Portret artysty we wnętrzu

Banasiak
/
Jedna z sentencji-fraszek Edwarda Krasińskiego.

Chociaż pokaz w Bunkrze Sztuki zaczyna się od rekonstrukcji wystawy Edwarda Krasińskiego w Krzysztoforach, to faktycznym początkiem narracji jest raczej kilka surrealizujących obrazów artysty z lat ’50. Na drugim piętrze zamyka ją film zrealizowany przez Adama Szymczyka (pomysł) i Pawła Althamera (kamera) równo dekadę temu, w maju 1998 roku.


Zamieniam dom na twierdzę,

W której siedzę

I śmierdzę.


To przejmujący obraz. Odziany w szlafrok Krasiński sprawia wrażenie nieobecnego. Schorowany, kruchy, wydaje się, że ledwo siedzi przy stole. Popija, jak sam mówi, „wódeczkę” i w dość naturalistyczny sposób opisuje swoje dolegliwości.


Czytaj więcej na stronie Obieg.pl.

Komentarze (48)

Anonimowy

w temacie kRASIŃSKIEGO CHYBA JUŻ WSZYSTKO ZOSATAŁO POWIEDZIANE ,pamietam koferencję przy otwarciu studia Stażewskiego i Krasińskiego ..nuuda.trudno dodawać na siłe sensy których w tej sztuce nie ma ..jego działania proszą wręcz błagaja żeby tematu nie przegadać a tu wszystko w drugą stronę .jestem zawiedziony .:-(

Anonimowy

ale tak to jest jak marginalia wyciąga się przed światło kamer i robi sie wiwisekcję naturszczyka i dziecka w jednym

Krytykant

A1:

A to ciekawe, bo sądzę dokładnie to samo, a ostatnie co bym powiedział o swoim tekście to to, że jest za długi i imuptuje Krasińskiemu jakieś nadpisane treści :-)

pozdr

K

Piotrek

Coz, kazde slowo to o jedno za duzo ;)

Anonimowy

nie chodziło mi o Pana tekst tylko o tą nagonkę na Edwarda bo ja niewiem czy to studio Stażewskiego ma sens ,może to powinno umrzeć gdzieś z boku samo w sobie.konferencja była okropna,tu nie mam wątpliwości ale to w stylu Fgf i trzeba widzieć to przez odpowiedni pryzmat.sam Edward wspominał że to takie popłuczyny dadaizmu a dada jak wiadomo to nic innego jak afirmacja życia ,życia w opozycji do sztuczności .tyle że studio jest aktualnie sztuczne właśnie i wykonywane na nim w niedalekiej przyszłości figury akrobatyczne Fgf są dla mnie trochę niesmaczne.pamiętam taki krótki wywiad Mytkowskiej z artystą -to taki klucz do tej całej sytuacji jak dla mnie ,ona w swoją stronę on w swoją . a Pana tekst jest jaki jest ,nie bede tu o tym pisał bo niema co.cuż Edzio to był specyficzny człowiek ,fajnie czuł jego sztukę Kamoji który też jest rewelacyjnym artystą i Kamoji umiał o tym mówić tyle co trzeba ..

Krytykant

Hymmm... Dla mnie Edward Krasiński to nie "Edzio", a Edward Krasiński, więc nie mogę odpowiedzieć. Dodam tylko, że IA - pewna wariacja n.t. instytucji bądź co bądź muzealnej - uważam za potrzebny, potencjalnie twórczy i świetnie zrobiony. Lepiej, że jest, niż odwrotnie. Nie podejmę równiez wątku "niesmacznych figur FGF". IA i wystawa w Bunkrze, także rynkowa obecnośc EK - świetnie, że są. Gdyby każda galeria prywatna zrobiła to samo z jakąś zapoznaną osobowością polskiej sztuki, byłoby chyba dobrze, prawda?

Anonimowy

gdyby każda galeria robiła tak ze swoimi artystami to może takiej dyproporcji by nie było..no a Edzio to Edzio bo niby kto inny ?!

Anonimowy

no Krasiński to nie był zapomniany, sorry...

ewka

A mnie się tekst podoba. Nie wiem czy tak powinna wyglądać recenzja, ale w tym wypadku taki skromny hołdzik...na miejscu chyba.

Anonimowy

Zdarza się, że prywatne galerie przypominają to, co instytucje z przymiotnikiem narodowa w nazwie omijają łukiem. Np Galeria Browarna w Łowiczu, od lat walcząca o należne miejsce w polskiej sztuce dla Jacka Sienickiego. Odbyły się tam trzy wystawy po kilkaset(!) obiektów każda, wsparte potężnymi katalogami i albumami. Ale kto o tym chciałby wiedzieć? Na razie niewielu, bo u Sienickiego (i innych) w odróżnieniu od Krasińskiego(i innych) o dzieła chodzi, a nie o intencje.

Anonimowy

c.d. ... bo u Sienickiego w odróżnieniu od Krasińskiego o dzieła idzie a nie o intencje.

Anonimowy

Bardzo interesujący wpis...

Anonimowy

Tym bardziej, ze golnął bym ŁOWICKIE

Anonimowy

siennicki dobry był !

Bezan

Kilka średnio dowcipnych cytatów plus parę mb blue scotch, to jakby ciut przymało jak na kilka dekad aktywności, nazwijmy to, twórczej. Co zaś do intencji, to T. Baird kiedyś zauważył, że mnóstwo osób ma mnóstwo ciekawych treści i intencji do przekazania, ale tylko artysta dysponuje możliwością wyartykułowania ich w sensownej formie, której dopiero niebanalny wyraz jest żródłem przeżycia . Przy takim, chyba niegłupim założeniu, większość obecnie lansowanych nie wiem jak lotnych intencji w lichej albo zgoła bez formy, to artystyczny chłam, mniej więcej tak interesujący jak stojąca "woda w miednicy" (cytat z innego publicysty).

Anonimowy

Ktoś powyżej czyta w moich myślach

Anonimowy

Wszyscy chcą jakiegoś zawsze Sasnala, żeby rynki podbijał i żeby młody był, fajny i świeży, a tu taki dorobek nasza polska sztuka ma jeszcze z czasów, kiedy pozornie niemożliwą była wolna ekspresja twórcza. Czemu nie można traktować naszego polskiego dorobku jako całości, tylko tak na ciągle na te dekady dzielić i rankingi robić jakby to jakieś skoki narciarskie były, hę?

Bezan

Otóż to. Każdy rozumie, że jest pewien rytm ewolucji w języku, estetyce, ale przecież pewne wartości są stałe. A tu, wszystkie siły i środki instytucji sztuki, krytyki etc wycelowane w nowości, a zwłaszcza takie , które zaanektowała zagranica (oczywiście najlepiej zachodnia). Wiem, że ten Sasnal (już jako hasło) uszami wychodzi, ale jego jakość malarska (nad którą unosił się także autor tej strony P. Banasiak) to przy np jakości malarskiej Sienickiego to śmiech na sali. Tymczasem Sienickiego nie ma nigdzie, kompletnie poza polem gry, a tego drugiego na S. odmienia się przez wszystkie możliwe przypadki. Na jakości malarskie Krasińskiego spuśćmy zasłonę milczenia

ewka

Nie rozumiem co ma Sienicki do Krasińskiego, ale jak na moje oko, używając języka przedmówcy, lepsze intencje bez "dzieł", niż "dzieła" bez intencji.

Bezan

Sienicki (i kilku innych kapitalnych twórców polskich) ma tyle "tylko" do Krasińskiego, że jest jaskrawym przykładem marginalizowania przez polskie instytucje sztuki i krytykę genialnej twórczości (bo nie z ich "stajni"), a wynoszenia na ołtarze pospolitej miernoty porównywalnej poziomem z tym niebieskim suwakiem, który widać obok na ekranie. Zapomniano -drobnostka- że treść i intencje w sztukach wizualnych rodzą się z formy, a odwrotnie, to tylko we wszelkiej maści amatorszczyźnie

Wiaderny

Czy jeśli treść i intencje rodzą się z formy, to amatorszczyzną będzie każda proba takiego wyboru środków wypowiedzi, które będą najbardziej adekwatne do TEGO co się CHCE powiedzieć?

Anonimowy

Czy ja dobrze rozumiem? Dla nie-kol. Bezana Krasiński to "pospolita miernota" ?

Anonimowy

Nie chodzi o tyle o intencję, ile o drogę, którą przebył ten, kto tą intencję realizuje. Na dobre intencje trzeba ciężko pracować ;)

Anonimowy

Dlaczego ludzie wrogo podchodzą do tego, czego nie mogą pojąć? Jedni się boją, drudzy się śmieją, tylko dlatego że nie rozumieją.

ewka

Treść i intencje nie rodzą się z formy. Rzemiosło to jedno, a intelekt drugie. Czego Panu życzę, Panie Bezan.

Bezan

Językiem intencji w sztukach wizualnych jest forma plastyczna. Kształt wizualny tej formy implikuje rangę generowanych treści. Najciekawsze treści mówione nie przełożą się wprost na treści np namalowane. (Aż wstyd przytaczać Witkiewicza-ojca o dobrze namalowanej głowie kapusty i źle namalowanej głowie Chrystusa). Jeżeli ktoś mówi mi np.o Holokauście (napisany na kartce tytuł) a obok widzę ilustrację tego tytułu w postaci paru krzyżyjących się czarnych kresek na białej ceracie zagruntowanego płótna (uproszczenie uproszczenia czyli komiksu), albo ktoś inny życiową filozofię wykłada klejąc niekończące się metry niebieskiego skotcha na wysokości lamperii, to nie bardzo chce im się wierzyć. Łatwizna decyzji plastycznej wobec niemiłosiernej komplikacji desygnatu z góry kompromituje ten stosunek. Dlatego uważam, że Krasiński to nie pospolita miernota (bo mówi rzeczy dość ciekawe) ale plastyczna miernota (bo maluje i klei potworną NUDĘ). Do Wiadernego: Adekwatność jak do co, powinna być wynikiem a nie tezą. Bo teza to rutyna i pies Pawłowa, a wynik to teza + najważniejsze czyli dodatki (np. nieprzewidywalny i zaanektowany przypadek). Krasiński w słownych komentarzach jest "luźna guma", a w scotchu hard edge. Jak to się ma do siebie, dowiem się chyba "po wódeczce"

Anonimowy

trochę rece opadają w obliczu poglądów Pana Bezana, ale jednak:

1) owszem - aż wstyd przytaczać bonmoty Witkiewicza seniora w odniesieniu do twórczości o kilkadziesiąt lat późniejszej. Polacam Panu na własny użytek przeprowadzić operację myślową i skonfrontować Sienickiego z kanonem sztuki egipskiej (będzie to miało tyle samo sensu co proponowany przez Pana tok myślenia)

2) jeżeli nie bardzo chce się Panu wierzyć, prosze nie wierzyć, tylko chodzić na wystawy "prawdziwego malarstwa". Jednak jezeli jakoś tak się dziwnie składa, że nikomu, kto rzeczywiściwe zna się na tym specyficznym konstrukcie, jakim jest sztuka, nie przychodzi do głowy podważanie znaczenia Krasińskiego, to warto byłoby rónież ten fakt przemyśleć. Używając starego powiedzonka - "gdy dwóch ci mówi, żeś pijany, to idź do domu" - a konkretniej - do biblioteki. Nie mówię tego ze złośliwości, wręcz przeciwnie, po przyjacielsku doradzam gruntowne dokształcenie. Wtedy, gdy po zdobyciu stosownej wiedzy okaże się, że artworldem nie rządzą wszechmocne spiski i masońskie koterie, świat stanie się dużo piękniejszy, żółć wytrąci się z krwioobiegu i generalnie zrobi się Panu lżej na sercu.

Wiaderny

Raczysz sie Pan Panie Bezan wypowiadać jakby teza +plus świadomy wybór środków wypowiedzi (technik, mediów czy co tam jeszcze) automatycznie oznaczały rutynę, oraz eliminowały twórcze napięcie i przypadek. Myślałem, że mowa o działalności artystycznej. Przestrzeń w której rozgrywa się akt twórczy zawsze będzie niewiadomą. To tak jak z wyprawą w góry. Nigdy nie mozna być pewnym warunków które napotkamy, Nie oznacza to jednak, że oprócz umiejętności wspinaczki i dobrej jakości sprzętu (warsztat+zdolności nazwijmy je niedoskonale manualne) nie należy zapoznać się z MAPĄ oraz ZAPLANOWAĆ jakąś trasę. (Praca intelektualna+ wrażliwość+ REFLEKSJA) To co zdarzy się pomiędzy początkiem, a końcem to juz zupełnie inna opowieść. Do zobaczenia przy wódeczce w schronisku. CHoć by trzymać się dalej porównania, artysta powinien omijać schroniska.

Bezan

1. Sienicki z kanonem sztuki egipskiej? A dlaczego nie, "lekcja jest ta sama, do końca życia" (Samborski).

2. A kto się zna na tym specyficznym konstrukcie jakim jest sztuka? Przywara? Wolę zaletę. Paru z zaletami znalazłem w bibliotece ... własnej, sorry za nieskromność, kilkanaście tysięcy woluminów. Stropy pękają.

3. Co mam przemyśleć, toć jest oczywiste, że tym, którzy nadają znaczenie Krasińskiemu, do głowy nie przyjdzie je podważać. Zwłaszcza, że "przy radziwiłłowskiej i moja fortuna urosnąć może" Więcej, podejrzewam nawet, że Przywara z Althammerem i Żmijewskim jak się rozpędzą w miłości do Krasińskiego, obejdą się bez Krasińskiego na tarasie Instytutu Awangardy.

Anonimowy

Czasem człowiek, który nie przeczytał w życiu jednej książki może być mądrzejszy od kogoś, komu pękają stropy w bibliotece, a ktoś, kto podróżuje po najdalszych zakątkach świata może okazać się większym patałachem niż ten, kto nigdy nie opuścil swojego małego pomieszczenia. Wierzyć się nie chce, że wciąż istnieją ludzie, którzy negują dzieła sztuki tylko dlatego, że nie są one warstwą zawerniksowanej farby olejnej pokrywającej kawałek szmaty.

Bezan

Tak naprawdę, to mi wisi ta taśma Krasińskiego kalafiorem. Dobrze wiem, że scenę (w tym momencie) zdominowali tacy, co to zaraz zrobią z niej wzorzec z Lourdes (pod Paryżem). Te wpisy tutaj nic nie zmienią oprócz tego, że do GTW w obecnym artworldzie -być może- dotrze, że są jeszcze tacy co nie dostają orgazmu na widok smurfnego paska i przy najbliższej sposobności, z rozkoszą wypieprzą te śmieci z galerii a ich miłośników z dotowanych posad.

Anonimowy

wzorzec to chyba z Sevres ;) do biblioteki!!!

Anonimowy

Że są tacy, którzy nie rozumieją sztuki współczesnej to wiadomo. Np sporo ich kręci się po redakcji tygodnika "Wprost" ;) Nawiązuje do tego nieprzypadkowo, bo w wypowiedzi Bezana powraca stara śpiewka (wciąż niestety podsycana np. przez ww. pismo): dotowane posady, publiczne pieniądze, za moje pieniądze, za pieniądze podatników itd. Zaproponuję tu pewną metaforę: Pan Bezan zachowuje się jak ktoś kto przyszedł na uniwersytecki wykład - albo lepiej - naukową konferencję - poświęconą fizyce jądrowej, i wścieka się że nic nie rozumie, wyśmiewa i obraża naukowców, a na koniec oburza się że "takie bzdury" finansuje sie z publicznych pieniędzy. Naprawdę, dobrze radzę, proszę się kształcić, póki nie jest za późno, inaczej będzie Pan zgorzkniałym starcem pomstującym na niesprawiedliwy i rządzony układami świat.

Anonimowy

Co do bystrości apologetów niebieskiego paska nie mam złudzeń, nawet z rozpoznaniem dowcipu z Lourdes (choć podpowiedziałem dopiskiem "pod Paryżem") są -jak widać- kłopoty. Najpierw adwersarza wysyłają do biblioteki, a jak się okazuje, że bibliotekę ma pod ręką, to oświadczają, że "ktoś, kto nie przeczytał jednej książki może być mądrzejszy" etc.. Ja wiem, że miłośnicy Krasińskiego- jądrowego fizyka polskiej sztuki są już w XXII wieku albo i dalej, a reszta zacofańców, w tym moja skromna osoba jeszcze na zadupiu przy starych nudziarzach: Giacomettim, Iseli, Burrim, De Staelu, Tapiesie, Millaresie, Feito, Scotcie, Baconie, Auerbachu, itd itd. Toteż, gdy obserwuję panoszącą się po galeriach dukaninę w rodzaju Krasińskiego marzy mi się, by do plastyki zawitała wreszcie taka bariera rzemiosła jaka obowiązuje np. w pianistyce. Odsiew byłby natychmiastowy. Ta cała "gra w nic" przy linijce przestałaby wreszcie zawracać głowę. A gdyby jeszcze do tego odseparować od łatwej forsy i poobcinać różnym Z...UJom, obraz rzeczywistego zainteresowania Krasińskim byłby nieco ostrzejszy. W ogólności jestem jednak dobrej myśli. Pozostając przy porównaniach z dziedziny fizyki (jak proponuje Anonimowy), będąc przy kasie można z łatwością spowodować, że nawet w lecie, na ograniczonym obszarze woda będzie zamarzać. Na jakiś czas wymusić coś sztucznego na naturze. Nie zmieni to faktu, że bez kasy woda i tak będzie zamarzać zimą. I to powszechnie.

Bezan

Sorka, zapomniałem podpisać

Anonimowy

"Sorka", nie mam już siły. Niech Pan dalej walczy.

t. kozak

Z pewną przychylnością patrzę, jak próbuje Pan kontestować stadne myślenie. Zabawne są przy tym (a także niepokojące) reakcje tych adwersarzy, którzy przywołują specyficznie pojęty "zmysł pospolity", mówiąc: "jeżeli WSZYSCY cenią Krasińskiego, to i Bezan musi go cenić".

Z jednej strony mamy więc vox populi, który jest - dosadnie rzecz ujmując - głosem trzody, z drugiej zaś - samotnego kontestatora. Figura tego drugiego budzi we mnie pewną sympatię, a jednak jest równie problematyczna, jak głos ludu. Dlaczego? Otóż dlatego, że ów kontestator posługuje sie także językiem - by tak rzec - "ludowym". A każdym razie - potocznym. Mam wrażenie, że Bezan - nie do końca chyba świadomie - uaktywnia potoczną, a przy tym populistyczną retorykę, krytykując aktualną sytuację we współczesnej sztuce.

Posługuje się Pan bowiem kategorią "rzemiosła". Ale czym jest według Pana owo (jak rozumiem - "dobre") "rzemiosło"? Tego Pan nie precyzuje - a szkoda.

Wpada Pan natomiast w pułapkę uproszczonych antynomii - np. Krasiński kontra Bacon. Co ma jednak piernik do wiatraka? Na tej zasadzie można by zderzyć Bacona z Velasquezem i stwierdzić, że ten drugi dysponuje lepszym rzemiosłem od pierwszego. W kontekście rozmowy o (neo)awangardzie pojęcie "rzemiosła" wydaje się dość problematyczne - choćby ze względu na (w najlepszym razie dwuznaczny) stosunek artystów takich, jak np. Krasiński do produkcji arte faktów. Być może lepszym terminem - niejako bardziej "nowoczesnym" :-) - byłaby "technika".

Przypomina mi sie w tym momencie interesująca definicja dobrej techniki, sformułowana (nie pamiętam gdzie) przez Witkacego. Otóż twierdził on, że artysta dysponuje dobrą techniką wtedy, gdy jego umiejętności pozwalają mu w satysfakcjionujący sposób ująć formalnie to, co ów artysta pragnie wyrazić. Innymi słowy, nie istnieje "wzorzec z Lourdes" tzw. "dobrej" techniki. "Dobry" technicznie może być bowiem zarówno pompier, jak i puentylista - wszystko zależy od paradygmatycznych założeń, z zastrzeżeniem jednak, że nie istnieje JEDEN paradygmat, który pozwoliłby zweryfikować WSZYSTKIE techniki, albo CAŁE rzemiosło. Wobec tego weryfikowanie Krasińskiego przy pomocy kryteriów użytecznych w przypadku np. Tapiesa, wydaje się niedorzecznością. Podobnie, jak niegdyś niedorzecznością było np. weryfikowanie van gogha przy pomocy kryteriów wypracowanych przez sztukę akademicką...

t.kozak

Jeszcze odnośnie postulowanej przez Pana "bariery rzemiosła". Jest to postulat śmieszny, a zarazem groźny - jak wszystkie zresztą represyjno-konserwatywne lekartswa na bolączki skomercjalizowanej demokracji. Kto bowiem miałby ową barierę wyznaczać. Demos? Czy autorytety? Szczerze mówiąc, wolałbym nie obciążać ludu takimi obowiązkami. A jeśli autorytety, to kto? Rada Starców czy Komitet Młodych Kuratorów? Jacek Sienicki czy Andrzej Przywara? I tak źle, i tak niedobrze...

Zamiast "barier" proponowałbym raczej precyzyjne KRYTERIA. Te zaś wypracować możemy wspólnie - pisząc swoje własne programy i werfikując je w publicznych dyskusjach etc.

Myślę, że taki pozytywno-kolektywny postulat ma pewien sens - wiekszy chyba, niż Pański "barieryzm", który potencjalnie jest tylko represyjną odwrotnością tego systemu wykluczeń, jakim dla Pana jest współczesny świat sztuki. Amen.

Bezan

Dziwi mnie P.Tomku, że Pan, dając dowody dużej sprawności języka i reflaksji z jednej strony, jakby udawał -z drugiej, że nie wie o co mi chodzi. I zamiast klarować zawiłą materię rozumienia, jeszczeby Pan chciał "nakołować, naćpać" -jak mawiał Wańkowicz. A tymczasem wprowadziłem -niechętnie- pojęcie bariery rzemiosła, nie dlatego, że na niej się wszystko kończy, tylko że od niej się wszystko zaczyna. Malewicz ośmielił to towarzystwo upraszczaczy, więc od jakiegoś czasu, ostatnio już całkiem otwarcie, wmawia się ludziom, że można mówić Eliotem używając składowych typu "wlazł kotek i siedzi na żerdzi". Tymczasem po to jest, rzekomo anachroniczne, studium martwej natury w Akademii, żeby już na wstępie wylazła prosta prawda: jak ktoś nie potrafi ustosunkować nieskomplikowanych form szklanki do spodka, to niech się nie rwie do ustosunkowywania systemów filozoficznych. To jest właśnie kliniczny przypadek Krasińskiego - ofiary trwającego latami rozluźniania kryteriów. Toteż żadna Rada Starców, lud ani -zwłaszcza- Komitet Młodych Kuratorów. Kryteria dawno zostały ustalone, we wszystkich dziedzinach aktywności człowieka, w tym w sztuce. Różnica polega tylko na tym, że nieprzestrzeganie kryteriów i niezadośćuczynianie rzemiosłu  w sztuce, ma mniej dramatyczne niż w innych dziedzinach konsekwencje. Spieprzenie techniczne kolejki linowej niesie za sobą śmierć i kalectwo, spieprzenie obrazu to jednak nie to samo. Velasquez różni się od Bacona wyrazem ale nie szacunkiem do rzemiosła i kryteriów. Obaj znają: celowe kadrowanie(ucinam bo kieruje na coś uwagę, a nie ucinam -bo się "nie zmieściło"), kontrast temperaturowy (odpowiednik muzycznej opozycji Dur- moll), proporcje obiektu (jeden stosuje weryzm odwzorowania, drugi owzorowuje bez literalnego opisu), równowagę układu(lżejszy kontrast kolorystyczny równoważony mocnym kontrastem walorowym) etc. etc. Obaj stosują te i plejadę innych elementów technicznych, ale na nich nie kończą. Do tego CO stosują, dochodzi JAK stosują. Np Portret można "pitolić" włos po włosku, a można załatwić jednym, celnym sumarycznym gestem, zachowując wszystkie przymioty realnie istniejącego desygnatu. Jedna i druga metoda, to jednak nie to samo. (Często słyszę i widzę, że ktoś "celowo" uprościł miastrza, a jakoś nie słyszałem, żeby ktoś "celowo" go skomplikował, zachowując wyjściowe trudności) Co jest trudniejsze jest rzadsze, a co rzadsze to zwykle cenniejsze. Nie finansowo, ale "pojemnościowo". Moja niezgoda na Krasińskiego nie polega na nieadekwatności jego wyrazu do "moich ulubionych", tylko na tym, że ta dukanina przy linijce, która (mimo geometrycznej zmyłki) nie uporała się jeszcze z problemem wspomnianej szklanki i spodka, traktowana jest z zadęciem na skalę Velasqueza, bo tak chciał jakiś gość, który, z różnych -najczęściej pozaartystycznych- względów jest aktualnie na topie.

Stach Szabłowski

To do pewnego stopnia na pewno też. Ale głównie dlatego, że krytycy, którzy postanowili go wspierać zauważyli, że jego sztuka ma bardzo duży potencjał, jest nośna, ciekawa, ale...

Bezan

W czym się ten potencjał wyraża?

t.kozak

Ja rozumiem, ze wobec frustrujacego braku NIEPODWAŻALNYCH kryteriów, oraz w obliczu wzajemnie wykluczających sie, a przy tym równosilnych paradygmatów, Pan marzy o czymś w rodzaju 5-procentowego progu przy wejściu do sejmu. Bo według mnie takie właśnie marzenie kryje się za pańskim postulatem "bariery rzemiosła". Koniec końców chodzi o jakiś rodzaj sita, które odsiałoby zaiarna od plew. Mam jednak wrażenie, że Pan nie tylko postuluje konieczność wprowadzenia jakiejś selekcyjnej metododologii, ale przyznaje wyłączność tym metodom weryfikacyjnym, które są w swej istocie akademickie i konserwatywne - taką bowiem metodą jest metoda "szklanki i spodka". Taka metoda może i byłaby słuszna, gdyby (po)nowoczeność była obszarem sztuk "pięknych" - zdeterminowanych przez imeperatyw mimesis. Ponowoczesnośc jednak, lub jak chcą niektórzy - późna nowoczesność, jest obszarem "sztuki-już-nie-pięknej", jak pisze Marquqrd. Sztuki, która nie jest zdeterminowana pragnieniem naśladownictwa i kontemplacji.

Trzeba także pamiętać - a Pan zdaje się tego nie zauważać - że rozwój fotograficznych technik reprodukcji sprawia, iż doskonalenie mimetycznych technik "szklanki i spodka" przestaje mieć w sztukach pięknych rację bytu jako probierz wirtuozerii lub choćby rzemiosła (zachowuje tę rację jako próba ironicznej gry z ideą przedstawienia jako takiego - i to tylko w przypadku hiperrealizmu).

W tym kontekście budowanie "bariery rzemiosła" w oparciu o klasyczne akademickiej procedury - takie, jak np. studium postaci lub martwa anatura (do tego w istocie sprowadza sią Pański postulat) jest działaniem, które eufemistycznie określiłbym jako nader problematyczne.

Proszę pamietać, że jeśli chce Pan badać "proporcje obiektu" albo "kontrast tempraturowy" to może Pan robić to zarówno w obrębię XIX-wiecznego modelu akademickiego, jak i np. przy pomocy metod mniej orodoksyjnych - np. Bauhausowskich. Proszę także zerknąć do programów propedeutycznych zaprojektowanych przez np. Hansena, a kontynuowanych przez Kowalskiego.

No właśnie - skoro juz jesteśmy przy Hansenie i Kowalskim, to znajdujemy się w "FGF-owych" rejonach - do pewnego stopnia (podkreślam: do pewnego stopnia) sąsiadujących z Krasińskim - z ideą otwartych, nieustannie ewoluujących struktur - tak artystycznych, jak pedagogicznych. Wolałbym, żeby spróbował Pan zaatakować Krasińskiego na jego własnym terytorium,; żeby rozliczył go Pan z adekwatności jego prac wobec założeń, które on sam sformułował, a nie z tego, że jako artysta nie mieści się w polu zakreślonym przez malarstwo - dajmy na to - Sienickiego.

p.s. Ciekaw jestem, czy Pańskim zdaniem Innocenty III Bacona "uprościł" czy "skomplikował" Velasqueza? Ja zaryzykowałbym twierdzenia, że z punktu widzenia tzw. "wartości malarskich" - znacznei jednak "uprościł" :-) (zaznaczam, że dla mnie owo "uproszczenie" nie jest kategorią wartościującą)

Stach Szabłowski

Przyjmuję domniemanie niewinności artysty – czyli w punkcie wyjścia zakładam, że artysta ma dla nas pewną propozycję, przygotował ją w dobrej wierze, najlepiej jak umiał. Jestem ciekawy co to jest, bo bardziej interesuje mnie sztuka, niż moja wobec niej pozycja. I rzeczywiście staram się patrzeć pozytywnie, czyli zauważać co się artyście udało – w pierwszej kolejności szukam tego, co w pracach jest, a nie czego w nich brakuje. Uwaga, którą poświęcam propozycjom artystów nie ma nic wspólnego z wartościowaniem, tylko z elementarnym szacunkiem.

Bezan

Postawa P. Szabłowskiego deklaratywnie jest b. szlachetna. Ale zdaje sobie Pan P. Stachu sprawę, że w wyniku pańskiej działalności krytycznej (a nie chcę jej tu krytykować, raczej streścić) jedni artyści mają do przodu, a inni nie istnieją. Gdyby układ w polskiej sztuce zależał tylko od Pana, walory malarstwa wspomnianego Sienickiego (nieszczęśliwie go przywołałem i to może być pocałunek śmierci) dawno leżałyby na śmietniku. A to był za poważny gość, żeby w imię jakiegoś amatora, tylko dlatego, że spodobał się in Carlier & Gebauer oder Johnen Galerie, go skreślać. Co do P. Tomka Kozaka, odpowiem, że tak jak temat w sztuce nie jest żadną wartością, tak nie jest wartością adekwatność realizacji dzieła wobec poczynionych przez autora założeń. W telewizorze np. założyli sobie, że interesuje ich oglądalność, więc lecą Dodą i czymś w tym guście. Realizacja owszem, adekwatna jest do założenia, ale w efekcie otrzymujemy bzdeta. Otóż pytania powinny być trzy: 1. co artysta chciał powiedzieć, 2. czy to co chciał powiedzieć powiedział, i trzecie - najważniejsze: czy to co powiedział warte było powiedzenia. Dla mnie właśnie, to co powiedział Krasiński w swojej sztuce to na tle jego poprzedników nie tylko geometrycznej maści, nie warte było powiedzenia. Tylko tyle. Dodam, że trochę mnie Pan rozczarowuje wnioskami z mojego przykładu szklanki i spodka. W ogóle mi nie chodzi o propagowanie jakiegoś modelu studiowania akademickiego, tylko o pierwszy z brzegu test gradacji możliwości wykonawczo intelektualnych adepta: nie radzi sobie z elementarzem, tym bardziej nie poradzi sobie z zadaniem wyższego stopnia komplikacji. To są oczywiście wszystko trudne sprawy, a nikt tu nie będzie pisał epopei. Zwłaszcza jak się ma świadomość istnienia zdania Cybisa: "Jeżeliś raz trafił, sto razy chybiłeś. A wiesz żeś trafił, tylko z zadowolenia, które cię tyle razy oszukało".

Stach Szabłowski

Idąc na wystawę, nie szukam „produktu” skrojonego na miarę moich potrzeb i oczekiwań. Nie szukam „jakości”, tylko chcę posłuchać osobistej wypowiedzi innego człowieka. Staram się być otwarty na propozycję ze strony artysty; jeżeli czegoś z jego strony oczekuję, to niespodzianki. Albo inaczej: oczekuję niespełnienia moich oczekiwań. Po prostu staram się nie mieć oczekiwań a priori wobec artysty.

Bezan

Jeżeli od artysty nie oczekuje Pan jakości (a więc forma jego wypowiedzi jest Panu obojętna) tylko interesują Pana treści, które Pan chce zrozumieć, to po co Pan szuka treści w wypowiedziach artystów?

Anonimowy

http://gpkt.wordpress.com/2008/06/22/wernisaz-macieja-waszkiewicza-w-mleczarni/

Analfabeta

Adekwatność x2

*dobieramy narzędzia adekwatne do zadania. Nóż do krojenia. To złożenie wstępne, jeśli chcemy pokroić chleb na kromki.

*rezultat musi być spójny, warsztat adekwatny do treści/idei/tematu. Chleb szarpiemy na kawałki, jeśli chcemy powiedzieć coś przy pomocy chleba.

Krasiński. Za mało wiem, żeby coś mówić, ale jako obserwator stwierdzam, że relacje są zaburzone. Brak symetrii. Zachód orzekła, że X, Y, Z więc X, Y, Z .

"Wszyscy chcą jakiegoś zawsze Sasnala, żeby rynki podbijał i żeby młody był, fajny i świeży, a tu taki dorobek nasza polska sztuka ma jeszcze z czasów, kiedy pozornie niemożliwą była wolna ekspresja twórcza. " to Bezan i to prawda.

Za mało znam Sienickiego (ja malarz z prowincji) żeby mówić, ale np. Markowski i wielu, wielu innych.

Rzemiosło. Warsztat. Chodzi zwyczajnie o to by umieć posługiwać się środkami, które w danej dziedzinie obowiązują. (narty na stok, smary do nart), a potem jeszcze mieć technikę, która pozwoli dobrze i daleko skoczyć, adekwatnie do formy i warunków atmosferycznych.

Współczesna plastyka zwalnia artystę z wykazania się tymi postawowymi umiejętnościami. Każdemu pozwala skakać, a skoki oceniają kompetentni znawcy, którzy "oczekują niespodzianki". Artyści o tym wiedzą i ćwiczą nie "jakość", (to zbyt kosztowne i przewidywalne jak malarstwo), lecz suspens i miny. I zaskakują widza. Nie jest celem sztuki (i artysty) zaskakiwać.

Artyści pomagają nam poznawać siebie.

Krasiński. Znam. Foksal lat temu wiele, moja pierwsza wizyta. "Gdzie tu jest ta wystawa" myślę? Jakaś dziura w ścianie i niebieski skocz. Jak pasek na lamperiach, taki sam jak ten, który malował mój tata (a robił to dobrze). Przed galerią lista nazwisk. Wielcy i wtedy Nieznani na prowincji. Z tej wystawy dowiedziałem się, że w stolicy jestem analfabetą. Nie uwierzyłem i robiłem swoje. Dziś wiem na pewno, jestem analfabetą. Stolica wyznaczyła mi taką rolę. Moje obrazy to śmieci, bo polskie, bo malarstwo umarło. Tak mówią na Zachodzie.