Lepiej umrzeć z głodu, niż z nudów | Rozmowa z Janem Simonem
Banasiak/Chciałbym porozmawiać z Tobą o potencjale, jaki niesie za sobą niejednoznaczność. Na Gradiencie pokazałeś kilka prac właściwe poetyckich, czysto formalnych, działających raczej na emocje, aniżeli rozum. Z kolei na Fudze proponujesz już niejako „trzecią drogę”, bo próbujesz żenić formułę pokazaną na Gradiencie z wyłożonym wprost przekazem (dodam może, że w mojej opinii w niezbyt udany sposób). Tym samym niejako przekreślasz formułę, którą wypracowałeś przy okazji Gradientu.
Nie sądzę, abym zrobił jeszcze taką wystawę, jak Gradient.
O.
Przeszedłem ostatnio mały kryzys, czy może lepiej powiedzieć przewartościowanie. Sporo o tym myślałem i doszedłem do wniosku, że jednak treść jest najważniejsza.
O!
Z drugiej strony na pewno nie chcę robić sztuki, która jest ilustracją teorii, czy coś takiego… Natomiast wydaje mi się, że sztuka ma możliwość intuicyjnego czy też bardziej bezpośredniego dotarcia do spraw, które teoria wypracowuje.
W jaki sposób?
Na przykład wyprzedzając teorię, dając impuls do teoretycznej już refleksji. Albo te same problemy, które podejmuje teoria pokazać w sposób dużo łatwiejszy w odbiorze.
Aż tak?
No myślę, że tak.
Sprowadzić teorię do wizualnego ekwiwalentu?
Tak.
Pozwól, że zacytuję Twoje słowa sprzed roku: „Jestem zdecydowanym przeciwnikiem instrumentalizacji sztuki przez doraźny dyskurs polityczny i wydaje mi się, że taka strategia skutecznie pozbawia ją szans na jakikolwiek rzeczywisty wpływ na rzeczywistość. Nie wydaje mi się również, żeby sytuacja, w której artysta jest intelektualistą produkującym swego rodzaju wizualne eseje, była jedynym możliwym modelem wpływu sztuki na świat społeczny. Artyści powinni po prostu robić swoje i nie przejmować się ideologami, którzy próbują ich wciągnąć na swoją orbitę”.
To, o czym powiedziałem przed chwilą i instrumentalizacja sztuki przez doraźny dyskurs polityczny, to jest zupełnie coś innego.
To może doprecyzujmy.
Upraszczając, instrumentalizacja sztuki to dla mnie taka sytuacja, w której ktoś mówi artystom co mają robić, po to żeby wyciągnąć z tego korzyści na jakimś innym polu, niż sztuka – na przykład w polityce. I to jest bardzo niezdrowa sytuacja, z której, jak mi się wydaje, nie może wyniknąć dla sztuki nic dobrego. Ilustrowanie teorii to z kolei sytuacja, w której artyści dość literalnie przekładają myśli zawarte w tekstach na prace. Ale sztuka może też wyprzedzać teorie, czy analizować jakieś zjawiska równolegle do niej.
Jak?
Chodzi o „błyskotliwe zauważenia”. Coś się zauważa, przekłada na sztukę, a następnie okazuje się, że to, co się zauważyło jest też istotne z punktu widzenia teorii.
Na przykład?
No na przykład Lego Libery, które w błyskotliwy sposób odnosi się do problemów, które eksploruje też teoria.
Nie sądzisz, że podobny sposób myślenia jest już wyeksploatowany na wszystkie możliwe sposoby? Od języka sztuki krytycznej, jak właśnie Libera czy Klaman, aż po formuły „miękkie”, czyli wszelkiego rodzaju „gry” dla wtajemniczonych: z estetyką, językiem, teorią, tradycją etc.
Większość sposobów myślenia jest już wyeksploatowana na wszystkie możliwe sposoby.
To spróbujmy umiejscowić to Twoje nowe podejście na mapie wyznaczonej przez Gradient i Fugę, na których były obecne przeróżne poetyki i strategie.
Przy Gradiencie wzniosłem się na meta-poziom i obejrzałem stamtąd siebie [śmiech]. Ta wystawa była jakąś próbą systematyzacji mojej działalności. Często robię bardzo różne i odległe od siebie prace, a potem z perspektywy czasu zastanawiam sie co one mają ze sobą wspólnego. To dla mnie ciekawe pytanie, jakaś próba poszukiwania siebie przez sztukę. Zresztą patrząc na twórczość innych artystów też najciekawsza jest dla mnie przestrzeń, droga pomiędzy pracami, a nie one same. W Bunkrze pierwszym poziomem była strategia tzw. research based, czyli skupienie się na jednym temacie i „obrabianie go” – zrobiłem kilka projektów, które wpisują się w ten nurt nawet nie wiedząc że on istnieje; dalej taktyka „konceptu”, czyli prosty pomysł i realizacja – artysta jako maszyna służąca do realizacji pomysłu. Aż po prace będące efektem jakiegoś impulsu, bardzo subiektywne, czysto emocjonalne, powstałe właściwie wyłącznie z szacunku dla własnej wyobraźni. Widzę jakiś obraz w głowie i mam przeczucie, że chciałbym to zobaczyć w rzeczywistości – i tyle.
I teraz odchodzisz od tej ostatniej strategii.
Ogólnie moimi działaniami kierują dwa motywy. Pierwszy to komunikacja. To wiąże się z tym, co nazwałem „zauważeniem” – zauważam np. plamę na murze i myślę: „fajne”, może ktoś inny by tego nie zauważył i dlatego może to być wartościowe. Towarzyszy temu entuzjazm odkrywcy, ale także chęć podzielenia się tym z innymi. Ale w tej sferze leży też na przykład cała mechanika konstruowania wystawy, te wszystkie patenty, że na przykład dźwięk i coś ruszającego się na podłodze organizują przestrzeń w ciekawy sposób itd. Robię te wystawy od paru lat i zbiera mi sie jakaś biblioteka takich mniejszych lub większych odkryć, które czasem wykorzystuję żeby wywołać jakąś określoną reakcję u odbiorcy. Ale ważniejsza jest funkcja performatywna, czyli fakt, że masz ochotę coś zrobić. I wtedy zupełnie nie myślisz o widzu. Jest impuls, za którym podążasz. Miałem ochotę pojechać na Madagaskar i tam pojechałem, teraz otwieram sklep w Berlinie, bo mam na to wielką ochotę i to dla mnie zupełnie wystarczający powód.
A zgodzisz się, że Twoje nowe prace można oceniać też pod względem kategorii estetyki czy też estetyczności? W przeciwieństwie do tych wcześniejszych, które niejako z konieczności były po prostu wizualnym opakowaniem konkretnej idei, pomysłu.
Tak, ale to jest kontinuum. I powiedziałbym, że coś albo działa, albo nie działa – obojętne czy estetycznie, czy intelektualnie. Poza tym opakowania idei też na ogół jakoś wyglądają i ma to jakiś wpływ na to czym ta praca jest.
Np. Hotel Rouygong (2007) działa czysto intelektualnie.
Chyba tak. Chociaż też ma jakąś formę, skalę, mógłby być dwa razy większy i byłby czymś innym. Może to jest porażka tej pracy, że tak o niej myślisz.
No właśnie, nie sądzisz, że już dość mocno wyeksploatowałeś ten motyw? Podobnie te wszystkie „błędy w systemie”, „przesunięcia” etc.
Tak, ale z drugiej strony czuję, że jestem w te szufladki wtłaczany nie do końca słusznie. A błędy w systemie, niekontrolowane procesy, chaos – po prostu je lubię, i chyba nie czuje żeby to było jakoś wyeksploatowane.
Że to jest szersze, tak?
Nawet, że tego nie ma w ogóle. Zresztą nie tylko Gradient jest mieszanką starego i nowego. Tak było też w wypadku Pożaru w kwaterze głównej straży pożarnej, pokazu organizowanego w ramach W Samym Centrum Uwagi. Wtedy próbowałem wybrać stare prace złączone pewną narracją i dorobić do nich nowe – no i oczywiście te nowe były gorsze. To mnie nauczyło, że nic nie muszę, że nie potrzebuję żadnego wewnętrznego statementu.
Ale przy Pożarze jeszcze próbowałeś taki statement wyodrębnić, a nawet dopasować do niego kolejne prace.
Tak, ale wtedy to wynikało z tego, że sam dostrzegłem pewien wspólny mianownik i zacząłem się zastanawiać skąd to się bierze. Poza tym, że wszystkie prace zrobiła jedna osoba [śmiech]. Natomiast ciekawiło mnie czym jest i gdzie się znajduje linia, która je łączy. Aż w końcu zacząłem na siłę próbować ją stworzyć. I od tej pory wiem, że kompletnie nie muszę się przejmować, że przyjdzie mi do głowy projekt, który będzie miał mało wspólnego z tym, co robiłem poprzednio. Wręcz przeciwnie – chciałbym żeby każda wystawa była jakimś wynalezieniem siebie jako artysty na nowo [śmiech]. No i nie zrobiłem jeszcze wystawy, z której byłbym w pełni zadowolony, ja w ogóle jestem zadowolony tylko z pojedynczych prac. Czasem. To zresztą dotyczy sztuki jako takiej. Jest tak mało naprawdę dobrych, kompletnych wystaw… Dla mnie to jest bardzo duża różnica, pomiędzy pojedynczą pracą a dużą, złożoną wystawą indywidualną, tu dochodzi ciekawy proces kuratorowania samego siebie, bardzo trudny zresztą.
Gradient?
Nie do końca. Tu też nie czułem stuprocentowej satysfakcji.
A nie jest to rodzaj instytucjonalnego przymusu – ta potrzeba wystawy kompletnej, o którą faktycznie bardzo trudno?
Raczej nie instytucjonalnego, bardziej wewnętrznego, choć cały czas do tego dążę, tylko jeszcze nie dotarłem. Jednak tak samo jak nie ma metody w wypadku robienia prac, tak samo nie ma jej w wypadku robienia wystaw.
Niewątpliwie miałeś materiał do przemyśleń – w niecały rok był Gradient, Spojrzenia, Fuga i Remix w Rastrze…
No sporo robię, może nawet za sporo…
To wróćmy do Twojej kolejnej wolty, o której mówiłeś na początku. Przeanalizowałeś Gradient i doszedłeś do wniosku, że ta optyka jednak ci nie odpowiada, tak? To ciekawe, bo on był dla Twojej twórczości ważny, by nie powiedzieć przełomowy.
Tak, bardzo ważny.
Więc dlaczego go odrzucasz?
Bo wyżej cenię sztukę, która jest skoncentrowana na treści niż jakiś sensualny abstrakt, który „działa”, ale nie za bardzo wiadomo dlaczego i jest duża szansa że za 3 lata przestanie „działać”. A ponieważ wyżej taką sztukę cenię, to też chciałbym taką robić. No i po zrobieniu Gradientu ta myśl do mnie z jakimś wzmocnieniem dotarła.
Jednak w tym momencie musisz już mówić o skuteczności.
W jakim sensie?
Wpływania na widza, „chcenia go wyemancypować”, docierając nieuchronnie do Rancière’a…
Może tak i to jest dużo ambitniejszy cel niż „działające” przestrzenie. Chociaż nie wiem czy widz jest dla mnie tak naprawdę ważny. Może bardziej chciałbym wyemancypować siebie przez sztukę.
A poetyka Gradientu jest już za łatwa, tak?
Tak, dokładnie.
Ale z drugiej strony doraźną skuteczność osiągnąć jeszcze łatwiej.
Najtrudniej.
Tak?
To jest łatwe tylko pozornie. Poza tym mi nie chodzi o doraźną skuteczność w sensie robienia prac o trudnej sytuacji życiowej pielęgniarek.
Następną wystawą po Gradiencie była Fuga, więc mogę przypuszczać, że to tu były pierwsze próby znalezienia nowej formuły. Jesteś zadowolony z efektu?
Niezbyt.
Fuga była pomiędzy? Pomiędzy „wizualnym abstraktem” a „doraźną skutecznością”?
Tak, i to w sposób zamierzony. Fuga jest też wynikiem inspiracji filmami, które w ostatnim czasie zrobiły na mnie wrażenie: dokumentami Adama Curtisa i obrazami Alejandro Jodorowskiego.
W konsekwencji motywy z Jodorowskiego – piramidę, tęczę – wplotłeś w polityczną narrację o biurze. Po co?
Dokumenty Curtisa mówią miedzy innymi o tym, że jesteśmy obiektem permanentnej, nieustannej manipulacji. W biurach siedzą inteligentni, kreatywni ludzie, którzy myślą tylko o tym jak sprawić, żebym kupił jakiś produkt.
To dość oczywista konstatacja. Wiemy to od kilku dziesiątek lat.
Jeżeli nawet jest oczywista to nie wygląda na to żebyśmy wyciągnęli z niej jakieś wnioski praktyczne.
W jakim sensie? Czujesz, że nad tym nie panujesz?
No oczywiście, że tak.
Naprawdę?
Tak, bo te działania nie odnoszą się do racjonalności.
Zgadza się, przeważnie do emocji.
Popędów. Nieświadomości. Banalizując, istotnie zaskakujące jest dla mnie to, że mogąc kupić spodnie za 50 złotych, kupuję za 400.
No to musisz mieć non-stop wyrzuty sumienia [śmiech]. Abstrahując do tego, że ja takiego popędu w stosunku do spodni nie podzielam.
Nie, jestem z tym pogodzony. Zdaję sobie sprawę, że moja przyjemność jest produkowana.
A nie zastanawia Cię, że język reklamy dawno już został zdekonstruowany, do szczętu przenicowany? Co więcej, że posługuje się dziś retoryką właściwą choćby sztuce, ale także innym dyscyplinom humanistycznym? Innymi słowy, czy nie zdajesz sobie sprawy, że reklama to reklama, a Twoja potrzeba to Twoja potrzeba?
To inny wymiar tej kwestii, zresztą to jest dowód na to co mówię, język reklamy został przenicowany do szczętu a i tak działa tak jak działał. I zupełnie nie jest tak, że reklama to reklama a moja potrzeba to moja potrzeba. Moja potrzeba to jedzenie i seks, a cała reszta jest mniej lub bardziej skonstruowana kulturowo, no i w naszym świecie jest skonstruowana tak jak jest skonstruowana, a może mogłaby być inaczej i ten świat byłby lepszy.
A czy spodnie za 20 złotych są tej samej jakości i trwałości, co te za 200?
Może są może nie są, nie ma to wielkiego znaczenia.
Przecież po dwóch miesiącach widzisz namacalną różnicę – że są.
Zmysł, dzięki któremu tę różnicę dostrzegasz też jest wyprodukowany.
Nie no [śmiech]… Naprawdę tańsze rzeczy są przeważnie mniej trwałe. To jest dość racjonalna obserwacja...
Jaka racjonalna, to fikcja! Te wszystkie rzeczy wcale nie są trwałe.
Nie są…? Czyli wszyscy żyjemy w fikcji, ale Ty ją dostrzegasz? A jest dobra kawa i marna?
Jest, tu się zgadzam [śmiech]. Marna kawa jest produktem ubocznym patologii tego systemu, kiedyś była po prostu kawa. Tu jednak wrócę do filmów Curtisa, szczególnie The Century of the Self, który jest historyczną rekonstrukcją tworzenia consumer-self, „konsumenckiej jaźni”. Np. Edward Bernays, twórca public relations, interesował się psychoanalizą, a ludzi miał za szarą masę, do której nie przemawiają racjonalne argumenty i którymi można sterować. I to założenie leży u podstaw reklamy. Ja bym wolał, aby ludzie byli traktowani jako istoty myślące.
Pełna zgoda, tylko w 2008 roku Zachód jest już raczej na to odporny. Są przecież cale koncerny, które wyrosły z kontrkulturowej rewolty przełomu lat 60. i 70., dla których konsumpcjonizm był jednym z głównych przedmiotów krytyki.
To tylko świadczy o skuteczności tego wszystkiego. Gdyby ci ludzie mogli wynaleźć promieniowanie, które powodowałoby, że idziesz do sklepu i kupujesz jakiś produkt to by to zrobili. Zresztą tego typu praktyki już miały miejsce, np. reklama podprogowa.
Jednak dziś istnieje masa regulacji dotyczących reklam, choćby unijnych, ale także wielka społeczna świadomość. Nie mówiąc o sztuce "demistyfikującej spektakl". Podprogowa reklama popcornu wpleciona w film jest już raczej niemożliwa [śmiech]. Chciałbym Cię jednak zapytać co nowego masz w tej kwestii do powiedzenia? I w jaki sposób chcesz nowatorsko i zajmująco powiedzieć o tym, o czym już doskonale wiadomo?
Nie wiem. Wiem tylko, że to była dla mnie inspirująca myśl. A podobną dostrzegłem właśnie u Jodorowsky’ego, w Świętej górze. Tam są pokazane cyniczne super-elity, które chcą rządzić światem [śmiech]. Czyli ten sam problem i ekstremalnie różne języki: twardy dokument i okultystyczny surrealizm.
A teraz zderzmy to z pracami, które wykonałeś na Fugę. Moim zdaniem one nie proponują nowego spojrzenia i oczywiście ani na milimetr nie naruszają status quo świata reklamy. Mówiąc kolokwialnie, „nie działają”.
Może to moja porażka. Tylko co to znaczy, że one mają „działać”?
To znaczy, że mają skierować myśli widza na nowy tor, w pewien sposób „otworzyć mu oczy”, jeśli już mówimy o skuteczności. Jednak nie za pomocą strategii, które zna z reklamy. Trzeba dotknąć czegoś innego.
I teraz interesuję się koncepcją demokracji bezpośredniej, takiej jak była w starożytnej Grecji – łącznie z losowaniem polityków. Oczywiście nie tylko z arystokracji [śmiech]. I w oparciu o nią przygotowuję nowe prace, nowy projekt.
Jaki?
Przez jakieś ostatnie dwa lata wykrystalizowała się dość dokładnie moja świadomość polityczna, dawniej uważałem sie za zwolennika lewicy, jednak, chyba głównie przez podróże do miejsc w stylu średniej wielkości miasta w Zachodnich Niemczech czy Skandynawii, no a też trochę przez rożne lektury, doszedłem do tego, że socjaldemokracja to dla mnie coś okropnego i w żaden sposób nie chcę sie przyczyniać do wprowadzenia takiego ekstremalnego rozrostu biurokracji regulującej coraz szersze sfery naszego życia. Szwecja to piekło. Lepiej umrzeć z głodu, niż z nudów. No i te przemyślenia pchnęły mnie w stronę anarchizmu, także zacząłem trochę interesować się wynikającą z niego praktyką i może to ma jakiś wpływ na moją działalność. Otwieramy w Krakowie miejsce (z Jankiem Sową i Kubą de Barbaro), które będzie w teorii i praktyce eksplorować tę idee. Ale nie wykluczam też zrobienia następnego ruszającego się obiektu na podłodze za jakąś chwilę. No i zakochałem się, co też jest z pewnego punktu widzenia anarchizującym projektem artystycznym…
(Gratulacje) A co z doświadczeniem Fluxusu czy Międzynarodówki Sytuacjonistycznej, gdzie bardzo szybko następowała pęknięcie, a następnie wyniszczający konflikt pomiędzy frakcjami „artystycznymi” i „politycznymi”?
Doświadczenie jest takie, że dziś oeuvre sytuacjonistów to poważnie traktowane koncepcje urbanistyczne.
Czyli jednak pole sztuki. I działanie polityczne uzyskane poprzez niezwykle nowatorskie – wyprzedzające swój czas – działanie artystyczne. Czyli nie mowy Deborda do robotników fabryki bodaj Peugeota, tylko „celowe gubienie się” innych sytuacjonistów. I tu wracamy do Twojej wolty.
Tak, był Debord, który kompletnie instrumentalizował sztukę i byli ci, którzy się temu nie poddawali i to oni po czterdziestu latach są prawdziwie polityczni i ich praktyka rzeczywiście kształtuje naszą rzeczywistość. Jest też inna świetna metafora opisująca relacje pomiędzy sztuką a polityką, a mianowicie relacja fizyki i matematyki. W tej ostatniej zawsze pojawiała się masa oderwanych od rzeczywistości, abstrakcyjnych koncepcji, a po iluś tam latach okazuje się to bardzo przydatne w konkretnych rozwiązaniach na polu fizyki. Czyli wedle logiki tych, którzy chcę instrumentalizować przekaz artystyczny, fizycy powinni powiedzieć do matematyków: dobra, dajcie spokój z tymi abstrakcjami i zacznijcie zajmować się problemami, których rozwiązanie jest nam teraz potrzebne. Co bardzo drastycznie ograniczyło by jej rozwój i faktyczny wpływ. Sztuka – jak matematyka – to bardzo autonomiczna dziedzina i często dopiero po latach staje się „przydatna” w wymierny sposób.
I bardzo nieoczekiwany, bo koncepcji sytuacjonistów nie wcielono oczywiście wprost. I to jest dobry moment, żeby wrócić do tego, co mówiłem na początku: dziś koncepcje i estetyki wypracowane przez sytuacjonistów przeniknęły nie tylko do urbanistyki, ale też reklamy, mediów, mody. Podobne działania nie mogą mieć i nie mają już potencjału wywrotowego – nawet jak napiszesz trzy manifesty. I chyba to jest problem Fugi. Zresztą tu warto wspomnieć Rancière’a, do którego zrobiłeś okładkę, zresztą bardzo trafioną. Czytałeś?
Tak, choć nie dałem rady do końca [śmiech]. A wiesz, że w mojej opinii najlepsza praca jaką zrobiłem, to Kalkulator (2006). Czy ona jest jednoznaczna? Nie. A jednocześnie nie jest estetyczna. Z drugiej strony uważam, że cały czas można stworzyć arcydzieło czy też wywrotową pracę, która będzie napisem na ścianie, tylko ten napis musi być oczywiście odpowiedni.
Ja wręcz powiem, że tym się różni zdolny artysta od marnego, że potrafi przekonywująco napisać ciąg liter na ścianie [śmiech].
A moim zdaniem może to być zwykły napis Arialem.
Kiedyś powiedziałeś, że Dotleniacz to typowy przykład pracy, która ma sztucznie nadpisane treści, a co więcej te treści są tylko dla „ludzi sztuki” – nie wzbogacają jej w oczach przechodniów, dla nich tę sadzawkę mógł postawić jakiś urząd. Czyli ludzie sztuki sami fundują sobie ułudę, że tu cokolwiek zmienia sztuka?
Tak, dla mieszkańców placu Grzybowskiego to jest sadzawka, a nie relacja z obiektem kultury. Coś jak kanapa, na której siadasz po pracy. Ale z Palmą tak nie jest, bo ona jest czystym absurdem dla każdego, nawet dla człowieka kulturalnego.
Przy okazji wystawy w Rastrze udzieliłeś wywiadu, w którym mówisz, że rozpatrujesz swoje najnowsze prace na planie instytucjonalizacji buntu. Czyli już nawet nie formuła Fugi, nie Gradientu, więc…?
Nie no, ciągle jest brak wiary w proste strategie.
Ale jako skomplikowaną podajesz Lego.
Czasem trzeba oddzielić płaszczyzny dyskursywną i artystyczną.
Czyli na płaszczyźnie artystycznej czasem kapitulujesz?
Nie, bo ta teoria zostawia mi miejsce na to, aby pociąć gazetę.
Czyli teoria zakłada odstępstwa od teorii – dobre [śmiech]! A wspomniany wymiar instytucjonalny? Skoro mówisz o instytucjonalizacji buntu, to czy nie przeszkadza Ci, że funkcjonujesz w sekwencji kolejnych stypendiów, grantów, i tyle jeśli chodzi o bunt?
Obecnie pracuję z kilkoma osobami nad projektem, który finansujemy z własnej kieszeni.
Co to za projekt?
Rozciągający się pomiędzy życie a działalność artystyczną. Na Madagaskarze poznałem takich awanturników, którzy zajmowali się złotem – tam jest gorączka złota. I postanowiłem, że założę swoją kopalnię złota i uzyskane w ten sposób zyski będą finansowały produkcję kulturalną w Polsce. Czyli odwrócenie sytuacji np. stypendium. Poza tym otwieramy też to miejsce w Krakowie, o którym wspominałem, w tej samej grupie.
I to jest realne?
Tak, koncesja na rozpoczęcie wydobycia kosztuje 5000 dolarów. Potem trzeba kupić maszyny, wynająć ludzi i można zaczynać. W związku z tym, że jedna osoba tego nie pociągnie, zaprosiłem do tego kilku znajomych, z różnych dziedzin. I w toku rozmów stwierdziliśmy, że najbardziej pociąga nas w tym nie to, że to jest to projekt artystyczny, ale sama operacja. Więc niczego nie przesądzamy – może będzie z tego projekt, a może nie. Jasny punkt tej eskapady jest taki, że poznaliśmy człowieka, geologa z Warszawy, który jeździ tam od 15 lat i bardzo zapalił się do tego projektu. Spodobała mu się nasza ignorancja w tej dziedzinie. Aczkolwiek obalił mity, które sprzedano mi jak byłem na Madagaskarze [śmiech]. I oczywiście okazało się, że sama koncesja nie wystarczy, niezbędna jest olbrzymia wiedza gdzie kopać [śmiech].
Czyli znowu spektakularna porażka [śmiech]?
Nie, bo okazało się, że beryle i szmaragdy są już bardziej realne [śmiech].
Ale jedziesz tam jako artysta?
Nie do końca. Wiem, że nie mogę tego oddzielić, ale nie chcę nadawać temu znaczeń poza tym, że jadę. Więc będzie to swego rodzaju performens, ale tylko dlatego, że ja tego nie powstrzymam. Bo to będzie funkcjonowało choćby jako plotka. Czyli jest to projekt w „szarej strefie” pomiędzy życiem a sztuką.
Brak celu jako cel?
Raczej open ended, moje ostatnie odkrycie [śmiech]. Staram się to stosować w praktyce instytucjonalnej – np. zapraszają mnie, ale bez gwarancji efektu. I bolesny efekt tego jest taki, że teraz rozmawiam o projekcie, a instytucja już chce szczegółowy budżet.
Faktycznie, straszne [śmiech]. Ale w tym wydobyciu złota nie uczestniczy żadna instytucja?
Na razie nie, bo nie chcemy się deklarować. Może potem, po wszystkim. Nie biorąc od nikogo pieniędzy tak naprawdę znacznie poszerzamy gamę możliwych zakończeń tego wszystkiego.
A co zrobiłeś na Manifesta 7?
Na Manifesta już się trochę poddałem i dałem pracę o określonym budżecie i z wiadomym finałem. Pierwszy projekt zakładał podroż na Tokelau – dziwne, lekko anarchizujące państwo-nie-państwo na południowym Pacyfiku, które zresztą za parę lat zniknie pod powierzchnią podnoszących się oceanów. Jedno z najbardziej niedostępnych miejsc na ziemi – trzeba lecieć na Zachodnie Samoa, później płynąć statkiem dwa dni, no a potem musi być dobra pogoda żeby statek mógł przybić do brzegu. No i chciałem tam pojechać i zobaczyć co dalej, na co potrzebowałem 5000 euro. A tymczasem na pół roku przed otwarciem wymagano ode mnie wymiarów, dokładnego budżetu, ilości ludzi potrzebnych do instalacji i tak dalej. Zresztą w pewnym momencie chyba się sam poddałem i przestałem to forsować, jako coś za bardzo ryzykownego, zresztą przyszedł mi do głowy pomysł, który był pozbawiony tych niedogodności i bardzo chciałem go zrealizować.
Co to za projekt?
Pomalowałem Volkswagena Transportera z lat 80. na losowo wybrane kolory, ponad 1000 części. Każda widoczna cześć na inny kolor, łącznie ze śrubami, wskazówkami w licznikach itd. Chodziło mi o odtworzenie efektu takiej synergii, która się pojawia w momencie naprawdę dużej różnorodności, niekontrolowany proces prowadzący do harmonijnego rezultatu. Czytałem gdzieś wywiad z Ai Wei Wei, on teraz nadzoruje projekt jakiegoś miasta w Chinach, które projektuje 100 architektów, każdy budynek kto inny. No i on powiedział, że gdyby to projektowało 4 ludzi to efekt mógłby być niespójny, ale przy 100 robi się to z powrotem spójne. Albo Londyn i Berlin: w Berlinie Turcy jakoś odstają, są osobni, w Londynie tych emigrantów jest tylu i z tak różnych miejsc, że robi się z tego jakaś harmonijna całość. No i coś mi się w tym procesie podoba, każdy może być naprawdę inny i nikt nie musi nikomu mówić co ma robić. To chyba dobra zasada organizująca jakiejś hipotetycznej społeczności. Także pomalowałem tak ten samochód, może do niego wsiąść 9 osób, to już jakaś grupa, więcej niż rodzina. Mała wywrotowa organizacja. Wystawa dotyczyła nadziei, to moja odpowiedz na ten temat. Samochód tworzył spójną całość, także uznałem, że eksperyment się udał i synergia zaszła.
A zatem powodzenia na Madagaskarze. Dzięki.
Dzięki.
Komentarze (166)
Fajny aforyzm. Ale chciałem zauważyć, że z nudów jeszcze nikt nie umarł, a z głodu... i owszem. Kwoli ścisłości. Trochę też smutno się zrobiło przy czytaniu o kompromisach z instytucjami w ostatniej części. Zawsze te kompromisy!
Tez tak odrazu pomyslalam, ale potem mi sie przypomnialo jak moj tata przeszedl na emeryture i rok pozniej zmarl. Z nudow.
No nie wiem. Emeryt w Polsce umiera z obu powodów. Współczuję.
oj Janek Janek, od paru lat obserwuje twoja kariere, i nadal jest mi ciezko sie do tego wszystkiego ustosunkowac.
Jak juz zostalo uprzednio na tej stronie ustalone "sztuka jest to co uznamy za sztuke" {jak powiedzieli krytycy vide kaplani artworld'u} i wedle tego paradygmatu myslac inaczej zostane uznany za uwstecznionego drobnomiesczanina.
W mojej osobistej ocenie prace Janka smialo mogly by sie znalezsc na koncowej wystawie IVc z technikum mechanicznego w Szczawnicy ...tylko ze za Jankiem w odpowiednim momencie stanol uklad towarzyski i pozwolil na "blyskotliwy" debiut w Krakowskim Bunkrze ktory to ukonstytuowal go jako "czolowego mlodego"... nota bene blanty na plantach z naszelnym HaArtu tez bynajmniej nie zaszkodzily :)
Ale jesli sa chetni na "lykanie" tworczosci Jasia to na zdrowie, szanse ze sie myle sa takie same jak to ze "artworld" ma racje.
PS
Miesczanskie uklony dla Janka i Pana Krytykanta
...i zaczynamy!
A ja się nie zgodzę co do kalkulatora, jak to nie jest estetyczny ? to coś jak space invader czy tetris na koszulce w h&m , gadżet z magazynu Vice , idealny na polaroida :)
A poza tym fajny wywiad ,
pzdr
Do wszystkich piętnujących tzw. "układ towarzyski" inaczej zwany "networkami". Pytania:
Czy macie artystom za złe, że są w dobrych stosunkach z kuratorami i krytykami? Jeśli tak, to czy wyobrażacie sobie artystę współpracującego z kuratorem w przypadku ich wzajemnej nieznajomości, niechęci lub nienawiści? Czy uważacie, że kurator nie powinien zaznajomić się z artystą, z którym ma zamiar współpracować? Czy według Was kurator pownien zasłonić sobie oczy, stanąć przed listą wszystkich isniejących naswisk artystów z miast, miasteczek i wsi i na oślep rzucać strzałką, lub może ciągnąć losy ze sterty nazwisk? Czy ludzie sztuki nie mogą się razem napić piwa? Czy wyobrażacie sobie środowisko artystyczne bez.... środowiska artystycznego?
i jszcze dodam... Jeśli boli Was, że nikt Was nie zna i że to jest żródlem Waszego niepowodzenia, poprostu się przedstawcie. Po co być obcym i kląć pod nosem, kiedy można trochę wyjść ludziom naprzeciw.
"ANONIMOWY" apeluje o przedstawianie się... Czuję sprzeczność.
Do Anonimowego 24/1 i do wszystkich Anonimów.
Odrobina inwencji w wymyślaniu nicków dowiodłaby, że macie inwencję.
a innym ułatwiłaby odpowiadanie. To taka uwaga otganizacyjna.
Możecie numerować, napisac cokolwiek, ale wiadomo wtedy na czyj post odpowiadam.
Lenistwo to czy zaniechanie?
"Pytania:Czy macie artystom za złe, że są w dobrych stosunkach z kuratorami i krytykami? "
Relacja między krytykiem a artystą powinna być neutralna. Krytyk powinien "nie obrażać", a artysta powinien "się nie obrażać". Nie powinni być w żadnych stosunkach, ani krytyk/artysta, ani krytyk/kurator.
W dobrych staosunkach powinni być kuratorzy z artystami a nie odwrotnie. Bo najpierw jest artysta, a kurator potem ( chyba, że przyjmiemy, że kurator to mega-artysta). Z mega artystą wszyscy powinni być w dobrych stosunkach, tak samo jak kuratorzy powinni zabiegać o dobre stosunki z dobrymi artystami, a krytyk powinien pokazywac co jest dobre, a nie przyklaskiwać kuratorom.
Krytykom mam za złe, że widzą tylką tych artystów, którzy są z nimi w stosunkach, czyli tych artystów, którzy znaleźli dojście do krytyka.
Nie widziałem krytyka, który sam znalazłby artystów (takich, którzy nie są w stosunkach z innymi krytykami czy kuratorami) i postarał się być z nimi w dobrych stosunkach.
Ja nie widziałem, ale może wy znacie takich. Jeśli tak to napiszcie kto to.
"Czy ludzie sztuki nie mogą się razem napić piwa? Czy wyobrażacie sobie środowisko artystyczne bez.... środowiska artystycznego?"
Tak jak politycy mogą się razem napić piwa z biznesmenami, ale trzeba im patrzeć na ręce. Krytyk i artysta stoją po przeciwnych stronach i lepiej żeby się nie znali, bo to jest tak jak z uczeniem dzieci znajomych. Nauczyciel zawsze oceni je lepiej niż na to zasługują, żeby nie stracić przyjaciela. Ja w każdym razie tak pamietam swoją podstawówkę. Znajomi nauczycielek mieli łatwiej. Znajomi krytyków też, i to nie jest wina krytyków, ale zwykła ludzka cecha.
"Bo najpierw jest artysta, a kurator potem ( chyba, że przyjmiemy, że kurator to mega-artysta)"
Niektórzy już się tak czują. Widziałem plakat towarzyszący wystawie zbiorowej młodych artystów, na którym umieszczono (obok tytułu wystawy) wyłącznie nazwisko kuratora. Nazwisk autorów wystawianych prac już zabrakło.
Kuratorzy układają swoje koncepcje z puzli (półprodukty albo redy mady), zalezy czym jest dla nich "tworzywo". Każdy artysta (twórczość) to taki puzel/półprodukt/ready made, a całość instalacja kuratorska - he,he
Jak będziemy w stosunkach, to nas zainstalują i sygnują. ;-)
anonim, którego po raz 2. kasuję:
jak Pan nie nauczy się wyrażac swoich mysli bez bluzgów, nie będę kasował, choćby były nie najwyższych lotów, gwarantuję
i jeszcze dla studentów, żeby wiedzieli, z której strony wiatr wieje
"Inwestycja w pojedyncze obiekty
Inwestycja w pojedyncze obiekty rekomendowane przez Stilnovisti w długim okresie czasu może być źródłem poważnych zysków. Produkt jest rekomendowany dla klientów rozpoczynających inwestowanie w sztukę oraz jako uzupełnienie kolekcji i zbiorów. Podczas przygotowania rekomendacji określany jest przede wszystkim potencjał danego artysty i wielu przypadkach rozstrzygająca jest jego zdolność do zafunkcjonowania w szerszym obiegu artystycznym. Historia ostatnich lat pokazuje, iż prace Tworzywa, Laury Paweli czy Konrada Radziejewskiego w ciągu krótkiego okresu od czasu debiutu zostały docenione przez rynek w okresie znacznie krótszym od rekomendowanego.
Kolekcja pozwala na zmianę wyceny poprzez zgromadzenie powiązanych ze sobą obiektów w jednym portfelu. Jest również źródłem zysku wizerunkowego dla jej właściciela, pod warunkiem zachowania rygorów zarządzania.
Rozwiązanie to dedykowane jest w pierwszej kolejności inwestorom instytucjonalnym, zdolnym zaakceptować wysoki poziom ryzyka związanego z tą formą lokowania środków."
http://www.stilnovisti.pl/index.php?page=08&sub=06
To są te wasze dobre stosunki, ze sztuką nie mają nic wspólnego.
kasuję pierwszą część Pańśkiego wpisu.
prosze zrozumiec, że nie będzie tu insynuacji, szczególnie takiego kalibru jak Pańska.
proszę nauczyć się inaczej komunikaować. i pisać nie tylko o swoich podjerzeniach co do czyichs karier, to nudne i małe.
Ale tu nudno - można normalnie umrzeć.
Chłopie - wysil się bardziej.
Skoro tak, to same fakty
Źródło: www.laurapawela.com
Teksty (stan na dzień dzisiejszy, autorka portalu zawsze może usunąć):
• Gazeta Wyborcza, Wysokie Obcasy, 5 kwiecień 2008
• Your Artist, IMT, 2007 - press release
• Dylematy projektantki albo koniec sztuki jaką znamy, krytykant.blogspot.com
• Agnieszka Wolny-Hamkało "Polityka Laury Paweli"
• Monika Branicka - Co "ludzie mówią" czyli historia pewnych nieporozumień na linii sztuka-życie.
• Iza Kowalczyk, Duchy znowu wróciły!, Obieg, 31.05.2006
• Łukasz Guzek "Ubezpieczenie Talentu", spam.art.pl - artinfo, 03.2006
• Katarzyna Rój, "Dzień dobry, ja z takim króciutkim, nietypowym pytaniem..." OBIEG, 14 luty 2006
• Monika Branicka, Bezcenny acz bez wartości , luty 2006
• Marta Tychmanowicz, Artystyczny remont łazienki, Lampa, 2006
• Polisa na talent - Z Laurą Pawelą rozmawia Michał Raińczuk, Panorama Dolnośląska,
• Marcin Krasny, Jak ukraść własny obraz?, FORMAT, 2006
• Marta Ekiert, Laura Pawela, Faster, 2005
• Ubezpieczenie Talentu (czyli piętnastu minut popularności?)
• Marcin Krasny "Po co wydawać pieniądze na pół blejtramu, jeśli można kupić cały?" tekst do katalogu wystawy Budżet 500
• Przemysław Jędrowski, "Strona Laury" , ARTeon nr 6 (62) czerwiec 2005
• Krzysztof Kościuczuk "Budżet 500, czyli historie niedokończone", tekst do katalogu wystawy Budżet 500
• Agnieszka Rayzacher, Kto się boi czwartej władzy?, EXIT
• Monika Branicka , Artystka w łazience
• Piotr Bernatowicz, Robotnicy i Farmaceuci, Obieg, 2005, fragment
• Violetta Sajkiewicz, Real Laura?, Obieg, 2004
• Stach Szabłowski, Logowanie do artystki
• Monika Branicka, Reality_LP, ART&Business, czerwiec 2004
• Marcin Krasny, Brak Obrazu , tekst do wystawy Reality_LP, 2004
• Reality_LP, prasa, 2004
• Łukasz Guzek, Andrzej Starmach kupuje Pawele!
• Łukasz Guzek, Ab ovo, czyli sztuka z jajami
• Łukasz Guzek, Laura Pawela obroniła dyplom w ASP we Wrocławiu
• Michał Jachuła , portretwlasny.pl
• Monika Branicka, fragment artykułu do "Obiegu"
• Tomasz Załuski , Katalog do wystawy "portretwlasny.pl", Atlas Sztuki
• Krzysztof Cichoń, Katalog , "portretwlasny.pl", Atlas sztuki
• Tomasz Załuski, Pomysłowe Zestawienie, tekst do katalogu, Atlas Sztuki, 2004
• Monika Branicka dla Cybercore - Nieoczekiwana zmiana miejsc
• Agnieszka Zwiefka-Chwałek, REALLAURA
• Łukasz Guzek - Kto to jest Laura ?
• Magdalena Ujma, Kawał Życia
Pytanie brzmi:
CZYM MŁODY ARTYSTA MUSI SIĘ WYKAZAĆ ABY ZAINTERESOWAŁO SIĘ NIM W TAK KRÓTKIM CZASIE TAK WIELU KRYTYKÓW SZTUKI, dodajmy krytyków wiodących?
To jest przestroga lub podpowiedź dla młodych artystów.
Jakub Banasiak dla www.obieg.pl:
"Heartney strawestowała to hasło na "Kolekcjoner jest krytykiem". To on chce odkryć nowego mistrza, jednak często robi to w osobliwy sposób: skupuje studentów, jeśli jednak ci nie spełnią pokładanych w nich nadziei, bez sentymentów wyrzuca ich za burtę galerii. Znikając z rynku, znikają z pola sztuki. Jak podaje Heartney, 43% studentów amerykańskich akademii jest już obecnych na rynku. Krytyczka przypomniała także, że sztukę można dziś odliczyć od podatku, a kolekcjonerstwo to często po prostu spekulacja (problem tzw. funduszy hedżingowych)."
Słowo KOLEKCJONER JEST ŹLE UŻYTE. Powinno być INWESTOR. Inwestora nie obchodzi sztuka, ale zysk i posłuży się każdym, a pisze o tym zeby i Pan otworzył oczy, bo może jest Pan nieświadomym narzedziem w cudzych rękach. Fakt, że skasował Pan mój post dowodzi, że się Pan samooszukuje. Nikt tu Pana nie pomawia. I krytycy i kuratorzy i artyści to narzedzia.
Nie chcę skrzywdzić tej dziewczyny, dlatego w miejscu nazwiska były kropki. Artystka nie jest niczemu winna. Ona myśli, że dla niej to dobre.
Nazywam rzeczy po imieniu. Jakość jest PRZYPISYWANA sztuce najnowszej, bo nie istnieją atrybuty pozwalające ją ocenić. Ostatecznie rozprawił się z nimi Beuys.
Ilość ww tekstów pokazuję że mam rację. Nic nie usprawiedliwia takiego zainteresowania.
Artysta najpierw musi być zauważony, potem obserwowany, następnie analizowany i wreszcie opisywany. To trwa, i trudno o taki zbieg okoliczności, że wszyscy krytycy w jednym momencie zauważyli tego samego artystę, przeanalizowali i z własnej woli opisali.
Nawet Kozyra, która wystartowała znacznie ostrzej nie była tak opisana. A Pawela jest. Jak to się mogło stać? Jedyna poprawna (logiczna) odpowiedź: prowadzący profesor wspiera swoją utalentowaną uczennicę. To jest OK. Ale to wsparcie jest przesadne. Być może Laura jest naprawdę zdolna artystka i dostrzega to jej nauczyciel i mówi komu trzeba i ten ktoś ma środki by zapewnić jej dobry start. Tylko, że moim zdaniem zapewnienie startu nie polega na pozycjonowaniu, a na stworzeniu dobrych warunków do pracy, tak by mogła rozwijać talent.
Że nie o to chodzi wynika ze słów Heartney, która daje się złapać na erystyczny chwyt INWESTOR JEST KOLEKCJONEREM. Inwestor inwestuje, że by zarobić. Kupuje, pozycjonuje, sprzedaje LUB POZBYWA SIĘ. Artysta choć zarabia, traci. Traci możliwość ścigania się z mistrzami, rozwijania, bo jak nie ma własnego zaplecza szybko wypadnie z obiegu, to mówi Heartney, a Pan powtarza. Inni cytują na Pana blogu, czyli wielu osobom to się układa w taką samą całość.
Kasowanie nie zda się na nic. Nie można zaprzeczyć faktom, "oliwa sprawiedliwa na wierzch wypływa". Czasem niestety za późno, nikt nie żyje wieczne i prawdziwy talent może nie podołać w wyścigu pozycjonowanym, lub przez pozycjonowanie zostać zaprzepaszczonym. Wszystko to szkodzi sztuce, która powinna nas rozwijać, a nie skłaniać do naśladowania takich zachowań, żeby zaistnieć w sztuce.
Dylematy projektantki albo koniec sztuki jaką znamy
http://krytykant.blogspot.com/2007/11/dylematy-projektantki-albo-koniec.html
listopad 15, 2007
"Z wielkim zainteresowaniem podszedłem do najnowszej wystawy Laury Paweli (Last Exit For The Lost, lokal_30, do piątku 16 listopada). Z tak zwanego „przekazu medialnego” wynikało bowiem, że oto artystka dokonuje pewnego rodzaju bilansu – mierzy się z dotychczasowymi osiągnięciami, które już jej nie satysfakcjonują. Wydało mi się to niezmiernie intrygujące..."
Przypominam bo skasowano, LP - dyplom 2004:
LP EDUKACJA:
1997-2000 studia Instytut Sztuki Uniwersytetu Opolskiego
VI.2000- dyplom licencjacki Wychowanie Plastyczne UO (rzeźba
u prof. Leona Podsiadłego )
1999-2004- studia na kierunku rzeżba ASP Wrocław, dyplom 2004 z rzeźby
(pracownia prof.Leona Podsiadłego)
Mierzyć się z dotychczasowymi osiągnięciami na starcie...
I dalej, podsumowanie, (niczego nie sugeruję), może LP jest świetną artystką, a Pan napraw myśli to co pisze, ja w każdym razie pisze to co myslę:
"I dlatego wbrew temu, co napisałem powyżej, refleksja Paweli jest paradoksalnie bezcenna, a uczyniony przez nią gest „coming outu” niezmiernie istotny. Jej wyznanie jest wartościowe także artystycznie, bo naprawdę szczere – mimo, że nie przekonuje mnie jego formalna obudowa. Czuć tu zgorzknienie i rozczarowanie, bezsilnie miotanie się w świecie, w którym tak łatwo jest zostać artystą i tak łatwo jest przestać nim być; czuć przekonanie, że artysta sam dobrze wie, czy jest zdolny, czy nie. Krytyk może tylko potwierdzić (lub zwerbalizować) jego wątpliwości lecz także – nomen omen – zamglić mu oczy. Nareszcie dostaliśmy sztukę będącą świadectwem rozczarowania ułudą powszechnej artystycznej szczęśliwości, choć sztukę niedoskonałą – być może dlatego, że z tego świata wyrosłą. W warstwie intelektualnej nie jest to jednak kolejna porcja topornej sieczki – puzzli dla dzieci – ale refleksja nad status quo: oczywiście oparta na własnym przypadku, bo i tylko tak być mogło. I nawet, jeśli cele nie były tu tak dalekosiężne, to raz jeszcze potwierdza się reguła, że sztuka powstała bez wysiłku, naturalnie, daje więcej interpretacyjnych wariantów, niż wydumany projekt.
Zabawne, ale do wczoraj Pawela była ostatnią osobą, której dałbym artystyczny kredyt zaufania. Dziś daję. Za szczerość, choć przygniecioną projektantyzmem, być może już nałogowym. Jednak kto wie, czy obecny na Last Exit For The Lost natłok to po prostu nie kilka osobnych prac, może zalążków osobnych realizacji. A jeśli nie, to i tak fraza wypowiedziana przez Pawelę – „wstręt do własnych prac” – jest najważniejszą wypowiedzią, jak padła ostatnio na gruncie polskiej sztuki; sztuki wchodzącej właśnie w dorosłość."
Pozdrawiam. 2008/10/sobota/11.42
"
Brawo 2008! Wreszcie jakaś dyscyplina w myśleniu o tej pseudoeksplozji YPA. 37 artykułów o tych smutnych prackach Paweli w tak krótkim czasie?! Składałem niedawno bibliografię nieżyjącego klasyka pol. malarstwa. 37 artykułów (nie wzmianek) nie udało się zebrać na przestrzeni 40 lat jego pracy!!!
Dobre pytanie;-)
Pytanie brzmi:CZYM MŁODY ARTYSTA MUSI SIĘ WYKAZAĆ ABY ZAINTERESOWAŁO SIĘ NIM W TAK KRÓTKIM CZASIE TAK WIELU KRYTYKÓW SZTUKI, dodajmy krytyków wiodących?
I taki mały test
Google - Wprowadzam imię i nazwisko:
LP - 221 tys
dla porównania:
Kantor - 76
Abakanowicz - 76
Nowosielski - 48
Bereźnicki - 3
Maśluszczak - 23
Starowieyski - 44
Tarasewicz - 20
artyści znani i top z www.kompassztuki.pl
I co wychodzi?
"Składałem niedawno bibliografię nieżyjącego klasyka pol. malarstwa. 37 artykułów (nie wzmianek) nie udało się zebrać na przestrzeni 40 lat jego pracy!!!"
No właśnie! Mam podobne obserwacje.
Klasycy jeszcze mają szansę, że ktoś ich odkopie, ale 40 z dorobkiem są bez szans. Dla inwestorów za starzy, na klasyków za młodzi. Do dekorowania salonów w sam raz, no chyba, że zajmą się autopromocją, tylko jak tu dać radę graczom, których Pan chyba już gdzieś wymieniał? Czy można trafić z salonu na Salony? Jeśli tak, to którędy?
jednak jest jakąś paranoją, że frakcja tropicieli nieformalnych powiązań oraz osób, które cynicznie kreują publiczne gusta opanowała to forum. zastanwiam się czy niechybnie nie zbliża się jego koniec, ale to takie refleksje przy sobocie...
na razie odpowiedź, trudno, tu trzeba niestrudzenie (ufff):
1. skasowałem Pana post nie za treśc, tylko za insynuację, że piszę teksty na zamówienie.
2. wszystkie moje teksty z bloga są na niniejszej stronie, bez obaw, nie wypieram się ich. Pawela: numer 53.
3. trochę głupio tłumaczyć własne teksty, ale w inkwizycyjnym ferforze odczytał go Pan tak, jak Panu pasowało. więc w skrócie powiem, że była to recenzja krytyczna, nie trudno z niej wywnioskować co sądzę o sztuce Paweli oraz - uwaga! - o jej bezkrytycznej recepcji. natomiast wystawa, którą opisuję w 2. części jest wg mnie ciekawa poznawczo raczej niż artystycznie. niech więc Pan będzie łaskaw czytać bez uprzedzeń i cytowac bez przekłamań.
4. dlaczego jest tyle tesktów o Paweli? otóz mój tekst powstał między innymi dlatego, że mnie również zastanwiała popularnośc tej artystki. tyle że ja mam inną odpowiedź, niż Panowie: tych tekstów powstało tyle, bo krytyka nie róznicuje sztuki najnowszej, powtarza tezy artysty, "łyka" większość prac/koncpecji i nie dostrzega czegoś, co wielokrotnie nazywałem tu "współczensym kiczem" - tej nadprodukcji artefaktów mających jakoby uchodzić za sztukę, a w istocie będących wynikiem trywailnych operacji intelektualnych lub powtórzeniem istniejących od dawna estetyk.
5. bo widzi Pan (Panowie): my się w pewnym sensie zgadzamy w diagnozie obecnego stanu rzeczy - co również wielokrotnie tu powtarzałem, próbując tonować sytuację - tyle, że diametralnie róznimy się jeżeli idzie o rozpoznanie jego przyczyn. Panowie forsują pogląd, że zalew art-tandety jest ustaiwony, manipulowany, że banki, angielskie gazety, fundacje, kasa, granda, etc. ja twierdzę coś zupełnie innego. co? proszę przeczytać moje teksty, zadać sobie pracę domową - np. te zawarte w książce, bo to dość reprezentatywna wykładnia moich poglądów (tu brakuje połowy: z pism drukowanych). i zrozumiec, że ja nie jestem Państwa wrogiem - podobnie jak cały art world - i bardzo chętnie porozmawiam.
Bo problem z Państwa opiniami - poza tym, że są naszpikowane frazami typu "czy pisze Pan to na zamówienie?" - jest taki, że wylewają Państwo dziecko z kąpielą. W sztuce najnowszej jest masa świetnych dzieł, choć 98% to kicz. jednak jedno nie wyklucza drugiego.
pozdr
K
Tam nie było isynuacji, że pisze Pan na zamówienie (nie miało być). To Pan tak odczytał to pytanie. Wydaje mi się, naturalne, że krytycy piszą na zamówienie, aby było inaczej musieliby być niezależni finansowo, a nie są, tak jak my artyści muszą się z czegoś utrzymywać.
W postawionym pytaniu chodziło o to by upewnić się, czy tekst został zamówiony, jesli tak, to przez jakiego wydawcę, i tu było doprezyzowanie czyli pytanie o to, kto finansuje wydawcę.
To nie są insynuacje ale dociekliwość. Próba sprawdzenia który wydawca jaką forsuje koncepcję sztuki. Inną forsuje GW inną Dziennik, jeszcze co inngo Polityka czy Obieg. A może to tylko mi się wydaje, może to jest jeden i ten sam właściciel, który chce dotrzeć ze swoimi pismami do jak najszerszej grupy docelowej.
Ja się na tym nie znam, i jeśli napisał Pan swój tekst z własnej woli, bezinteresownie, jeśli my tu wymieniamy nazwisko LP, to wszyscy łapiemy się na ten haczyk, bo chodzi o to, żeby mówili. Przybywa wzmianek, coraz więcej ludzi zna nazwisko, nikt nie ma czasu sprawdzać o co chodzi, ufa. I o to chodzi. Potem kupuje, sprzedaje, zarabia, do czasu aż bańka pęka. O tym pisze pani H. Artysta zostaje na lodzie i dotyka to nie tylko studentów ale i gwiadorów amerykańskiego rynku, a niedługo dotknie naszych. Inerstor też, bo to jest taki łańcuszek inwestycyjny. Traci ostatni, tylko nie wiadomo kto będzie tym ostatnim. Że jest to typowy mechanizm, a napędza go chciwość pokazuje obecny kryzys w USA a może i u nas.
Nie chodzi mi o to by tropić spiski, ale by chronić sztukę przed chciwością inwestorów. To nie służy ani twórczości ani sztuce. Jeśli leży Panu na sercu los sztuki, prosze tak to interpretować. Mnie też czasem ponosi, więc przepraszam jeśli moje słowa brzmią jak pomówienia.
Teraz tyle. cdn
Rozumiem, że naszym gadaniem możemy sprawić, że albo zabiorą Panu bloga, albo zmuszą do zamknięcia komentarzy. Nie o to nam chodzi.
Gdzie, którędy mamy jednak docierać do studentów, młodych artystów z przestrogą. Oni nie musza brać na wiarę tego co piszemy. Oni powinni wiedzieć co myślą inne niż oficjalne kręgi Art Worldu. Pan ma pozycję i my to wykorzystujemy. Własny blog nie rowiązuje problemu.
Może Pan moderować dyskusję, najprościej pisząc tekst na ten temat. Wtedy będziemy pisac w jednym temacie a nie rozwalać każdego, bo mam świadomość, że tak postępujemy. Może Pan powiedzieć, o tym tylko tu, żale i frustracje, ocena sytuacji yu, a posty nie na temat kasuję". I to będzie uczciwe i rozsądne. Pan nie chce podjąc rękawicy, więc Pana dręczymy, ale naprawdę nie po to by Panu dokopać, wyłącznie dla dobra sprawy, którą jest sztuka. mam nadzieję, że wreszcie Pan to zrozumie. Jest wiele punktów widzenia tej samej rzeczy i należy rozważyć każdą 9 a przynajmniej kilka) opinii. To podpowiada w filmie "Źycie i cała reszta" Woody Allen, w finale filmu radzi młodemu bohaterowi "wysłuchaj wielu i zrób to co uważasz za właściwe". Teraz młodzi artyści słyszą tylko jeden głos. Jest silny bo stoją za nim naprawdę wielkie pieniądze i przeciwstawić się można jedynie blogując inteligentnie.
Przecież Pan o tym pisze (W zdrezeniu z rynkiem...):
"Krytyczka przypomniała także, że sztukę można dziś odliczyć od podatku, a kolekcjonerstwo to często po prostu spekulacja (problem tzw. funduszy hedżingowych). A krytyk? Jest wtórny wobec rynku, bo w najlepszym razie jedynie weryfikuje jego decyzje. Nic dziwnego, ironizowała, skoro kiedy przychodzi na wernisaż, większość prac jest już kupionych, ergo: musi być wartościowych. Heartney poruszyła też problem kryzysu krytyki prasowej. "Czytelnicy chcą rozrywki, a nie oświecenia" - podsumowała (co ciekawe, zauważyła jednocześnie, że duże znaczenie mogą mieć blogi, jeśli tylko nie są prostymi serwisami plotkarskimi). I w końcu kwestia podnoszona już przez Hughes'a: nędzne zazwyczaj uposażenie krytyków, które pośrednio generuje rozmaite konflikty etyczne. " cdn.
'Nadobecność' LP w internecie jest chyba związana z faktem,
że artystka od początku działalności wykorzystuje to medium jako
środek autopromocji (jak większość młodych twórców),
przez co jest bardziej widoczna dla redaktorów serwisów kulturalnych, 'arte' portali itp. - często ludzi z tego samego
pokolenia, dla których internet stanowi podstawowe zródło wiedzy o sztuce. Język jej wczesnych prac w całości odnosi się
do zagadnień współczesnej komunikacji, w konsekwencji -
- jej sztuka staje się bardziej nośna znaczeniowo w sieci, niż
na żywo, kiedy to redukuje się do zręcznie odmalowanych
piktogramów.
Podobnie 'nadobecni' w necie są dziś młodzi poeci, literaci
i muzycy. Przypuszczalnie, dzisiejszy Kantor zasypywałby
youtube rejestracjami swoich performance i miałby swój
myspace. Za to za prawdziwymi: Kantorem, Abakanowicz
i Nowosielskim stoją dziś opasłe tomiska, po które można
sięgnąć zamiast męczyć oczy przed ekranem.
przepraszam, ale nie dogadamy się, bo mówimy innymi językami. ja nie pojmuję założeń stojących za Pańskimi postami, Pańskiego języka, Pańskiego pojmowania rzeczywsitości ("Rozumiem, że naszym gadaniem możemy sprawić, że albo zabiorą Panu bloga, albo zmuszą do zamknięcia komentarzy"), a przede wszystkim Pańskiego problemu, bo Pan nie umie sproblematyzowac swoich spostrzezeń/tez za sprawą kilku w miarę zwięzłych zdań. I to "my"...
więc owszem, nie podejmę rękawicy, i owszem, strasznie Pańśtwo męczą. i proszę mnie nie szantażowac, żebym, napisał "o tym" tekst, a jak nie, to dalej będzie Pan zasmiecał to forum. ale skoro pisze Pan, że jest świadom, że rozwala każdą dyskusję, to od teraz kasuję wszystkie tego typu posty poza tym wątkiem. podobna rozmowa jest pod "too many artists". tyle ze storny moderatora.
Komentatorzy łapią się na haczyk LP, po tym, jak sami go na siebie zarzucili, bo przecież to nie Krytykant 'zastawił' tu na nich ten wątek. Z Państwa komentarzy
wynika przykry wniosek - nie będzie odpuszczenia, dopóki Publiczny Autorytet nie pochyli się nad Waszymi racjami i nie przyzna im jakiejkolwiek słuszności. Nazwałbym to szantażem o jałmużnę. Czy następnym krokiem ma być pochwalna recenzja Państwa prac, bo przecież kiedyś doznamy rozkoszy ich obejrzenia? Zapędy Autora do cenzury mogą się nie podobać, ale Państwa taktyka - czynienia z niego 'zakładnika czytelników' jest doprawdy, niesmaczna.
Używam słowa "my" kiedy spostrzegam, że nie ja sam mam takie spostrzeżenia.
Przepraszam, ale nie jest odczytane.
Panie Kubo nie potrafi Pan odczytać moich intencji, przypisuje negatywne intencje. Nie czyta podtekstów, to jak Pan chce analizować sztukę? Ona jest zbudowana na podtekstach.
Przeszkadza Panu mój język?
Ja informuję o tym co naprawdę Panu grozi, nie szantażuję, bo nie mam takie potrzeby ani mocy.
Jeśli Pana blog nie będzie po linii Pana zleceniodawców, wywrą na Pana presję. Jest Pan młody, może Pan tego jeszcze nie wiedzieć. Ci, którzy zaliczyli miniony ustrój to wiedzą.
Do ff:
Większość młodych artystów posługuje się nowymi mediami. Prosze mi podać przykład młodego artysty tak opisanego. Każdy widzi to co chce zobaczyć.
Zapewniam, wypowiadam się tutaj wyłącznie dla dobra sprawy. To jest mój czas i czas tych, którzy już podejmowali podobną próbę przede mną. Wymiękają, nie wracają. Walczy Kapitan Hak i Bezan. To o czymś świadczy. Po tej stronie brak dobrej woli wysłuchania innych.
Panie Kubo, życzę sukcesów i braku konfliktów etycznych. Jak ich nie widzimy, to ich nie ma. To chyba Kant?
I to by było na tyle.
"Nadobecność' LP -
6 lat działam ostro w nowych mediach (Videoinstalacje, współpraca z art portalami, netart) mam 18 tys wskazań na moje nazwisko i imię, z czego cześć to inne ooby o tym nazwisku.
Młodzi poeci - K. Siwczyk (już nie taki młody, grał Wojaczka, więc ma dodatkowe wzmocnienie, dlatego on), 10 tys.
LP jest pozycjonowana przez duże czasopisma.
"Poprawa pozycji strony docelowej jest jednak wprost proporcjonalna do link-popularności stron, które weń celują. Tj.: kilka odnośników z pomniejszych stron (strony prywatne, blogi) jest niewiele warte w porównaniu z odnośnikiem z popularnej witryny np. strony głównej dużego portalu internetowego (który prawdopodobnie ma wysoką wartość w bazie danych silników wyszukiwarek)."
z wikipedii - http://pl.wikipedia.org/wiki/Link_spam
Choc tu mowa o pozycjonowaniu stron, tak to działa także przy pozycjonowaniu słów kluczowych. Tu nazwisko i imię artysty.
No a żeby te dobre witryny chciały do Ciebie linkować (lub cię wzmiankować), to musisz mieć naprawdę mocne argumenty i LP je ma.
Google
Jakub Banasiak - 41 tys.
Krytykant - 19
Kuba Banasiak - 13
nie zrobi się 221 tys tylko przez aktywność jaką opisujesz (ff) Kuba jest aktywny, znany i co?
język reklamy został przenicowany do szczętu a i tak działa tak jak działał. I zupełnie nie jest tak, że reklama to reklama a moja potrzeba to moja potrzeba.
--------------
JB Nie no [śmiech]… Naprawdę tańsze rzeczy są przeważnie mniej trwałe. To jest dość racjonalna obserwacja...
Jaka racjonalna, to fikcja! Te wszystkie rzeczy wcale nie są trwałe.
JB Nie są…? Czyli wszyscy żyjemy w fikcji, ale Ty ją dostrzegasz? A jest dobra kawa i marna?
------------------
Edward Bernays, twórca public relations, interesował się psychoanalizą, a ludzi miał za szarą masę, do której nie przemawiają racjonalne argumenty i którymi można sterować. I to założenie leży u podstaw reklamy. Ja bym wolał, aby ludzie byli traktowani jako istoty myślące.
Nie wiem. Wiem tylko, że to była dla mnie inspirująca myśl. A podobną dostrzegłem właśnie u Jodorowsky’ego, w Świętej górze. Tam są pokazane cyniczne super-elity, które chcą rządzić światem [śmiech]. Czyli ten sam problem i ekstremalnie różne języki: twardy dokument i okultystyczny surrealizm.
--------------
Skoro mówisz o instytucjonalizacji buntu, to czy nie przeszkadza Ci, że funkcjonujesz w sekwencji kolejnych stypendiów, grantów, i tyle jeśli chodzi o bunt?
------------
I bolesny efekt tego jest taki, że teraz rozmawiam o projekcie, a instytucja już chce szczegółowy budżet.
-------------
Nie biorąc od nikogo pieniędzy tak naprawdę znacznie poszerzamy gamę możliwych zakończeń tego wszystkiego.
------------
No i chciałem tam pojechać i zobaczyć co dalej, na co potrzebowałem 5000 euro.
------------
"Nie biorąc od nikogo pieniędzy tak naprawdę znacznie poszerzamy gamę możliwych zakończeń tego wszystkiego."
Czyli biorąc pieniądze znacznie zawężamy gamę możliwych zakończeń?
Co widać słychać i i czuć tam gdzie artyści są dotowani. Z drugiej strony, tam gdzie dotacji brak, brak mozliwości realizowania czegokolwiek, co też widać.
------------
Wszystko w kontekście rozmowy i komentarzy pod nią. Dowodą, że "wszyscy żyjemy w fikcji, ale Ty(lko niektórzy) ją dostrzegają".
>>I taki mały testGoogle - Wprowadzam imię i nazwisko:LP - 221 tysdla porównania:Kantor - 76Abakanowicz - 76Nowosielski - 48Bereźnicki - 3Maśluszczak - 23Starowieyski - 44Tarasewicz - 20<<
Ten test nie ma kompletnie sensu.
W googlu trzeba wpisac imie i nazwisko w cudzyslowie. W przeciwnym wypadku wyskakuja wszystkie jakies tam Laury ktore sa wymienione na jednej stronie ze wszystkimi jakimis tam Pawelami, a nie "laura pawela".
Proponuje zrobic test jeszcze raz, ale tym razem wpisac imiona i nazwiska w cudzyslowie - wyniki beda duzo bardziej sensowne.
"W googlu trzeba wpisac imie i nazwisko w cudzyslowie. W przeciwnym wypadku wyskakuja wszystkie jakies tam Laury ktore sa wymienione na jednej stronie ze wszystkimi jakimis tam Pawelami, a nie "laura pawela"."
Bardzo cenna uwaga. Dzięki. LP ma znacznie mniej wskazań.
Bereźnicki - 3
Maśluszczak - 23
Starowieyski - 44
Tarasewicz - 20
a kto to jest do cięzkiej k.... Masluszczak ?
A kto to jest Laura i Simon? pod jaworem, za przeproszeniem.
Brawo 2008! Wreszcie jakaś dyscyplina w myśleniu o tej pseudoeksplozji YPA. 37 artykułów o tych smutnych prackach Paweli w tak krótkim czasie?! Składałem niedawno bibliografię nieżyjącego klasyka pol. malarstwa. 37 artykułów (nie wzmianek) nie udało się zebrać na przestrzeni 40 lat jego pracy!!!
i co z tego i ślepej kurze trafi się coś tam zawsze.ilość tekstów nie przekłada się na jakość produkcji
więcej polotu i energii ma w sobie Simon (napewno nie Pawela) niż jakiś bajkopisarz Masluszczyk !
Bereżnicki to też jeden syf , jak patrze na te bochomazy to mi flaki się przewracają
Czy chodzi może o Jerzego Dudę Gracza?
Bochomazy? proponuję po Bożemu: najpierw do słownika, potem do krytyki. Thanks.
Widzieliście wystawę "nie ma sorry"? Jednak młodzi malarze są realistami, a nwet turpistami - Pawszak namalował na ścianie coś co przypomina kupę, a Panek na szybie - już sami zobaczcie co puściła.
dziwne że w swojej recenzji Krytykant nie spalił mostu, NIemasorry opisał poprawnie przez pryzmat niby nadchodzących zmian,ostrożnie żeby nikogo nie urazić ani niepotrzbnie przekreślić..myślę że on się boi być Krytykantem,jest pismakiem gazetowym teraz.chciałbym zobaczyć jeden chociaż jedyny dowód na tym blogu żę potrafi się rozprawić po imieniu z tym co go boli..chociaż wydaje się że go w zasadzie nie boli nic i "pisze"dla sportu ,jak jeszcze nie dawno wszyscy którym się wydawało że mają coś do powiedzenia pisali książki
trudno, żeby palił mosty z dwójką najbliższych kolegów z asp - Sysiakiem i Pawszakiem...
I tak najlepsi są The Krasnals. Mają i jednych i drugich gdzieś. Robią swoje zupełnie niezależnie.
Chciałbym w to wierzyć, że są wytęsknionym ludowym bohaterem zesłanym by obnażyć fałsz i absurd panującego paradygmatu... Boję się jednak, że w końcu zdejmą maski i czar pryśnie.
Jak dla mnie moga masek nie zdejmowac. Tworza osobny byt, i tak jest super.
I oby to utrzymali.
Krasnals muszą się zdecydować: obnażać gówno czy się na nim wozić (ślizgać)?
A może dadzą radę z jednym i z drugim? :)
Na tym skarlałym zadupiu jest to do pomyślenia. Jako żywo.
Krasnale nie zdejma masek ! Za duzo procesów , za duży obciach publiczny.
Dowcip i trafną obserwacje pewnych zjawisk zmieszali zbyt niezdrowo z ordynarnym chłamem i dowcipem zbyt cieżkim żeby się śmiać. Chyba że z politowaniem... są godni tych z których się śmieją.
>qlimax et consortes
W recenzji z 'Nie ma sorry' praca A. Panek jest chyba
wyraziście oceniona, więc o co chodzi? Cały tekst wcale
nie jest tak pojednawczo wartościujący, jak sugerujecie,
wystarczy przeczytać replikę Adama Mazura - który
mocno odpiera zarzuty o zbieżności praktyk kuratorskich
z Berlin Biennale. Ale widać 'wożenie się na pismaku'
jest dla nietórych łatwiejsze niż czytanie ze zrozumieneim.
Rozumiecie cos z tekstu Mazura? Ja nic.
Jak można tego nie rozumieć. Misiu, nie ośmieszaj się, przecie to proste: Taksonomia i struktury antytaksonomiczne wplecione w metadyskurs w celu wyrenderowania prymarnej semantyki echolalii Polska-Molska. Czyli, jak promować artystów robiąc loda Kur...atorm, przy pomocy party-humanoidalnej meta semantycznej formy mikrofonu. Ergo: Pazur a la Mazur.
tak tak .coś w tym jest.jakpisałem wyżej Krytykant się wycofał napisał jak potulny kundelek,nawet nie jak pudelek..cuż Muzeum trzyma władzę i ma potencjał którego się boi,nie warto podpadać otwarcie pisząc otwarcie .nic innego bym się zresztą nie spodziewał.
Mazur pisze o podobieństwie -to oczywiste .ale polska to nie berlin,nie ma nawet takich odniesień jak wcześniejsze Berlinale ,żeby je dekonstruować.
w polsce brakuje imprez Toppowych,z reklamą porządnym dowwartościowaniem w mediach (billbordami,prasą,reklamami w tv....) itd.itd.więc trudno zajmować postawę abnegata chyba że dla tych z Zachodu ,że u nas jest taki wolny styl,pełen luz w powstającym Muzeum.
piszę o tekstach , bo z drugiej strony wolę przestrzeń i sposób myślenia Muzeum niż CSWZUJ które chce łamać przestrzeń i sposoby myślenia ale jakoś to nie idzie (np.YokoOno ale wiele wiele innych przykładów też ) Zachęta w sumie to samo ,ostanio był projekt wychodzenia w maiasto,przestrzeń publiczną ale na bardzo małą skalę.
nikt nadal nie czuje w polsce słów że sztuka to kapitał ,nawet w obecnym czasie to dziwne,bo jak piszę Krytykan stare niby się kończy a coś zaczyna (?) (pisał już o tym jeden pan pamiętam ,ale mimo upływu czasu jak widać ramy postmodernistyczne się nie zmieniły...)
ciężkie żarty u krasnali? gdzie? a ja słyszałem że zeszli z tonu. nie rozumiem. Gdzie te tematy niestrawne? Porównanie Yoko Ono do Rydzyka uważam że trafne, sam tam byłem i poczułem się jak wśród bydła do którego pasterz próbował coś przemówić.
A może chodzi o łono Marii Peszek? Na blogu Izy Kowalczyk jest celna interpretacja krasnali na temat tego obrazu i jeśli się okaże że to nie facet lecz kobieta namalowała ten obraz to nagle z seksistowskiego obrazu jak większość myślała staje się on manifestem ultranowoczesnego odłamu feminizmu, który trafnie demaskuje dotychczasowy zaściankowy typowo polski feminizm.
I w tymże świetle jak najbardziej obnażają gówno, a nie ślizgają się po nim.
Iza Kowalczyk sama się zdemaskowała. W komentarzach pod postem http://strasznasztuka.blox.pl/2008/10/Artystyczny-Big-Brother.html#ListaKomentarzy przypuszcza że krasnale to chłopcy, a obraz Maria Awaria to pornografia w wykonaniu dzieciaków. Jak jej odpisał krasnal kobieta, całkowicie zmieniła podejście. http://strasznasztuka.blox.pl/2008/10/Info-o-warsztatach-genderowych-w-Poznaniu.html#ListaKomentarzy Jeśli to nie doskonała demaskacja stronniczości w sztuce polskiej, lub obnażanie gówna, to co to jest?
Mówicie o The Krasnals i ich prawdziwej tożsamości. Niezły numer wywinęła feministka Iza Kowalczyk, która ostatnio mocno skrytykowała kobiety, które jeszcze jakiś czas temu wychwalała pod niebiosa na swoim blogu. Zakładając, że Krasnale to grupa składająca się z mężczyzn, jako myślący niestandardowo krytyk, nie dopuściła do myśli faktu, że The Krasnals to grupa feministekJ))) Ciekawe jak teraz to odkręci. Czyżby szykowała się nowa żeńska wojna w świecie sztuki? Ciekawe, tego jeszcze nie było. Swoją drogą ta informacja rzuca nowe światło na trop kim są Krasnalki? Miejmy nadzieję, że całkiem urodziwe!
krasnal to podobno jedna smieszna osoba z poznania.
to musi być chyba jakiś wunderkind! Maluje jak szalony, prowadzi 2 blogi, pisze teksty, i jeszcze pewnie zarabia kasę na życie. Jest się z czego pośmiać! :)))))
A ja mam przeciek z warszwfki, że to ludzie właśnie ze stolicy, zdziwilibyście się jakie gówniary. I to nie jeden koleś, a zorganizowana siatka z całej Polski, tworzą prawie że w podziemiach i to głównie kobiety, w tym dwie znane lesbijki, ale to od początku było wiadomo...
Pan Banasiak powinien wpisy nie dotyczace problemu
kasować ,tylko zasmiecają nie potrzebnie forum
hehehehe, dobre sobie, czyli powinien pewnie skasować jakieś 60% swojego bloga, bo w większości dyskusja pod artykułami krytykanta schodzi na zupełnie inny tor. Znowu chcecie wprowadzić cenzurę, bo ktoś odważył się użyć w komentarzu słowa The Krasnals?! A to ciekawe... Pewnie to z resztą sam krytykant napisał.
The Krasnals = The Parasites. Łatwo jest robić sobie jaja z czyichś osiągnięć. Samemu trudniej coś zaproponować. A ludzie to łykają, bo śmieszne i dobry "entertainment".
masz na myśli raczej mutualizm niż pasożytnictwo, gdyż w tym przypadku obie strony odnoszą korzyść.
jak na moje oko to ponad 80% do skasowania
Krasnale czy Krasnalki.... a różnica duza ? Toż to jakis anonimowy fantom rozgoryczonego niespełnienia. Sasnal zły, Peszek zła ? Jedno jest pewne... kolejny człowiek z misją zajmowania stanowiska wobec kontrowersyjnych zjawisk w sztuce wychodzi na kretyna ( Kowalczyk ). Kilka postów wyżej to wtraźnie udowodnione zostaje....
Feminizm? Seksizm ? O ludzie.... a czym Peszek sobie tak nagrabiła żeby pluć na nią w tak prymitywny i chamowaty sposób ? Może za dużo nadętych wystaw miała w Zachęcie ???? :)
Najwięccej chyba jednak twarzy tracą ci co chcą o tym pisać w rzeczowy sposób.
Wychodzi pearodia do kwadratu!
Gdy jakiś sfrustrowany młodzieniec rozwali budkę telefoniczną to czy sens wypruwać nad tym język analizując zjawisko ?
A POZNAŃSKIE KRASNALE to nie spisek CIA tylko naturalna konsekwencja zidiocenia dzisiejszych przejawów sztuki i krytyki.
Może dobrze jednak napisał Wojciech Kozłowski na którymś blogu żeby to ignorować... ale SIĘ NIE DA !
PO PROSTU NIEWIELE SENSOWNIEJSZE JEST TO CO DZIŚ SIĘ TAK ZAWZIĘCIE PROMUJE W RAMACH ZNANEJ Z TEGO BLOGA TEORII SPISKOWEJ.
Podpisuje się. Postępujące zidiocenie. Ten zalew intelektualnego ścieku sprawia że aż sie nie chce prowadzić jakiejkolwiek merytorycznej dyskusji - choć jest o czym. (dla ścisłości, nie o Krasnalach, to nie jest temat godny pochylenia się nad nim).
Podpisuje się. Postępujące zidiocenie. Ten zalew intelektualnego ścieku sprawia że aż sie nie chce prowadzić jakiejkolwiek merytorycznej dyskusji - choć jest o czym. (dla ścisłości, nie o Krasnalach, to nie jest temat godny pochylenia się nad nim).
"KRASNALE to naturalna konsekwencja zidiocenia dzisiejszych przejawów sztuki i krytyki." święta racja!
Ale Iza miała nosa, Krasnale to najstraszniejsza sztuka jaką udało jej się odkryć! I wcale nie mówie tego ironicznie.
Zgadzam się, że zidiocenie postępuje,ale moim zdaniem Krasnale moga być co najwyżej na to odtrutką. To naturalne, że gdy wszystko zaczyna oscylować na granicy absurdu, musi pojawić się głos sprzeciwu. Krasnale mówią wprost, a przy okazji tworzą niezłą sztukę, lecz nie wszystkim jest ona na rękę, dlatego tak wiele osób ich nienawidzi. Dla mne ta grupa to bardzo pozytywny przejaw działalności artystycznej, pierwszej(od długiego czasu)totalnie niezależnej. To się właśnie nazywa OFF moi Państwo! Każdy przejaw buntu to krok naprzód w rozwoju sztuki, wiec trzymajcie tak dalej The Krasnals! Zróbcie nam tu rewolucje!
Podpisuję się. Nie pod zidioceniem, a pod Krasnalami.
To rewolucjoniści, którzy są tak naturalni, że aż dziwne że dopiero teraz się pojawili.
Z tego co obserwuję, na blogu Krytykanta, choć on nigdy o nich nie wspomniał oficjalnie w swoim tekście, dyskusję na ich temat poruszane są nagminnie, zawsze wywołując silne emocje ze strony internautów.
Dlatego nawet nie wyobrażam sobie, co by się działo gdyby Krytykant poświęcił kiedyś tekst opisując to zjawisko, mam tu na myśli oczywiście, nie będąc innowacyjną, rewolucję Krasnali.
Przypuszczam, że serwer Krytykanta by tego nie wytrzymał...
Krytykant i Krasnale... dwa bicze boże na jednym blogu... uh.....
litosci!!! dajcie spokoj z tymi idiotami, ile mozna
krasnale to wtorna inicjacja z jaka sztuka mogla sie spotkac
poczytajcie troche prasy
blagam, nie istnieje tylko Polska,
a zachwycacie sie badziewiem...
SASNALE to wtorna inicjacja z jaka sztuka mogla sie spotkac poczytajcie troche prasy blagam, nie istnieje tylko Polska,a zachwycacie sie badziewiem...
HAHA !!! I tu jest piespogrzebany.... :)
Wiecie, z Krasnalami jest jak z Jezusem. Ja ich nie nienawidzę. Raczej pałam niechęcią do ich wyznawców.
Poczekaj aż sparodiują twój obraz :)
A poważnie - TK pokazują miałkość i potworną łatwość obecnie lansowanego stylu malowania, także pewnej stylistycznej mody, na której sporo artystów stara się teraz wypłynąć. Im bardziej, głośniej TK to ośmieszą tym bardziej popsują im rynek.
I może tu jest najważniejsza przyczyna potępiania Krasnali przez autorytety.
'poczytajcie troche prasy blagam, nie istnieje tylko Polska,a zachwycacie sie badziewiem...'
O Krasnalach dowiedziałam się właśnie z prasy zagranicznej, i bynajmniej nikt w tych artykułach nie nazywał ich 'badziewiem'. Ale będzie wam wstyd jak za jakiś czas będzie promował ich Saatchi, a wy do Zachęty pójdziecie nawróceni. Niewierni Tomasze hehehe
Teraz widać to już wyraźnie. Krasnale nie tylko nie popsują rynku Sasnalom, ale go wzmocnią. Ta ich parodia zostanie włączona w obieg, tak jak włączono w obieg Sasnala (oczywiście bez intencji TK) też będącego parodią (polską wersją) Richtera, Tuymansa i in. Znamienny fakt potwierdzający powyższe przytomnie przytoczył P. Jędrowski z Arteonu: Polski naukowiec dopuścił się plagiatu pracy naukowca niemieckiego. W efekcie najbardziej oburzyli się Polacy, a Niemcy uznali to za sukces niemieckiej myśli naukowo-technicznej.
Sam Richter, Tuymans (a zwłaszcza spece od rynku sztuki) doskonale zdają sobie sprawę z wtórności sasnalowej propozycji, ale zjawisko jest im na rękę: cenowo Sasnal nadal jest od nich w bezpiecznej odległości, a jednocześnie potwierdza żywotność i aktualność "u młodych", stwarza pozory "szkoły".
Wyższość Sasnala nad TK z pozycji malarskiego metier polega na cennej, improwizacyjnej LEKKOŚCI, niewymuszonej naturalności olejnej farby, a u Krasnali to wszystko jest ugrdulone, ulepione. Zgadza się tylko jedno: RECEPTA NA OBRAZ.
Zgroza! Wy naprawdę nie rozumiecie, że krasnals nie wzbudzają strachu czy nienawiści a jedynie politowanie. Nie bawią mnie z tego samego powodu z którego nie bawi mnie film Piła V czy żarty o pierdzeniu. Zrozumcie to wreszcie i przestańcie się podniecac tym, że nie chcemy o nich tutaj czytac- to naprawdę nie ze strachu, że układ runie.
Dołączam się do próśb o kasowanie wszystkich wypowiedzi nie związanych z tematem
istotnie, męczące są te pełne emfazy i dziwnej satysfakcji kawałki, ale będę konsekwentny: pod niniejszym postem, oraz "too many...", jest ten wątek. wszędzie indziej kasuję wpisy dot. spisku, elit, art worldu, The Krasnals, wtórności Sasnala, macherów z targów, niemieckich banków, angielskich gazet etc. oczywiście bluzgi i insynuacje (nie teorie czy koncepcje - insynuacje) kasuję wszędzie.
pod danym postem prosze o rozmowę na temat.
mam nadzieję, że kanalizowanie wątków przez moderatora strony nie zostanie uznane za cenzure, a nawet jesli, to trudno.
prosze więc o trochę cieprliwości: nastepny post niebawem.
pozdr
K
Do Pana Anonimowego, 'nie chcemy o nich czytać', nie chce kto? Jak się komuś nie podoba to niech nie czyta, albo nie komentuje. Mnie zjawisko bardzo ciekawi. Proponuje Pan skasować wypowiedzi związane z tematem The Krasnals? To może ja zaproponuje skasowanie tematów związanych z czymś co mi się nie podoba? I tak możemy w ogóle nie rozmowiać, albo skasować całego bloga Krytykantowi. Jeśli Pana Krasnale tak bolą, to tylko potwierdza, że trzeba o nich rozmawiać.
prosze nie sprowadzac sytuacji ad absurdum, chyba jasne jest o co chodzi. prosze przeczytac mój powyższy wpis. naprawdę - tak wszystkim będzie łatwiej, jest RSS na artykuły, każdy będzie rozmawiał o czym mu się tylko zywnie podoba.
pozdr
K
do obywatela, który naduzywa słowa "cenzura":
prosze pojąć, że ustalenie wątków na forum jest standartową praktyką moderatora, a nie cenzurą. i - z czałym szacunkiem - prosże pozwolić mi dzielić te wątki wedle uznania. wtedy każdy będzie wiedział gdzie i czego szukać.
RSS - artykuły. polecam.
naprawe nie pojmuje jak kwestia techniczna może wzbudzac tyle ekscytacji....
A właśnie zaczął się robić ciekawy blog...
"Wyższość Sasnala nad TK z pozycji malarskiego metier polega na cennej, improwizacyjnej LEKKOŚCI, niewymuszonej naturalności olejnej farby, a u Krasnali to wszystko jest ugrdulone, ulepione. "
hmm... wyższość Rubensa nad Rembrandtem?
To była tzw. ocena pod kątem warsztatu - dziś już egzotyczny sposób analizowania dzieła sztuki, przynależna dawnym czasom gdy od artysty malarza wymagano by jednak umiał malować.
czy to znaczy, że uważasz że warsztat Sasnala jest gorszy od Krasnala?
Tzw "warsztat Sasnala".... To dość jałowe zagadnienie. Najpierw czytam tony artykułów, wywiadów, analiz krytycznych jego obrazów.
Następnie idę do Zachęty !
I mam bolesną świadomość wodolejstwa i ignorancji tych co pisali.... Czasem praca z polotem i tym jakże świeżospontanicznym tchnieniem się zdarzy ale większość obrazów namalowana fatalnie i z prostackim i jałowym pomysłem.
Nie chcę się już bawić w konserwatystkę ale czy te maziaje mysiały tam wisieć ??
Banasiak popełnił swego czasu bardzo trafny artykuł na temat niejakiej Waraxy. Cynicznie i brutalnie zniszczył jej "konfekcję" .
I ja miałam wrażenie konfekcji na wystawie Wilhelma.... dobrze sprzedawanej!
A co będzie z Jankiem Simonem ? CZy retrospektywa za 10 lat w Zachęcie czy innej przestrzeni będzie budzić podobny niesmak ?
Nie, Janek bedzie wtedy juz klasykiem.:)
Wywołany do tablicy, zmuszony jestem podtrzymać
swoją opinię; Z jednej strony, podobnie jak Pana drażni
mnie ilość wulgaryzmów i płaskich dowcipów, którymi
szczodrze zasypują Pański blog niektórzy czytelnicy.
Z drugiej - jestem jednak zdania, że skoro rozpoczął
Pan działalność swojego bloga pod hasłami przewrotu
jakościowego i 'bezpardonowej' krytyki artystycznej,
mógł Pan przewidzieć skalę reakcji internautów oraz
zarzuty o koniunkturalizm itp. Po części sam Pan
przyczynia się do wylewu teorii spiskowych na tym
blogu - nie prowadząc polemicznej dyskusji z rozmówcami,
których najmniej się tu Pan spodziewał - zawiedzionymi
twórcami 'z prowincji' etc. (jeszcze raz, żeby nie pozostawiać
wątpliwości - z poglądami których zupełnie się nie
utożsamiam). Dzięki temu zabiegowi 'świętego milczenia'
i reagowania głównie na głosy odpowiadające Pańskiemu
punktowi widzenia, słuchacze Bezana umacniają się
jedynie co do swoich teorii, Panu nie zostaje zaś nic
innego, jak wprowadzić praktykę para-cenzorską;.
Jak bowiem rozumieć ostrzeżenie o kasowaniu wątków nt Krasnali (jak by nie byli kiepscy i populistyczni)?
Oczywiście, to Pan jest moderatorem i gospodarzem tej
strony i to Pan decyduje. Z wyrazami szacunku za wszystkie
ciekawe teksty, pozdr.
do Absolwentki:
Bardzo często miałem podobne wrażenie; czytając tekst krytyka o danym artyście wszystko było ok. Wywód do mnie trafiał, a nawet przekonywał. No a potem stawałem przed samym obrazem i czułem, że to chyba żart...
ff:
witam,
przykro mi, ale - rozumiem, że w dobrej wierze - dość znacznie mija się Pan z prawdą... ;-))
otóż przez ponad 1,5 roku ta strona, a najpierw blog, z powodzeniem funkcjonował bez Beznana et consortes, rozmowy dotyczyły postów lub okolic. oczywiście zdarzało się chamstwo, ale zgodnie z regułą, która własnie mnie dopada, nie kasowałem pojedyńczych - naprawdę sporadycznych - bluzgów, gdyż potem pojawiały się potwornie męczące i rozbijające dyskusję oskarżenia o "faszyzm" i "cenzurę".
teraz postanoiwłem się wtrącić, bo to miejsce zamienia się w coś, co jest mi obce. tyle.
dalej. oczywiście odpowiadałem meryotrycznie i to wielokrotnie. tłumaczyłem także swoje stanowisko, próbowałem skierowac dyskusję na racjonalne tory etc. prosze porzeszukać te z górka 1000 komentarzy (jak ma Pan zdrowie): zaczęło się gdzieś od kilku postów przed "too many artists". znajdzie Pan moje wypowiedzi/odpowiedzi, także powyżej.
ale jezeli znajdzie Pan merytoryczne argmuenty na to, że polski art world nie jest powiązany z brytyjskimi gazetami i niemieckimi bankami, oraz że krytycy piszą to, co piszą, bo boją się układu, albo robią to dla wymiernych zysków, proszę walczyć, powodzenia. ;-)
tu dochodzimy do ostatniego punktu. jak Pan słusznie zauważył, to jest moja strona. otóz dla mnie kolejne polemiki tego rodzaju sa po prostu mało ekscytujące intelektualnie (Boże, ile razy oni powtórzyli niemal identyczne wpisy!). jeśli dla kogoś bardziej - sorry, źle trafił. prozaiczna sprawa.
i ostatnia Panska pomyłka, drobna, ale jakże istotna ;-)
nie straszę kasowaniem postów o Krasnalach czy czymkolwiek. po prostu proszę - jak sądze, dorosłych ludzi - żeby dyskutowali o bliskich sobie sprawach pod ninijeszym postem oraz pod "too many...". i już.
pozdr
K
do ff; TK-populistyczni,owszem. Ale dlaczego kiepscy? Tylko dlatego ze populistyczni? A kto z dzisiejszych artystow nie jest populistyczny? Jan Simon? Chyba duzo bardziej... POPULISTYCZNY=MODNY a to podstawowy warunek osiagniecia sukcesu, zreszta nie tylko w naszych czasach. Zawsze tak bylo!
Przepraszam, ale mnie akurat 'populizm' rymuje się
z 'lichotą'. Może chodziło o 'POPULARNY'?
Na swój sposób, TK są całkiem popularni, głównie
dzięki formułowaniu dość prostackich recept na
obnażenie 'słabości nowej sztuki'. Trafnie napisał
o tym choćby Bezan powyżej, porównując ich
warsztat z warsztatem Sasnala. O najnowszym
wpisie z 'ćwiczeniami świetlnymi' tyle można
napisać, że to świetny strzał - do własnej bramki.
Nie znam dobrze twórczości Jana Simona ale
np. akcja 'Roku polskiego na Madagaskarze'
wydaje mi się dowcipem z innej puli.
Do ff: Warsztat - tak jak wyżej było wspomniane, w dzisiejszych czasach to nie ma już żadnego znaczenia. A jeśli już o tym mówimy, to ja osobiście uważam, że pod tym kątem TK są dużo lepsi - stabilny rysunek, dobrze zbudowana w sposób rzeźbiarski forma, czego niestety u WS nie widzę. Co do ostatniej pracy TK, choć nie gustuję w tego rodzaju sztuce wogóle, uważam że trafna. Jeśli chodzi o samo przedstawienie, to nie rozumiem jak długo będziemy pod opresją naszej polskości dla której pewne tematy wciąż są tabu. Choćby w amerykańskiej sztuce spotkamy sporo przedstawień typu facet robiący sobie dobrze, dziewczyna na czworaka ze świeczką że tak powiem w d... gdzie poza samym przedstawieniem nie ma innego przekazu. A tą świetlną pracę z jej przesłaniem śmiało mogę odnieść np do zagadnień tantryzmu i dalekowschodniego taoizmu. A to w odróżnieniu od zachodnich przedstawień tego typu jest po prostu piękne.
Pozdrawiam serdecznie.
Jesli Bezan to ten od Bacona to daleko mu nawet do TK.
Do Krytykanta: Pańskie wyjaśnienia, że nie padają tu (np z mojej strony) argumenty merytoryczne można między bajki włożyć. Jak ma Pan zdrowie niech sobie Pan przejrzy własny blog. Choć -oczywiście- są tu akapity nt powiązań rynkowych, gazetowych, bankowych (wymieniam po nazwiskach, związki bardzo łatwo sprawdzić - np. Beatrix Ruff była szefową KH Zurich przed Szymczykiem, pisze w Krytyce Pol. o Sasnalu, jest w jury nagrody Flash Art i jest członkinią Frieze Found.), to od merytorycznych argumentów aż kapie. Np. na str. 31 książki Sasnal pisał Pan: "Sasnal malował to, czego NIE MALOWAŁ NIKT INNY" (sic). Ja -w odpowiedzi- napisałem Panu, że DETALICZNIE WSZYSTKIE TEMATY Richtera: samoloty, Kodakchrome, nazi, portret rodzinny, kościoły, puste pejzaże, blokowiska etc, etc, oraz SPOSOBY Richtera: szachownicę na motywie, akwarelowo traktowana farba olejna, rysunek mijający się z plamą, poruszenie fot., wywijasy duktów farby (typu "Las"), monochrom, różo-czernie, surowe szarości z bieli i czerni etc, etc. Sasnal po Richterze powtórzył. O jakiej nowości może być mowa. Podobnie jest z innymi mocno forowanymi przejawami YPA i OldPA (Bałka, Tarasewicz). Pan mi w odpowiedzi o spiskowych teoriach, frustratach, z prowincji etc. Nie robi mi, bo -drogi kolego- siedzę na prowincji z wyboru (kilka mieszkań w W-wie). A reakcja na te niechciane przez Pana wpisy jest taka, że jak się odzywam ma Pan 120-216 komentarzy, jak się nie odzywam temat pada po 30-40. Pozdrawiam.
Proszę o nieusuwanie powyższego!
Ciekawe jest to, co wynika z powyższego wpisu -
- warsztat nie ma dziś znaczenia, chociaż bez
problemu możemy wykazać różnice pomiędzy
warsztatem TK i WS i dokonać ich jakościowej
oceny. Czyli - sposób wykonania nieodłącznie
składa się na to, jak odbieramy dany obraz.
Czy nie ma tu czasem sprzeczności?
A z uwagą o rzezbiarskiej formie u TK zgadzam się
zupełnie - chociaż odbieram ją inaczej, jako
piętno akademickiego malarstwa a'la Sobocki
(w każdej chyba uczelni w Polsce przynajmniej
jedna pracownia uczy tego topornego stylu).
Praca z waginą niestety nie wywołuje we mnie
skojarzeń z dalekowschodnim erotyzmem,
czego żałuję, będąc tego ostatniego fanem.
Pozdrawiam również.)
Bezan:
pomyliło się Panu, w kontekście słowa "merytoryczne" pisałem o swoich odpowiedziach, a nie Pana wpisach.
naprawdę: znamy Pańskie dowody. odkrył Pan spisek. proszę propagowac te wiedzę gdzie indziej.
Przeglądam sobie krytykanta, a tu nagle widzę, że rozpętała się znów dyskusja na temat TK i m.in. porównywanie ich warsztatu z warsztatem Sasnala..Tak się akurat składa, że ostanio na uniwersytecie przerabialiśmy temat The Krasnals na zajęciach i będę musiała zdawać z tego egzamin, dlatego dla własnych celów dokonałam kilku krótkich analiz i interpretacji ich obrazów. Muszę obiektywnie przyznać, że analizując te pracki dochodzę do wniosku, że twórczość krasnali jest o wiele bogatsza i urozamicona niż obrazy Sasnala, mam tu zarówno na myśli tematykę jak i warsztat( np.obraz TK o Gruzji "Jak tu ładnie"). Wykazują oni dużą elastyczność, a ich twórczość broni się sama, bez tony nadbudowanych interpretacji. Sasnala oczywiście jako twórcę także doceniam, ale sądzę, ze warto dać sznsę nowym interesujacym zjawiskom takim jak np.TK.
A tak na marginesie zastanawiam się czemu żaden krytyk nie stworzył jeszcze porządnych analiz do ich obrazów. Przecież studenci nie mogą odwalać za nich całej roboty:)
Pozdrawiam
Sobocki? Prędzej bym go porównał do estetyki A.Biernackiego. I dlaczego określać styl akademicki jako toporny? Albo się go lubi albo nie, jak inne style każdy ma rację bytu. A może po prostu TK dobrze sobie radzą z łączeniem akademizmu z nowoczesnym językiem malarskim.
tk sanalowi i ołowskiej do pięt niedorastają
W tej konwencji obrazu to można się zastanawiać czy ta biegła i sprawna "ręka " krasnolowa to wartość czy coś co przeszkadza tym pracom.
>>naprawdę: znamy Pańskie dowody. odkrył Pan spisek. proszę propagowac te wiedzę gdzie indziej<<
A co na temat wywodu Bezana za Sasnal jest calkowicie wtorny do Richtera?
Nie ma odporu?
Tylko Richtera ?????
Studentka pisze, że TK są już tematem zajęć na uczelni. Czyli stali się klasyką...
Co do warsztatu - nawet dziś ma znaczenie, tyle, że część artystów go "olewa" (z wyboru lub co niestety częstsze z nieudolności). Zaniedbywanie warsztatu, formy po latach, często nawet kilku srogo mści się na części współczesnych artystów - kiedy ulatniają się aktualne konteksty pozostają tylko kiepsko namalowane obrazy.
Inni twórcy z kolei popełniają błąd przeciwny - świetny warsztat i brak treści lub treści pozorne (Sętowski). To też nie działa.
Chyba jednak trzeba po bożemu - mieć coś do powiedzenia i dobrze to namalować...
do Bezana:
z tymi samolotami i wywijasami farby (lasem) chyba się Pan zapędził rozwijając swoją jedynie słuszną koncepcję percepcji malarstwa "po Richterze". Moze warto wyjsc poza ramy richteryzmu i spojrzec na sprawy szerzej.:
http://www.gagosian.com/exhibitions/980-madison-2001-03-neil-jenney/
Tak w ogóle to czapki z głów wobec tego co zrobił Janek z VW. Szkoda, że nikt nie spojrzy na tę pracę jako kolejny "po wybuchu" motyw czysto malarskich rozstrzygniec w jego twórczosci. Żaden ze znanych mi malarzy nie zdobyłby się na taki gest i szalony koncept. Efekt piorunujący.
Efekt byłby bardziej piorunujący, gdyby VW Busa do artystycznych koncepcji wcześniej nie użyli kolejno: Beuys, Tiravanija, Modzelewski. Gdyby wcześniej nie było malowania na samochodzie Jacka Ziemińskiego i zastępów innych malujących na inne niż płótno materiach pod szyldem SZTUKA. Ale -niestety- byli, i dlatego efekt Simona jest zaledwie letni.
Do Anonimowego: www.gerhard-richter.com. Chętnie zamieszczałbym obrazkowe ilustracje swoich tez, ale nie wiem czy to jest możliwe, ale wtedy dopiero Krytykant by biadolił, choć deklaruje, że ma być na ostro
Do ff:
Bliskie są panu tantryzm i dalekowschodni taoizm, z drugiej strony nienawidzi pan ‘topornego akademizmu’. Jest tu sprzeczność. Mianowicie bez mozolnego systematycznego studiowania warsztatu krok po kroku nie dojdzie się do wyższych lotów w tychże dziedzinach. Więc nie zgadzam się z tym, iż WS osiągnął owe wyższe loty pomijając ów mechanizm. Owszem mówi się o tym że to najlepsze rozwiązanie pominąć całą tę ścieżkę, ale to bzdura. Malowidełka tego typu są płaskie i powierzchowne, tak jak absolwentka pisze powyżej. Właśnie dlatego, że WS ominęła ta cała praktyka związana z kulturą warsztatu, osoby jak absolwentka miały takie a nie inne reakcje. A u TK póki co tak beznadziejnych warsztatowo prac jeszcze nie ma.
Do absolwentki:
Jeśli chodzi o malarstwo, rysunek i rzeźbę, biegła i sprawna ręka nigdy nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. Tak jak z ręką doskonałego kochanka – może być subtelna, delikatna, czasami mocna, silna wręcz drapieżna, ale zawsze pewna. Chyba że powiesimy kwiatek na ścianie lub pomalujemy auto na kolorowo i do tego będą tomy nadbudowanej teorii.
Do studentki:
Wiem o tym, że jest właśnie seminarium na temat The Krasnals na uniwersytecie, też zachowam dyskrecję nie powiem na którym, i głównie dlatego pozwoliłem sobie ‘wywołać do tablicy’ ff kiedy napisał o tym że TK są kiepscy i populistyczni. Po prostu chciałem poznać jak najwięcej różnych wątków i tematów. Proszę o cierpliwość, niedługo pojawią się pierwsze opracowania krytyczne tejże grupy. Zgadzam się z Panią, że ich propozycja jest dużo bardziej urozmaicona i bogatsza.
parafrazując Pana wypowiedź:
"Efekt byłby bardziej piorunujący, gdyby płótna do artystycznych koncepcji wcześniej nie użyli kolejno: Rembrandt, Rubens, Picasso". :P
W przypadku busa Simona chodzi raczej o to, że kolor jest zdefiniowany poprzez industrialne założenia formalne i wypadkową założeń technicznych. Nie dostrzega Pan subtelnej różnicy pomiędzy traktowaniem samochodu jak płótna a przyporządkowaniu każdemu elementowi tego samochodu niepowtarzalnego koloru?
Ależ oni używali tradycyjnych materiałów celowo,posiłkowali się tradycją, dialogowali z nią, tkwili w niej i z niej wynikali. Używali tych samych składowych technicznych dla innych treści artystycznych. Simon się odcina ostentacyjnie rezygnując z płótna i innych tradycyjnych składowych. Chce grać tym, że SIĘ SEPARUJE OD TRADYCJI, chce grać oryginalnością, nowością konceptu. Tymczasem twierdzę, że koncept z VW nie jest nowy.
Koncept kuleje też z dwóch innych powodów:
1. Jest banalny - Simon nie wymyślił swojego, unikalnego podziału kolorystycznego busa, tylko jak koń w kieracie stosuje się do podziału taśmowej produkcji - inna część inny kolor. Nie wpadł na to, by złamać ten banał.
2. Koncept emocjonalnie, kontemplacyjnie, inicjacyjnie nie działa. Jak bym zobaczył to cacko na giełdzie w Słomczynie po sekundzie odwróciłbym się...znudzony. No ale zawsze się można UMÓWIĆ z Krytykantem, że jest sztuką.
nie podpisałem powyższego
Przecież WV wcale nie musi być postrzegany jako malarstwo. Sztuka nie musi być postrzegana jako malarstwo. Simon nie jest malarzem. Dlaczego wszyscy myślą w kategoriach pokrywania płótna farbą? Wypominanie artystom, że używają już kiedyś użytych materiałów świadczy o braku kontaktu z rzeczywistością. W sztuce każdy materiał został wykorzystany setki razy (płótno miliony razy). Te wszystkie sztuczki Richtera, które Pan opisuje, są używane przez tysiące malarzy, bo takie efekty uzykuje się używając pędzla i farb.
Wiem, wiem. Pan wolałby, żeby Simon zastosował teorie koloru: barwy uzupełniające, może jakiś ładny akcencik i harmonijka barwna. Jeszcze raz - Simon nie jest malarzem.
nagle zrobiło się na temat :)
"Simon się odcina ostentacyjnie rezygnując z płótna i innych tradycyjnych składowych."
Tak jak ostentacyjnie odcinają się od płótna, rzeżbiarze, filmowcy, poeci i producenci tekstyliów? To tylko Pan urodził się z pędzlem w ręku.
"Simon się odcina ostentacyjnie rezygnując z płótna i innych tradycyjnych składowych."
Tak jak ostentacyjnie odcinają się od płótna, rzeżbiarze, filmowcy, poeci i producenci tekstyliów? To tylko Pan urodził się z pędzlem w ręku.
Czytanie ze zrozumieniem to jednak trudna sztuka.
"Te wszystkie sztuczki Richtera, które Pan opisuje, są używane przez tysiące malarzy, bo takie efekty uzykuje się używając pędzla i farb".
Dobre sobie. W ten sposób byle matoł, który sięgnie po pędzelek i farby osiągałby efekty Richtera. Ale .... nie osiąga, choć niejeden bardzo się stara. W tym celu podałem adres strony Richtera, żeby gały widziały jak bardzo niejeden się stara, i jak bardzo nie może. Bo efekty Richtera sprawdzają się wyłącznie przy jego manualu i jego biografii. Niezguła o biografii zgoła odmiennej może zrobić z tego (i robi) jedynie groteskę w garażu.
"W ten sposób byle matoł, który sięgnie po pędzelek i farby osiągałby efekty Richtera. Ale .... "
No właśnie! Tylko czy edukacja artystyczna i rozwój kolejnych pokoleń malarzy generuje cos więcej ponad hmm... matołów, w dodatku bez pomysłu na twórczość ?
Powyżasza wypowiedż zakłada jako kryterium ocen orginalność, nezależność i własny potencjał intelektualny oparty na osobistych doświadczeniach artysty jako istoty tak osobowej jak i kulturowej.
A czy to kogoś dziś w sztuce interesuje ?
Może Pan Panie Bezan podobnie jak Hak i parę innych osób na tym forum wciąż myli czasy. Bo z takimi wymaganiami to lepiej się zająć literaturą czy filmem...
tam jest wiele lepiej pod tym względem.
Weźmy przykład WV Simona . Dzieci którym pokazałam pracę na fotografiach są zachwycone, pytają czy to jeździ itd.. .Ta praca pobudza ich wyobraźnię.
Uważam że to jest wartość.
Ja jednak wciąż mam wrażenie ,( podobnie jest z większością dzieł polskiej sztuki współczesnej ),że z tego autka można było zrobic duzo lepszy użytek ...
Może wspomniani powyżej artyści właśnie go robili !
Odniosłem się do Pana wyjaśnień, że tyko Richter ma monopol na używanie pewnych środków:
"akwarelowo traktowana farba olejna, rysunek mijający się z plamą, poruszenie fot., wywijasy duktów farby (typu "Las"), monochrom, różo-czernie, surowe szarości z bieli i czerni etc, etc. Sasnal po Richterze powtórzył."
Tak, każdy matoł może użyć tych środków, co nie zmienia faktu, że może posłużyć się nimi także człowiek inteligentny, na przykład taki, który czyta ze zrozumieniem. Powyższe środki były i są jednak używane przez wielu malarzy (zaznaczam - niematołów). A czy Richter kręcił też filmy? Może Sasnal "odpatrzył" to od Stevena Spielberga? Dla mnie Richter i Sasnal to dwa odrębne wszechświaty.
Bez oryginalności, niezależności i własnego potencjału można tylko zrobić loda kuratorowi. I wielu go robi
No właśnie... filmy Sasnala. Mam wrażenie, że swoje filmy kodachrome to on kocha, a to malarstwo to tak bo trzeba jakoś na życie ( podróże ) zarobić...
Nie tylko kuratorowi.... są jeszcze profesorowie ASP, krytycy, galernicy, szefowie instytucji państwowych..... litości!!!! a gdzie jest ten świat bez K...stwa ?
Wiele rzeczy pobudza wyobraźnię dzieci. Wśród nich raczej nie ma sztuki dorosłych
W kwesti formalnej: K...stwa znaczy Kumoterstwa, Księstwa czy Kurewstwa?
Sasnal robi, zapewne, wiele rzeczy, których nie robi Richter (choćby z racji wieku). Ale jeśli o obrazki idzie to poleciał równo po richterowej całości.
>Anonim
Nie darzę nienawiścią malarstwa akademickiego,
ten styl nie jest zdolny wywoływać tak głębokich
wzruszeń. Poza tym - ile szkół malowania, tyle
sposobów rozumienia 'kultury warsztatu' - to, co
jednemu potrzebne w rozwoju, drugiemu się nie
przyda. Mnie nie smutno, że WS zadłużył się
bardziej u Tuymansa niż Malczewskiego.
A z TK kłopot o tyle, że tam pracuje nie jedna,
a kilka rąk, i nie wszystkie sobie równe -
- taka "Pocztówka z Gruzji" całkiem fajna, reszta
gdzieś pomiędzy "Wprost" a wrzutami na zajezdni.
hehe jasne, a las sasnala to co arcydzieło z pompidu?
prymitywnie podchodząc do tematu na ścianie wolałbym powiesić ładną pocztówkę z Gruzji (w tle też jest las) niż płótno w które Sasnal wytarł pędzle i nazwał to lasem.
Ciekawe za ile zejdzie na aukcji w Krakowie najnowszy obraz TK '300 mil do nieba', cena wyjściowa 100zł!!!
A to ciekawe, właśnie widziałem na ich blogu, że są na jakiejś aukcji, dziwne też że z bloga zniknęła ta ich wagina, a nawet dwie waginy razem z ojcem Rydzykiem, może Krytykant interweniował?
100 zł? TK czyli to Tanie Koleje
co tu się dzieje ??!?!!!
co to za Anonimy?
gdzie są pieniądze?
gdzie jest Kuba?
gdzie jest Sasnal?
gdzie są kuratorzy?
kto chce znisczyć polską kulturę?
rewoucjii się wam zachciewa???
Bo wszystkiemu winne Krasnale, na stos z nimi albo na krzyż!
Do kulturalnego pana: Lepiej robić lody kuratorom niż masturbować się na czyimś blogu.
Trochę kultury, nie jesteśmy w sejmie :)
wracając do Simina ,to swietny artysta,czekam na jego dalsze prace !
pozdrawiam
A tak wracajac do The Krasnals, to oni są najlepsi! :)
Pozdrawiam
Najlepsi a to czemu?
Sejm to to nie jest ale minister się jakiś odzywał ;)
Bezan się ulotnił i wszystko zdechło... nie ma komu insynuować ! Bleeeee
"Z malarstwa niewątpliwie dużo emocji wzbudzała będzie licytacja bardzo dobrej pracy Edwarda Krasińskiego. Jego trójwymiarowa „Interwencja” z 1981 roku ma cenę wywoławczą 89 tysięcy złotych, ale ja zastanawiam się raczej, czy będziemy mieli nowy rekord cenowy prac tego artysty (na razie wynosi on 138 tysięcy ustanowione w ubiegłym roku w domu aukcyjnym Agra Art).
Dodajmy, że duży zespół prac tego artysty kupiło w tym roku londyńskie Tate Modern. Jedyne, co może przeszkodzić w osiągnięciu rekordu to niepewna sytuacja na rynkach finansowych, która oczywiście coraz wyraźniej przekłada się na rynek sztuki współczesnej i najnowszej. "
źródło: http://artbazaar.blogspot.com/2008/10/aukcja-w-desie-unicum-pierwszy-test.html
Pytanie do krytyka:
Co pozwala stwierdzić, że jest to "bardzo dobra praca"? Miałem licytować, miałem wątpliwości.
bardzo dobra czyli w tym przypadku wyjątkowa,żadka i wogóle
podobnie jak prace Simona
Polska stara się o zorganizowanie w 2010 r. międzynarodowej wystawy sztuki Manifesta 8. Czy otrzymamy prawo organizowania tej prestiżowej imprezy, dowiemy się w grudniu
dam stówke że przy setnym temacie Kuba zamknie Blog
oby nie. nie ma w sieci drugiego takiego bastionu tropicieli spisków, demaskatorów układu i marginalizowanych klasyków. gdzie się wtedy wszyscy podziejemy?
Zamknąć bloga ???? to jaki ś spoisek !!!!!
pozwoliłem sobie przesunąć dwa wpisy nt. "Nie ma sorry" pod tekst o tejże wystawie.
pozdrawiam
K
Najpierw Instytut Krasińskiego, potem wystawa w Bunkrze, następnie tekst Szymczyka o Krasińskim w ost. nrze Frieze i zakup pracy Krasińskiego do Tate przez czł. Frieze - N.Serotę. I już jesteśmy w kręgu starych znajomych. W ten sposób prace Krasińskiego (który -przypomnijmy-zmarł w nędzy), których przez lata nikt nie chciał kupić za cenę niebieskiego scotcha (powiedzmy 2,50 zł) stały się wielkie, europejskie i WAŻNE. A teraz, po zakupie do Tate będą także BARDZO DOBRE. Smacznego
jeszcze o Janie Simonie ale na szybko bo nie chce mi sie drążyć, za to w miare konkretnie ..
1. vw jak z giełdy (bez urazy, nie kasuj Kuba! ) w Slomczynie - algorytm z kolorami jako podpórka koncepcyjna calkowicie niektywny, lepiej bylo odkupic jeden taki samochodzik od kogoś kto tak maluje - a są ich dziesiątki w Polsce i wystawic na bezczelnego jako swoje. Tez slabe ale nie az tak jak to co Janek pokazal. W koncu wszystko ma jakis kolor nadany kolor, wiec o co chodzi ze losowo?
2. Zegarek reczny wlasnej roboty - rzecz wzieta z internetu, sa tysiace ludzi ktorzy robia takie rzeczy jako hobby, wiekszosc bierze rzeczy z otoczenia, najtansze, tak robią wlasciwie wszyscy, wiec nawet sylistycznie prawie tak samo to wyglada
3. kalkulatory tez robią - praca 'pobrana"
4. pulapki na wiewiorki tez w internecie - praca "pobrana"
5. Tą prace z witryny tez gdzies widzialem :)
** Sorry nie czepiam sie, Naprawde.. Chcialbym zeby mi sie podobalo. Ale jak to zrobic? Mam sobie odciąc internet?
Kopiowanie nie JEST w zasadzie zle. Mozna na tyle sprytnie, z pewnym PRZESUNIECIEM za przeproszeniem na tyle redefiniującym kopiowany arteakt, ze mozemy zaryzykowac stwierdzenie ze to juz pewne wyzwanie, jakas propozycja. ALE JECHAC TAK BARDZO WPROST? Jak dla mnie to troche obciach.
Ci skromni chlopcy, ktorzy robią takie rzeczy jak Janek Simon w wiekszosci nie pchają sie do sztuki - moze nie sa dosc sprytni by wyczaic ze za to mozna dostac GRANT.
Ot prezentują swoje prace na spotkaniach DORKBOT'a na caym swiecie ( bez zadęcia, teori i wywiadów, just for fun, zawierzce na slowo, bywam, polecam) lub pakują projekty na Instructables lub inne strony dla hobbystów.
Jankiem oczywiscie mozna sie zachlysnac, jak ktos sie niczym specjalnie nie interesuje albo po prostu nie jest zbyt spostrzegawczy. W sumie ok. Kazdemu w miarę potrzeb. I mozliwosci. No, ale na profesjonalnym poziomie krytyki sztuki, nie zauwazac pewnych faktów to chyba troche nie za bardzo.. Szczerze mowiac dosc podejrzane.
ps: zarzuty wobec sztuki i praktyki Pana Janka nie dotyczą pracy Space Invaders - wciąż najlepszej w dorobku. No, troche czasu juz minęlo, jednak... Zapowiadalo sie naprawde niezle, ale poszlo chyba w najgorszym kierunku. Na skróty..
bezan- krasinski był już podkoniec zycia dla pewnych osób był wyłącznie pionkiem a po śmierci tym bardziej.to oczywiste
w sumie racja to co powyżej ,tylko tak jest ze sztuką wspólczesną od dziesięcioleci .trudno tu o oryginalność w dobie internetu
Internet tu nie zawinił ani nie pomógł. Sedno tego kalkowaia pomysłów i przeszczepiania ich na grunt sztuki jest praktykowane od lat.
Najbardziej pociesznie wychodzą chyba nurty streetartowe czy tzw alternatywne.
Często to dość jałowe slogany i prawdy na zasadzie "powiedział co wiedział" i w tym ich urok. Ale jak te tony graffiti, wlepek, naszywek wprowadzi sie na salony to nagle mamy mural, sztukę konceptualną, śmiałe kontynuacje pewnych nurtów... no i rzecz najstraszniejsza. Nagle się zaczyna o tym pisać.
Krytycy, publicyści muszą na chleb zarobić więc zatrudnia ich się do zrobienia czegoś z niczego.
Choć nadawanie pewnym zjawiskom na siłę wartości jest niezdrowe, przyprawia o posmak karykatury coś co w swoim naturalnym środowisku miało ręce i nogii.
Tak jest z niektórymi pracami Simona, Krasińskiego i właściwie ogromną częścią sztuki współcześnie produkowanej.
Odnoszac się jeszcze do powyższych słów Bezana...
Zgodzę się, że to co Pan przedstawia to dość ogólny ale celny obraz funkcjonowania marketingu w sztuce. Tego co spaja się w siatce najsilniejszych wpływów i decyzji artworldu.
Jako ripostę jednak zwracam uwagę na jednego malarza, którego wymienił Pan w którymś z poprzednich wpisów pod artykułami, który wg Pana należy do wielu niedocenionych i pominiętych tego kraju (wymienia Pan trzech ).
Otóż malarz ten wyraźnie dawał do zrozumienia jako wykładowca uczący młodych malarzy, że takie profity jak stypendia ministerialne, etaty w uczelniach, zainteresowanie ze strony ukonstytuowanych w kraju dawniej galerii
to w 50% efekt tego z kim sie pijało na plenerach i jak to koledzy kolegów pomagają kolegom... i czy któryś z kolegów przyznaje profity tego akurat roku...
Wydaje mi sie że Zachęta, CSW no i kilka innych wymienianych przez Pana instytucji w ramach "teorii :)" to po prostu inne grupy koleżeńskie.
Widać, że jest Pan świetnie poinformowany, śledzi masę faktów i nazwisk ale zamiast wykorzystać to do stworzenia nowej strategii zawierania znajomości z układem 2. zrzyma się wciąż na to że jest tak źle...
Ciągłe podziały na oni/my. Mlarstwo ładne, wartościowe i mądre kontra malowanie sztucznie promowane przez artworld.
Może to duma i zatwardziałość dawniej zbudowanych powiązań nie pozwala zaakceptowac zmian w świecie.
Bo kto to widział... Tabuny ludzi urodzonych w latach 70tych robią swoje i nie idą po poradę do starszych i mądrzejszych.
Ja się zgodzę z dużą częścią Pańskich wypowiedzi, tylko intencje z których wypływają wydają mi się dość nieciekawe.
Układy były zawsze, z tym, że kiedyś niezdolnego, głupiego ale "naszego" dorzucało się "na krzywy ryj" do panteonu tych zdolnych, a teraz zdolnych, ale nie "naszych" z panteonu się bez ceregieli wy...a. Ten proceder Pani Morawińska we wstępie do katalogu wystawy A. Ślesińskiej "kulturalnie" rzecz ujmuje: "należy przewartościować układ sił w sztuce polskiej ustalony przez wiek XX" (Cytuję z pamięci).
przewartościować układ sił ..he he.
he he.. Piotrowski wspominał że teoria ssztuki była pisana z perspektywy warszawy i książki poświęcone sztuce były rammowane przez konteksty warszawskie,,czy coś się zmieniło w tej sprawie?
paprotka i kolorowe auto jako dzieło sztuki po prostu denne ;/
czemu Zacheta Bunkier czy Wro nie ma takiej strony jak CSWZUJ ?
czemu Obieg rządzi ?
Moim zdaniem Dawid Radziszewski to inteligentny chłopak, który w ciekawy sposób prowadzi swoją galerię. Natomiast uważam, że popełnił błąd odmawiając Piotrowi Bernatowiczowi wystawy grupy The Krasnals (oczywiście to jego wybór). Dlaczego? Z tego co już wiemy, wielu się ta forma kontestacji nie podoba, ale to jak na razie jedyna w najnowocześniejszej sztuce polskiej( a być może dlatego właśnie że wielu się nie podoba, najprawdziwsza).
Jego sposób działania gdzie za wszelką cenę nawiązuje kontakty dyplomatyczne z mainstreamowcami, np. z CSW, Kozłowskim, teraz robi pokaz Gorczycy; stawia go w roli prymusa, lizusa klasowego, i niestety widać to wyraźnie, co rodzi brak szacunku wśród rówieśników. Chce osiągnąć swój cel za wszelką cenę, nie poprzez walkę o swoje poglądy. Postawa pieska znakomicie go opisuje. Dużo cenniejsze byłoby zapraszanie nowych kuratorów a nie Gorczycę, który się kompletnie wyczerpał i brakuje mu świeżych pomysłów.
Nie posądzałbym Radziszewskiego o lizusostwo, jego PIES raczej "oficjalnieje", wychodzi z offu. Powoli przestaje być przez to głosem najmłodszego, niepokornego pokolenia, które w postaci TK zaczyna podgryzać go jako skostniałego klasyka.
Nie jesteś na miejscu Radziszewskiego drogi Anonimie.
Decyzja jego w tej sytuacji jest spójna i sensowna.
Pozatym człowiek jeszcze chyba 25 wiosny nie skończył więc daj mu trochę czasu na suwerenne i niezależne decyzje.
Na dzień dzisiejszy utopiłby część tego co zbudował z trudem. Czyli układy zawodowo-towarzyskie, które są istotne dla istnienia każdej galerii włączając "sklepy z obrazami".
Utopiłby w idei Krasnali i na jej gruzach zbudował... co? kolejny hmm.. mainstream ?
Odnosząc sie do wymiany zdań na "FORUM KRYTYKÓW"...
Bernatowicz dość ryzykownie się posłużył Radziszewskim żeby naświetlić problem nabierania wody w usta. Radziszewski się broni i wychodzi na zacofanego cenzora.. tfu... pieska!
Najłatwiej wszak dowalić najsłabszemu z teamu. No bo juz chyba mniej obarczony piętnem wychodzi z tego W. Kozłowski który w przeciwieństwie do Dawida jasno i wyraźnie postuluje milczenie w ww sprawie.
"najsłabszy z teamu" tak o Radziszewskim może powiedzieć tylko osoba która go nie zna. Ten chłopak wie jak sie obrócić, żeby być we właściwym miejscu.
Na koniec całego zamieszania wyjdzie jeszcze na ofiarę.
Takich umiejętnosci można gratulować.