Performens jako tabloid
Banasiak/Performens jest szczególnym gatunkiem sztuki z wielu powodów, ale ja chciałbym skupić się tylko na jednym. A konkretnie na jego konsekwencji. Mianowicie w malarstwie, rzeźbie czy np. wideo głos artysty przyobleczony jest w formę. Performens nie materializuje się w obiekcie, choć oczywiście i on posiada swoje medium: samego artystę.
Jest to bardzo istotna różnica, bowiem forma zawsze stanowi swego rodzaju „zaporę” przed dosłownością. Bo choć obrazy będące tanią publicystyką naturalnie powstają, to jednak mało kto traktuje je poważnie. W performensie tej bariery nie ma. A w dobie tabloidyzacji sztuki przekaz musi być prosty. I dlatego artystyczny banał zepchnął dziś ambitny performens na pozycje archaicznej aktywności o zadziwiająco mistycznym (a przynajmniej podejrzanie niejednoznacznym) charakterze. I to bez żadnej konsekwencji: wszak performens to taki spektakl z użyciem symbolicznych rekwizytów, inscenizacja z tezą.
Performens w naturalny sposób stał się idealnym medium dla tych wszystkich (krytyków, artystów, kuratorów), którzy pojmują sztukę jako wizualizację prostych operacji intelektualnych (np. wypowiedzią artystyczną jest praca przedstawiająca koła olimpijskie wykonane z drutu kolczastego). Z punktu widzenia tych, którzy nie zgadzają się na taką definicję sztuki, jest to proces dramatyczny, bo bogata tradycja performensu siłą rzeczy legitymizuje artystyczną hucpę. Nie bez znaczenia jest też fakt, że historia performensu jest w Polsce praktycznie nieznana. Nad Wisłą to ciągle gatunek niszowy, na swój sposób wytrawny, hermetyczny. Jak bumerang powraca tu także problem odbioru sztuki współczesnej przez opinię publiczną: performens sprowadzony do wizualnych rebusów czy popisów kiepskich pantomimistów operujących zgranymi rekwizytami to woda na młyn tych krytyków sztuki aktualnej, którzy chcą widzieć ją jako aktywność jałową i w swojej istocie prymitywną.
Kiepski performens można uznać więc za lustro, w którym przegląda się większość bolączek najnowszej sztuki: od jej ideologicznej instrumentalizacji, przez bezwstydne nieskomplikowanie, aż po zgodę, by w jej obrębie pomieścić literalnie wszystko. To iście wybuchowa mieszanka. Indywidualizm i głębokie przeżycie to składowe każdej dobrej sztuki, ale ze względu na wyjątkową jedność autora i dzieła może przede wszystkim performensu. Teraz performens to swego rodzaju hyde park, trybuna, z której wypowiedzieć może się każdy. Niestety rzadko bywają to przenikliwe wystąpienia, częściej popularne opinie podane w przeterminowanym sosie wywrotowych niegdyś praktyk.
To nie jedyna zmiana. Realnie emancypacyjna moc performensu czy działań z jego pogranicza z biegiem czasu wygasła, uległa klasycyzacji. W konsekwencji to, co niegdyś tak doskonale uzupełniało określone ideologie czy prądy intelektualne, dziś stało się tubą, przez którą wykrzykuje się banały. Dlatego tak żałosne są performensy wykonawców, którym wydaje się, że arsenał środków wyrazu, który szokował w czasach narodzin kontrkultury, a nawet w latach późniejszych – nagość, krew, ekshibicjonizm, wydzieliny, etc. – ma dzisiaj jakikolwiek potencjał (intelektualny, polityczny czy transgresyjny). Bo jest dokładnie odwrotnie: obecnie są to składniki, z których ulepiona jest reklama i kreskówki.
Zezwierzęcony glamour, ostatni performens duetu Sędzia Główny, dobitnie dowiódł, że ta kategoria oznacza dzisiaj wszystko, a więc nie oznacza nic. Streśćmy ideę tego projektu: Aleksandra Kubiak i Karolina Wiktor spędzą siedem dni w kubiku wydzielonym z przestrzeni Laboratorium CSW. Będą odcięte od świata ścianą z pleksi, zjedzą jeden posiłek dziennie, dwa razy w tygodniu poddadzą się „zabiegowi hirudynologicznemu wykonywanego na ciałach performerek (przystawianie pijawek lekarskich dokonywane przez specjalistę)”. Całość będą transmitować kamery internetowe, przekaz na bieżąco na stronie Obieg.pl. A jeśli komuś się zachce, zawsze może popatrzeć na nicnierobienie Kubiak i Wiktor na żywo: między 12 a 17 czerwca od 17:00 do 19:00.
Zezwierzęcony glamour tak bardzo miał być sztuką, tak bardzo wymyślony był jako sztuka, że stał się jedynie sztuki podróbką, szytą na miarę tego, co w powszechnym odczuciu funkcjonuje dziś jako sztuka. A jednak to typowy współczesny performens: zgrzebna symbolika (pijawki jako metafora „wiecznej młodości”), refleksja, którą łagodnie określić można mianem infantylnej, a na okrasę pompatyczny tekst (fraza: „Zezwierzęcony glamour jest swobodnym analogonem performensu Coyote Josepha Beuysa”, zasługuje na miano kpiny roku).
Obawiam się, że swoim działaniem Kubiak i Wiktor naprawdę chciały powiedzieć coś istotnego: na pewno o współczesnej popkulturze, a może i o samym życiu. I oczywiście można by dowodzić, że być zamkniętym na własne życzenie i ze świadomością istnienia licznych widzów to nie jest zezwierzęcenie; że odosobnienie à la Big Brother to jednak dość słaba przewrotność; że opowiadanie o bezczynności za sprawą nicnierobienia to nie najszczęśliwsza opcja; że teza: „we współczesnej popkulturze kult piękna zredukowany jest do splendoru i uroku” – nie byłaby odkrywcza nawet na łamach pisma dla gimnazjalistów.
Można by – jednak najlepszą puentę do Zezwierzęconego glamour dopisało życie. W oświadczeniu wydanym przez Kubiak i Wiktor czytamy: „Wczoraj około godziny 21 zostałyśmy zmuszone do przerwania sześciodniowej akcji. Główną przyczyną, były wyciekające chemikalia z pleksiglasowej wanny – a ścisłe rzecz ujmując – mocz z środkiem odkażającym, który rozpuścił łączenia pleksiglasu. Fetor wydobywający się na zewnątrz był nie do zniesienia w zamkniętym pomieszczeniu, a w konsekwencji silnie trujący”.
Okazało się, że zamknięte w przybytku kultury wysokiej zwierzęta są bardzo ludzkie. Nie wiem, czy fetor moczu i chemikaliów istotnie zagrażał zdrowiu performerek, czy też był tylko „nie do zniesienia”. Nie sądzę również, że gdyby Kubiak i Wiktor wytrzymały fetor i pomdlały, ich akcja byłby bardziej „szczera”, a więc bardziej udana. Po prostu zdarzenie z nieszczelnym pleksiglasem – poza tym, że w skutek kontrastu wysokiego i niskiego (kultura i usterka techniczna) komiczne – podziałało jak przekucie nadętego balonu. Jednak duet Sędzia Główny pozostał niewzruszony: „W naszym mniemaniu, czas, który spędziłyśmy w zamknięciu, pozwolił na uwypuklenie naszej tezy – w tym przypadku stanu bezczynności i zezwierzęcenia”.
I w sumie mniejsza, że stan raczej nie może być tezą. Nieistotne jest również to, że jak się planuje wydarzenie artystyczne, to czas jego trwania winien być ściśle uzasadniony, a nie elastyczny w zależności od trwałości tego czy innego materiału. Ważne, że kamery zainstalowane w CSW Laboratorium pokazały coś nadprogramowego. Pokazały mianowicie, że performens nie może być zimnym projektem; lub też, jak kto woli, że nie może być udawaniem. Nawet jeśli występuje jako swobodny analogon performensu Coyote.
Komentarze (38)
cieszę sie ze powstał ten tekst bo cała ta akcje była naprawdę żenująco banalna i głupia,
pozdrawiam
Drogi Kubo,
z jednej strony to super że w stronę performance spojrzałeś.
Tylko dlaczego dopiero wówczas, gdy odbył się on pod egidą CSW w wykonaniu 'sztandarowych' artystek ulubionych przez polskie instytucje ze względu na klarowny wizerunek i prace, których interpretacje (dziś) wlaśnie nie wymagają szczególnego wytężenia czegokolwiek, ale dają pozory 'zbuntowania', które dobrze uzupełnia zachowawcze zwykle programy galerii ?!?
Z jednej strony bardzo słusznie zauważasz na początku, że 'nieograniczoność' performance sankcjonuje przeróżne hucpy - ideowe łopatologie, nieskończone podróbki i chłodną, sztampową 'produkcję'. Z drugiej strony powarzanie takiej opinii przez jednych krytyków nie zajmujących się tą dziedziną, lub traktowanie jej pod kątem nie mającego nic wspólnego ze sztuką aktywizmu przez innych, bardzo jej szkodzi i blokuje zainteresowanie tym, co czasami bywa w tym medium bardzo cenne i ciekawe. Tyle że rzadko prezentowane tzw. szerokiej publiczności. Koło się zamyka.
Z drugiej strony opierasz się tylko na czymś, co akurat samo wlazło Ci pod nos. Może lepiej wówczas pisać tylko o zaistnialym wydarzeniu bez wydawania sądów o całości gatunku. Poza tym, czy tego samego oskarżenia nie możnaby wysunąć wobec całości sztuki współczesnej ?:) Z całej tej nadprodukcji, do której często się odnosisz, też trudno wyłuskac prace naprawdę ciekawe, wnikliwe, oryginalne. Z performance jest podobnie. Ale tak się jakoś sklada, że jeśli już zajmują się nim instytucje, to idą na łatwiznę.
Zanim więc napiszesz kolejny tekst o performance, zapraszam na festiwal performerski (ostatnio był nawet na terenie CSW ale Ciebie tam nie było;) - takie wydarzenie trudniej instytucjonalnie kontrolować i gwarantuję, że przynajmniej część prezentowanej tam sztuki bywa na poziomie wyższym niż większość produkcji 'tradycyjnej´ (te druty kolczaste, lalki Barbie itp, czy choćby flagi osławionego Uklańskiego nie są performancem ! ). W końcu śmieszna i dziecinna jest ta 'licytacja', bo po prostu dobrej sztuki która o coś pyta, coś wrażliwie porusza czy choćby skutecznie wkurza albo nawet perwersyjnie bawi jest niewiele w ogóle, i w sumie zgadzam się z Twoim stanowiskiem krytyka wartościującego. W performance też czasem próbuje się to robić, czasem nawet na lamach Obiegu;), ale to jest bardzo żmudna praca u podstaw...nie inaczej jak w innych dziedzinach.
Pozdrawiam!
witaj "m".
dzięki za wpis. oczywiście masz rację, pewnie we wszystkim (w tym, ze piszę o czymś, co podeszło mi pod nos - w sumie też...). na swoją obrone mogę powiedzieć, że ten tekst jest głosem, którego mi w dyskusji o performensie brakuje. jest wielu lepszych znawców tego gatunku, niz ja: u nas w redkacji to oczywiście Grzegorz Borkowski, ale tez różni korespondenci Obiegu. więc głosy o perf. się pojawiają. ja za ważny uznałem fakt, że perfromens niejako ze swojej natury "przyciąga" banał. oczywiście, ze tak byc nie musi. ale jest.
pozdrawiam,
K
PS. Kolczastych kół nie wymieniałem jako performens!!!
...bywam tym korespondentem, wkrótce będzie coś nowego i to pewnie w tych rejonach, które poruszyles, choć i wcześniej odnośnie tego przyciągania banału było wiele razy! Ale w Polsce o performance nie pisze się prawie wcale, a jeśli już to najczęściej jedynie wyliczając po przecinku ruchy performera albo podając (mniej lub bardziej zgodne z intencja artysty) interpretacje potrzebne do ideologicznego szczęścia samemu piszącemu. Znam to też z tzw. autopsji performerskiej.
Będę jednak bronić otwartości performance. Myślę, że końcowy efekt takiej jego wewnętrznej weryfikacji jakości jest nie mniej wiarygodny niż ten, z którym mamy do czynienia w tzw. mainstreamie, ale skutki przecieków jakichś nieprzekonujących fikołków są mniej rażące niż w przypadku niektórych 'dzieł', które wyróżniają czasem szanowani wydawaloby się krytycy. W sumie cała dzisiejsza sztuka przyciąga banał, po prostu. I każda jej dziedzina jakoś tam zaczyna się przed tym bronić / tak patrząc krajobrazowo to po przesileniu chyba nadchodzi taki moment prób wytyczania jednak jakichś nowych granic, choćby poprzez rozpoznanie nowych awangard. W performance w każdym razie taka jawi się nadzieja. Zapraszam do dyskusji przy okazji następnego tekstu:)
Zapraszam więc do dyskusji przy okazji kolejnego tekstu :)
sorry za powtarzanie, to pomylka, zapraszam tylko raz, wystarczy:)
Ciekawe, ze CSW pokazało ten performens - mam wrażenie, że tam panuje ostatnio trend pokazujmy takie rzeczy, których nie da się sprzedać (sa niekomercyjne) a ze złe - nieszkodzi.
Krytyka nowych. Od kilku lat klasycy performance'u próbują zdyskredytować performance lat 90-tych odwołując się do wzorów, faktów i twórczego wrzenia z lat 70-tych. Zarzuca się: mielenie starych spraw, eklektyzm, sklejanie cytatów, teatralizację, atrapowość i uwaga.... organizowanie festiwali performance'u. Rozumiem znudzenie współczesnym performance'm wśród dawnych awangardystów, pionierów performance'u, lecz walka o "czystość" gatunku, paradoksalnie prowadzi do narzucania, sugerowania bliżej nie określonych reguł. Mamy więc do czynienia ze sprzecznością, której absurd - w sztuce performance'u - jest szczególnie wyraźny. Myślę, że ciekawszym spojrzeniem na performance jest zadanie pytań o jego istotę i aktualną kondycję. Unikanie tych pytań pozwala jedynie na fascynację przeszłością. Przyznaję, że całkiem niezłą, ale już przeszłością. Współczesny performance kładzie akcenty na zupełnie inne zagadnienia. W mniejszym stopniu chodzi o twórczą temperaturę w obrębie performance'u. W większym, o istnienie w ogóle. Trzeba też dostrzec wreszcie fakt, że performance końca wieku coraz częściej ryzykuje wybór pójścia w "złe" kierunki. Świadomie odrzuca dawną "wierność" performerów różnorodnym formom eksploatowania własnej psyche i ciała. Performerzy lat 90-tych przyjmują zdecydowanie odmienne strategie. I nie ma sensu twierdzić, że są one gorsze. Są inne. Na nic tu się zda wartościowanie, które jest ulubionym zajęciem piszących i mówiących o performance. Performance nie skostniał i nie przestał być autentyczny. Owszem zdarzają się trywialne wygłupy, ale takie niebezpieczeństwo istniało zawsze. Jedno jest pewne: coraz rzadziej można spotkać performance "dla innych artystów", tzn. taki, który nawiązuje do klasyki gatunku. Oczywiście nie dziwi mnie to, że performerzy aktywni w latach 70-tych nie akceptują performance'u uciekającego od heroicznych korzeni. Krytykując współczesny performance nie mamy odpowiedzi na pytanie: dlaczego artyści ciągle odwołują się do tej formy wypowiedzi? Kim jest współczesny performer? Jaki opór musi pokonać, by zaistnieć? Jakie nowe konteksty towarzyszą sztuce performance'u w latach 90-tych? Lub zadać pytanie: dlaczego nie organizować festiwali performance'u? Jednostronny spór wprowadza destrukcję w obrębie performance'u. Bardzo w to wierzę, że ta krytyka w końcu umocni performance art. Lata 70-te. Uczciwe zastanowienie się nad aktualnym performancem wymaga zagłębienia się w historię jego początków, po to, by przypomnieć sobie o co w ogóle chodziło w sztuce performance'u. Idea performance'u pojawiła się w Stanach Zjednoczonych w roku 1971. W Europie 2 lata później. W Polsce w 1978. Na festiwalu "I AM". Chociaż niektórzy artyści znacznie wcześniej wypowiadali się poprzez formy zbliżone do performance'u, to świadoma identyfikacja z tym nurtem sztuki była opóźniona. Nie jest to zarzut wobec dzisiejszych krytyków i zarazem klasyków performance'u, ale stwierdzenie istotnego faktu. Miał on duże znaczenie dla wyznaczenia przestrzeni, stosowania form i zaistnienia postawy performera. Nie zapominajmy też, że w Polsce istniała cenzura i artyści omijali kontrowersyjne treści. Polscy performerzy końca lat 70-tych byli pozbawieni twórczych ekscytacji dostępnych tylko autentycznym pionierom performance'u. Szlaki były już przetarte. Performance początku lat 70-tych był reakcją na sformalizowaną sztukę modernistyczną i konceptualną. Na jej obojętność wobec problemów społecznych i politycznych. Performance ignorował i całkowicie zbojkotował zastany świat sztuki. Galerie, muzea, artystów, krytyków, handlarzy i polityków. Performance zaistniał według kryterium sensu, a nie formy. Był mocną reakcją na hipokryzję idei obiecujących "lepszy świat". Nie wikłając się w spory. Performerzy nie ogłosili manifestu. Pojęcie "performance" nigdy nie doczekało się precyzyjnej definicji. A więc żadnych reguł i ograniczeń. Performance nie wykluczał użycia jakiejkolwiek formy wypowiedzi. Ani też nie zakreślił sobie katalogu wartości, problemów i idei, które chciałby poruszyć. Pełna otwartość. Każdy kto pamięta klimat artystyczny tamtych czasów zgodzi się ze stwierdzeniem, że radykalizm artystów awangardowych osiągnął groteskowe apogeum, w którym nie było już miejsca na twórczość. Performance proponował sytuację odwrotną. Stał się niczym nie limitowaną wolnością. Był twórczy, antyrynkowy i antyprzedmiotowy. I to było porażające. Sztuka performance'u fascynowała w tym czasie unikaniem "scientystycznego teoretyzowania". Zachwycała kompletnym brakiem sporu z każdą inną sztuką. Cechowała się niechęcią do wartościowania i współzawodnictwa w sztuce.
Performance'u nie można było nagiąć do zgrabnych konstrukcji programowo-teoretycznych. Performance był adresowany tylko do publiczności obecnej. Wyeliminował pośredników. Przede wszystkim krytykę artystyczną. Artysta prezentował sztukę a nie był reprezentowany przez swoje dzieło. Performance dokonał rewolucji, która początkowo była lekceważona. Podważył kulturowe podstawy sztuki. Po r
Jak najbardziej się zgadzam, że przy całym szacunku dla 'klasyków' ważna jest dyskusja o tym, co dzieje się dziś. Krytykant nie podważał istoty funkcjonowania performance jako gatunku tylko jakby pytał, czemu sie nie 'szanuje'. I to jest dobre pytanie warte namysłu. Dlaczego więc znów wykład o przeszłości. Te materiały są, można się z nimi zapoznawać. Chodzi właśnie o to, by nie powtarzać przy każdej okazji czym performance jest (był). Nikt pisząc np. o malarstwie nie potrzebuje co chwila podawać jego definicji. Zresztą może ona też nie istnieje, zmienia się... ;) To powtarzanie pytania o definicję performance też jest już trochę męczące. Cytat z Warpechowskiego o ciągłej redefinicji również, bo wiadomo, jak to naprawdę hula: niby każdy, a jednak nie każdy...no to który?:) I wychodzi na to, że brak ograniczen, rozważań o jakości to utopia. Piękna, ale mogła zaistnieć tylko chwilowo jako idea. Może wlaśnie by udowodnić, że pozostanie tylko ideą, może bardziej sposobem myślenia o życiu niż o sztuce.
Ważne jest, że wielu artystow wlaśnie poprzez swoje akcje podważa te żelazne zasady performance których niby nie ma, a są ( w sumie jest tu mnóstwo takich kwestii których podobno nie ma, a są :). To jest właśnie nowa awangarda - świadomość gatunku sztuki, który się uprawia, i twórcze jego rozwijanie, przekształcanie itp. To jedyna droga przetrwania ale przy pogodzeniu się z prawem ewolucji. Istotą sztuki jest ciągłe reagowanie na zmiany i nie wiem czemu te dzisiejsze zmiany w performance miałyby ustępować tym wcześniejszym. Każdy moment w sztuce ma swoje uzasadnienie, performance też nie pojawił sie jak big bang tylko był konsekwencją wielu zjawisk...itp, itd...możnaby długo, o przyszłości performance, rynku, itd, to może przy innej okazji. Pozdrowienia!
" ważna jest dyskusja o tym, co dzieje się dziś."
Oj, ważna. Jak chociażby w związku z tym, że już w niedzielę w Warszawie po raz pierwszy wystąpi Franko B. Czy może nie wypada o tym wspominać? Mam wrażenie, że w środowisku artystycznym powstała jakaś dziwna zmowa milczenia na ten temat. A trudno oceniać performance tylko na podstawie materiałów archiwalnych. Warto by sie wybrać, żeby mieć potem coś konretnego do powiedzenia.
a w którym środowisku ta zmowa ??;)
Franko B to już w sumie klasyk, uczniów wychowuje. Jest też gwiazdą, nie udziela się w performerskim światku. Trudno też mówić o nim jak o kontestatorze w sensie dzisiejszym. Nie dajmy się zwieść gadaniu o 'skandalach', w performance są to zabiegi już na wskroś klasyczne.
Tu jest o tyle dziwnie, że on występuje w ramach imprezy de facto teatralnej. Otwiera się ogromny temat pt. performance a teatr. Różnice są ogromne, podobieństwa pozorne. Dobrze, że program imprezy używa zwrotu 'akcje performatywne'. Poniekąd rzeczywiście, dzialania Franco B są jakościowo 'teatralne' , kampowo wystylizowane. Podobnie jak prace mającej wystąpić też tego dnia polskiej grupy Suka Off.
Zobaczyć trzeba, fajnie mają ci, co mają blisko...
Chociażby w środowisku pt "obieg i reszta" - z druków pochodzących z TD wynika że "obieg" objął to wydarzenie patronatem medialnym, nie dostrzegłem żadnych zapowiedzi. Natomiast inny z "piewców wolności w sztuce" spam.art.pl reklamuje w newsach artystę jako "legendarnie skandaliczny performer". Może pan Guzek i reszta autorów wyjaśniliby co oznacza to określenie. Gdzieś w necie znalazłem już ciekawą teorię dotyczącą tego zjawiska - wcale nie taką głupią. Skończyła się koniunktura na "pokrzywdzonych przez władzę artystów" więc należy samemu spreparować jakiegoś "frankensteina". Wydawało mi się że prowadzenie portalu o sztuce powinno zawierać jakiś pierwiastek edukacyjny. Jeżeli chodzi o kontekst teatr - performance to dwie sprawy. Pierwsza, krótko - odsyłam do "Performatyki" Carlsona Mervina. Druga - zmarł dziś Józef Szajna - artysta który ukończył ASP - nie PWST. Czy któryś z blogów, do których linki znajdują się na Obiegu wspomniał o tym? Ja nie zauważyłem, widocznie za dużo rzeczy w życiu robił sam.
adam:
naprawdę - żadna genralizacja nie ma tu sensu (zresztą nie tylko tu). po co ta dyskusja ma zbaczac na ten tor? "obieg i reszta"? Czy bedzie Pan dowodził gdzie ta reszta się kończy i gdzie zaczyna, no i kto do niej należy? chyba nie, bo narazi się na śmieszność, choc pewnych rekordów raczej Pan nie pobije.
tekst o Franko B jest zamówiony u autorki, czekamy. Serdecznie proszę o mniej teorii spiskowych, to wszystko naprawdę jest niebywale prozaiczne.
pozdrawiam
K
Są osoby, dla których preparowanie atmosfery skandalu zastępuje wszelkie wartości w sztuce. Z wolnością nie ma to nic wspólnego.
Dobrze jest czytać, ale nie tylko Amerykanów. Tam mają specyficzne podejście do 'performing arts'. Nie ma tu miejsca na eseje, ale na pewno teatr ma dość ugruntowane miejsce w życiu kulturalnym by nie musiała się nim zajmować także sztuka wizualna. Performance to jednak całkiem inne podejście do roli artysty, widza, tzw. techniki itp itd. Z całym szacunkiem dla teatru i jego twórców, oczywiście.
Nie ja wywołałem ten temat więc dziwi mnie że zwraca się Pan do mnie. Opisuję jedynie fakty, czyli trudną do zrozumienia ciszę w materii "reklamy" tego konkretnego wydarzenia (kiedy mniej znaczące prezentacje opisywane są z dużo większym wyprzedzeniem). Generalnie cały mój wcześniejszy post opiera się na tym co znalazłem w sieci. Cóż, być może wyciągam błędne wnioski.
Czas pokaże.
Pozdrawiam
A
A wracając do Grupy Sędzia Główny... W zeszły piątek, w informacjach na TVP Kultura podano informację, że z materiałów video nagranych podczas performensu powstanie film. Mniejsza z tym, że dziełem sztuki może być w mniemaniu wspomnianych artystek nie tylko nicnierobienie, ale nawet dvd z dokumentacją nicnierobienia. Interesujące jest to, że tego samego dnia w katowickiej galerii Sektor I odbył się wernisaż wystawy "Godzilla kontra neoludzie", na której swoją pracę zaprezentować miała również Grupa Sędzia Główny. Jakież było moje zdziwienie, gdy na ekranie stojącego w galerii telewizora zobaczyłam właśnie ów "Zezwierzęcony glamour"! Co przekonało kuratora, aby zdecydować się właśnie na tę, nieistniejącą przecież jeszcze tydzień temu pracę?
Wreszcie! Już od dawna próbuję rozgryźć, co się stało ze sztuką performance (nie tylko Polską). Mogę jeszcze dodać, że paradoksalnie do słabości performance przyczyniły się próby oddzielenia, oczyszczenia ("puryfikacji") performance. Chodzi mi o oddzielenie go od reszty sztuk - hermetyzacja, tworzenie elit, grup, niemal sekt posługujących się podobnym językiem - pozornie głębokim lecz powiedzmy sobie ... niepozornie banalnym. No cóż hermetyzacja zwykle prowadzi do zakiśnięcia, które sprawdza się wyłącznie w przypadku ogórków (nierzadko stających się rekwizytami performera :)).. Potrzeba performace w przypadku jego prekursorów wynikała z konieczności wyjścia poza ramy obrazu, zejścia z piedestału. Beuys nie tworzył performance stricte. Nie był performerem z założenia, ale raczej z intuicynej potrzeby. Artysta może robić performance, ale nie dlatego, że na studiach założył sobie, że będzie performerem, ale dlatego, że poprzez taki środek przekazu potrafi (i chce) komunikować treści, (Bodzianowski, Althamer, Francis Alys).
Z performance nic się nie stało, tylko cały czas się dzieje. To, że coś robił Beuys ( lub nie ) x lat temu, nie jest instrukcją dla dzisiejszego artysty. W ogóle wartościować sztukę można jedynie w kontekście czasu jej powstania / większość performances uznanych za absolutną klasykę byłaby dziś nie do przyjęcia (no i właśnie tak bywa w przypadku artystów i artystek, dla których uprawianie performance zatrzymało się na oglądaniu zdjęć klasyków ;))
Poza tym niewielu aktywnych dziś performerow założyło sobie cokolwiek na studiach, a wielu (bardzo dobrych) nawet nie studiowało 'sztuki'.
Problem ze stricte artystyczną krytyką performance jest taki, że obok wartościowan jakościowych, formalnych, intelektualnych, są też te wynikające z etosu, postawy pomiędzy sztuką a życiem, a nawet po prostu osobistej charyzmy artysty. Plus te wspomniane już wyżej niuanse których niby nie ma, a są : chowanie się za definicjami, okrągłymi frazesami, złotymi myślami 'ojców', swoisty system funkcjonaowania festiwali itp :) Jednak cale to zamieszanie jest i tak cenniejsze od autorytatywnych, a przecież równie wątpliwych wyznaczników tzw. główniego obiegu sztuki, gdzie z kolei brak przyzwolenia na bezkarny eksperyment, który rzadko, ale bywa, że okazuje się genialny. Ale jeśli na miejscu nie ma wrażliwego 'krytyka', to nie dowie się o tym nikt oprócz obecnych. I na to ów 'hermetyczny' świat performance się godzi, w przciwieństwie do np. tych artystów wymienionych na końcu powyżej, którzy jakoś nigdy nie dzialają daleko od mediów. Ich akcje, nie lepsze i nie gorsze od 'performerskich' , są po prostu zawsze zauważone przez krytyków mainstreamowych. I to jest wybór strategii i nomenklatury, a nie kwestia intuicji czy wyższego artystycznego poziomu. Można wróżyć, że coraz więcej młodych artystów będzie podążać tą drogą z przyczyn rynkowych / performance zostanie zastąpiony performatywnością i wchłonięty przez mainstream jako jedna z wielu opcji do wyboru. I fajnie, i źle. Coś bardzo cennego z punktu widzenia urody życia jednak przepadnie...
i jeszcze tylko słowo odnośnie wciąż pojawiającego się 'banału' / jest ogromna różnica pomiędzy banałem intelektualnym, wszechobecną dziś w sztuce poprawną łatwizną najróżniejszych 'przesłań' , a twórczym i przewrotnym posłużeniem się banałem, który składa się na nasze życie. Performance jak żadna inna sztuka może to wykorzystac, ale, przyznaję, zbyt często króluje tu wciąż ów 'klasyczny' patos, który dziś już po prostu nie przekonuje. Ale powoli pojawiają sie nowe głosy, choć nie jest im łatwo. Trzeba dac im szansę zanim wrzuci sie performance do jednego worka z całą sformatowaną resztą sztuki.
-Performance to rzeczownik od to perform: robić coś. Performance przeciwstawia się przedmiotowi, zamknięciu czegoś w zastygłej formie. Jest tym co się dzieje, jest procesem. Jest nie obrazem życia, lecz samym życiem - wyjaśnia artysta, uważany za jednego z najważniejszych polskich performerów. Jest współtwórcą i organizatorem licznych międzynarodowych festiwali performance, teoretykiem sztuki, twórcą pojęcia "sztuka kontekstualna", które odnosi się do związków między sztuką a społeczeństwem.
- Uczestnicząc dzisiaj w sztuce, jestem jak podróżujący turysta, zatrzymuję się przed przydrożnym motelem, może nawet zostanę tu na noc. Odpoczywając przy kuflu piwa, zamienię parę słów z sąsiadem. Nie będę wdawał się w dyskusje, nie będę nikogo przekonywał, nawracał. Nie musimy koniecznie się rozumieć. Wystarczy, że życzliwie uśmiechamy się do siebie. To, co naprawdę się liczy, to samo
spotkanie, to że wzajemnie się stymulujemy - tłumaczył swoje działania artysta.
Oczywiście "m" ma rację. Ja być może powinienem teraz rozwinąć moją myśl, ale to nie jest jednak dyskusja na blog. Bo przecież mówiąc, że coś złego dzieje się z performance okropnie uprościłem. Z performancem coś się ciągle dzieje, jak i z całą sztuką - to prawda. Niestety dawno już nie byłem świadkiem niesamowitego przełomowo odświeżającego performance. Zawsze jest to ta sama próba pracy z wciąż tymi samymi rekwizytami, te same gry z publicznością, przepychanie jakichś polityczno-społecznych morałów. Rozebranie się do naga i tarzanie się w mące i miodzie też mnie już nie przekonuje. Chcę jednak myśleć o sztuce jako całości (czy malarstwo nie jest swego rodzaju performance?), a przytaczając prekursorów, nie chciałem okazać się konserwatywnym nudziarzem. Mogę przytoczyć przecież współcześnie działających artystów, którzy używają języka performance, ale nie szufladkują swojej sztuki jako przynależącej do jednej niszy. Najpierw jest intencja i potrzeba wypowiedzi, potem długo, długo nic, a dopiero potem wybór środków wyrazu i materiałów. Zauważyłem też, że dużo chłopaków na studiach "robi performance" bo to jest takie fajne, niebezpieczne i przyciąga uwagę koleżanek :) Chyba wszystko zależy od "intencji" i motywacji.
Malarzu kwiatów, fajny masz nick. Jeśli faktycznie malujesz kwiaty, to dlaczego ?? Dziewczyny lubią kwiaty... Ludzie obu płci robią różne dziwne rzeczy, by przyciągnąc uwagę tych 'drugich'...i to nie jest zle, że coś robią. Może to nawet najlepszy motyw, a może jedyny prawdziwy... A jeszcze jeśli wychodzi z tego fajna sztuka, to już w ogóle super!
A tak zupelnie poważnie, to nigdy naprawdę nie znamy intencji artysty, tylko rezultaty. Piękne słowa i deklaracje jak te cytaty z Jana Świdzińskiego powyżej są oczywiście potrzebne, ale myślę /powtarzam się/ że nie należy się nimi zaslaniać kiedykolwiek zaczyna się rzeczowa dyskusja o performance. To nie jest taki bajkowy świat w którym nie mówi się o jakości sztuki...każdy, także wyżej cytowany artysta, ma swoją wizję dobrego performance. Zgadzam się z Malarzem, że dużo jest tych gadżeciarskich zagrań, tanich chwytów z wymiocinami itp, i koniunkturalnych przesłań /kolejne powtorzenie/ ale one tylko, nistety, odwracają uwagę od wielu ciekawych dzialań, które też SĄ /znow powtorzenie/. Wychodzi na to, że trzeba powtarzac, konsekwentnie, po trochu. Proszę oglądać performance nie tylko ten 'popychany' przez węszących sensację krytyków i dziennikarzy, 'odbębniany' przez nie zajmujących się nim kuratorów; proszę czytać teksty, publikacje. Na coś Pan w końcu natrafi - może nie od razu na przewrót w sztuce (one tak naprawdę wcale nie objawiają się jednostkowo tu i teraz), ale ciekawe doświadczenie 'dla siebie'. I tu się zgadzam z Mistrzem, faktycznie o to chodzi w performance > o wzajemną inspirację...
aha, no i kiedy był taki ostatni wielki przełom w malarstwie ? Dawno jakoś.
No i po co malarstwo ma być performancem? Może być dobre i bez tego. I uwaga / action painting już było, i to jeszcze jak! Ale jasne, zawsze należy eksperymentować i szukać, tylko nie na siłę na zasadzie licytacji 'o wyższości'.
Ta nisza performance to też mit, wcale się tak nie szufladkuje, tylko broni przed takimi co to niby tego 'języka' używają, ale jak co do czego to tylko wiedzą jak powiedzieć 'piwo proszę' ;)
nie wiem ile mam tu pisać, żeby być zrozumianym (zrozumiałym). Nie bronię malarstwa, nie maluję kwiatów w wazonach, chociaż bardzo bym chciał, nie uważam, że malarstwo jest performance, szczególnie action painting. Podaję tylko przykład. Każda interwencja może być sztuką, albo tylko interwencją. Gdy Bodzianowski przeprowadza się do mieszkania powyżej galerii zamiast smarować się miodem i mąką na oczach otaczającej go publiczności, czy mamy do czynienia z performance? Chodzi mi tutaj o moje własne preferencje i nie chcę okazać się apodyktyczny., ale nie lubię gdy artysta tworzy dla sztuki szufladę, scenę, piedestał, ramę, termin, trend, konwencję (czy jakkolwiek to nazwać?) Myśl, jaka mi się nasunęła w tym miejscu: performance wyprowadził sztukę poza ramy i zdjął z piedestału, ale ustawił ją na "scenie" (przeważnie drewnianym parkiecie w jodełkę, otoczoną przez publiczność podpierającą sobie podbródki palcami jednej ręki, przymrużającą oczy). A w ogóle to czyim genialnym pomysłem było uczenie performance w szkołach?
a więc pytanie o przestrzeń / konkretnie jako miejsce, ale i przestrzeń sztuki w ogóle. Myślę że dziś, kiedy tzw. przestrzeń publiczna od dawna jest też polem działań artystow, np. Bodzianowskiego, nie ma znaczenia, czy odbywa się to na ulicy, w czyimś mieszkaniu, czy w tzw. galerii. Nie każdy ma temperament do występów ulicznych. Ale powtórzę tu, że taki twórca interwencji jak Bodzianowski nie robi tego anonimowo i po cichu / wlaściwie można powidzieć, że wskazując przestrzeń swojego działania tworzy zeń 'galerię'. I nie robi swojej akcji 'zamiast' np. tarzania się w miodzie. To po prostu inny sposób wypowiedzi. Nie jestem za 'teatralną' konwencją performance z widownią na krzesłach i artystą na scenie. Ale tak jest rzadko. Zwykle przestrzeń galerii, czyli umowną przestrzeń sztuki, artysta wykorzystuje na swój wybrany sposób. Ale zwroćmy uwagę, że w obu przypadkach jest to przestrzeń sztuki naznaczona przez artystę. Czy dzialanie nazwie sie performance czy interwencją czy pojawieniem czy jak tam jeszcze jest wlasciwie najmniej ważne. Performance to tylko slowo/klucz ujmujące w całość pewne podejście do sztuki żywej.
A z uczeniem w szkolach performance to zgadzam sie / jest to nowy trend dowartosciowujacy co prawda gatunek, ale zwykle zaprzeczajacy jego etosowi / mysle ze mozna uczyc o performance, ale nie samego performance, chyba ze jest to swiadomy i uzasadniony wlasna potrzeba wybor studenta. A wtedy powinien po prostu w tym uczestniczyc, ogladac, robic akcje i uczyc sie i rozwijac stopniowo, bo tu nie ma strategii czy techniki dobrej dla kazdego. Wyniki takich 'uczonych' performance zwykle sa schematyczne i nadaja sie co najwyzej na tematyczne wystawy kuratorskie, jakich plage mamy w sztuce.
A propos jeszcze malarstwa i kwiatów w wazonach jako performance, przypomina mi się akcja pana Kwieka bodajże sprzed 8 lat (?), "Awangarda bzami handluje" to się jakoś tak nazywało. Artysta sprzedawał na bazarze swoje obrazy kwiatów w wazonach malowanych techniką tradycyjną.
Trudna sprawa z tą aninimowością, bo rzeczywiście większość akcji bez odpowiedniej otoczki instytucjonalnej byłaby zapewne niezauważona, zignorowana, a artysta skończyłby w instytucji dla chorych psychicznie (niestety). Przeważnie jest tak, że przed popełnieniem performance trzeba ogłaszać, robić akcję "przy festiwalu" (oczywiście trzeba rozdać ulotki przedtem), pstryknąć kilka zdjęć, napisać tekst i podesłać do Obiegu na przykład... A może by ktoś tak zrobił performance OT TAK. Ciekaw jestem jaki byłby oddźwięk akcji bez poduszek ochronnych instytucji, bez lin asekuracyjnych, bez ulotek, bez katalogów, bez ogłoszeń, bez dokumentacji (OJEJ!). Performance chyba nie powinien być taki jak "inne sztuki" już skorumpowane przez rynek wszelkiego rodzaju etykietkami ® i ©, bo performance powstał w opozycji do tego rodzaju idei. Ba! Sztuka chyba nie powinna być taka. (?) :/ Sam już nie wiem. Tutaj czuję się trochę jak baran nastawiający rogi naprzeciw pędzącemu pociągowi.
Szanowni Panstwo,
Fundacja im. Krystiany Robb-Narbutt przyznala nagrode artystyczna im Krystiany Robb-Narbutt
Laureatem pierwszej edycji za rok 2008 zostal Zygmunt Piotrowski.
Uroczystosc wreczenia nagrody nastapi w sali kinowej Narodowej Galerii Sztuki Zacheta , 30 czerwca o godz. 19.00
Malarzu - tak, bardzo fajna akcja to była. Nawet początkowo myślałam przez to pseudo, że Ty to Kwiek. Ale jak widać nie...
Rozumiem, że sam robisz te akcje OT TAK, no ale idealizm nie pozwala Ci tego ogłosić, więc się nie dowiemy, żałuje!
Wpis powyżej> super! Bardzo zasłużona nagroda! Konsekwentna GROUNDWORK przynosi owoce.
No i swoją drogą ciekawe, skąd te oczekiwania anonimowości i altruizmu od artystów. W końcu o tych pierwszych opozycjonistach 'skorumpowanej' sztuki wiemy calkiem sporo. Bez tego nie byłoby rewolucji, to jasne. Jest to po prostu 'inny', alternatywny, organizujący się na innych zasadach, ale także 'obieg' sztuki. Tak wyszło i tak jest.
Wychodzi na to, że wszystko zależy od sytuacji. Wiem, że szczerość i wierność ideałom w sztuce jest niemożliwa i jeśli istnieje, jest fałszywa, bo każdy artysta tworzy żeby być znanym, podziwianym i kochanym. Próbuję tylko dojść do ładu z problemem "Sztuka performance i jej miejsce w świecie". Co sprawia, że interwencja zyskuje uwagę odbiorców sztuki, bo chyba nie powinno wystarczyć, że coś otrzymało walidację i naklejkę galerii oraz nakład katalogów ksero z mglistą notką krytyczną i CV artysty. OK, to był mój czas przed kompem. Teraz idę do kuchni zrobić dzisiejszy performance. Zaraz! Mój czas przed kompem to też był przecież performance! Mam przecież kreatywny nick i dyskutuję o performance w przebraniu malarza flory. Może poproszę Pana Kubę, żeby napisał o tym recenzję :)
a więc jednak ego...;)))
Franko B świetny ! Naprawdę nie liczą się środki - krew czy żarówka - jeżeli mamy do czynienia z taką klasą artysty. Co do reszty niestety miałem rację. Podobno nie pojawił się nikt z "towarzystwa obiegowego". Sam obieg pokazał jak głęboko w d.... ma wszystko co dzieje się "obok". Żenujące. Na to nie ma usprawiedliwienia. Tekst, wywiad czy co tam miało być o Franko jakoś też się nigdzie nie ukazał. Od czytania tych pseudo teorii w powyższych postach można dostać odruchów wymiotnych. Cóż, musi być w przyrodzie zachowana równowaga - gdzieś jest normalnie - gdzieś ciągle zaściankowo. Pana jak sądzę też nie było na pokazie.
Adamie, to napisz może sam taki super tekst, czemu Franko Be taki świetny, taka klasa, a ta niby ´reszta´ taka be..
Bo czuję, że to pierwszy performance, jaki Ci się trafił.
A posty może warto przeczytać. Tylko uwaga / wymioty grożą posądzeniem o performance !!!;)
"Franko Be" ??? Doprawdy, riposta trafiona jak teza o "zezwierzęconym glamur". Nie prowadzę blogu o sztuce, więc o co Ci chodzi anonimowe coś? Nic nie muszę pisać. Chyba powinieneś zwrócić się do Pani Pustoły, bo to ona chwaliła się że przeprowadziła wywiad z Franko B. Świetnie podtrzymujesz obraz większej grupy zakompleksionego środowiska art w Polsce.
paranoja jakaś.
Polemika m. ciekawsza niż tekst krtykanta - jeden plus z jego pwostania. Szkoda że m jest anonimowy chętnie poczytam Jego/Jej teksy.
No i o to mi właśnie chodzi. Ktoś tam coś zrobi gdzieś tam i potem ma żal, że mu nikt nic nie napisał w prasie. Wszystko zaczyna mi przypominać wybory miss albo konkurs o podobnym małostkowym charakterze. No właśnie - trochę charakteru!
z opóźnieniem ale zapraszam do Obiegu.
Jakoś nie padło dalej słowo " Sędzia Główny". Może to i dobrze.... może lepiej mówic o performance :) może nadmiar sexu sprzyja brakowi sensu.... a jak brak sensu to i pisac jakoś nie ma o czym ....
A zawód- performer ? Z czego Ci ludzie się utrzymują... kto karmi np te rybki w akwarium CSW ?
To nie złośliwość... po prostu ciekawość...