Kulturowy recykling

Kołtuński
/

Architektoniczny kult młodości

Gordon Matta-Clark, „Conical Intersection”, Paryż, 1975.

Architektura w epoce kapitalizmu i globalnej ekonomii utrzymywana jest w stanie permanentnej nowości. A przynajmniej taki jest stan pożądany przez architektów projektujących wyidealizowany obraz budynku w postaci perfekcyjnych planów i wizualizacji, które następnie utrwalają się w świadomości inwestorowi, klientów i przyszłych użytkowników. Architektura jest traktowana w kategoriach binarnych: może przynosić dochód lub zostać zburzona – np. jako niefunkcjonalna i nieefektywna. Dlatego „modernizacja” i „wyburzenie” to wynalazki ekonomii rynkowej, które tak mocno wyryły się w naszej świadomości, że nie dostrzegamy już całego spektrum możliwości, które rozpościera się pomiędzy zupełną nowością a totalną destrukcją. Współczesne budynki przestały się starzeć – poddane nieustannej kontroli i weryfikacji. Podobnie zresztą, jak ludzie. Jednak artyści, architektoniczna awangarda, progresywni politycy i społeczni aktywiści stworzyli zjawisko, które można określić „kulturowym recyklingiem” zużytej architektury.


Prekursor

Gordon Matta-Clark, „Conical Intersection”, Paryż, 1975.
Gordon Matta-Clark, „Fake Estates”, Little Alley Block 2497, akt własności, zdjęcie i plan działki, 1974.

Jednym z najbardziej znanych i przestrzennie pociągających twórców eksperymentujących z architekturą, był z pewnością Gordon Matta-Clark. Z wykształcenia architekt, ale jako syn chilijskiego surrealisty i amerykańskiej artystki oraz chrześniak samego Marcela Duchampa, bardziej związany był z artystyczną sceną Soho, niż komercyjnym światem nowojorskiej architektury. Sławny jest już konflikt z udziałem Piątki Nowojorskiej, kiedy zaproszony na wspólną wystawę Matta-Clark przestrzelił okna galerii, w której miała się ona odbyć i zatytułował ten swoisty performance Window Blow-Out. To właśnie takie dekonstrukcyjne działania na istniejących obiektach przyniosły mu sławę – a także problemy z prawem. Radykalne i destrukcyjne interwencje w architekturę prowadziły do transformacji i transpozycji kontekstu – tak jak we wspomnianej pracy, gdzie kontekst zaczerpnięty prosto z Bronxu zmaterializował się na moment w samym centrum Manhattanu.


Typowe dla Matty-Clarka cięcia przez budynki pokazywały zakryte dotychczas wnętrza, odsłaniając je przed publicznością a jednocześnie prowadząc do przestrzennego wzbogacenia modyfikowanej architektury. Zwykle nieużywane już i przeznaczone do rozbiórki budynki stawały się na chwilę dziełami sztuki przeznaczonymi do podziwiania z zewnątrz, gdzie zmianie ulegały ich relacje z otoczeniem oraz percepcja oglądającego. Architektura odkrywana zwykle w bezpośrednim kontakcie z wnętrzem została przez Mattę-Clarka wywrócona na „lewą stronę”. Najbardziej wymownym przykładem było Conical Intersection, działanie wykonane w 1975 roku z okazji Paryskiego Biennale. Matta-Clark przeciął dwa siedemnastowieczne budynki w centrum miasta abstrakcyjnym stożkiem, tworząc hipnotyzujący przechodniów wziernik w ich wnętrze. Budynki wraz z instalacją zostały wkrótce wyburzone, by zrobić miejsce Centrum Pompidou projektu Renzo Piano i Richarda Rogersa.


Dzięki transformacji bezużyteczna architektura stała się na krótką chwilę sztuką: pomiędzy momentem, w którym traciła swoją funkcjonalność, a aktem wyburzenia i zastąpienia przez następny, zaprojektowany i innowacyjny obiekt. To właściwie ta subtelna igraszka z krytyką deweloperskiego establishmentu była siłą motywującą interwencje Matty-Clarka, zaś cięcia wymazujące funkcjonalność budynków były jedynie jej formalnym przejawem. Żadnej formy nie posiadały za to Fake Estates, czyli 15 działek kupionych przez niego od władz miejskich Nowego Jorku, z których żadna nie nadawała się do budowy czegokolwiek, ponieważ były nieużytecznie małe lub po prostu niedostępne. W każdym z tych przypadków stykamy sie z architekturą, która jest zdematerializowana i pozbawiona komercyjnej przydatności – poza tą, jaką nadaje jej artystyczna interwencja. Obiekt architektoniczny staje się czystą sztuką.


Collapsing New Buildings

Instrumenty skonstruowane przez grupę Einstürzende Neubauten.

Zupełnie niedawno Berlin miał swoją małą burzliwą debatę na temat wyburzenia Pałacu Republiki, pozostałości po czasach prosperity Drugiego Świata zza Żelaznej Kurtyny. Na filmie nakręconym przez studentów miejscowego wydziału architektury, badających opinie mieszkańców na temat anihilacji budynku, pojawiła się jedna dosyć szokująca wypowiedź. Jeden z zapytanych przechodniów stwierdził, że Pałac Republiki „świetnie brzmi jako instrument”, dlatego jest dobrym budynkiem i nie powinien być tak pochopnie skazywany na niebyt. Pytanym okazał się być Ash Wednesday, chwilowy członek Einstürzende Neubauten, eksperymentalnej grupy muzycznej założonej na początku lat osiemdziesiątych w Berlinie.


Einstürzende Neubauten to w wolnym tłumaczeniu „zawalające się nowe budynki”, a więc nazwa, która nawiązuje do dobrze znanych także w Niemczech blokowisk i innych przykładów architektury z betonu, a szczególnie do berlińskiej Kongresshalle, która zawaliła sie w roku powstania grupy. Einstürzende Neubauten w swoich eksperymentach dźwiękowych używa elementów budynków i narzędzi budowlanych jako instrumentów. Budowlane pozostałości w czasie koncertów zaśmiecają scenę, która wygląda jak plac budowy chwilowo jedynie opuszczony przez robotników. Wokół poniewierają sie kanistry, rury PCV i elementy zbrojenia, zamieniając się w aktywną część scenografii i integralny element ścieżki dźwiękowej. Tak jak w przypadku Matty-Clarka całe budynki dzięki artystycznej interwencji zamieniały się na krótki moment w dzieła sztuki, tak tutaj ponownemu wykorzystaniu ulegają ich fragmenty, które zupełnie zmieniają kontekst i funkcje. W obu przypadkach nieużywane struktury zyskują nowe znaczenie, jednak nie przez fizyczny recykling materiałów, ale wrażliwe artystyczne traktowanie całej formy lub poszczególnych jej elementów. Jednak „kulturowy recykling” budynków możliwy jest także w mariażu sztuki z komercją, czyli po prostu pod postacią architektury.


2012

Espresso Bar, 2012 Architecten, Delft, 2007.
Espresso Bar, 2012 Architecten, Delft, 2007. Bar (oba zdjęcia) wykonany jest z elementów blach i PCV, szklanych drzwi, pralek automatycznych, elektronicznych płyt drukowanych i starych foteli lotniczych (jeszcze z popielniczką w oparciu).

Pochodząca z Rotterdamu grupa 2012 Architecten z recyklingu uczyniła swój znak firmowy. Zamiast po prostu używać pochodzących z odzysku materiałów, architekci zaczęli poszukiwać kreatywnych zastosowań już istniejących, ale zbędnych przedmiotów i elementów budowlanych oraz metod projektowania i koordynacji, które umożliwiłyby ich zastosowanie na szeroką skalę. Pierwszą realizacją, która pomogła zaistnieć im w świecie komercyjnej architektury był projekt wnętrz dla klubu Worm w Rotterdamie. Worm mieści się w starej portowej dzielnicy miasta, gdzie aż roi się od opuszczonych magazynów, fabryk i innych pozostałości przemysłowej historii tego miejsca. Zamiast zupełnej modernizacji wnętrz architekci zaproponowali dynamiczną strategię: grupy wolontariuszy – za zgodą władz i właścicieli – rozpoczęły systematyczne poszukiwania elementów nadających się do ponownego wykorzystania w sąsiednich budynkach. Architekci spełniali jedynie rolę moderatorów, systematycznie modyfikując projekt w zależności od dostępnych i znalezionych materiałów. Projekt wnętrz właściwie nigdy nie powstał, ale był konstruowany w czasie poszukiwań, zaś realizacja współtworzona przez architektów, którzy sami zaangażowali się w konstruowanie wnętrza. Projektanci stali zatem na równi z wykonawcami i „dostawcami” materiałów, na bieżąco śledząc i kształtując pożądany efekt.


Rezultat okazał się wyśmienity, ale nie do końca „architektoniczny” w dotychczasowym znaczeniu tego słowa. To jakby połączenie ready made i spontanicznej, nieprofesjonalnej kreacji z jednoczesnym poczuciem odgórnej kontroli nad zastosowanymi rozwiązaniami. Całość nie jest „zaprojektowana” i „zrealizowana”, ale po prostu „skonstruowana”. Nie było w tym procesie praktycznie żadnego opóźnienia pomiędzy teorią a praktyką, rysunkiem i jego implementacją. W efekcie widać wszelkie niedoskonałości odzyskanych materiałów, ślady zużycia na lotniczych fotelach, otarcia na blaszanych panelach, patynę metalowych części i zabrudzenia plastikowych kontenerów. Takie pozorne „niedoróbki” do miejsca, które powstało zaledwie rok wcześniej, wprowadzają jedynie poczucie swoistej przytulności i historii.


Głównym problemem architektów stały się jednak relacje z inwestorami, którzy do końca nie wiedzieli, jak będzie wyglądało finalne rozwiązanie. Po pierwsze ze względu na nieprzewidywalność poszukiwań, mimo określenia wstępnych założeń i wymagań dla poszukiwanych elementów, ale przede wszystkim dlatego, że stosowane materiały nigdy nie były nowe, co uniemożliwiało wszelkie próby realistycznej prezentacji ostatecznego efektu. Na przykład zasadniczym problemem symulacji komputerowej było odtworzenie niedoskonałości, zabrudzeń i zniszczeń stosowanych artefaktów – co samo w sobie produkuje fascynujące intelektualne konsekwencje. To podejście do recyklingu, gdzie ponownemu użyciu ulęgają cale obiekty, a nie jedynie ich przetworzony material, architekci nazwali Superuse, a rozwinięte przez nich metody i przykłady znalazły materializację w książce o tym samym tytule (wydanej nakładem wydawnictwa 010 Publishers).


Architektura autonomiczna

Klub Worm: meble wykonane ze starych bannerów reklamowych, 2012 Architecten, Rotterdam, 2001.

Holandia to wyjątkowe miejsce, gdzie agenda architektury jest dyskutowana nie tylko wewnątrz profesjonalnego środowiska, ale wkracza do sfery publicznej debaty moderowanej przez polityków, socjologów i motywowanej przez różne grupy społeczne. Ostatnim gorącym tematem, który szerokim echem odbił sie w mediach, jest degradacja osiedli mieszkaniowych powstałych na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych poprzedniego stulecia. Te, które okazały się nie spełniać wymagań lokalnych społeczności i władz, były (i ciągle są) burzone i zastępowane nowymi inwestycjami, które przez odgórne projektowanie mają rozwiązać problemy poprzedników. Jak zauważają socjologowie, dzieje się to dokładnie wtedy, kiedy mieszkańcy zaczynają przystosowywać architekturę do swoich potrzeb, tworzyć lokalne więzy społeczne i kształtować środowisko w którym żyją, na co nie daje się im odpowiednio dużo czasu, ogłaszając porażkę i radykalną przebudowę. Ten punkt widzenia staje się coraz bardziej powszechny i można się spodziewać, że będziemy mieli wkrótce do czynienia z zupełną zmianą postępowania z istniejącą architekturą w skali całych osiedli i miast. Już teraz powstałe na osuszonych terenach Almere organizuje konkursy na domy projektowane przez zupełnych laików i tworzy strefy „wolnej architektury”, gdzie nie obowiązują żadne ograniczenia urbanistyczne, a mieszkańcy sami kształtują wygląd swojej dzielnicy.


Oczywiście ta samoorganizacja istniała w społeczeństwie już od dłuższego czasu pod postacią squattingu zalegalizowanego w Holandii w latach osiemdziesiątych. W holenderskim wydaniu tej aktywności wystarczy znaleźć budynek, który pozostawał nieużywany przez okres roku, wnieść do niego łóżko, stół i krzesło, a następnie zawiadomić policję (sic!) o nowym miejscu zamieszkania. Zapewnia to o wiele większe przywileje niż zwykła umowa wynajmu (sic! sic! sic!), a właściciela zmusza do długiego i kosztownego procesu w razie, gdyby postanowił pozbyć sie niechcianych mieszkańców (musi na przykład zapewnić półroczny okres wypowiedzenia oraz mieć przygotowany projekt powtórnego zagospodarowania budynku). Jedynym warunkiem do spełnienia w czasie pobytu w takim miejscu jest powstrzymanie się od jakichkolwiek ingerencji w stan zastany. Zasiedlone budynki zachowują więc swój zapadły i industrialny wygląd. Na fali zmian w polityce stare prawo znalazło sie w polu rażenia krytyki, co prawdopodobnie spowoduje jego przynajmniej częściowe ograniczenie. Jednak póki co, ciągle można znaleźć sobie przestronne, kilkupokojowe mieszkanie blisko centrum za cenę prądu i wody.


Urban Exploration

Klub Worm: toalety wykonane ze zbiorników na wodę ustawionych na paletach do wózków widłowych, 2012 Architecten, Rotterdam, 2001.
Urban Exploration, opuszczona fabryka Waryńskiego, Warszawa 2005. Fot. www.pustostany prv.pl.

Przemysłowe, zdegradowane i opuszczone budynki nie zawsze stają się miejscem zamieszkania. Często służą także swoistej rekreacji, na przykład takiej jak Urban Exploration, którego generalnym założeniem jest odwiedzanie i eksploracja zwykle niedostępnych lub po prostu nieuczęszczanych stref wygenerowanych przez ludzką cywilizację; swoistych jej „odrzutów”. Wliczają się w to podziemne konstrukcje i kanały, tunele, ale także budynki będące w użyciu, gdzie infiltracji podlegają obszary przeznaczone „tylko dla pracowników”.


Dzięki Urban Exploration architektura pozbawiona funkcji i mieszkańców, lub po prostu nieprzewidziana dla publicznego dostępu, staje sie przedmiotem kontemplacji i eksploracji w takim samym stopniu, jak naturalny krajobraz w czasie wycieczki rowerowej. Eksploratorzy tuneli tworzą swoista subkulturę z własnym kodem etycznym i teoriami przydającymi fizycznej aktywności poetyckiego wymiaru. To retoryka łudząca podobna do tej znanej turystom odwiedzającym parki narodowe (np. take nothing but pictures, leave nothing but footprints). Publikowane są instrukcje wejścia do odwiedzonych już miejsc, które mają za zadanie ułatwić eksploracje mniej doświadczonym naśladowcom, a „odkrywane” miejsca dostają własne nazwy (dokładnie tak, jak górskie szlaki lub drogi wspinaczkowe). Następny wymiar Urban Exploration doskonale odczuwalny jest w podziemnych kanałach ściekowych, które w historycznych metropoliach tworzą skomplikowane systemy zapomnianych labiryntów i doskonały cel dla eksploracji. Plotka głosi, że wiktoriańscy budowniczowie kanałów Londynu, zwykle dobrze wyedukowani w klasycznej matematyce, byli jednocześnie wytrawnymi budowniczymi instrumentów i z tego powodu tunele tego miasta często przybierają formy fletów, saksofonów lub tub, a różnice ciśnienia wydobywają z nich swoiste melodie. Tak czy inaczej dźwięk i jego brak są integralnymi komponentami tych przestrzeni, a każda z konstrukcji ma swój niepowtarzalny klimat, który jest wypadkową materiału, przestrzeni oraz odległych ech pomp, spadającej wody, elektrycznych transformatorów i wiatru.


Tym sposobem ta krótka historia zatoczyła kolo. Od sztuki traktującej budynki jak obiekty ready made lub instrumenty muzyczne, poprzez recykling gotowych przedmiotów lub ich fragmentów, budowlaną samowolkę i squatting, aż do eksploracji i kontemplacji opuszczonych i niedostępnych przestrzeni współczesnych miast. Nadchodzący kryzys energetyczny i wzrastająca świadomość ekologiczna powodują, że będziemy musieli przyzwyczaić się do tych nowych metod tworzenia i interakcji z architekturą, które na razie znalazły pole do eksperymentów w niemalże artystycznych działaniach. Jednocześnie rosnący problem braku przestrzeni we współczesnych miastach, które prawdopodobnie znów zapełnią się nowymi falami ludzi ze względu na nieuchronne ograniczenie globalnej gospodarki (vide Polska i „nowa UE”), zmusi nas do poszukiwania nowatorskich sposobów na ponowne wykorzystanie istniejących już struktur. Architektura będzie de-konstruowana i prze-projektowywana, a artystyczny wkład w rozwój tych metod i procesów pozwoli jednocześnie wzbogacać krajobraz kulturowy współczesnych miast i uchronić je przed dekompozycją i degradacją, jaką mieliśmy okazję oglądać w kilku dobrych filmach SF.

Komentarze (2)

anonim

panie krytykancie ,czy moglbys umieszczac popisy po ilustracjami,znacznie ultwilo by to czytanie twojego bloga...

piątek, 01 czerwiec, 2007

Krytykant

oznaczałoby to zerwanie z przyzwyczajeniem, a nie jest to sprawa łatwa... ale zastanowię się, szczególnie przy dużej ilości zdjęć, może racja..

pozdr

K

sobota, 02 czerwiec, 2007