Siedem rodzajów złej sztuki współczesnej

Banasiak
/

Po co tworzyć katalog złej sztuki współczesnej, poza tym, że taki dotychczas nie istnieje? Otóż warto go tworzyć dlatego, że zła sztuka występuje dziś w dużo bardziej wymyślnych, niż jeszcze dekadę temu przebraniach. Ogólnie mówiąc – zła sztuka współczesna nie odróżnia się wyraźnie od dobrej, ale raczej podchwytuje jej języki i strategie. Wydaje się, że zatarcie wyraźnej granicy pomiędzy realizacją wybitną, a letnim, wtórnym „projektem” to skutek powszechnego zjawiska nadobecności sztuki w przestrzeni współczesnej kultury. Zachodnie społeczeństwa bez wątpienia toną w sztuce – pomału tonie i nasze.


Jednak istotniejszym jest – i to już jest problem lokalny – że wobec takiego stanu rzeczy całkowicie bezradna pozostaje krytyka. Bowiem sztuki się dziś nie ocenia, a tylko relacjonuje: tak obiektywnie, jak to tylko możliwie (bardziej krytyczny, niż o wystawie może być tekst o remoncie Krakowskiego Przedmieścia). I stąd przede wszystkim – z braku reakcji krytyki na złą sztukę, jednak nie oczywisty kicz – idea krótkiego spisu pułapek, które czyhają w galeriach, a które w recenzjach jawią się „interesującymi propozycjami”. Oto katalog złej sztuki współczesnej, a więc rozwiązań, które ze względu na swą iluzoryczną progresywność zyskują powszechną akceptację, zaś w istocie są banalnymi i wtórnymi. To wykaz kiczu naszych czasów, który z natury rzeczy uwidacznia się nie tylko w formie, ale przede wszystkim w koncepcji.


Dodać muszę, że wszystkie z siedmiu wyszczególnionych przeze mnie kategorii mają jednakowy rewers – retorykę usprawiedliwiającą kształt danej realizacji i/ lub sam fakt jej wykonania. Ten syreni śpiew krytyki skutecznie paraliżuje wszelkie pokłady zdrowego sceptycyzmu. Oczarowani krytycy okazują się być bardziej podani na to, co czytają i słyszą, niż na to, co widzą. Artyście pozostaje zatem wysmażyć coś wedle jednego z przepisów, które podaję poniżej, zastosować odpowiednią retorykę – a dzieło z pewnością doczeka się grzecznej relacji.


1. Malarskie niewspółczesne współczesności

Wszelkie współczesne atrybuty (charakterystyczne tylko dla danej teraźniejszości) zobrazowane za pomocą całkowicie wtórnego języka plastycznego (mniej lub bardziej oczywiste realizmy). Będą to zatem wszelkie doraźne ze swej istoty portrety codzienności: ascetyczne wizerunki nowej architektury, bloków, ale także socmodernistycznych pawilonów, migawki z imprez, portrety znudzonych dwudziestoparolatków, przemalowane ekrany komputerów, komórek czy iPodów, rodzajowe scenki z wszelakich zakamarków dzisiejszej Polski (bazar, kościół, osiedle) – i tak dalej.


Co znamienne, oczywiste epigoństwo w stosunku do sztuki minionej (wtórne abstrakcje, wszelkie kapizmy, klasycyzmy czy impresjonizmy) wychwytywane jest przez krytykę raczej bezbłędnie (często z kpiarską dezynwolturą). Jednak w zderzeniu z niewspółcześnie sportretowaną współczesnością ci sami recenzenci pozostają bezradni. Warto powtórzyć zatem oczywistą prawdę, że w każdej epoce najtrudniej namalować (wyrzeźbić, narysować) jest drzewo. Jak, nie zaś co – oto papierek lakmusowy dla malarstwa każdych, a więc i naszych czasów.


2. Malarskie przedstawienia niezwyczajnej zwyczajności

Maria Kiesner, „Żółty dom”, 90 x 120 cm.

Szeroki i przepastny obszar wpływów Jarosława Modzelewskiego (jego twórczości używam tu jako pewnego symbolu, bowiem kolejni epigoni naśladują już tylko innych epigonów). Cechy szczególne tego malarstwa: puste krajobrazy (autostrada, ale także jezioro czy dom tkwiący samotnie pośród pól), próba uzyskania wrażenia nostalgii, łagodna, stonowana kolorystyka (czasem z wyrazistym, choć gładko wkomponowanym w całość akcentem), budynki sprawiające wrażenie opuszczonych, a sprowadzone do płaszczyznowo malowanych brył, czasem zamajaczy jakaś figura, pojawi się ślad narracji. Niby wszystko sprowadza się do rozgrywek formalnych, a jednak czuć tu obecność specyficznej metafizyki...


Poza wszystkim, to także jeden z bardziej wyrazistych przykładów na to, jak sprawna, choć całkowicie przewidywalna retoryka może omamić krytyków. Doskonale wtórne wyobrażenia zyskują więc rację bytu w obiegu sztuki najnowszej, jeśli tylko autor uprawomocni je artykulacją, która streścić można jako „pragnienie odnalezienia niezwyczajności w zwyczajności”. To hasło stało się wytrychem, którym byle malarczyk może sforsować drzwi prestiżowej, poważnej zdawałoby się galerii – to usprawiedliwienie każdej ckliwej sentymentalności. Tymczasem podobne wizerunki apriorycznie winny być traktowane tak, jak na przykład poklasycystyczny kicz w stylu Nowych Dawnych. Jeśli bowiem zaakceptujemy kolejne wcielenia niezwyczajnej zwyczajności, przyznamy tym samym, że od sztuki nie wymagamy więcej, niż zwykło wymagać się od salonowych dekorów – łatwych, strawnych obrazków zaprawionych szczyptą frazesów o poezji. Jeśli natomiast wspomnianą retorykę posługują się popularni krytycy, legitymizacji ulegają najbardziej chyba dziś sztampowe przedstawienia zwyczajności, ulotności czy nastrojowości.


3. Przewrotna gra z kiczem

Katarzyna Kmita, „Wycinanki”, 2007.

Choroba wieku dorastania, na którą szczególnie podatni są studenci, jednak również właściciele rozmaitych galerii i galeryjek specjalizujących się w tak zwanej „sztuce młodych”.


Do kategorii tej należą wszelkiego rodzaju quasi-ironiczne obrazki z zachodzącym słońcem, jeleniem na rykowisku, ptaszkami czy motylkami. Równie popularne jest wykorzystywanie motywów ze sztuki ludowej czy rozmaitych naiwizmów. Podniesienie estetyki kiczu ma być tu pretekstem do rozważań na temat naszych złudnych jakoby przyzwyczajeń odnośnie sztuki, nadto cienkiej granicy pomiędzy sztuką a „niesztuką” – i samej sztuki umowności. Niezmienny jest również postulat gry z konwencjami oraz deklaracje o przewrotności wykonanego gestu (podczas, gdy jest on doskonale anachronicznym). Typowym jest w końcu bajanie o poszukiwaniu szczerości. W istocie prace wykorzystujące kicz spełniają rolę popularnych gadżetów, bez mała designu.


Zatem artyści posługujący się kiczem to sieroty jeśli nie po Koonsie, to po Dubossarskym & Vinogradovie, Karen Kilimnik czy choćby Stelli Vine – i wielu jeszcze. Warto również nadmienić, że to trend internacjonalny.


4. Trawestanty

Karol Radziszewski, „Struktura Faktu Artystycznego”, BWA Zielona Góra, 2007. Fot. BWAZG.

Czyli przeróbki, a w recenzjach tak zwane „błyskotliwe parafrazy”. Kolejna sztanca, z której korzysta niepokojąco wielu niezdolnych artystów, a którym uchodzi to na sucho; kolejna sztanca, do której lgną krytycy, a którym teksty ograniczające się do referowania frazesów uchodzą na sucho. Sztanca jak sztanca – nie tyle nie wymaga myślenia, co każda kolejna odbitkę czyni mniej czytelną.


Wydaje się, że charakter dokładnie tej matrycy bezbłędnie scharakteryzował Jean Baudrillard (mimo, iż w skutek potraktowania sztuki współczesnej jako jedni wydał na nią nazbyt ostry wyrok): „Zdaje się, że nie pozostaje nam już nic prócz niekończącej się retrospektywy tego, co nas poprzedzało. Cytowanie, symulowanie, powtórne przywłaszczanie – sztuka współczesna przywłaszcza sobie w sposób mniej lub bardziej ludyczny, mniej lub bardziej kiczowaty, wszelkie formy i wszelkie dzieła należące do bliskiej lub dalszej przeszłości, a nawet współczesności. Rzecz jasna tego rodzaju remake czy recykling mienią się ironicznymi, jednak właściwa im ironia jest jak zużyty wątek tkaniny, jest niczym więcej niż skutkiem rozczarowania rzeczami – to ironia skamieniała. Mrugnięcie okiem polegające na zestawieniu ze sobą aktu ze Śniadania na trawieGrającym w karty Cézanne’a jest jedynie chwytem reklamowym, wyrazem humoru czy ironii, iluzoryczną krytyką stanowiącą charakterystyczną scene dzisiejszej reklamy, pochłaniającą świat artystyczny”.


I choć Baudrillard nie jest historykiem sztuki, a także gra oczywiście we własną grę – może właśnie dlatego – jego diagnoza wydaje się być trafna: zbyt łatwo dziś trawestować, aby mogło mieć to jakikolwiek ciężar gatunkowy (nie wspominając o potencjalnie transgresyjnym). Jeśli zatem potraktujemy powyższą wypowiedź jako dotyczącą szczegółu, nie zaś ogółu (sztuki jako takiej), wyłoni nam się wcale trafna definicja jednego z najbardziej ogranych motywów sztuki współczesnej. W Polsce wirus trawestacji atakuje już na akademiach, by rozplenić się jako ironiczna – to chyba ulubione dziś słowo artystów i krytyków – „gra z konwencjami”. Krytycy są nim niezmiennie zachwyceni, a przynajmniej zobojętniali na jego zachowawczość – jakby akt wymyślenia wariacji na temat (u)znanego dzieła świadczył o czymkolwiek, poza tym, że jego autor przyswoił abecadło sztuki współczesnej.


5. Jałowe prowokacje

Skandal.

Z niniejszą kategorią wiąże się problem, bowiem w tak specyficznym społeczeństwie, jak nasze, każda artystyczna – nazwę ją – wyrazistość szybko staje się obiektem zainteresowania mediów i/lub polityków. W wypadku, kiedy władza (tego, czy innego szczebla) próbuje wpływać na kształt i treść ekspozycji, wartości czysto artystyczne schodzą na dalszy plan. Więcej – w tymże wypadku analiza kontrowersyjnego dzieła jawi się rozrywką bez mała kabotyńską.


Warto zwrócić jednak uwagę, że kiedy krytyka zajęta jest obroną generaliów, przyzwoleniu ulega tymczasem nie prawdopodobna miernota – zarówno intelektualna, jak i formalna. Co gorsza, nadgorliwość władz prowadzi do sytuacji odwrotnej od zamierzonej – artyści prowokują tym chętniej, im łatwiej dzięki temu zaistnieć. Obrazoburczość staje się zatem strategią, dzięki której chałturnik zyskuje nimb męczennika w imię swobody wypowiedzi. A w kraju krzyża i hostii prowokować jest niezwykle łatwo.


Znamienna zdaje się tu być Legnicka Wystawa Międzynarodowego Konkursu Sztuki Złotniczej z podtytułem Skandal. Do rangi sztuki krytycznej urastają tu gesty tak błyskotliwe, jak ulokowanie godła SS przy koloratce (praca pt. Gott mit uns autorstwa pana, którego nazwiska nie będę tu unieśmiertelniał) czy umieszczenie przypominającej noworodka laleczki w prezerwatywie. Rzekomej pikanterii (a w istocie żałosnego koniunkturalizmu) dodaje fakt, iż witryny galerii wychodzą na kościół. To właśnie w Legnicy rozdźwięk pomiędzy artystyczną jakością prezentowanych prac, a moralną koniecznością ich obrony stał się tak nieznośny, bowiem wszelkie relacje z tej kuriozalnej prezentacji skupiły się nie na sztuce, lecz – ano właśnie – na skandalu. W efekcie ustosunkowywanie się do wystawy sprowadzało się w istocie do ustosunkowywania się do zaistniałego faktu próby cenzurowania sztuki (czy raczej czegoś, co się nią arbitralnie określiło).


Jednak w momencie, kiedy trochę już okrzepliśmy – wszak żyjemy w epoce „po Nieznalskiej” – warto zacząć zwracać uwagę na jakość artystycznych prowokacji. Nauczmy się krytykować złą sztukę krytyczną przy jednoznacznym wyraźnym podkreśleniu, iż absolutnie niedopuszczalne jest jej cenzurowanie. Być może wówczas kolejny „prowokator” zastanowi się, czy upubliczniać swe wtórne, proste produkcje. W przeciwnym razie będziemy zmuszeni bronić hucpy, a nie sztuki. Nie muszę nadto dodawać, że herezja stała się w sztuce już nie tyle klasyką, co niezwykle pożądanym towarem.


6. Projekty alias koncepty

Laura Pawela, „Ubezpieczenie talentu” (fragment), 2005/2006.

To kategoria najmniej z tu wymienionych uchwytna – także dlatego, że niezwykle pojemna i elastyczna. Obejmuje realizacje opierające się na mniej lub bardziej skomplikowanym pomyśle, którego dopełnieniem jest odpowiednia eksplikacja. Formalną stroną projektu może być tu – choć nie musi – istniejący fizycznie dowód jego realizacji, świadectwo (zdjęcie, film, dokument, rachunek, et cetera). Czasem są to proste realizacje będące wizualizacją danego pomysłu (np. „w chińskich ciasteczkach umieszczę moje autentyczne esemesy, zamiast tradycyjnych wróżb”). I choć mogłoby się wydawać, że oto poszerzeniu uległy strategie konceptualne, to w istocie wymyślanie kolejnych projektów stało się dziś najprostszym sposobem zdefiniowania się wrażliwej jednostki jako artysty. Stąd też niesłychana intelektualna doraźność i jednowymiarowość tych realizacji, stąd też – jak sądzę – osobliwa skrajność: retoryka interpretacyjnej otwartości („nie wiem do końca, co mój gest może oznaczać, pozostawiam otwartą furtkę, nie chcę nic narzucać”), ale także nadmiernej dosłowności („zrobiłem to i to, ponieważ to i to”). Te projekty mają świadczyć o tym, o czym możemy przeczytać w załączonej ulotce. W istocie wartością samą w sobie staje się tu pewna konstatacja (dostrzeżenie jakiegoś zjawiska, aberracji bądź zdumiewającej rzekomo prawidłowości). To w końcu uporczywe wypatrywanie rzeczy czy sytuacji, które można by „przerobić” na sztukę.


„Projekty” to nie tylko pewien specjalny obszar intelektualnej aktywności (wdzięcznego kojarzenia faktów przy posiadaniu minimum poczucia abstraktu), który w swej (powierzchownej) nieokreśloności, (wtórnej) ironii i (egzaltowanym) wysmakowaniu siłą rzeczy najbardziej zbliżony jest do pola sztuki. To także szczególne znamię nadobecności sztuki we współczesnych, rozwiniętych społeczeństwach, gdzie „każdy artystą”. „Projekty” to jałowe w gruncie rzeczy, żyjące ledwo mgnienie mikro-erupcje inteligencji, przykłady swoistego hobby wielkomiejskiej, cokolwiek znudzonej i rozmiłowanej w sztuce i jej niejednoznacznościach młodzieży; przykłady swoistej zabawy w sztukę.


„Projekty” wylewają się ze wszystkich stron, dziś każdy ma jakiś „pomysł”, zaś wyznawcy tej taktyki to ofiary właściwego naszym czasom kultu sztuki współczesnej, komercjalizacji nawet (przede wszystkim!) jej awangardowych strategii i pozornej – rzecz prosta – łatwości je tworzenia. To – można powiedzieć – szczególnego rodzaju szantaż intelektualny dokonany na bezkrytycznych krytykach. Jeśli ktoś rzecze, że „seria wielkich zdjęć przedstawiających plamę oleju silnikowego na estetycznej, wypielęgnowanej niemieckiej alei to świadectwo swoistych zakłóceń uporządkowanego pozornie systemu” (wymyślam) – to być może świadczy. W tym miejscu warto wspomnieć, że plastycznym wyrazem są tu często fotografie bądź filmy. Obowiązuje estetyka „przypadkowego pstryknięcia”, bez oświetlenia czy charakteryzacji – pokłosie popularności poetyki Terry’ego Richardsona.


Zdaję sobie sprawę, że karkołomną jest każda próba ścisłego zdefiniowania kategorii, której materią jest jak najszersze pole intelektualnych gierek, galopady skojarzeń czy aluzyjnych zestawień. Pomocny może być tu jednak fakt, iż istnieją dobre realizacje tego typu – zatem wszelkie pozostałe są nie tylko puste, ale i wtórne. Zaś tym, co przede wszystkim wyróżnia realizacje wybitne, jest ich naturalność, brak wyrachowania, a przede wszystkim – to, że są efektem kompatybilnego namysłu nad sztuką jako taką. To także konsekwencja, koherencja danej poetyki, nie zaś zbiór oderwanych od siebie pomysłów spojonych jedynie wyszczególnionymi tu przymiotami.


Akceptuję wszelki brak szczelności powyższej kategorii, ponieważ w tym wypadku za istotne uważam już samo jej wyszczególnienie, także podkreślenie faktu niedostrzegania jej przez krytyków (jest widziana – choć podejrzewam, że raczej nieświadomie – jako „producentka” sztuki przynajmniej „na pewnym poziomie”), a zatem zaniechanie jej wartościowania.


7. Bunt w white cube

Anna Witkowska, „Unreal”, 2005.

Czyli antykonsumpcyjne i antysystemowe bunty przeprowadzone w „instytucjach sztuki”.

Slavoj Žižek twierdzi, że nie sposób już efektywnie buntować się przeciwko jak najszerzej rozumianemu status quo z powodu samej jego istoty – jak bowiem buntować się przeciwko systemowi, który kocha rynkowy potencjał buntu? Co więcej, obecny system buntu łaknie (jako zespołu gestów o „wywrotowej” genetyce), bo ten uwiarygodnia go jako heterogeniczny i tolerancyjny (Žižek określa ten stan mianem „wewnętrznej transgresji”). To być może największa bolączka współczesnych kontestatorów, zaś o tym, że niepokorne w założeniu przedsięwzięcia są całkowicie nieskuteczne (są jedynie salonową, dość nudną zresztą, grą), świadczy to, że można posegregować je niczym towar na półce. Oto kilka najbardziej topornych (oczywiście na polu sztuki).


Po pierwsze, tak zwane „zapożyczanie języka reklamy”, czyli przeróbki wszelkich logo – umieszczanie ich „w nowych kontekstach”, etc. Po drugie, banalna i kompletnie nieskuteczna krytyka amerykańskiej (konserwatywnej) polityki, czyli rozmaite modyfikacje amerykańskiej flagi (np. z czaszkami lub baryłkami ropy zamiast gwiazdek), nadużywanie medialnych ikon wojny w Iraku (np. motyw więźnia z Abu Ghraib) czy wszelkich nawiązań do Islamu (np. burki z logotypami zachodnich firm). Po trzecie, wszelka gra z popularnymi (codziennymi) medialnymi wizerunkami w celu rzekomego ich prześwietlenia, wydobycia ich banalności i/lub fałszywości (np. wykorzystywanie okładek popularnych magazynów, umieszczanie na nich twarzy samego artysty, wszelkiej maści decydentów czy reprezentantów mniejszości, kobiet całkowicie zakrytych czadorem – w każdym razie wizerunków mających „podważyć powszechny porządek”). I po czwarte: rozmaite „gry” z konsumpcjonizmem, zachodnim stylem życia, itede.


Abstrahując od tego, że bunt w zaciszu galerii – bunt na wystawie dofinansowywanej przez instytucje państwowe bądź firmy prywatne – jest niezbyt szczęśliwym pomysłem, warto zwrócić uwagę, jak bardzo krytyka podatna jest na tego typu jałowe gesty. Podobnie, jak w wypadku punktu nr. 5 podkreślić tu wypada pozytywny wymiar krytyki tego typu realizacji – tylko podważając ich skuteczność jesteśmy w stanie odnaleźć nowe formuły (pola) buntu.



Wydaje się, że w obliczu zjawiska artystycznej nadprodukcji piłeczka znajduje się po stronie krytyki – wszak to od jej symbolicznych gestów zależy też kształt sztuki aktualnej. To, że krytyka takiego wysiłku nie podejmuje najdobitniej świadczy być może o jej podstawowej słabości – nieprzystawalności do realiów, a więc nierozpoznaniu nowych rodzajów złej, łatwej, nieskutecznej sztuki współczesnej.

Komentarze (112)

anonim

Hej!

Śledzę Twój blog od początku i pierwszy raz muszę z kolegą nie zgodzić. Aż się cieszę bo myślałem, że w jakąś chorobę wpadam.

To co napisałeś ma (tak przynajmniej uważam ja) pewną istotną lukę. Każda sztuka ubrana jest w formę, która jak by nie patrzeć (no chyba, żeby zamknąć oczy) jest bardzo ważna. Uwaga moja ma tym bardziej znaczenie, że zdajesz się odwoływać w większości do malarstwa. Tu szczególnie widać niedociągnięcia ze strony teoretyków sztuki. Aby ocenić obraz musisz choć trochę się na nim znać, czuć a nie tylko opisać co jest na obrazku. Tak jak w muzyce poza melodią istniej brzmienie. Co zrobić z takim muzykiem noizowym? Nie mam tam nic do pogwizdania przy goleniu ale jest brzmienie, które artysta świadomie krztałtuje dobierając odpowiednie np. głośniki do sali koncertowej, itp.

Mam nadzieję, że to co napisałem nie będzie równoznaczne z podejściem autora wystawy "Starzy, nowi mistrzowie". Nie o taka forme mi chodzi, nie o malarstwo, które kończy się w momencie namalowania i nie dba np.: o odpowiednie oświetlenie.

Pozdrawiam

anonim

Rzeczywiście zjawisko "postmodzlewszczyzny" jest obezna wsród "młodych". Widać to zwłaszcza na warszawskiej ASP, jednak żadna to nowość. Wcześniej były "cybiski", potem abstrakcja postkolorystyczna pod Gierowskiego, a teraz małe "modzelki". Za parę lat będzie pewnie moda na innego akademika. Bo dopóki będą akademie to akademizm też będzie. Nic w tym nowego. Zawsze to było i jakoś świat się nie zawalił.Żadne to novum.

Krytykant

Ad.1.

Przyznam szczerze, że nie wychwyciłem w czym i gdzie się nie zgadzasz? Trochę tej metafory z muzyką nie łapię... ;)

Abstrahując od tego, że absolutnie nie każda sztuka ubrana jest w formę. I jeszcze - powyższe przykłady odnoszą się nie tyle do malarstwa, co do realizacji przedstawieniowych (dowolne medium) - choć "modzelki" oczywiście tak.

pozdrawiam

Ad.2.

Ależ ja nie twierdzę, że to novum! A już na pewno nie twierdzę, że wali się świat. ;)

Twierdzę jedynie, że krytyk, który, zdawałoby się, "zna się na sztuce", tego akurat rodzaju kiczu nie rozpoznaje (rozpoznawać nie chce?; rozpoznaje, ale ze swoimi gustami ukrywa się?). O to mi szło. Na marginesie - oczywiście punkt 2 jest najbardziej "anachroniczny". Co nie zmienia faktu, że jest. Aha, "modzelki", choć wyszły z Warszawy (w naturalny sposób), dawno jest nurtem uniwersalnym.

pozdr

anonim

Dobrze! To jest wszystko malarstwo... Ale co z innymi dziedzinami. Pozwolę sobie podać przykład:

Sztuka performance:

1. Tarzanie się na golasa w miodzie i mące. Nagość i substancje podkreśla łączność artysty z ziemią.

2. Interwencyjki. Coś śmiesznego i na pozór odświeżającego. Dokumentacja z jazdy pociągiem bez biletu, malowanie ścian galerii itp.

Sztuka video:

1. Colage. Nawarstwianie się obrazów o drastycznym lub symbolicznym charakterze.

2. Migadełka. Im więcej migania, tym lepiej.

Proszę o ewentualne rozwinięcie. Pozdrawiam.

Krytykant

Dobrze!

To wszystko nie jest - patrz odpowiedź wyżej - malarstwo, ale nie o to chodzi.

Za to ostatnie, czego bym chciał, to spis "żartobliwy", sprowadzający sztukę współczesną do wymiaru hucpy, tanich trików, "tarzania się na golasa w miodzie i mące" (które gdyby tylko nie było to koszmarnie wtórne, mogłoby oczywiście zafunkcjonować tak, jak funkcjonuje malowanie patykiem po kawałku płótna). No właśnie - o nierozpoznanie wtórności przez krytykę mi chodzi.

Ciąg dalszy - jak napisałem - za kilka dni.

pozdrawiam

anonim

Hmm... Wciąż widzę tylko odniesienia do malarstwa (i to do pewnych nurtów aespowskio-warszawskich), z którymi zapewne chciałby pan się rozprawić. Może się mylę, ale chociaż wymienione przeze mnie przykłady brzmią "żartobliwie", wcale nie jest mi do śmiechu, kiedy widzę ich prym w sztuce.

Porównywanie performance do malarstwa z punktu widzenia narzędzi i środków nie jest fortunnym rozwiązaniem. Różnica między tymi dwoma mediami polega na tym, że w malarstwie ważna jest iluzja obrazu utworzonego przez artystę (nie ważne czy patykiem, czy palcem).

W performance ważne jest jakich środków i narzędzi się używa ponieważ performance pozbawiony jest iluzji malarstwa. Tu środki i narzędzia tworzą znaczenia w sposób bardziej bezpośredni, niż akryle, oleje, akwarele, czy kredki woskowe. Jeśli ktoś tarza się na golasa w miodzie i mące po raz setny, nie jest to tożsame z używaniem farb olejnych po raz tysięczny. Ale zapewne chodzi nam o to samo... Pozdr.

Krytykant

Z nikim nie chcę się rozliczać.

A ponadto. Wydaje mi się, że Pański błąd polega na tym, że używa Pan cokolwiek nieaktualnych pojęć - "performance", etc. To tak elastyczne, że praktycznie obejmuje zbyt wiele, by być konkretnym. Lepsze być może jest używania pojęcia typu "strategia"/ "taktyka" - ale nie w znaczeniu pejoratywnym (planowania ekspansji w art worldzie itp.), tylko jako generowanie pewnej myśli (zamysłu, koncepcji, "pojęcia twórczości"). Ale to temat na dłuższą debatę.

Zatem ja staram się trochę umownie tworzyć pewne kategorie, które mieszczą się w obrębie owych "strategii". Dlatego już pisząc "Ale co z innymi dziedzinami" - nie ma Pan racji, bo nie ma "innych dziedzin".

Oczywiście "modzelki" trochę zaburzyły perspektywę - zdawałem sobie sprawy z tego, że tak będzie, ale jest to w Polsce na tyle rażący przykład akceptowania taniego kiczu, że postanowiłem o tym w tym dokładnie kontekście wspomnieć. Podkreślam raz jeszcze, że "kicz" i "portrety codzienności" to już niekoniecznie malarstwo.

Innymi słowy - staram się wyliczyć niedzisiejsze s t r a t e g i e.

pozdr.

anonim

znów napisał Pan co to jest zła sztuka, a kiedy będzie o dobrej wreszcie? wiedza, czego unikać jest cenna, ale bez wiedzy dokąd w takim razie zmierzać (z czym się zmierzać?) artysta/student jest sfrustrowany i bezsilny...

anonim

Ciekawy punkt widzenia... Szczególnie się nie zgadzam ze stwierdzeniem - "Jak, nie zaś co - oto papierek lakmusowy każdych, a więc i naszych czasów". Co jest równie istotne jak i "jak" (dobieramy narzędzia do pomysłu). Przykłady? W Polsce? Proszę bardzo - Sawicka, Grupa Ładnie, Bodzianowski, Sztwiertnia, Althamer itd

Mr. T

Słusznie, czekam na grzechy konceptualne. Wydaje mi się że tam własnie lezy problem największy, i ciekawym jak krytykant sobie z nim poradzi.

pozdrowienia

Krytykant

Ad. 1.

Artysta/student winien zmierzać się z prawdą, dobrem i pięknem.

Zaś krytyki pochwalnej mamy aż nadto. Jak natknę się na perłę, nie omieszkam wspomnieć.

Pozdr

Ad.2.

"Co" i "jak" to jajko i kura, oczywiście. Jednak - nie dam głowy - jeśli jest dobre "jak", "co" jest oczywiste i mówić o nim jest niemal niestosownością, stawianiem kropki nad "i".

"Jak" uchwycić drzewo - żeby było współcześnie, żeby określało/odbijało dzisiaj? To trudne. Zamiast tego łatwiej namalować blok, za to niewspółcześnie. I tyczy się to oczywiście mediów bardziej "klasycznych" - Althamer jest tu więc przykładem dobrym tylko o ile idzie o rzeźby (nie jestem aż takim straceńcem, by twierdzić, że w "działaniach" np. Bodzianowskiego ważne jest "jak"! na zasadzie formy).

Więc, dajmy na to - Autoportret Althamera. "Po co?", powiada Pan. Po to, co zwykle. Za to - jak!

Mr.T:

Może faktycznie większy... Jutro - pojutrze będzie. Pozdr.

anonim

A więc sam pan przyznaje, że wyliczanie "złych nawyków" jest trochę zawężające i w efekcie woła o szerszą debatę. Myślę, że ważne jest aby wychwycić badziewie, ale trudno jest stworzyć "leksykon rzeczy do unikania", ponieważ nie każdy "żółty dom" jest tym samym "żółtym domem" i chyba jest to raczej sprawą instynktu. Ze sztuką jest trochę jak z jedzeniem. Czasem o katastrofie decydują składniki, czasem przyprawy, czasem niedogotowanie. Kiedy indziej mamy apetyt na coś zupełnie innego. Niestety natenczas większość obywateli naszego kraju nie odczuwa głodu :)

anonim

...zaś stosowana przewlekle dieta tłusta

i mączna niechybnie prowadzi do schorzeń (wątroba!);))

A propos Althamera i Bodzianowskiego -

czy nie jest czasem tak, że u obu "co" warunkuje w przeważającym stopniu owo "jak"? Innymi słowy - gdyby Althamerowi chodziło jedynie o ustosunkowanie się do "klasyki" rzeźby, o "narysowanie drzewa" - czy cała jego późniejsza twórczość obrałaby taki, a nie inny kierunek? Być może "drzewo" wczoraj - nie jest

już "drzewem" dziś, może "drzewa" trzeba szukać gdzieś indziej?

Może właśnie to robią Althamer i Bodzianowski, a jeśli tak - to nie powinniśmy mierzyć ich działań niedzisiejszymi narzędziami?

anonim

Im dalej w las... Tutaj chyba należałoby wrócić do prostej prawdy o sztuce. Ciężka praca prowadzi do sukcesu. Nieważne, czy to drzewo, czy pies, bez pracy nie ma kołaczy, że się znów posłużę metaforą kulinarną.

anonim

"prawda, piękno i dobro"? ales mi Pan zasunął! a łot abałt patriotyzm? ;) to był żart... ale wszystko już było, więc :(

foka

Szukanie w utworze nie tego, co w nim jest czy co autor sobie zamierzył, lecz tego, co chciałby i co sobie zamierzył szukający, jest oczywiście błędem, który wielokroć uniemożliwia wielu odbiorcom sprawiedliwą ocenę wielu dzieł. Błąd ten wynika z faktu, że mnóstwo ludzi, będących nominalnie odbiorcami sztuki, w istocie nie zajmuje wobec niej postawy odbiorczej, lecz utwór jest dla nich jedynie okazją czy podnietą do uruchomienia swego temperamentu, w jakiś sposób twórczego: ludzie ci nie zajmują wobec dzieła sztuki postawy kontemplacyjnej, lecz postawę postulującą - to są twórcy bez twórczości, producenci nie produkujący.

S. Kisielewski Gwiazdozbiór muzyczny

Zgadzam się z postulatem aby krytykować a nie relacjonować. Ale widzę, że problem Twojej krytyki leży w złym wyborze punktu przyłożenia.

...zaś w istocie są kiepskimi, łatwymi i wtórnymi.

Argumenty na poziomie prl-owskiego, dzielnicowego komitetu do spraw jakości sztuki. Brakuje jeszcze zarzutu o "imperializmu".

1.Niewspółczesne współczesności

Niewspółczesny zarzut epigoństwa, pojawiający się w każdej z epok, w kontekście każdego artysty. To dopiero jest epigoństwo w krytyce.

2.Poetyckie fragmenty pozornie zwyczajnej rzeczywistości

...przyznamy tym samym, że od sztuki nie wymagamy więcej, niż zwykło wymagać się od salonowych dekorów..

Etyka to nowa estetyka, czyż nie Towarzyszu? A tu tylko

imperialistyczna estetyka.

Piękna retoryka - salonowe dekory jako zło. W kołchozach wszak nie ma dekorów.

3.Przewrotna gra z kiczem

W istocie prace wykorzystujące kicz spełniają rolę popularnych gadżetów, trendy rekwizytów, bez mała designu. Bowiem w tym wypadku trudność polega nie tylko na nowatorskim ujęciu istniejącej już estetyki, ale również na wydobyciu z tego aktu jakiejkolwiek intelektualnej głębi (na znalezieniu dla niego powodu).

A tutaj, Towarzyszu, dwa powyższe w jednym. Epigon imperialista.

Zaskakujące, jak głęboko zakorzenione zostało zdemoralizowanie przyniesione wraz z październikowymi wiatrami. Ale czemu ja się dziwię, przecież nauki związane ze sztuką, to nauki humanistyczne, a tutaj pranie mózgów odchodziło całą parą.

Kuba, skończ z Marksem, ja Cię proszę!

pozdrawiam,

foka

Krytykant

Oj Przemek

anonim

jest wiele prawdy w tym co pisze Foka

choć forma ironiczna i wydawałoby sie absurdalna

anonim

a co z fotografią? co np. z fotografią portretową?

ks

'"Jak" uchwycić drzewo - żeby było współcześnie, żeby określało/odbijało dzisiaj? To trudne. Zamiast tego łatwiej namalować blok, za to niewspółcześnie.'

kuglarski dla mnie ten argument.nie rozumiem.....

anonim

a ja wiem jak uchwycić to drzewo: trzeba namalować palmę z ronda de Galluea.

anonim

ja też wiem! zapraszam: http://esencja.blog.onet.pl/2,ID166051264,index.html

ks

jak sasnal nowowcześnie maluje drzewa?

ps.ja na prawdę chce się dowiedzieć.to nie takie czcze wytykanie tylko....

anonim

Lud chce wiedzieć, dlaczego Sasnal maluje drzewa nowocześnie.

Nie unikaj odpowiedzi! Chcemy poznać TWOJĄ opinię. Dlaczego Sasnal nie jest wtórny?

Krytykant

KS:

kuglarski? ależ nie, całkowicie serio. drzewo zwierciadłem malarstwa.

Sasnal:

Bez tytułu, 2003, 45 x 50 cm

Bez tytułu (Północ), 2003, 40 x 35

i zieleń, bo o przyrodę jako taką w gruncie rzeczy tu chodzi (o wszelkie "obiekty", które mogą pojawić się niezależnie od epoki - też portret, etc.):

Bez tytułu (Most), 2003, 70 x 80

I wiele innych (wszystkie powyższe z albumu "Night Day Night").

pozdrawiam

Krytykant

ps2. Dlaczego one są nowoczesne? Nie chcę popadać w trywializmy, ale dlatego jest nowatorski, że wydobył z czystej materii malarskiej (farb i terpentyny) to, czego nikt inny nie wydobył, a na dodatek określił ("odbił") tym rzeczywistość swojego czasu i miejsca. To frazes, ale to jest w gruncie rzeczy proste. To niezmienne prawo. Poza tym - no jak można tego nie widzieć?! ;)

Każde wielkie malarstwo (przedstawieniowe) to mimesis swoich czasów - to taka moja prywatna teoria.

pozdr

foka

Każde wielkie malarstwo (przedstawieniowe) to mimesis swoich czasów - to taka moja prywatna teoria.

...sztuka to nie tylko zjawisko artystyczne, lecz również psychologiczne, socjologiczne i, jak wszystko na tym świecie, historyczne. Jedna i ta sama rzecz staje się zupełnie czymś innym - zależnie od kategorii oceny i od punktu widzenia. Nędzny człowiek może być wielkim generałem, a wielki człowiek może być nędznym generałem. Oczywiście kryteria "wielkiego generała" można określić jednoznacznie, gorzej będzie z próbą definicji wielkiego człowieka.

S. Kisielewski, Gwiazdozbiór muzyczny

Piękne te drzewka, słupki...signum temporis.

anonim

No i macie swoją odpowiedź wszyscy pytający o to, co lubi Pan Kuba. Pan Kuba lubi mimesis! :)

anonim

Otóż proszę sobie wyobrazić, że można tego nie widzieć. Można widzieć natomiast to, że Obrazy Sasnala (podobnie Bogackiej i reszty...........) to projekty plakatów wykonane zamiast przy pomocy komputera- farbą olejną lub akrylową na płótnie. Sposób położenia farby jest chamski. Na przestrzeni dziejów malarze wyczarowywali na takim czy innym podobraziu swoje światy, przy pomocy takiej czy innej farby. Wyczarowywali! Wystarczy przejechać się do Wiednia i obejrzeć Infantki Velazqueza. Wystarczy pojechać do Londynu i obejrzeć Rothkę. Ta niesamowita, trudna do określenia emanacja jaka bije od ich obrazów....sprawa współistnienia kolorów, plam, kresek, położonych w taki a nie inny sposób. Próbuję sobie wyobrazić "słupki" Sasnala zawieszone między Rothką a Rouault i nijak tego nie widzę. Sasnal jest słaby (nie ta wizja i nie ten język) . Tak- Sasnal nie używa języka malarstwa. A jakoś bez problemu widzę obok siebie na ścianie obrazy Rothki i Rouaulta. Że język malarstwa ewoluował? Tak, dlatego obok tamtych obrazów widzę Tapiesa. Ale cały czas obok Tapiesa nie widzę Sasnala.Kto widział wystawę w Zachęcie- U Modzelewskiego zaczyna się w "żaglówce" wiszącej w środku ta emanacja. A widać to jak się porówna ten obraz z wiszącym po prawej wcześniejszym (zdaje się że z okresu Gruppy), który jest malarsko słabszy.

Dwurnik w Zachęcie- to jest dopiero signum temporis! Jak w ogóle Morawińska śmiała takie gówno pokazać jako przykład malarstwa polskiego?!

ps.

Pan zdaje się zna malarstwo Tarasewicza. Byłbym wdzięczny jeżeli mógłby mi Pan jako profesjonalista, niedouczonemu leniwcowi, wyłożyć czy jego aktualne malarstwo jest przedstawieniowe czy nieprzedstawieniowe.

Pozdrawiam

foka

A propos Dwurnika, to miałem zaszczyt podziwiać jego obraz w kolekcji Pałacu Prezydenckiego. Śmiem wątpić, aby był to prywatny zakup p. Kaczyńskiego.

Otóż, Proszę Państwa, choćbym miał być jedyny na tej planecie, nieodmiennie będę wrogiem wszelkiego państwowego mecenatu nad sztuką. Sztuka wygląda tak jak wygląda, gdyż demokratyczne dogmaty ją rozsadziły od środka, a laicka historia i krytyka sztuki temu przyklaskuje i pławi się w tym ordynarnie.

Krytykant

Ano właśnie, Pan Kuba lubi mimesis...

Foka:

Przemku, jesteś dla mnie stanowczo za mądry, wspomnę tylko, że o ile Kisiel to zacna lektura, to chyba Twoje wypowiedzi są cokolwiek nie na temat.

Dlatego pozwolę sobie nie odpowiadać, także dlatego, że nie umiesz wyjść poza swój punkt widzenia (społ. - ekonom.), a sztuka tego wymaga. Dokładnie - wymagają tego sztuki plastyczne. Właśnie Twoje uporczywe podkreślanie kwestii ekonomicznych i politycznych mnie zdumiewa (jeszcze nie każe wątpić w Twą przepastną inteligencję). Sztuka ma się dobrze niezależnie od systemu, zaś z pieniądzem jest związana zawsze (czego jakże przewrotnie dowodzi choćby Twój ulubiony Santiago Sierra). To prawda - ustosunkowuje się do systemu, odbija go, ale jakościowo dobra jest tak samo w monarchii absolutnej i demokracji.

Ale brawo - dopasowywanie cytatów dot. generaliów (i generałów) do wyjętych z kontekstu strzępów moich wypowiedzi opanowałeś bezbłędnie! ;-)

ps. Dwurnik jeszcze z czasów Kw.

foka

Kubo, nie zgadzam się. Sztuka to nie tylko artyzm, jak już poparłem wcześniej cytatem nie na temat. Staram się zwrócić Twoją uwagę na to jak marksizm kulturowy rządzi całą współczesną sztuką, jak i historią sztuki (nauką). Kolejny cytat nie na temat:

...marksizm ekonomiczny i kulturowy, używają metody analitycznej, która daje im odpowiedzi jakich chcą. W przypadku klasycznego marksizmu tą metodą analityczną jest marksistowska ekonomia. W wypadku kulturowego marksizmu jest nią dekonstrukcjonizm. Dekonstrukcjonizm zasadniczo bierze jakikolwiek tekst, usuwa z niego całe znaczenie i wprowadza na to miejsce znaczenie pożądane. Tak więc otrzymujemy, na przykład, że cały Szekspir jest o opresji kobiet, czy że Biblia jest w istocie o rasie i płci. Wszystkie te teksty służą udowadnianiu, że "cała historia jest historią jaka grupa miała władzę nad jakimi innymi grupami". Zatem podobieństwa są ewidentne między klasycznym marksizmem, z jakim zapoznaliśmy się w przypadku Związku Sowieckiego, i kulturowym marksizmem, jaki widzimy dzisiaj w postaci poprawności politycznej.

William S. Lind, Jak powstała polityczna poprawność

Dementuję, jakoby S. Sierra był moim ulubionym artystą. Nie wiem w jaki sposób to wydedukowałeś z mojego jednego pytania, czy o nim słyszałeś.

Jeśli chodzi o wychodzenie poza swój punkt widzenia, to przyznaję, że np. Sasnal z powodzeniem by się sprawdził np. w PRL jako twórca plakatów propagandowych, tego mu nie mogę ująć.

Widzisz, ja ponieważ jestem osobą wierzącą, podchodzę do sztuki jako tego co się wywodzi z talentu danego ,oczywiście, od Boga.

Jeżeli mamy do czynienia ze sztuką, która nie posługuje się estetyką wizualną, lecz intelektualną to oceniam ją wg. swoich kanonów estetyki intelektualnej, odwołujących się do wartości chrześcijańskich. To co jest sprzeczne uznaję za ułomne i złe. Jeśli zatem system powoduje dany kształt sztuki i system jest sprzeczny z wyżej przytoczonymi wartościami, to efekt jest taki jaki widzimy.

Jeśli mamy państwowy mecenat, to system ma bezpośredni i jednokładny wpływ na sztukę.

Możesz pozostawać w swoich artystowskich fantasmagoriach, ja to nazwę krótkowzrocznością.

foka

Ad. Dwurnik

Dlaczego zatem Tow. Kw. nie zabrał go ze sobą jak się wyprowadzał?

Krytykant

Wiesz, pierwszy i podstawowy problem jest taki, że nie masz zielonego pojęcia o sztuce (co pośrednio właśnie przyznałeś) - to nie zarzut, tylko stwierdzenie faktu (nie każdy znać się musi). Twoje "oceny" to tylko dostosowanie światopoglądu do płaszczyzny sztuki, zbyt chyba tanie prowokacje (tylko ktoś, kto opiera swą wiedzę nt. Sasnala na wstukaniu jego nazwiska w google mógł napisać to, co napisałeś).

Zaś ta rozmowa jest dla ciebie tylko pretekstem do intelektualnego ping - ponga, często frapującego, lecz z istoty raczej nieskończonego. Dlatego opierałem się tej "dyskusji" w tym miejscu i formule.

To, że cenisz Sierrę wnioskuję, nie z tego - manipulatorze - że "pytałeś, czy o nim słyszałem", ale z tego, że zakrzyknąłeś "a znasz tego zajebistego typa, co dziara ludziom kreski na plecach? To jest mistrzowskie!".

:-)

pozdr.

ps. Nie wiem dlaczego KW. nie zabrał Dwurnika, przypuszczam, że ma to związek z tajemniczymi nićmi łączącymi sztukę i władzę.

foka

Wiesz, pierwszy i podstawowy problem jest taki, że nie masz zielonego pojęcia o sztuce (co pośrednio właśnie przyznałeś) - to nie zarzut, tylko stwierdzenie faktu (nie każdy znać się musi).

Olśnij mnie wreszcie gdzie się zdobywa akredytację na bycie znawcą sztuki?

anonim

wnioskuję ,że Krytykant jest tym który zna się na sztuce....

Krytykant

Przemek... No raczej nie wysysa się tego z mlekiem matki... Wiesz, raczej standard - nauka plus "własne zainteresowania". coś jak piekarz, szewc, ekonomista - to obszar pewnej wiedzy. Ale to chyba prowokacja z Twojej strony, bo nie wierzę byś myślał, że akurat na sztuce "zna się każdy" i każdy mówi o tym z jednakowym sensem.

"wnioskuję ,że Krytykant jest tym który zna się na sztuce...."

- tak.

foka

...nie wierzę byś myślał, że akurat na sztuce "zna się każdy" i każdy mówi o tym z jednakowym sensem.

Nie mówisz o każdym, tylko mówisz o mnie. Zakwestionowałeś moje wykształcenie i zainteresowania.

Twoja krytyka sprowadza się do zrzędliwego klimaciarstwa, bezpiecznego, bo wskazującego tylko cudzych wybrańców. Argumentację masz na poziomie dyletanta, a ostatecznym argumentem jest dla Ciebie kwestionowanie wiedzy dysputantów.

Otóż znam pewną postać życia publicznego, która podobnie jak Ty, wielbi ostry pamflet, który w rezultacie kończy się na idiotycznym personalnym deprecjonowaniu.

Oto fragment który prezentuje tegoż oto autora.

Kisielewski Stefan. Zawód: kompozytor, krytyk muzyczny, powieściopisarz, katolik, publicysta. Niezwykła ilość umiejętności, ale w każdej z tych dziedzin średnio uzdolniony. W sumie uchodzi za postać wybitną i człowieka wielkiego talentu. Rangę tę zawdzięcza nie Stwórcy, w którego Kisiel wierzy. Ten bowiem dawał Kisielewskiemu z różnych naczyń, lecz po kropelce. Kisiel jest kimś tylko dzięki marksizmowi, którym gardzi, gdyż wyłącznie ta doktryna wmawia ludziom, że ilość przechodzi w jakość.

Wypowiedz Jerzego Urbana dotyczy opinii jaką wyraził o nim Kisiel w swoim "Abecadle". Pochodzi z książki Iwony Janczewskiej-Altyńskiej pt. "Kontralfabet dla Kisiela".

Nie porównuję siebie do Kisiela, lecz Ciebie do Urbana, żeby było jasne.

Adieu!

Krytykant

Nie sądziłem, że aż tak nisko mnie cenisz, jednak - po pierwsze - nie sprowadziłem tego wątku do personaliów. Przeciwnie: odpowiadałem na Twoje argumenty. To Ty wspomniałeś o sobie jako jednostce, którą rzekomo deprecjonuję (i to idiotycznie). Ja napisałem tylko o ogólnej zasadzie (wykształcenie jako pewien istotny przyczynek do specjalizacji). Ty zaś podkreśliłeś "moje", "mnie". Czyli nie odparłeś argumentu, tylko sprowadziłeś go do personaliów.

Jeśli jednak to zrobiłeś, to odpowiem - tak, kwestionuję Twoje wykształcenie w tej kwestii. Z tego co mi wiadomo, skończyłeś Akademię Muzyczną (obój), zaś teraz między innymi zajmujesz się tworzeniem muzyki do gier komputerowych, nadto czytaniem Kisiela.

Ja nie wypowiadam się o jakości utworów na obój (czyli nie wartościuję ich), bo musiałbym znać wszystkie fundamentalne wykonania począwszy od XVII wieku (za wikipedią, jak Ty o Sasnalu), itepe.

Ciao

ps. Twoją błyskotliwą wyliczankę dot. słabości moich argumentów (krytyki) dobrodusznie pomijam. Gdybyś przeczytał uważnie kilka tekstów z tego bloga, wiedziałbyś, że nic z tego, co napisałeś nie jest prawdą (to zakłada jednak pewną intelektualną uczciwość).

foka

Owszem, skończyłem Akademię Muzyczną, tytuł posiadam magistra sztuki w dziedzinie pedagogiki instrumentalnej w specjalności obój (2006). To, że stworzyłem oprawę dźwiękową do gier komputerowych też się zgadza. Nadto studiowałem jako ekstern dwa lata w pracowni multimedialnej kreacji artystycznej na wydziale grafiki warszawskiej ASP . Tamże zajmowałem się przestrzennymi instalacjami dźwiękowymi (zdaje się, że byłeś nawet na wystawie jednej z nich). Zajmuję się teraz przedsiębiorczością, m.in. związaną ze sztuką, a wśród moich zainteresowań oprócz czytania Kisiela (który nota bene też zajmował się sztuką) znajduje się również sztuka ogólnie pojęta.

Wybacz, jeśli Cię to przerasta, że ktoś spoza wydziału UW historii sztuki może się interesować sztuką. Piszę to, aby pokazać całokształt innym osobom, które to mogą czytać. Będę bronił swojego imienia, przed Twoimi urbanowatymi wypowiedziami.

A co do Twojej ignorancji na temat oboju, a raczej może muzyki poważnej - sorry Winnetou, raczej nie ma się czym chwalić. Jeśli uważasz, że to zagadnienie nie ma nic wspólnego ze sztuką to staje się jasne, że ten blog powinien się nazywć >>Ignorant<<.

Kuba, szkoda, że tak się to kończy, ale widzę, że jednak pomyliłem się w ocenie. Twoja krytyka pyszałkowatości, nic poza tym. Dzisiaj udowodniłeś to dobitnie.

Nie używaj internetu zatem, jeśli nie masz wykształcenia w tej dziedzinie, ok?

Krytykant

Nie unoś się, wszak powiedziałeś, że tez lubisz ostre spory.

Jedyne co mnie martwi, to konsekwentne zatracanie konsekwencji - logiki Twych wypowiedzi (ich przystawalności do faktycznej treści wypowiedzi moich).

Nie musisz "bronić imienia", bo nie odniosłem się ani razu do Twojej osoby (charakteru, cech, etc.), a tylko starałem się wykazać mylność Twych sądów (wydawało mi się, że dopóki nie straciłeś rezonu, dość dobrze się bawiłeś, nie było w tym takiej, jak teraz zaperzki).

nie "chwalę" się nieznajomością bądź nie czegokolwiek - znowu nadinterpretujesz. To był tylko chłodny przykład.

Być może studiowałeś hist. sztuki w domowym zaciszu, jednak Twoje dyletanckie wypowiedzi tego nie potwierdzają - nie jesteś zatem owym "wyjątkiem potwierdzającym regułę".

Jednak - widzisz - starałem się łagodnie Ci zasugerować, że nie ma się czego wstydzić - mimo, iż poruszasz się w obrębie tworzenia, kreacji, itp. nie musisz się znać na malarstwie, to o niczym nie "świadczy". Twoje przemyślenia akurat w kontekście tego bardzo konkretnego postu są bezsensowne - są refleksem wyznawanej przez ciebie ideologii (nie oceniam jej - od razu uprzedzę; chodzi o sam fakt).

Operujesz bądź to ogólnikowymi epitetami (dot. mojej osoby, nawet nie w kontrze), bądź to porównujesz sztukę do jakiś wyimaginowanych prawideł, które stanowią podporę Twojej filozofii.

Dlatego od początku - powtórzę raz jeszcze, znowu w zupełnym spokoju - nie chciałem pochylać się nad Twoimi "argumentami" o marksizmie, etc., podczas gdy tekst był jedynie dość beztroską próbą zestawienia kilku przypadłości współczesnej sztuki (czy raczej podkreślenia faktu, że niedostrzegają ich krytycy).

Nie wiem również, co "tak się kończy" - prześledź proszę swoje posty pod kątem racjonalności użytych argumentów i ilości epitetów.

Zarzucasz mi retorykę, której sam używasz, to jakaś projekcja.

Nielogiczny jest też ustęp o Internecie: nie muszę być wytrawnym znawcą metalurgii, by korzystać z noża.

Jeśli chcesz to kontynuować - bardzo proszę. Mogę spokojnie odbijać Twoje coraz ostrzejsze posty, bo i tak nie znasz się na sztuce. Hehe.

foka

nie odniosłem się ani razu do Twojej osoby (charakteru, cech, etc.)

nie masz zielonego pojęcia o sztuce

nie "chwalę" się nieznajomością bądź nie czegokolwiek

"wnioskuję ,że Krytykant jest tym który zna się na sztuce...."

- tak.

anonim

Ostatecznie wygrywa sztuka a nie krytyka, choć krytycy by chcieli inaczej.

anonim

Panowie Foka i Krytykant. Rozumiem, że właśnie tak wyglągda krytyka w Polsce. Koniec końców dwóch kolesiów jest bliskich spotknia się i naplucia sobie w twarz nie mówiąc o rękoczynie. Szkoda, że krytyk, którego jedną z podstwowych ról jest rola edukacyjna w naszych warunkach nie istnieje, bo jak prowadzić dyskusje jeśli w jej efekcie w najlepszym przypadku można zostać obrażonym? Cóż mogę jedynie stwierdzić na podstawie tej cudnej wymiany zdań: Jaka krytyka taka sztuka...

Krytykant

Przemku!

Napisałeś, że jesteś chrześcijaninem - docenisz więc zapewne mój gest. Oto bowiem nadstawiam drugi policzek. Aby podkreślić moje uniżenie względem Ciebie, pozwoliłem sobie poczynić wybór Twych zacnych argumentów (by moją klęskę bardziej jeszcze uwidocznić).

Pominę też dobrodusznie krytykę Twej logiki, za maluczki na nią jestem (jakim cudem frazę „nie masz zielonego pojęcia o sztuce” odniosłeś do charakteru Twej osoby, a nie Twej wiedzy odnośnie pewnej szczególnej dyscypliny - sztuki - zbyt zagmatwane to dla mnie, przyznaję; jak moje „tak” w odniesieniu przypuszczenia wysuniętego przez jednego z anonimów za „przechwałkę” miałeś - umysł mój tego nie ogarnia).

Oto więc wybór, dla potomności, Twych argumentów odnośnie mej krytyki i tekstu mego o pewnych ułomnościach współczesnego malarstwa:

„Argumenty na poziomie prl-owskiego, dzielnicowego komitetu do spraw jakości sztuki. Brakuje jeszcze zarzutu o "imperializmu".”

„Niewspółczesny zarzut epigoństwa, pojawiający się w każdej z epok, w kontekście każdego artysty. To dopiero jest epigoństwo w krytyce.” (tu wtrącę trzy grosze, z należnym szacunkiem rzecz oczywista: proponuję spojrzeć na tę frazę w kontekście faktycznego - Anie pożądanego przez Ciebie - sensu mojego tekstu - otóż pierwszym było wyszczególnienie nie tyle „oczywistości”, co niedostrzegania ich przez współczesną krytykę; przyznasz, że trudno byłoby sformułować taki zarzut bez wspomnianego wyszczególnienia).

„Etyka to nowa estetyka, czyż nie Towarzyszu? A tu tylko

imperialistyczna estetyka. Piękna retoryka - salonowe dekory jako zło. W kołchozach wszak nie ma dekorów.”

„A tutaj, Towarzyszu, dwa powyższe w jednym. Epigon imperialista.”

„Piękne te drzewka, słupki...signum temporis.”

„Jeśli chodzi o wychodzenie poza swój punkt widzenia, to przyznaję, że np. Sasnal z powodzeniem by się sprawdził np. w PRL jako twórca plakatów propagandowych, tego mu nie mogę ująć.”

„Jeśli mamy państwowy mecenat, to system ma bezpośredni i jednokładny wpływ na sztukę.”

„Możesz pozostawać w swoich artystowskich fantasmagoriach”

„Twoja krytyka sprowadza się do zrzędliwego klimaciarstwa, bezpiecznego, bo wskazującego tylko cudzych wybrańców.”

„Argumentację masz na poziomie dyletanta, a ostatecznym argumentem jest dla Ciebie kwestionowanie wiedzy dysputantów.”

„Nie porównuję siebie do Kisiela, lecz Ciebie do Urbana, żeby było jasne.”

„Będę bronił swojego imienia, przed Twoimi urbanowatymi wypowiedziami.”

„Twoja krytyka pyszałkowatości, nic poza tym.”

„Nie używaj internetu zatem, jeśli nie masz wykształcenia w tej dziedzinie, ok?”

KOŃCZĘ z należytym poważaniem. Było miło.

PS. Anonimie - starałem się być jak najbardziej elegancki i logiczny. Jeśli zniesmaczyłem - Pan/ Pani wybaczy. Może Pan to traktować jako żartobliwe przekomarzanie kolegów - z pewnością zna Pan/ Pani to z autopsji. Oddzielmy komentarze od postów, tu niech panuje wyższa temperatura (szczególnie w zderzeniu z tak wytrawnym dyskutantem jak Foka). Pozdrawiam.

anonim

Krytykancie Kubo,

Przed dyskusja pojawił się taki post o malarstwie, o Sasnalu, Tapies i Tarasewiczu...........

Krytykant

Tak....

Chyba przyznam teraz rację Przemkowi, bo trudno mi doprawdy odpierać takie argumenty (trudno technicznie - zbyt dużo by pisać; staram się, by to wychodziło „miedzy wierszami”, konsekwentnie z kolejnych postów):

„Obrazy Sasnala (podobnie Bogackiej i reszty...........) to projekty plakatów wykonane zamiast przy pomocy komputera- farbą olejną lub akrylową na płótnie.”

„Sposób położenia farby jest chamski.”

„Na przestrzeni dziejów malarze wyczarowywali na takim czy innym podobraziu swoje światy, przy pomocy takiej czy innej farby. Wyczarowywali!”

Ja tego nie rozumiem, to znaczy rozumiem, ale jest to tak odległy sposób rozumowania, że doprawdy nie wiem od czego zacząć, by wykazać jak bardzo Pan się myli - na jak zasadniczych płaszczyznach i w jak szerokim zakresie... Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie chce Pana „zbywać”, ale to jednak mnie przerasta...

Jak mówiłem, staram się jakoś tam tłumaczyć d l a c z e g o coś jest dobre - a co innego nie. Nie chcę wyjść na chamka, ale chyba nie mam cierpliwości, aby tłumaczyć wszystko „od wielkiego wybuchu”... Może jakiś dobrotliwy anonim się znajdzie...

Mimo wszystko polecam się na przyszłość i bez urazy. Może to, o co Pan pyta wyjdzie w komentarzach, w postach?

pozdrawiam

PS. Jak znajdę moment i opracuję jakąś skuteczną metodę - choć w to wątpię- aby jakoś wytłumaczyć rudymenty w kilku zdaniach, nie omieszkam tego zrobić.

anonim

Panowie, panowie...

Nikomu juz nie imponuja dyplomy z historii sztuki. Mnie interesuje czy np. chirurg ktory mnie operuje ma dyplom, a nie czy ma dyplom krytyk sztuki w blogosferze czy krytyk tegoz krytyka.

Natomiast bezkrytycyzm Krytykanta wobec Sasnala bardzo mnie martwi (bo blog ogolnie mi sie podoba).

Sasnal jest nierowny - np. seria Girl Smoking jest b. dobra ale sporo jego obrazow jest juz duzo slabszych. Wszystkie, oczywiscie, dobrze sie sprzedaja, ale tu juz wchodzi w gre mechanizm rynkowy.

Trudno sie nie zgodzic z Krytykantem ze obowiazkiem krytyka sztuki (z dyplomem czy bez) jest KRYTYKOWAC, a nie opisywac.

Wtornosc i tanie efekciarstwo to dwa najwieksze grzechy wspolczesnego malarstwa w Polsce (i nie tylko) - i powinny byc wytykane.

anonim

Dlaczego seria " girl smoking" jest dobra? Jeżeli nie ma czasu i chęci to prosze podać konkretne artykuły w pismach, necie............byle nie bazowac na powszechnej opinii.

Czy to do jasnej cholery jest az takie wielkie obnizenie wartosci tego bloga, ze nie chce pan pisac o rudymentach? Jezeli ceni Pan Sasnala i chce propagowac jego sztuke, to zdaje sie, ze powinien Pan czuć misję oświecania- dać parę slow chociaż, abym zalapal o co chodzi u Sasnala i w ogolniejszym horyzoncie. Abym zrozumial dlaczego moj sposob rozumowania jest bardzo odlegly od Panskiego. Dlaczego sie myle. Achh, pisze bez sensu chyba, bo pan po prostu nie chce sie znizac do mojego poziomu. No i dobrze: w koncu zaklopsuje sie pan w swoim wlasnym sosie (nowoczesnym). Czy tak trudno kłerwa napisac: "tarasewicz jest przedstawieniowy" lub " tarasewicz jest nieprzedstawieniowy"? tyle.

Krytykant

Ok, ze swojej "ignorancji" (miałem jednak nadzieje, że ni napisze Pan o "zniżaniu się do poziomu", ale trudno) tłumaczyłem się powyżej, więc Tarsewicz.

Zaczynał od przedstawieniowych (studia i '80) - choć juz wtedy b.syntetycznie ujmujących naturę - by przejść do abstrakcji, "obrazów wylewających się z ram" (choć nadal były to reminiscencje przyrody białostoczyzny: paski - przeorane pole, etc.).

zatem z jednej strony zawoalowane w abstrakcję przedstawienie (jeśli można tak to ująć), z drugiej czysty eksperyment.

Pozdr.

ps. Naprawdę Pana gesty (teksty) nie są wywrotowe; nie da się w sztuce wywrócić wartości krzycząc "proszę podać konkretne artykuły w pismach, necie.byle nie bazować na powszechnej opinii.". To tak jakby w czasach, kiedy panował kubizm, a szerokie rzesze społeczne jeszcze miały go za hucpę krzyczał Pan: "chcę dowodów! no udowodnijcie mi, że to dobre!".

Mogę powiedzieć Panu w tajemnicy, że im bardziej Pan ciska gromy, tym bardziej one celują w Pana, bo nikt poważny się nad nimi nie pochyli (to tak ja bym krzyczał: No udowodnijcie mi, że Mozart był wielki! GDZIE jest to napisane? Gdzie te artykuły?)

;-)

pozdrawiam

anonim

Fotografowie ulegają poezji życia codziennego, jako symbolowi walki z współczesnością. Medytują nad człowiekiem i człowieczeństwem w czasach trwałej utraty wartości.

anonim

Panie Kubo,

Dziekuję za Tarasewicza.Widzi Pan to tak samo jak Ja. I o to mi chodziło. Chciałem się po prostu dowiedzieć.

OK, przesadziłem z artykułami, ale trudno mi od Pana wyciągnąć za co Pan ceni malarstwo Sasnala.

Czy mam rozumieć, ze stawia Pan sztukę Sasnala na równi ze sztuką Mozarta?

Otóż jest MUZYKA Mozarta i nie potrzeba żadnych tekstów. Jest również sztuka Sasnala i teksty są mi potrzebne. Rozumiem, że jeżeli mówi do mnie muzyka Mozarta i obrazy Rembrandta i anioły Violi to jestem gościem o pewnym poziomie wrażliwości, inteligencji, wiedzy...

I obrazy Sasnala do mnie nie mówią. Coś mi tu nie gra. Próbuję się dowiedzieć, czy ze mną coś nie tak, czy może (co podejrzewam) Sasnal jest nie na poziomie.

Mam, nieodparte wrażenie, jakoby Pan nie był w Wiedniu i nie widział Velazqueza, nie był w Londynie i nie widział Rothki, nie był w Madrycie i nie widział Saury. Jeżeli tak jest w istocie, to nie dziwię się Pańskim odpowiedziom na moje posty.

Pozdrawiam

ps.

Poważnych ludzi zabrakło wraz ze śmiercią Kisiela i Herberta :(

Krytykant

Ciekawa konstrukcja - to, że Pan czegoś "nie czuje" oznacza, że nie jest to dobre. No bo przecież wybitne powinno na Pana "działać". Ojejku! Jest Pan probierzem dobrej sztuki!

Może dałby Pan się namówić na pogłębienie swej wiedzy odnośnie sztuki drugiej połowy XX w.? Odkryje Pan niesamowite pokłady nowych wrażliwości, które, jeśli nauczy się Pan je czytać, niechybnie wyzwolą tak pożądany przez Pana specyficzny dreszczyk.

Być może wówczas zacznie Pan również podejrzewać, że i do Rembrandta przydają się teksty.

serdeczne pozdrowienia

PS. Studiowałem HS i mal., więc jeździło się tu i tam ;-)

anonim

Ojejku, Pan przecież też jest probierzem dobrej sztuki. I Pan Foka i Inni Panowie i Panie też są.

"Może dałby Pan się namówić na pogłębienie swej wiedzy odnośnie sztuki drugiej połowy XX w.?"

Bardzo chętnie.Nad częścią praktyczną pracuję już od jakiegoś czasu w galeriach.Troszkę o tej sztuce rozmawiam. Jednak rzeczywiście mało czytałem. Proszę więc wyłuskać ze swojego księgozbioru odpowiednią pozycję i jeśli byłby Pan łaskaw mi ją pożyczyć, to chętnie się w tym celu spotkam.

Swoją drogą to ciekawe na jakiej podstawie ocenił Pan moj stan wiedzy o sztuce 2-giej pol. XXw.

Odnośnie studiowania; wyczuwam, że nie był Pan "tu i tam" a przynajmniej nie w miejscach o które pytalem.

Krytykant

Właśnie próbuję wytłumaczyć, ze "inni Panowie" nie są. Sztuka to nauka (to taki mój bon mot).

"Swoją drogą to ciekawe na jakiej podstawie ocenił Pan mój stan wiedzy o sztuce 2-giej pol. XXw. "

- a jednak zrobiłem to celnie, gdyż napisał Pan, że "Nad częścią praktyczną pracuję już od jakiegoś czasu"; ale to chyba logiczne - krytykuję Pana recepcję sztuki obecnej, a nie Donatella

"Proszę więc wyłuskać ze swojego księgozbioru odpowiednią pozycję i jeśli byłby Pan łaskaw mi ją pożyczyć, to chętnie się w tym celu spotkam."

- och, absolutnie nie, mój księgozbiór jest aż zanadto "rozpożyczony"! Zresztą o wiele większy ma np. biblioteka CSW, czy jakakolwiek inna.

Polecam na początek to:

https://www.phaidon.com/

book gallery>>art>themes and movement (całość)

i może to:

http://www.taschen.com/

art>>all titles>> Art of the 20th Century

oraz:

art>>all titles>> Art Now (1 i 2)

są też w Empikach

miłej lektury, pozdrawiam.

capetians

szanowny panie, w panskim interesie prosze wziac czasami do reki slownik frazeologiczny jezyka polskiego. pozdrawiam

wojteknyc

"sztuka to nauka"

Pewnie dlatego Krytykant powoluje sie tak czesto na swoje HS i malarskie studia na tym blogu.

To naprawde niepotrzebne. Teksty Krytykanta mowia za siebie (sa kompetentne i odwazne); nikt nie pyta Steve'a Jobsa lub Billa Gates'a czy ukonczyli studia (nie).

Ale sztuka to nie nauka. Nauka jest czrno-biala; albo dowod matematyczny jest prawdziwy albo nie, albo formula chemiczna jest prawdziwa albo nie. No moze fizyka kwantowa nie jest czrno-biala...:-)

W sztuce, Cy Twombly jest wielkim artysta. To jest bardzo dyskusyjne. To taka moja teoria kwantowa sztuki.

Ale ma Krytykant racje tu: dobra edukacja w dziedzinie sztuki (czy nabyta na uniwersytecie czy w bibliotece) powinna byc podstawa oceniania sztuki. (no chyba ze ktos ma absolutnie dziki instynkt...)

pozdro z nyc.

Krytykant

capetians:

- dziękuję uniżenie, uwzględnię. pozdrawiam również

wojtek nyc

- tak, to prawda, można kłócić się o jednostki (ach, cóż by to była za akademicka dyskusja dzieląca włos na czworo! -> capetians: mam najgłębszą nadzieję, że taki związek frazeologiczny Pana/Panią zadowala)...

- ...jednak wydaje mi się, że nie można wykluczyć ze sztuki np. Pollocka bądź Picassa. Czyli sztuka jest nauką. :-) To są OBIEKTYWNE jakości artystyczne. Ale faktycznie, ci "mniejsi" (nie giganci) są pod dyskusję - choć karkołomną i nieskończoną ;-).

Kasia

Ze sztuka jest jak z modą, jak z haute couture. Trzeba mieć zmysł czasu "tu i teraz".

foka

Dziękuję za komplement w poprzednim wątku. Anonimie, jeśli zasiałem zgorszenie - proszę o wybaczenie.

Bezdyskusyjnie zgadzam się z punktami 5. i 7. z wyłączeniem pokrętnego uzasadnienia Żiżka (polecam uwadze prowadzącego program, pozdr dla J. jeśli czytuje).

Jeszcze podniosę lament, już ogólniej. Skąd motywacja artystów się wywodzi? Mam wrażenie, że z coraz czarniejszych otchłani ludzkiej ułomności.

anonim

Krytykancie - doskonala seria. Dzieki. Ja osobiscie tego szukam na blogu Krytykanta - jak odroznic dobra sztuke od zlej sztuki udajacej dobra. Bo zwykly kicz to ja odroznie...

Czy moglby Krytykant zamieszczac wiecej konkretnych przykladow "siedmiu rodzajow zlej sztuki"?

A takze - czy przyklady dobrej sztuki tez beda?

ks

"Krytyk musi być brutalny - jednak mordy, których się dopuszcza mają katartyczną siłę. Będąc bezwzględnym, czyni dobro. Mało jest grzechów cięższych, niż utwierdzanie złego twórcy w przekonaniu, iż jest dobrym - niezłym niechby." Cytat za Krytykantem. Zgadzam się. Tylko te Pana Krytykanta "obiektywne kryteria", które się przewijąją przez posty mnie zastanawiają??? Pytam z perspektywy przyszłego krytyka sztuki [to, że nie jestem z w-wy mnie chyba nie skreśla, hę?]

ps.A ja ciągle czekam na tekst o Sasnalu. Bo widzieć ja też widzę. Ale krytyk tudzież Krytykant jest przecież od pisania

zanussi

pod pkt. 6 mozna podciagnac "powtorzenie" zmijewskiego, albo "laznie" kozyry. nie trzyma sie to kupy panie krytykancie.

anonim

na nowy rok proponuję krytykantowi napisać o swojej twórczości malarskiej:))przecież jeszcze niedawno był pan studentem Leona ups sorry pana profesora Leona Tarasewicza czekam z niecierpliwoscią bo czuję że jest to coś bardzo dobrego!pozdrawiam

krytykant

Foka:

- a z 4 nie?

- dlaczego Zizek pokrętny? Raczej jasny i klarowny.

- lament faktycznie dość ogólny. ;)

A1.

- Dzięki. Przykłady mam nadzieję wyjdą tutaj.

KS.

Obiektywne kryteria - część np. w wywiadzie z Tarasewiczem. Jednym z podstawowych jest formalna i intelektualna wtórność, ale to chyba oczywiste. Także np.- moim zdaniem - "ulokowanie" sztuki w swojej teraźniejszości.

Sasnal będzie, choć nie w najbliższym czasie. Cierpliwości.

Zanussi.

Pod 6 Kozyrę i AŻ? Kompletnie się nie zgadzam, zupełnie nie rozumiem czemu - chyba nie temu, że praktycznie każda sztuka ma w sobie "pomysł", czy raczej - "ideę" (aby poróżnić). Ale może oto wychodzą pierwsze skutki niedoskonałości "szóstki".

A2.

Och, zastanawiające, że to pierwszy taki postulat po tych 3 miesiącach. Muszę rozczarować - nie maluję, a jak malowałem nie sprawiało mi to przyjemności. Jestem ewenementem - niespełniony krytyk na ASP (już nie na ASP). ;)

pozdr

zanussi

No to inaczej: czy pod pkt. 6 nie mozna podciagnac Bodzianowskiegi i jego akcji? Ustepowanie miejsca w kolejce na impresjonistow, zaproszenie kuratorki do kina, akt wlasnosci do kawalka warszawy wygrany w monopol itd. Akcje te spelniaja kryteria opisane w pkt. 6 – wiec Bodzianowski to zla sztuka? Co te akcje Bodzianowskiego odroznia od ubezpieczenia talentu Paweli?

Krytykant

Zanussi:

A widzi Pan, miałem Bodzianowskiego dać w nawiasie przy przykładach pozytywnych i mi umknęło. Serio. :)

różni się właśnie tymi niuansami, które być może nazbyt mętnie wyłożyłem. W każdym razie ustęp o pozytywnych aspektach "szóstki" odnosi się do B.

pozdr

PS. Przypominam o "niewspółczesnych współczesnościach" Paweli.

wojteknyc

Krytykancie:

Wyczuwam po przeczytaniu Panskiego blogu ze dla Pana b. wazne w malarstwie jest nowatorstwo formy i "umieszczenie sie we wlasnym czasie", takze nowatorsko.

Calkowicie sie zgadzam.

Czy w literaturze odbiciem tego pojecia jest tworczosc Maslowskiej?

Dla mnie jest.

Jesli Maslowska bylaby malarka, to kupilbym jej kazdy obraz.

wojtek

PS. Zadaje to pytanie bo jest bardzo wazne dla mojego zrozumienia nowoczesnej sztuki; zarowno literatury jak i malarstwa.

anonim

Aj! Karkołomne to zadanie tak sobie wymieniać. Przyznam że czytałem z dreszczem, no i oczywiście każdy punkt, który pan wymienia pasuje do tego co robię ;)

pkt. 4. Zgadzam się, ale tylko w przypadku kiedy mamy do czynienia z przesadą i dosłownością. Każda forma dzieła jest zapożyczeniem form już doświadczonych. Nie możemy tworzyć z pustki. W punkcie 4 negowałby pan osiągięcia takich artystów jak Warhol, Lichtenstein, Oldenburg, Duchamp, Dali, Magritte, Koons i wielu innych. Wiem jednak, że chodzi panu o kiepskie odmiany tych aktywności.

pkt. 5. Zgadzam się, ale tylko w przypadku kiedy mamy do czynienia z przesadą i dosłownością. W punkcie 5 negowałby pan osiągnięcia takich artystów jak Nitsch, Beuys, Duchamp, Caravaggio. No ale pisze pan o "kiepskie prowokacje", a więc zapewne do każdego punktu można dodać wyraz "kiepski, kiepska" i cały ranking zamieniłby się w poradnik jak unikać "kiepskiej sztuki".

pkt. 6. Wszystko opiera się na pomyśle, przynajmniej ostatnimi czasy. Jeśli tak nie jest możemy mieć duże szansę na wystawę pod kuratelą pana Donalda K. A więc negujemy cały nurt konceptualny! Hura!

pkt. 6. Ależ gra z systemem jest bardzo ciekawym i paradoksalnym zjawiskiem. Antykonsumpcyjne i antysystemowe bunty jakoś nie łączą mi się z kategorią buntu white cube. Bunt ten kojarzy mi się bardziej z przewrotną grą artystów z systemem galeryjnym. Wymienię tutaj projekt Kuraka, który zapędził do galerii panie w beretach. Nie wspomnę tutaj o Althamerze, lub Bodzianowskim instalującym się w mieszkaniu nad galerią, latającym samolotem zamiast robić wystawy i palącym katalogi na otwarciu.

Gratuluję odwagi w podjęciu się tak trudnego zadania.

Krytykant

Wojteknyc:

Nie wiem, czy można już ocenić Masłowską tak, jak Sasnala - ale tak, to samo tyczy literatury (nowatorska forma, np. formuła narracji, etc). "Paw królowej" był czymś takim, tak mi się wydaje. Fresh&flow - oto, co się liczy! ;)

A:

Halo halo! Uwaga!

Podkreślam, że katalog tyczy SZTUKI OBECNEJ, AD 2007!

Może niefortunnie nazwałem ja współczesną, miast "aktualną" (itepe).

Co niniejszym czynię.

(zatem ranking nie działa wstecz, no może parę dosłownie lat)

pozdr

Krytykant

PS. punkt 6. pomysł pomyślikowi nierówny, co starałem się wyłożyć.

punkt 7. buntu wobec instytucji sztuki tu nie włączałem; zdecydowanie przykłady, które Pan podał są b.ciekawe - to tez jest jakaś "kategoria" być może, która wymaga hierarchii (prowokuje zbyt "łatwe" rozwiązania)

pozdr

zanussi

panie krytykancie wcale nie chce tu bronic paweli, a wrecz przyciewnie - podzielam panski poglad.

chodzi mi jedynie o to, ze panska proba usystematyzowania tego co jest zle w sztuce, jest nieco chybiona.

mam wrazenie, ze przyjal pan taka metode: wyselekcjonuje przyklady tego wobec czego nie mam watpliwosci, ze jest zla sztuka, choc do konca nie wiem dlaczego, a potem opisujac te zle przyklady stworze kryteria zlej sztuki. niestety jest to o tyle zla metoda, ze zawsze sie znajdzie jakis bodzianowski, ktory bedzie pasowal pod opisane przez pana kryteria (pod pkt. 6 lub inny), a jednak zla sztuka nie bedzie.

to co odroznia pawele od bodzianowskiego (czyli zla od dobrej sztuki) nazywa pan „niuansami”, ale to wlasnie owe niuanse, ktore chwilowo ciezko panu zdefiniowac i nazwac, sprawiaja ze cos jest dobra sztuka a cos zla.

zycze powodzenia w zglebianiu tematu i odkrycia co to sa te „niuanse”.

pozdr

anonim

pierdu, pierdu, Szanowny Panie Krytykancie, to jest tzw. polska kultura http://www.youtube.com/watch?v=3xbfFAYTN-g

anonim

Po co te rozstrzelenia w tekscie? Doprawdy strasznie pretensjonalne...

anonim

Bardzo prosze w koncu o jakis tekst... hmmmm..."pozytywny".

Ostatnio od tego, jak sie wyrazil moj/a przedmowca/czyni, "pierdu pierdu" robi sie nudno. W dodatku nam tu drugi Kuspit rośnie. Toż to istna biblia i słowo boże.

Wiecej analizy niz banałów, ktorymi Krytykant pozwolil sobie pogardzac, wiec może niech ich sam nie pomnaża...

Krytykant

Zanussi:

- powtórzę dla porządku jeszcze raz: "ranking" jest przede wszystkim po to, by pokazać "nowe rodzaje kiczu"; łatwe sposoby, "patenty" na sztukę i obojętność krytyki wobec nich. Chodzi o to, że jak widzi się kiepskie malarstwo, to wiadomo, że takim jest "na pierwszy rzut oka", przy czym nie oznacza to deprecjonowania samego malarstwa (itepe). Tak i tu - może być niesamowicie fascynująca, nowatorska trawestacja, ale też masa kiczu w tej kategorii.

Mam wrażenie, że punkty są jednak dość czytelne, no poza tym 1 z 7, czyli 6 - ale stwierdziłem, że lepiej go dać, niż nie (napisałem dlaczego).

A2

Po co te rozstrzelenia w tekscie? Doprawdy strasznie pretensjonalne...

- Doprawdy strasznie pretensjonalna ta fraza "doprawdy strasznie...".

A ostatni

- przyznaję, że nie do końca zrozumiałem, ale chyba chodzi Panu o to, że jest za krytycznie i za analitycznie, ale jednocześnie banalnie i pogardliwie (?) Niesłychanie mi przykro, że rozczarowałem tak wytrawnego recenzenta moich poczynań. Ślę pokłony.

pozdrawiam

anonim

Dobrze że Krytykant pisze. Daje to do myślenia. Te rzeczy muszą być wydobyte. Pisz Krytykancie pisz

foka

Wracając do pkt 7. i Żiżka.

W tej tezie istnieje założenie, że artysta chciał się zbuntować. Ja tutaj bym zakwestionował - widzę w aktualnej sztuce pochwałę systemu wprost. Wewnętrzna transgresja następuje w postrzeganiu systemu w jakim żyjemy. Aktualna sztuka działa niczym antykoncepcja antycypowanego systemu, który niechybnie zastąpi to coś w czym żyjemy. Ten bunt jest transgeniczny, zatem chwali aktualny stan rzeczy.

foka

Umknęło w pierwszym zdaniu:

W tej tezie istnieje założenie, że artysta chciał się zbuntować przeciwko aktualnemu systemowi.

anonim

Nie rozumiem w której to sztuce widzi pan pochwałę systemu wprost (socrealizm dawno minął, a kapitalizmu nie trzeba chwalić, bo sobie bez tego poradzi). Jeśli dobrze rozumiem mówi pan, że obecnie artyści starają się nie dopuścić do przyszłego systemu (jakiego przyszłego systemu??? i kiedy on nastąpi?) poprzez pochwałę "obecnego stanu rzeczy. I tu jeszcze raz zapytam: w czym się ta pochwała przejawia oraz jaki jest obecny stan rzeczy? Chciałbym dobrze zrozumieć, ponieważ trochę to wygląda, jak gdyby formułował pan tezy wertując słownik wyrazów obcych i wybierając te fajnie brzmiące i poważne...

anonim

analogia z masłowską o tyle niebezpieczna, że:

- masłowska ma dopiero 23 lata i chyba największe sukcesy literackie za sobą - jak sama mówi w mediach, wycofuje się z prozy, bo nie ma za wiele na tym polu do powiedzenia. jak pokazuje jej ostatni dramat, na polu dramatu sukcesów nie wróżę...

- czytałem z nią wiele wywiadów i, niestety, rysuje się tu smutny obraz: masłowska nie ma za wiele do powiedzenia o świecie wokół, w zasadzie niczym się nie interesuje. to dzieciątko naiwne i głupiutkie. co raz bardziej zaczynam odczuwać, że książki te wyszły jej przez przypadek, ot tak.

analogia do młodej polskiej sztuki jest taka, że wielu z salonowych reprezentantów sztuki konfekcyjnej i nie tylko, po prostu nie ma nic do powiedzenia. są, niestety, za młodzi, albo za dużo oglądali telewizji. nie należę niestety do tych, którzy ocenialiby dzieło odarte z kontekstu. mam wrażenie, że co co mają flow i zdążają za rzeczywistością albo się szybko wypalą, albo nic przełomowego spod ich ręki nie wyjdzie. czas pokaże kogo ze wsółczesnej sztuki/literatury zapamiętają potomni.

anonim

"nie ma za wiele do powiedzenia o świecie wokół, w zasadzie niczym się nie interesuje. to dzieciątko naiwne i głupiutkie". Powyższy opis mógłby także swego czasu pasować do Mozarta.

Nie wiem, czy się wypaliła, czy nie, ale nic nie dzieje się przez przypadek.

foka

Szanowny Anonimie,

Nie rozumiem w której to sztuce widzi pan pochwałę systemu wprost (socrealizm dawno minął, a kapitalizmu nie trzeba chwalić, bo sobie bez tego poradzi).

We wszelkich gatunkach sztuk. Moje rozumowanie jest takie - krytyka nadciągającego jest w rzeczywistości pochwałą aktualnego. Przemiany zazwyczaj przebiegają po osi symetrii - lewica/prawica.

Oczywiście istnieje opozycja, ale jest znikoma, prawie niezauważalna.

Jeśli dobrze rozumiem mówi pan, że obecnie artyści starają się nie dopuścić do przyszłego systemu (jakiego przyszłego systemu??? i kiedy on nastąpi?) poprzez pochwałę "obecnego stanu rzeczy.

Odwrotnie. Artyści krytykują nadciągający ustrój konserwatywny (ograniczmy się do sfery etycznej, gdyż sfera ekonomiczna jest wynikiem myśli etycznej). Nadciągający, gdyż aktualnie mamy system liberalny, ergo: zgadzają się z aktualnym systemem, lub tym co jeszcze po nim pozostało.

I tu jeszcze raz zapytam: w czym się ta pochwała przejawia oraz jaki jest obecny stan rzeczy?

Nie pochwała aktualnego, lecz krytyka nadchodzącego z perspektywy wyznawcy aktualnego. Choćby mogę przytoczyć nieszczęsne słupki Sasnala (patrz poprzedni wątek).

Chciałbym dobrze zrozumieć, ponieważ trochę to wygląda, jak gdyby formułował pan tezy wertując słownik wyrazów obcych i wybierając te fajnie brzmiące i poważne...

Dziękuję za pytania. Tezy formuuję w oparciu o obserwacje i lekturę, bynajmniej nie słownika wyrazów obcych.

Kiedyś w rozmowie prywatnej Gospodarz tego blogu stwierdził, że 90% artystów to marksiści i nie ma się czym ekscytować i że należałoby się raczej skupić na jakości ich wytworów, niezależnie od ich umiejscowienia światopoglądowego.

Zatem wychodząc na przeciw Krytykantowi postanawiam zaniechać swojej holistycznej krytyki sztuki na tym blogu, gdyż nie miejsce to jest na tego typu wywody. Jeśli ktoś jest zainteresowany dyskusją na ten temat to zapraszam na chat publiczny.

anonim

Życzę więc powodzenia na chacie publicznym. Wiem, że chodziło Panu o pochwałę obecnego stanu rzeczy poprzez krytykę systemu przyszłego, nie wiem dlaczego mnie pan naprostowywał w tej sprawie. "Nadciągający ustrój konserwatywny"??? Czyżbyśmy mieli do czynienia z prorokiem, czy jest to raczej zwykłe odgrażanie się w stylu "już my z wami zrobimy porządek"? Nie wiem w jakim stopniu artyści próbują zrzeszać się z wszelkich kolorów prądami, partiami i światopoglądami i czy wszystkim im jest znana lektura Marxa. Prawdą jest, że w swojej różnorodności sztuka oferuje swoim odbiorcom to, co jest efektem myślenia konserwatywnego oraz to co jest wytworem myślenia liberalnego. Wybór należy do pana. Przypominam jednak, że to właśnie "myśł liberalna" wywiodła sztukę ze sfery kościelnych malowideł naściennych, do których i tak może pan zawsze powrócić, nie zważając na "nieszczęsne słupki Sasnala". Czy zastanawiał się pan dlaczego w sztuce zawsze zwycięża myśł liberalna, niezależnie od miłościwie nam panującego systemu? Ponieważ sztuce potrzebna jest wolność myśli nieskrępowanej, której konserwatyzmowi brakuje z definicji.

anonim

Proszę wybiec myślą poza krępującą oś symetrii: "lewica/prawica". Pomiędzy nimi są nieznbadane otchłanie.

foka

Lewica/prawica - trzeba się posługiwać jakimiś uogólnieniami w rozmowie, niemniej staram się unikać wszelkich otchłani.

Artyści faktycznie nie koniecznie wszyscy czytują Marksa, ale myśli Pan, że mnie to obchodzi skąd oni mają takie a nie inne przekonania? Ale, znów się wdaję w dyskusję, pozdrawiam.

anonim

krytykant nigdy niestety nie pojmie że jest polską wersja Kuspita.

anonim

mysle, ze kategorie, ktore Krytykant

tak zgrabnie opisal nie przystaja do rzeczywistosci. latwo "jezdzic" po Paweli a mnie jak ulal do opisu nr 7 pasuje projekt Grzeszykowska/Sherman. dla jasnosci bardzo podoba mi sie ta praca. hmmm. sztuka to taka aktywnosc w ktorej nie ma regul, i chyba nie ma sensu tych regul dla jej oceny tworzyc. pozdrawiam.

anonim

To ja się zabieram już do roboty. Mam do stworzenia obraz pochwalający jedynie słuszny liberalizm, ale zanim zacznę muszę przeczytać jeden rozdział "Kapitału". Czas jest krótki. Konserwatyzm już za rogiem, a liberalizm potrzebuje o wiele więcej dowartościowania zanim minie.

Krytykant

A1 sobota:

- dzięki! 

A2 Masłowska:

- tu nie podejmę polemiki; zdanie już wyraziłem wyżej.

A3 Kuspit:

- wydawało mi się, że nikt nie odczyta tych kategorii, jako ataku na „sztukę współczesną”, cóż, myliłem się; pozdrawiam i życzę dalszych błyskotliwych analiz mojej twórczości

A niedziela przedostatni:

- pozwolę sobie raz jeszcze powtórzyć: to jest nie po to, by być kategorycznym i wszechostatecznym, ale raczej by zwrócić uwagę na to, że zła sztuka niekoniecznie jest powszechnie uznanym kiczem; by zwrócić uwagę, że nie widzi tego krytyka; by - przyznaję, ośmieliłem się tak pomyśleć - dyskusja zrodziła jakieś nowe punkty widzenia/ rozwiązania/ stanowiska; ciągle czekam...

- Grzeszykowska/Sherman. Tak, pasuje do tej kategorii, jednak, znowu (jak CB do 6), raczej jako jej wzorzec - z którego bez umiaru i pomyślunku korzystają inni, a także - przekroczenia go. Przypominam, że sens pracy Sherman był za jej powstania całkowicie nowatorski (postmoderna, „klisze rzeczywistości”, ukazywanie nieistniejącego - być może nieistnienia rzeczywistości, etc.). Zatem gest AG nie jest czczym zacytowaniem pierwszej lepszej pracy, ale w ł a ś n i e t e j p r a c y o „cytowaniu niczego”. Wpisuje się to zatem w pozostałe prace AG i rodzi nowe konteksty (między innymi rodzi pytanie o sens kategorii 4, o którą to, jak sądzę, Panu/ Pani chodziło (a nie 7). To właśnie owo „scalenie z życiem”, o którym pisałem przy okazji punktu 6; ciągłość rozwoju, poetyki, etc., a nie kolejne „wymyślane” pomysły. Ale chyba znowu gmatwam.

- również pozdrawiam

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Foka i jego polemiści:

- na początek wyprostuję może zamieszczony tu cytat z prywatnej rozmowy (tak to jest z cytowaniem imprezowych polemik, że często jest nieprecyzyjne...). Otóż chodziło mi o jak najszerzej rozumiany światopogląd lewicowy, a nie marksizm. I nie o 90%, tylko 99%. ;-)

- I dalej:

„Wracając do pkt 7. i Żiżka. W tej tezie istnieje założenie, że artysta chciał się zbuntować przeciwko aktualnemu systemowi.”

- Punkt 7 nie tyczy sztuki jako takiej, ale tej będącej próbą podważenia „systemu”. Jest tak mniej więcej od roku 1848, to nie ideologia, tylko historia sztuki. Na marginesie - to właśnie (moim zdaniem) dlatego konserwatyzm nie jest w stanie zrodzić ani wartościowej sztuki ani krytyki, że od awangard utożsamia ją z „marksizmem”, „rewolucją”, „komunizmem”, (równanie: Dadaiści to marksiści, więc ich pisuary są bez sensu), etc. Albo inaczej - że nie umie oddzielić światopoglądu artysty od jego dzieła (a taki kontrast istniał w każdej epoce).

Zawsze zdumiewało mnie, dlaczego konserwatyści „nie znają się na sztuce” - po prostu i literalnie; nie mają przecież innych mózgów, by pojąć pewną bardzo konkretną i chyba nie bardziej skomplikowanych od innych wykładnię. ;-)

„Ja tutaj bym zakwestionował - widzę w aktualnej sztuce pochwałę systemu wprost.”

- Żiżek widzi nie wprost, a pośrednio. Ale generalnie rozpoznanie sytuacji macie podobne, tylko inne - jak sądzę - wnioski ;-)

„Moje rozumowanie jest takie - krytyka nadciągającego jest w rzeczywistości pochwałą aktualnego.”

„Artyści krytykują nadciągający ustrój konserwatywny (ograniczmy się do sfery etycznej, gdyż sfera ekonomiczna jest wynikiem myśli etycznej). Nadciągający, gdyż aktualnie mamy system liberalny, ergo: zgadzają się z aktualnym systemem, lub tym, co jeszcze po nim pozostało.”

- wydaje mi się, że krytyka, o której ja piszę, jest krytyką istniejącego i marzeniem o nowym; i dlatego jest tak jałowa, że nie proponuje nic nowego, tylko powiela klisze (między innymi)

„Choćby mogę przytoczyć nieszczęsne słupki Sasnala (patrz poprzedni wątek).”

- te słupki „wywrotowe” były również formalnie (jeśli interesowałeś się wtedy sztuką, przypomnij sobie na takie „banalizmy” reakcje); równie dobrze mogłyby ilustrować skup paszy w latach 1995 i 1996.

„Ale, znów się wdaję w dyskusję, pozdrawiam.”

- Ale czemu? Właśnie zaczęło być interesująco...

foka

Ale czemu? Właśnie zaczęło być interesująco...

Ok, zatem przyjmuję zaproszenie.

konserwatyzm [...] nie umie oddzielić światopoglądu artysty od jego dzieła (a taki kontrast istniał w każdej epoce).

Może umie (nie wiem, mogę wypowiadać się tylko za siebie), tylko czy artyzm sam w sobie jest wartością? Takim kontrowersyjnym przykładem może być wypowiedź Stockhausena a propos zdarzeń z 11/09/2001. Dla niewtajemniczonych cytuję za Wikipedią:

"W pierwszych latach XXI wieku znany ze swych ekscentrycznych uwag kompozytor zbulwersował opinię publiczną swą wypowiedzią, określającą zamach na WTC z 11 września 2001 jako "największe dzieło sztuki wszech czasów"."

Pomijam kontrowersje dotyczące rzekomego przekręcenia przez dziennikarzy tej wypowiedzi.

anonim

Czy ktoś tutaj mówił coś o artyźmie? Skąd nagle Stockhausen i 11 września? Co to ma wspólnego ze ślepotą konserwatyzmu?

foka

Czy ktoś tutaj mówił coś o artyzmie? Skąd nagle Stockhausen i 11 września? Co to ma wspólnego ze ślepotą konserwatyzmu?

Oddzielenie światopoglądu artysty od jego dzieła - czyli ocena dzieła niezależnie od jego umiejscowienia ideowego. Może artyzm to pretensjonalne słowo na tę właściwość dzieła sztuki, proszę o ewentualne zaproponowanie lepszego.

Wybaczcie, że pomijam artystów, którzy tworzyli niezgodnie ze swoimi poglądami i przyjmuję, że filozofia dzieła jest filozofią jego twórcy.

11/09/2001 a Stockhausen, - przykład zastosowania cząstkowego myślenia/oceniania. Ślepy konserwatyzm nigdy by tak nie spojrzał na to wydarzenie jak ten wybitny kompozytor.

foka

Foko!

Dziwi mnie, że odniosłeś się tylko do jednego „zarzutu”, dziwi mnie też, jak w drugim poście tłumaczysz swój argument ze Stockhausenem.

Chyba nie wyraziłem się precyzyjnie. A więc: chodzi mi tylko o sztuki (tzw.) plastyczne (nie o np. muzykę). To takie zakreślenie pola dyskusji. Chodzi mi także o to, że obraz Maciejowskiego (np.) nie jest dobrym dlatego, że Maciejowski ma określone poglądy polityczne.

Tak bywa (że dzieło jest odbiciem ideologii), ale wówczas o jakości dzieła również nie świadczą owe poglądy. O taki rozdział mi szło. (fraza Stockhausena jest oczywiście idiotyczna i manieryczna, nie świadczy jednak o ani o jego poglądach, ani o ich ewentualnym przełożeniu na sztukę.)

Dlatego Twoja opinia:

„Wybaczcie, że pomijam artystów, którzy tworzyli niezgodnie ze swoimi poglądami i przyjmuję, że filozofia dzieła jest filozofią jego twórcy.”

Jest cokolwiek bez sensu. Zakładam, że człowiek jest istota ułomną i nawet jeśli w coś (np. ideę polityczną czy religijną) wierzy, nie musi wypełniać jej w stu procentach, nie musi tworzyć - jeśli jest artystą - jej i tylko jej odbicia. Może być wręcz w sprzeczności - np. deklarować się krytykiem kapitalizmu i sprzedawać niesłychanie drogie obrazy. Z tym, że - moim zdaniem - nie przekreśla to w żadnym razie ich jakości.

Poza tym sprytnie zmieniasz kategorie polityczną (o którą od początku chodzi) na bliżej niesprecyzowaną „filozofię twórczą”:

„Wybaczcie, że pomijam artystów, którzy tworzyli niezgodnie ze swoimi poglądami i przyjmuję, że filozofia dzieła jest filozofią jego twórcy.”

To brzmi brzydko i mogłoby być brzydkie, ale chyba nie występuje w naturze (twórca tworzący niezgodnie ze swoją filozofią twórczą???). Natomiast niezgodność poglądów politycznych z artystyczną praktyką - np. koniecznością funkcjonowania na rynku - występuje powszechnie i nie umniejsza dziełu ani artyście. Wyższość tej postawy nad Twoją, czyli dogmatycznej wierności (odczytują ją „między wierszami”, może się mylę), jest oczywista: „lewica” tworzy dobrą sztukę i krytykę, a „prawica” (podchwytuję zaproponowaną przez Ciebie oś) - nie.

Nie muszę oczywiście dodawać, że nie sposób być doskonale wiernym jakiejkolwiek doktrynie - z tego co wiem, nie jesteś biczującym się pustelnikiem.

pozdr

foka

Krytykancie,

Dziwi mnie, że odniosłeś się tylko do jednego „zarzutu”

Wybaczcie, ale musiałem się oddać innym zajęciom.

chodzi mi tylko o sztuki (tzw.) plastyczne (nie o np. muzykę). To takie zakreślenie pola dyskusji. Chodzi mi także o to, że obraz Maciejowskiego (np.) nie jest dobrym dlatego, że Maciejowski ma określone poglądy polityczne.

Sztuka to jedno (moja opinia). Jeśli nazywasz sztukę nauką, to musisz przyznać, że nauki są ze sobą ściśle powiązane. Odkrycia z dziedziny fizyki wpływają na teorie biologiczne, etc. Do tego wypowiedź Stockhausena bynajmniej nie operowała językiem muzycznym lecz właśnie językiem sztuki.

Nie twierdzę, że wystarczy wyznawać odpowiednia filozofię, aby tworzyć dobre dzieła.

Natomiast też mnie dziwi np. ekscytowanie się tym jak sprawnym manualnie jest kieszonkowiec. Można jedynie ubolewać, że ktoś wykorzystuje swój talent w niecnych celach. Im większy objaw talentu, tym większy żal i szkoda. Zwłaszcza jeśli obraca go przeciwko Temu kto mu go dał.

Nie muszę oczywiście dodawać, że nie sposób być doskonale wiernym jakiejkolwiek doktrynie - z tego co wiem, nie jesteś biczującym się pustelnikiem

Gdyby oni byli doskonale wierni, to by się nie biczowali. Ja również jestem ułomny, staram się walczyć z sobą o swoją wiarę, co prawda bardziej duchowymi metodami.

anonim

Ludzie mówią różne rzeczy pod wpływem chwili. Nie można przyjąć tego co kiedyś palnął jeden kompozytor za całą wykładnię sztuki (która jest jedna tak?). Zamachy na WTC dziełem sztuki nie były, co wszyscy wiemy, a to co powiedział Stockhausen może być niefortunną metaforą.

Beuys powiedział kiedyś, że każdy jest artystą. Nie rozumiejąc kontekstu pracy i filozofii Beuysa można wywnioskować podobne rzeczy. Zakres jego rozumowania był jednak szerszy i nie chodziło mu o utalentowanego artystę z pędzlem i paletą, ale o całą pracę ludzkości przyczyniającą się do dobra społeczeństwa. Bo czy rzeczywiście sztuką jest to, co ją nazywamy, i czy wreszcie musi "to" być nazywane sztuką przez duże "Szzzz"? No ale Beuys był tylko kolejnym "lewackim marksistą" prawda? :)

Chodzi mi głównie o to, że ludzie teoretyzują interpretują, zmieniają zdanie, mylą się, rozszerzają, lub zawężają konteksty, a my (także ludzie) możemy z tym robić co chcemy. To także dlatego, możemy powiedzieć, że "wszystko już było".

Rozumem jednak, że kieruje pan się wykładnią "Niech wasza mowa będzie tak, tak, nie, nie, a co nadto jest, od Złego pochodzi".

Krytykant

Foka:

"Można jedynie ubolewać, że ktoś wykorzystuje swój talent w niecnych celach. Im większy objaw talentu, tym większy żal i szkoda. Zwłaszcza jeśli obraca go przeciwko Temu kto mu go dał."

A cóż to za ogólniki ("niecne cele" - jakie?, "obraca go przeciwko" - jak?)?

Potwierdzasz tylko, że nie umiesz wznieść się ponad polityczną/światopoglądową płaszczyznę i ocenić dzieło podług walorów artystycznych. Bo chyba dość łatwo założyć, że nie każdy uważa talent za dar od "Tego". Twoja krytyka sprowadza się do tego, czy dany wytwór artystyczny odpowiada wykładni Twojej (tylko!) wiary/etyki. A to wiele wyjaśnia w kwestii konserwatywnych twórców/krytyków (czy raczej ich braku).

Jeśli Martin Creed jest konserwatystą, nie zmienia to mojej oceny jego prac. Ty tak nie możesz (w wersji lewicowej), bo być "grzeszył".

PS. Sztuka jest nauką w tym sensie, że nie można wykluczyć z niej czegoś na podstawie "prywatnych gustów" czy innego "widzimisię". Nie wykluczę z obszaru sztuki Picassa czy Richtera, oni po prostu w nim są. Żadne zaklęcia tego nie zmienią.

Podobnie jest z Mozartem - więc w tym sensie moja teza jest uniwersalna. Także w tym, że gdybyś zaczął grać jak Mozart i tłumaczyć, że "to jest sztuka", Twoje "szczere emocje", to tylko by się popukano w głowę. W plastyce niestety nie jest to taki oczywiste i dotyczy tylko popłuczyn po klasycyzmie - popłuczyn po sztuce przełomu XX i XXI wieku już nie. I oto wracamy do meritum. :)

pozdr

anonim

Zupełnie nie na temat... Właśnie przeglądałem Obieg i czytałem o paru wystawach "tematycznych". Coraz więcej jest tych grupowych spędów pokazujących sztukę związana z bardzo wąskimi zagadnieniami. Wygląda na to, że kuratorzy zmuszają, - zapraszają ;) artystów do wykonywania "zadań domowych", które pasują do ich wizji, lecz zawężają wizje samego artysty. W jednym z komentarzy podsumowujących rok 2006 ktoś nawet przytoczył wystawę w bytomskiej Kronice jako przełamanie monopolu artystów na sztukę i przesunięcie go w stronę kuratorów. Czy coś o prawach i obowiązkach kuratoróyw będzie mogło być jednym z problemów poruszanych przez Krytykanta, czy skupiamy się na krytyce? Jako artysta mam dosyć prób wlewania mojej sztuki w rozmaite formy. Dzięki.

anonim

przytoczę jeszcze link z dosyć skrajnym przypadkiem

http://www.redbullartofthecan.com/

foka

Moi Drodzy,

Nie odmawiam talentów artystom, krytykuję ich wykorzystanie.

Martin Creed nie jest konserwatystą w żadnym wypadku, przynajmniej tak wnioskuję z jego sztuki. Jego talent jest niezmierny, mam nadzieję, że zrozumie dlaczego odczuwa pustkę i ją wypełni.

anonim

Krytykancie, błagam, kiedy będzie o szu szu? ;-)

anonim

Proszę Cię Foko, skończ już z tym swoim oazowym kaznodziejstwem... :P wypełnianie pustki pana Creeda Bogiem jest już lekkim przegięciem.

foka

Uderz w stół a nożyce się odezwą..

anonim

Nie jestem nożycami? Jakie nożyce?

"zrozumie dlaczego odczuwa pustkę i ją wypełni" - zirytował mnie ten mały fragment Twojej wypowiedzi, który nie pasuje do dyskutowanego zagadnienia i trochę trąci spotkaniem oazowym lub sesją AA. Poprostu czasem wydaje mi się, że nie można wszystkiego sprowadzać do religijnych sentymentów.

Proszę więc w ten stół uderzać do woli, ale wtedy, kiedy jest to potrzebne. Nożyce przemówiły.

anonim

Bardzo sie ciesze ze sie rozpetala taka tu burza. Zaczyna sie rysowac we mnie, przez te dyskusje, opowiadanie sie po stronach, rozdzial tego co w sztuce jest wazne, a co nie.

Wyraze jeszcze, niestety schodzac na teren wyciagniety nie na temat przez F, moja krytyczna opinie krytyki pana Foki. Foka z postu na post staje sie dla mnie coraz bardziej uosobieniem tej retoryki, tego mieszania spraw wiary bez rozumienia w idiotyczny sposob we wszystko, manipulowania samemu bedac zmanipulowanym, ktora powoduje obecnie, że chrześcijaństwo katolickie w polskim wydaniu gnije z dnia na dzień.

Gdyby sie uwazniej przypatrzyl i pomyslal zamiast powtarzac slogany, zobaczylby, ze wiele z tego co sam nazywa lewactwem i liberalizmem chocby u Sasnala jest tym co mowi glowny bohater nowego testamentu, a pierwotne wspolnoty chrzescijanskie to komunistyczna utopia.

Oczywiscie nie wszystko jest takie proste, ale wkurza mnie juz, ze ten koles uwaza sie za jedynego wierzacego, niemal proroka jezusowego w tym tu oto gronie i zdaje mu sie ze w zwiazku z tym moze wygadywac takie bzdury w brudny sposob mieszajac w to wiare. Ja sobie tego osobiscie nie zycze.

anonim

Uprzedzajc możliwą ripostę pana F. podejrzewam, że najpierw porówna nas do Jerzego Urbana, a później pocieszy nas, że za jego pośrednictwem Pan Bóg odpuści nam nasze winy, albowiem jesteśmy ślepymi owieczkami. No ale tylko tak sobie zgaduję.

anonim

ja uważam natomiast ,że uwagi Foki są jak najbardziej na miejscu i pozwalają szerzej spojrzeć na problem.

foka

Drogi Anonimie,

Przyznaję, że nie jestem (jeszcze!) mistrzem pióra i często bywa, że się zapędzam w swoich wywodach, tak, że staję się niezrozumiały. Proszę zatem o wyrozumiałość.

Niemniej muszę przyznać, że porównywanie chrześcijaństwa do komunizmu to tania sztuczka. Łatwo zobaczyć różnicę pomiędzy tymi dwiema filozofiami np. wyobrażając sobie człowieka na bezludnej wyspie.

A propos porównania do Urbana, to dotyczyło to zupełnie innego aspektu, proszę wybaczyć, że tak nieprzyjazne się wydały wtedy moje słowa. W rzeczywistości cenię Krytykanta, jego działalność, i życzę Mu jak najlepiej. Faktycznie bliżej Mu do Irzykowskiego :-)

anonim

Człowiek na bezludnej wyspie zapewne stworzyłby sobie jakiś przedmiot kultu... Tak, aby wypełnić pustkę... ;)

Krytykant

bezludna wyspa to z pewnością miejsce, w którym 7 rodzajów sztuki współczesnej nie ma zbyt wielkiego znaczenia.

zapraszam więc do nowego wątku i dzięki za dysputę - choć widzę, że to ideologia/religia wywołuje większe, niż sztuka emocje. ;-)

pozdr

anonim

Hihi, wychodzi na to, że bedąc nowy na danym blogu, a chcać komentować lub odnosić się do czyichś komentarzy, trzeba pogodzić się z rolą reanimatora... ;)

Krytykancie szanowny, 7 punktów to tak szeroki wywód, iż mam wrażenie, może objąć każdy nowy trend, każdą postać artysty i niestety najważniejsze będą Pańskie gusta to jak Pan defińjuje niuanse na plus, czy nowatorskość.

Muszę przyznać, że najbardziej poruszył mnie wywód i dyskusja z "Foką", tak na plus jak i na minus... pozwolę sobie wrócić to cytatu użytego przez F.

"konserwatyzm(...) nie umie oddzielić światopogladu artysty, od jego dzieła(a taki kontekst istniał w każdej epoce)"

1. Pozwolę sobie zauważyć, bez urazy, iż Pan też to czyni, np. porównując Morandiego z Kossakiem, i w ogóle wtedy, kiedy odrzuca pan z miejsca iluzjonizm, czy różne próby wokół technik tradycyjnych, z miejsca, nawet nie próbując wnikać np. w wydźwięk ,treść obrazów i oceniając tylko z punktu widzenia ideologi i sposobów narracji sztuki współczesnej, tak jak pan określa jej granice/według mnie, nawiazania do sztuki tradycyjnej nigdy nie wygasły, nie było takiego momentu, by wszyscy twórcy danego czasu byli tylko za jednym trendem, a dziś gdy nadal funkcjonują hasła o wolności wyboru i konieczności liberalizmu w sztuce, niejako warunkujące możliwość istniania trendów awangardowych, nowatorskich czy po prostu w nowy sposób coś inerpretujących, pomijac niczego choćby się tego nie lubilo czy nie stosowało w praktyce, nie można, nie przecząc tym hasłom i liberalizmowi... bo to właśnie wszelkie konserwatyzmy np. akademicki z XIX wieku polegały na tym, by ignorować, krytykować i trywializować wszystko to, co było albo dawniejsze w założeniach - co próbowali negować prerafaelici choćby, albo to co inne(realizm, Courbeta choćby, też nie będący nowum całkowitym, bo sekularyzacja z jednej i iluzjonizm już nie formy, a treści z drugiej strony, sięgają sztuki gotyckiej... nie mówiąc o początkach impresjonizmu, czy sztuce np. Van Gogha, Cezannea...).

Neoklasycyzmy i neopostmodernizmy, neoawangardyzmy, to tylko neo style, wszystkie mają jakąś bazę z czegoś wyrastają, a stosując Pana ulubioną metaforę drzewa i gałęzi, bez pnia głównego i korzeni, nie ma także tych najnowszych wykwitów... a drzewo nie rośnie tylko w jednym kierunku, i o ile bardzo podoba mi się to porównanie wobec ogromnej różnorodności sztuki współczesnej, o tyle myślę że czyni pan błąd, dostrzegając tylko te gałęzie, które Panu odpowiadają... i w ten sposób jest pan także konserwatystą krytyki, tyle że Pana spojżenie obejmuje tylko to, co nie zbliża się do tradycji jak np. Morandi , Freud, czy Nowi/Dawni(tych ostatnich też nie lubię za bardzo, ale za treść).

2. Wiem że np. sekularyzacja sztuki, nie jest w najmniejszym stopniu odziena od ogólnej sekularyzacji społecznej, politycznej(u nas jeszcze nie, ale to u nas), kulturowej, niemaniej rozumując według tego jak Pan określa konserwatyzm, wydaje mi się, iż nie można czyjejś wypowiedzi podobnie jak i czyjejś sztuki, pozostawiać nieodzieloną całkiem od światopoglądu, który wyznaje i jej argumenty postrzegać jako niewystarczające, bo indywidualne, czy też nie - powszechne. To nie jest sposób liberalnej odpowiedzi, biorącej pod uwagę problem, a nie tylko światopogląd nie dopuszczający pewnych niedopowiedzeń i sprzeczności. F. też miał do nich prawo, jak i artyści nie muszą postępować jak się krytykowi podoba. Sekularyzacja innymi slowy, nie deprecjonuje światopoglądu osoby wierzącej wśród osób niewierzących, chyba że te posługują się językiem konserwatywnego bycia na nie.

Podobnie np., ze sztuką sakralną, a więc symboliczną, to że staje się niszowa, nie deprecjonuje jej jakości artystycznych, jak pan to często podkreśla, zwłaszcza że nie wszyscy wyznają światopogląd, że novum to jest to, a wtórność, choćby cząstkowa, jest be.

3. owszem utożsamniam nieco Konserwatyzm z pojęciami takimi jak brak tolerancji, czy, fundamentalizm, robię to świadomie ponieważ zazwyczaj łączy się to z współczesnymi wadami kościołów chrześcijańskich, czy innych, za to jakoś nie widzi się ich gdy dotyczą światopoglądów nie - religijnych... np. dotyczących sztuki.

4. Jeśli oddzielimy całkiem artystę i jego widzimisię od jego obrazu, to pamietajmy jeszcze by oddzielić swój światopogląd od obrazu... skoro istnieje wiele spojżeń na sztukę, to traktowanie swojego jako jedynego słusznego jest konserwatyzmem pierwszej wody i główną moim zdaniem przyczyną, rozdźwięku jaki istnieje między teorią a praktyką sztuki... ponieważ teoretycy chcieliby zazwyczaj, by ich osobiste przekonania były uznawane i utożsamiane z prawdą o obrazie, zaś by to co artysta ma do powiedzenia było, ewentualnie tylko kropką nad i. Moim zaś zdaniem, jeśli się całkiem oddzieli artystę od obrazu to po pierwsze nie wiadomo co chciał, i jak defińjuje swoją pracę, co jest oczywiście wygodne, ale.. niestety niedoskonałe, bo każdy krytyk ze swojego punktu widzenia może coś sobie tak lub inaczej oceniać... wszystko staje się kwestią gustu a wiadomo... "o gustach się nie dyskutuje"... więc i nie ma się co przejmować.

Nie działa to na rzecz krytyki i wagi jej opińji...

Co może być liberalizmem w krytyce? Nie brak regół, i wartościowania, ale branie pod uwagę tak artystę, jak i jego dzieło(co wielokrotnie o dziwo pana tu zajmuje - gdy chce pan powiedzieć co u kogo panu nie pasuje, względem tego co się o nich mówi), branie pod uwagę, także wszelkich teorii definicji sztuki, tredów, wpływów, skojazeń i zapożyczeń, ale i tego co i dlaczego jest nowe, a nie tylko tego np. że skoro jest coś zapożyczeniem z tradycyjnej techniki to już niczego nie może nowego wyrażać w treści, że nowa interpretacja musi być oderwana od tradycyjnego sposobu malowania - zwłaszcza jesli zechce zauważyć Pan że nie bardzo dziś można tylko tradycję sztuki zwanej dawną, traktować jako jakiś abstrakcyjny monolit, a i w gruncie rzeczy dziś nawet wiek XX jest tradycją...

Oczywiście najlepiej, gdy nowa treść lub treść nowo zinterpretowana(choćby względem chrześcijaństwa), przyobleczona zostaje w nową wariację środków formy... ale liberalizm powinien dopuszczać nade wsztystko to, że możemy się mylić, więc należy mówić i pisać przede wszystkim o tym, co umiemy rozpoznać, a stawiając ocenę pisać, że to z takiego punktu widzenia, że to zdanie krytyka a nie nowego boga sztuki, tak, wiem, Pan tak nie chce pisać, ale zdarza się Panu być strasznie autorytarnym, zatrzymując się na bardzo ogólnikowych stwierdzeniach.

Jeśli w czymś uraziłem, nie chciałem, ot kilka uwag artysty o innych niż pan zapatrywaniach, innych, nie oznacza przeciwnych...

anonim

I przepraszam za wylewność, ot taaaakaaaaa moja wada ;) , no i za "pana" na końcu, miał być "Pan" bo wolałbym być potraktowany jako konserwa w tym względzie ;)

Jam ten ostatni, po raz trzeci... , proszę, jeśli można, pominąć przedostatni akapit pierwszej z trzech ostatnich anonimowych wypowiedzi... tej z "bogiem sztuki", poniosło mnie, a nie chciałbym pisząc w przyszłości doprowadzać do kłutni, lub by miał Pan do mnie żal.