Morfo-ekologia (wylogowałeś się i co dalej?)
Kołtuński/Teoria a rzeczywistość
Architektura jest jedną z najbardziej nieprzyjaznych środowisku gałęzią przemysłu. Sama produkcja cementu generuje 5% światowych wyziewów gazów cieplarnianych, czyli w przybliżeniu dwa razy tyle, co cały transport lotniczy. Fabryki potentatów, takich jak Lafarge, Holcim czy Cemex są regularnym celem ataków aktywistów ekologicznych pokroju Greenpeace. Ci jednak zapewne wkrótce przeniosą się pod architektoniczne i urbanistyczne pracownie. Procesy niezbędne przy produkcji cementu są nieustannie i gwałtownie udoskonalane, jednak niedługo osiągną granice nie do pokonania, co obnaży zacofanie i ignorancję architektów. Budynki i miasta (oraz same procesy projektowe) będą musiały zmienić się zupełnie tak samo, jak teraz zmianie ulegają przemysłowe metody produkcji betonu do ich budowy.
Jedną z dróg będzie zapewne zastąpienie betonu innymi, przyjaznymi materiałami, co jednak nie wydaje sie do końca możliwe, skoro cement jest, po wodzie, jedną z najczęściej używanych substancji na naszej planecie, a zapotrzebowanie na niego rośnie w tempie 5% rocznie.
Inne materiały też nie są pozbawione pod tym względem wad. Stal jest przynajmniej równie nieprzyjazna środowisku, a do tego ekonomicznie niewydajna; wykorzystanie drewna, mimo konstrukcyjnych właściwości podobnych do stali, jest w architekturze mocno ograniczone, a wyrąb lasów rujnuje środowisko naturalne przynajmniej w tym samym wymiarze, co produkcja poprzednich dwóch. W rzeczywistości nie mamy perspektyw na realną alternatywę dla samych surowców, ale zaczyna klarować się alternatywa dla sposobu myślenia o ekologicznej architekturze. Najkrócej mówiąc, zaczynamy wykraczać poza wyszukane protezy, w stylu paneli słonecznych, pomp geotermalnych czy domowych magazynów wody deszczowej. Takie rozwiązania jedynie połowicznie zaspokajają wygórowaną energochłonność współczesnych konstrukcji. Zmianom będzie musiał ulec jednak cały sposób myślenia o architekturze, jej roli, organizacji, produkcji i osadzenia w danym kontekście.
Pierwsze symptomy pojawiły sie już w latach sześćdziesiątych poprzedniego wieku, wraz z ruchem który Charles Jencks, zasłużony krytyk i historyk architektury, zdefiniował jako „ekologiczny postmodernizm”. Oczywiście nowy trend miał wiele wspólnego z ówczesnym kryzysem energetycznym. Jednym z prekursorów nowej myśli był amerykański architekt krajobrazu Ian McHarg, który za sprawą opublikowanej w 1969 roku książki „Design with Nature” zapoczątkował koncepcje ekologicznego planowania. Po jego publikacji nastąpił okres wzmożonego zainteresowania tym tematem, pojawiły sie niezliczone teorie i manuale projektowe, w stylu „Emerging Precepts of Biological Design”, opublikowane przez Nancy i Jacka Todd, autorów kultowego „Bioshelters, Ocean Arks and City Farming: Ecology as the Basis of Design”. Jednak większość z nich proponowała zupełnie utopijne (zgodnie z duchem epoki) rozwiązania – w typie „living machines”, które wykorzystywać miały konstrukcje powstałe z bakterii, roślin, ślimaków i ryb przez skopiowanie i zwielokrotnienie naturalnie występujących procesów (w celu oczyszczania i odpowiedniej dystrybucji wody w małych ekosystemach).
Ekologia przewijała sie w tle architektonicznej teorii aż po dziś dzień, jednak brakowało jej zarówno solidnej podbudowy teoretycznej i naukowej, wsparcia przemysłu i samych odbiorców. Wydaje sie jednak, że właśnie teraz nadszedł sprzyjający moment i lada chwila będziemy świadkami narodzin nowej jakości w konstruowaniu naszego środowiska życiowego.
Siła rynku, siła popu
Dzięki popularyzacji nauki i rozwijającej sie bardzo blisko niej współczesnej filozofii, zupełnie zmienił się powszechny poziom zrozumienia świata materialnego. Jeżeli, upraszczając, powiemy, że guru modernizmu na początku poprzedniego wieku został Karol Marks, to jego odpowiednikiem dla współczesnych architektów jest Gilles Deleuze. Jego sposób obrazowania świata jest zresztą bezpośrednio związany z realizmem Marksa, który jako pierwszy wprowadził fizyczność ciała (ciągle jednak uproszczonej do postaci fizycznej pracy ciał robotników) do filozoficznej ontologii. Deleuze oddał fizyczności centralną pozycję i jako pierwszy otwarcie przyznał, że świat roślin i zwierząt, a nawet materia nieożywiona, pozostają autonomiczne w swojej własnej ekspresyjności, która wcale nie stoi niżej, ani nie jest mniej bogata od tej ludzkiej. W takim ujęciu człowiek jest jedynie jednym z wielu elementów świata, który bez niego absolutnie nie straciłby na znaczeniu. Nieustannie zmieniające sie krajobrazy nieba, procesy geologiczne czy zachowania zwierząt nie dość, że podlegają takim samym schematom działania jak te zachodzące w ludzkich społeczeństwach, to im, a nie analizie ludzkiego umysłu, zawdzięczają swoje „znaczenie”. Tak widziany świat staje sie dynamicznym tworem, a nie zbiorem trwałych „esencji”, nieustannie zmieniającym się i ewoluującym na wszystkich poziomach organizacji. Mechanizmy, takie jak na przykład ewolucja żywych organizmów, mogą być przeniesione na tak inny poziom, jak kształtowanie poglądów czy funkcjonowanie gospodarki rynkowej.
Wolny, globalny rynek odgrywa zresztą swoją własną, niezmiernie ważną rolę w budowie nowych, ekologicznych standardów. Traktat z Kyoto i inne polityczne formy nacisku przekształciły emisje gazów cieplarnianych w rynek. Dwutlenek węgla stał się wymienialną walutą o paradoksalnie odwróconej wartości, gdzie niewysyłanie go do atmosfery generuje zysk. Doprowadziło to do tego, że niektórym z najbardziej trujących chińskich fabryk bardziej opłaca się zatrzymać produkcję, by czerpać zysk z rządowych subwencji lub sprzedawać swoje limity emisji innym. W dłuższej perspektywie zmusza to jednak przemysł do poszukiwania bardziej ekologicznych form produkcji i pobudza proekologiczną kreatywność.
Dzięki powszechnej medialnej kampanii wzrosła też ekologiczna świadomość konsumentów, która jednak nie jest nawet w części tak silnym bodźcem jak wolnorynkowa reklama. To co nie udało się samym architektom przez bez mała 40 lat, zostało osiągnięte dzięki postaciom ze świata popkultury i polityki, takich jak Al Gore czy Brad Pitt, którzy zapoczątkowali prawdziwą modę na ekologiczne budownictwo. W ciągu kilku zaledwie lat dotarła ona do najdalszych zakątków globu i już nawet w odległej Warszawie każda nowa inwestycja musi być z założenia „ekologiczna” lub najlepiej posiadać przedrostek „eko” w nazwie.
W takim kontekście będzie powstawać nowa architektura, która dogłębnie zmieni obowiązujące standardy i w efekcie nasz sposób życia. Jak zwykle w takich przypadkach pierwsze symptomy niesie ze sobą fala awangardy, której w tym przypadku przewodzi londyńskie Architectural Association, które wśród swoich wykładowców zebrało pierwszych mesjaszów nowego „stylu”. Jednym z nich jest Niemiec Achim Menges, niedawny absolwent tej samej uczelni, który obecnie przewodzi jednemu z tzw. diploma unit, czyli mniej więcej odpowiednikowi polskiej „katedry”. Inne aktywne postaci to na przykład Michael Hensel, partner Mengesa w pracowni OCEAN, urodzona w Polsce Aleksandra Jaeschke, Simon Beames, Michael Weinstock czy Sean Lally. Ich nazwiska będą zapewne coraz częściej pojawiać się wśród mainstreamowych publikacji.
Śnieg, lawa, ognisko
Jaka będzie więc nowa architektura? Na pewno inspirowana światem natury. Nie jest to oczywiście żadna nowość, bo architektura przynajmniej od starożytnej Grecji, przez narodziny architektonicznej teorii w XVIII wieku, Metabolistów z sześćdziesiątych lat ubiegłego wieku, modernistów, postmodernistów i współczesną awangardę, zawsze otwarcie przyznawała się do inspiracji naturą. Zmianie uległa jednak jej intelektualna pozycja: natura nie jest już przywiązana do biologii (przytaczając chociażby pojecie „organizmu”, którego zdecydowanie nadużywano w ostatnich latach, począwszy od „organicznych” form, „organizmu” miasta czy „organizacji” budynków), ale do ekologii, w jej pierwotnym znaczeniu: relacji pomiędzy organizmem a jego środowiskiem. Biologia może stać się jedynie źródłem istotnych inspiracji (zarówno formalnych jak również materiałowych czy organizacyjnych). Wokół niej tworzy się zresztą cały przemysł „bionaśladownictwa” (biomimicry, lub bardziej naukowo biomimetics) analizujący funkcjonowanie rozmaitych naturalnych struktur i wyławiający rozwiązania dla ludzkich problemów z nieprzebranego bogactwa konstrukcji wyewoluowanych w ciągu milionów lat.
Jednak żywe organizmy stanowią jedynie niewielką, choć z naszego punktu widzenia bezsprzecznie najbardziej istotną, część świata. Niemniej z równie dobrym skutkiem inspiracje mogą być czerpane ze zjawisk atmosferycznych (na przykład kopiowanie właściwości mgły i badanie jej wpływu na ludzką percepcję) czy nieożywionych konstrukcji (jak płatek śniegu).
Oprócz rozwiązań formalnych zmianie ulega też rola, czy może raczej interakcja architektury z kontekstem (włączając w to człowieka, który od tej pory jest jedynie jednym z elementów kontekstu). Ekologiczna architektura zaczyna być postrzegana jako materialny system pozostający w nieustannej interakcji ze swoim kontekstem. Budynek, jeżeli można tak ciągle nazywać niektóre z eksperymentów, zamiast „obiektem” jest „interwencją” w środowisko. Jego elementy filtrują i modulują przepływ wody, jednocześnie organizując ruch pieszych; osadzone w topografii terenu formy wstrzymują ewentualny wypływ lawy umożliwiając w tym samym czasie wykorzystanie obszaru zbocza jako parku snowboardowego. Sztywna dychotomia architektury, podziały na wnętrze i zewnętrze, jasne i ciemne, ciepłe i zimne, czy doprowadzony przez modernizm do perfekcji podział na strefy infrastruktury i funkcji, obsługujące i obsługiwane, jest zastępowana przez ciągle, heterogeniczne pole (field) oferujące zmienne właściwości przestrzenne w swoim obrębie.
Reyner Banham, angielski krytyk i teoretyk architektury aktywny w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych poprzedniego wieku, porównywał nowy paradygmat przestrzeni do ogniska. Posiada ono centrum, które dzięki swoim właściwościom wprowadza zmiany w swoim otoczeniu, definiując gradienty ciepła i światła, wewnątrz których użytkownik może wybrać te, które w danym momencie najbardziej mu odpowiadają. Takie rozumienie przestrzeni stoi w opozycji do tego, z którego wyrosła nasza obecna tradycja uniwersalnych, otwartych planów zabudowywanych znormalizowanymi i modularnymi systemami mebli, w jednorodnych warunkach temperatury, oświetlenia i przewietrzania. Taka przestrzeń, nie dość, że kosztowna materiałowo, jest niesłychanie nieefektywna operacyjnie, inwestując ogromną ilość energii w zachowanie jednorodnych warunków, które są głęboko nienaturalnym zjawiskiem w przyrodzie. Modernistyczny otwarty plan miał być materializacją demokracji w przestrzennej formie, jednak w rzeczywistości zamienił sie w katalizator zewnętrznej kontroli i podziałów, także społecznych.
Nowe architektoniczne konstrukcje zmienią nasza percepcję przestrzeni, która nie będzie juz uniwersalnym, mało specyficznym obiektem, ale wielowątkową strukturą, opartą na lokalnych właściwościach i relatywnej różnorodności.
Architektura jako zmiana
W poszukiwaniu różnorodności najważniejszym pojęciem, które coraz częściej będzie przewijać się przez dyskusje na temat budynków, jest z pewnością „samoorganizacja”. Architektoniczna morfogeneza będzie jej coraz bliższa, czerpiąc z niej zarówno słownictwo, metody klasyfikacji, jak i techniki. Już teraz formalne eksperymenty mają więcej wspólnego z ewolucją żywego organizmu, niż kontrolowanym odgórnie procesem projektowym. Samoorganizacja pozwala pozbyć się tej zewnętrznej kontroli, jednocześnie zachowując zdolność dostosowywania się do odgórnie narzucanych wymagań, które realizowane są na niższych poziomach hierarchii. Takie podejście prowadzi wprost do optymalizacji wykorzystania materiałów i energii, nie jest przy tym zupełnie nowym zjawiskiem. Już Frei Otto w swoich strukturach używał, prymitywnych jeszcze, modeli, które „poszukiwały” optymalnej formy dla zadanych wymiarów konstrukcji. Nowe techniki, zwłaszcza numeryczne, poszerzają takie modele o zdolność do optymizacji względem wielokrotnie większej ilości parametrów i sił, aniżeli jedynie grawitacja i ciężar.
Uzyskiwane formy nie są definitywnie stabilne, nawet jeżeli powstają przy użyciu zupełnie stabilnych materiałów. Koncepcyjnie stanowią bowiem jedynie zapis jednego z wielu możliwych rozwiązań, określanych przez przypisaną do systemu „przestrzeń możliwości” (optymalną względem warunków środowiska w jakim była definiowana konstrukcja). Aby lepiej to zilustrować, możemy przytoczyć przykład wiatru, czyli zewnętrznej zmiennej środowiskowej, działającego na stabilny agregat mineralnych ziaren. W zależności od ich wielkości i materiału, a także w zależności od siły wiatru, będą one różnie reagować na jego podmuchy. W przypadku piasku, samoorganizacja ziaren doprowadzi do powstania wydm, które posiadają stabilne, asymetryczne formy, mimo że nie są one zawarte ani w wyjściowej strukturze materiału (czyli piasku), ani w działających na niego podmuchach powietrza. Do tego, w zależności od siły, kierunku podmuchów i kształtu podłoża, wydmy mogą zmieniać swoją organizację i dynamikę, tworząc wędrujące zespoły wzgórz lub zmieniając kształty z parabolicznych na poprzeczne, podłużne lub gwiaździste, zawsze jednak optymalizując kształt zarówno pod względem wykorzystania i dostosowania do zewnętrznych, „odgórnych” sił, jak też wewnętrznych właściwości samego materiału. W takich systemach korozja i dekompozycja nie są już widziane jako negatywne zjawiska, ale jako jedna ze zmiennych nieustannie kształtujących architektoniczną formę (nawet jeżeli pozostaje ona relatywnie nieruchoma względem swojego otoczenia).
Co dalej?
Podsumowując spójrzmy szybko, jak wyglądał rozwój dynamicznie zmieniającej sie architektury w ostatnich latach. Jeszcze pod koniec lat dziewięćdziesiątych poprzedniego wieku byliśmy pełni entuzjazmu dla wszelkich mobilnych rozwiązań zwiastujących nowy wiek, w którym architektura będzie mogła dynamicznie dostosowywać sie do naszych potrzeb. Wystarczy wspomnieć Saltwater Pavilion Kasa Oosterhuisa (na żądanie zmieniający kształt za pomocą wbudowanych w skórę hydraulicznych „mięsni”) czy pierwsze eksperymenty przeprowadzane przez Kinetic Design Group na amerykańskim MIT. Jednak narastający kryzys energetyczny negatywnie zrewidował te pomysły, a towarzysząca mu degradacja środowiska naturalnego coraz dobitniej uświadamia, że jesteśmy jedynie jedną z wielu współzależnych części ekosystemu naszej planety. Aby przetrwać najbliższe stulecia będziemy musieli zupełnie zmienić sposób interakcji z naszym naturalnym otoczeniem, co także diametralnie zmieni organizację ludzkich społeczności. Jak dalece i w jaki sposób, zapewne niedługo usłyszymy od wszelkiej maści futurystów i socjologów. Może także my postaramy się przygotować własny scenariusz na daleką przyszłość.
Marcin Kołtuński
Komentarze (34)
Setka w Obiegu. 100 najważniejszych osób w polskiej sztuce.
66.Tomasz Kozak A
Artysta niepokorny. Doskonale czuje zarówno płótno, jak i film. Jego tekst, który można uznać za swego rodzaju manifest (a na pewno jasną deklarację) właśnie ukazał się w najnowszym numerze drukowanego "Obiegu" (1 - 2/ 2007). Kozak nazywa w nim Oskara Dawickiego "błaznującym konferansjerem", dzieło Roberta Kuśmirowskiego zaś "antykwariatem sprzedającym sepiowane pocztówki" - choć jego tekst to nade wszystko wołanie o sztukę intelektualną. Enfant terrible polskiej sztuki?
a dokładnie nr. 99 :-)
pozdr
K
zgadzam sie z ertev ..sztuka intelektualna !!!tylko co przez nia rozumiec
666. Tomasz Kozak A
Dorota Jarecka - pani, ktora niedawno jeszcze przepisywala noty prasowe z zuja i zachety a teraz zmuszona sytuacj, probuje pióra?. To ona jest ważna też?
hehe
100tka Obiegu. Pierwszy Zeszyt Serii jedyne 4.55PLN Segregator gratis!!! Ufff. Chyba nikt nie został pominięty... Naszych wspiera era. Jakieś to wszystko dusznawe i zatabaczone...
komentarz do rankingu na "forum krytyków" arteonu:
www.arteon.pl
zapraszam!
rn 79
nie no..ranking jest potrzebny,chociazby po to zeby zobaczyc co ludzie mysla o tej calej scenie polskiej sztuki.. z pewnoscia powinny powstawac takie np.z perspektywy krakowa lodzi poznania gdanska zeby bylo o czym rozmawiac..do roboty !!
przydaloby sie duzo subiektywnych rankingow, ten jest niestety strasznie zachowawczy - wyglada jakby autorzy nie mieli wlasnych przemyslen tylko starali sie wyciagnac srednia z opinii wielu osob. moze zabraklo odwagi. poza tym ranking nie wyglada jak podsumowanie 2007 r - jest bardzo przeterminowany, jaka ciekawa wystawe zrobil np Zderzak w ostatnim roku? (chyba, ze kolekcjonerzy ze swojego punktu widzenia uznaja go za swietne miejsce do robienia zakupow - wtedy dobrze, ze go umiescili), dlaczego np. rafal bujnowski jest jedna ze " 100 najwazniejszych osobistosci w polskiej sztuce", bo jest niezlym artysta i mial w zeszlym roku wystawe w zagranicznej komercyjnej galerii (bo w polsce chyba nie mial) to wystarcza? czemu nie ma galerii novej - ktorej debiut w zeszlym roku zawdziecza czesto obecny na blogu tomasz kowalski - to nie ma znaczenia?
No własnie po to jest żeby kazdy mówił "a czemu nie ma tego?"; "a tego to juz w ogóle" ;-)
pozdr
k
RN 79:
spoko, spoko... pierwsze koty za płoty..
jak to się mówi - ten się tylko nie myli, kto nic nie robi...
ale - dzięki za uwagi na Waszej stronie. z tym Wodiczko to istotnie kicha. zaraz poprawimy
pozdr
K
krytykant pisze: "spoko, spoko... pierwsze koty za płoty..jak to się mówi - ten się tylko nie myli, kto nic nie robi..." ho ho - drogi krytykancie, przypomnij sobie te uwage, jak zaczniesz pisac o kolejnym artyscie/wystawie/galerii...
hehe, tak przypuszczałem - choc z iscie imponującym tempem.. :-)
czy ja napisałem - "prosze nie krytykowac rankingu, to nie przystoi", czy - "dzięki za uwagi"???
pozdr
K
hehe, alez przedstawiaj swoje uwagi - ale tez w tym duchu "spoko, spoko... - ten się tylko nie myli, kto nic nie robi...". dotychczasowy klimat blizszy byl "artysta myli sie tylko raz";)
Piotrze, no właśnie ta setka to rezultat naszych przemyśleń i jako taka jest kompromisem pomiędzy moim i Piotra punktem widzenia oraz uznaniem pewnych faktów, które może nam się nie podobają ale istnieją i dla obiektywności trzeba je uwzględnić.
Jest to pierwszy taki ranking dlatego też nie odnosi się tylko i wyłącznie do roku ubiegłego tylko siłą rzeczy kilka ostatnich lat. Kolejne, jeśli będą , będą bardziej skoncentrowane na ostatnim roku.
Między innymi z tych powodów jest Zderzak a nie ma Nowej, chociaż porównywanie tych dwóch galerii jest (jeszcze) chyba nie na miejscu.
Dlaczego jest Rafał? Dlatego że każda z jego wystaw może być wydarzeniem roku, dlatego że jedną pracą może otworzyć obszary jeszcze nieznane malarstwu polskiemu, dlatego że wielu z młodych malarzy w jakiś sposób nawiązuje i śledzi jego poczynania – na tym polega jego „wpływowość”.
wystarczylo dorzucic Novą do Psa i Startera
tak czy inaczej jestem bardzo ciekaw czy ktos sie podejmie zrobienia podobnego podsumowania czy mówiąc kolokwialnie wymięknie i będzie tylko narzekał.przydał by się taki ranking w Arteonie albo Piktogramie albo Opcjach
to ja przekornie powiem, że srodowisko łódzkie nie narzeka, tylko wynajduej plusy i samo niewątpliwie zyskuje. moim zdaniem plus.
http://miasta.gazeta.pl/lodz/1,35135,4880716.html
Nie wiem czy powinniśmy stosować „klucz regionalny” do tego typu rankingów, ale jeśli komuś sprawia to przyjemność to proszę bardzo. Tak na marginesie tego tematu to poważnie rozpatrywaliśmy kandydatury osób spoza Polski, którzy mają wpływ na sztukę polską, na to jak jest postrzegana. Jak na razie z tego zrezygnowaliśmy.
śrdowisko łódzkie również mogłoby się bardziej zaktywizować tym bardziej że ma ku temu sposobności..a klucz regionalny jest jak najbardziej słuszny i w tym kontekście przypominają mi się uwagi Piotrowskiego ze Znaczeń modernizmu kto i jaką historię sztuki pisał i z jakiego punktu widzenia..niewiele się zmieniło od tamtego czasu a szkoda
nie chodzi o słusznośc czy nie, ale o to, że on siłą rzeczy istnieje. przeciez ludzie organizuja się i wpsółpracuje najpierw na pląszczynie lokalnej. najlepszy dowód, że odnosnie kilku linijek żarcików PB ;-) komentarz brzmi tak: "dobry komentarz do warszawskiego rankingu!".
I to jest schizofrenia, z która zetknąl sie juz kilkakrotnie - zarzut "monopolizacji", "warszawocentryzmu" - przy jednoczesnym mówiniu o "braku obiektywizacji" czy "prywacie". no więc - jednao albo drugie. I wydaje mi się, że lepsze jest budowanie poszczególnych ośrodków, z czego każdy i tak wypracuje sobie jakiś "sznyt" ("szkołę").
a tak w ogóle to chodziło mi o to, że jedni wynajdują pozytywy (a propos "Setki"), a drudzy marudzą. ;-))
I jakaś aura powstaje. W kierunku PB szybko posypały się epitety typu "frustrat" i "kompleksy". Czy potoczą się w stronę "łódzkiego". Nie. I dobrze.
rozpisałem się. pozdr
K
krytyka tak, ale pod warunkiem że konstruktywna, a o tym czy krytyka jest konstruktywna czy nie kto zdecydue? Krytykowany! - skąd my to znamy, co, Krytykancie?
a tak poza tym: o tym, że mam kompleksy rzeczywiście dowiedziałem się z jakiegoś anonimowego komentarza, ale słowo "frustrat" nigdzie nie padło. Nie bardzo rozumiem celu w jakim to piszesz? To nie ty uskarżałeś się na chamstwo na forum obiegu? A zaraz po tym powielasz chamskie komentarze by dyskredytować moją krytyczną opinię. To nie jest chwyt poniżej pasa?
pozdrawiam
pb
Piotr, po pierwsze, ja starałem się Cię bronić (tzn. ta wypowiedź o epitetach była krytyczna wobec ich autorów). Może znowu jakoś źle to ująłem, przepraszam. W każdym razie uwazam to za żałosne (aha, nie robiłem kwerendy, stąd ten "frustrat", sory po raz drugi).
No i nie odnosisz sie do meritum (to po drugie) :)
pozdrowienia!!
K
PS.juz nie wiem do czego odnosi się pierwsza częśc Twojego wpisu... :-/
Ale ogólnie chodziło mi o to, że byc może te epitety były posrednią reakcja na Towje, jak pozwoliłem je sobie żartobliwie (uśmieszek!) nazwac, marudzenie... :)
A "łódź" wzięła i zdyskontowała "Setkę".
I to wydaje mi się godne dyskusji, zauważenia... nie wiem...
jeszcze raz pozdr
K
ach, Ty mnie chciałeś bronić!!!. przepraszam... niezrozumiałem... wzruszyłem się...
wiesz, gdyby ktoś ośmielił się Cię nazwać "cynicznym karierowiczem" - możesz na mnie liczyć, stanę jak lew w Twojej obronie :)
pozdrawiam
pb
hoho....
jeśli to aluzja, to zaiste gruba... huh..
tez pozdrawiam
K
cyniczny karierowicz to dobre.
chamstwo na blogu to nie dobrze.
Oj to normalne. Bernatowiczowi ukraść krowę to źle. Bernatowicz kraść krowę to dobrze.
Dajmy spokój kol. Bernatowiczowi. Niech pisze, niech się oburza. Każdy ma prawo.
Ciekawe, że najżywotniejsze dyskusje pojawiają się przy okazji wątków "osobistych", rankingów, podsumowań itd. Najpierw pomyślałem, że to smutne, że mniej ognia wywołujesz sztuka sama w sobie, ale potem doszedłem do wniosku że to jednak piękne - bo to samo życie. Ta sytuacja sprzyja zastanowieniu się nad tym, dlaczego niektóre miejsca w sieci tętnią życiem, a inne nie. W moim przekonaniu fiasko inicjatyw takich jak "Forum krytyków" na stronie Arteonu, wynika z jego programowości. Robi się założenie, że oto będziemy w tym miejscu dyskutować o sztuce. Taka sama sytuacja jest moim zdaniem w przypadku rozmaitych dyskusji organizowanych przez rozne instytucje. Spotykamy się z zamiarem ostrej dyskusji, wychodzi niemrawa pogawędka. Nic na siłę!
wiadomo - cały ten ranking to jedne wielkie auto-promo Mazurow i banasiakow, jeden Bernetowicz sie odwazyl skrytykowac stad cala nagonka, żenada....
no i własnie - to było takie proste.
dzięki za przenikliwą analizę, ciekawe czy Piotr się do niej przychyla.
pozdr
K
to miejsce ma wgóle charakter zaczepkowo prowokacyjny tyle ze do niczego to nie prowadzi,zedych skutkow procz wyzlozliwien..pan k.b. wogole pisze zaczepkowo wiec taki i charakter ma to miejsce.nic mniej nic wiecej.
a ja sie nie zgodze. wspominijmy np dyskusje z kozakiem - jest wiele przykladow. a poza tym zaryzykowalbym tezę że w tonie zaczepkowym można o wiele wiecej zdziałac, tzn. chodzi o to ze jak dyskusja jest uladzona i kulturalna to robi sie nudna, a jak zaczepna to ostrzej i mocniej sie sądy i postawy krystalizują
Dzisiaj kolejny "kwiatek" z Poznania. Dzisiejsy wpis Izy Kowalczyk.
Cytuje
"Ale jednak, coś tu zgrzyta, bo zdominowanie świata sztuki przez sferę rynku (w tym przypadku jest to wszechdominacja Foksalu), włączenie sztuki w neoliberalną machinę, to w gruncie rzeczy czynnik silnie ograniczający wolność artystyczną, a zarazem osłabiający artystyczną jakość (na rzecz pewnej popularyzacji, schlebiania gustom, ulegania modom czy chociażby poddawania się władzy centrum, itp.)."
No to zastanówmy sie który artysta Foksalu (tej neoliberalnej machiny) ma ograniczoną wolność artystyczną, która osłabia jego jakość artystyczną. Czy jest to Sasnal , ALthamer, Sosnowska, Ziólkowski.....