Noblesse oblige, czyli gusta Agnieszki Morawińskiej

Banasiak
/

Malarstwo polskie XXI wieku to bardzo zła wystawa, jednak – tylko siłą rzeczy, czego postaram się dowieść – znajdziemy na niej trochę świetnego malarstwa. Ale po kolei, bo istnieje tu kilka godnych uwagi wątków.


1.Koncept

Leon Tarasewicz, „Bez tytułu”, 2006. Fot. Zachęta.
Wilhelm Sasnal, „Bez tytułu (Mężczyzna z siatką/ Wróblewski),” 2005, olej na płótnie, 180 x 150 cm. Fot. Zachęta.

”Ta wystawa nie ma wyraźnego przesłania, nie konstruowałam jej ze z góry założoną tezą” – deklaruje karkołomnie kuratorka ekspozycji Agnieszka Morawińska, po czym – równie karkołomnie – dodaje: „Nie do końca jestem związana ze środowiskiem sztuki najnowszej, dlatego mam nadzieję, że moje spojrzenie, nieco z zewnątrz, będzie świeże i inspirujące”. I jeszcze jedna wypowiedź, w odpowiedzi na pytanie o tak szeroki udział artystów w tej wystawie: „To jest bardzo trudne pytanie. Chciałam pokazać bardzo szerokie spektrum, chciałam, aby ta wystawa nie była oskarżana o warszawskość, chciałam sięgnąć do różnych pokoleń, do różnych środowisk, do różnych sposobów traktowania malarstwa. Moją wielką słabością jest to, że ja lubię malarstwo (śmiech). Jeśli dużo oglądam malarstwa, to ciężko mi jest z czegoś zrezygnować. Może jest to brak krytycyzmu ze strony kuratora?” Oraz: „Poważnym kryterium była też dostępność prac” (sic!). Karkołomność po raz trzeci i czwarty – plus rozbrajająca beztroska.


Rozmaite mogą być skutki posługiwania się przez dyrektorkę warszawskiej Zachęty tak niefrasobliwą retoryką – jednak pierwszym jest odwrotność następującego zamierzenia: „Wierzę i traktuję misję Zachęty jako dalekosiężną: w długiej perspektywie z naszego systematycznego, nastawionego na publiczność działania wyniknie, pretensjonalnie to powiem, podniesienie kultury społeczeństwa”. Odwrotność, ponieważ Malarstwo polskie XXI wieku przyczynia się nie do propagowania i objaśniania, lecz banalizacji i – by tak rzec – „chaotyzacji” obrazu sztuki współczesnej.


W skutek realizacji wyłożonej powyżej koncepcji – a jest nią koncepcji brak – widz nie dojdzie dlaczego, przykładowo, Janas jest świetny, Waliszewska fatalna, a Gierowski to klasyk. Na ekspozycji w Zachęcie zatracają się hierarchie, a malarstwo staje się radosną, niezobowiązująca twórczością, gdzie każdy może (jeden lepiej, drugi gorzej). Zanika historia sztuki, zanika pojęcie formalnej wtórności (tu w wielu wypadkach tak jaskrawej, że aż żenującej) i intelektualnej miałkości, a kuratorka bez skrępowania namaszcza na istotnych twórców kolejnych niezdolnych malarzy („W to, że Zachęta jest najważniejszym miejscem nie wątpię ani przez chwilę”). Malarstwo polskie XXI wieku to wesoły kolektyw niepodległych ocenie artystów.


Agnieszka Morawińska mówi o misji (niepotrzebnie zasłaniając się ironicznym kawałkiem o pretensjonalności, bo i misja to rzecz zacna, a dyrektorka Zachęty winna na każdym kroku podkreślać, że to nie starej daty frazes, ale wielka wartość), jednak Malarstwo polskie XXI wieku jest misji przeciwieństwem – to pomieszanie z poplątaniem, zatracenie porządków, zamiana racjonalnej, dogłębnej, wspartej autorytetem oceny sztuki najnowszej na abstrakcyjne widzimisię. Zatem nie misja – a nieodpowiedzialność.


Retoryka Morawińskiej utrwala wizerunek sztuki najnowszej jako przypadkowej, na siłę wykoncypowanej, takiej, gdzie sukces jest raczej wypadkową znajomości i promocji, niż talentu. Sztuki niepodlegającej wartościowaniu, będącej sumą przypadków. „Zobaczymy co z tego wyniknie” – powiedziała Morawińska. Otóż nie wyniknie z tego nic poza poznawczym zamętem, wyniknie tylko przelewanie z pustego w próżne, wyniknie również mnożenie ogólników; wynikną w końcu truizmy i banały o zróżnicowaniu malarstwa najnowszego – nie wyniknie jednak, co i dlaczego jest malarstwem dobrym, co zaś złym. Teza – sześćdziesięciu twórców daje różnorodność – jest nie do obalania – podobnie, jak teza mówiąca, że różnorodnym jest kontynent o nazwie Azja.


Malarstwo polskie XXI wieku to kompletne kuratorskie fiasko, choć, jak gdzieś napisano, także „murowany hit” – ludzie przyjdą, owszem, tylko, że jak wyjdą, to będą wiedzieli jedno: wszystko, każda estetyczna propozycja może być malarstwem współczesnym. A stąd blisko już do nieśmiertelnego „ja też tak umiem”, która to fraza niezmiennie znamionuje nie tyle intelektualne niedostatki publiczności, ale ludzi sztukę opisujących i prezentujących. „Miałam ze względu na miejsce i moją pozycję dużą swobodę w organizacji wystawy” – rzekła kuratorka. Rozczulająca doprawdy kazuistyka, zważywszy, że Morawińska jest dyrektorką Zachęty – jej pozycja i swoboda są więc zaiste spore. Na tyle, że nikt nie zablokował powstania tego potwora. Agnieszka Morawińska: „Tak, wiem, że to koniec millennium był czasem rankingów i podsumowań, ale my przewrotnie postanowiliśmy taki bilans zrobić teraz”. Zaiste, wielka to przewrotność – choć śmiem podejrzewać, że raczej przypadek.


2.Twórcy

Marcin Maciejowski, „Pies bohater”, olej na płótnie, 55 x 75 cm, 2004. Fot. Zachęta.
Julita Wójcik, „Wedutystka”, film wideo, 21’17’’, 2004. Fot. Zachęta.
Edward Dwurnik, „Kaczeńce”, akryl na płótnie, 210 x 150 cm, 2006. Fot. Zachęta.

Tym, co sprawia, że Malarstwo polskie XXI wieku to humbug, nie jest sam skład artystów, ale fakt, że do grupy twórców znanych i uznanych alogicznie doklejono drugie tyle nazwisk o tyle przypadkowych, o ile firmujących malarstwo naganne.


Wymieńmy dla porządku tych pierwszych. Z jednej strony: Tomasz Ciecierski, Jan Dobkowski, Edward Dwurnik, Wojciech Fangor, Stanisław Fijałkowski, Stefan Gierowski, Paweł Jarodzki, Łukasz Korolkiewicz, Jarosław Modzelewski, Roman Opałka, Włodzimierz Pawlak, Jacek Sempoliński, Marek Sobczyk, Grzegorz Sztwiertnia, Leon Tarasewicz oraz Jan Tarasin. Z drugiej: Agata Bogacka, Rafał Bujnowski, Piotr Janas, Tomasz Kozak, Marcin Maciejowski, Robert Maciejuk, Bartek Materka, Paulina Ołowska, Zbigniew Rogalski, Wilhelm Sasnal, Jadwiga Sawicka, Jakub Julian Ziółkowski. To jest lokomotywa, która ciągnie tego kolosa, pomińmy – czy to ze względu na faktyczną jakość prac, czy to ze względu na medialną bądź wynikającą ze statusu klasyków popularność poszczególnych artystów.


Demokratycznie pominę analizę dzieł wymienionych wyżej twórców. Ocenę zawężę do truizmu, że jest tak, jak zwykle na tego rodzaju wystawach: trochę rzeczy słabych, kilka pereł, dużo przeciętniactwa. Jednak uznani i po stokroć opisani artyści nie potrzebują – w tym przynajmniej wypadku – szerokiej egzegezy. Co innego twórcy, którzy decyzją Agnieszki Morawińskiej z marginalnych zapychaczy galerii awansowali na malarzy, nad którymi warto się pochylić i cmoknąć z zachwytu w szacownej Zachęcie. „Noblesse oblige”, twierdzi Morawińska. Trudno o większe nieporozumienie.


Zacząć należy od konstrukcji wystawy, czyli pytania, dlaczego ci, a nie inni czwartoligowi (trzecio, drugo) gracze trafili na listę artystów, których prace mają podnieść kulturę społeczeństwa polskiego. Agnieszka Morawińska tu i ówdzie powtarzała, że takie pytania na pewno się pojawią, lecz selekcja była po prostu konieczna. Przypomnijmy jej odpowiedź na tego typu hipotetyczne zarzuty: „Jeśli dużo oglądam malarstwa, to ciężko to mi jest z czegoś zrezygnować”. A może podobna postawa to po prostu brak krytycyzmu ze strony kuratora? Jednak wyboru takiego, a nie innego nie da się w tym wypadku zbyć stwierdzeniem, że w Zachęcie jest tylko dziewięć sal. Nie da, bo i nie jest to wybór merytoryczny, taki, o którym powiedzielibyśmy – faktycznie, nie ma wątpliwości, zabrakło miejsca. I tu pojawia się problem: jeśli bowiem szefowa Zachęty i jednocześnie kurator wystawy wypuszcza w świat konstrukt pt. Malarstwo polskie XXI wieku – to powinien być to konstrukt rzetelnie przemyślany, a przede wszystkim reprezentatywny – nie zaś emocjonalny i przypadkowy.


Zasadnym staje się zatem pytanie, czy po wielkich słowach o misji i niepodważalnej pozycji Zachęty, po nadaniu wystawie pomnikowego tytułu – czy w świetle tego wszystkiego jedynym uzasadnieniem doboru artystów winien być gust Agnieszki Morawińskiej? Przyjrzyjmy się pokrótce artystom dobranym do klasyków średniego i starszego pokolenia. Z konieczności potraktuję ich hasłowo – proszę wybaczyć, ale raz, że nie ma nad czym się rozwodzić, a dwa, że gdybym zaczął, niniejszy tekst spuchłby do monstrualnych rozmiarów – prawie tak monstrualnych, jak wystawa w Zachęcie. Dla jasności załączam odnośniki do poszczególnych dzieł.


I tak, Andrzej Bielawski prezentuje niedzisiejsze abstrakcje, jakie znajdziemy w każdym Domu Artysty Plastyka – w tym wypadku są to białe woskowe monochromy. Prace Łukasza HuculakaAnny Mycy to kicz rodem ze starówki, który ma chyba robić za metafizyczną nastrojowość. Jest też Wojciech Łazarczyk, kolejny całkowicie wtórny polski abstrakcjonista. Dorota Podlaska, Pola Dwurnik, Agnieszka Rzepka, Bożena Grzyb - JarodzkaAnna Mierzejewska – klasyczne malarstwo z akademickich korytarzy: puste, dekoracyjne i kompletnie epigońskie. Krzysztof Skarbek – kiczowata tandeta szumnie określana mianem „neoekspresjonizmu”. Marek Szczęsny – słusznie zapomniany senior akademickiej brązowo-szarej breji. Aleksandra Waliszewska produkuje nastrojowe scenki w stylu Balthusa. Krzysztof Walaszek – ktoś tu pomylił nonszalancję i przewrotność z bazgraniem jak i co popadnie. Maria Kiesner – typowy przykład typowej warszawskiej konfekcji à la Modzelewski. W końcu – grupa noBrain, czyli toporny, bez pomysłu, wyświechtany, niedzisiejszy quasi-street art. Jest jeszcze nurt feministyczny (Marzanna Morozewicz i Basia Bańda), trafnie określony przez Dorotę Jarecką mianem „różowej alkowy”. Ten dyskurs jest już na ziemiach polskich od jakiegoś czasu obecny, czas więc zaproponować w jego zakresie coś oryginalnego – różowa włóczka, rozbrajanie języka i pluszowe waginki już nie wystarczą.


Trzeba nadto wspomnieć, że niepotrzebną i sztuczną była aneksja do Malarstwa polskiego XXI wieku artystów pośrednio i okazjonalnie tylko dotykających tytułowego medium: Kuby Bąkowskiego, Cezarego Bodzianowskiego, Oskara Dawickiego i Julity Wójcik. Miało być poszerzenie pola, a wyszedł przeszczep, który się nie przyjął – bo i przyjąć się nie mógł. Wspominani twórcy opowiadają bowiem o twórcy i sztuce jako takich – i mogliby to robić z jakimkolwiek innym medium w tle. Te prace po prostu pasowały – jednak nie ze względu na ich treść, lecz na to, że pojawia się w nich malarstwo – ze względu na najbardziej powierzchowny wyznacznik. To kolejny przykład indolencji kuratorki – przykład na to, że Agnieszka Morawińska wie, że dzwonią, ale nie wie gdzie i w jakim celu.


Z jednej strony mamy zatem wystawę, którą potrafiłby sprokurować każdy student historii sztuki – zestawionych obok siebie klasyków. Z drugiej: przypadkową zbieraninę, fałszywą spójność ulepioną z przeciętniactwa, stertę kiczu i wyświechtanych, wtórnych estetyk. Konstrukt jest więc następujący: szkolne zestawienie plus widzimisię kuratorki. Brak ładu, składu, konsekwencji i odpowiedzialności za to, co wisi w nobliwych (noblesse oblige) salach. Przypomnijmy: „Moją wielka słabością jest to, że ja lubię malarstwo (śmiech). Jeśli dużo oglądam malarstwa, to ciężko to mi jest z czegoś zrezygnować.”


Nie ma więc w przypadku Malarstwa polskiego... żadnego zamysłu, realnego bilansu polskiego malarstwa najnowszego – jest tylko doraźna potrzeba stworzenia samograju, niestety samograju na zatrważająco niskim poziomie – poziomie wypaczającym wszelkie hierarchie. Powtórzmy deklarację Agnieszki Morawińskiej: „W długiej perspektywie z naszego systematycznego, nastawionego na publiczność działania wyniknie podniesienie kultury społeczeństwa”. Podniesienie? Spustoszenie raczej. Bo i nadrzędną wadą tej wystawy – poza wadami jednostkowymi – jest zestawienie obok siebie kiczu i malarstwa wybitnego. Na równych prawach.


3.Krytycy

Zbigniew Rogalski, „Portret trumienny (Wanda Błońska)”, olej na płótnie, 120 x 120 cm, 2006. Fot. Zachęta.
Paweł Jarodzki, “Tylko sztuka cię nie oszuka”, akryl na blasze, 40 x 60 cm, 2006. Fot. Zachęta.

W banalizowaniu wizerunku sztuki współczesnej pomagają kuratorce – a jakże – krytycy. Jeśli widz zawaha się, czy to, co właśnie obejrzał naprawdę jest sensownym przeglądem polskiego malarstwa, to po lekturze porannej prasy nie będzie miał wątpliwości – tak, to niesłychanie interesująca wystawa.


Monika Małkowska („Współczesne malarstwo odrzuca wszelkie reguły”, „Rzeczpospolita” z 16 grudnia, s. A17): „Prezentacja Malarstwa polskiego XXI wieku nie jest demokratycznym przeglądem. Pominięci zostali powszechnie lubiani autorzy i zjawiska, banał i łatwizna. Są tylko wyraziste osobowości, choć często jeszcze nieznane szerszej publiczności. Brawo za koncepcję – znakomity zestaw, odkrywcze połączenia. Wszystko okraszone humorem, bez zadęcia”.


Dorota Jarecka („Zachęta pełna malarstwa”, „Gazeta Wyborcza” z 16 grudnia, s. 12): „Wystawie szefowej Zachęty Agnieszki Morawińskiej bliżej do projektów muzealnych organizowanych na świecie od kilku lat. Takich, które biorą na warsztat malarstwo, ukazują je z różnych perspektyw i pytając o jego status w świecie zdominowanym przez media. Ale także o stosunek do fotografii, do polityki, do pojęcia piękna”. Oraz: „Jednak by wszystko nie było znowu aż tak zupełnie proste, kuratorka zrezygnowała ze ściśle technologicznej definicji malarstwa. Nie chodzi o przecież to, by cofnąć się do epoki płótna, pędzla i terpentyny, ale by zobaczyć, co dzisiaj artyści myślą o malarstwie. Stąd lekkie rozciągnięcie granic gatunku na tej wystawie. A momenty, w których malarstwo wychodzi z tradycyjnych ram, budują na tej wystawie napięcie”.


Stach Szabłowski („Malarstwo też ma swoje granice”, „Dziennik” z dnia 15 grudnia, dodatek „Kultura”, s. 91): „Granice gatunku są stale testowane i rozszerzane. Widać to również w Zachęcie, gdzie oprócz prac wykonywanych technikami konwencjonalnymi (farbami kładzionymi na płaskiej powierzchni) znalazły się także projekty zrealizowane w innych mediach, włącznie z wideo. Czy jednak malarstwo ma do zaproponowania coś poza nostalgiczną przyjemnością obcowania z tradycyjną forma sztuki i nadwerężonymi artystycznymi mitami – coś, czego nie dadzą nam inne media? Odpowiedzi należy szukać w Zachęcie”.


Wydaje mi się, że zbędne jest komentowanie tych tekstów – są aż nadto wymowne. Jeśli miałbym na coś zwrócić szczególną uwagę, byłby to artykuł Moniki Małkowskiej, który ociera się o grubą herezję – albo Małkowska wystawy nie widziała, albo ma sztukę za dyscyplinę cokolwiek przypadkową.


Mimo wszystko zwraca uwagę – a przecież ogólniki i unikanie ocen to niechlubny standard naszej krytyki, do której winniśmy się przyzwyczaić – wielka wyrozumiałość dla dzieła szefowej Zachęty. Przecież kicz i nieudolność biją tu po oczach. Smutne, że nawet tak jaskrawe przykłady artystycznej fuszerki zbywane są gładkimi frazesami o „różnorodności” i „wielkim przedsięwzięciu”. Najsmutniejsze jednak, że – także, a może przede wszystkim przez ospałość krytyki – cofnęliśmy się do czasów, w których królowali Starowieyski i Duda-Gracz, a tak zwana publiczność skazana była na brak rzetelnej krytyki. Dziś w Zachęcie swoje kicze pokazują niejacy Waliszewska czy Huculak, a krytycy o najgłośniejszych nazwiskach biją pianę z ogólników. Podkreślmy: Waliszewska i Huculak pokazują kicze, bo tak zadecydowała Agnieszka Morawińska. Osoba, która przecież – i niech to będzie nadrzędnym usprawiedliwieniem tego kuriozum – lubi malarstwo.

Komentarze (46)

anonim

Wystawa w Zachecie wyglada jakby ja przygotowywano gora dwa tygodnie. Pozyskanie obrazow - po najmniejszej linii oporu. Poproszono kilka galerii, zeby cos tam daly. Po co mam isc do Zachety zobaczyc, skadinad swietny obraz Sasnala, skoro kilka miesiecy temu widzialem go na wystawie w FGF, po co mam ogladac Maciejowskiego - ta sama praca byla na jego wystawie w Zachecie kilka lat wczesniej(nawet reprodukowana na zaproszeniu na wystawe). Jaki ma sens robienie w zalozeniu bardzo aktualnej wystawy (tylko prace z XXI w;), skoro ktos choc troche interesujacy sie sztuka zna juz wystawione prace. Wielka szkoda, bo byla szansa, na cos naprawde niezlego. Dobor artystow chwilami tak fatalny, ze nie warto sie zaglebiac w ten temat. Ciekawe spojrzenie z dystansu na tych zwiazanych z FGF -Piotr Janas - bardzo sredni, Ziolkowskiego prace maja cos interesujacego, ale jednoczesnie bardzo jeszcze studenckie i naiwne, tak naprawde za kilka lat bedzie mozna cos o nim powiedziec. Widac jest wielkie zapotrzebowanie na polska sztuke na zachodzie i wielka renoma FGF - jezeli te prace sa tam tak doceniane. Ale to znaczy ze FGF moglaby sie zajac niemal kazdym i stal by sie modny za granica a tu nikt nie odwazylby sie powiedziec ze krol jest nagi.

All of these fields are optional.

pozwolę sobie nie zgodzić sie z przedmówcą [przedpiscą ?] Janas w żadnym wypadku nie średni, olśniewający raczej. "Sasnale" - poza człowiekiem z rulonem [przynajmniej jak dla mnie, przykutego do ojczystej ziemi] same nowości. Ale Ziółkowski faktycznie mnie rozczarował, niestety... Co do wystawy, to jeszcze drobne kuriozum - szablony autorstwa Waraksy i Budzyńskiego. Wolałbym nie dociekać jak [nie tylko oni zresztą] znaleźli się na tej wystawie. W sumie - jeżeli zabrakłoby kilku artystów, równie dobrze wystawy mogłoby nie być.

anonim

Pokazywanie ciągle tych samych ludzi w Polsce jest problemem. Cóż, widać Warszawa musi być małą wioską. O! Zaraz! Są przecież i inne miasta...

anonim

Dokladnie - kuratorzy sie boja, jak cos ma legitymacje Rastra czy FGF to sie pokazuje(krytycy przeciez ich artystow tez nie skrytykuja)ale zeby samemu znalezc cos nowego?!

Czy o Ziolkowskim bylo slychac kiedy jeszcze pokazywal go zderzak?

anonim

ciekawe to przejście od kuspismu (kupizmu sądząc z niektórych zwieraczowych postów) do wystawy nobliwie zniechętowej. chcący niechcący kolega kurator w adasiach zbudował im słaby kontekst.

anonim

Super recenzja. Dzięki

anonim

Hmmm. Mnie interesuje jak wypada konfrontacja wystawy w Bydgoszczy z Zacheta. Moze cos na ten temat sie pojawi?

anonim

W imieniu odbiorców sztuki z jak dotąd zamydlonymi przez krytyków i kuratorów oczami oraz na przekór wszystkim "roznegliżowanym monarchom" i "alfonsom sztuki" - dziękuję. Z drugiej strony: czy nie boi się kolega tak szczerze i po prawdzie?... A jednak palimy te mosty... ;)

anonim

To prawda, ze wystawa jest cholernie slaba.

Jednak co do "malarstwa wybitnego" to

praca wybitnego podobno Bujnowskiego z zamalowywaniem "do czarnego" ("instalacja" z czterema obrazkami + 4 monitory z zapisem video) wytrzymuje porównanie jedynie z najgorszymi z potworków tam prezentowanych. Co to w ogole jest? Medializm studencki na akademii w latach 80tych? Jezu, zdębiałem ponownie. Pierwszy raz jakis czas temu przy telewizorku z video o malowaniu paznokci i prezentowanych obok paznokciowych-niby-abstrakcjach tegoż autora.

Janas przy drugim obejzeniu wypada jakos malo oryginalnie, Tarasewicz znów się wygłupił ("Thank's Jackson!" mowi mu Dwurnik chyba kiedy się zagubi w czasoprzestrzeni) a Bodzianowski przykwasił bez sensu z tymi samolotami i Victorią - ani troche nie jest zabawnie, Ołowska tradycyjnie pokazuje jakis nastoletni e idiotyzmy.

Wystawa najlepiej chyba wyglada w sali za gladiatorem (Sobczyk, Rogalski, Sasnal, swietny Sztwiertnia i dalej gdzie w malej sali dwa obrazy Opalki, mural Flicinskiego, agresywne video-loop'y Bakowskiego no i dalej w mniejszej gdzie projekt Dawickiego.

Zal że nie zobaczyłem w zachecie czegoś Mateckiego. A może coś przeoczyłem?

anonim

Taa... video Kuby Bąkowskiego jednym z "highlightów" wystawy "Malarstwo Polskie XXI" wieku. Szanuję prace Pana Kuby, ale nie wygłupiajmy się. Naciąganie ma swoje granice. Tym bardziej, że Pan Kuba chyba nigdy nie zdeklarował się jako malarz, a jak pisze krytykant trzymanie w ręku pędzla lub wałka malarskiego nie świadczy jeszcze o byciu malarzem. Jeśli Laura Pawela wykonała niegdyś akcję z remontowaniem WC, nie znaczy to, że może teraz wystąpić na pokazach armatury łazienkowej i glazury w Radomiu. Jeśli bawimy się w interdyscyplinarność, nie nazywajmy wystawy "Wystawą malarstwa", lecz "Wystawą interdyscyplinarną", lub może nawet "Malarstwo i jego pochodne" itd...

anonim

zajebiste reprodukcje! tarasewicz asz lśni kolorem (photoshop> image> adjustments >levels)

anonim

Gratuluję świetnej znajomości photoshopa... :P

anonim

z calym szacunkiem, nie mieszajmy do tego pani Paweli nie porownujmy z dojrzalymi ludzimi bo to obraxliwe i dla artystow i dla widzow, ta pani powinna jeszcze troche popracowac, poczytac, pomyśleć...zrobic chocby JEDNĄ dobrą pracę, bo to co prezentuje dotychczas to obezwladnione supermarketową rzeczywistoscia i supermarketową sztuką dziewczęce komentarze.

Co do pokazywania niemalarzy na wystawie malarstwo to nie zgodzilbym z krytyką takiej koncepcji sie o tyle, ze np. praca Bakowskjiego "pasowalaby" do powaznej wystawy o malarskiej i pomalarskiej refleksji. Na takiej wystyawie mozna by pokazac takie projekty obok prac dajmy na to starych wymiataczy w typie Turrela - tzn. np zestawic swietliste Turrele z loopowaniami Kuby.Oczywiscie nie w bardzo bezposredni sposob. Taki wtręt mialby sens. Rozumiem opory przed niemalarzami w Zachecie ale te prace moga sie tam "nie do konca tlumaczyć" glownie ze wzgledu na slabosc kuratorskiej koncepcji. Przeciez ta wystawa wyglada jakby P.dyrektor wyslala ciężarówy po prace i przykazaniem: macie tydzien, szukajcie i przywiezcie mi tego troche, to sie jakos powiesi, cos sie powie, napisze, bedzie git..

Tam nie ma napiecia ZADNEGO pomiedzy pracami- nie ma tej KURATORSKIEJ ROBOTY ktora jest tak wazna dla pokazow zbiorowych. Wlasciwie Zacheta stala sie magazynem dla kilkuset obrazow i nieobrazów. Zgadzam sie z jednym z wpisow ze cos tam sie troche zadzialo w okolicach opalka, bakowski, flicinski, dawidzki ale to cien tego co powinno byc.

To w ogole nie tak. Tak sie nie robi wystaw. Trza miec jakis pomysl najpierw. Na przyklad - pokazac 15 najlepszych opierajac sie na miedzynarodowych RANKINGACH - to pomysl najprostszy ale przynajmniej SPRAWOZDANIE z rzeczywistego poziomu. (Przemieszanie artystycznego badziewia z dobrymi pracami jest z punktu widzenia MYSLENIA O SZEROKIEJ PUBLICZNOSCI dzialaniem TRUJĄCYM. Krotko mowiac miesza ludziom w glowach) LUB wystawowy przyklad drugi - probowac zbudowac jakas nowa koncepcje z oparciu o doswiadczenia extended painting i tego rodzaju (extended na zewnątrz i do srodka)

Probowac coś powiedziedz a nie obwieszac scian jak leci.

anonim

bez przesady, akurat ona powinna sie na tej wystaie znalezc, ostatnie projekty sa niezle. Spokojnie..Chyba nie znasz nowych prac..

anonim

odnosze nieodparte wrazenie, ze ktos, kiedys w bielsku-bialej zrobil rewelacyjna wystawe o malarstwie pokazujac "niemalarstwo" i echa tej koncepcji w pewien sposob pojawily sie w zachecie. natomiast w wypadku wspomnianej ekspozycji nie bylo miejsca na konformizm, prostej recepty na akceptacje i poklask srodowiska, bylo napiecie, inteligentna gra z widzem i wielkie wyczucie w ukladzie ekspozycji. cale szczescie, ze ta osoba bedzie kuratorem biennale w berlinie - odzyskuje wiare w instytucje kuratora.

anonim

Spokojnie... Bluzganie na Pawelę jest zupełnie zbędne. Nie zrównuję jej prac z "dojrzałym" Bąkowskim, ale użyłem analogii, aby zilustrować coś innego. No dobrze, mogłem posłużyć się przykładem Duchampa...

Nie w tym rzecz.

Co do wystaw malarstwa: Nie mam nic przeciwko umyślnemu pokazywaniu nie - malarzy w sposób przewrotny, ale w tym przypadku artysta był pokazany tylko dlatego, że był kuratorce "dostępny" i przewrotności się w tym nie dopatrzyłem. Zgadzam się pod tym względem z teorią ciężarówki.

anonim

Bardzo mnie ciekawi, jako kompletnego laika historii sztuki, jednakze goraco zainteresowanego, czyli wlasciwie jako te publicznosc, o ktora chodzi w tworzeniu wystaw, jakie sa kryteria. Przyznam. To wlasnie jest zagadnienie, ktore nurtowalo mnie kiedys i do ktorego powracam teraz, od jakiegos czasu sledzac ten blog i inne komentarze do tego co zdarza mi sie ogladac. Czym jest prawdziwa sztuka i jak ja rozpoznac? Mam oczywiscie swoje zdanie, ale rozumiem, ze istnieje tez teoria, smak wyselekcjonowany przez lata ludzkiej tworczosci, ktory wklada w usta Autora bloga te wszystkie ostre slowa, bez ktorych zapewne nie przebilby sie przez slodkie mazanie ciastem po scianie, jakim sa pisane przez znajomych dla znajomych recenzje.

W tekscie czytam, ze wystawa wprowadza zamieszanie. Zgadzam sie.

Moim pragnieniem jest, zeby takiemu przecietniakowi jak ja ktos okazal kryteria, zeby je sobie choc mogl skonfrontowac z wlasnym wyobrazeniem. Bo do tej pory mam wrazenie, ze owe krytria to jakas wiedza tajemna.

Prosba zatem do pana Autora Kuby, czy byłby tak milym, zeby np. w jednym ze swoich postow przedstawic ogolny zarys, czym czlowiek, przecietny czy nie, powinien sie kierowac w odbiorze i w selekcji na dobre i niedobre. Niech pan Kuba da ugryzc jablko z drzewa wiadomosci zlego i dobrego ;).

Wiem ze to wyzwanie bardzo trudne, zrobic takie streszczenie, 10 przykazan krytyka. Jako ze nie kazdy potrafi uswiadomic sobie czym sie tak naprawde kieruje. Ale autor sie zdaje osoba bardzo swiadoma i zdecydowana, mysle ze to godne zadanie.

Ostatecznie, choc nie w pelni, usatysfakcjonuje mnie takze odeslanie do literatury fachowej.

Pozdrawiam bardzo goraco.

RN

anonim

dziewiętnasty!!!

anonim

zwracam Panie Kubo honor (odnośnie reprodukcji) - zauważyłem przeprosiny.

anonim

Do pana z "kryteriami". Kryteria kształtują się przez lata (wieki, millenia). Często kryterium dobrego dzieła jest przełamywanie kryteriów rutyny odbioru (dadaizm choćby). Krytycy są osobami, które przynajmniej teoretycznie powinny być wykształcone w dziedzinie historii sztuki oraz mieć tzw. "oko".Odbiór sztuki jest subiektywny i kto jest dobry, a kto nie - tego nigdy w chwili obecnej nie wiadomo, dlatego tak łatwo jest być tzw. "wytwórcą smaczków", który kształtuje obraz aktualnego świata sztuki poprzez lansowanie popłuczyn. To jabłko wiedzy będzie mogło być zjedzone pewnie dopiero za kilkadziesiąt lat. O tym, co jest dobre teraz decydują mody i trendy oraz wspomniani wytwórcy smaczków, ale proszę się nimi nie sugerować. Pański własny instynkt powinien być najlepszym miernikiem jakości sztuki, bo ci "dobrzy" mogą być spośród popłuczyn nawet teraz wyłowieni. Oczywiście zachęcam do częstego kontaktu ze sztuką. Większość społeczeństwa polskiego polubiła Dudę Gracza, bo nie miało kontaktu z innymi rzeczami. Może pan Kuba wpadnie na lepszą poradę.

anonim

przecież wszyscy wiedzą, że małkowska nie ogląda wystaw, a jak nawet się pofatyguje to i tak nic nie zrozumie, może poza koniunkturą. co do szabłowskiego i jareckiej to pewnie nie chcieli kopać lezącego - oni też mają misję promowania sztuki wbrew rzeczywistości, może już czas, żeby zobaczyli, że takimi nieodpowiedzialnymi tekstami bardziej szkodzą niż pomagają, sztuce i artystom.

anonim

Panie Kubo,

byłbym wdzięczny za konkretne (choćby w kilku słowach)wyjaśnienie dlaczego poniżej wymienione prace sa świetne.

"Na ilustracjach kilka świetnych prac (przepraszam za fatalną jakość):

1.Leon Tarasewicz, Bez tytułu, 2006.

2.Wilhelm Sasnal, M, 2006.

3.Paweł Susid, Bez tytułu (Frienzy II), 2006.

4.Paweł Janas, Bez tytułu, 2006."

Z góry dziękuję,

P.N.

zwykly kowalski w szarym prochowcu

trafilem na ten blog szukajac podobnych odpowiedzi co pan od "kryteriow". serio fajnie byloby sie czegos wiecej dowiedziec bo narazie odbieram sztuke w kategoriach mojego poczucia estetyki, "sprytu" autora itd. performance`ow itd. narazie nie lubie bo nie wiem jak to ogryzc a wolalbym wiedziec jak ugryzc zeby stwierdzic co lubie a co nie. jak narazie w moich poszukiwaniach (glownie na blogach) trafiam na ironie i poczucie wyzszosci wobec tak zwanych zwyklych ludzi (phi!).

pozdrawiam

anonim

Malarstwo XXI wieku co to za tytuł podobnie jak wystawa w Bydgoszczy Nowe tendencje w malarstwie polskim. Gzie ten XXI wiek i nowe tendecje u Gierowskiego czy może u Nowosielskiego. Polecam wszystkim niewielką w porównaniu z tymi wystawami prezentacje Obrazy jak malowane w Bielsku Białej i tam znajdziemy i nowe tendencje i XXI wiek.

wiesio

problem w tym, że do bielska pojedzie pięć osób, a do zachęty przyjdą tysiące, ot cały problem. choc czy właściwie problem?

anonim

Proszę nie szukać kontaktu ze sztuką w blogach... Najwięcej dowiedzieć się o sztuce można tylko dzięki bezpośredniemu kontaktowi ze sztuką właśnie.

anonim

"(...)wyjaśnienie dlaczego poniżej wymienione prace sa świetne.

"Na ilustracjach kilka świetnych prac (przepraszam za fatalną jakość):

1.Leon Tarasewicz, Bez tytułu, 2006.

2.Wilhelm Sasnal, M, 2006.

3.Paweł Susid, Bez tytułu (Frienzy II), 2006.

4.Paweł Janas, Bez tytułu, 2006."

"

wyjąwszy Susida, to chyba ironia Autora?

Krytykant

Chwilowo nie mam czasu, ale niebawem postaram się wszystkim odpowiedzieć.

Pozdrawiam

anonim

Dzieki,

Bede sprawdzal,

P.N.

ps.

Prosze rowniez uprzejmie aby nie odsylal mnie Pan do publikacji o wyzej wymienionych ( przypadek Koonsa) ale opisal wlasne przemyslenia i konstatacje :)

Pozdrawiam,

P.N.

Krytykant

Pozwoliłem sobie sprowadzić pytania/ wypowiedzi do 3 wątków:

1. Laura Pawela

Byłby to wątek nieistotny, gdyby nie to, że twórczość tej pani jest znamienna. Laura Pawela prezentuje bowiem dwie strategie („sposoby”, „metody”), które laikom pozwalają przeciętność postrzegać jako dobrą (godną jakiegokolwiek namysłu) sztukę współczesną.

Pierwsza - przenoszenie współczesnych estetyk (takich, które nie mogłyby być obecne w jakiejkolwiek innej epoce, „czasookresie”) w sferę sztuki. Tu - estetyka wyświetlaczy telefonów komórkowych i pulpitu Windows. Metoda strasznie krótkodystansowa - prace aktualne są wówczas tylko, kiedy aktualne są owe estetyki (czy też: technologie, których te są skutkiem). A więc dziś - już dawno nieaktualne. Jak zawsze w sztuce - utrzymuje się tylko i wyłącznie nowatorstwo w samej materii medium (np. sposobu kładzenia farby czy konstrukcji filmu, w literaturze będzie to sposób narracji, a nie sam fakt opisania miłości e-mailujących do siebie osób, etc.).

I drugi „patent” (choć - podobnie jak owe „sposoby”, „metody” - nie użyty broń Boże świadomie - jako „cyniczny sposób”) - prosta intelektualna konstrukcja („pomysł”). Np.: „ubezpieczę swój talent”. Rzecz - jak inne tego typu - na pierwszą chwilę może i wdzięczna, ale w istocie będąca czczą łamigłówką, poranną gimnastyką intelektualną - a nie sztuką. Jednowymiarowy i w gruncie rzeczy banalny to składak - szczególnie, ze dopasować tu trzeba tak mało elementów. Można wymyślać takich na pęczki - mniej lub bardziej skomplikowanych. Szczególną, a wartą podkreślenia właściwością tego typu „projektów” jest to, że niczym opiłki żelaza do magnesu, przylegają do nich rozmaite egzegezy, interpretacje, etc. Lecz powstała w ich skutku „głębia” to tylko złudzenie.

2. „Kryteria” (dlaczego to, a nie co innego jest wartościowe/ lub nie?)

Świetnie, że pojawiły się takie pytania, bo to jest istota - co to jest sztuka, jak ją wartościować? Jednak spróbuję się wymigać od odpowiedzi - chwilowo, bo zamierzam ten temat poruszyć w którymś z kolejnych postów. Nie tylko jednak dlatego - w tej materii bowiem dużo do powiedzenia ma prof. L. Tarasewicz, z którym to wywiad powyżej - a kolejne odcinki przez cały okres świąteczny. Tam będzie sporo o takich rudymentach - co to jest sztuka, artysta, etc. A post „sumujący”, jak powiedziałem, niebawem. Unikam odpowiedzi także dlatego, że tenże post będzie chyba lepszą podstawą do rozmowy, niż ten, zaś ja będę mógł to jakoś usystematyzować.

Sugestią, co uważam za sztukę niech będzie ustęp o Paweli. Zaś definicją definicji, moją podstawą podstaw, jest przekonanie, że sztuka jest bytem całkowicie obiektywnym (nie subiektywnym!!!), a zatem podlega czytelnej ocenie i klasyfikacji. W przeciwnym razie niemożliwa była by krytyka - zastąpić by ją trzeba „wrażeniowymi” ekspresjami.

W sztuce nie ma nadto przypadku, nie ma w historii sztuki rzeczy złych, „sztucznie” doń wepchniętych (np. w skutek nachalnej promocji, jakiegoś „spisku elit”, czy rynkowych machinacji). I może jeszcze to - nie było w historii sztuki artysty wtórnego formalnie bądź intelektualnie w stosunku do artystów mu minionych. I oto między innymi, dlaczego twórcy zaproponowani przez panią Morawińską (dokładnie połowa tej gromadki) to przeciętniactwo najgorszego sortu. ;-)

3. Bydgoszcz a Zachęta

Sądząc po relacjach, zdjęciach i - przede wszystkim - liście artystów, Bydgoszcz to taka Zachęta bez niezdolnych artystów w liczbie 30. Prace raczej stare (np. Sasnal z kolekcji CSW ZUJ), więc tym bardziej nie ma chyba po co jechać - jeśli zna się wystawę w Zachęcie. Generalnie - ot, kolejna w 2006 roku zbiorówka, niechybny znak wyczerpania pewnego status quo (o czym szerzej niebawem).

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Ponadto:

XYZ: „zwracam Panie Kubo honor (odnośnie reprodukcji) - zauważyłem przeprosiny.”

- Ano właśnie... Komórka (zapomniałem aparatu)...

Anonymous: „Z drugiej strony: czy nie boi się kolega tak szczerze i po prawdzie?... A jednak palimy te mosty... ;)”

- Czyżby sugerował/a Pan/Pani, że polską sztuką kieruje jakaś złowroga, pociągająca za sznurki grupa wzajemnej adoracji? ;-)

Jednak wierzę, że prawda zwycięży...

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Dziękuję za wszelkie ciepłe słowa...

...i pozdrawiam serdecznie

Marcin

Witam,

troche mnie martwia te "obiektywne" kryteria wartosciowania sztuki, jak na moj gust to chyba nie ta epoka, po wtore tym samym zblizasz sie niechcacy do Kuspita (wlasnie czytam jego ksiazke), bo rownie dobrze on stosuje "obiektywne" kryteria oceniajac np. Hirsta, a przy tym ma przewage taka (poza bezdyskusyjna wiedza i doswiadczeniem), ze uzasadnia swe sady...

ale nie wyrokuje, wesolych swiat zycze i pozdrawiam

anonim

ad. ostatni post krytykanta - chcę wierzyć, że to tylko świąteczny psikus, że jakiś prowokator podszył się pod pana kubę ;)

pozdrawiam

Krytykant

Marcin:

Mnie z kolei martwią subiektywne... A Kuspit... Cóż, to tak jakby Pan pisał, że argumentuje Łukasz Radwan. Fakt, argumentuje - tyle, że bez sensu.

Zerknę raz jeszcze do "Końca...", może coś przeoczyłem.

Anonymous:

Ależ w żadnym razie. Chaotycznie i na szybko - to być może - ale całkowicie serio. A dlaczegóż takie podejrzenie?

anonim

Pierwszy odcinek wywiadu z prof. Tarasewiczem przeczytałem z wielkim zainteresowaniem (świetny pomysł). Czekam na następne, zwieńczone postem „sumującym” :)

pn

anonim

na Blogu PUZDRA jest ciekawa trawestacja na temat rzeczonej wystawy w Zachecie:

http://www.puzdro.pl/blog/?content=comment&id=223

anonim

Drogi krytykancie:

Wybrany przez Pana obraz Sasnala "M" jest raczej slaby.

Juz nawet "Brzuch" czy "Chicago" byly lepsze, choc juz duzo gorsze od tych ktore kiedys kupil Saatchi, katapultujac Sasnala do swiatowej slawy.

Czy ma pan jakies poczucie krytyki wobec Sasnala, czy tez WSZYSTKO co z pod jego pedzla wychodzi jest wg Pana genialne?

PS. Najlepszy obraz na wystawie to zdecydowanie sylwetka dziewczyny Olowskiej (ta po prawej stronie sciany).

anonim

Nadal czekamy na wyjaśnienie dlaczego nastepujące prace:

1.Leon Tarasewicz, Bez tytułu, 2006.

2.Wilhelm Sasnal, M, 2006.

3.Paweł Susid, Bez tytułu (Frienzy II), 2006.

4.Paweł Janas, Bez tytułu, 2006."

są takie genialne, zdaniem krytykanta? Bo że jest bezkrytyczny wobec Sanala, wiemy przecież już od dawna. Czekam na odpowiedź...

Krytykant

Ojej.

Odpowiedź z niedzieli 24 grudnia jest jak rozumiem nazbyt ogólna?

Oczywiście każde moje wyjaśnienie będzie karkołomne - i każdym strzelę sobie samobója. Na zasadzie - skrótową odpowiedź obalić banalnie, zaś na masywną egzegezę nie ma tu miejsca.

Podtrzymuję, że przygotuję w końcu sztancę według której mniej więcej (raczej - więcej) będzie można odczytywać moje kolejne oceny. Mam nadzieję, że wyłania się ona "przy okazji".

Zaryzykuję zatem:

Tarasewicz - za konsekwencję i cały dorobek (inaczej oceniam klasyka, a inaczej artystę na progu kariery; od tego pierwszego nie wymagam bycia wiecznie nowatorskim, biorę pod uwagę raczej jego nowatorstwa w czasach, gdy zaczynał - przez pryzmat tamtej, by użyć terminu LT, "kulturowości").

Sasnal - jak Pan zauważył jestem tu bezkrytyczny - to w skrócie. No może jeszcze to, że uważam WS za największego malarza ostatniej dekady. Większy tekst o nim tez podtrzymuję.

Susid - "odkryłem" go ponownie na retrospektywie w Zachęcie. Zadziwiająco nieprzemijająca świeżość i lekkość. Plus wartość interpretacyjna - jako "background" dla Ładnie (por. katalog i tekst Ł.Gorczycy). Wskoczył niewątpliwie Susid na swoje miejsce w 2006 roku.

Janas - dla mnie artysta z kategorii o oczko niżej, niż przysłowiowi "geniusze", którzy w doskonały sposób stapiają myśl z formą i "duchem czasów". Więc - poeta, niepokojący, frapujący i formalnie pobudzający (nie chcę powtarzać w nieskończoność - "świeży"). I tu się uwidacznia kłopot z opisywaniem takichże "poetów" - poza aspektem formalnym, zero argumentów rzeczowych - tylko emocjonalne, wrażeniowe.

Poza wszystkim, zgadzam się z definicją sztuki i artysty prof. Leona Tarasewicza (rozwinął bym ją jeszcze i doprecyzował, ale o tym innym razem). Zatem warunek nowatorstwa formalnego i intelektualnego jest warunkiem podstawowym. Wspomniani go spełniają - w mniej lub bardziej pełnym wymiarze.

pozdr

anonim

1.Leon Tarasewicz, Bez tytułu, 2006.

2.Wilhelm Sasnal, M, 2006.

3.Paweł Susid, Bez tytułu (Frienzy II), 2006.

4.Paweł Janas, Bez tytułu, 2006."

Tarasewicz - doskonaly. Moja zona padla na kolana i zaczela sprawdzac czy naprawde ochlapal balustrade. Samo spowodowanie takiej reakcji u widza jest warte jakiejs nagrody. Vide: Olbrychski i Nazisci.

Sasnala "M" - raczej slabiutkie. Czyzby laury staly sie zbyt wygodne po takim arcydziele jak seria Girl Smoking ktora moim zdaniem bedzie oceniana za pare lat na rowni z Warholem?

Susid - LOL (laugh out loud) obraz. Smieszny, ale czy to malarstwo czy publicystyka? Social commentary? Aforyzmy? Czy dobre malarstwo to dzisiaj przenoszenie zmyslnych zarcikow z przedostatniej strony magazynu na plotno? A tak w ogole to powinno sie to nazywac Frenzy II, nie Frienzy.

Janas - drapie sie w glowe jak Kaluzynski, ale zaden komentarz na temat jego dziela mi do pustego lba nie przychodzi. Pewnie nie rozumiem...

anonim

Jakby ktos mial watpliwosci kto z wystawiajacych obecnie w Zachecie jest popularniejszy, Maciejowski czy Olowska, to podaje, ze jutro w Nowym Jorku jest otwarcie wystawy Pauliny w Metro Pictures Gallery. Ale jakby ktos chcial cos kupic, to sie nie da. Wszystko na pniu sprzedane jeszcze przed otwarciem.

Dla kontrastu, Maciejowski w zeszlym roku w koncu sie w NYC sprzedal, ale troche powisial...

anonim

Taka dobra czy taka tania?

Sztuka powinna zachwycać. Czy przed pracami Ołowskiej można stanąć z "rozdziawioną gębą" tak jak staje się wobec "Kunst der Fuge" Bacha czy "Five Angels for the Millennium" Billa Violi.

Wątpię.Dlatego, że to straszna cienizna. Wyglądają prace Ołowskiej raczej na publicystykę społeczno- historyczną. Nie wiedzieć czemu zamiast o tym pisać probuje swoje myśli przekazać za pomocą języka plastycznego o którym jak widać nie ma pojęcia.

Ciekawe tylko, ze i w Wielkim Jabłku są galerie, które jak to pięknie profesor Tarasewicz określił" wykorzystują infantylność i niewiedzę bogatych ludzi".

PUBLICYśCI DO PIóR!!!

"POECI" DO PęDZLI!!!

anonim

>>Taka dobra czy taka tania?<<

No chyba dobra, bo nie spodziewam sie ze bedzie obraz ponizej USD 40.000. Ide tam dzisiaj to napisze co widzialem jesli kogos to interesuje.

>>Sztuka powinna zachwycać.<<

To idz na www.gagosian.com i zobacz obecna wystawe Johna Currina. W mistrzostwie pedzla Currin nie ma obecnie rownego/ej na swiecie. Absolutny geniusz.

>>Czy przed pracami Ołowskiej można stanąć z "rozdziawioną gębą" tak jak staje się wobec "Kunst der Fuge" Bacha czy "Five Angels for the Millennium" Billa Violi.

Wątpię.<<

Chyba nie, ale wlasnie dlatego Olowska kosztuje USD 40.000 and nie USD 4.000.000. Nie zawsze, ale czesto cena jest dobrym indykatorem arcydziela.

>>Ciekawe tylko, ze i w Wielkim Jabłku są galerie, które jak to pięknie profesor Tarasewicz określił" wykorzystują infantylność i niewiedzę bogatych ludzi".<<

Chyba przede wszystkim w Nowym Jorku. Czyz to nie Nowy Jork (Gagosian i Kootz)dal nam Basquiata i Twomblego?

Krytykant

To i ja dorzucę słowo o Ołowskiej. Moim zdaniem to najsłabsza artystka FGF. Być może takie już moje skrzywienie, ale dla mnie pełnia osiągalna jest p r a w i e tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z nowatorską formą - nie tylko zajmująca koncepcją (bo nawet akcje Bodzianowskiego są przecież w jakiś efemeryczny, nieuchwytny sposób „formalne”, choć nie wiem czy jasno się wyrażam).

Tu tego brakuje, wszystko wypełnia męczące już nieco bajanie o „różnych rodzajach modernizmu”. Ołowską zawsze traktowałem jako dobry „background” dla intelektualnej „linii” (koncepcji) FGF. Neon, Metamorphosis, praca, która jest w Zachęcie (nie pomnę tytułu) - wszystko jasne aż nadto. Obrazy - gdyby nie owo „wytłumaczenie” - godne studenta ASP (formalnie). Wydaje mi się, że ma to bardzo krótkie nogi, zaś za zdecydowanie najlepszy - bo nie tak dosłowny jak ww. - projekt uważam Nova Popularną.

Nie da się mówić w sztuce odkrywczych rzeczy bez odkrywczej formy, czy niechby - formuły.

Maciejowski oczywiście jest twórcą od Ołowskiej istotniejszym. ;-)

Pozdrawiam

PS. Opis wystawy jak najbardziej pożądany, aczkolwiek trudne będzie nam - siedzącym w Polsce - do niego odnieść...

PS 2. Co do cen - owe 40 000 $, choć u nas brzmi kosmicznie, nie jest wcale przy obecnie rozbuchanym rynku żadną rewelacją. Dziś sprzedają wszyscy, czy może - wszyscy kupują. Podejrzewam, że nie bez znaczenia jest tu „trend” na Polskę. Cena, owszem, bywa wyznacznikiem, ale wydaje mi się, że tyczy się to tych wyższych pułapów.

anonim

Wystawa "malarstwo polskie XXI w." w zachecie jest strasznie prowincjonalna , zreszta jak wiekszosc tzw. sztuki polskiej. Dyskusje na temat Sasnaladnosci, Olowskich i innych skundlonych, quasisprzedajacych artystow, ktorzy absolutnie nie maja nic do powiedzenia, to jakas kpina. Caly ten ludyczny ruch mimetyczno- postfotorealistyczny, ktory wykwita w Polsce to wodoglowie i infantylizm, ktory w zastraszajacym tempie rozprzestrzenia sie w mozgach mlodych artystow.

Poza artystami, ktorzy wychodza poza malarstwo takimi jak C. Bodzianowski, R. Lisek, P. Susid u nikogo nie znalazlem nic co ma jakikolwiek zwiazek ze sztuka krytyczna, cokolwiek to pojecie znaczy w 2007 roku.

anonim

>>PS. Opis wystawy jak najbardziej pożądany, aczkolwiek trudne będzie nam - siedzącym w Polsce - do niego odnieść...<<

Zaproszenie przez Krytykanta do krotkiego opisu wystawy Olowskiej w Nowym Jorku (jej pierwszej w Centrum Swiata) "makes me nervous". Wszak jestem tylko konsumentem sztuki, i do tego moja Polszczyzna jest w zaniku. Ale do rzeczy (damn the torpedoes!).

Takie Babskie Wycinanki.

Temat nostalgii przewija sie w tworczosci Olowskiej chyba od samego poczatku. Wczesne obrazy z dziewczynami wygladajacymi jak Traktoristka Frosia (ci w wieku ok 40-50 lat wiedza o czym mowie; tym mlodzsym tlumacze ze Frosia to bohaterka PRL-owskich czytanek jezyka rosyjskiego ktora bardzo sie martwila, ale w koncu zwyciezyla...)

Nostalgiczne projekty Olowskiej to: Nova Popularna - nostalgia za dawnymi salonami sztuki. Neony - nostalgia za rekwizytami pop-artu powoli ginacymi z ulic Warszawy.

Wystawa w Metro Pictures Gallery w Nowym Jorku (jej pierwsza)- jest kontynuacja tego "nostalgicznego" trendu. Ogromne collage (2.5m x 1.5m), sa skonstruowane z materialu pobranego z propagandowych periodykow Ameryka i Soviet Life z lat 70-tych. Pobrane zdjecia pokazuja czesciowo to co byli "propagandowcy" chcieli kiedys pokazac - ale Olowska prezentuje je w kontekscie terazniejszym, w kontekscie zmieniajacego sie szybko swiata.

Czytelnicy Krytykanta moga obrazy zobaczyc na stronie www.metropicturesgallery.com, ale musza pamietac ze prace sa ogromne i wygladaja calkiem inaczej (lepiej) "na zywo".

Jak Krytykant przyzwoli, to moge mu przeslac zdjecia ktore zrobilem na otwarciu, do publikacji na blogu.

Co o tym wszystkim mysle?

Mysle ze prace sa b. dobrze skomponowane, intrygujace,i bardzo kobiece (stad prowokujacy tytul Takie Babskie Wycinanki). Nie sa odkrywcze, ale sa doskonalym antidotum na testosteron obecnie panujacy w malarstwie wspolczesnym.

Tamara de Lempicka, Paulina Olowska - YOU GO GIRLS!!!

anonim

nie bede oceniac wystawy w zachecie, blizej mi do krutyki teatru niz malarstwa, jednak zajmuje mnie sposob pisania recenzji, ich jezych i sposob uzywanej w nich argumentacji; na powyzsza "recenzje/krytyke" patrze ze zgroza, niestety wnosi malo, poza informacja o emocjonalnym nastawieniu krytyka (patrz wielka ilosc epitetow wyrazajacych emocje) malo merytorycznych informacji i argumentow