Sztuka cenniejsza niż złoto?

Banasiak
/
Okładka „Poradnika kolekcjonera sztuki najnowszej” (wyd. Ha!art i Fundacja Bęc Zmiana, Kraków-Warszawa 2008).

Mówiąc żartobliwie, Poradnik kolekcjonera sztuki najnowszej Piotra Bazylko i Krzysztofa Masiewicza to książka, która wyprzedza swój czas. Znajdziemy w niej bowiem informacje dotyczące wydarzeń, które w momencie druku jeszcze nie ostygły albo stanowiły wręcz nieodległą przyszłość. Np. w spisie warszawskich galerii figuruje już Galeria A, której otwarcie (a zarazem pierwszy wernisaż) odbyło się w przededniu premiery książki. W Poradniku… znajdziemy również reprodukcję Gumy, jednej z najnowszych prac Pawła Althamera, której publiczna odsłona miała miejsce dokładnie w dniu premiery publikacji: podczas inauguracji kolekcji Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Z kolei na liście najdroższych prac polskich artystów sprzedanych na aukcjach zagranicznych figuruje już obraz Romana Opałki z cyklu 1965/1 –nieskończoność (detal 3562393–3578633). Został sprzedany 13 listopada na aukcji w domu aukcyjnym Christie’s w Nowym Jorku za 242 500 dolarów. Jeśli ktoś jednak sądzi, że to wysoka kwota za dzieło polskiego artysty, jest w błędzie. Opałka, bądź co bądź klasyk, uplasował się na czwartej pozycji, jednak wyprzedza go nie tylko Magdalena Abakanowicz (3. miejsce, 441 600 dolarów), ale także Wilhelm Sasnal (2. miejsce, 457 676 dolarów) i Piotr Uklański (1. miejsce, 1 056 000 dolarów).


Co pokazuje to zestawienie? Wbrew pozorom wcale nie popularność sztuki artystów średniego i starszego pokolenia. Raczej fakt, że aktualna polska sztuka wpisała się już w struktury globalnego art worldu. I choć ceny prac Sasnala czy Uklańskiego ciągle mogą dziwić (a nawet szokować), to chyba mimo wszystko przyzwyczailiśmy się już do tego jak działają mechanizmu rynku sztuki. Dobrym sprawdzianem, czy tak właśnie jest, będzie reakcja na typową dla pisania o rynku sztuki poetykę rankingów, pozycji i spadków. Jeżeli odbierzemy ją jako coś niesmacznego, odpowiedniego raczej dla sportu, niż tak wzniosłej materii jaką jest sztuka, prawdopodobnie oznacza to, że ciągle pozostajemy niewolnikami polskiej historii. Historii, która poczyniła spustoszenia także i w tej dziedzinie. Nie jest więc przypadkiem, że Bazylko i Masiewicz otwierają książkę następującymi słowami: „Kolekcjonowanie sztuki nie jest pasją szczególnie bliską Polakom. Odwieczny brak klasy średniej, nieustanne niszczenie inteligencji w ciągu ostatnich kilku wieków oraz niski status sztuk wizualnych w świadomości społecznej sprawiły, że nie powstało w naszym kraju wiele wartościowych kolekcji sztuki”. Jednak dziś, kiedy Polska okrzepła już po transformacyjnym trzęsieniu ziemi, a strategie sztuki współczesnej wykorzystuje się w reklamach, nastał moment normalizacji. „Żyjemy w naprawdę ciekawych czasach”, piszą Bazylko i Masiewicz i nie sposób odmówić im racji.


Tytuł książki głosi, że opisana w niej sztuka jest „najnowsza” i nie jest to sformułowanie na wyrost. Przeciwnie: autorom udało się uchwycić tętno dzisiejszej sztuki celniej, niż niejednemu krytykowi. Poradnik wiernie odzwierciedla kształt polskiej sceny artystycznej jako struktury wielopasmowej, mgławicowej, pozbawionej wyraźnej dominanty. Z której mogą, choć nie muszą wytrącić się jakieś nowe nurty. Bazylko i Masiewicz zauważają więc wyraźny zwrot najmłodszych artystów w stronę poetyk nadrealistycznych, a malarze tacy jak Tymek Borowski czy Sławomir Pawszak (obaj ur. 1984) figurują tu na równych prawach, co twórcy na dobre zakorzenieni na polskiej scenie artystycznej.


Jednak w Poradniku narracja dotycząca kształtu sceny artystycznej naszkicowana jest mimochodem, przede wszystkim w nie najistotniejszym rozdziale 66, czyli artyści, którzy nas inspirują. Sednem książki jest szereg konkretnych, praktycznych informacji o tym jak kolekcjonować sztukę współczesną, kto może to robić i kiedy najlepiej zacząć. Od razu odpowiadam na dwa ostanie pytania: każdy i do razu. Poradnik nie jest jednak zbiorem banalnych rad, a tak mógłby sugerować tytuł. To raczej książka napisana przez pasjonatów, którzy stali się profesjonalistami, lecz nie popadli w zimny technokratyzm. Bo Piotr Bazylko i Krzysztof Masiewicz to reprezentanci nowego pokolenia kolekcjonerów: ich antykiem jest Gruppa, formacją pokoleniową Grupa Ładnie, a odkryciem teraźniejszości młodzi nadrealiści czy twórcy z kręgu poznańskiego Penerstwa. Warto także podkreślić, że autorzy Poradnika dojrzewali wraz z polską sceną galeryjną ostatnich lat, a nawet, jak sami przyznają, są poniekąd jej wychowankami. Tak jak niemal wszyscy inni (galerzyści, krytycy, kuratorzy), uczyli się sztuki na bieżąco i dlatego ich kolekcjonerstwo jest gorące, może ciut nieprofesjonalne, ale w dobrym znaczeniu tego słowa. I dlatego tym, czym dla polskiej sztuki była twórczość artystów pokolenia ’70, a dla rynku galeryjnego Raster i Fundacja Galerii Foksal, tym dla kolekcjonerstwa jest generacja, którą symbolizują Piotr Bazylko i Krzysztof Masiewicz. Już poważni kolekcjonerzy, ale jeszcze nie inwestorzy, a tym bardziej spekulanci. Już ludzie, których stać na sztukę, ale ciągle osoby, które dobrze pamiętają jak smakuje niedobór. Już posiadacze wielu dzieł, które przynależą do najnowszej historii sztuki, ale jeszcze kolekcjonerzy, który pierwsze prace kupowali niemal przez przypadek. „Pamiętam, że kolega, z którym pracowałem w redakcji, namówił mnie na wyjazd do pracowni artysty na warszawskim Ursynowie” – opowiada Bazylko o zakupie obrazu Marka Sobczyka, jak się okazało, pracy otwierającej jego późniejszą kolekcję.


To dlatego wydanie Poradnika kolekcjonera sztuki najnowszej jest być może bardziej symbolicznym wydarzaniem, niż deklaratywnie „pokoleniowe” wystawy w rodzaju Establishmentu czy Nie ma sorry (obie uwzględniono zresztą w książce). Oto bowiem na polską scenę artystyczną wkracza nowa „grupa zawodowa”. Grupa szczególna: niezależna finansowo, ograniczona jedynie własną wyobraźnią, traktująca Internet jako najszybsze źródło informacji, a zarazem najlepszą drogę komunikacji z artystami. Bo co warto zaznaczyć, w skutek praktycznego braku rynku, handel sztuką często odbywa się u nas na podstawowym, „oddolnym” poziomie. Ci, którzy zbierają sztukę „myszkują” w poszukiwaniu rarytasów z takim samym powodzeniem, co kuratorzy i galerzyści. I często znajdują artystów nie reprezentowanych jeszcze przez żadne galerie, co oznacza, że zamiast na szczycie piramidy, funkcjonują u jej podstawy. Dla kolekcjonerów taki stan to istny raj – czy jak wyraził się Piotr Bazylko, „końcówka raju”. Być może to dzięki temu Bazylko i Masiewicz dość płynnie rozszerzyli swoją działalność na kolejne pola: kuratorskie i, w pewnym sensie, krytyczne. Z jakim skutkiem? Mówiąc z przymrużeniem oka: ja sam tylko w ostatnim czasie dowiedziałem się, że tekst Zmęczenie rzeczywistością napisałem pod wpływem wystawy Tymka Borowskiego i Pawła Śliwińskiego na ASP oraz że termin ten obejmuje również twórczość Basi Bańdy – co jak co, ale artystki opowiadającej o bardzo konkretnym fragmencie rzeczywistości… Ale to w gruncie rzeczy nieistotne – szczególnie, że teksty na temat kolekcjonerstwa i okolic wychodzą autorom Poradnika znakomicie. A te, w których Bazylko i Masiewicz analizują stan sceny artystycznej traktowałbym raczej jako rodzaj niezobowiązującego hobby, choć – na co warto zwrócić uwagę – hobby uprawianego przed obliczem coraz szerszego audytorium. Najważniejsze jest jednak to, że wskazania autorów Poradnika znaczą dla artystów może tyle samo, co wskazania krytyków. Robi również wrażenie panoramiczne ujęcie sceny artystycznej, jakie odnajdziemy w tekstach Bazylko i Masiewicza. W zasięgu ich zainteresowań znajdziemy wszystko: najświeższe trendy, młode galerie, niszowe pokazy, wszystkie gatunki sztuki, prace studentów, niedawnych debiutantów i najjaśniejszych gwiazd. Być może ten rozmach spowodowany jest po prostu tym, że Bazylko i Masiewicz sztuką żywo się interesują, a jedynym przydatnym im kryterium jest kryterium własnego gustu. Dzięki temu mogą błyskawicznie i bez uprzedzeń (co równie ważne) reagować na najdrobniejsze przesunięcia w obrębie naszej sceny; są jak czuły sejsmograf, a ich strona to już bardzo obszerne archiwum polskiej sztuki najnowszej. Nic, tylko czytać, dyskutować i weryfikować. Czyż nie jest znamienne, że to właśnie ci zbrukani mamoną „zuch-kolekcjonerzy”, a nie starzy wyjadacze ogarniają polską sztukę w całej jej złożoności: od centrów, przez popowy underground ze street artowymi przyległościami, aż po najbardziej skrajne marginesy i, przynajmniej w mojej optyce, współczesny kicz czystej wody.


Na aktywność autorów Poradnika można spojrzeć więc jak na krzywe zwierciadło, w którym odbijają się niedociągnięcia naszej sceny. Bo jeśli niektórych profesjonalistów irytuje impet, skuteczność i pewność siebie Bazylko i Masiewicza, to i tak świadczy to w pierwszym rzędzie o słabości tych pierwszych, aniżeli sile tych ostatnich. Jedno jest pewne: pojawienie się ArtBazaaru jest dla polskiej sztuki pewną cezurą. Kto pamięta jak wyglądały czasy, w których nie było tego bloga i zawartych w nim informacji? To między innymi dzięki Bazylko i Masiewiczowi przyjęliśmy do wiadomości wypieraną przez lata myśl Jacquesa Rancière’a: „sztuka jest rynkiem i nie ma od tego odwołania”.


Polska sztuka współczesna ma już swoje mity, ma swoje gwiazdy, swoje galerie, swoje instytucje, a teraz ma też swoich kolekcjonerów. Co trzeba podkreślić, nie tylko Masiewicza i Bazylko, choć to oni stali się figurami symbolicznymi – co przypieczętowli Poradnikiem.


Rozszerzona wersja tekstu, który ukazał się w „Kulturze”(dodatek do „Dziennika”) 5 grudnia 2008.

Komentarze (40)

Bezan

Z wielką ulgą przyjąłem informację, która przywitała wszyskich, niecierpliwie przestępujących z nogi na nogę, chętnych do kupna obrazów Sienickiego na wernisażu w aTAK-u: NIE NA HANDEL

Anonimowy

" To między innymi dzięki Bazylko i Masiewiczowi przyjęliśmy do wiadomości wypieraną przez lata myśl Jacquesa Rancière’a: „sztuka jest rynkiem i nie ma od tego odwołania”.

A dzieki cinkciarzom przed Pewexem w latach 80' fakt obecności dolara na rynku walutowym.

Skutecznosc duza, klasa i profesjonalizm niestety takze.. Czyli, ze mam sie cieszyc czy miec zwale ze brzydko, byle jak, koniunkturalnie, spekulancko, nieintelektualnie, prowincjonalnie i obciachowo? Jedak wybor nalezy do mnie. Bo za "masy" wybrala juz ekipa + klakierzy na etacie. Powiadam zatem : NIE, NIE CHCE TEGO. NIE dla pieruchów. Nie dla frędzli.

Anonimowy

NIE !, dla pieróchów. NIE ! , dla frędzli..

Anonimowy

Poetyka rankingów antagonizuje występujących w nich. I jest niesmaczna nie dlatego, że sztuka gryzie się z rynkiem. Razi to, że autorzy rankingów budują własną pozycję i robią sobie pr kosztem wrażliwych artystów. Szkoda czasu.

[b]

„sztuka jest rynkiem i nie ma od tego odwołania”.

To znaczy, że handel sztuką jest segmentem rynku.

Dzieło sztuki jest towarem. Towar jest "produkowany" - zgodnie z zasadami ekonomii (maksymalizacja zysku, lub minimalizacja kosztów).

Rządzą tu te same prawe, które rządzą handlem innymi towarami.

Cena jest pochodną rekalmy i marketingu. Odbywa się ostra walka konkurencyjna. Jedynym celem rynku jest zysk.

W przemyśle i innych branżach etap, kiedy innowacja (utwór) jest skierowana na rynek nazywany jest komercjalizacją. Innowacje powstają w celu ich skomercjalizowania.

W sztuce komercjalizacja pojawia się wtedy kiedy współczesne dzieła sztuki stają się przedmiotem obrotu na aukcjach sztuki. Wyniki aukcji wpływają na postawy artystyczne i twórczość. Inwestorzy i kolekcjonerzy pośrednio wywierają presję na artystach kupując lub ignorując ich dzieła.

Wartości artystyczne zostają podporządkowane korzyściom materialnym.

Ranciere zdefiniował sztukę jako "konstruowanie wspólnej przestrzeni i relacji, poprzez ich rekonfigurację."

To "konstruowanie" podporządkowane jest teraz korzyściom materialnym i innym potrzebom inwestorów i kolekcjonerów.

Dawniej sztuka była podporządkowana potrzebom możnych, potem przez chwilę była niezależna, teraz ponownie staje się zależna. Hm...wcale mi się to nie podoba.

Pensjonarka

A co to som "frędzle" ? bądź "pieruchy"?

Krytykant

Bezan:

coraz mocniej mnie Pan ostatnio irytyuje; prosiłem kiedys żeby Pan może obniżył swoją aktywność, przynajmniej w pluciu jadem. skasowałem komentarz, bo nie poczuwam się do braku kręgosłupa moralnego i nie tym motywuję sowje działania

człowieku, wyluzuj

Anonimowy

Żadnego jadu tu nie ma, same fakty: robicie sobie wzajemne, publiczne wywiady Bazylko/Masiewicz z Panem w NOtesie (Świątkowska), a propos pańskiej publikacji, a Pan z Bazylko/ Masiewiczem w Krytykancie i Dzienniku a propos ich publikacji. To nie są wasze prywatne rozmowy, tylko opublikowane. Fakt ten podlega zatem publicznej ocenie, np mojej. Twierdzę, że B/M to kieszonkowe wydanie Saatchiego na Polskę (Kolekcjonerzy w rodzaju Kulczyk, czy Musiała inaczej rozumieją kolekcjonerstwo): czym innym jest szlachetna idea kolekcjonerstwa, czym innym lans i PR selektywnych zjawisk. Obie aktywności są oczywiście legalne, ale inaczej się nazywają. Chodzi o to rozróżnienie. Tak jak różne jest dał lub wziął. Eto wsio.

Kapitan Hak

Nie wiem czy jest sens się irytować, że się wzajemnie koledzy publikują. To wypadkowa faktu, że kluczowe punkty w krajobrazie polskiego artworldu objęła grupa dość podobnie myślących osób; i nie imputowałbym tu nawet żadnego spisku czy zakulisowych powiązań - oni po prostu "patrzą w tą samą stronę" i promują swoją wizję sztuki. Ich prawo.

A nasze prawo to przypominać im, że lansowana wizja sztuki nie jest jedyną, ani nawet dominującą. Co jest oczywiście również subiektywną opinią.

Piotr Bazylko

Do Anonimowego:

NIe przeprowadziliśmy wywiadu z Kubą w Notesie, chyba że ma Pan/Pani specjalne, kolekcjonerskie wydanie (w jednym egzemplarzu). A nawet gdybyśmy przeprowadzili ten wywiad, to co by z tego wynikało?

Bardzo jestem ciekaw rozróżnienia między poważnymi kolekcjonerami (pani Kulczyk i pan Musiał) a nami. Rozumiem, że zakłada Pan, że budujemy kolekcje (gorsze lub lepsze, to dopiero czas pokaże), by za chwilę "wziąć kasę i w nogi"? Otóż nie. Nie spekulujemy, nie lansujemy, nie PR-ujemy. Oczywiście Pańskie/Pani prawo sądzić inaczej... ale to tak gwoli wyjaśnienia faktów.

Pozdrawiam!

Anonimowyryś

" Otóż nie. Nie spekulujemy, nie lansujemy, nie PR-ujemy."

Otóż tak!

Lansujecie młodzież o dość jałowych i średniawych dokonaniach ( czasem najzwyczajniejsze beztalenty ) i wykorzystujecie do tego całą Waszą ogromną wiedzę dotyczącą promocji w zakresie marketingu sztuki. Wiecie jak się buduje marke artysty, choćby to co robi było na mocnym niedotarciu.

Lansujecie swoje kolekcje na nazwiskach ważnych twórców, których posiadacie we własnej kolekcji i z których galeriami pozostajecie w bezpośrednim kontakcie towarzyskim i biznesowym. Polecacie innym kolekcjom te nazwiska jako najbardziej godne inwestycji mimo, że istnieje wiele równoprawnych, ponieważ wzrasta w ten sposób wartośc posiadanych przez was obrazów i prestiz kolekcji...

Uważam, że to sensowne i uczciwe podejście, ono tez wyraźnie wynika z prowadzonego przez was bloga i publikacji tu omawianej.

Budujecie jeden z nurtów w polskiej sztuce i to też jest ok, fakt, że jednak to tylko jeden z nurtów.

Po co więc wykręcać kota ogonem na złośliwe docinki.

Jakieś poczucie winy wobec tych zaczepek czy zarzutów???

To będzie się co chwila w komentarzach pojawiało. Ten blog to wielka jama błotna... jeśli Panowie sie nie spodziewali, że festiwal wpisów pod artykułem zamieni sie po raz 103 w poligon frustratów to współczuje braku rozeznania w blogu waszego znajomego.

Bartek Otocki

Anonimowyryś:

Nic dodać, nic ująć.

X

"współczuje braku rozeznania w blogu waszego znajomego."

Syty nie zrozumie głodnego.

Tendencja, z którą mamy obecnie do czynienia w innych punktach świata jest już jedyną opcją. Nie ma ucieczki od rynku, a więc od jego mechanizmów. I to jest fakt, jednak publicznie finansowane instytucje sztuki miały wspierać (umożliwiać) działania niezależne, a tak naprawdę budują "marki", pozycjonują artystów. „Marki” przejmuje rynek, "kolekcjonerzy".

Animatorzy nie widzą problemu lub wykorzystują sytuację, choć oczywiście nie bezpośrednio. Nie widać tego z ich pozycji, trudno więc mieć o to pretensje.

A jednak to przykre, że my artyści, musimy marudzić na forach. Chętnie podjęlibyśmy poważne rozmowy, w innym miejscu. Tylko, że nigdzie nas nie chcą. Nikt nas nie słucha. Kiedy Bezan atakuje, odzywają się zaatakowani, a więc czytają wpisy, wcześniej nie włączacie się do rozmowy.

Nie interesuje was nasz punkt widzenia, wiecie lepiej, lepiej od malarzy rozumiecie malarstwo. Nie zamierzacie polemizować, bo wiecie swoje. Nie musicie się z nami zgadzać, zacznijcie rozmawiać. Ale nie, nikt nie będzie rozmawiał z „fachowcami”. Odzywa się krytyk, teoretyk jest odzew, odzywa się praktyk, cisza.

Otacza mnie mnóstwo wartościowej sztuki, ma jeden feler, nie szokuje, nie jest ekstrawagancka, nie udaje niekompetencji. Jest solidna, mówi o człowieku i do człowieka. Sztuka lansowana przez publiczne (dotowane) instytucje sztuki jest ofertą dla konsumenta a nie dla jednostki zagubionej w chaotycznym świecie nadmiaru. Jest paplaniną podpartą przez aktualnie obowiązujące ideologie. Każda dziedzina sztuki, poza plastyką, liczy się z odbiorcą. Tam odbiorca głosuje nogami, kupuje bilet. Plastyka oferowana jest odbiorcy za darmo. Jest w całości finansowana ze środków publicznych lub środków własnych artysty. Ta pierwsza współpracuje z biznesem (sponsoringu, partnerstwo), co rodzi konflikt interesów i nawet jeśli animatorzy są najuczciwszymi z uczciwych, powstaje miejsce przecieku i prędzej czy później coś tędy wycieknie.

Nie chodzi o pomówienia, a o porównania. Np. Sponsor razem z galerią organizują konkurs, jego laureaci, w każdej edycji rekrutują się z Warszawy i z Poznania. Spod tych samych profesorów. (Sponsor ma w ten sposób o połowę tańszy PR. Oszczędza również na doradcach, inwestuje w artystów, których sponsoruje). Potem widzę tych samych artystów jako nominowanych do Paszportów Polityki, lub innej nagrody, za chwilę pojawiają się w raningach, w trzy lata od dyplomu mają kilkadziesiąt recenzji. W okresie 5-8 lat są klasykami, teraz zaczyna się odcinanie kuponów. Art. Banking na taki okres szacuje horyzont inwestycyjny dla swoich klientów. Kiedy mówimy o ocenie sztuki to absurd. A jednak fakt inwestycyjny. Spekulacja możliwa wyłącznie przy współpracy świadomej lub nie innych podmiotów rynku. http://www.stilnovisti.pl/index.php?page=08&sub=06

do Bezana

w ATAKu widziałem Siennickiego ,strasznie słaby ,az byłem zaskoczony że tak słaby

Omen

P. Bazylko

„Bardzo jestem ciekaw rozróżnienia między poważnymi kolekcjonerami (pani Kulczyk i pan Musiał) a nami. Rozumiem, że zakłada Pan, że budujemy kolekcje (gorsze lub lepsze, to dopiero czas pokaże), by za chwilę "wziąć kasę i w nogi"? Otóż nie. Nie spekulujemy, nie lansujemy, nie PR-ujemy.”

Nie wiem czy zdaje Pan sobie sprawę z tego co tu zostało powiedziane?

Mówi Pan, że Wy nie spekulujecie, ale równocześnie wskazuje Pan palcem, to nie my, to oni. Wierzę Panu. Jest wielu prawdziwych kolekcjonerów i są spekulanci.

Każda publikacja o takim charakterze jest promocją jednych i wykluczeniem innych.

Jeśli robicie to Panowie świadomi pozycji, którą posiadacie, nie można mieć do Was pretensji, jest to Waszym prawem. Jeśli nie jesteście świadomi odległych konsekwencji tej publikacji, to już gorzej. Kiedyś się to zemści, oczywiście na nas artystach. Dlatego tak głośno krzyczymy.

Do X:

„Spekulacja możliwa wyłącznie przy współpracy świadomej lub nie innych podmiotów rynku."

Biznes ma jeden cel, jest nim zysk. Im mniejsza konkurencja tym pewniejszy zysk. To jest jedyna przyczyna monokultury widocznej gołym okiem. Żadna galeria z ambicjami nie ośmieli się pokazać niczego spoza klucza.

Młodzi nie widzą problemu, bo są wykarmieni „współczesną papką”. Starsi są nieobecni w Internecie, dlatego nie widać ich na forach, no i oni już stoczyli swoje bitwy. Widzi go średnie pokolenie. Skoro tak wiele osób wskazuje, że istnieje problem, to coś jest na rzeczy.

Bezan

Warto przynajmniej nauczyć się czytać nazwisko autora zanim się zacznie wymądrzać na temat wartości jego sztuki. Nie SieNNicki tylko SieNicki.

Krytykant

Bezan:

prosze przestac insynuować i zacząć rozmawiac merytorycznie - o tresci artykułu, o czymkolwiek, niech Pan już tylko zejdzie z personaliów i powstrzyma te obrzydliwe uwagi o intencjach opisywanych tu osób (a takze, przy okazji, wszystkich innych).

kasuję Pański ostatni wpis

Anonimowy

Panie Krytykant, niech się Pan nie spoci przy tym kasowaniu wpisów. Tym bardziej, że efekt (rozpalona ciekawość skasowanej treści) może być odwrotny do Pana intencji.

DO MALARZY MALUJĄCYCH TRADYCYJNIE

Klienci wybrali ! Popularnosc Dudy i tych 10ciu innych znienawidzonych przez dziś juz dewaluującą sie postawangardę i jej krytykę wynikała o ile wiem z gustu klientów, z mozliwości mierzenia sie z klientem.

To są obrazy cieszące właściciela w setkach domów. Bo dawały szanse na dialog z sobą.

Obrazy klasyków współczesności, jak Gierowski, Sienicki, Tchórzewski ... mają mniejszy walor reprezentacyjny ale motywacja ich nabycia jest niebanalna. Kawał historii sztuki w progach i przy okazji inwestycja na całego.

Są galerie, które te prace sprzedają. Są klienci na nie i zdarzaja sie także kolekcjonerzy ( świadomie rozrózniam ) .

No i mamy trzeci nurt obecnosci i wymiany sztuki w polsce.

Opcje poawangardową lansowaną dziś przez CSW, ZACHĘTĘ,BWA także:RASTER, FGF...

W przeciwieństwie do poprzednich jest ona mocnym przepleceniem dobrze i dynamicznie prowadzonych interesów prywatnych i kapitału wywodzącegho się z budżetu.

Przyczyną podstawową tego stanu jest to, że państwo zajmuje sie w promocji rzeczami niedochodowymi, sztuka pojęciową, instalacjami, "brzydko" malowanymi obrazami ..., video, performance itd.

Jesli by w to nie inwestowano budżetu, to wiele z tych realizacji by nie powstało, to wiemy.

Jednocześnie sporo osób prowadzących galerie zaczeło sie uczyc tą sztukę sprzedawać, uczyli sie od zachodu i wpuszczali ta sztuke na zachód w ostatnich latach bo tam rynek na "to" jest.

W ten sposób pieniądze państwowe zaczeły sie powiązywac z prywatnym, często zagranicznym kapitałem.

Wspólne zainteresowania ludzi z budżetówki i prywatnych fundacji czy galerzystów.

To czesto prowadzi do nadużyć lecz jeszcze częściej do insynuacji i spekulowania kto z kim i po co....

Oczywiście, że ci drudzy na tym korzystają, cześć roboty promocyjnej odwala za nich bowiem państwo. Wiadomo wszak il;e wysiłku musi marszand włozyc w zaistnienie artysty.

Troche to tak jakby mieli produkt, a nie musieli płacic za jego reklamę.

Problem w weryfikowaniu jakości tej sztuki najwspółczesniejszej, bo młodzi (nie tylko) chcą ją robić ale nie ma ich chyba specjalnie kto uczyć robić to dobrze. Te działania także podlegaja bowiem kryteriom wartościującym.

No i idą na marne pieniądze podatników, ponieważ kuratorzy nie maja skąd brać więc biorą to co jest, to samo sprzedają prywatni czy korporacyjni (Frieze) handlarze tą sztuką.... i to najbardziej irytuje i rodzi pytania dlaczego "kasa w błoto" "kto sprzeniewierzył" zapraszając nieudacznika do państwowej galerii i mu za to płacąc.

Prace p. Wąsowskiej czy Biernackiego mają klientów i artyści na nich zarabiają ale nie wiem czy chciałbym oglądać w CSW prace skupiajace sie na walorach wizualnych, warsztacie klasycznie pojetym itd. jakąkolwiek silną aura by nie emanowały. Mogę iśc do Warszawskiego śródmieścia i znaleźć je w galeriach typu Napiórkowskiej, Europejska gdzie przychodza tabuny zamożnych klientów aby miec cos reprezentacyjnego na ścianach.

Są galerie handlujące sztuka współczesna która zajmuje sie także państwo.

Może istniec jedno koło drugiego bez zgrzytu.

Czy Państwa pretensja nie bierze się stąd , że podobnie jak Libera, Althamer, Kulik czy Werpechowski nie mieli kiedys wstepu do państwowych instytucji, tak samo wy ich dzis nie macie ?

Macie jak i oni prywatne galerie ale po co do CSW skoro malujecie tradycyjnie wyznając tradycyjne zasady i kryteria w swoich obrazach...

Swietny gest czy kolor ceni klient bardziej niz sztuke konceptualna, a za oglądanie waszych prac nie trzeba biletu kupować.:)

Anonimowy

Sienicki słabiej wypadł od tego Czyszczonia z Artbazaru,wybierz się Bezan na obie wystawy i oceń sam .jak coś stare jest jest nie musi być bardziej wartościowe !

Anonimowy

Przygody FATMANa i Holocausta vs ciapu-chlapu . Dajcie cos lepszego !

Zieeeeeeeeeeeeeeeeeewam.....

Anonimowy

Nie przypominam sobie Sienickiego ani Biernackiego u Napiórkowskiej.

Beata Wąsowska - 1

DO : Do malarzy...

"Prace p. Wąsowskiej czy Biernackiego mają klientów i artyści na nich zarabiają ale nie wiem czy chciałbym oglądać w CSW prace skupiajace sie na walorach wizualnych, warsztacie klasycznie pojetym itd. jakąkolwiek silną aura by nie emanowały. Mogę iśc do Warszawskiego śródmieścia i znaleźć je w galeriach typu Napiórkowskiej, Europejska gdzie przychodza tabuny zamożnych klientów aby miec cos reprezentacyjnego na ścianach. "

Powyższy cytat pokazuje jak „ślepi" na jakości artystyczne są ludzie związani ze sztuką. Jak niewiele wiedzą o odbiorcy, o marszandach, rynku i terytorium sztuki. Wydaje mi się, że nie rozróżniają tych dwóch obszarów.

Przecież to walory wizualne prowadzą odbiorcę w głąb obrazu. Tylko, że obraz musi być wielopoziomowy, musi być otwarty odbiorca, zdolny do widzenia głębi. Ktoś wychowany na obrazach jednowarstwowych nigdy nie dostrzeże wielowarstwowości. Z całą pewnością nie dostrzeże tego inny plastyk, co wielokrotnie sprawdziłam (nie tylko na własnej twórczości).

Skąd przypuszczenie, że ja na tych obrazach zarabiam? To, że prace wiszą i są drogie, jeszcze o niczym nie świadczy. Zarabiam w inny sposób, aby móc malować tak jak maluję.

Jak maluję?

Nie jest "jak żywe", więc odpada odbiorca, który to lubi, nie jest "z gestu", pozbywam się kolejnego odbiorcy, nie jest "precyzyjnie" odpada kolejny, są „pstrokate” – odpadają, ci którzy lubią monochromy, kolory są dysharmonijne - znowu o jednego mniej, temat zawsze ten sam - brakuje męskich bitew, kolejny odbiorca mniej, kobiety nie są ładne - tracę wielbicieli pięknych kobiet, obrazy są agresywne - tracę odbiorców zmęczonych życiem. Obrazy są drogie co eliminuje wielu, nie realizuję zamówień – odpadają ci o sprecyzowanych potrzebach. Kto mi pozostaje?

"ale nie wiem czy chciałbym oglądać w CSW prace skupiajace sie na walorach wizualnych"

To tak jak gdyby odmawiać muzyce walorów słyszalnych, słuchać jej dla innych walorów (ciekawe jakich, może dla urody zapisu nutowego?). Istotą malarstwa są walory wizualne, one są medium, nośnikiem treści. Tak, moje obrazy mają dostarczyć satysfakcji wizualnej, ale jest to pierwsza warstwa. Kwiaty są urodziwe nie dla satysfakcji wizualnej pszczoły. Treść obrazów (jak nektar) jest dostępna odbiorcy, który potrafi zobaczyć coś poza wyglądem, dla tego który ulegnie obrazowi. Pszczoła, która założy, że kwiat ją wabi i odrzuci „komunikat”, bo ma ważniejsze sprawy, nie zrobi miodu.

Warstwa wizualna jest wabikiem. Ale jak to się dzieje w naturze, wabi tylko niektóre gatunki. Ty najwyraźniej do nich nie należysz, ani animatorzy obowiązującej sztuki, pogodziłam się z tym już dawno, jestem pewna swoich prac, nikt nie musi tego potwierdzać.

I ja uznawałam kiedyś argument, że moje obrazy nie nadają się do CSW. To inne klimaty. Zmierzyłam się z tym problemem projektem multimedialnym „Nie bez Kozyry”. Odrzuciłam malarstwo i jego malarskość, odrzuciłam „barwność”, odrzuciłam oryginał (nie sygnowałam wydruków cyfrowych), w technice obrazu cyfrowego (i nie tylko) zrealizowałam projekt na temat granic artystycznej wolności o raz etyczności sztuki. Prace oparłam na fotografiach (portretach) Katarzyny Kozyry zrobionych na wernisażu jej wystawy we Wrocławiu, bez jej zgody i wiedzy. Proszę o przykład tak zrobionych prac? Proszę o przykład projektu, którego materiałem jest wizerunek i twórczość innego współczesnego artysty? Może są takie, ale ja ich nie znam. Nikogo to nie zainteresowało (mam na myśli krytyków).

Poświęciłam na oglądanie, czytanie, docieranie do źródeł ponad rok czasu kiedy praktycznie nie malowałam. Zrobiłam wersję wirtualną wystawy, aby żyła w sieci, bo przewidywałam reakcję ludzi kultury. Próbowałam zainteresować projektem "wszystkich świętych".

To też nie pasuje do CSW ani do żadnej z wymienianych tu galerii lub innych poważnych ale mniej ważnych. Dlaczego? Teraz wiem, moje prace mówią o prawdziwych problemach i są zrealizowane profesjonalnie, wszystko jedno, czy jest to malarstwo czy digrafia. To nie jest konwencja "braku kompetencji". „Święci” milczą z takim uporem, że jestem coraz bardziej pewna stawianych na tym blogu zarzutów (i w swoim projekcie). Ten projekt jest moim testem. Dopóki proponowałam malarstwo, trafnie podejrzewałam, że jest odbieranie jak identyczne z komercją i mówiłam trudno. „Nie bez Kozyry” nie pozwala się tak zaklasyfikować. To jest projekt krytyczny i to bardzo krytyczny, zrobiony za własne pieniądze, niezależnie od instytucji publicznych, nie na zamówienie fundacji czy galerii, ale z wewnętrznej potrzeby wypowiedzenia się na temat, o którym myślę od wielu lat. I wszyscy, którzy tak głośno krzyczeli o kneblowaniu artysty, teraz nabrali wody w usta. Nie jestem dla nich artystką, której wolności trzeba bronić, której praw do publikacji wypowiedzi artystycznej się domagać.

Beata Wąsowska - 2

"ale nie wiem czy chciałbym oglądać w CSW prace skupiajace sie na walorach wizualnych"

A skąd wiesz, że kto inny nie chciałby tam oglądać takich (niekoniecznie moich) obrazów? To trochę tak jak gdyby uważać, że ludzie powinni słuchać tylko jednego rodzaju muzyki.

Ważne (dotowane) publiczne galerie sztuki zostały zawłaszczone przez jedną konwencję. W galeriach komercyjnych (sklepach) nie ma miejsca na twórczość, tam chcą obrazy, które mogą sprzedać, czyli ładne, albo modne (moje obrazy nie są "ładne" dla typowego odbiorcy, ale trzeba to umieć odróżniać). Gdyby moje obrazy „szły dobrze” czyli były albo komercyjne, albo „z klucza” znalazłabym się w rankingu „kompas sztuki”. Tam są głównie takie prace. Te z klucza mają dużo punktów, te które idą, lub które galeria chce wypromować mają małą ilość punktów (bo zwykle stoi za nimi tylko jedna galeria).

Tak moje prace wiszą w galerii Europejskiej, Praskiej, czasem w SD. Znajomi, którzy przechadzają się po Krakowskim Przedmieściu opowiadają mi potem, że widzieli mój obraz na KP. To się nazywa marketing, jedyny na jaki mogę sobie pozwolić. Jeśli je wycofam zniknę z oczu odbiorcy zupełnie. To dla mnie wyłącznie koszt i wątpliwa promocja, ponieważ krytyk sztuki nie pofatyguje się na moją wystawę, oceni moje malarstwo podobnie jak Ty na podstawie prac, widzianych w Europejskiej. Nie dostanę grantu (wiele razy aplikowałam), sponsor mnie nie wesprze bo jestem za stara, anonimowa, nie „odzyska” inwestycji. Muszę sama zarobić na własną twórczość, więc siłą rzeczy nie mogę robić samych projektów krytycznych, bo nie urodziłam się bogata i nie wyszłam za mąż za Jana Kulczyka.

„Są galerie handlujące sztuka współczesna która zajmuje sie także państwo. Może istniec jedno koło drugiego bez zgrzytu.”

Jeśli państwo finansuje promocję artysty, powinno zawierać umowy z artystami na wyłączność i to ono powinno odnosić korzyści, a nie prywatny inwestor czy galeria komercyjna. Tu zawsze będzie zgrzyt. Inwestor znajdzie dojście do galerii i za państwowe pieniądze wypromuje swoją kolekcję, lub stworzy kolekcję z promowanych przez galerię artystów.

„Czy Państwa pretensja nie bierze się stąd , że podobnie jak Libera, Althamer, Kulik czy Werpechowski nie mieli kiedys wstepu do państwowych instytucji, tak samo wy ich dzis nie macie?”

Nie interesuje mnie co było, mieliśmy inny ustrój i inne były uwarunkowania. Fangor miał dostęp i ma dostęp. Podobnie Dwurnik. Moja pretensja bierze się stąd, że DOJRZAŁA SZTUKA ŚRODKA nie ma dostępu do tych galerii oraz, że nie odróżnia się wartościowej sztuki środka od komercji. To jest wybieg erystyczny, którego celem jest zdyskredytowanie rozpoznawalnych wartości. W domyśle jest powiedziane, że „skoro wartości są rozpoznawalne, są komercyjne”.

„Macie jak i oni prywatne galerie ale po co do CSW skoro malujecie tradycyjnie wyznając tradycyjne zasady i kryteria w swoich obrazach...Swietny gest czy kolor ceni klient bardziej niz sztuke konceptualna, a za oglądanie waszych prac nie trzeba biletu kupować.:)”

Czyli jesteśmy sfrustrowani. Tworzymy sztukę współczesną, ale nie awangardową, to fakt. Czy CSW i podobne galerie są wyłącznie miejscem dla awangardy lub młodych? Czy publiczne środki przeznaczone są wyłącznie dla nowatorów i debiutantów? Czy świat idzie naprzód wyłącznie dzięki pionierom i żółtodziobom? Przydałaby się odrobina zdrowego rozsądku. Ja nie domagam się miejsca dla siebie, domagam się miejsca dla wykluczonych. Sama radzę sobie już przez blisko 30 lat, więc sobie poradzę, ale znika mnóstwo wartościowych rzeczy, utalentowanych artystów. Oglądam potem ich wczesne prace i płakać się chce, że nie ciągnęli tego, tylko poszli w ladszafciki. Poszli bo dopadło ich życie. Każdego może dopaść, a w Polsce nie ma dla nas żadnej systemowej asekuracji, bo wszędzie „myją rączki”, albo „mają chaty z kraja”.

To, że wstawiam prace do galerii komercyjnej nie oznacza, że zajmuję się artystyczną produkcją. Moje prace nie powstają „na handel”, rozstaję się z nimi z konieczności i z bólem, kiedy już nie mam innego wyjścia. I oczekuję tylko tego by ludzie, którzy zawodowo zajmują się oglądaniem sztuki, nauczyli się odróżniać wartościową sztukę środka od komercji. Nie muszą cenić mojej sztuki, ale oczekuję, że docenią ten obszar sztuki współczesnej. To tędy prowadzi droga do odbiorcy sztuki najnowszej. Nie da się przeskoczyć żadnego etapu świadomości wzrokowej. Niewyedukowany widz, najpierw musi dojrzeć do sztuki środka. Jeśli jest ona marginalizowana, kupuje to co mu się podoba, lub to zostało wylansowane.

Mamy w Polsce całe mnóstwo dobrej dojrzałej sztuki, ale to jej ostatnie podrygi. Mamy tu malarską dolinę, na wzór tej silikonowej w Kalifornii, ale trzeba to widzieć. Młodzi pójdą inną drogą, starzy pozbawieni wsparcia wypadną z gry. Pozostaną same hamburgery, rarytasy będą z importu, bo nadal prawdziwe są słowa „pawiem narodów byłaś i papugą…” Pamiętacie co było dalej?

PS. Nie bez Kozyry

To wystawa w procesie, każdą kolejną edycję nadbudowuję o treści wynikłe z poprzedniej, lub o wcześniej założone elementy. Wystawie towarzy "czarna skrzynka sztuki", a w niej min. "czarna (I edycja) karta sztuki", (II edycja) "czerwona kartka", będą jeszcze inne (biała i złota jeśli znajdę wsparcie).

Niczego nie stwierdzam. Projekt jest głosem krytycznym, polemiką, która kieruje oczy widza na wartości sztuki najnowszej. Aby odbiorca dostrzegł wartości tej sztuki, najpierw musimy spojrzeć krytycznie sami na siebie, na dostrzegane przez odbiorców przekroczenia, na które bezstrosko sobie pozwalamy. Temu ma służyć mój projekt.

o projekcie: http://www.alfa.com.pl/slask/200712/s80.htm

www.niebezkozyry.pl

Pozdrawiam, bw

Kapitan Hak

Spokojnie, pani Beato, nie jest tak tragicznie. Fakt, że obowiązujący paradygmat sztuki współczesnej jest raczej ponury, zmanipulowany itd, ale to właśnie w tym fakcie widziałbym iskierkę nadziei - manipulacja jest zbyt widoczna, zbyt toporna i zbyt krzywdząca. I to jest dobre.

Bo rodzi niezadowolonych.

I nie mówię tutaj o artystach starszego pokolenia, którym łatwo można zarzucić frustrację (co jest oczywiście tylko prostą i łatwą próbą pacyfikacji starszych pokoleniowo środowisk). Mówię tu o całej rzeszy młodych ludzi, którzy już buntują się swoją sztuką wobec obowiązującej "stylistyce braku kompetencji", którzy mierzą się z warsztatem i nie brzydzą się tematem literackim. I nie ograniczają się do technik tradycyjnych ale penetrują również obszarymalarstwa i grafiki elektronicznej. (I tu pierwsza niespodzianka: częściej trafiam na malarstwo cyfrowe w duchu realistycznym niż awangardowym.

Gdzie szukać tej nowej fali polskiej sztuki? Pełno ich na digarcie, variarcie i innych portalach tego typu, ich prace pojawiają się coraz częściej na okładkach książek, płyt, są wykorzystywane przy tworzeniu gier komputerowych i animacji, że o komiksie już nie wspomnę. To obszary w dużej części opuszczone lub ignorowane przez sztukę "ambitną" - zresztą niesłusznie bo dzieje się tam coś ważnego, może nawet najważniejszego.

Wejście w świat wyobraźni masowej. To tam artysta zyskuje nieśmiertelność.

Jest to mimo wyraźnego "terroru teoretyków" wobec widza, obszar niedostępny lansowanym artystom doktryny braku kompetencji - są po prostu za słabi. Dlatego za wszelką cenę stara się zdyskredytować dorobek i sztukę Beksińskiego, Dudy Gracza i innych, którzy w obrszar masowej wyobraźni weszli.

Anonimowy

Ciekawe zagadnienie.

Problem selekcji prac w Variarcie, a w instytucjach dotowanych...

W tym pierwszym, ma sie wrażenie, że o coś dobrego jednak chodzi, poza tym to chyba nie kasa i kariera motywuje i rządzi tym portalem.

Może w tym jestproblem...

Beata Wąsowska

Ja raczej widzę ten bunt w ucieczce na terytorium sztuki użytkowej. Widać tam i umiejętności manualne i znajomość warsztatu (nie tylko projektowego, widać kto malarz, a kto typograf) i dużą pomysłowość i inteligencję. Luz, dystans i profesjonalizm. Sztukę użytkową weryfikuje rynek, powinna być stylistycznie współczesna, musi konweniować z nowymi technologiami, ale i spełnić zadanie, przyciągnąć odbiorcę, zachwycić go lub zdziwić. Tu widać jak wielu mamy małych i wielkich, młodych i starych mistrzów.

Jeśli chodzi o portale publikujące sztukę cyfrową i inną, niestety mam mieszane uczucia, choć rzeczywiście dominują tu wątki literackie, są to prace naśladujące innych lub powielające stereotyp. Dlatego być może kręgi opiniotwórcze nie rozróżniają kiczu i profesjonalnej sztuki. Nie potrafią odróżnić Beksińskiego od podróbek, których wszędzie pełno.

Protestuję bo wkłada się do jednego worka z kiczem prace autorów, którzy zaistnieli lub wydaje się, że zaistnieją. Jest to zwykła gra rynkowa, zagrywka nie fair.

W sztuce nie jest ważne czy coś jest w takiej czy innej estetyce (to się liczy tylko tu i teraz), w sztuce liczy się wartość dodana. Nie każde wydumane i trudne dzieło jest konceptualizmem, nie każdy namalowany obraz jest malarstwem. CSW nie zostało powołane do prezentacji konceptualizmu, oferta artystyczna jest szeroka, a odbiorcy mają bardzo różne upodobania i nie wszyscy są pozbawieni gustu. Podział na konceptualizm (czyli nowoczesność) i kicz jest nadużyciem. http://www.obieg.pl/recenzje/350

Stach Szabłowski mówi: „Kicz artystyczny to sztuka łatwa, lekka i przyjemna”, upraszcza ponieważ nie każda sztuka lekka łatwa i przyjemna to kicz. Kicz to nadmiar, to stereotyp. To „za dużo cukru”, a nie „cukier”.

SS: „Problem w tym, że rzeczywistość jest nieco bardziej skomplikowana niż prosty, ładny świat kiczu i populizmu. Artystyczny kicz z kiczem polityczny łączy łatwość w poświęcaniu prawdy i jakości w imię popularności i atrakcyjności. Prawda bywa trudna, a nawet nieprzyjemna.”

Ma rację Szabłowski, ale znowu upraszcza. „Prawda bywa trudna, a nawet nieprzyjemna.” co nie znaczy, że to co trudne i nieprzyjemne jest prawdą, a to co łatwe i przyjemne jest nieprawdą. Oczekiwałabym albo więcej logiki, albo mniej demagogii.

i dalej

SS: „Dobra sztuka potrafi być trudna. (…) Czym innym jest jednak prawo do niewybrednego gustu, a czym innym roszczenie, by gust ten uznano za dobry, ponieważ jest powszechny.” Zgadza się, ale nie wszystko co się podoba wielu, jest złe.

SS: „Finansowane z podatków publiczne instytucje kultury są potrzebne właśnie po to, aby osłonić pewne sfery życia społecznego przed niewidzialną ręką rynku. To enklawy dla tych, którzy chcą rozmawiać o życiu w nieco szerszych kategoriach niż zamknięty cykl zarabiania kasy, wydawania jej na zakupy oraz odpoczynku przy niezobowiązujących rozrywkach przed następnym dniem pracy.”

Kto z kim rozmawia? Jaki jest temat tych rozmów?

Krytykant: „na liście najdroższych prac polskich artystów sprzedanych na aukcjach zagranicznych figuruje już obraz Romana Opałki z cyklu 1965/1 –nieskończoność (detal 3562393–3578633). Został sprzedany 13 listopada na aukcji w domu aukcyjnym Christie’s w Nowym Jorku za 242 500 dolarów. Jeśli ktoś jednak sądzi, że to wysoka kwota za dzieło polskiego artysty, jest w błędzie. Opałka, bądź co bądź klasyk, uplasował się na czwartej pozycji, jednak wyprzedza go nie tylko Magdalena Abakanowicz (3. miejsce, 441 600 dolarów), ale także Wilhelm Sasnal (2. miejsce, 457 676 dolarów) i Piotr Uklański (1. miejsce, 1 056 000 dolarów).”

SS: „Te enklawy powinny pozostać punktem odniesienia dla społecznej świadomości. Wyrzekając się intelektualnych i kulturalnych aspiracji, godzimy się na społeczeństwo biernych konsumentów. Konsument wie, tyle co zje. Nie wie tylko, że ci, którzy dorzucają mu paszy do koryta widzą w konsumencie zwykłego tucznika, a społeczeństwo postrzegają jako stado, które popędzić można w dowolnym kierunku.”

Wszystko zgoda, ale narzucając odbiorcy jedną konwencję budzimy w nim usypiającego ‘homo sowieticus”. Jedna prawda, jedna sztuka, to już było. Demokracja polega na tym, że każdy ma prawo głosu, swoich przedstawicieli i dostęp do mediów i instytucji go reprezentujących, itp. Selekcja powinna następować min. poprzez kompetencje potwierdzone dyplomem. Niestety ten atrybut eliminujemy. Na terytorium plastyki dopuszczono wszystkich, lecz niektórym odebrano prawo głosu, a groźnych kompetentnych rywali eliminuje się etykietując ich „kicz, populizm, łatwe, przyjemne”.

I choć zgadzam się, że sztuka potrzebuje mecenatu państwa, muszą być sformułowane procedury, które umożliwią różnorodność, docenią kompetencje i które ochronią środki publiczne przed pomysłowością graczy rynkowych.

Parafrazując SS „że rzeczywistość jest nieco bardziej skomplikowana niż prosty” brzydki, skandalizujący świat sztuki oficjalnej.

http://www.obieg.pl/recenzje/350

Anonimowy

"(...) enklawy dla tych, którzy chcą rozmawiać o życiu w nieco szerszych kategoriach niż zamknięty cykl zarabiania kasy."

No dobrze. Niech się rynek konsumencki kręci ale powyższe wypowiedzi Szabłowskiego trącą próbą budowaniu rozdziału w czymś co jest powiązane.

Bardzo mocno powiązane...

Inaczej Sasnal nie miałby wystawy w Zachęcie, Althamer i Kozyra mieliby sie trzymać też z daleka od Zachęty...

Ich galerie wraz z nimi współdecydują o ich krokach, ich kroki zmierzają nie tylko w Polskę, przynoszą duże dochody.

Będzie sie mówic o kasie i jej robieniu w instytucjach publicznych jeśli się wystawia kasowych artystów. Ważne żeby nie przesłoniło to ich dokonań ani nie farbowało niedoróbek.

Anonimowy

No i jeszcze chciałem zauważyć , że kolekcjonerzy w Polsce wciąż kupują Beksińskiego czy Nowosiela, jest pewna grupa takich jak Bazylko (nie wiem jak duża )..

Nie wiem czy rekiny w formalinie albo złote bibeloty Koonsa miałyby takie wzięcie nawet w momencie gdy kosztowałyby mniej.

Nasi współcześni konceptualni, w wieku ok 40 lat, są częścią zachodniego rynku i osobami wystawianymi w instytucjach państwowych i tam i tu.

Problem jest więc geograficznie szerszy.

Tej perspektywy brak w tej dyskusji.

Wielki i nagły boom malarstwa

Rynek sztuki jest głupi! Zmusza artytów do pokrywania farbą płaskich prostokątów. Artysta musi coś jeść więc musi tworzyć to, co się lepiej sprzeda. A co się lepiej sprzeda? Kupa płaskich prostokątów pokrytych farbą.

Anonimowy

tapies czy kiefer to prawdziwe malarstwo, przy nich sasnalowe paćkanie wypada zalosnie zarowno pod wzgledem formalnym jak i znaczeniowym....

Anonimowy

Ale Sasnalowi o cos jednak idzie w wielu pracach, są najzwyczajniej trafne, intuicyjne.

Bardziej przeraża to ze w postaci młodzieży lansowanej przez ARTBAZAAR "idzie nowe" ...

Michał Lasota

Panie Kubo przeczytałem z z zainteresowaniem tekst. Szczerze mówiąc niespodzianką była dla mnie jego pozytywna tonacja, zakładałem raczej Pańską niechęc do działań artbazaaru. Mniejsza z tym. Chciałem zapytac o określenie "popowy underground z przyległościami...", ponieważ wydaje mi się dośc precyzyjny. Odnoszę wrażenie że określa nim Pan twórczośc "młodego Poznania", względnie niektóre zjawiska z Zielonej Góry. Wojciech Bąkowski, Radek Szlaga, Tomasz Mróz a także Magda Starska, to artyści o których pisze się nawiązując do ekspresji, brutalizmu, przywołując lata 80-te, a rzadko kiedy pisze się o ich sztuce: "popularna". Sądzę że to dobry trop. Jak zdefoniowałby Pan ten "popowy underground"?

ciąg dalszy znajduje się pod adresem:

http://artandbusiness.onet.pl/1084123,artykul.html

Anonimowy

Ambicje kolekcjonerów Bazylko i Masiewicza sięgają znacznie dalej niż poza samo kolekcjonerstwo. Oczywiście stanowczo podkreślają, że kolekcjonowanie to nie inwestowanie i to rozróżnienie to (pozorny) ich dogmat. Nie da się ukryć, że Panowie chcą także mieć swój udział w kreowaniu nowych zajwisk a nawet "chałupniczych" praktyk kuratorskich, czego przykładem była wystawa Wróblewski - młodzi w Programie, która miała z twórczością Andrzeja Wróblewskiego niewiele wspólnego i na szczęście, która została przemilczana.

Kosmaty

Jak pisze Krytykant, to gust kieruje poczynaniami B i M.

Uważajcie na ten gust jako instancje opiniotwórczą.

Znowu będzie sie publice wciskac , że nazwiska wymienione w art powyżej to ARTBRUT, UNDERGROUND , GRAFFITI itd...

To raczej blade kalki czegos co gdy powstawało w obszarze sztuki, było przez niego anektowane w celu późniejszego spekulowania i dowartościowywania.

Kalki kalek.... biedna ta polska sztuka.

Krytykant

M.Lasota:

tak, także "młodego Poznania", ale również estetyzującego (np. w przeciwienstwie do tego zaangazowanego) street artu. tyle ze dla mnie to okreslenie ma wymowe pejoratywną... użyłem go, by okreslic sztukę w gruncie rzeczy łatwą, sytuującą się w pół drogi pomiedzy sztuką a dizajnem czy ilsustracją (prasową, reklamową) i modą. taki mix istniejących już estetyk podlany "trashowym" sosem.

pozdrawiam

K

Ostatni anonim (skasowany)

Nie wiem skąd takie przedziwne wnioski Pna wysuwa, ale przy okazji obraza Pan ludzi. proszę powtorzyć bez epitetów.

Anonimowy

Dziekuję za skasowanie mojego wpisu, który jeszcze bardziej mnie przekonuje że jego treść była zgodna ze smutą rzeczywistością polskiego artworldu.

Mam w pełni świadomość, że prawda często jest nie porządaną formą wypowiedzi. Przyznaje, że przeczytałem jeszcze raz mój wpis i nadal nie rozumiem gdzie w nim były epitety. Proszę mi wybaczyć ale według mnie była to tylko moja subiektywna prawda o naszym "piekiełku", tj. :

- brak odważnej obiektywnej krytyki w mediach ( co według mnie powinno być standardem, żeby artyści i ich galerie nie wpadły w samozachwyt )

- prawie całkowity brak instytucji o dobrym międzynarodowym ( jest to jedyny sposób poznania sztuki dla osób, które ze wzgledu na brak czasu lub funduszy nie mogą sobie pozwolić na podróżowanie po świecie )

- wtórność i prowincjonalizm sporej części młodych polskich "superstar" ( proszę wyjechać dalej niż za Łabę i spytać kogo znają z polskich artystów, będzie to bardzo wąska grupa twórców przedewszystkim związanych z FGF ), na dowód tego proponuję wszystkim dobrą zabawę - proszę o wymienienie chociaż jednego młodego artysty z poza kręgu FGF, który miał wystawę indywidualną w liczącej się instytucji publicznej poza granicami

- komercyjne sukcesy międzynarodowe artystów takich jak T.Kowalski lub P.Matecki ( proszę mi wybaczyć, ale cena minimalna 10000 Euro / dolarów za duży obraz to w ważnej niemieckiej lub amerykańskiej to standard poniżej którego artysta nawet nie wzbudzi zainteresowania kolekcjonerów lub spekulantów ), biorąc pod uwagę, że wiele z tak często wymienianych kolekcji ma budżety liczone w milionach i kupuje co roku minimalnie po kilkadziesiąt pozycji

- czy nie jest to przykre i patologiczne, że prywatny blog dwójki menadżerów nie przygotowanych zawodowo do tego ( PR i informatyka ), jest najbardziej opiniotwórczym miejscem na temat aktualnej sztuki w Polsce ( przy okazji świetnie promujących swoje bardzo przeciętne mieszczańskie gusty, przeplatając to od czasu do czasu dobrą sztuką z pod znaku FGF)

Drogi Krytykancie dotychczas bardzo szanowałem twoją pracę w walce o prawdę i mam nadzieję, że to się nie zmieni, a ten wpis będzi widoczny dla innych osób które nie koniecznie są zachwycone tym co dzieje się na naszym rodzymym podwórku

Szczerze pozdrawiam

Rh+

-

Michał Lasota

Tak, domyślam się że chodziło Panu o znaczenie pejoratywne;) Mimo to teza jako taka bardzo mi się podoba. Gdy mówi Pan o sztuce "pop", nie skaczę z radości do góry, ale czuję że mówimy o tym samym. Tak samo możemy rozmawiac o punku i rapie - nawet jeśli Pan będzie o nich mówił z perspektywy miłośnika muzyki poważnej, to nadal będzie dla mnie punk i rap. Ja używam tego terminu oczywiście w znaczeniu pozytywnym, ponieważ oznacza sztukę autentycznie otwartą, czepiącą inspirację z praktyk miejskiego życia a nie zapośredniczoną z dyskursów, gorącą w odróżnieniu od chłodnej i sterylnej. Komunikatywną, czyli interesującą bez względu na stopień wtajemniczenia. "Popularny underground". Termin jest adekwatny i się go nie boję.

Pozdrawiam

ML