Piękny koniec pięknej podróży

Banasiak
/
Damián Ortega, Skóra, Centrum Miejskie Prezydenta Alemána C.U.P.A, wyprawiona skóra cielęca, plan mieszkania w C.U.P.A., 2006. Fot. Obieg.pl.
Monika Sosnowska, „Bez tytułu (Wygięta Barierka)”, metal, 2006. Fot. Obieg.pl.
Wilhelm Sasnal, Bez tytułu, olej na płótnie, 2006. Fot. Obieg.pl.

Koniec egzotycznej podróży potrwa w warszawskiej Fundacji Galerii Foksal do 20 listopada. Po sztucznie rozdmuchanym, hucpiarskim Czarnym Alfabecie ta wystawa jest jak haust świeżego powietrza. Tu nikt nie traktuje widza jak zbuntowanego dzieciaka z artystycznymi pretensjami. Przeciwnie – skomplikowanie kodów, które trzeba rozsupłać w FGF jest odwrotnie proporcjonalne do skomplikowania myśli Hanka Willisa Thomasa, jednego z gwiazd wspomnianego pokazu w Zachęcie.


Koniec egzotycznej podróży to delikatna pajęczyna utkana ze stojących samotnie prac. Poszczególne realizacje są od siebie fizycznie oddalone, lecz splata je niewidzialna nić. W większości to typowe galeryjne artefakty, jednak wyeksponowane w dziwnym, może nieco staroświeckim stylu; są jak chińska porcelana: eteryczne, ciche, delikatne, jakby nie z tego świata. Wystawa oplata całą siedzibę FGF. Na trawniku przed budynkiem stoi minimalistyczna Rampa do Nikąd (2006) Mirosława Bałki. W balustradę schodów wpisana jest natomiast praca Moniki Sosnowskiej o tautologicznym tytule Wygięta barierka (2006). To również obiekt minimalistyczny, subtelne, urocze zakłócenie funkcjonalistycznej przestrzeni, być może szczyt lapidarności, modernistyczne haiku. Na ścianie klatki schodowej wisi obraz Wilhelma Sasnala (Bez tytułu, 2006): reminiscencja właściwej socmodernistycznymi pawilonom typografii ulokowana na amorficznym, szarym tle. Z kolei na dachu znajdziemy quasi-aztecki malunek Pawła Althamera – wielkiego białego orła kontrastującego z czarną papą; aby go dojrzeć musielibyśmy wzbić się w powietrze (Bez tytułu, 2006). Pozostałe realizacje znajdziemy w tradycyjnych wnętrzach galerii. Oprócz wymienionych wyżej sław mamy tu jeszcze dwoje foksalowych artystów. Jest jedna z Interwencji (1975) Edwarda Krasińskiego, jest także obiekt Anny Niestorowicz, dziwny fetysz ze skóry jelenia (Bez tytułu/ Czaszka, 2006). Niebieski pasek Krasińskiego wyeksponowany jest obok niby – laski André Cadere (Bez tytułu/ Drewniany okrągły pręt, 1977). I choć wiem, że sednem tego zestawienia jest minimalizm wyrazu połączony z bezkresem wyobraźni, to nie mogę opędzić się od wizji Krasińskiego, który idzie wzdłuż ściany, a obok stuka kolorową laseczką urodzony w Warszawie Cadere. Nie bez znaczenia zdaje się być tu fakt, że Krasiński podchodził do swej sztuki z dystansem, a na pewno nie ułatwiał jej interpretacji – mówił więc raczej o „drągach”, niż „obiektach”.


Sensy kuratorów przenikają się tu zatem z sensami artystów i historią budynku (szerzej: utopii, którą ktoś gdzieś kiedyś ziścił, a nam przyszło w niej żyć) w sposób doskonały. Wszak często się zdarza, że kurator wysługuje się artystami jak narzędziami, by zrealizować swój wiekopomny konstrukt. Tu sama wystawa jest dziełem, jednak nie dziełem jedynym, a tylko (i aż) partnerskim dla dzieł pozostałych. Prace pokazane w FGF są w znakomitej większości świeże, jeszcze cieplutkie, bo z tego roku. Tworzą koktajl, który już dziś można określić mianem wystawy roku. Na Końcu egzotycznej podróży jest spokojnie, wszystko znajduje się na swoim miejscu, mam poczucie, że tu nikt mnie nie nagabuje, ani manipuluje, nikt nic nie wmawia i nie epatuje jarmarczną pstrokacizną. Same barwy są tu zgaszone, stonowane, subtelne.


Podróż nie mogła skończyć się piękniej. Wątpliwość zawarta w tytule jest być może słuszna – po co dalej eksploatować coś, czego już dość dobrze się nauczyliśmy? Co więcej, egzotyczni jeszcze do niedawna artyści lokują się już w samym sercu światowej sztuki. Powtarzalność to ostatnia rzecz, jakiej pożąda ambitny kurator – a może po prostu inteligentny człowiek (o artyście nie wspominam, artysta powtarzalności nie znosi). Trip był to zaiste egzotyczny: FGF ni mniej ni więcej, tylko wykarczowała nową przestrzeń dla sztuki. Co dalej? To chyba podstawowe pytanie, które należy sobie teraz zadać. Spijanie śmietanki? Nie sądzę. Nowe rozdanie? Intelektualne korzenie FGF to są chyba zbyt silne, by dało się je ot, tak przeciąć.


Niech więc na razie za odpowiedź posłuży metafora autorstwa Minera Cuevas, która wypuściła w niebo 60 lampionów (Powietrzne balony dla Stanisława Lema, 2006). Na gruzach wynaturzonej utopii znalazło się więc miejsce na nieskrępowaną dogmatami fantazję. Tylko gdzie udać się teraz, kiedy osiągnęło się nieosiągalne?


Powyższy tekst to raczej impresja, niż ścisła recenzja. Konkretne sensy wystawy – tu tylko zaznaczone – bardzo przejrzyście wyłożyła Dorota Jarecka, warto też przeczytać tekst kuratorów.

Komentarze (2)

nie powiem

NiestErowicz

Krytykant

Zawstydza mnie Pan/Pani... Rzecz jasna, że tak.. A tak uważałem, żeby nie napisać Nesterowicz, tylko NIesterowicz...