponuję wczytać się w teksty, które Pan komentuje i nie projektować na nie swojej wizji świata. Wówczas łatwiej będzie Panu odnieść się do ich treści.

serdecznie pozdrawiam

K

Bojoncysiezepodpadnieopiniotworczymsrodowiskom

Ale ta rozmowa rzeczywiście ma coś z klimatu sprzeczki w rodzinie. Jest różnica między konfrontacją stanowisk, a konwersacją członków tej samej korporacji. Poza tym P. Szabłowski rzuca szyte okrętowymi linami sugestie wyjaśniające intencje powstania "krytykanta" (zbieżność z projektem PIS- doprawdy paradne) które są porównywalne do oskarżeń P. Bezana. Jednemu wolno drugiemu nie wolno?

Anonimowy

Pan Szabłowski w wielu swoich recenzjach i również w tym wywiadzie /fragment dot Sasnala/ daje wyraz swojej nieufności do malarstwa. Wydaje się, że takie wartościowanie i presądy tylko ze wzg na technikę jest dla krytyka i kuratora bardzo ograniczające. Zwłaszcza, że jak sam podkreśla jest niechętny modernizmowi (to modernizm - wierzył w postęp - jedną linię rozwoju poszczególnych nauk czy sztuk). Postmodernizm pozwala na wiele alternatywnych ścieżek. W tym momencie argumentacja /"nawet Twój ulubiony Sasnal; jednak wciąż zajmuje się malarstwem, farbą, reprezentacją, narracją, jakby Duchamp w ogóle takiej działalności nie podważył"/ jest nielogiczna - skoro nie ma jednej linii rozwoju sztuki to nikt nie ma obowiązku poruszać się w dyskursie po Duchampie. Są dobre i złe instalacje, dobre i złe obrazy, mądrze i głupio użyte ready-made. Warto więc by P.Szabłowski nauczył się równie życzliwie "stać obok" malarstwa jak instalacji czy fotografii. Inaczej równie dobrze można powiedzieć, że skoro w większości rankingów na najważniejszych twórców XX w, pierwszy jest Picasso, a Duchamp "dopiero" drugi to właśnie malarstwo jest jedyną prawomocną techniką (absurdalne prawda?)

Anonimowy

Dziś w Rastrze wernisaż wystawy, którą wg materiałów Rastra : /"Za sprawą "Krzywego koła" wkraczamy w nowy, abstrakcyjno-geometryczny okres Rastra. Artyści biorący udział w wystawie, znani już dobrze i kojarzeni często z określonym, narracyjnym i realistycznym idiomem sztuki, niezależnie od siebie, ale w tym samym czasie, ujawniają tu odmienny arsenał narzędzi formalnych - eksperymentują z geometrią, światłem, fakturą"./

Jestem b. ciekawy skutków tej wystawy - bo formalizm był tym co Stach zarzucał młodym twórcom - dla przypomnienia fragmenty artykułu Zmartwychwstanie malarstwa w Dzienniku (przepraszam ze te mało eleganckie aluzje do kasy, ale tylko cytuję Stacha: /"Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba by raczej rozpoznać, o co chodzi malarzom, którzy jak Borowski czy Śliwiński deklarują, że chodzi im tylko o malowanie. Cynik powiedziałby, że jak zwykle kiedy nie wiadomo, o co chodzi, idzie o pieniądze - i jest to niewątpliwie przynajmniej część prawdy."/ czy dalej /"Czy pogrążeni w zakamarkach wyobraźni i unurzani w farbie młodzi malarze po prostu odreagowują lata obowiązującego w sztuce natrętnego konkretu? Czy folgują sobie, zażywając przyjemności tak długo zabronionego czystego malarstwa? (...) To propozycja w swojej idei konserwatywna, czerpiąca energię z koncepcji poprzedzających kontrkulturową rewolucję, jaka dokonała się w sztuce w latach 60. Jeszcze niedawno uprawianie "czystego malarstwa" było źle widziane; teraz jest na to przyzwolenie krytyki, a kolekcjonerzy witają twórców obrazów w otwartymi rękoma, którymi gotowi są łapać się za portfele. (...) Art world pożąda nieustannie odmian oraz nowości i jednocześnie bardzo szybko się nimi nudzi. Dziś jest znużony rzeczywistością i ucieka przed nią w otchłanie wyobraźni - albo przynajmniej w strumienie farby. "/ Teraz pewnie okaże się, że to co u młodych Stach krytykuje, u nestorów z Rastra jest "nową jakością".

Bezan

A jakby tak zejść z artystów i postawić tezę: Krytykiem jest ten, co do którego umówimy się, że jest krytykiem, a wasze "pióra wyborowe" wywalić do zsypu? Oczywiście bardzo Wam odpowiada teza, że "sztuką jest to, co do czego się umówimy, że jest sztuką", bo Wasza rola umawiających się staje się prominentna. Umawiajcie się zatem, że g... jest złotem, a następnie promujcie i kolekcjonujcie przedmiot umowy do woli. Cena złota na jakiś czas spadnie, towaru niewątpliwie przybędzie, ale -boję się- że fetor prędzej czy później Was zabije.

Anonimowy

po komentarzu Bezana zapada cisza. Odechciewa się dyskutować ;)

Igor M.

Bo też ta dyskusja jest jak spór talmudyczny - pasjonująca i wywołująca emocje, ale i hermetyczna. Padło w wypowiedzi Stacha przypuszczenie, że zapewne większość "przeciętnych ludzi" nie zaakceptowało wciąż duchampowskiej rewolty i kroczącej za nią sztuki nowoczesnej, nowej, awangardy.

I to jest święta prawda. Obecnie sztuka nowoczesna porusza się zamkniętym kole galerii, krytyków i teoretyków, odbierana głównie przez osoby związane z branżą i studentów uczelni artystycznych. To nisza. Przy czym stanowiąca też znikomą mniejszość twórczości uprawianej przez żyjących współcześnie artystów. Przy czym jest to mniejszość niezwykle agresywna, rozkrzyczana, zbrojna we własne pisma i portale. Tyle że mimo to wciąż nie ma rządu dusz. Mimo stulecia wysiłoków awangarda nie opuściła getta, a "przeciętny człowiek" pytany o nazwiska artystów, których sztukę poważa wciąż o zgrozo odpowiada: "Starowieyski, Duda-Gracz, Siudmak".

A najczęsciej, ku zgrozie krytyków dopowie "Matejko"...

Krytykant

zawsze tak było pozdr

K

Wiaderny

Po prostu to nie jest zbyt pasjonujący temat. Pióro kontra Flamaster.

To natomiast jest absolutny panteon.

Najlepsi polscy malarze, rysownicy i performerzy:

Beksiński

Olbiński

Sętowski

Siudmak

Duda-Gracz

Starowieyski ojciec

Daniel Olbrychski

Stasys Eidrigevicius

Lutczyn

Szarlota Pawel

Pągowski

Typowa mordka ala stasys (brakowało ilustracji w artykule)

=====_________=====:

_===___________===_:

=_=_=_________=_=_=:

_===___________===_:

___________________:

___________________:

_________=___=_____:

__________===______:

___________=______=:

_________======__==:

__________===___===:

=______________====:

==____________=====:

====_________======:

===================:

===================:

Bezan

To już znamy na wylot: żeby łatwiej przepchnąć swoje typy, straszy się średnio zorientowanych, rzekomo jedyną alternatywą - jawną szmirą Olbińskiego, Dudy, Mitoraja, Siudmaka, etc.. Tymczasem jest pokaźny segment autorów, nie wpisujący się zarówno w paradygmat FGF, ZUJ-a, MSN ani wspomnianej Napiórkowszczyzny.

BebZAn

I jeszcze uważam, ze Kartgina powinna być zniszczona....

Mr Izabela

Et arx culturae etiam delendus est :P

Wiaderny

qui asinum non potest, stratum caedit

Igor M.

Nasze Siudmaki, wasze ziemniaki...

Połącz kropki

++++++++++++++++++o++++++o+o++++++++o++++++++++++++ooo+

+++++++++++++++++++oo++++o+++++++o++o+++++++++++++++o++

++++++++++++++++++++oo++++ooovvovo+++++++o+v++++vvvvgvv

+++++++++++++++++++++++oovvvvvooovvoo+++o+vv++++vvvvvgg

++++++++++++++++++++++vvvvvooooooooovo++oovgo+++vgvvvvg

o+o++++++++++++++++oovvvvvvvvvvvvvvvvvo++ovo+++ovgvvvvg

vov+++++++++++++ooovvvvvvvooovvvvvvvovvoo+oo+++vvvvvvgg

voov++++++++++ooovvvvvvvvovvvvvvvooovvvvoo+o++ovvvvvvvv

ovoov++ooo++++ooogvvvvvvoovvvvvvvoovovvvoo+v++ovvvvvvvv

vvooovvvvvoog+vovvvvvvovvvvvvvoovoooooovoo+o++vvvvvvvvv

gggvvvggvvvvvvvvvvvvvovvvvvvvvvvvooooo+ovooo++vvvvgvvvv

gggvvvgggoovovvvvvvvvvvvvvvvvvvoooooooo+gvo+++vvvoooovv

gggvvgggvovvovvvvvvvvvvvvvvvvvvvooooooo+vvo+++oooovvvvg

gggvvgggggvovovvvvvvvvvvvvvvvvooooooooooogoooggvggvvvgv

ggggggggggoovvvvvvvvvvvvvvvvvoooooooooooogoooooovvvvvvv

ggggggggggvvvvgvvvvvvvvvvvvvvoooooooooooogvoogvgvvovvvv

gggggggggggvvvgvvvvvvvvvvvvvoooooooooooooggoogggggggvvv

gggggggggggvvggvvvvvvvvvvvooooooooooooooovgvogggggggggg

gggggggggggvggvvovvvvvvvvvooooooooooooooovgvovgvggggggg

ggggggggggvggvovvvgvvggggvvooooooooooooooggvvvggggggggg

ggggggggggvgggoovvvgggggggvooooooooooooooggvvgggggggggg

gggggggggggvggovvvvvo+ovgggvvvoovvvvoooooggvvgggggggggg

ggggggggggggggovogggggggvovvvvvvgggggvvooggvvgggggggggg

++++oovggggggvooovvvvgggggvvoovgggggvggvoggvvgggggggggg

++++++++oovvgvooovvvvgvgggvovovvooooovvvoggvvgggggggggg

+++++++++++ovooooovvvvgvvvvooovggggggvo+ovvvggggggggggg

o++++++++++ovooooooooovvvooooovvvvggvggvvoovggggggggvgg

go+++++++++ovvooooooooooovooooovvvvvvvvoooggggggggggggg

gvoo+++++++ovvoooooooooooooooooovvvvvoooovggggggggggggg

ggoooo+++++vvvoooooooooooooooooooooovoooogggggggggggggg

gvvvvvvvvvovvvvvoooooovoooo+oooooooooooovvggggggggggggg

gvvvvvvvvvvvvvvvvoooovvooooooooooooooooovvvgggggggggggg

govoooooooovvvvvvvvvvoovvovooooovooooooovvvvggggggggggg

govoooooooovgvvvvvovvvvvvvgvvvvovvooooovggggvgggggggggg

gvvoooooooovggvvvvvvvvggggggggvvovvooovvvggggggvvgvgggg

gvvooovvvovvgggvvvvvvggggggggggvovvvoovvvgvgggggggvvvgg

gvvooovvvvvvgggvvgggggggggggggggvvvvvvvvvggggggggggggvg

gvvovvvvvvvvvgggggggggggggggggggvvvvvvvvvgggggggggggggg

gvvovvvvvvvvvggggggggvvvvggvvggggggvvvvgggggggggggggggg

gvvovvvvvovvvgggggggvvvvvgggvvvggggvvvggggggggggggggggg

gvvovvvoooovvggggggggvvggggvvvvvggggggggggggggggggggggg

gvvovvooovgvvgggggggvvvvvvvvvvvvvggggggvvgggggggggggggg

gvvoovvvvgggggvgggggggvvvgvvvvggvgggggggvvgvggggggggggg

goovvvvgggggggvvggggggvvvgvvvvggggggggggvvggvgggggggggg

vvvvggggggggggvvvgggggggggvvvggggggggovggvvgggggggggggg

ggggggggggggggvvvvggggggggggggggggggggvvogvvggggggggggg

gggggggggggggvvvvvvggggggggggggggvvgggvvvvovvgggggggggg

gggggggggggggvvvvvvgggggggggggggvvvgggggvvoovgggggggggg

gggggggggggggvvvvvvvggggggggggvvvvvvggggggvvvvggggggggg

gggggggggggggvvvvvvvvvggggggvvvvvvvvggggggggvgooggggggg

ggggggggggggggvvvvvvvvggggvvvvvvvvvgggggggggggggogggggg

ggggggggggggggvvvvvvvvvvvvvvvvvvvvvggggggggggggvgvggggg

gggggggggggggggvvvvvvvvvvvvvvvvvvvggggggggggggggggvgggg

gggggggggggvgggggvvvvvvvvvvvvvvovggggggggggggggggggvggg

gggggggggggvoggggggvvvvvvvvvvovvggggggggggggggggggggggg

Anonimowy

++++++++++++o++++++o+o++++++++o++++++++++++++ooo+

++++++++++++++++oo++++o+++++++o++o+++++++++++++++

+++++++++++++++++oo++++ooovvovo+++++++o+v++++vvvv

++++++++++++++++++++oovvvvvooovvoo+++o+vv++++vvvv

+++++++++++++++++++vvvvvooooooooovo++oovgo+++vgvv

++++++++++++++++oovvvvvvvvvvvvvvvvvo++ovo+++ovgvv

+++++++++++++ooovvvvvvvooovvvvvvvovvoo+oo+++vvvvv

v++++++++++ooovvvvvvvvovvvvvvvooovvvvoo+o++ovvvvv

ov++ooo++++ooogvvvvvvoovvvvvvvoovovvvoo+v++ovvvvv

oovvvvvoog+vovvvvvvovvvvvvvoovoooooovoo+o++vvvvvv

vvvggvvvvvvvvvvvvvovvvvvvvvvvvooooo+ovooo++vvvvgv

vvvgggoovovvvvvvvvvvvvvvvvvvoooooooo+gvo+++vvvooo

vvgggvovvovvvvvvvvvvvvvvvvvvvooooooo+vvo+++oooovv

vvgggggvovovvvvvvvvvvvvvvvvooooooooooogoooggvggvv

gggggggoovvvvvvvvvvvvvvvvvoooooooooooogoooooovvvv

gggggggvvvvgvvvvvvvvvvvvvvoooooooooooogvoogvgvvov

ggggggggvvvgvvvvvvvvvvvvvoooooooooooooggooggggggg

ggggggggvvggvvvvvvvvvvvooooooooooooooovgvoggggggg

ggggggggvggvvovvvvvvvvvooooooooooooooovgvovgvgggg

gggggggvggvovvvgvvggggvvooooooooooooooggvvvgggggg

gggggggvgggoovvvgggggggvooooooooooooooggvvggggggg

ggggggggvggovvvvvo+ovgggvvvoovvvvoooooggvvggggggg

gggggggggggovogggggggvovvvvvvgggggvvooggvvggggggg

+oovggggggvooovvvvgggggvvoovgggggvggvoggvvggggggg

+++++oovvgvooovvvvgvgggvovovvooooovvvoggvvggggggg

++++++++ovooooovvvvgvvvvooovggggggvo+ovvvgggggggg

++++++++ovooooooooovvvooooovvvvggvggvvoovgggggggg

++++++++ovvooooooooooovooooovvvvvvvvooogggggggggg

o+++++++ovvoooooooooooooooooovvvvvoooovgggggggggg

ooo+++++vvvoooooooooooooooooooooovooooggggggggggg

vvvvvvvovvvvvoooooovoooo+oooooooooooovvgggggggggg

vvvvvvvvvvvvvvoooovvooooooooooooooooovvvggggggggg

oooooooovvvvvvvvvvoovvovooooovooooooovvvvgggggggg

oooooooovgvvvvvovvvvvvvgvvvvovvooooovggggvggggggg

oooooooovggvvvvvvvvggggggggvvovvooovvvggggggvvgvg

ooovvvovvgggvvvvvvggggggggggvovvvoovvvgvgggggggvv

ooovvvvvvgggvvgggggggggggggggvvvvvvvvvggggggggggg

ovvvvvvvvvgggggggggggggggggggvvvvvvvvvggggggggggg

ovvvvvvvvvggggggggvvvvggvvggggggvvvvggggggggggggg

ovvvvvovvvgggggggvvvvvgggvvvggggvvvgggggggggggggg

ovvvoooovvggggggggvvggggvvvvvgggggggggggggggggggg

ovvooovgvvgggggggvvvvvvvvvvvvvggggggvvggggggggggg

oovvvvgggggvgggggggvvvgvvvvggvgggggggvvgvgggggggg

vvvvgggggggvvggggggvvvgvvvvggggggggggvvggvggggggg

vggggggggggvvvgggggggggvvvggggggggovggvvggggggggg

gggggggggggvvvvggggggggggggggggggggvvogvvgggggggg

ggggggggggvvvvvvggggggggggggggvvgggvvvvovvggggggg

ggggggggggvvvvvvgggggggggggggvvvgggggvvoovggggggg

ggggggggggvvvvvvvggggggggggvvvvvvggggggvvvvgggggg

ggggggggggvvvvvvvvvggggggvvvvvvvvggggggggvgoogggg

gggggggggggvvvvvvvvggggvvvvvvvvvgggggggggggggoggg

gggggggggggvvvvvvvvvvvvvvvvvvvvvggggggggggggvgvgg

ggggggggggggvvvvvvvvvvvvvvvvvvvggggggggggggggggvg

ggggggggvgggggvvvvvvvvvvvvvvovggggggggggggggggggv

ggggggggvoggggggvvvvvvvvvvovvgggggggggggggggggggg

żygam

ha ha

dobre

ale rozmowa to żenada a dla ludzi ze środowiska to chyba kpina

z krytyką to nie wiele ma wspólnego

do odnowy brakuje,żal tego czytać i czas stracony spadam i nie wracam

kończąc pedalskim , wszystkiego najlepszego niemniej pozdrawiam serdecznie pozdrawiam

Anonimowy

i po tych wszystkich atakach na prasę codzienną - dziś w dzienniku recenzja autorstwa Kuby Banasiaka. Facet nie zna słowa obciach.

Anonimowy

regres regres

żenada ale wiadomo o co chodzi jak nie wiadomo o co chodzi

Krytykant

Tak szybko? No, nie zawiedli mnie Państwo.

serdeczności,

K

modi

no fajno, policzy ktoś ile razy padło słowo "immamentny" w tej rozmowie?

a zresztą to jest klasyczne "w koło Macieju", dałoby się to wszystko baaaaaardzo skompresować, i może uczynić sensownym:/ zresztą nie o sens tu chodzi, a o chociaż odrobinę mniej pretensjonalności, a umawiajcie się, szkoda tylko, że malować mi się odechciewa po takich rozmowach...

Anonimowy

"Tak szybko? No, nie zawiedli mnie Państwo."

Czyli czujesz trochę niespójność swojego zachowania. No ale nie marnuj czasu na odpowiedzi na blogu - kaska i popularność czekają.

Anonimowy

powyższy wpis wyjątkowo żałosny,

proponuję jego autorowi poszukać sobie jakiegoś zajęcia -pomoże to przestać myśleć o irytujących "sukcesach" innych ludzi

gratuluję Kubie dobrego tekstu w dzienniku

Anonimowy

Mam wrażenie, że autora nie irytował sukces, tylko dwulicowość. A zazdrość o sukcesy innych to akurat z każdej recenzji Kuby przebija.

Krytykant

dzięki

Anonimowy

kasa kasa

wielu sie wyprze

w mani undergroundu

Anonimowy

charakterystyczne - standardowym, powracającym w komentarzach zarzutem wobec Krytykanta jest zależność i wazeliniarstwo wobec rastra i fgf. i oto pojawia sie tekst (i to w "prasie masowego rażenia") ktory bez ogródek krytykuje kuratoską strategię rastrowców. zamiast to zauważyć, i odszczekać niesprawiedliwe sądy, wytyka się "mainstreamową zdradę". zawsze znajdzie się jakiś powód.

a teraz o samym tekście i wystawie - mam wrażenie, że rastrowcy faktycznie napompowali w tym przypadku kuratorsko-ideową bańkę. Jak na twór w zamierzeniu przewrotowy, rewolucyjny - w towarzyszacych wystawie tekstach brak energii i mocy. stara (dobra, ale stara) treść opakowana w buńczuczne hasła. Wśród prezentowanych artystów, do idei pasują tylko Budny i Bujnowski. Jakoś nie mogę wyobrazić sobie Bogackiej - formalistki;)

Anonimowy

Jest jakiś link do tego tekstu Krytykanta?

Anonimowy

bo krytykant sprawia wrażenie produktu wylansowanego wg wszelkich zasad marketingu, zróbmy skandal (dowalmy w wyrazistej formie wszystkim) to nas gazety zauważą i zatrudnią, potem w licznych komentarzach pojawiają się zażalenia, że nie krytykuje najważniejszych FGF, Raster, to zgodnie z zamówieniem klientów - czytelników - dowala. Tylko niech nie pakuje towaru w opakowanie z napisem bezinteresowność.

Krytykant

hehe, dobre, dobre, ubawił mnie Pan/i w niedzielny poranek..

natomiast tekstu chyba nigdzie nie ma, bo "Kultury" nie ma w sieci. tak mi sie wydaje.

pozdr,

K

t.kozak

Mnie osobiście ten tekst dość ucieszył - świadczy on o tym, że Krytykant nie jest postacią jednowymiarową (dlatego tyle przyjemności czerpię ze sporów, które niekiedy mam okazję z nim prowadzić) - będąc zdeklarowanym zwolennikiem "formalizmu", zachowuje jednak krytyczna trzeźwość i dość trafnie diagnozuje to, co obecnie dolega Rastrowi (choć przypomnieć też trzeba jego wcześniejeszy tekst negatywnie oceniający "Willę Warszwa").

Ze swej strony, diagnozę Krytykanta uzupełniłbym o jedną uwagę. Otóż w moim przekonaniu "rewolucja", której (rzekomo) dokonał Raster nie była po prostu jakąś tam rewolucją... Dodałbym do niej (z lekkim przymrużeniem oka) przymiotnik - "burżuazyjna". Właśnie - według mnie była to "rewolucja burżuazyjna", której strategicznym celem było zajęcie wygodnej pozycji we własnym sklepie galanteryjnym, handlującym "formalistycznymi" bibelotami. W tym kontekście "Krzywe koło" postrzegam jako oczywistą konsekwencję drogi, którą Raste obrał juz na początku swoje!

j drogi (a w każdym razie w momencie, gdy z pisma przekształcił się w galerię).

I jeszcze jedna uwaga. Zdaję sobie sprawę, że format gazetowej recenzji wymaga pewnych uproszczeń, a nawet (wybaczcie mi ten niesławny zwrot) "skrótów myslowych", ale przynajmniej jedno zdanie z tekstu Kuby budzi moje zasadnicze - MERYTORYCZNE - wątpliwości. Oto co Krytykant pisze o obrazie Bujnowskiego z serii "Lamp Black":

"Pod pozorem efektownej formalnej rozgrywki kryje się namysł nad postrzeganiem i specyfiką malarskiego medium". W związku z tą konstatacją, drogi Kubo, (po raz kolejny) zarzuciłbym Ci, że popełniasz "grzechy", które niegdyś piętnowałeś u innych. Dostrzegam tu "grzech" bezrefleksyjnego powielania pustych deskrypcji zredagowanych na użytek notatek prasowych.

Byłbym zobowiązany, gdybyś spróbował sprecyzować, jak jest istota owego namysłu, a nade wszystko - jakie wniski zeń wypływają.

Ja bowiem - analizując procedurę refleksyjną uruchomioną w "Lamp Black" - dochodzę do na!

stepującej konkluzji: Oto płaszczyzny malowane tą samą farbą różnią s

ię od siebie, ponieważ każda z nich była malowana pod innhym "kątem" i wobec tego każda inaczej załamuje światło. Jesten przekonany, że według niektórych wiedza uzyskana w wyniku takiego eksperymentu optycznego uruchomi zaiste Kopernikański przewrót w naszych wypbrażeniach o prawach widzenia. Ja jednak stawiam tezę, że jest to tylko kupa niemiłosiernych komunałów, a to, co Ty byłeś uprzejmy nazwać "efektowną formalną rozgrywką", jest tylko pozorem namysłu, za którym kryje się pustka bezrefleksyjnego banału.

Piszę o tym, bo sztuka skoncentrowana na tzw. "mechanizmach widzenia" - w szczególności zaś malarstwo będące efektem "namysłu nad specyfiką medium" - wydaje mi się jednym z najbardziej jałowych odgałęzień współczesnego akademizmu

t.kozak

"W tym kontekście "Krzywe koło" postrzegam jako oczywistą konsekwencję drogi, którą Raster obrał juz na początku swojej drogi"

Ha! Sory za to masło maślane - niech to będzie "kosekwencja drogi, którą Raster obrał już na początku swojej działalności" :-)

Krytykant

no pewnie, to esencja podyktowana wymogami objętościowymi, jak słusznie zauwazyłes. ale podpisuję się pod tym zdaniem obiema rękami. brzmi jak slogan? moze, ale tak własnie postrzegam twórczośc Bujnowskiego: "pod pozorem efektownej formalnej rozgrywki kryje się namysł nad postrzeganiem i specyfiką malarskiego medium". Tak też pojmowałem ją "od zawsze".

Co więcej, to własnie Bujnowski zamknął - dzięki kapitalnej, błyskotliwej lapidarności - temat "postrzegania" i "namysłu nad malarskim medium". Może nie zmaknął; po prostu nikt jeszcze nie znalazł równie przekonywującej metody (także formalnej), by o tym opowiedzieć.

Bujnowski mówi to samo od debiutu, ale robi to z taką dezynwolturą, że - przynajmniej w moim odczuciu - jego malarstwo ciągle jest swieze, witalne. I dlatego tak zabawne są zapewnienia Rastra, że to jakis "nowy okres". ;-)

pozdr

K

punkto

http://gpkt.wordpress.com/2008/06/22/wernisaz-macieja-waszkiewicza-w-mleczarni/

Anonimowy

odnośnie tego co TK pisze o Rastrze: Czy Pana dziwi to, że głównym zadaniem galerii komercyjnej jest sprzedawanie prac artysty. Od pisania recenzji są krytycy, od robienia wystaw - kuratorzy . A od zapewnienia artyscie zycia na co najmniej przyzwoitym poziomie - galeria. Jesli Pana galeria nie zapewnia tego Panu - to niech Pan ją zwolni;)

t.kozak

Pan/i mnie najwyraźniej nie zrozumiał/a. Powtórzę zatem to, co juz kiedyś powiedziałem:

Mój sceptyczny stosunek do rynku nie wynika z negatywnej oceny samego faktu sprzedaży (to byłoby pewną niedorzecznością). Martwi mnie raczej to, CO niektórzy sprzedają. W moim przekonaniu - jak już zaznaczyłem - Raster sprzedaje galanterię artystyczną, czyli dzieła bezproblemowe, bezkrytyczne, nie stawiające praktycznie żadnych wymagań odbiorcom i nie rzucające komukolwiek jakichkolwiek wyzwań. Jest to generalnie sztuka lekka, łatwa, przyjemna i w gruncie rzeczy całkowicie "anestetyczna" - usypiająca, kojąca i satysfakcjonująca swoją umiarkowaną elegancją, która dla smaku doprawiana bywa niezbędną szczyptą niegroźnego snobizmu.

Nie rozumiem, na jakiej podstwie twierdzi Pan/i, że ja kontestuję ideę galeii zapewniającej artystom "życie na przyzwoitym poziomie". To akurat jest jeden z niewielu aspektów działalności Rastra, który nie budzi moich wątpliowści. To bez wątpienia profesjonalna i skuteczna galeria - tyle tylko, że niemiłosiernie filisterska.

Anonimowy

teraz rozumiem, dziekuje za doprecyzowanie.

Bezan

Wzruszająca jest ta samopomoc chłopska: Krytykant daje wywiad ze Stachem, a Stach trochę miejsca w Kulturze (zbieżność terminów -rzecz jasna-przypadkowa). Wzruszająca jest także teza p. Kuby, cytuję z Dziennika: "Ostatnio Raster sukcesywnie obniża loty", a następnie jej uzasadnienie, cytuję: "Nieprawda" i "Przezroczystość" Budnego to "urzekające i subtelne kompozycje", Bogacka daje "delikatną, bezpretensjonalną pracę", "Świetny jest" fotograficzny dyptyk Grzeszykjowskiej i Smagi podobnie jak "świetny jest symbol wystawy" -artystyczny recykling, a całość to "prezentacja klasycznych prac(..). Szczęśliwie - kapitalnych". Sorry. Czy dobrze rozumiem, Raster: "obniża loty" pokazując rzeczy "świetne, subtelne, urzekające, bezpretensjonalne, a nawet "szczęśliwie - kapitalne"? Zdaje się, że stwierdzenie Krytykanta, cytuję: jest "rozdźwięk pomiędzy w tym, co w tekście, a tym, co w galerii" świadczy rzeczywiście o, cytuję: "nikłym zaufaniu do inteligencji odbiorców" ... Dziennika. Pozdrawiam więc wszystkie wyborowe pióra (zwłaszcza, że już szczęśliwie wyrwane).

Anonimowy

Matko Boska, Bezan, patrz uważnie zanim sie tak rozpędzisz - weź sobie ten "Dziennik" i zobaczs notkę na dole (tam gdzie jest ocena danego wydarzenia) - w tym wypadku wystawy - Idea *, Prace ***** ( w tradycyjnym systemiem "bobmkowo gwiazdkowym) - czyt. kiepski koncept, prace świetne.

Anonimowy

tzn. wg legendy w dzienniku: prace: bardzo dobre, koncept: dno

Bezan

Rzeczywiście, jestem nieuważny, bo działam w afekcie, czyli w odwrotnym do punktacji dziennika, głębokim przekonaniu, że idea mi wisi a prace do dupy.

K

Tomku Kozaku!

"To akurat jest jeden z niewielu aspektów działalności Rastra, który nie budzi moich wątpliwości. To bez wątpienia profesjonalna i skuteczna galeria - tyle tylko, że niemiłosiernie filisterska."

Czy LOKAL 30 z którym pracujesz to galeria nie-filisterska? Niebanalna? Niewciskająca kitu? Co z Kurakowymi masterpiece'ami na temat rynku i sprzedaży? To są krytyczne bezkompromisowe wypowiedzi w duzym stylu? Czy moze bardzo zle wykonane, dziadowsko banalne i płaskie prace na poziomie studenckim, ktorych potencjal krytyczny wynosi zero.

Przykladow podobnych w Lokalu az za duzo nawet na zlą galerię. I juz milczę

bo kopanie leżących nie lezy w mojej naturze. Mamy juz od tego specjalistę od pewnego czasu ;).

Co ty tam robisz w tej ekipie, dzielny chlopaku?

malarzkwiatówwwazonach

o! przebrnąłem. Tyle negatywnej energii i pretensjinalnej szczekaniny machyzmu, i sikania w celu oznakowania terytorium emanuje z większości wpisów, a przecież tematem debaty jest sztuka - aspekt życia "immanentnie" pozytywny". ;)

W rozmowie (ogólnie OK) rochę mnie zmęczył ten ping pong dotyczący próby ustalenia co może być sztuką, a co nie. Przecież jednym z znajciekawszych elementów bycia artystą jest oscylowanie w obrębie tego rodzaju subiektywizmów i wykraczanie poza "granice sztuki" (skądinąd - na szczęście- trudne do ustalenia). Wykraczanie "poza" jest gwarantem rozwoju. Niemożliwość ustalenia, gdzie właściewie zaczyna się "poza" - w tym tkwi cała zabawa!

Bezan

Chyba nie przebrnąłeś malarzukwiatówwwazonach. Nie zauważyłeś, że to szczekanie i sikanie w celu oznaczenia terytotrium (niniejsze wpisy), to nie sama sztuka, tylko jej okolice. Fakt, sztuka jest zjawiskiem immanentnie pozytywnym, tylko ile jest tego obszaru w obszarze, który funkcjonuje jako sztuka (%cukru w cukrze). A z kolei okolice sztuki, jawią się jako obszar immanentnie negatywny, który ma instrumenty do tego, aby immanentnie pozytywny obszar sztuki całkowicie zmarginalizować na rzecz obszaru uchodzącego za sztukę z głównym kryterium: "NASZOŚCI".

malarzkwiatówwwazonach

Czy wyjaśni Pan kto i dlaczego ma instrumenty do tego, ażeby stłamsić prawdziwą pozytywną sztukę i oczywiście, gdzie jest prawdziwa pozytywna sztuka, bo może nią być przecież tworzenie kilimów, albo batików. Wreszcie jak można się uchronić od tego kryterium "NASZOŚCI". W jaki sposób Pan (czy ja) byłby w stanie sam uzyskać odpowiednie instrumenty, żeby narzucić innym swój własny obraz prawdziwej sztuki (lub dlaczego ich jeszcze Pan nie znalazł skoro jest Pan przekonany o słuszności swojej wizji?) Może wystartowanie z własną inicjatywą byłoby dobrym rozwiązaniem. Blog, allbo okresowy artykuł w Obiegu.

Jazda na własnym rowerze jest o wiele fajniejsza niż wpychanie patyków pomiędzy szprychy innych rowerzystow. :)

Bezan

Drogi malarzukwiatów. Mieć rację a narzucić rację to zupełnie inne bajki. Ot, do posiadania racji nie jest potrzebny pośrednik, a do narzucenia jej innym, i owszem. Dokopywanie się własnych racji jest zajęciem praco- i, bywa, kapitałochłonnym. Zatem najmniej szans w NARZUCANIU racji mają ci, którzy SZUKANIEM własnych są zajęci "po uszy", czyli właśnie ci najcenniejsi. Porównania sztuki do sportu (choćby i rowerowego) są zasadne tylko częściowo. Są bowiem sporty, których wynik zależy wprost od zawodnika jak rowery (a i tu liczy się selekcja, doping, faule etc) i są takie z NOTAMI od sędziów. (jak nam ostatnio doniesiono, mistrzostwa świata w piłce n. z roku 1966 i 1974 były ustawione, "fryzjer" w PZPN-ie itp). Hobbystycznie może sobie pan malować kwiaty w wazonie (jak ma pan-rzecz jasna- inny dochód) ale żeby zaistnieć w przestrzeni publicznej, POŚWIĘCIĆ SIĘ twórczości , działać z pasją i konsekwentnie (zabawa nie darmowa), wpadnie pan w łapy TŁUMACZY z polskiego na NASZE. Jeśli widzę, tworząc, co jest trudnością, kto potrafi się z nią nie tylko bezbłędnie ale w porywający sposób uporać, a tymczasem na świecznik wpycha mi się dukaninę i pospolitą miernotę schowaną za parawanem wielkich tematów (holocaust, obozy, filozofia etc) i wielkich pieniędzy, oczywiście publicznych , czujność się wyostrza. Oczywiście reaguję, czasem niestety tak jak bokser, który żeby uniknąć sędziowskich noztrzygnięć "na punkty", szuka nokautu, odsuwającego wszelkie wątpliwości.

wojtek

nie przeczytalem calosci, bo mi sie nie chcialo. natomiast mam prosbe czy szablowski moze sie zebrac i przestac siusiac w majtki? ten "krasko polskiej krytyki" jest tak beznadziejny, ze i krytykant - raczej ambicjonal niz czlowiek wrazliwy - wypada przy nim na wieszcza. szablowski brac sie w garsc!

malarzkwiatówwwazonach

O tak! Co do robienie sportu ze sztuki - jestem zupełnie z Panem. Kiedyś już nawet to wyłuszczylem tutaj, ale jakoś nikt nie zareagował. Wtedy porównałem to z Małyszem. Życzę wytrwałości w SZUKANIU. Wygląda na to, że Pan tak samotnie przeciw systemowi się szarpie, ale tutaj Panu tylko powiem, że przecież wcale nie tak samotnie. Polecam jednak te kwiaty w wazonach.

do k oraz tak ogolnie

Wydaje sie, ze lokal_30 nie brałby Kozaka do ekipy, gdyby byl filisterski.

A Kuraka być może tym bardziej nie (z innych powodów), bo to jedno z nielicznych mlode miejsce, które pokazuje instalcje i performance i nie boi się kontrowersji, a nawet ją promuje.

Ten wpis nie ma wywołać dyskusji, to obserwacja.

no reply please.