Porażki są istotne | Rozmowa z Sebastianem Cichockim

Banasiak
/
Wykład Fanni Fetzer w Kronice, w ramach programu rezydencyjnego „Live, Survive & Create!”, 2007. Fot. Sebastian Cichocki.
Yane Calovski & Hristina Ivanoska – plakat z cyklu „Oskar Hansen’s Musem of Modern Art”, 2007.
Andrzej Tobis, z cyklu „A-Z (Gabloty edukacyjne)”.

Chciałbym zapytać o trop to sztuka dla sztuki?


To jest nieprawdziwy dylemat: czy zaprzęgać sztukę w cugle społecznej użyteczności, czy też pozwalać sobie na efemeryczne, konceptualne gry? Czy wybrać sztukę dla sztuki czy też sztukę w służbie życia, „otwartą” społecznie, a więc w jakiś sposób zbudowaną na kompromisie? Dla mnie takie rozróżnienia nie ma większego sensu. Wierzę, że owe konceptualne gry mają swoją siłę – i że są one ściśle związane z tym co zwykło się nazywać „prawdziwym życiem”. Sztuka konceptualna była przecież pochodną zmian ekonomicznych w Europie i Stanach Zjednoczonych, wpisała się w produkcyjne paradygmaty, towarzyszyła wyniesieniu na piedestał wysiłku intelektualnego, informatyzacji i rozwojowi sektora usług. Kontynuując pewne tradycje konceptualne operujemy nieraz na granicy widzialności, ale to nie oznacza wcale, że oddziaływanie musi być ograniczone do garstki wyselekcjonowanych, elitarnych widzów. Może podam jakiś konkretny przykład. Mimo, że nie wydaje się opasłych albumów ze zdjęciami prac Tino Seghala, że nie są one dokumentowane, sprowadzając się do prostych zdarzeń pomiędzy widzem a tzw. aktorami, żyją one na jako przekazywane ustnie opowieści. Mutują i zmieniają się, „podróżując” jako plotka, prowokując do kłótni o posiadaniu tego co niematerialne, lub też dywagacji na temat kwestii transportu i konserwacji tego czego nie ma. Albo Santiago Sierra czy Francis Alÿs. Znamy jakąś opowieść, może czasem oglądamy niewielkie zdjęcie opatrzone lakonicznym opisem… i to nam musi wystarczyć. Ktoś przesunął górę piaskową pod Limą, ktoś inny bez świadków wypełnił dziurę w Korei Północnej… Fascynują mnie takie działania, siła narracji, tworzenie mitów, ten konceptualny wirus gnieżdżący się daleko od murów instytucji. I prawdopodobnie w moim przypadku takie fascynacje mają wpływ na codzienną praktykę kuratorską.


Podczas wystawy „Manual CC”, myślę, że bardzo udanego projektu stworzonego przez kuratorski team ze Studiów Kuratorskich UJ, Stanisław Dróżdż podyktował nam swoją pracę przez telefon. Była to nowa zmodyfikowana wersja gry w warcaby. Zauważyłem, że opowiadałem (właśnie, opowiadałem a nie pokazywałem) już tę pracę w różnych nie zawsze oczywistych miejscach na świecie, była ona kilkakrotnie reprodukowana w prasie – a więc wiedza o niej wyszła znacznie poza krąg publiczności galerii. Nikt chyba nie próbuje w te nowe warcaby grać (taka rozgrywka doprowadziłaby do totalnego chaosu), ale stworzone przez Dróżdża reguły przekazywane są ustnie i krążą jak dobra, konceptualna plotka. Nie nazwałbym już tego dłużej produkcją tworzeniem baniek mydlanych.


Jest jeszcze jeden potencjalny problem. Prace konceptualne to realizacje szczególnego rodzaju – choćby ze względu na ich „suchość” i duży ładunek abstraktu. Dość łatwo zacząć traktować je instrumentalnie, jak puzzle.


Niebezpieczeństwo instrumentalnego (czy może raczej: ilustracyjnego) potraktowania gotowych prac jest zawsze trudne do uniknięcia. Każda sztuka, także konceptualna, może zostać użyta przez kuratora jak po prostu jeden z elementów układanki. Nie wiem jednak czy traktować to w kategorii defektów. Na takich roszadach, manipulacjach zasadza się przecież praca kuratorska. Jednak nie nazwałbym tego wypaczaniem sensu prac, ale raczej pracą nad ich ożywianiem, wydobyciem ukrytych niuansów. Doprowadzeniem do momentu, gdy zmuszamy obiekt do mówienia, gdy przeprowadzamy kuratorskie „wydobywanie zeznań”. Poza tym pamiętajmy, oczywiście nie traktując tego całkowicie serio, co napisał Liam Gillick – „dobra sztuka konceptualna jest zawsze bardziej interesująca niż malarstwo”…


Ciekawi mnie, czy za sprawą konceptualizmu udało Ci się jakoś ustrukturyzować polską sztukę najnowszą? Czy wypracowałeś jakieś unikalne, świeże spojrzenie?


Myślę, że te fascynacje konceptualne nie są właściwym narzędziem do tworzenia jakiejś mapy sztuki polskiej. W ogóle jestem sceptyczny jeśli chodzi o konstruowanie diagramów czy wykresów mających pomóc w „nawigacji” po zjawiskach artystycznej. Oczywiście możemy np. pokusić się o ogłoszenie wykrystalizowania się nowego nurtu, czegoś w postaci polskiego ekwiwalentu „romantycznego konceptualizmu” – w podobnym sensie w jakim zakreślił go w kuratorowanej przez siebie wystawie Jörg Heiser. Ale widzę całą sztuczność i bezcelowość takich podziałów.


Nie do końca o to @foto ram (233).jpg foto@mi chodziło. „Mapy” to zupełnie inna historia, choć one też mogą wydobyć jakiś potencjał, choćby wtedy, gdy przeczytać je à rebours (co moim zdaniem dotyczy np. mapy z „Nowych zjawisk…”). No i przede wszystkim trzeba potraktować je z przymrużeniem oka, a nie jako sztywną, wredną emanację systemu, który na pewno chce nas usidlić i narzucić jakiś kanon. Mnie jednak ciekawi, czy Twoja praktyka to takie okulary, przez które udało dostrzec Ci się coś innego, niż np. kuratorowi rozlubowanemu w składankach? Inne linki pomiędzy pracami, nowe spojrzenie na wydawałoby się wyeksploatowanych twórców, może potencjał u niesłusznie pominiętych, odkrycia…?


Takie bardziej zogniskowane spojrzenie pozwala na stworzenie swojej własnej subiektywnej hierarchii – zjawisk, nurtów, nazwisk, wszystkich tych „warstw geologicznych” w historii sztuki, które nagle wydają się bardziej interesujące, użyteczne, adekwatne. To wszystko wyłania się z otchłani w ruchu spiralnym: na zasadzie zamaszystych powrotów i coraz głębszego, bardziej szczegółowego zagłębiania się w przeszłość. Wszystko wydaje się łączyć ze wszystkim. Niewątpliwie wszelkie poszukiwania w obrębie konceptualizmu, zarówno w wersji „twardej”, jak i wspomnianej „romantycznej”, w jakiś sposób formatują patrzenie na nowe zjawiska w sztuce. Mają duży wpływ na to czego poszukuję, ale i z pewnością na sposób w jaki pracuję nad wystawami. Chyba dlatego nie wpadam w błogą euforię na widok rzeszy młodych utalentowanych malarzy. [śmiech] Ale np. wystawa Andrzeja Czarnackiego, którą jakiś czas zrobił Paweł Polit, to było dla mnie sporym wydarzeniem i odkryciem, może właśnie z powodu tych „konceptualnych okularów”. Z tych samych powodów ujmujące wydają mi się instytucjonalne działania Bodzianowskiego, Dawickiego, ale też bardzo młodych artystów, jak np. Łukasza Jastrubczaka, który przy pomocy biurowego xero „wymazywał” czarny kwadrat, wielokrotnie go powielając.


Wróćmy jeszcze na chwilę do wątku, od którego zaczęliśmy, czyli do kuratorskiej sztampy. Nie sądzisz, że polskie kuratorstwo nieco się zasklepiło, zarówno instytucjonalnie, jak i personalnie?


Zgadzam się z Tobą całkowicie. Wystawy konstruuje się najczęściej według pewnego, prostego przewidywanego wzoru – matrycy wystawy sztuki współczesnej. Wybór prac, transport, montaż, wysyłka zaproszeń, wernisaż, katalog. Z towarzyszącymi im nieznośnymi rytuałami. To jest dopiero pułapka powtórzeń! Przypomina to raczej tematyczne urządzanie witryny sklepowej niż prawdziwą operację intelektualną. A wystawa jest przecież czymś niesłychanie elastycznym, modyfikowalnym, a także nierzadko: zastępowalnym. Jeśli sztuka podlega tak gwałtownym metamorfozom, to dlaczego narzędzie do jej prezentowania musi być tak ograniczone? To co jest dla mnie niepokojące, to instytucjonalny podział zadań jaki obserwuję w Polsce. Eksperymenty na medium wystawy wydają się być zarezerwowane są dla małych, offowych miejsc sztuki, podczas gdy te duże, znaczące, jeśli zamierzają już ryzykować, to raczej poprzez wybranie jakiegoś „trudniejszego” tematu wystawy. Wciąż jednak wiernie stosując się do przykazań przypisanych galeriom sztuki. Przykład: ważne aby katalog był na otwarcie wystawy, bo jak nie to będzie wstyd. Nieważne, że pisane w pośpiechu, powstałe za mizerne honoraria teksty często nie mają sensu. I tak dalej.

Nedko Solakov, Untitled, 2007, z wystawy-książki „Warszawa nie istnieje”.
Johen Schmith, „Terror of Freedom”, 2006, instrukcja wysłana faxem, wystawa „Sztuka w służbie lewaków”, Kronika.
Magazyn Kroniki. Na ścianie fragment muralu Ulrike Fesel. Fot. Sebastian Cichocki.

Dla mnie budującym punktem odniesienia był w ostatnich latach Instytut Sztuki Wyspa, miejsce nie podlegające łatwemu profilowaniu, rodzaj takiego „upartego”, hardego modelu kuratorskiego uprawianego przez Anetę Szyłak. I oczywiście Fundacja Galerii Foksal – ze swoim modelem „centrum logistycznego”, naznaczonego wieloaspektową, wielopoziomową pracą intelektualną, którą wykonuje Andrzej Przywara. A jeśli już jesteśmy przy naszej scenie kuratorskiej, to myślę, że mamy do czynienia z coraz silniejszym środowiskiem. Np. sposób w jaki pracuje i pisze Łukasz Ronduda to jest przecież kuratorska ekstraklasa…


To pociągnijmy ten wątek. Czy to mały może więcej? A duży jest w stanie dążyć tylko do jeszcze większych kuriozów, jak, powiedzmy, Robert Storr w Wenecji.


Robert Storr i ostatnie biennale weneckie to przykład ekstremalny…


Fakt. [śmiech]


…dobitny pokaz tego jak można zrobić i powiedzieć tak niewiele, w sytuacji, w której można zrobić i powiedzieć niemal wszystko. Konserwowanie tego wyświechtanego modelu ekspozycyjnego, jakim była wystawa główna w Wenecji to wysyłanie bardzo szkodliwego komunikatu: a więc wieszamy mniej lub bardziej przypadkowe prace na ścianach, podobnie jak robi się to przy urządzaniu salonu, uzupełniamy to wystarczająco pojemnym tekstem, najlepiej piszemy coś o „globalizacji, nadmiarze obrazów, różnorodności praktyk artystycznych” i pławimy się w tym regresie. Dokąd to prowadzi? Jeśli ktoś podjął ryzyko w zeszłym roku, to byli to raczej Roger Buergel i Ruth Noack, którzy rzeczywiście stworzyli w Kassel wielowątkową, rozbuchaną opowieść, w której było miejsce na absurd, intelektualne pułapki i tępe zderzenia. Bo porażki są również istotne. To ważna część naszej pracy: podejmowanie ryzyka i ponoszenie porażek. Ale masz rację mówiąc, że mała instytucja może więcej, czego dobitnym historycznym przykładem przez kilka dekad była chociażby Galeria Foksal. Niewielka instytucja nie musi działać pod tak wielką presją z zewnątrz (budżet, publiczność, media), nie jest po prostu tak widoczna, z reguły nie wymaga też takich nakładów finansowych jak instytucjonalne molochy. Z drugiej strony małą instytucję można łatwiej rozłożyć na części pierwsze, zwyczajnie unicestwić.


To jeśli już przy tymopowiedzieć o szczegółach odejścia z Kroniki?


Odchodzę z Kroniki wcześniej niż planowałem z prostej przyczyny – nie mogłem zaakceptować zmian w personalnej strukturze Kroniki (zwolnienia, przesunięcia osób na inne stanowiska), które to były podejmowane odgórnie, bez konsultacji ze mną. Zwykłe urzędnicze kroki, bez liczenia się z ludźmi, które zaczęły paraliżować nasze działania. Czułem się mocno związany z tym, i tak przecież niewielkim zespołem – to on sprawił, że ta instytucja odniosła na polskim polu sztuki coś w rodzaju sukcesu. Górny Śląsk to trudny grunt do działania, nie ma tu zbyt wielu osób zajmujących się sztuką, poza tym to małe środowisko jest dość mocno spolaryzowane. Wszystko wskazuje, że już od kwietnia Kroniką będzie kierować historyk sztuki, kurator i aktywista Stach Ruksza. Jest to niewątpliwie osoba, która potrafi zagwarantować nie tylko niezależność, ale i progres instytucji. A także odnaleźć dla niej nieco innej formułę, przy rozwijaniu tych elementów dotychczasowego programu, które uznajemy wspólnie za udane. Nie zależy mi na prostej kontynuacji dotychczasowej działalności Kroniki, bo i nasz model wydaje się powoli wyczerpywać. Działaliśmy według pewnych schematów: wystawy oparte na lokalnym researchu, współpraca z artystami z zewnątrz odnoszącymi się do regionalnej specyfiki, zagadnienia pracy, przemysłu i de-industrializacji, grup wykluczonych, a przy tym te wszystkie charakterystyczne konceptualne powroty, niskobudżetowe, oparte na instrukcjach projekty etc. Oczywiście można w ten sposób działać jeszcze długo i pewnie co jakiś czas odkrywać nowy, niezbadany obszar. Ale instytucje sztuki należy wielokrotnie wymyślać na nowo. To już ten właściwy moment. Być może właściwym kierunkiem dla Kroniki jest opcja bardziej edukacyjna – rodzaj platformy dyskusyjnej i warsztatowej.


Natomiast Ty wędrujesz do Muzeum Sztuki Nowoczesnej…


To informacja, którą mogę już półoficjalnie potwierdzić. Dla mnie to istotny moment, bo wiąże się to z zmianą modelu pracy instytucjonalnej, na bardziej skoncentrowany, precyzyjniejszy. Dotychczas byłem rozdarty między liczne projekty – bardzo różnorodne, zarówno we współpracy z różnymi instytucjami jaki i poza nimi. Takie rozproszenie odbija się na jednak na jakości pracy. Nie można z równą pasją i zaangażowaniem poświęcać się jednocześnie wszystkiemu, po prostu fizycznie brakuje na to sił. Czas więc na nowy rozdział.


Stolica Cię nie uśpi? Nie przeistoczysz się niepostrzeżenie w maszynkę do robienia „nieszablonowych wystaw z konceptualnym sznytem”? Wiadomo – niedobór stymuluje, nadmiar rozleniwia…


Czuję, że zmiany są konieczne, a nowe muzeum jest projektem na tyle pojemnym i jednak jeszcze do końca nieokreślonym, że raczej nie obawiałbym się zbytniego sprofilowania. [śmiech] Poza tym życzyłbym nowemu muzeum komfortu działania w nadmiarze. W naszych realiach instytucjonalnych byłaby to dosyć nowa, i jednak mało prawdopodobna sytuacja.


To jeszcze słowo o projektach, o których wspomniałeś.


Wystartowaliśmy z serią projektów Kroniki w Berlinie – dla mnie „pożegnalnych”. Zainspirowane one zostały zaproszeniem Adama Szymczyka i Eleny Filipovic. Całość ustrukturyzowana została jak alfabet, 24 elementy – niewielkie wystawy, spotkania, publikacje, interwencje. Chcieliśmy pokazać kilka istotnych dla nas w ostatnich latach nazwisk, miejsc, tropów, inspiracji. Zaprosiliśmy m. innymi Yane Calovskiego i Hristiną Ivanoską, Jerzego Lewczyńskiego, Andrzeja Tobisa czy eksperymentalną wytwórnię mik.musik. Jeden z punktów naszego alfabetu stanie się w maju częścią „nocnego” programu 5. Berlin Biennale, przygotowujemy go razem z Arturem Żmijewskim i Sławkiem Sierakowskim. Na lato planuję projekt zorientowany bardziej muzycznie, będący częścią Off Festivalu w Mysłowicach. Po rozmowach z Arturem Rojkiem zaproponowałem wystawę-słuchowisko, rozrzuconą mieście, w kilku bardzo interesujących opuszczonych budynkach. W międzyczasie chce też zgłębiać temat bliskowschodni – wróciłem niedawno z zajęć na akademii sztuki w Ramallah. To było niezwykle intensywne doświadczenie, gromadzę materiały, informacje – powoli zaczyna się wykluwać z tego bardziej długofalowy pomysł, z pewnością nie wystawa. Poza tym moja tegoroczna grupa studentów ze Studiów Kuratorskich UJ przygotowuje interesujący projekt, który chcielibyśmy zrealizować jako wystawę wczesną jesienią.


Powodzenia zatem. Dzięki za rozmowę.


Dzięki.


Komentarze (74)

Bezan

1.Tiravanija a nie Tirivanija, panowie kuratoro-krytycy. Mniej zorientowanym wyjaśniam, że to taki co w w swoim Demonstration Nr 3(2001) zerżnął The Pack Beuysa (z 1969). Teraz rżnie z Althamera i chyba dlatego się podoba polskim kuratorom.

2. Zdanie "dobra sztuka konceptualna jest lepsza niż malarstwo" byłoby do rozważenia gdyby przed rzeczownikiem malarstwo, też postawić jakiś przymiotnik. A tak to mamy kolejny poświst pseudoerudyty. Z drugiej strony się nie dziwię P. Cichockiemu, że woli, za Gillickiem, sztukę konceptualną, bo przy niej może paplać do woli te swoje wydumane zawijasy, a przy malarstwie jest bezbronny jak większość tych po kursach kuratorskich.

3. Wzajemna adoracja widać przynosi wymierne efekty. P. Cichocki zapracował sobie (nawet i w tym wywiadzie) na etat w białym kitlu naukowca sztuki w nowopowstającym, sorry za wyrażenie, muzeum. Pół melona rocznie w Kronice, to przecież śmiech w porównaniu z możliwościami rysującymi się w stolicy. No i "wyrąbany chodnik" już nie będzie osuwał mu gruntu spod nóg.

Krytykant

dzięki za poprawkę. natomiast co do reszty to nie wnikam i chyba nie zamierzam...

pozdr,

K

Bezan

Przyznam, że zachowuje się Pan przyzwoicie w tym blogu nie pierwszy raz. Uznaje Pan, jak trzeba, swoje błędy literowe i (drobne) inne, nie węszy sensacji, nie zazdrości, pozdrawia etc.. Martwi mnie jednak, że Pan nie zamierza wnikać, bo wnikanie to istota zawodu, który Pan podjął. Fakt, ujmuje pańska uprzejmość, na tle różnych chamskich internetowych wycieczek osób komentujących, ale mnie np, bardziej interesują pańskie wypowiedzi z tzw. jajami, sądy niepoprawne a prawdziwe, a nie wymuskane wywiady z wymuskanymi kuratorami. P. Cichocki, wbrew temu co o sobie sądzi, nie odniósł żadnego rzeczywistego sukcesu oprócz towarzyskiego. Był na żołdzie samorządu, (głupiego, przyznaję, jak każda przypadkowa zbieranina), ale nie przekonał tego samorządu swoimi działaniami, a byłby to wtedy rzeczywisty sukces. Nie przekonał nieprzekonanych. Teraz salwuje się ucieczką do muzeum, gdzie zadanie będzie "o niebo" łatwiejsze i bardziej intratne. Na żołdzie ministerstwa będzie przekonywał już bardziej wytresowanych w "nowoczesności". Chociaż jaka to nowoczesność. Dlaczego land art Smithsona sprzed pół wieku ma być na czasie, a malarstwo Scotta, Scanavino,Tapiesa, czy Rebeyrolle'a już nie. Tylko dlatego, że tak wymyślił to P. Cichocki et consortes (nie chce mi się sprawdzać ale podejrzewam, że znalazł to wygrzebane przez jakąś "wpływową" galerię). Pan Panie Kubo ma dane i możliwości, żeby to wywęszyć, a nie promować wywiadami tych i tak już -o zgrozo- wypromowanych macherów od korzystnych podłączeń, vide Cichocki.

Krytykant

Wie Pan, staram się być też realistą. A Pańska propzycja jest podobna do jednej z uwag pod poprzednim postem: że Giacometti i Picasso to byli dopiero artyści, a teraz to tylko ci młodzi!

No więc można oczywiście zajmować się tylko twórcami arcydzielnymi, ale moim zdaniem nie ma to większego sensu. Podobnie jest z kuratorami. Dlaczego chciałem porozmawiać z SC? Bo uważam, że przebił zaklęty krąg polskiego kuratorstwa - "składanki" i "wystawy pod esej" (tzw. "duże tematy", najczęściej "dyskursywne"). i okazało się, że jest w tym duży potencjał. Natomiast ma Pan rację co do jednego - że land art powtórzony w skali 1:1, a nawet w kształcie erudycyjnego "cytatu", jest tak samo niemrawy jak action painting. W wywiadzie pytałem o to we fragmencie o "sztuce dla sztuki" - i pytaniu następnym. Proszę także nie mylić potencjalności pewnej strategii - jak dla mnie nawet powrót do romantyzmu może być ciekawy - z oceną poszczególnych prac. Kurator a artysta to jednak nie to samo. Zapraszam do lektury mojej recenzji "Manual CC" (znajdzie ją Pan pod numerem 48) - starałem sie wyłożyć tam wszelkie wątpliwości odnośnie sztuki opartej na prostych pomysłach, a uwznioślającą się etykietą "konceptualizm".

Sumując, Pana ocena mojej oceny zjawiska pt. "koncpetualizm na nowo/ strategia kuratorska SC" jest cokolwiek nieprecyzyjna.

pozdrawiam,

K

Bezan

Jest Pan pod urokiem możliwości kuratorskiej strategii Cichockiego. Rozumiem, zostawmy to, choć ja myślę, że jest Pan (mimo, że się do tego przed sobą nie przyzna) pod urokiem progresji jego kuratorskiej pozycji (moi studenci, wykłady, posada w nowym muzeum etc). Ale zapewniam, że gdyby nie "przyczółki postkomunizmu" jak Pan określił instytucje finansowane z budżetu państwa (także samorządu), progresji Cichockiego by nie było, ani żadnej innej kuratorskiej progresji kariery. Artyście kurator jest zbyteczny, publiczności raczej też. Nie będzie to perłą porównania, ale zaryzykuję: "łowcy skór" pojawili się przy pochówku wtedy, gdy pojawiła się automatyczna kasa z "trzeciej" strony. Między artystę a publiczność kurator wepchał się ze swoimi strategiami, jak się pojawił rynek. Ponieważ artysta jest zajęty swoją robotą, a publiczność sobą, kurator ma czas być najbardziej kompetentny: węszy po słownikach, internetach, jeździ po imprezach, sympozjach, zestawia, porównuje, waży, skrzykuje się z innymi kuratorami, w końcu zakłada biały kitel naukowca i jest ...mądrzejszy od artysty. Utalentowany artysta nie potrzebuje kuratorskich podpórek, ale miernota chętnie zgodzi się na kuratelę. A swój swojego zawsze znajdzie. Efekt jest taki, że sztuka,krucha jak iskierka, obstawiona jest teoriami, wożona od biennale do biennale i uzasadniona "po zęby", a dobra pozostaje niezauważona albo, ewentualnie w przyszłym pokoleniu. Wtedy konkretnie, kiedy wymrą dziś obowiązujące, kuratorskie kryteria dobrej roboty. Panie Kubo, jak Pan wytrzymał do tego miejsca to tylko dodam, że wywiad z Cichockim mniej mnie skłania do wgryzania się w meandry specyfiki kuratorstwa SC, a bardziej do rozważania sensu tej instytucji w ogóle. Moim zdaniem, to kuratorskie "tłumaczenie z polskiego na nasze" narobiło więcej szkód sztuce ostatnich lat, niż brak rynku dużo wcześniej.

Anonimowy

ciekawe skąd tyle sie zwisci bierze

Anonimowy

Stąd, że chciałoby się doznawać wielkich emocji bijących od dzieł, a nie wysłuchiwać kuratorskich uniesień i strategii przy sztuce bladej jak prześcieradło.

tajemnicza

świetne uwagi powyżej. Pan Sebastian Cichocki powinien wziąść sobie do serca te opinie! i zaprzestać hołdowaniu wartościom, które wyznaczył sobie przez pryzmat własnego "widzi mi się". to bełkot pseudo- kuratorski a nie krytyka bliska artyście!

tejemnicza.

no właśnie- jesli Pan Cichocki rozgranicza malarstwo od "dobrej" sztuki konceptualnej, to niech uzasadni skąd te wyssane z palca wartości się biorą? bo dlaczego efemerydy land artu, koneptual artu są lepsze od malarstwa? to właśnie są absurdy Pana Cichockiego, jakieś wyuczone sądy o sztuce nie wiadomo jakiej. bo jeśli ktoś wysuwa tego rodzaju tezy, to musi mieć podkładkę- rozsądne argumenty, dlaczego tak właśnie uważa. tym bardziej kurator sztuki- pan. SC.. którego medialne wypowiedzi są dostępne wszystkim.

Anonimowy

ta ciągła 'wojna' między malearstwem i 'resztą sztuki' to jakaś paranoja, naprawdę.

Malarstwo to malarstwo, i racja, wygibasy z action painting to taki sam obciach dzisiaj jak pewne land arty i niektóre koncepty. To samo z malowaniem pod publiczność.

Tylko jedno pytanie> KTO SZUKA I ZAUWAŻA TYCH ARTYSTÓW, którzy poszukują, robią coś swojego. To mydlenie oczu. Zarzuca się artystom szblonowość postaw, i jednoczaśnie konsekwentnie zauważa tylko tych, którzy grzecznie jak owieczki sznurkiem robią pod pop banalizm, feminizm, lewicę której niewiedzą, gdzie szukać, zaangażowany płytki bełkot itp. To jest wlaśnie robota kuratorow, koleżkow niby krytyków, albo tych samych osób w obu rolach. Pal licho z Cichockim, nie jest najgorszy, ale tu aż się roi od frustratow intelektualnych a może seksualnych, którzy są 'blisko z artystami', i jedni drugim rączki myją czy co tam innego...

Anonimowy

oj cos mi sie wydaje ze ze sie ci publika banasiaku zrobila jakas taka hora z zawisci

tajemnicza

hej, anonimowy! ty chyba kompletnie nie wiesz o czy mówsz. malastwo to zupełnie inna działka niz krytyka artystyczna. ale prawdą jest to, że musi być ona bliska artyście- wystarczy postudiować w asp i zauważyć tych, którzy poszukują. A Pan S.C. sam w sobie nie chce źle, tylko ta radykalnośc twierdzeń przeraża- stawianie murów pomiędzy tym co lepsze a gorsze. po co to robić? wszytko może byc w sztuce ważne. zarówno land art jak i malarstwo. nie ma co wartościować, bo to inne ale równie istotne wartości.

Krytykant

czy zauważają Pańśtwo pewną frazę, leżącą pomiędzy "pamiętajmy" oraz "co napisał"? Więc jaka znowu "radykalnośc stwierdzeń" i "mury"??? :-)

Spokojnie, nikt tu malarstwa (i malarzy...) nie przekreśla...

pozdrawiam!

K

Anonimowy

malarstwo malarstwem, tylko boję się, że w msn nie będzie nic innego tylko kronika do kwadratu, fgf, no i co więcej??

Anoni m owy

Ja mam takie pytanie do Manual CC:

Jakim cudem jedną wystawę może 'kurować' 12 osób, i to do tego jako pracę kończącą kurs kuratorski. Czy to jest jakiś ponury żart z tzw. studiow kuratorskich (to jeszcze rozumiem) czy totalna kpina ze sztuki i artystów. Była kiedyś taka piosenka - parodia systemu o misteczku na Dzikim Zachodzie, w którym na jednego mieszkańca przypadał jeden szeryf. No more comment.

Co do dyskusji tutaj to jedno: może być dobre malarstwo tak jak i dobra sztuka tzw. innych mediów. Ale w dzisiejszej rzeczywistości kulturowej i rynkowej te dwie dziedziny się coraz bardziej oddalają. Co ma wspólnego malarstwo z land art czy performance, nawet z video? Prosz o odpowiedz. To ciekawe bo wiąże się z systemem edukacji artystyczniej i późniejszym odnajdywaniem się w sztuce - albo jako pracy zarobkowej, albo satysfakcji tworczej. Pogodzic sie tego nie da, podobnie jak sztuki i aktywizmu.

Anonimowy

Stanie się tak, że establishment sztuki (kuratorzy, "niby krytycy" i ich "koledzy") pójdzie swoim własnym torem, a artyści, tórzy "poszukują i robią coś swojego" własnym, odrębnym. Kto dał prawo kilku cwaniaczkom do decydowania, co "pływa" a co nie?

Czyż większość wystaw, na które obecnie chodzimy jak do kościoła, żeby odklepać, nie okazuje się wybitnym gównem? W galeriach pokazywanie jest gówno, a dobra sztuka, gdzieś tam sobie żyje własnym życiem. Panowie i panie kuratorowie, może by tak mniej tej wódeczki? Szare komórki, które zostają zniszczone przez alkohol, nie regenerują się...

tajemnicza

radykalne sądy Pana S. Cichockiego odnoszą się do całokształtu jego kuratorskiej kariery, nie zaś do rozmowy, którą przeprowadziłeś na swoim blogu. i zastanawia mnie to co zostało powyżej napisane: kto dał prawo "cwaniaczkom" do wybierania tego co jest ważne w sztuce a co nie?

Krytykant

Przepraszam, ale trochę dezorientuje mnie ten mocny ton. Jakim znowu "cwaniczakom"? Ja np. piszę to, co uważam za słuszne, wyrażam tzw. "własne zdanie". Ktoś inny wyraża skrajnie przeciwne i funkcjonuje tuż obok. SC to nie jest wyznacznik polskiego kuratorstwas, przeciwnie. A kto dał mi prawo? Chyba konstytucja, o ile się nie mylę. Znjaduje Pani lepszy model?

pozdrawiam!

K

xxx

może mnie pamięc myli, ale to chyba Wilhelm Sasnal był jeszcze niedawno wśród przyjaciół SC nazywany "konceptualnym malarzem". w całości podpisuję się pod komentarzami Bezana. równanie fgf+kronia=msn to też ciekawy wynik tej ociekajacej wazelina rozmowy. Jak SC zna tylko Kurant z utalentowanych to wiele w warszawie nie zwojuje. Aha, i jeszcze uwaga do Krytykanta - dużo abstraktu?

Anonimowy

Na strategię, i na "gębę", dużo gorsi niż P. Cichocki i P. Banasiak, w pień wykosili by wioskowego prostaczka z paletą np. Nikifora. Ale niechby wyposażeni w tę swoje strategie spróbowali wykosić go na obrazki. To skrajny przykład, ale w twórczości inne liczą się przewagi.

Krytykant

nie wiedziałem, że SC to osoba aż tak nielubiana... proszę jednak o refleksję merytoryczną... bo smutno się robi..

pozdr,

K

tajemniczas.

Drogi Panie Kubo, jako wolny człowiek ma Pan prawo do wyrażania swoich myśli. jednak jako osoba publiczna, powinien Pan liczyć się choc odrobine z uczuciami innych ludzi- co też Pan robi( takie mam wrażenie po kulturalnych wypowiedziach na blogu). w przypadku pana SC tak nie jest. nie dość, ze denerwuje on swoimi wypowiedziami ludzi, to jeszcze nie potrafi w racjonalny sposób wyjaśnić tego co mówi. wygląda to tak jakby zapomniał, że wokół są inni. a przeciez nie o to idzie. i nie chodzi równiez o konstytucyjne prawo do głosu. tylko o to, żeby ktoś kto chce się zajmowac sztuką nie dołował- nie wyznaczał jakis nowych trenów (np o wyższości jakieś sztuki) tylko dlatego, że tak mu sie podoba i tyle. jest to postawa bardzo subiektywna i hermetyczna, a nie otwarta- jakiej oczekiwalibyśmy (artyści) od kuratorów. krytyka jest integralną częścią sztuki, z niej wyrasta, natomiast niektórzy zdają się o tym zapominać- tworząc "państwo w państwie" krytykę dla niej samej.

beno

Bardzo ciekawa dyskusja. Przy okazji podrzucam dość ciekawą rzecz o sztuce wspólczesnej, wyguglałem to przypadkiem. Nazywa się to "Trzy eseje nie tylko o sztuce" i jest warte przejrzenia. Można znaleźć pod adresem: http://www.pumapress.bravehost.com/ggjotha.pdf

Anonimowy

Cichocki niestety nie potrafi wyjść poza zaściankowo rozumianą "nowoczesność". Podniecają go gry z medium wystawy i inne pokonceptualizmy, nie wykraczające poziomem poza "projekty" studentów bardziej liberalnie nastawionych pracowni rozmaitych ASP. Taki popowy mix współczesności. Aby uniknąć nieporozumienia: zarzucam obu Panom brak radykalizmu i konsekwentnego zastosowania głoszonych postulatów w praktyce. Jak można z jednej strony mówić za Czerepokiem o "survivors of white cube" , a z drugiej pochwalnie pisać o wymazywaniu/rozpuszczaniu czarnego kwadratu przy użyciu kserokopiarki? Przeciez to jedno i to samo. Wytarte koncepciki, pomyśliki, Typowa Sztuka Współczesna Młodego Artysty. Wszystkie te działania, projekty, post-konceptualne wystawy epatują swoim umocownaiem w sztuce, samo-uprawomocniają się nawiązaniami - a zatem działają dokłądnie na tej zasadzie co wyśmiana niegdyś na tych łamach wystawa "z rurką" w lokalu30. Podkreslam że to nie żadna zawiść czy inne brzydkie uczucia z mojej strony - ale jeżeli chcą Panowie uzdrawiać sztukę to warto byłoby robić to na poważnie. Zyskają na tym wszyscy.

Bezan

Związki krytyki ze sztuką w ostatnim czasie widać jak na dłoni. Wystarczy pobieżna analiza, którzy artyści porobili międzynarodowe kariery jak marzenie? Ci, którzy byli w orbicie zainteresowań (niekoniecznie artystycznych: bliskich pokoleniowo, towarzysko etc) krytyków, którzy WCZEŚNIEJ porobili te międzynarodowe kariery jak marzenie: np. A. Szymczyk, A.Budak. (Najczęściej z zapleczem instytucjonalnym i finansowym wielkich krajowych instytucji: CSW, Zachęty: Ślizińska, Rottenberg, Krukowski etc). Dla nich nieważny był poziom krajowej produkcji artystycznej, tylko jej adekwatność bądź nie do tzw rynku zachodniego. Tam po prostu są pieniądze, możliwości i siła perswazji co ma być grane. Wystarczyło za pieniądze publiczne tak ustawić kuratorskie strategie, żeby się WPASOWAĆ: pozapraszać nośne nazwiska kuratorów na sympozja (np. H.U.Obrist z Szymczykiem i Budakiem w Bukrze Sztuki w 2000 r.) i konkursy (N.Serota) lub artystów na wystawy do CSW (Richter, Rebecca Horn). Chodziło o to, by udowodnić zachodniemu kontrahentowi, że -choć eksdemoludy- jesteśmy świetnie zorientowani i postępowi. Rybka połknęła haczyk, i posypały się odwrotne zamówienia ważnych zachodnich instytucji: Tate, Kunsthausu w Zurychu, Muzeum Wolfsburgu etc. W międzyczasie kwitły "ważne" osobiste kontakty. Ciąg dalszy nastąpił błyskawicznie (do tego wspierany np. Art Banking UBS). Dlatego jako artyści możemy se tupać nogami, robić nawet arcydzieła, ale jak nie będą ADEKWATNE, to mysz się nawet nie przeciśnie do obiegu światowego bez kurateli wyżej wspomnianego systemu. Panie Kubo, nikt tu nie powiedział, że Pan Cichocki jest nielubiany. To sympatyczny, młody gość jak i Pan. Jest ekspansywny i doskonale zorientowany w tym co powyżej. Wie, że musi nawiązać, a jednocześnie znaleźć własną działkę proponowanego "towaru". Akurat on wymyślił sobie, że nawiąże do np. świetnie prosperującego w l. 60 land artu i poszuka młodej i adekwatnej do tego roboty w kraju. On ma gdzieś i land art i ewentualne krajowe podróbki. On próbuje, może chwyci. Dzisiejsi młodzi kuratorzy, podobnie jak młodzi kolekcjonerzy, będą do upadłego szukać ofiary wśród najmłodszej produkcji, żeby coś WYŁOWIĆ jako pierwsi. A później zamienić przedrostek wy- na ob-. (chyba to przedrostki?)

Krytykant

Pan naprawdę postrzega wspaniały sukces polskiej sztuki ostatnich lat (a więc także sukces poszczególnych osób) jako zespół wykocypowanych, cynicznie poprowadzonych "karierek"... Muszę przyznac, że jestem pod wrażeniem szczelności tego konstruktu. Niemniej to w mojej opinii dosyć smutny wpis... Pan wybaczy, ale nie będę z nim polemizował, bo się najzwyczajniej nie da. No bo co ja mogęPanu odpisać

pozdr,

K

tomek kozak

Wizja Bezana („towarzyski” lub „pokoleniowy” klucz do kariery) jest bez wątpienia uproszczona, by nie powiedzieć zwulgaryzowana, niemniej w jego wypowiedzi pojawia się – w moim przekonaniu – niesłychanie istotny wątek. Mianowicie – problem ADEKWATNOŚCI. Przychylam się do zdania, że to właśnie nazbyt łatwo, bezkonfliktowo sformatowana „adekwatność” jest jednym z najistotniejszych czynników odpowiedzialnych za to, co Ty, Kuba, określasz jako „wspaniały sukces polskiej sztuki ostatnich lat”. Nota bene określenie „wspaniały sukces” to też według mnie ryzykowne uproszczenie. Od Krytykanta wymagałbym w tym przypadku większej dozy sceptycyzmu – wyłania się bowiem pytanie, czy ten sukces nie został jednak osiągnięty za cenę konformistycznie wyprofilowanego dopasowania się do formatów, czy powiedzmy – paradygmatów, na które nie mamy i nie chcemy mieć żadnego wpływu, ponieważ zadowalamy się jedynie czerpaniem krótkofalowych korzyści płynących z adaptowania owych paradygmatów na rodzimy grunt, a następnie eksportowania ich z powrotem na zewnątrz – tyle tylko, że w formie lekkostrawnie zmodyfikowanej przez lokalność. Sądzę, że na w perspektywie strategicznej tak rozumiana adekwatność to ogromne zagrożenie – nie chciałbym bowiem, żeby polska sztuka była wyłącznie - tak jak polski rynek medialny – rynkiem, na który importuje się formaty sprawdzone już gdzie indziej…

Druga ciekawa sprawa – kwestia tzw. „konceptualizmu”. Otóż dość symptomatyczny wydaje się sposób, w jaki Cichocki unika odpowiedzi na proste pytanie, mianowicie: po co dzisiaj rewitalizować taktyki i strategie konceptualne? Odpowiedź Cichockiego jest dla mnie zaskakująco prostoduszna – konceptualizm oznacza dla niego wyłącznie rodzaj metody kuratorskiej, która pozwala myśleć o wystawie w niekonwencjonalny (jego zdaniem) sposób, a zarazem poradzić sobie z problemem małego budżetu – bo jak wiemy, w Polsce pieniędzy na wystawy jest mało, a konceptualizm jest niskobudżetowy :) … Pomijając bezwiednie humorystyczny wydźwięk takiej opinii, powiedziałbym, że to podejście do sprawy świadczy o nie rozpoznaniu zasadniczych problemów i możliwości tkwiących w konceptualnym paradygmacie.

Dla mnie konceptualizm dzisiaj wiąże się z zasadniczym niebezpieczeństwem, a zarazem z istotną obietnicą. To niebezpieczeństwo to konceptualizm – by tak rzec – „kostiumowy’. Pamiętam, jak Karol Radziszewski (nie pomne w tej chwili gdzie i kiedy) mówił o swoje fascynacji konceptualna estetyką – sposobem, w jaki artyści komponowali dokumentacje, a także tym, że nosili garnitury , he, he… W tym kontekście konceptualizm jest tylko kolejnym awangardowym kostiumem wyciągniętym z szafy na fali nostalgii za starymi, dobrymi czasami…

A jednak zastosowany krytycznie i dialektycznie mógłby oddać tu i teraz nieocenione usługi – po pierwsze jako wehikuł „teoretyczności” i „pojęciowości”, których polskiej sztuce rozpaczliwie brakuje, po drugie zaś – jako pewien rodzaj postawy, która do pewnego przynajmniej stopnia odpowiada za gesty niezbyt atrakcyjne z punktu widzenia rynku.

tajemnicza.

no właśnie, lubimy Pana Sebastiana Cichockiego (nie ma więc powodu do smutku) . tylko niech przestanie wygadywać te swoje nonszalanckie bzdury o sztuce. i zacznie robić coś na poważnie (nie dla towarzyskiego prestiżu).

Krytykant

Mnie jednak zasmucił ten zmasowany atak (tym bardziej, że zdawał się pochodzić od ludzi, którzy znają SC)… Ale mniejsza.

Kilka słów do Tomka Kozaka:

Oczywiście sukces polskiej sztuki był po 1989 r. wielki. Wierzę, że nie muszę Ci tego tłumaczyć. Ale ja o czym innym. Otóż Twoje kolejne wpisy u mnie i teksty (np. ten w ostatnim „Obiegu”) układają się – rzecz prosta – w b. wyraźny „program”. Gdybym chciał pójść na łatwiznę (a także nadużyć władzy symbolicznej), powiedziałbym, że nadużywasz władzy symbolicznej. Innymi słowy, stwierdziłybm, że Twoje wpisy mają jeden cel: osiągnięcie rozgłosu, a co za tym idzie umocnienie pozycji na mapie polskiej, a może i zagranicznej sztuki; zdobycie wymiernego sukcesu artystycznego (także finansowego, wszak wiadomo jak to się odbywa – patrz Bazan, który przecież tylko zbrutalizował Twoją wykładnię…). I tym zamknąłbym dyskusję. Jednak nie tylko uważam taką „argumentację” za jałową i diablo płytką, ale także sam zbyt wiele razy dostałem nią po głowie, by serwować ją teraz Tobie.

Powiem więc tak: jestem przekonany, że naprawdę wierzysz, iż polska sztuka jest za mało dyskursywna, pojęciowa, teoretyzująca (brutalnie: za głupia) – to Twój leitmotiv. I taka jest też Twoja twórczość: gęsta od znaczeń to za mało powiedziane. I faktycznie jesteś w tej dziedzinie bodaj ewenementem.

Jesteś przy tym uczciwym i wytrawnym polemistą ;-) i tym bardziej wierzę w Twoje dobre intencje. I dlatego nie ma zgody na lekarstwo, które chcesz zaserwować, a które może okazać się bardziej szkodliwe od choroby. :-)

Twórczość artystów z roczników ’70 i ’60 jest reflektowana całą masą tekstów – od naukowych po krytyczne, od prasy codziennej, przez niszowe kwartalniki, po polsku, angielsku czy niemiecku. Odbywa się to dokładnie na tym samym poziomie, co na Zachodzie. Refleksja teoretyczna jest u nas bardzo silna i na coraz większym poziomie. To fakt. Natomiast jeśli chodzi o refleksję samych artystów – tu mogę się zgodzić. Tylko czy to dobrze, że nie konstruują oni meta-teorii dotyczących sztuki? Powiem tak: ani dobrze, ani źle, jeśli sztuka jest dobra. A jest, czy raczej była do niedawna. Natomiast – i tu się jak sądzę zgadzamy – intelektualizowanie ubogich duchem to jest istotnie problem, i to realny. Obiegowe mądrości, powtarzanie zasłyszanych frazesów, ideologiczne zaklęcia na poziomie gimnazjum – to jest u nas brane za „dyskurs”; i to dyskurs, który często bezrefleksyjnie chłoną krytycy i komentatorzy. Ty jednak krytykujesz również figurę artysty, który nie jest i nie chce być intelektualistą, nie ma zaplecza teoretycznego, predyspozycji, etc. (nie trywializuj tylko i nie mów: „czyli artysty-naiwnego dziecka”). Dla Ciebie artysta musi konstruować całą filozofię, jak Witkacy.

Stąd Twoje sentymentalne powroty do mitycznego Dwudziestolecia, gdzie w kawiarniach rozmawiano o Duchu, a nie jeżdżono na targi; gdzie szanowano polemistów, a nie walono ich bejzbolem politpoprawności – czyż nie?

I jak rozmawiamy, to – i tu dochodzę do sedna – wychodźmy z takich właśnie pozycji. Naprawdę nie ma potrzeby mówić o koteriach, monopolach, karierach, pieniądzach, interesowności, cynizmie, spiskach… :- )

Forsujmy swoje stanowiska dlatego, że uważamy je za najlepsze dla sztuki. Ot, tyle. Twoje jest coraz bardziej słyszalne.

Pozdrawiam!

K

Anoni m owy

Bardzo proszę o przykłady>

a/ refleksji teoretycznej na wysikim poziomie

b/ obiegowych mądrości, frazesów na poziomie gimnazjum.

Może sie okaże, że to to samo, tylko ubrane w trochę inny żargon i przyprawione odpowiednimi cytatami.

Bo JAK glęboko intelektualny może być dyskurs sztuki bez przejscia w calkiem inne obszary czystego intelektu właśnie?

Myślę, że niezły balagan narobił się wlaśnie przez wprowadzenie do sztuki dyskursów dziedzin teoretycznych.

Sztuka ma być, a krytycy mają pisać o niej. Jak chcą byc socjologami, aktywistami, politykami...to niech sie tym zajmą.

Sztuka jest tym, czym nie jest nic innego.

Anonimowy

Można długo opisywać orgazm. Ale przeżyć go to -chyba- jednak coś innego. Przykro mi , że to banalne, ale z dziełem jest identycznie.

Bezan

Moja wersja jest uproszczona celowo, żeby nie męczyć współrozmówców tasiemcowymi monologami i. W rzeczywistości wygląda to jeszcze smutniej niż w moim opisie. Dodam, że jako anonimowy nie liczę na żadne granty.

Anoni m owy

z orgazmam fajnie, ale kazdy przezywa swoj i po swojemu. No i z reguly nie wystawia go na widok publiczny i nie oczekuje ocen (choc i tacy sie zdarzają z kompleksami;)

Ze sztuka jest jednak trohce inaczej. Nie tworzymy dla siebie i jednej wybranej osoby. Sa takie idealistyczne tony, ze jeden widz itp. ale w istocie wiadomo, ze artysta tworzy, by to zobaczyli inni. Jest nawet teoria socjologiczna mówiąca, ze zawsze przegladamy sie w oczach innych, to co robimy nabiera sensu kiedy zyskuje jakis wymiar publiczny.

Sztuka to taki paradox / jast jedna z najbardziej indywidualnych i osobistych aktywnosci, ktora szuka jak najszerszego pola komunikacji.

Dlatego te dyskusje sa takie emocjonalne. A ludzie sterujacy sztuka powinni sobie zdawac sprawe z odpowiedzialnosci , jaka biora na siebie. Niestety, z reguly zachowuja sie albo jak dzieci, albo jakies demiurgi z wladza dana 'z gory'.

Wojciech Kozłowski

Niezwykłe, że ciekawy wywiad, w którym odpytywany podkreśla ciagle subiektywizm swoich wyborów, spotkał się z niemaskowana agresją, co smutne, bez merytorycznych podstaw. Nie bronię Sebastiana, bo nie ma powodów. Broni się sam tym, co robi. Trzeba mieć dużo złej woli, jak Bezan, żebu uznac, to co robi Cichocki za "suces towarzyski". Nawet mi się nie chce pisac, jakie to niesprawiedliwe. Bezan jest egzemplifikacją postawy artysty, który czuje się pomijany, niedowartościowany, ogólnie niedoceniony. Teksty o mitycznym "świecie bez kuratorów" byłyby może i zabawne, żeby nie tak przepojone złością i zawiścią. Porównania do "łowców skór" są po prostu obraźliwe. Ale niech mu będzie, rozumiem ten ból.

Nudne i mało już interesujące są te ciagle słyszane argumenty o mafii FGF, Rastra teraz oczywiście jeszcze MSN. I tak dalej. Można by też jeszcze coś o pochodzeniu Andy Rottenberg, a na końcu zacytować nieocenionego w takich wypadkach AH: "Wierzcie mi że ta cała dzisiejsza sztuka nowoczesna byłaby nie do pomyślenia, gdyby nie miała poparcia prasy. Dopiero prasa robi coś z tej mierzwy. (...) Wierzcie mi, że ten cały kicz artystyczny nie mógłby być na wystawach, gdybyśmy nie mieli owej skorumpowanej prasy, w bezwstydny sposób ważącej się narodowi, który sam w sobie jest zdrowy, podawać tę mierzwę jako sztuką i gdyby się tej prasie nie udało przeciwników takiej twórczości przedstawić jako filistrów i głupców nie znających się na sztuce." (cyt. Za: Piotr Krakowski "Sztuka III Rzeszy"). No nie twierdzę, ze kol. Bezan faszyzuje, ale to jest podobne myślenie, niestety. I proszę mi nie pisac o zamykaniu ust i tamowaniu dyskusji za pomocą szukania prostych odniesień.Ja nic nie poradze na to, że spiskowe teorie sa wszędzie i są tacy, co nie widzą czyjejs cieżkiej pracy, a jedynie we wszystkim "robienie pałki".Jestem ostentacyjnie wulgarny, bo wolałbym porozmawiac o merytoryce. Mamy raptem 19 lat swobody uprawiania sztuki. Usiane zresztą co i rusz problemami z fundamentalistycznym mysleniem o kulturze, z nierozwiązanymi problemami funkcjonowania instytucji i jeszcze cała masą spraw do zrobienia. A tu dla niektórych wrogiem nr 1 jest Cichocki. Bo myśli?

Jestem w niezręcznej pozycji dyrektora instytucji kultury, doskonale wiem, o czym Sebastian mówi, jeśli chodzi o sposób funkcjonowania tychże. I naprawdę nie wstydze się powiedziec, choć jest ode mnie młodszy, ze potrafił nadac idei instytucji nową jakość, sens. Mi to nie zawsze wychodzi.

Mam wrażenie, że większość powyżej występująych dyskutantów nie czytała tego wywiadu a jedynie odniosła się do postaci SC, . Polskie piekło ma się dobrze, kipi aż miło, diabli już od dawna zajmuja się innymi kotłami. Szkoda.

Anonim owy

No cóż, Pan z pewnością występujez pozycji kuratora. Oczywiście.

To nie fair ucinać dyskusje o kuratoringu zarzutami o zawiści, niespełnieniu, zgorzknieniu. To doprawdy zbyt naiwne, by mogło być szczere, nie zauważać mechanizmów rządzących tzw. Srodowiskiem. W przeciwieństwie do Bezana nie widzę w Cichockim przykładu zbyt drastycznego, myślę, że jest ok. Nawet tzw. mafie :) tak nie rażą, bo są po prostu pewnym establishmentem, i tyle. Najgorsze są nie te wielkie układy, ale 'układziki' które decydują co i czy w ogóle coś się stanie z początkującym artystą. Nie wielkie ryby, ale płotki pozujące na jesiotry bez cienia poczucia przyzwoitości czy odpowiedzialności. To nie gorycz, wystarczy przyjrzeć się bliżej niektórym karierkom i ich poganiaczom.

I tłumaczenie takich postaw jakąs tu naszą biedą, przeszła martyrologią, i że skoro jest tyle do zrobienia, to można byle jak...nie no to naprawdę nie jest godny argument. Nie chodzi tu tak naprawdę o Cichockiego, ale o szerszy obraz / proszę poczytać wpisy dla odmiany.

Wojciech Kozłowski

No nie jestem aż tak naiwny, żeby nie wiedzieć, że czynnik towarzyski jest ważny. Jak w większości ludzkich działań. Ale też nie widzę jakichś niespełnionych karier, młodych artystów w poczuciu odrzucenia rezygnującyh z twórczości. To jakieś mity. I to nie naiwnośc albo "kuratorska solidarność" :)) Jak ktoś robic coś interesującego, to go maszynka wciągnie. Chyba, że nie chce, opiera się, no to ma szansę być niszowym. Ale po co? Nie znam przypadków odrzucenia młodego artysty, bo jest zbyt wyrazisty albo samodzielny. Błogosławiłbym sytuację w której tacy by się pojawiali. To jakiś kolejny mit, że polscy kuratorzy chcą przycinać artystę do swojego wymiaru. Po prostu ci, którzy chcą być odpowiedzialni, traktują artystów odpowiedzialnie i tyle.

Niczego nie tłumacze martyrologią a jedynie wskazuję na skądinąd znany fakt, że tu się wszystko toczy (nazwijmy to tak) normalnym trybem od stosunkowo niedawna. Ten szerszy obraz jest niestety dla mnie dość wąski. Słyszę w nim poszum niedowartościowania. Dyskusja niech się toczy, gdzieżbym śmiał ucinać...

konceptualny orgazm

dla mnie najciekawsze będzie co teraz zrobi Sebastian Cichocki po przejściu z prowincji do centrum, ze stanowiska dyrektora na kuratora i z biedy w wypas. Mam nadzieję, że nie będzie to elektropopklub i spacery po mieście bo już ZUJ lata temu takie atrakcje serwował z althamerem i club cube. Tak się fajnie rozmawia bez zbyt wielu konkretów i nazwisk. Powoływanie się na Smithsona i Barry'ego to dziś taka sztampa jak w starszym pokoleniu odwołania do konstruktywistów i awangardzistów. Ukłon tu i tam w rozmowie toż to już warszawski salon. To ryzykowne, ale w Polsce jak się wydaje jest więcej zdolnych młodych kuratorów niż artystów, a najmniej zdolnych krytyków, dlatego trzeba czytać Krytykanta.

judyna

Najbardzeij mię cieszy, że co i raz zapominam kim są ci wszyscy goście i musze ich wyszukiwać w gugielach Kozak? Cichocki?

Ale dyskusja ciekawa. Ludzie jak zwykle, mówią przede wszystkim o sobie.

Więc dla odmiany otwartym tekstem: Myślę, ze gdybym odniósł nawet tak pokraczny i pozbawiony blasku quasi sukces jaki można sobie "załatwic" to i tak zmieniłoby to mój punkt widzenia i w ramach racjonalizacji dokonywałbym róznych mentalnych ekwilibrystycznych wygibasów.

Prawdę powiedziawaszy trudno sobie wyobrazić inny rodzaj polemiki w temacie sztuka niz tak emocjonalny i niesprawiedliwy. To ogromna frajda wyjechać komuś prominentnemu z bani. A blog fajoski. Ostatnio czuje się nieco sfrustrowany i samotny więc czytanie, głównie i wpisywanie daje mi iluzję uczestnictwa...

tomek kozak

Drogi Kubo, z przykrością muszę stwierdzić, że Twoja wypowiedź właściwie w żaden sposób nie odnosi się ani tego, co napisałem powyżej, ani do moich wcześniejszych tekstów.

Po pierwsze, ciekaw jestem, na jakiej podstawie opierasz tezę, że Bezan tylko brutalizuje moją wykładnię? Wskaż - proszę - jakąkolwiek sugestię w jakimkolwiek moim wpisie czy tekście, że kariery współczesnych polskich artystów są wynikiem jakichś zakulisowych intryg. O ile pamiętam, nigdy nie zajmowałem podobnego stanowiska i nie drążyłem tego typu problematyki. W swoim tekście „Krytyka kosmetyczna?” wskazałem co prawda pewną sytuację, która moim zdaniem była niedopuszczalnym naruszeniem standarów i przyczyną fundamentalnego konfliktu interesów (udział Mytkowskiej i Kaczyńskiego w komisji nominującej do „Spojrzeń” 2005), ale moja opinia w tej sprawie nie miała nic wspólnego ze spiskową wizją rzeczywistości manipulowanej przed demoniczne kuratorsko-galeryjne kliki.

W tym kontekście muszę stwierdzić z ubolewaniem, że jednak idziesz na straszną łatwiznę i legitymujesz zgoła fatalny mechanizm, polegający na klasyfikowniu ludzi sceptycznych wobec status quo jako sfrustrowanych, resentymentalnych zawistników, którzy mówią o imponderabiliach, a tak naprawdę myślą o własnych karierach. Z ubolewaniem stwierdzam, że ten typ myślenia - i to w formie karykaturalnej - prezentuje także pan Wojciech Kozłowski. W jego ujęciu Bazan to nie tylko sfrustrowany nieudacznik, ale już niemal jakiś rodzimy Hitlerek in spe. LITOŚCI!!!

Pomijając „nieczystość” tego typu chwytów retorycznych, stwierdzam, że są one kompletnie nieskuteczne – nie mają wszak nic wspólnego z meritum i dlatego chybiają celu. W moim przekonaniu bowiem resentyment wcale nie musi niekorzystnie wpływać na przenikliwość krytycznego myślenia, co więcej – może ją nawet intensyfikować. Czuję wobec tego, że powinienem napisać POCHWAŁĘ RESENTYMENTU. Zanim to jednak zrobię, ogłoszę na każdej rogatce, że przyznaję się wszem i wobec do tego, iż jestem nieuleczalnym frustratem, trawionym wężową zawiścią, a nawet nienawiścią – z rozkoszą spalę świat, jeśli ten nie uwieńczy mej skroni wawrzynem artystycznej sławy! :)

Natomiast jeśli chodzi o Twoje, Kuba, supozycje dotyczące moich zabiegów o rozgłos, to cóż – przyznaję, że Twa przenikliwość jest wprawdzie niezrównana, ale w tym wypadku przenika przez otwarte drzwi. Wszak to chyba oczywiste, że my wszyscy – artyści, krytycy, kuratorzy – zabiegamy w ten lub inny sposób o aplauz. Toż to, panie dzieju, nic innego, jak stara, dobra Heglowska „walka o uznanie”. Ja się tego nie wypieram. Tylko co to, na Boga, ma wspólnego np. z rozmową o „adekwatności” polskiej sztuki, albo o aktualnej przydatności strategii konceptualnych? Koncentrujmy się raczej na tych zagadnieniach, a nie na analizie afektów ożywiających adwersarza.

Pozdrawiam serdecznie!

Adolf Joseph Hermann Kozak

Krytykant

„Wizja Bezana („towarzyski” lub „pokoleniowy” klucz do kariery) jest bez wątpienia uproszczona, by nie powiedzieć zwulgaryzowana” – a zatem istnieje jakaś jej bardziej zniuansowana wersja, dobrze rozumuję? (żeby coś zostało zwulgaryzowane, musi istnieć).

Ale mi nie o to szło. Nie chcę wracać do dawnych sporów – kto zechce, ten sobie sprawdzi.

W każdym razie masz rację – mój wpis odnosi się tylko do frazy o braku pojęciowości i teorii w sztuce polskiej. Co do reszty – wiesz, możesz czasem przyznać racje, choć Twoja nad-meta pozycja pewnie Ci na to nie pozwala. ;-) Ludzie umieją czytać, więc nie wciskaj mi, że napisałem coś, czego nie napisałem. A napisałem, że wierzę, iż jedynie głosisz optymalną wg. Ciebie wizję sztuki. Nic o interesowności, no, trochę uczciwości intelektualnej! Ja wiem, że jako jedyny buntownik i krytyk status quo musisz ciągle i wszystko kwestionować, ale wiesz, ja Ci właśnie przyznałem rację… No, w pewnym stopniu… ;-) Kolejny raz wyjeżdżasz z tym frustratem i resentymentem – tu w jakże autoironicznej formie (ech, ta retoryka)… Oj, bo ktoś pomyśli, że coś jest na rzeczy… Heh…

Serio – to nie był atak, raczej obrona i punkt wyjściowy sporu. No to pozdrawiam!

Aha – wierz lub nie, nie wszyscy zabiegają o rozgłos, nie to jest motorem ich działań. Więc nie przenoś na mnie sowich motywacji, proszę. I nie mieszaj w to Hegla. :- )

pozdr,

K

Wojciech Kozłowski

Wiedziałem. Pan Kozak musiał się dopieprzyć do mojego niewinnego cytatu. Ale ja się zastrzegłem, że Bezan nie Hitler przecież - to tylko taki podobny sposób myślenia. Jak usuniemy kuratorów i krytyków, to artysta pod rękę z ludem ( i oczywiście jego wiernymi przedstawicielami) nareszcie uwieńczy swą skroń i nie tylko. O to tylko mi chodziło. Dyskusja z Tomaszem trochę mnie przeraża, boć erudyta to niezrównany. Zmiazdzy mnie jednym zręcznym cytatem z Micińskiego i będzie po mnie. Z drugiej stron uważnie czytać trzeba, Panie Tomaszu. Dowcipasy typu Adolf Josef śmieszne niestety nie są. Naruszanie powłoki "poprawości politycznej" jest zajęciem u nas raczej częstym, proszę nie odbieać chleba politykom. Nie przeskoczy ich Pan na pewno.

Wojciech Kozłowski

I jeszcze o jednym zapomniałem - NIE MA LITOŚCI!

Yes yes yes

Normalnie pare tylko tiffów zdążyłem wypóścić od ostatnieg refreshu a tu takie tejkłondo.

c'mon!

t. kozak

Kuba, kolejny raz „wyjeżdżam z frustratem i resentymentem”, ponieważ kolejny raz spotykam się z typem argumentacji, który moim zdaniem jest wybitnie szkodliwy. Uważam, że pytanka typu „skąd tyle zawiści?”, będące reakcjami na krytykę (prymitywną – to fakt) status quo, są po prostu źle zadanymi pytaniami. Nie mają one nic wspólnego z meritum – tworzą zastępcze problemy. Nie zamierzam bronić Bezana, ani się z nim solidaryzować, niemniej REDUKOWANIE tego, co mówi do wymiaru resentymentu w znacznym stopniu utrudnia dyskusję nad aktualnym stanem rzeczy.

„Wizja Bezana („towarzyski” lub „pokoleniowy” klucz do kariery) jest bez wątpienia uproszczona, by nie powiedzieć zwulgaryzowana”. Cóż to znaczy? Znaczy to tylko tyle, że aspekt towarzyski, lub powiedzmy – pokoleniowy, odgrywa, jak sądzę, pewną rolę we współpracy artysty z kuratorem. Jest jednym z elementów interpersonalnej chemii, która ułatwia lub utrudnia kontakty. Podkreślam – to tylko jeden z elementów, z pewnością nie najważniejszy, ale obecny. I tyle.

I jeszcze jedna drobna, lecz w sumie istotna sprawa. Czy ja kiedykolwiek deklarowałem się jako „buntownik”? Nie przypominam sobie. Jako „krytyk”:) – owszem, ale nie jako buntownik. Z pewnym zażenowaniem wyznaję, że czując się suwerenną i wolną jednostką, potrzeby buntu nie odczuwam (to chyba niedobrze?:). Prawo do niego z ulgą ceduję na artystów takich jak Uklański – wszak to w nich „jest bunt”, niech więc to oni buntują się „przeciw wszystkiemu i wszystkim” (najlepiej wymachując pustymi pięściami w ramach mainstreamowych imprez)

Do pana Wojciecha Kozłowskiego:

Szanowny Panie, w starciu na cytaty 1:0 dla Pana. Tak Pan przyłożył Hitlerem, że z rąk wypadły mi wszystkie „Nietoty”.

Z pokorą uznaję własne „dowcipasy” za chybione i przyznaję, że – w przeciwieństwie do moich wiztów – Pańska „denazyfikacyjna” retoryka jest naprawdę zabawna (apelowałbym przy tym już nie o współczucie, lecz o poczucie miary)

Szalom!

Stawiam na Tolka Banana

Kozak na polu karnym! zbliża się do bramki!! Banasiak w amarantowej koszulce ze złotymi wypustkami.....Szkoda że Państwo tego nie widzą!!!!!!!!!!!!!!!

Wojciech Kozłowski

Ok, jeśli Sz.P. Tomasz nie chce ze mną rozmawiać, to ja nic nie poradzę. Oczywiście ze sztubackimi żartami, racami humoru i satyry trudno dyskutować. I jescze to koncowe pozdrowienie...Gratuluję, wygrał Pan talon na balon, ha, ha. Jedyne, co Panu powiem to tyle ze boję się Pańskiej agresji, w słowach i w sztuce. Regularnie, zwyczajnie po ludzku się boję bo ona chyba jednak jest prawdziwa. To nie jest (proszę czytać uważnie) głos w tej dyskusji. To tylko prosta rozmowa. I przepraszam kol. Banasiaka za zaśmiecanie forum zbyt osobistymi wynurzeniami. Mam ochotę na trochę niepoprawności, więc się odreaguję - jak będę chciał, Kozku, opaskę włożyć, to se ją założę bez Twojego pozwolenia. Jeśli Tobie wolno H. malować to czemu mi nie wolno cytować? Zresztą, słabo się rozmawia, będąc lekceważonym przez rozmówcę.

Bezan

Widzę, że wystarczą dwa, trzy dość niewinne wpisy, by mieć - za sprawą kuratora - zszarganą opinię, nawet faszysty(?!). Ale "nie ze mną te numery -nomen, omen- Brunner". Przecież oprócz opinii podałem kilka nazwisk, związków personalnych, faktów łatwo sprawdzalnych. Oprócz tego, w reakcji na cytat SC z wywiadu: "Dobra sztuka konceptualna jest lepsza niż malarstwo", przytomnie zapytałem: lepsza niż jakie malarstwo? (bo ja akurat, choć walcząc z opadającymi powiekami, przeczytałem wywiad). I zamiast uzyskać odpowiedź lub dementi, pobieżnie przywołanych, ale jednak konkretów, otrzymałem skargę, że nie lubię Cichockiego (choć napisałem, że sympatyczny gość) i (od WK) wdzięczny epitet faszysty. Uściślę zatem przykład czystości związków karier artystów i kuratorów (pasujący do przywołanego przez Kozłowskiego cytatu z AH). Otóż jeszcze wczoraj, równolegle do trwającej wielkiej wystawy pewnego, najważniejszego malarza, wszystkie fora internetowe i prasowe zachłystywały się przyznaną mu nagrodą -jak to ujmowano: włoskiego, anglojęzycznego, branżowego magazynu Flash Art. Z sugestią oczywistą: nie tylko polska krytyka, ale i specjaliści w Europie docenili niezwykły talent najważniejszego. Sprawdziłem skład jury: na siedem osób, trzy polskie nazwiska (Budak, Szymczyk, Hanna Wróblewska(z Zachęty) i czwarte Beatrix Ruf (którą Szymczyk zmienił na stołku szefa KZ i która jest autorką tekstu o malarzu publikowanego w Przew.Krytyki Pol.))i piąte H.U.Obrist (którego Szymczyk zmienił na stołku szefa Berliner Biennale). Ciekawa jest w tym kontekście hasło Friese (fundacja, pismo, londyńskie targi), ale o tym ewentualnie w przyszłych odcinkach. Ja wiem, jestem wulgarny, liczyły się tylko wartości intelektualne malarstwa najważniejszego i jak mówił autor tego blogu, jego wielkie wartości pikturalne (na życzenie opiszę je i ja, bo sprawa choć była wałkowana jest jescze -co najmniej- nie zamknięta).

tomek kozak

Wobec powyższego nie wiem, doprawdy, jak mam rozwiać Pańskie obawy... Powiem zatem prosto z serca: "Nie lękajcie się!"

(to chyba wystarczająco budujący i koncyliacyjny komunikat)?

p.s. Naruszanie powłoki "poprawości politycznej" jest zajęciem u nas raczej częstym, proszę nie odbierać chleba politykom. Nie przeskoczy ich Pan na pewno.

Wojciech Kozłowski

Tak więc, kto za tym wszystkim stoi? Smiało, towarzyszu! Po nazwiskach! I Proszę tylko mi nie wmawiać, że coś powiedziałem, czego nie zrobiłem. Nigdzie nie padło określenie - faszysta. Pisałem tylko o podobnych torach myślenia, a to jednak nie to samo. Proszę o precyzję a nie demagogię. Cóż, Polacy trzęsą artworldem. Może jeszcze nie ci Polacy, co byście chcieli, ale jednak. Serce rośnie!

tomek kozak

To była oczywiście uwaga skierowana do pana Wojciecha Kozłowskiego

Krytykant

Bezan:

Pan naprawdę nie rozumie. Otóż tu chodzi o to, jakie intencje Pan zakłada. W każdym środowisku (aktorów, dziennikarzy, szewców, cukierników, kuratorów i krytyków) da się bez trudu rozrysować coś, co Jaroslaw Kaczyński nazwał "układem". Niektórzy znają się jeszcze ze studiów (potem funkcjonują juz jako akademicy i zaciesniają kontakty z innymi ośrodkami), z rozmaitych redakcji, nastepnie są zapraszani do jury, znają się też po prostu codziennej pracy, w końcu - z kontaktów towarzyskich, które siłą rzeczy w każdym środowisku sią zawiązują. I w tym sensie "układ" (np. liberalno-lewicowy) naturalnie istnieje - bo to ludzkie, że ludzie łączą się w grupy. Tyle, że JK nie wziął pod uwagę, że dokładnie tak samo funkcjonuje frakcja konserwatywna (każda!) i zamiast budować np. think tanki, popadł w populizm i doraźne polityczne gierki.

Po co to piszę? By uświadomić Panu, że istnienie takich "układów" nie może ekscytowac nikogo poza tymi, którzy zakładają niecne intencje ich uczestników. Ja zakładam, że ci, którzy głosowali na Sasnala zrobili to dlatego, że uwazają go za najbardziej obiecującego artystę młodego pokolenia. Że Szymczyk, który od a do z zapracował na swoją karierę wskazał go, bo od dawna forsuje jego talent. Mysli Pan, że Obrist (który nie był na żadnym stołku berlińskiego biennale) chciał - no własnie: czego? Uznania w oczach Szymczyka? Że ludzie tak właśnie funkcjonują? A Ruf - czy to, że głosowała na WS i pisała o nim swiadczy o czymkolweik poza tym, że go ceni? Otóz dla mnie nie, dla Pana tak.

Powodzenia zatem w konstruowaniu modelu układu, tylko prosze napisac wprost - co to za układ i do czego zmierza, jakie cele jego? Jak Pan się z tym upora (tyle jest jury, składów redakcji, rad, stanowisk w isntytucjach - i wszystko jakoś się łączy!), prosze spróbowac zbudowac coś samemu. Od podstaw. I wtedy Pana głos zabrzmi czysto i pełnie. A tak, brzmi Pan jak J.Kaczyński, który potrafi tylko narzekac i tam, gdzie ktos działa widzi coś więcej, niż tylko chcęć forsowania okreslonych przekonań/gustów.

pozdrawiam,

K

Panowie!!!

Kawa nad ranem i pistolety?

Anonimowy

a ja chodziłe/am z Szymczykiem na zajęcia do Muz.Sztuki w Łodzi, w latach licealnych!

I co?

Nico.

Po prostu faktycznie był najlepszy.

Anonimowy

POLACY TRZESĄ ARTWORLDEM? Bez przesady Panie Wojtku. Raczej zaczynają w nim uczestniczyc tak jak inne nacje. I tyle wystarczy.

Wojciech Kozłowski

To ironia była.

Anonimowy

Akurat

Anono

Dziewczyny nie kłódzcie się, wojna idzie ruscy gruzinom samolot zestrzelili !!!

a Wy tu tylko gadu gadu

konceptualny orgazm

szkoda, że odchodzicie od Sebastiana Cichockiego i znów ten Sasnal i Szymczyk i masońsko-polskie spiski. przeciez jego praktyka nawet jakby się z niej śmiać że konceptualna i staromodna to też wprowadzanie nowych nazwisk, ktore w stajni starej dobrej fundacji nigdy sie nie pojawia jak Czerepok, czy kurant, która podobno została przeklęta przez Przywarę za wyciąganie przed czasem Krasińskiego. A jest wielu innych, których Cichocki wprowadza krok po kroku MikMusic, Tobis, dizajn z Bęc. Po tym można poznać robotę kuratora, a nie tylko lans, choć to też ważne i to niepowazne wciąż z uporem wypierać się Hegla. Panie Krytykancie przecież Pan nikogo już nie przekona, że Pan nie walczy (także) o uznanie. jak się chce demaskować to warto zacząć od autorefleksji i próby ogarnięcia własnych przedsądów. to dotyczy nas wszystkich dyskutujacych na roznych forach o sztuce.

Bezan

Dobrze Panie Kubo, będę ciemnym chłopem wołyńskim co niewiele z tego rozumie, tylko jojczy i zazdrości. Ale co można powiedzieć o Panu, chcącym się zawodowo zajmować tym wszystkim co powyżej. To niczego nie zmieni, ale Obrist był kuratorem Berliner Biennale 2004. Ja wiem, że Szymczyk, z Budakiem i Wróblewską przyznali nagrodę (w końcu o tym piszę), tylko po co oficjalnie mydlić oczy, że ta rżnięta z Richtera na żywca cerata najważniejszego była nagradzana przez Europę. Trudno, będę Kaczyńskim bis, ale nadal twierdzę, że tylko układ wyniósł Szymczyka(rekrutującego się z Foksal, która jeszcze za komuny miała na zachodzie dobre referencje, "nie zajęty, z nowego obszaru, a więc tym lepszy), a Szymczyk wyniósł najważniejszego. Układ, który się nazywa Friese, polegający na obsadzaniu stołków międzynarodowych instytucji zasilanych publicznym groszem, promowanie z klucza(tylko tych jeszcze wolnych -najlepiej najmłodszych) i przepychanie wypromowanych (i z właściwymi cenami)do prywatnej sieci galerii ot, choćby do Kerna (niedużo trzeba, żeby się połapać, do których jeszcze). Grupa Friese nie mogła się przepchać do innego układu okupującego największe międzynarodowe imprezy gł. targi (typu Art Cologne) więc wykonała swoją "linię rozwojową" Richter(dziadek) - Tuymans(tatuś) - Havekost, Sasnal, Ostrowski (dziatwa). Stworzyła Fundację, alternatywne targi i wspierające pismo. Niemcom (Obrist) to super na rękę, bo Niemiec firmuje całość, a oni od zawsze mają na punkcie leaderowania odjazd.(plus kasa, rzecz jasna). Co zaś do tzw sukcesu -o naiwności-nowej, polskiej sztuki to jest to zaledwie szczęśliwy odprysk większej całości. Przekonał się o tym np. P. Starmach, chcąc wrzucić do obiegu Nowosielskiego. Ale Nowosielski, zajęty przez Starmacha, nie miał żadnych walorów dla kogoś innego (oczywiście jakość artystyczna nikogo w Europie nie wzięła), bo w przypadku sukcesu, zadowolony z Nowosielskiego byłby sam Starmach.

Krytykant

konceptualny orgazm:

po pierwsze nie dla sławy, po drugie nie dla pieniędzy

Bezan:

wow!

Anonimowy

friese? frieze?

tomek kozak

Nie - dla sławy! Nie - dla pieniędzy!

A wszystko to ad maiorem Dei gloriam!

Bezan

sorry, Frieze w rzeczy samej

Anonimowy

dla samospełnienia? dla przyjemności własnej? może ogłosimy mały quiz - dlaczego Krytykant robi to co robi?

dobra, dość tego stękania

i dosc szanownych Panów łojotokowych wynurzeń na przednówku. Bo jest JUZ ! wiosna i trzeba wywietrzyc przywiędle od narzekania i wypustki masy glejowatej krytyczno-kuratorsko-dyrektorskich mozgow.

A przy okazji to w CSW wlasnie wystartowala wreszcie dobra, nowoczesna, odwazna i pozbawiona smetnych pierdołowato-rajtuzowych odniesien do "dyskursów" wystawa artysty polskiego. Sami se sprawdzcie.

Anonimowy

ja nie mam jak sprawdzic? o kogo sie za przeproszeniem rozchodzi??

Anonimowy

Wiekszosc polskich kuratorow woli sztuke konceptualna, instalacje, wideo, malarstwo narracyjne (o czyms). Lepiej lapia rzeczy narracyjne, blizsze literaturze oraz takie, do których latwo dorobic tekst. Niz osobny jezyk sztuki. Ale to swiadczy o srednim przygotwaniu.

Renata

jesli chodzi o wystawe Bakowskieg na dole w zuju, to potwierdzam. Dawno nie widzialam czegos tak swobodnie wykorzystującego rozne watki obecne

w sztuce filmowej. Ale wlasnie wykorzystujacego do wlasnych celow autora a nie powielajacego dawno wypracowane rozwiazania. Przestrzenna kompozycja na wideo i dzwieki. Niepokojące.

Anonimowy

"Wiekszosc polskich kuratorow woli sztuke konceptualna, instalacje, wideo, malarstwo narracyjne (o czyms). Lepiej lapia rzeczy narracyjne,.." zgadzam się w 100 %,wogóle to ci właśnie zazwyczaj mało się wysilają w robieniu tekstów

Anonimowy

no trochę formy a nie tylko opowiastka i sie gubia, brak narzedzi do oceny zupelny...

Anonimowy

czemu Kuba B nie dostał się na ASP w wawie? czy nadal zajmuje się malarstwem ?

Krytykant

halo, ja tu jestem, nie musi Pan/i pytać tak bezosobowo. jednak w sprawach prywatnych (czy jeśli tak Pana/i interesują moje dzieje, to znaczy, że się znamy?) prosze napisac mejla, adres na stronie pod hasłem "kontakt"...

pozdr

K

Anonimowy

wydaje mi sie że ma to wpływ na rodzaj pisania poprostu

.

Anonimowy

Interesująca tylko Agnieszka Kurant?

No to zapewne mamy nowy pawilon polski w Wenecji! Sebastian CIchocki chyba nie poprzestanie na byciu kuratorem raz jeden z Sosonowską? Trzeba kuć żelazo!