Sztuka jak kromka chleba

Banasiak
/
Johanes Vogl, „Bez Tytułu/ Maszyna do smarowania dżemem pieczywa” (fragment), 2007. Fot. Czarna Galeria.

Kiedy koncept wystawy zastępuje pokazywane na niej prace, to tak, jakby zardzewiały łańcuch pomalować na lśniący metalik: będzie błyszczał, ale jeśli tylko nim poruszyć – szybko pęknie. Spoiwo – ów koncept – winno pojawiać się w niemal każdym przypadku, jednak gatunkowo nie może ustępować spajanemu. Tyczy się to zarówno kolosów, gdzie mamy do czynienia nie tyle z konceptem, ile chwytliwym medialnie hasłem, jak i wystaw skromnych, często opatrzonych hasełkiem „niezależne” (oczywiście niezależność polega tu tylko na gabarytach – no i pieniądze na wystawę nie idą z budżetu danej instytucji, ale skądinąd: fundacji, od prywatnego sponsora lub darczyńcy).


I dokładnie takim pokazem – zardzewiałym, jeśli poskrobać – jest Science Fictions. To jednak wystawa ciekawa ze względów, nazwijmy je, poznawczych. Zacznijmy od szybkiego przeglądu prac.


1.

Nikolaus Gansterer, „Rajski Eksperyment II: Drzewo Mądrości”, 2007. Fot. Czarna Galeria.
Fabian Seiz, „Sfera Armilarna”, 2005. Fot. Czarna Galeria. Obok pierwowzór.

Zaraz po przekroczeniu progu Czarnej Galerii natkniemy się na stos tostów i maszynę, która weryfikuje tak zwane „prawo Murphy’ego” mówiące, iż chleb zawsze spada posmarowaną stroną do dołu (Johanes Vogl, Bez Tytułu/ Maszyna do smarowania dżemem pieczywa). Otóż – nie spada. Choć gdybyśmy byli pryncypialni – a pryncypialni być możemy, bo mamy Wikipedię – wspomnielibyśmy, że owo prawo mówi dokładnie: „Chleb spada zawsze na stronę posmarowaną masłem, a jeśli nie spadnie, oznacza to, że złą stronę posmarowaliśmy”. W czternastym odcinku drugiej serii popularnonaukowego serialu „Mythbusters” (na polskim Discovery wyświetlanego jako „Pogromcy mitów”) niezbicie ustalono dokładnie to samo, czego bez naukowego rygoru dowiódł Vogl: pogląd, że kromki częściej spadają posmarowaną stroną to tylko mit. Aby to stwierdzić wykonano reprezentatywną próbę spadów w neutralnych warunkach.


David Moises i Chris Janka pokazali wideo pt. Vertigo (2007). Oglądamy na nim, jak artyści metodą prób i błędów skonstruowali cysternę, która unosi się powodowana ciśnieniem odpowiednio sprężonej wewnątrz wody. Leci kilka metrów – i spada.


Nikolaus Gansterer zamknął w plastikowej osłonce drzewko bonsai i puścił mu deathmetalową muzykę (Rajski Eksperyment II: Drzewo Mądrości, 2007). Kontekst – jeśli można tak powiedzieć – jest oczywisty: chodzi o mit, że rośliny szybciej rosną przy muzyce poważnej, na przykład Mozarcie. Tu artysta pokusił się o – jakże przewrotne – odwrócenie. Obok zaś widzimy ilustracje: powiększone tkanki, komórki, itepe, a w ich strukturze „odnaleziony” motyw, na przykład twarzy (seria Satan’s Spawn). W dziewiątym odcinku drugiej serii popularnonaukowego serialu „Mythbusters” udowodniono, że rośliny lepiej rosną w towarzystwie dźwięków, jednak nie mowy, przy czym musi to być deathmetal, a nie klasyka.


Roman Signer zaprezentował wideo z 2007 roku pt. Old Shatterhand. Widzimy na nim artystę podłączonego do trzęsącego się odchudzającego pasa i próbującego jednocześnie trafić z pistoletu w cel – niczym Old Shatterhand w galopie. I cóż? Rzecz jasna nie trafia.


100 Artmachines Iterations Keitha Tysona z 1995 roku to dziełko będące krytyką instytucji – a w zasadzie wszechobecnej w instytucjach biurokracji. Przy schludnym stoliku oglądamy skoroszyt z pracami autora opisanymi urzędniczym żargonem – sucho, z wszelkimi wyliczeniami, tabelkami, precyzyjnymi danymi, itepe.


Z kolei David Balula pokazał trzy słoiki musu jabłkowego. Musu – bo pierwotnie (na innej wystawie) jabłko podłączone było do prądu, a tym samym (tu korzystam z opisu właścicielki galerii) symbolizowało grzech pierworodny: gdy je dotkniesz nic się nie dzieje, ale po ugryzieniu i dostaniu się do mokrego miąższu – umierasz. Spytałem zatem, czy trzy słoiki symbolizują Trójcę Świętą, ale zostało to chyba potraktowane jako żart.


Fabian Seiz zaproponował pracę pt. Sfera Armilarna. To model tytułowego przyrządu wykonany w stylu „domowej roboty”. Podobnie powstał obiekt, który jest repliką najstarszego znalezionego na ziemi minerału – tu zaaranżowany jak mieszczański gadżet: na estetycznej półeczce.


Jest jeszcze Gernot Wieland. Z tego, co zrozumiałem, wymyślił on taki konstrukt, że wciela się w szalonego ornitologa zamkniętego w szpitalu dla obłąkanych – i tworzy niekończący się plastyczny zapis wizji swojego alter ego. Bardzo jednak możliwe, że coś poplątałem – ale chyba nie. Wiszą więc w Czarnej dwa rysunki ptaków.


Natomiast w środku tego wszystkiego pojawia się Igor Krenz. Dlaczego? Zapewne dlatego, że ot, pasował. Czy jednak na pewno? Czy nie jest to podobieństwo pozorne, zestawienie oparte na najbardziej powierzchownej, bo wizualnej warstwie (ironia, bezcelowość, doświadczanie)? Krenz jest klasykiem (Ogień jest lepszy od nożyczek osiągnął właśnie pełnoletniość!) subtelnych, ciepłych w wymowie, kontemplacyjnych filmowych haiku. To artysta świadomy medium, w którym się porusza, reflektujący je i próbujący odnaleźć w nim nowe płaszczyzny wypowiedzi. Trafne tu będzie chyba porównanie do Martina Creeda, który tak, jak Krenz (i na odwrót) prosty gest potrafi naładować wpomnianymi wyżej przymiotami. I tu dochodzimy do sedna.


2.

Igor Krenz, „Ogień jest lepszy od nożyczek”, 1990. Fot. CSW ZUJ.
Mythbusters: czy człowiek pomalowany od stóp do głów umiera? Nie.

Otóż prace pokazane w Czarnej – poza filmami Krenza – to sztuka typowa dla naszych czasów. Lekka, łatwa i przyjemna, niemniej pozorująca głębię. Na Science Fictions wszystko opiera się na „bo tak” – co dla globalnego projektantyzmu typowe. Dlaczego Balula pokazał trzy słoiki, a nie jeden? Bo tak. Dlaczego Wieland wcielił się w postać obłąkanego ornitologa, a nie, na przykład, stolarza? Bo tak. Dlaczego Vogl skonstruował maszynę, która ilustruje jedno z „praw Murphy’ego” (bo, wbrew zapewnieniom, nie obala go)? Dziwne pytanie. Dlaczego Moises i Janka postanowili zbudować latający zbiornik? To rzecz o utopiach – usłyszałem. Jednak utopie zazwyczaj zabijają, a tu artyści zrobili tylko niewinny eksperyment, zaś zbiornik spadł na pustą łąkę. Nie trafił nawet w polną myszkę. Wiec może twórcy ci chcieli opowiedzieć o utopii niemożności? Nie, to po prostu pomysł na sztukę – i to nie do końca przemyślany. Podobnie i inne – czasem żenująco nieskomplikowane (jak praca Gansterera, którą musiał przecież wymyślić, pomysł swój zaakceptować – a następnie wykonać go), a czasem będące miłymi błyskotkami godnymi wrażliwego człowieka obdarzonego poczuciem humoru (Roman Signer). Tak, tu wszystko jest niesłychanie dada (czy może Fischli & Weiss) – tyle, że dada skończyło się blisko wiek temu.


Ktoś powie, że to sztuka wesoła, bezpretensjonalna – i po co się czepiać. Jednak jest raczej odwrotnie: to wystawa w gruncie rzeczy smutna, niewymagająca, nieoryginalna zarówno w warstwie artystycznych form, jak i formuł – ale symulująca drugie dno. To zwizualizowane refleksje lekkoduchów, które są wprawdzie subtelniejsze od przemyśleń przeciętnego obywatela, jednak od pomysłów producentów i autorów „szalonego” programu TV – już nie.


Co najgorsze, znamy to wszystko skądinąd – może z imprezowych, „absurdalnych” dialogów, może z reklam, może z kart rozmaitych magazynów. To konstrukty często przewrotne, na pewno zaczepne, ale w gruncie rzeczy standartowe, zunifikowane w swojej „artystyczności”. Prace pokazane na Science Fictions to rebusy umysłów opuchniętych od sztuki, sztuką nasiąkniętych i sztukę widzących w każdej intelektualnej wolcie – w każdym spostrzeżeniu z polotem. Podobne projekty znajdziemy w galeriach całego świata, nieistotne i jednorazowe. To sztuka artystów nie tyle szukających liryzmu, co przenoszących swoją liryzmu potrzebą na wszystko – jakiś motyw oślepiony fleszem, detal, niuans, zamglony kadr, dźwięk, zabawne zestawienie, defekt na taśmie filmowej czy pliku… To sztuka artystów chłonących otaczającą ich rzeczywistość z całą łapczywością, jednak niepotrafiących jej okiełznać – twórczo przetworzyć, a w konsekwencji powiedzieć o niej coś ciekawego.


3.

Johanes Vogl, „Bez Tytułu/ Maszyna do smarowania dżemem pieczywa”, 2007. Fot. Czarna Galeria.

Nie zapominajmy, że ekspozycja w tym, a nie innym kształcie powstała dzięki kuratorowi. To on powiązał te wydmuszki w „wystawę”, tchnął w nie życie i nakarmił artystyczną erudycją. Nie musiał zresztą: tu wszystko „coś przypomina”, bo my, obywatele art-świata, sztukę widzimy we wszystkim – podczas gdy przypominać winno tylko siebie. Jednak dziecko Severina Dünsera to tylko golem, twór bez duszy. Widać też jego szwy, ową pomalowaną na srebrno rdzę. Bo o ile kilka prac tworzyłoby tu spójną całość – kuratorską, nie artystyczną! – o tyle połowa twórców została doczepiona z rozpędu.


Najciekawsza jest jednak idea: „Laboratorium to dla Dünsera najprostsza i zarazem najbardziej trafna metafora aktu artystycznej kreacji, gdzie w wyniku podejmowanych prób, szczęśliwych trafień i popełnianych błędów dokonuje się proces prowadzący do nieznanego celu”. Otóż Dünser przez przypadek udowodnił, że jest wręcz odwrotnie: że nie da się udawać nieskrepowanego poszukiwania, bo również ono jest jedynie „konceptem”, który owocuje powtarzalnymi i przyciężkimi „projektami”. Gdzież tu „nieznany cel”? Był on znany od początku do końca – przede wszystkim wtedy, gdy zakładał niewiadomy finisz. Innymi słowy, sztuką nie jest wszystko, a zadekretowanie artystycznego eksperymentu jest zaklinaniem rzeczywistości. Oczywiście: tu wszystko coś znaczy. Oczywiście: możemy snuć na marginesie Science Fictions dywagacje, konstruować wnioski, tylko… tylko mnie się już nie chce. Ileż można. Od artysty – mimo wszystko – wymagam czegoś więcej, niż dania mi impulsu – impuls to ja mogę dać sobie sam. Myśleć za artystę? Wolę transakcję wiązaną.


Na koniec skonstatujmy, że Science Fictions coś przypomina. Co? Oczywiście Jackass, skromną wystawę kuratorowaną przez Łukasza Rondudę latem tego roku. Tam jednak kurator wywiódł swoją koncepcję od niezwykle celnej obserwacji: jak być awangardowym, kiedy kultura masowa przyswoiła awangardowe strategie? Science Fictions daje na to pytanie odpowiedź: w znanym z przeszłości kształcie – nie da się. Coś, czym ekscytują się miliony telewidzów tu uchodzi za akt kreacji. Czyż nie powinno być odwrotnie?


Pokazywane w Czarnej prace to akademizm naszych czasów: awangardowe strategie do cna skomercjalizowane i wypłukane z jądra. Są strawne i podane bez emocji. Zabrakło jakiegoś przesunięcia, odwrócenia – została tylko powtarzalność. Ta sztuka jest jak kromka chleba: mała, nieistotna, niezauważalna, powszednia. Konsumpcja jest szybka i raczej nie zapada w głowie: ileż to już razy jedliśmy chleb... Chleb? Tu mamy do czynienia jedynie z zapakowanym w folię tostem.



Science Fictions, Czarna Galeria, do 11 stycznia 2008

Komentarze (31)

erteV

KOMENTARZE (0)

DODAJ KOMENTARZ

Anonimowy

Nic dodać, nić ująć.

Zardoz

To raczej Fischl & Weiss są bardzo Roman Signer, ktróry swoją drogą jest w tym zestawieniu jedynym i niezaprzeczalnym klasykiem , akurat reprezentownym przez troszkę słabszą (jak na siebie) pracę.

A czy temat kryzysu wiary w sens postępu technologicznego jest błahy? Jak dla mnie nie... Poświęcony był mu na przykład jeden z ostatnich numerów Piktogramu i powstało dużo świetnych prac dających się w tym kontekscie interpretować (n.p rakieta Aleksandry Mir).

Niestety znowu recenzja jest szukaniem argumentów uzasadniających z góry założoną tezę, naprawde dużo więcej można znaleźć na tej wystawie niż ilustracje praw Murphyego czy eksperymentów z Mythbusters.

Anonimowy

No właśnie. Skoro Pan sam widzi, że to shit, to po co Pan o tym pisze, promując tym samym wystawę i miejsce? Naprawdę nie ma nic ciekawszego w całej, ogromnej Polsce?

Krytykant

Zardoz:

Problem może i ciekawy, ale sztuka pokazana w CG - nie. Interpretowac mozna wszystko, to na pewno - tylko czy wszystko zasługuje by być interpretowanym?

Dla mnie to za mało na dobrą wystwę.

Aha - nie piszę recenzji pod tezę, a po obejrzeniu wystawy. Mam nadzieję, że ogół nie przesłania tu szczegółu.

A:

Chyba zachodzi tu nieporozumienie... Piszę o niej własnie dlatego, że jest to wystawa zła. A co ma jedna wystawa do całego miejsca - nie wiem. W każdym razie złe wystawy też zasługują na, jak Pan/i, pisze, "promocję". Ku przestrodze. ;-)

I ta "Polska cała" - przed świętami za najciekawsza wystawę w Wawie uznałem tą. A w Polskę przyjdzie czas ruszyć... sukcesywnie...

pozdrawiam!

K

Światowiec

Pisze Pan "ku przestrodze" przed rodzajem sztuki, który jak pan twierdzi jest pokazywana w galeriach całego świata. Czy rzeczywiście taki rodzaj sztuki jest pokazywany szeroko w galeriach całego świata? Chyba Pan trochę sobie pofolgował. Czy odwiedza Pan regularnie galerie świata, żeby rzucać takimi twierdzeniami?

Z całym szacunkiem twierdzę, że otóż siedzi Pan sobie w rodzimej stolicznej piaskownicy i snuje domysły o świecie poza jej obrębem. A tam na zewnątrz jest albo dżungla albo pustynia - obie niemożliwe do ogarnięcia.

Krytykant

Nie no, trochę jeżdzę, w miare mozliwości...

Ale niech probieżem będą Munster i Wenecja AD 2007...

Strasznie dużo błachych projektów..

pozdrawiam serdecznie

K

Anonimowa

A ja czekam z niecierpliwością na recenzję dobrej wystawy.

erteV

,,,a ja szczekam z niecierpliwością ne recenzję dobrej wystawy,,,

(gdy niemożliwe staje się możliwe)

zazwyczaj

oj kuba, kuba,

jeżeli w wieku lat dwudziestu paru czujesz wartość tylko wtedy, kiedy odbierzesz ją komuś/czemuś innemu, to strach myśleć co będzie po czterdziestce...

Krytykant

Oj anonimie, anonimie,

komletnie nie rozumiem o co Ci chodzi... Widzę wartość, gdy odbiorę ja komuś innemu??? Naprawdę - rozkładam ręce. Proszę o większą precyzję. Ale nie wydaje mi się, bym grabił kogoś (coś) z pracy...

pozdr

K

erteV

..."perłaZlamusaSKRZYNIAbiegówIKARUSA"...

Anonimowy

A na przykład na Andrzeja Tobisa do Bytomia Pan Kuba się pofatygował?

Krytykant

Nie Panie Sędzio, nie pofatygował się... Za co uniżenie przeprasza i prosi dołączyć ten fakt do listy grzechów. Nadto obiecuje poprawić się w przyszłym roku, na przykład poprzez bilokację.

Ukłony!

K

Anonimowy

to Twoja strone sfinansowalo ministerstwo kultury?

Krytykant

Och, nie ukrywam, że spodziewałem się tego pytania.. :)

Nie - dostałem stypendium MKiDN na jej prowadzenie. I tak miałem zamiar ją zrobić, ale teraz będzie mi niepomiernie łatwiej. Co ucieszy zapewne wszystkich tych, którzy zarzucają mi, że za mało jeżdżę. No więc - będe jeździł więcej. A ta formułka jest po prostu wymagana - nic w niej zresztą nieprawdziwego.

Mam nadzieję, że zaspokoiłem ciekawość. Najlepszego.

K

Anonimowy

bardzo trafny tekst, ciesze sie

Anonimowy

ale z czego się cieszysz?

km

Panie Kubo, jest pan bardoz lagodny w swoich sadach, piszac ze pokazane prace wywolaly "tylko impuls".

Btw, to z programu Promocja czytelnictwa?

Do komentatora - jest pelno takiego smieszno-badzieiwa na swiecie. W Nowym Jorku i Bazylei, i Warszawie tez i Berlinie tez. Mysle, ze bardzo dobrze ze Pan Kuba pisze o takich wystawach; oby wiecej!

pzodrawiam

Krytykant

Ha, dzięki.

Co do Promocji czytelnictwa - nie, to zwykłe stypendium MKiDN.

marcin

odnosze wrazenie, ze szanowny krytykant nie rozumie tego czym moze byc wystawa, czyli np. zbiorem roznych prac, ktore pokazane w odpowiedni sposob nabieraja nowego znaczenia

ale nie ma w tym w sumie nnic dziwnego,, jesli sie siedzi glownie w warszawie i odwiedza raptem 2 miejsca - munster i wenecje - w ktorych mozna zobaczyc cos innego niz w naszym zascianku

z drugiej jednak strony akurat te miejsca sa wlasnie wystawami, ktore maja pewien koncept, co naalezloby zauwazyc, ale chyba zabraklo zrozumienia

Anonimowy

Nie rozumiem dlaczego niektórzy czekają tak niecierpliwie na pozytywne recenzje Krytykanta albo dlaczego chcą by miał łagoniejsze podejście do autorów.. Przecież od dawna już widać że Kuby specjalnością sątekstynegatywne i że pisząc jej odwala kawał dobrej roboty. Wszyscy dobrze wiecie, że dzięki tym tekstom dużo osób zaczęło więcej myśleć o różnych rzeczach.

Ja z niecierpliwością czekam na kolejne recenzje krytykujące. Pozytywnychwolałbym nie czytać bo są nie ciekawe.

wydaje mi się że ta presja którą wszyscy wywierają oczekując czegoś pro-coś spowodowała że kuba na siłę zaczął lubić takie średnie malarstwo jak Sasi i Ziółki. Tym dwóm o wilele bardziej przeydałoby się parę sądów krytycznych, mają potencjał ale za bardzo ich wszyscy chwalą i dzięki temu nie muszą za bardzo się już zastanawiać chyba..

Anonimowy

przychylam się do potrzebnej krytyki Sasi i Ziólki.pamietam jak w TV leciała relacja z FGF i jak mówili że malarstwo to przeżytek i to nic niewarte medium w którym nieda się oddać problemów i wogóle czegokolwiek z 21 wieku.

Krenz jak Creed-żarty chyba.Creed jest niezły ale przy nim Krenz to słabizna.

no,Czarna wogóle tak sobie radzi z artpropozycjami..to inna kwestia..

czarna

na karb mlodego wieku klade 'blyskotliwosc' puenty. proponuje wyeliminowac chleb z codziennej diety. wszak rzecz nie w opiniotworczej krytyce (tej oby wiecej), a w krytykanctwie (po przeczytaniu posmak lekki..)

pozdr.

Krytykant

za uzywanie zlepki retorycznej "hoho, kto chyba krytykanctwo, ostatnio tu tego więcej" powinienem stawiac punkty karne za brak kreatywności. ;-)

o co chodzi z tym chlebem nic nie rozumiem. :-)

a tak w ogóle to do mnie? :-))

serdeczne pozdr

K

czarna

krytykancie! ogolnie do tekstu nic nie mam - wiekszosc opinii zasadnych wg mnie. ale ..prosze ladnie wytlumaczyc, dlaczego chleb jest nieistotny. przyznam punkt.

pozdr.

Krytykant

ah, chodzi Ci o frazę:

"Ta sztuka jest jak kromka chleba: mała, nieistotna, niezauważalna, powszednia. Konsumpcja jest szybka i raczej nie zapada w głowie: ileż to już razy jedliśmy chleb... Chleb? Tu mamy do czynienia jedynie z zapakowanym w folię tostem".

Nie rozumiem tylko gdzie tu jest napisane, że chleb jest nieistotnty, w sensie - niewazny i niepotrzebny. że niby "pogarda chleba"? nie no... tłumaczę przecież: powszedni w tym sensie, że opatrzony, codzienny, jak masło - nie jak trufle. ;-)

I stąd "puenta" - ta wystawa jest tak codzienna jak chleb. nic spejalnego.

no, może xle to wyłuszczyłem.

pozdr!

K

czarna

(...) jak kromka chleba: mała, 'nieistotna' (...) -> tutaj.

heh, juz nie czepiam sie. z odpowiedzi wynika, ze maslo maslane zamiast chleba ;) przyjrze sie innym tekstom.

Krytykant

no wiem, że tu, chodziło mi o kontekst...

ok - zlustruj resztę ;-))

czarna

pogarda? nie.

kontekst jest. z tym, ze nie sytuuje sie jednoznacznie w codziennosci, powszedniosci, opatrzeniu. po chleb siegamy machinalnie - jest pod reka (choc oczywiscie ten komfort nie dotyczy wszystkich..) nieistotnosc = bez znaczenia. obok tak rozumianej 'nieistotnosci' przechodzimy obojetnie. zas tutaj krytykant iles tam znaczkow w wordzie zapisal, nieprawdaz? automatycznie pojawia sie zatem jakas 'istotnosc': tekst do czytelnika, weryfikujacy obszar znaczen - krytyczny. tak najbardziej, to chyba chodzilo mi o odpowiedzialnosc za slowo..

dobrze, ze choc na poczatku recenzji pojawilo sie zdanie: 'To jednak wystawa ciekawa ze względów, nazwijmy je, poznawczych.' /Banasiak

tyle tylko. dopowiadam, bo mam wrazenie nieporozumienia, badz braku zaufania do czytelnika.

pozdr.

Krytykant

eee..naciągane..

ale ok - ta wystawa jest jak grule ;)

pozdr