Nie wszystko złoto co się świeci, czyli...

Banasiak
/
Peter Fuss, „For the Laugh of God”, 2007.
Damien Hirst, „For the Love of God”, 2007.
Subodh Gupta, “Very hungry God”, 2006. Miejsce: przed Palazzo Grassi, pałacem w sercu Wenecji zakupionym przez potwornie bogatego kapitalistę i kolekcjonera Françoisa Pinault. Wydźwięk: głęboko humanistyczny (puste puszki po jedzeniu). Efekt: komiczny.
Rysunkowa satyra na Hirsta.
Rysunkowa satyra na Hirsta.
Fot. Rysunkowa satyra na Pollocka. Co ciekawe, w obu wypadkach powtarza się ten sam schemat: autorzy ślizgają się po powierzchni, trywialnej rzekomo formie („każdy by tak umiał”). To kpiny z medialnych, zbanalizowanych wizerunków – a nie z faktycznych sensów danych prac. Podobnie rozumuje Fuss.
Rysunkowa satyra na Pollocka.
Rysunkowa satyra na Pollocka.

...dlaczego czaszka Fussa jest tym, na co wygląda (czyli bezwartościową, tanią błyskotką), a nie sztuką, zaś czaszka Hirsta – odwrotnie (czyli nie horrendalnie drogą błyskotką, a bezcennym dziełem sztuki)?


10 lipca Aleksandra Kozłowska pisała w „Gazecie Wyborczej” tak: „Specjalnie na Art Car Boot Fair Fuss przygotował pracę For the Laugh of God – naturalnej wielkości plastikową czaszkę wysadzaną sztucznymi brylancikami. – Czaszka to mój komentarz do najnowszego dzieła Damiena Hirsta For the Love of God pokazanego przed kilkoma tygodniami w Londynie – mówi Fuss. – Hirst pokrył czaszkę diamentami o wartości 25 mln dol. Jego praca od razu została okrzyknięta pierwszym arcydziełem XXI wieku i wyceniona na 100 mln dol. Moja czaszka ze szkiełek o wartości 250 funtów lśni tak samo. Czy wartość użytych materiałów decyduje o tym, czy to jest kicz, czy dzieło sztuki?” Nie, nie decyduje. O tym, czy coś jest kiczem, czy dziełem sztuki świadczy (między innymi) zasadność użycia danego materiału w ściśle określonej, konkretnej, jednostkowej sytuacji; nadto, zazwyczaj, nowatorstwo. Ale poczekajmy jeszcze z obszerniejszym uzasadnieniem odpowiedzi na pytanie Fussa.


Kozłowska cytuje dalej Romę Piotrowską z Modelatora, która tak oto odpowiedziała na słynny już apel dziennikarza Guardiana Jonathana Jonesa („Musimy kupić diamentową czaszkę dla Wielkiej Brytanii!”): „Przyjaciele Brytyjczycy, przyjechaliśmy wam na ratunek! Artysta z Polski Peter Fuss, niczym znani wam dobrze tani polscy robotnicy, za pośrednictwem Modelatora pragnie odciążyć brytyjski naród od tak wielkiego wydatku. Jego For the Laugh of God wystawiamy na sprzedaż na targach Art Car Boot Fair za konkurencyjną cenę 1000 funtów”. Wygląda więc na to, że For the Laugh of God to niezawodnie zgrywa z oszalałego rynku i niebotycznych cen.


No dobrze, przyjrzyjmy się jeszcze jak swój projekt powtórnie – tym razem w rozmowie z Dorotą Jarecką – objaśnia Fuss: „To mój komentarz, może nie tyle do samej pracy Hirsta, ile do zadęcia i hurraoptymizmu, z jakim została przyjęta. Rozumiem rangę Hirsta i szacunek do tego, co do tej pory zrobił, ale zabrakło mi zdrowego rozsądku w głosach krytyków”. Oraz, w odpowiedzi na jak najbardziej zasadne pytanie („Nie uważa pan, że to, co się dzieje wokół czaszki, to świadoma manipulacja Hirsta?”): „Z pewnością w dużej mierze to jego gra z rynkiem sztuki, prowokacja, by zobaczyć, co jeszcze i za ile można sprzedać, podpisując się Hirst. Jednak to nie Hirst pisał bezrefleksyjne teksty. To krytykom i mediom zabrakło dystansu i trzeźwego spojrzenia”. Czyli już nie Hirst i jego najnowsza praca, a krytycy są przedmiotem satyry Fussa.


Czy aby na pewno? Czy jakikolwiek krytyk chwalił For the Love of God za to, że zrobione jest z tego, z czego jest? Na tym jedynie fundował swą euforię? Więcej: czy to możliwe, że Fuss zalew standartowych wiadomości agencyjnych – tzw. „medialny szum” – wziął za głos krytyki, a nawet za jej zgodny chór? Czy też jest raczej tak, że praca Fussa to wynik prostego impulsu, zjadliwy w zamyśle przytyk wymierzony w „nadziany” art world, „pazernych” galerzystów, „indyferentnych” krytyków, et cetera? Słowem: w to, z czym artysta naprawdę niepokorny nie chce mieć nic do czynienia. O podobnych namiętnościach świadczy choćby taka wypowiedź Fussa: „Młodzi artyści często bywają na wernisażach tylko po to, żeby porozmawiać z ważnym krytykiem. Pokazują swoje cv, wyliczają osiągnięcia, myślą, że to ich uwiarygodnia. Wielu sądzi, że jeśli dadzą się osobiście poznać kuratorom z CSW czy Fundacji Galerii Foksal, to drzwi do kariery stoją przed nimi otworem”. Zaiste, enfant terrible polskiej sztuki!


Świadczy o tym także fakt, że w rozmowie z Dorotą Jarecką, już po wygłoszeniu opinii o krytykach, Fuss szybko wraca na utarte tory: „To jest błyskotka, której wykonanie kosztowało 12 mln funtów. Moja czaszka też się błyszczy, a została wykonana za 250 funtów. Rzecz Hirsta została okrzyknięta pierwszym arcydziełem XXI wieku. Dlaczego nie superkiczem za ogromne pieniądze?” Tym samym Fuss znowu pyta, co stanowi o wartości dzieła sztuki. I chyba naprawdę tego nie rozumie:” O wartości dzieła sztuki nie powinna decydować wartość materiału użytego do jego zrobienia i kunszt jubilerski” – powiada. Więc jeszcze raz: nie to świadczy o artystycznej jakości For the Love of God, że posiada wymierną (finansową) wartość – „ogromne pieniądze” jako takie nic tu do rzeczy nie mają, a jedynie zasadność ich użycia.


Podsumujmy. Pierwotnie: „Czaszka to mój komentarz do najnowszego dzieła Damiena Hirsta For the Love of God”. W wywiadzie: „To mój komentarz, może nie tyle do samej pracy Hirsta, ile do zadęcia i hurraoptymizmu, z jakim została przyjęta”. Dla mnie to różnica fundamentalna: gdybym konstruował dzieło krytyczne, to wybór przedmiotu krytyki byłby absolutną podstawą – coś, jak wybór skierowania skromnego regimentu na tyły lub front wroga. Innymi słowy, jest to decyzja strategiczna. Również Roma Piotrkowska (jak rozumiem, opiekunka projektu) stawia rzeźbę Fussa w opozycji do rzeźby Hirsta – nie zaś rzeźby Hirsta niezbornej recepcji.


Przyjrzyjmy się tedy substancji For the Laugh of God i jej publicznym losom (jak zobaczymy, są one dość istotne). Poszukajmy momentu, w którym unaocznia się szyderstwo z recepcji For the Love of God, a nie z niej samej. Przypomnijmy ideę Fussa: za pomocą jak najmniejszych nakładów uzyskać jak największe podobieństwo do rzeźby Hirsta. Jak wiadomo, uwypuklenie niuansów bywa groteskowe i podbija satyrę. Z tej prawidłowości skorzystał Fuss (9870 szkiełek, 1000 funtów, 18 godzin, a nie miesięcy trwało wykonanie, oglądać można bez ograniczeń, a nie 5 minut...). Nie widzę tu jednak kpiny z krytyków. Co najwyżej z mediów, które podnosiły to, co Hirst chciał, żeby podnosiły. Jeśli jednak tak, to Fuss pomaga Hirstowi, a raczej go dubluje (powtarza jeden z sensów jego pracy). O takie logiczne potknięcia Fussa nie podejrzewam, więc może jednak For the Laugh of God jest jak najbardziej szczerą reakcją na poczynania „burżuazyjnego” art worldu?


Zostawmy na chwilę te rozważania – a w konsekwencji i końcową ocenę pracy Fussa – i zerknijmy na to, jak For the Laugh of God funkcjonowała w przestrzeni komercyjnej. Oczywiście nie miała być przeznaczona na rynek sztuki, ale na ironiczne i undergroundowe quasi-targi: Art Car Boot Fair (jak czytamy: alternatywne, a sztuka na nich – niekomercyjna – cokolwiek to oznacza). Tu wszystko jest zgrywą (sztukę sprzedaje się z bagażnika samochodu), niestety przeważnie jest nią i sama sztuka. Oczywiście o żadnym potencjale wywrotowym nie może być mowy. To raczej pchli targ, miejsce gdzie wszelkiej maści lekkoduchy utwierdzają się w przekonaniu, że są artystami i to artystami z poza establishmentu. Powtórzmy mantrę: rynek ponad wszystko kocha dziś bunt i outsiderów.


Jednak Art Car Boot Fair to także miejsce łapanki. Łapią poważni gracze z art worldu. We wspomnianym artykule Aleksandra Kozłowska cytuje Maxa Bochenka z Modelatora: „Czaszka nr 2 sprzedała się na pniu, czaszka nr 1 (przewidujący Fuss wykonał ją w pięciu egzemplarzach) będzie licytowana w internecie. – Oglądali ją nawet ludzie z White Cube’a, słynnej londyńskiej galerii, która wystawia czaszkę Hirsta”. Pogdybajmy: co da się wyczuć w tej wypowiedzi? Raczej swoistą dumę, niż radykalną krytykę, ale nie wyciągajmy zbyt pochopnych wniosków. Wskazuję tu tylko na ciekawą ambiwalencję tego typu przedsięwzięć: sprzedawanie, nawet inicjacyjne, raczej cieszy, niż smuci. Przy całej krytyce rynku, fakt uczestnictwa w prestiżowych targach błyskawicznie staje się argumentem za tym, że dana galeria jest „dobra”. Oczywiście, artysta może powtarzać, że to świadoma „gra”, ale jest to rzecz jasna kontestacja całkowicie pozorna. Fuss: „Moja czaszka została zauważona na świecie i bardzo dobrze przyjęta. Zainteresowały się mną galerie w Londynie i w Los Angeles, które chcą mnie reprezentować. Wyartykułowałem coś, o czym wielu myślało, tylko bało się głośno powiedzieć”. I dalej: „Moja czaszka została wykonana w pięciu egzemplarzach. Każda jest ręcznie zrobiona, numerowana i podpisana. Zanim jedna z nich trafiła na londyńskie targi, inne już miały nabywców. Dwie sprzedały się do Londynu, jedna do Belgii, jedna do Meksyku. Sprzedawałem je po 1 tys. funtów. Piąta czaszka zostanie sprzedana temu, kto zaoferuje najwyższą cenę. W tej chwili jest ośmiu chętnych”.


Przypomnijmy, że Fuss pytał w rozmowie z Dorotą Jarecką: „Rzecz Hirsta została okrzyknięta pierwszym arcydziełem XXI wieku. Dlaczego nie superkiczem za ogromne pieniądze?” Czas kończyć i dać ostateczną odpowiedź także i na to pytanie. Czy za sprawą For the Laugh of God daje ją Fuss? Paradoksalnie – tak. For the Laugh of God ilustruje bowiem to, co wysnuć można z For the Love of God. Innymi słowy, ilustruje, jak sztuka najnowsza jest płytka, jak często jest pustą błyskotką i jak tępe jest ostrze jej krytyki, jak niezasadne i infantylne, jak bardzo nie umie ono przebić balonu pieniądza, rynku i snobizmu, jak sztuka najnowsza mająca pretensje do krytyczności jest w niej karykaturalna, jak często udaje tylko sztukę, pozoruje ją pod przykrywką lśniącego opakowania, którym jak na ironię stał się chropowaty bunt, jak plącze się po pierwszej prostej, jak wpada w sprzeczności i grzęźnie potrafiąc być tylko imitacją, grą, cytatem, kolażem – jak jest jej dużo, a jednocześnie jak jej daleko do prawdziwej sztuki i prawdziwego talentu. Jak jest zapatrzona w siebie, wygodna i jak niewiele potrzeba jej do (samo)zadowolenia. Jak często bywa fast foodem dla mediów, jednorazową, sezonową ciekawostką wyzbytą jakiegokolwiek ciężaru gatunkowego. Jak mało się dziś od niej wymaga.


Tak więc For the Laugh of God w istocie jest odpowiedzią na pytanie: „Dlaczego rzecz Hirsta została okrzyknięta pierwszym arcydziełem XXI wieku?” Otóż dlatego, że „rzecz Hirsta” jest realnie, a nie asekurancko, bezczelna, pyszna, skończona, buńczuczna, rozbrajająca i nie do podrobienia. Jest punktem odniesienia i przedmiotem ataków. Poniekąd udało się więc Fussowi: spójrz na For the Laugh of God, a lepiej pojmiesz podstawowy sens For the Love of God. Mówił Fuss: „Wyartykułowałem coś, o czym wielu myślało, tylko bało się głośno powiedzieć”. To, niestety, prawda.


Kiedy na gorąco pisałem o For the Love of God, starałem się pokazać, że jest to nie tylko kontynuacja twórczych rozważań Hirsta, ale przy okazji sieć, pułapka zastawiona „na wszystkich”, a przede wszystkim na sprzeczności, jakie generuje współczesna kultura. Zgnuśniali krytycy art worldu przestraszą się „pozycji” Hirsta i nie będą krytykować, jednak nie za bardzo zbornie będą również chwalić. Natomiast krytycy konserwatywni odwrotnie – zganią dla zasady, ale też niezbornie. Publika co to woli Art Car Boot Fair od Art Basel ponarzeka, ale karnie się stawi i „zaliczy”. Obserwatorzy rynku czego by nie powiedzieli, to i tak ich słowa będą nieistotne (nie od nich kształt rynku zależy, a od inwestorów z Indii). Jednak, przyznaję, zapomniałem o jednym: For the Love of God błyskawicznie stanie się lepem, do którego zlecą się artyści jednego sezonu. Będą wygłaszać przy tym napuszone, banalne i kompletnie nieistotne frazy o niezależności, sztuce, komercji, itepe. Już się stała, ledwo dwa miesiące od premiery.

Komentarze (12)

anonim

tak, tak, bardzo słuszne spostrzeżenia..

ale ja z zupełnie innej beczki - powinienem to umieścić pod wywiadem z Ziółkowskim, no ale kto tam teraz zagląda..

--> CD właśnie tam(Krytykant)

wtorek, 07 sierpień, 2007

Krytykant

Anonim napisał dalej kilka spostrzezeń nt. JJZ.

Błagam, nie przenośmy tu kompletnie innej dysputy.Przeniosłem ją pod posta, który sugerował A., to nie takie trudne.

Dział: wywiady, zaraz po prawej (nietrudno znaleźć, z JJZ jest pierwszy).

Jesli ktoś chce się wypowiedzieć nt. JJZ, proszę więc kierować się tam. Tu będę kasować.

pozdr

wtorek, 07 sierpień, 2007

anonim

Warto wspomnieć o czaszce Gabriela Orozco, Black Kites z 1997, była pokazywana na X Documentach w Kassel.

http://www.universes-in-universe.de/doc/orozco/d_oroz2.htm

Matylda

środa, 08 sierpień, 2007

marcin wrona

Panie Krytykancie czytam pana kolejny tekst z wielkim niesmakiem. Zamiast ustosunkowac sie w jakis sposob do prac artysty ustosunkowuje sie pan tylko i wylacznie do jego wypowiedzi oraz wypowiedzi innych na ten temat. I to w bardzo brzydki sposob, ponizej pasa, ucinajac czyjes wypowiedzi i wyrywajac je zupelnie z kontekstu. W taki sposob można robic program satyryczny ,,szklo kontaktowe" a nie pisac tekst krytyczny o sztuce. Taka metoda można skrytykowac i obsmiac kazdego, co tez pan chyba uwielbia robic. Niewiele ma to wspolnego z analiza prac artystow i daleko temu do krytyki, na ktorej brak w naszym kraju tak pan narzeka.

środa, 08 sierpień, 2007

Krytykant

MW:

Powiem tak: męczą mnie już te gargantuiczne oskarżenia - niepoparte żadnym przykładem. Przykro mi, nie poczuwam się (do oszustwa, obcinania cytatów, ciosów poniżej pasa, cynicznych manipulacji, pisania nie na temat). Więc pozwoli Pan, że nie podejmę polemiki. Każdy czyta, co chce. Chyba.

pozdr

K

++++++++++++++++

Matylda:

Ale Orozco to zupełnie inna bajka - choć czacha. :-)

Taką wyliczankę dała I.Kowalczyk u siebie, jak interesuje Cię motyw czaszki w h.szt.

pozdr

K

środa, 08 sierpień, 2007

anonim

Ja, tutaj zawsze anonim, rzako nader chwalący i zgodny(jak choćby w końcówce 2/3, Krytykanta), uważam, że tym razem dał popis...

Jako malarz lubiący malować "czachy" i skupiony przez to, na ich wydźwięku bardziej, niż tym na czym, w jakich ramach obraz jest wykonany... powiem tak, główny zarzut Fussa, właściwie jedyny, to wartość materiałów wpływająca na cenę, i to że ta cena taka wygórowana... co robi z tym Fuss, ano zaczyna na skalę niemal chandlową(wspomina z wyraźną przyjemnością o 5 sztukach sprzedanych, i kolejnych chętnych na kopie z kopii...), wykonywać swoją/e hmmm... interpretację/e... czyli, przypomina się powiedzenie że jeśli nie wiadomo o co chodzi...

Można i tak... ale porównując do malarstwa, to tak, jakbym powiedzmy obraz Mony lizy, namalował na zagruntowanej farbą do ścian bibule, z pomocą najtańszych plakatówek... a zamiast werniksu użył najtańszego lakieru do drewna... i wystawił kilka identycznych kopii z kopii, protestując przeciw niebotycznej cenie jaką pierwowzór mógłby osiągnąć... a potem sprzedawać za kilkaset złotych kopie, nie, co ja mówię, dałbym inny tytuł, ciut zmieniłbym kształt główny, i to byłaby już moja praca, prawda? a to, że nic nie wniósłbym do treści, wydźwięku pierwowzoru, jego właściwego sensu... że mój komentarz ominąłby wszystko co istotne... co tam... chyba tak mozna podsumować to, co pisze Krytykant o argumentacji Fussa.

Zgrywa w sztuce zaczynała się od Duchampa... od jego m.in. wąsów Mony... ale zgrywa zmieniająca sposób postrzegania koniecznych rozwiązań by coś skomentować(nie lubię i nie cenię tego typu rozegrań i nie wzrusza mnie sława Duchampa), a dosłowne, tyle że na tańszym materiale wykonanie, niemlaże repliki czyjejś pracy, to dwie, całkiem RÓŻNE sprawy... tam, był oryginalny gest i koncetp, tu... zbanalizowanie sztuki do produktu na sprzedaż, zarówno w Fussa krytyce Hirsta, jak i ostatecznie w autorskim komentarzu ...

Diamentami pokryta czaszka, tytuł dobrany do materiału, interesujące pytanie i teza zarazem, 1. Czaszka - jej wydźwięk, 2. Diament -jego wydźwięk,+wydźwięk multiplikacji poddanej danemu symbolowi 3. Tytuł, jego możliwe interpretacje tak odrębnie, jak i w relacji w p. 1 i 2... dają odpowiedź wyczerpującą, czemu taki materiał ma sens, a czemu nie ma tego zasadniczego dla pracy Hirsta sensu, praca Fussa... Trudno wymagać od Krytykanta by jeszcze prościej o tym pisał...

Materiał ma spore znaczenie, ale... w kontekście treści... koncepcji intencji artysty... a nie ceny...

CHOĆ... już potem, gdy zaczyna się sprawa zwrotu kosztów i naliczenia - indywidualnie przez artystę naliczanej należności za jego twórcze wysiłki, owszem, cena może być dalece różna między tym czy tamtym dziełem, ale to nic nowego i zawsze tak było...

środa, 08 sierpień, 2007

anonim

Super tekst. Ty jestes super krytykiem!! Fajnie to napisales... Bardzo mi sie podoba to, jak wyprules cytaty wypowiedzi - jak flaki z brzucha. Ty jestes w tym tak dobry, jak twoj imiennik Rozpruwacz. Mnie tez kreca te klimaty czaszek i masz racje - nalezy sie glupiemu Fussowi, bo przeciez nie jest tak znany i tak ceniony... I jeszcze ta Galeria Fundacji Foksal, ktora probuje pograzyc Fuss, (pewnie dlatego, ze nie kupila od niego zadnej pracy!) Przeciez ona juz tak zmonopolizowala rynek, ze kretynizmem jest pisanie, ze ktos sie probuje do niej przebic - oni sami przeciez poluja na wybitnych artystow i ty jako autonomiczny, zupelnie jej nie oddany - za to juz ceniony krytyk dobrze o tym wiesz. Rozumiem tez, ze jestes juz zmeczony tymi "gargantuicznymi oskarżeniami - niepopartymi żadnym przykładem"... Ciekawe tylko, czy Fuss zmeczy sie nimi tak samo szybko...

czwartek, 09 sierpień, 2007

Krytykant

A1:

Jestem już trochę zmęczony i chyba nie rozpoznaję tonu Pańskiego/Pani tekstu. Zanim zaczniemy rozmawiać, ustalmy może kilka faktów.

a)Czy to ironia?

Jeśli tak, to czy sugeruje Pan/i, że:

b)manipuluję cytatami (wypaczam sens wypowiedzi PF)?

c)skrytykowałem pracę PF, bo "nie jest tak znany i tak ceniony" (tak, czyli - jak?)?

d)GFF (chyba FGF) zamierza "pogrążyć" PF?

e)ja twierdzę, że FGF zamierza "pogrążyć" PF?

f)FGF nie chciała kupić od PF jakiejś pracy i stąd - patrz d)?

g)mam jakieś związki z FGF?

pozdr

K

czwartek, 09 sierpień, 2007

anonim

Wiec moze przyklad dla jasnosci:

OSTATNIO NA BLOGU KRYTYKANT KUBA BANASIAK PO RAZ PIERWSZY WYJAWIL CZYTELNIKOM, W JAKI SPOSOB PRODUKUJE TEKSTY. CYTUJAC ZA AUTOREM:"manipuluję cytatami (wypaczam sens wypowiedzi)", BANASIAK PISZE DALEJ:"skrytykowałem pracę PF, bo "nie jest tak znany i tak ceniony", POZA TYM CZYTAMY "twierdzę, że FGF zamierza "pogrążyć" PF". PRAWDOPODOBNIE JAK PODAJE KUBA BANASIAK "FGF nie chciała kupić od PF jakiejś pracy". ALE WYCZUWAM TU PORAZAJACY BRAK KONSEKWENCJI W LOGICE WYPOWIEDZI! ALE ZOSTAWMY TO NARAZIE. CIEKAWSZE JEST SKAD O TYM WSZYSTKIM KUBA BANASIAK WIE? "mam jakieś zwiazki z FGF" CHWALI SIE KRZTZKANT. SZYKODA TYLKO, ZE NIE WIEMY JAKIEGO TYPU TO ZWIAZKI.

czwartek, 09 sierpień, 2007

Krytykant

A1:

Ufff...

Znowu gadamy o fgf i o tym, że kłamię, manipuluję, etc.

W sumie chciałem odpowiedzieć, ale bastuję - ok, wygrał Pan, mój tekst to stek kłamstw, kalumnii, niewybrednych sugestii i nie poparta argumentacją żonglerka cytatami.

Najlepszego.

++++

A2:

O, to ciekawe...

czwartek, 09 sierpień, 2007

anonim

A ja tam sobie mysle, ze to wszystko oczywista oczywistosc co nam Pan Kuba napisal i tylko zabraklo poza opisem taniosci tego projektu, opisu calych dzialan Fussa. Chcialbym go zobaczyc w mikroskopie ot chociazby jak Karola Radziszewskiegotu tu juz przyszpilonego. Bo pan Kuba jak juz odkryje "zlo", umie je tez pieknie opisac. A tak? Mam fragment. Maly-duzy fragment, ktory znow mnie nuzy. Choc wracam i czekam na jeden prawdziwy, z serca zachwyt Pana Kuby. Jakie okaze sie serce bloggera?

czwartek, 09 sierpień, 2007

Krytykant

O, dzięki.

Tekst o ulicznych działaniach PF mogę niniejszym obiecać - szczególnie, że w wywiadach sporo o tym mówił (hahaha).

pozdr

K

aha - ja tez czekam na zachwyt

czwartek, 09 sierpień, 2007