Potrzeba pamfletu

Banasiak
/
Karol Irzykowski

Dużo emocji wywołał post o modzelarstwie Igora Przybylskiego – emocji nie zawsze szlachetnego gatunku („Jakiś ten tekst bardzo emocjonalny, ma pan jakieś osobiste pretensje do autora obrazów?”). Ponadto po raz wtóry – rzecz do zaobserwowania choćby na forum Obiegu.pl – dyskusja o sztuce zbacza na tory personalne i instytucjonalne, co jest w istocie jednym i tym samym („sztuka to nie wchodzenie w tłusty kuratorski zadek wszelkimi możliwymi drogami”).


Można chyba powiedzieć, że żywiołowe reakcje na tekst o modzelarstwie były reakcjami na pamflet (a w istocie ostry felieton). To moim zdaniem znamienne – owa reakcja na tekst o temperaturze przewyższającej temperaturę urzędowej notki – i godne uwagi. „Bezlitosne”, „Tekst jest ostry, nie zostawia suchej nitki na Igorze” – stoi w komentarzach. Bezlitosne? Czy aby na pewno? Raczej łagodne i dobroduszne. Jednak dziś czytelnik rozpięty jest między krytyką akademicką (szerokie, drobiazgowe analizy), zamkniętą w niszowych portalach internetowych i papierowych kwartalnikach, a nudną, neutralną, zimną, bezpłciową pisaniną w prasie codziennej i cotygodniowej. Obowiązujący model jest następujący: artysta mówi, że lubi pociągi i w obrazach stara się przekazać coś magicznego. Krytyk pisze: artysta lubi pociągi i wydaje mi się, że w jego obrazach jest coś magicznego. Całkowity brak refleksji, namysłu i – chyba – po prostu chęci (nie śmiem twierdzić, że umiejętności). Krytykować? Ależ po co? Wszystko jest sztuką, ten, kto chce jest artystą, a my wszyscy jesteśmy częścią radosnego świata po brzegi nasączonego kreacją.


Dziś establishmentem – całkiem niedawno mówiono o nich „młodzi” – są osoby wielce zasłużone w wyjściu polskiej sztuki z ponurego cienia arte pole i przyległości. Jednak sukces tępi zmysły i rozleniwia. A w polskiej sztuce wiele się zmieniło. Są nowe pozytywy, ale i nowe wady. Weszliśmy do art worldu z wielkim impetem, jednak teraz już w nim jesteśmy i pozostaje zwykła, ciężka praca. Tymczasem krytyka śpi, a poletko zarasta. Dziś złą jest ta sztuka, która jeszcze w 1999 roku uchodziła za świeżą, a sprawcy przełomu zdają się tego faktu nie dostrzegać. Co roku przybywa nam około 450 potencjalnych artystów: 6 ASP (Warszawa, Kraków, Gdańsk, Katowice, Łódź, Poznań – jeśli o jakiejś zapomniałem, przepraszam), średnio po 25 osób na wydziałach malarstwa, grafiki i rzeźby. Pięć lat daje – zniżając – 2000 młodych adeptów sztuki. Przyjmijmy, że z tego 50 osób obytych jest z dyskursami sztuki współczesnej, że chce im się przebijać do mediów, zakładać pracownie w opuszczonych fabrykach – a już robi się z tego niezły zamęt.


Gdzie są zatem wykształceni w tym samym czasie krytycy? Wydaje się, że mężnie wspierają twórców w ich misji zapełniania świata epigońskimi projekcikami. Byle szablony na płótnie, byle tysięczna kopia Modzelewskiego czy Grupy Ładnie, byle wyszywanki różową nitką, byle dziełka podbudowane wyciągiem cytatów z klasyków współczesności – i młody krytyk jest w siódmym niebie. Właściwie jest jak twórca, bo to, co twórca – popiera. Bo jeśli ktoś twierdzi, że jest artystą, prezentuje pewien pomysł (koncept) i go realizuje, to należy mu przyklasnąć i odzwierciedlić jego założenia w recenzji – broń boże skonfrontować je ze sztuką minioną i własnym zdaniem. Z niewiadomej mi przyczyny wszystko, o czym pisze się w prasie jest co najmniej „interesujące” (okropne słowo w odniesieniu do sztuki), a zazwyczaj dobre; często znakomite. Zgadzam się, że nie samymi geniuszami i arcydziełami instytucje żyją. Ale krytyk? Wierszówkę dostaje jednakową za pean i pamflet. Więc to na niego spada cała wina: za brak wartościowania, ustalenia czytelnej hierarchii, wyznaczenia kierunków.


Należy więc ciąć, chlastać, ganić, oddzielać ziarno od plew, bo dziś byle banał staje się interesującym wydarzeniem artystycznym. Trzeba cucić młodych, a o starszych pisać bez jedwabnych rękawiczek. Krytyka, nazwę ją, „codzienna”, może być inteligentna, ostra, przystępna i merytoryczna. Zaś w wypadku artystów karykaturalnych nie ma co rzucać pereł przed wieprze i sadzić dogłębnych analiz – wystarczy wdzięczny pamflecik.

Komentarze (3)

tym

słusznie. zgadzam się w całej rozciągłości - więc komentarz krótki. chlastaj i tnij, krytykancie.

pozdr

anonim

Fajne! Bardzo gombrowiczowskie!

Krytykant

Wie Pan/Pani, jak mnie połechtać...