Kilka słów gwoli ścisłości (Łukaszowi Białkowskiemu z uprzejmym pozdrowieniem), czyli wstęp poniewczasie
Banasiak/Odpowiedź Łukaszowi Białkowskiemu, którego recenzję Rewolucjonistów… można przeczytać na stornie Obieg.pl.
Dziwnie się czuję w roli recenzowanego, a nie recenzującego, ale cóż, sam się prosiłem. Dodatkowo zawsze wydawało mi się, że odpowiedzi skrytykowanych krytykującym – choć na szczęście w tym wypadku sytuacja tak jednoznaczna nie jest – są nieco… no, w każdym razie coś z nimi nie tak. A jednak nie ma co się krygować. Szczególnie, że nie idzie mi o prostą polemikę – i tu od razu podziękuję Łukaszowi Białkowskiemu za obszerny, partiami ciekawy tekst. O co zatem? O ścisłość… i nieco intelektualnego ekshibicjonizmu. Koniecznego, bo Białkowski w jednym jest na pewno typowy: nie umie inaczej, niż pod linijkę.
No więc najpierw ścisłość. A czepiam jej się dlatego, że sam autor cały czas powtarza, że jestem nieprecyzyjny, kluczę, zamiast iść prosto, nie referuję swojej metodologii etc. O tym, czemu nie referuję, za chwilę. Na początek garść sprostowań, które Białkowskiemu, miłośnikowi pietyzmu, z pewnością będą miłe.
Wszystko, czego moglibyście dowiedzieć się od konserwatywnych krytyków kultury, ale boicie się zapytać to kolejny kwartalny temat Krytykanta.pl, czwarty w tym roku po Wylogowałeś się i co dalej?, Zmęczeniu rzeczywistością oraz Too many artists. One – w swoim czasie – również „witały odwiedzających” moją stronę (wraz z odpowiednimi grafikami). Jeśli więc już analizować moje teksty na podstawie – nazwijmy je – meta-krytycznych esejów, to właśnie wszystkich; można powiedzieć, że ten kwartet to coś jak rama mojego pisania o sztuce. Białkowski postanowił wybrać tylko jedną jej krawędź. Czy świadome, czy nie wiedział o istnieniu pozostałych – nie mam pojęcia. W każdym razie przekaz wyszedł mu prosty: Banasiak to konserwatysta, a jego teksty to emanacja tej postawy. A może taki właśnie miał być? Niemniej szkoda, że Białkowski czepił się tego „konserwatywnego krytyka kultury” jak pijany płotu. Być może gdyby puścił, wyszłaby mu analiza nieco bardziej przenikliwa – a moje pisanie nie jawiło się tak pełnym sprzeczności.
Teraz ścisłości techniczne. Rewolucjoniści są zmęczeni to nie jest „drukowana wersja tekstów, które od dłuższego czasu są dostępne w Internecie”. To jest – co można przeczytać na tyle okładki – wybór tekstów z kilku magazynów drukowanych (miesięczników i kwartalników), jednego dziennika oraz Internetu. Proporcje druk – sieć rozkładają się plus minus po równo.
I jeszcze ustęp, o którym nie wiem co myśleć. Bo kiedy Białkowski głośno myśli nad kwotą, za którą wydano moją książkę oraz jej skromnym wyglądem, to wydaje mi się to na tyle nieeleganckie – by nie powiedzieć małostkowe – że nie wiem, czy wydawnictwo Otwartej Pracowni jadowicie deprecjonuje, czy tylko napisało mu się o jedno słowo za dużo. W każdym razie – nie spotkałem się jeszcze z taką praktyką recenzencką i nie ma chyba sensu zapytywać Białkowskiego: a co mu do tego i co to za różnica – za ile? Co do dystrybucji, sprawa jest zupełnie przyziemna – i jak wyobraźnię Białkowskiego tak rozpalają kwestie finansowe, wystarczy zapytać, odpowiem. Co do tego, że estetyka Rewolucjonistów… przypomina pozycję wydaną przez „centralę usług gazowniczych, a nie galerię sztuki” – chyba wbrew intencjom, spory to dla mnie komplement. Ale generalnie: jak chce się poszturchać recenzowanego autora, nie zaczyna się tekstu od tego, że ma tanie buty.
I jeszcze obiecany ekshibicjonizm. O ramie, którą sobie skonstruowałem, i w obrębie której staram się poruszać, już wspominałem. Wydaje mi się, że jest ona optymalna dla opisu tego, co dzieje się obecnie w polskiej sztuce. Jednak być może najistotniejsze w tym wszystkim jest to, że… ja nie jestem naukowcem. Nie występuję z pozycji historyka sztuki, nie stosuję jego warsztatu czy metodologii. Definiuję się jako krytyk – tu brakuje terminologii, ale próbowałem ją wprowadzić w tekście Zapaść, z którego Białkowski cytuje jedynie pikantny cytat z Irzykowskiego – no więc definiuję się jako krytyk „doraźny”, prasowy, operujący na przestrzeni „nienaukowych” gatunków w rodzaju esej, felieton, recenzja – jako krytyk „pierwszego kontaktu”. Być może moje teksty przydadzą się kiedyś kolegom akademikom – bo na przykład chwytają jakiś puls naszego czasu, do czego naukowa aparatura jest niezdatna – a być może nie. Nie wiem, gdyż zasadniczo jestem skazany na intuicje, domniemania, a nawet – co szczególnie dziwi Białkowskiego – czucie (w miejsce szkiełka i oka).
A co za tym wszystkim idzie, nie ma sensu rozpatrywać moich tekstów na płaszczyźnie dyskursu akademickiego – zaś Rewolucjoniści są zmęczeni nie są książką naukową. Piszę to bez ironii – tym bardziej, że Białkowski nie jest pierwszym akademikiem, który chce przykrawać moje teksty do modelu stosowanego w Zakładzie Estetyki Instytutu Filozofii UJ, czyli patrzeć na nie przez mikroskop i wymagać od nich uniwersyteckiego rygoru. Wydaje mi się, że to fundamentalne nieporozumienie (tu przy okazji odpowiedź na jedno z pytań Białkowskiego: książkę skomponowałem wedle subiektywnej oceny jakości własnych tekstów, brałem także pod uwagę dynamikę całości, stąd układ felieton – esej – recenzja).
Pozwalam sobie na tę dygresję – w zasadzie to wspominam o tym przy każdej możliwej okazji – bo Polska ma równie wspaniałą, co zapomnianą tradycję takiej krytyki, dziś wypartą przez dyskurs akademicki. A niemal całkowita dominacja modelu naukowego nad „doraźnym” paradoksalnie utrudnia zrozumienie tego, co obecnie dzieje się w polskiej sztuce. Dlaczego? Akademicki krytyk literacki (choć ja wiolę termin „badacz kultury”) Przemysław Czapliński napisał niedawno w „Dzienniku”: „dobry krytyk potrafi zinterpretować nawet bilet tramwajowy”. Ja twierdzę, że w tym cale nieszczęście, iż tak się powszechnie uważa – że właśnie takie podejście sprawiło, iż zarówno ja, jak i Białkowski możemy zgodzić się co do miałkości propozycji Marty Deskur i grupy Sędzia Główny, które wszak zinterpretować można wybornie. Którą to koincydencję polecam Białkowskiemu pod rozwagę (pisałem o niej i w Rewolucjonistach…, choć być może nie wprost).
Pragnę jednak wyraźnie podkreślić: żadnego z tych modeli krytyki nie uważam za lepszy od drugiego, to raczej awers i rewers jednej i tej samej monety. Streszczam tu własny – obnażam się Białkowskiemu – bo chyba łatwiej pisać o buraczkach jako o buraczkach, a nie ciasteczku. W każdym razie – tu złośliwostka – oj, nie popisał się Białkowski – jak rozumiem, doktor filozofii in spe – warsztatem, skoro przeoczył trzy czwarte ramowych tekstów omawianego autora i nie wie z jakich źródeł pochodzą teksty, o których pisze…
Jednocześnie Białkowski w kilkunastu miejscach trafia celnie (nie powiem, w których) i to po ładnym dryblingu, by jednak zaraz powrócić do planu z książki Jak grać w futbol, którą przyswoił przed meczem. Nie oczekuję naturalnie, że Białkowski napisze teraz nowy tekst, ale pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że kiedy przyjdzie mu ochota, by wrócić do mojej książki, przeczyta ją w nieco inny sposób (może również inni czytelnicy zechcą wziąć pod uwagę niniejszy wstęp poniewczasie). A wówczas być może zrozumie, dlaczego podoba mi się wideo Radziszewskiego, bo jest nieporadne, i co ta nieporadność oznacza – szczególnie w kontekście całej twórczości tego artysty, idealnej jak wypracowanie prymusa; dlaczego nie uważam „za problem” pojawienia się „na horyzoncie absolwentów szkół artystycznych”; dlaczego nie trzeba kojarzyć hasła „nadprodukcja” z „utopijnymi projektami, by regulować, kontrolować i nadzorować kulturę” (nawiasem: dlaczego stwierdzenie, że polską sztukę – podobnie zresztą jak zachodnią, o czym pisali tacy badacze jak Baudrillard czy Rancière – trawi problem nadprodukcji jest „kompromitujący” – nie pojmuję); dlaczego diagnozuję stan polskiej sztuki „na wyrywki”, a nie przeprowadzam kwerendy rok po roku, miesiąc po miesiącu, dzień po dniu; dlaczego mogę napisać tekst o konserwatywnej krytyce i cenić Hirsta, Puzynę, Gombrowicza, Boya oraz Althamera (i innych), a nawet skrytykować idee Kuspita, choć jednocześnie wysnuć z nich pewne żywotne (moim zdaniem) dla aktualnej sytuacji artystycznej wnioski (podpowiedź: dlaczego „Krytyka Polityczna” chce wydać pisma Carla Schmidta?); i przy okazji – dlaczego autorzy, do których się donoszę „doprawdy rzadko są konserwatywni”, czemu „wielkie jest w tej materii rzeczy pomieszanie”; a także: jak to doprawdy możliwe, że „Banasiak cytuje Žižka, by kilka stron dalej mówić, że niestety sztuka z natury jest elitarna i zhierarchizowana”?
Kończąc, przyznać muszę, że zawiodłem się trochę na intelektualnej elastyczności Białkowskiego – jak nie pasuje, to się dziwi. Bo poszczególne moje teksty nie mają chyba tak wiele wspólnego, jak chciałby Białkowski, ale też łączy je to, o czym autor omawianej tu recenzji nie wspomniał. Być może gdyby Białkowski wyrzucił klucz (pod koniec artykułu ostro już chyba zryty), którym próbował otwierać wszystkie napotkane po drodze lektury drzwi, a zechciał po prostu pociągnąć za klamkę, znalazłby brakujące ogniwo. A że nie znalazł, że potrzebował jakiejś zewnętrznej miary, i że wybrał sobie na nią ów – stygmatyzujący, jak rozumiem – konserwatyzm – to jest dla mnie kolejny, chyba znowu wyrażony wbrew intencjom, komplement ze strony Białkowskiego .
Z jednym się wszelako z Białkowskim zgodzę – w książce brakuje wstępu. Bo jak widać bez niego lektura może być dość utrudniona: brakuje marszruty, i może się człowiek pogubić. Więc niniejszym nadrabiam. Bo jak napisał Białkowski: „powieść, którą chce nas uraczyć Banasiak, nie ma ani początku, ani puenty”. Bingo.
Komentarze (148)
Bielawski czy Białkowski?
oj, Białkowski, rzecz jasna, wyszukuję bład i rpzepraszam
kuba, ta twoja ekwilibrystyka bywa nieznosna.
caluje
mewa
że dla Ciebie - to wiem :-)
ale co do meritum...
Ale przyznam ze mnie również brakuje czytelnych kryteriów oceny np. malarstwa z Pana strony. Może taka lista 10 punktów charakteryzujących dobre malarstwo? I krótkie uzasadnienie, że właśnie dlatego Przybylski jest beznadziejny, Matecki dobry a Sasnal genialny (tak przynajmniej odczytuję Pana preferencje).
A Rembrandt ? Dlaczego jest między Przybylskim a Sasnalem ? :)
Przybylski jest słaby bo zaledwie w Zderzaku, Matecki dobry bo już w Hollybush Gardens, Sasnal genialny bo u Saatchiego. To takie proste
A propos Mateckiego. Będzie z tym miał P. Banasiak problem: Prace Mateckiego są w zachodniej galerii (którą to okoliczność P.B. uwielbia) ale też gładko wpisują się w definicję Rastra: "szeroko rozpowszechniony gatunek malarski cechujący się techniką tzw. „grzęznącego pędzla” - dłubania w brudnej farbie niczym w błocie, rozchlapywania połamanych kolorów w bezmyślne, niespójne formy.Ten pozbawiony walorów estetycznych i intelektualnych nurt cieszy się wielkim uznaniem w kręgach artystycznych związków zawodowych (p. DUPA)". No i będzie dupa.
W artykule o Mateckim w Dzienniku (przeczytałem już po poprzednim wpisie) P. Banasiak przezornie cytuje wyjątek słowniczka Rastra. Przezornie też omija ostatni akapit cytowanej definicji Błota: Ten pozbawiony walorów estetycznych i intelektualnych nurt cieszy się wielkim uznaniem w kręgach artystycznych związków zawodowych (p. DUPA). Przypuszczalnie popularność BŁOTA wśród plastyków wiąże się z fenomenem BEZTALENTA".
Żeby była jasność: uważam, że Przemek Matecki jest czujnym malarzem, zdecydowanie zasługującym na uwagę, którego nie skompromituje byle definicja. Ta definicja kompromituje jej autora czyli Gorczycę, który żeby się przepchnąć, wepchnął w błoto pokaźną część (starszej od niego) polskiej sztuki. Teraz Matecki, niechcący, wepchnął w błoto Gorczycę.
to musi byc strasznie męczące, tropić wszędzie cynizm, złą wolę, gierki mające na celu odpowiednie "ustawienie się", rozpoznawać poszczególne treści jako napisane, żeby się "zabezpieczyć" etc. to w sumie smutne, tak odczytywać rzeczywistość.
zaśmiałem się, kiedy przeczytałem Pański wpis o "błocie", bo, znając Pańskie podejście, spodziewałem się ciągu dlaszego w dokładnie takim wydaniu, jakie Pan zaserwował. i tak oto Pańska samospełniająca sie przepowiednia się sprawdziła: napisałem to, co napisalem, by rozegrać kolejną partię strategicznych szachów na mapie polskiej sztuki i sprytnie ustawić się tam, gdzie akurat trzeba.
życzę Panu miłego dnia,
i pozdrawiam
K
książki nie czytałem i nie mam zamiaru ,to forum mi wystarczy żeby wiedzieć o co chodzi ...
Bezan jest bezsprzecznie pelen zlości i to obniza jego ocenę jako Pańskiego Adwersarza. Anyway punktuje Pana celnie. Blado jakoś Pan sie broni.
BW:
wydaje mi sie, że jest wprost odwrotnie... ;-)
A:
Ależ ja się nie bronię; przeciwnie: oddaję walkowerem.
pozdr
K
dystansuje się Pan od środowiska akademickiego, ale jednak jakaś ścisłość i konsekwencja Pana obowiązuje, prawda? inaczej traci Pan po prostu wiarygodność... a szkoda, bo niektóre Pana komentarze wydają mi się bardzo trafne! myślę, że takie radykalne oddzielanie środowiska naukowców zajmujących się sztuką i jej teorią oraz krytyków nie służy obu stronom: naukowcy oddalają się od hmm żywego nurtu sztuki popadając w ogólnikowość i hermetyczność, z kolei krytycy tracą możliwość głebszego uargumentowania swoich roszczeń (np. przez odwołanie do naukowej teorii). Przykład Arthura Danto pokazuje, że łączenie aktywności w obu polach może przynieść świetne rezultaty. Pozdrawiam!
ależ Pani Anteto,
ja się nie "dystansuję" od środowiska akdemików, tak jak nie dystansuję się od środowiska cukierników - po prostu nie jestem naukowcem/badaczem (hist.szt.), nie pracuję na uniwersytecie, nie porwadzę badań, nie operuję określoną metodologią etc.
Natomiast zechce Pani zauważyć, co napisałem: "Pragnę jednak wyraźnie podkreślić: żadnego z tych modeli krytyki nie uważam za lepszy od drugiego, to raczej awers i rewers jednej i tej samej monety".
Podpięła to Pani pod "radykalne oddzielanie środowisk"? Gratuluję! ;-))
Jedno uzupełnia drugie. I być może jestem ogólnikowy w recenzjach prasowych, ale w szerszych esejach publikowanych chocby w sieci - o , tu już bym polemizował! ;-) Ale tu już trzeba na konkretach...
pozdrawiam,
K
Hmm, jeśli awers i rewers to jednak mamy oddzielenie - awers monety nigdy nie spotka się z jej rewersem ... Poza tym mówi Pan o 2 modelach krytyki, a mi właśnie chodzi o taki model, który łaczy jedno i drugie. Podobnie, gdy pisze Pan o uzupełnianiu zakłada Pan oddzielenie. Ale nieważne - myślę, że wie Pan o co mi chodzi. Co do różnicy między tekstami w siecie i na papierze - dostrzegam i dlatego czytam bloga :-)
a nie powinien Pan.. choć rozumiem, ze trudno byloby sie odgryzać wobec merytorycznych drobiazgowo precyzyjnych zarzutów. W koncu Bezan Pana z lekka przyszpila niemal za kazdym razem. Pozostaje Panu okazywanie lekceważenia i "oddawanie walkowerem" - przyznaję bron skuteczna z pozycji Wladcy Forum i Superuczestnika SuperDyskursu choć nie budzi wielkiego entuzjazmu u postronnych obserwatorów.
Pan zmiękł i dostosował się to oczywiste... Mało ryzyka. Zresztą tak bezpiecznie i "po bozemu" dzialających Pan cholubi. Chocby rzeczonego Mateckiego. Zdolny czlowiek. Nie przeczę. W zadnym razie. Pracowal ciezko, z serca i uczciwie, miesiącami rozwijając warsztat nakladania farby na zdjęcia przyklejone do płotna lub deski. Efekt jest wymierny - kilkanascie lub wiecej porządnych obrazów, dobrych do komercyjnej galerii. Dobrych tzn dobrze namalowanych., troszkę "innych" ale nie za bardzo osobnych. Mocno osadzonych w posttaszystowskim stylu oferowanycm obecnie w komercyjnych galeriach na zachodzie i stanach. No i fajnie ze mozna napisac ze artysta duzo czasu spędza na śmietniku. No i ze jest pankowo. Ale ze jednocześnie Jubiler. To Pan to napisał czy przeciwnie Pan to obśmiał kiedyś?
W kazdym razie, ze Drogocenne Kamienie. A to? Pan obśmiał czy Pan właśnie napisał? To sie miesza, prawda? Niech Pan blogosławi tego Bezana. On Panu bezustannie przeciera okulary...
to juz odnosnie tego wpisu z walkowerem bylo, Aneta mnie ubiegla..
Za wolno pisalam :)
Hola, hola. Moja metoda jest smutna, ale metoda Gorczycy -uważa Pan- była wesoła, kiedy Czapskiego - "Od czapy" Raster topił w g... a Abakanowicz w formalinie? Wtedy było oczywiście miło i niecynicznie?
Poza tym, niech mi Pan tak nie współczuje, bo wcale nie jest męczące tropienie tych dzisiejszych gierek okołosztuki: są prościuchne i czytelne jak odruchy Pawłowa. Irytuje mnie zupełnie coś innego. To, mianowicie, prowincjonalne merdanie ogonem dzisiejszych krytyków w reakcji na każde zaproszenie polskiego artysty do zachodniej galerii (sukces YPA). Pamiętam, parę ładnych lat temu, jak jeden z polskich malarzy (uwielbiany przez młodzież) ostentacyjnie olał propozycję wystawy i potencjalny sukces w jednym z b. dobrych miejsc na zachodzie (Kroller/Miller Oterloo). Ja, wówczas ok. 30-latek,trochę się -przyznam- zdziwiłem, mając na względzie ówczesny przelicznik , on zaś to zdziwienie długo jeszcze kwitował pogardą i wzruszeniem ramion. Teraz zmienił się (na gorszy) PRZELICZNIK, a wraz z nim -jak widać- w tym samym kierunku ETOS.
Szkoda że Krytykant jednak nie raczy podać tych czytelnych kryteriów wg. których malarstwo jednych jest znakomite a innych beznadziejne. Może to za trudne. To prościej: 5 klarownych cech, które sprawia że Sasnal wielkim malarzem jest. I nie jest to złośliwość, bo gdybym chciał być złośliwy to zapytałbym o Bogacką albo Bańdę. Doczekam się?
Przy awersie i rewersie zapomniałam dodać to: ;-)...
Otóż to - czekamy na listę - nieostateczną, niedoskonałą, odwoływalną, słowem - znakomity materiał do dyskusji. http://parergonn.blogspot.com/2008/03/czego-krytyk-sztuki-moe-nauczy-si-od.html
no tak... wszystko co powiem, obróci się przeciwko mnie...
a tak serio, to spróbuję to zrobić, w osobnym wpisie. ale nie wiem kiedy, musze to dobrze przemyśleć (wiadomo, że łatwiej sprecyzowac, co dobre nie jest... więc może: dobre jes to, czego nie da sie na zimno wymyślić) ;-)
fajny wpis o tych grach.
pozdr
K
PS. Do Pana Bartka. Niech Pan odwróci wszystkie wypowiedzi Bezana o Sasnalu o 180 stopni, a zrozumie Pan dlaczego jest on (Sasnal, nie Bezan) być może najwybitniejszym malarzem swojego pokolenia.
Rozumiem, że może Cię męczyć ciągłe dopytywanie się o kryteria Twojej krytyki. Nie da się ukryć, że bywa ta krytyka niekiedy sprzeczna, ale jak sam określasz nie jesteś akademikiem a krytykiem i inne żądzą nią reguły. Abstrahując od złośliwostek Białkowskiego, zwrócił uwagę, że czym innym jest/byłaby krytyka konserwatywna a czym innym jest moim zdaniem Twoja propozycja krytyki wartościującej (vs Szabłowski np.), Ale jak sam zapewne wiesz nawet krytyka Witkiewicza pełna subiektywizmów, emocji i łatwości wydawania sądów, pomimo, że ad hoc miała swój "projekt krytyczny" związany z jego działalnością w "Wędrowcu".
Ludzie oczekuję, że podasz im swój projekt na tacy i to w dodatku w 10 punktach! Odnoszę wrażenie, że jednak unikasz deklaracji. Wiesz doskonale, że krytyka konserwatywna ma bezpośrednie konsekwencje w myśli konserwatywnej (świetnie nakreślił to Mariusz Bryl w naukowym artykule New Art History: nauka, polityka, obyczaj) i taki model krytyki jest delikatnie mówiąc anahroniczny - widać to choćby po Kuspicie i nowych dawnych mistrzach i najlepiej malarstwo przedstawiające żeby było! (sic). W tym sensie nie można zarzucić Ci konserwatyzmu. Ja nazwałbym to krytyką wartościującą (jeśli się nie mylę popraw mnie proszę) Jednak jeśli chcesz uprawiać taką krytykę, nie da się uniknąć pytań o jej kryteria (nie metotologię). Nikt, no prawie (chyba że ci stali bywalcy z większości komentarzy;) nie wymaga abyś stosował do każdej interpretacji metodoligiczne narzędzie, bo słusznie nie jesteś naukowcem. Jednak wydaje mi się, że siła krytyki Witkiewicza tkwiła m.in. w tym, że da się wyróżnić kryteria według, których prowadził swoją krytykę. I Ty również nie musisz uciekać przed jednoznacznymi kryteriami (jeszcze raz powtórzę nie metodologią)
Pozdrawiam
A.
Zastanawiam się Panie Kubo,czy ma Pan poczucie wpływu swoją krytką(pozytywną,bądz nie),na bieg rzeczywistości zarówno tej,gdzie stoją w niej artyści,jak tej zwiazanej z widownią?Chodzi mi oczywiście o taki namacalny rodzaj poczucia zmiany.Jest Pan zawsze przekonany,że artysta,o którym Pan pisze to dobry wybór albo inaczej,czy ma Pan poczucie pisząc,o niektórych artystach,ze jest Pan współtwórcą stawania się tego artysty artystą ważnym?Czy przetrząsa Pan jakieś zasoby artystyczne poszukując artystów,o których wg Pana wart napisać,czy pisze Pan o ludziach tylko już komentowanych?
Banasiak ważny? Chyba żartujesz nobody, Krytykant zszedł na poboczny tor kiedy pojawili się wiadomo kto (ci, których nazwy nie wolno wymieniać na tym blogu). Dzięki nim o Kubie po razpierwszy napisala wp.pl, ale tylko dlatego że użyli jego tekstu do opisu swojego obrazu. Liczba wejsc na ich blogu tez jest duzo wieksza niz tu, wiec sorry ale świetności Krytykanta to już zamierzchłe czasy.
A:
tak, jak napisałem powyżej, postaram się skonkretyzować kryteria, na których podstawie dokonuję ocen (nienaukowe, naturalnie). ale jak pewnie zdajesz sobie sprawe, to powazna sprawa, być może najpowazniejsza! ;-)
dlatego prosze trzymac mnie za słowo, ale nie wiem, kiedy napiszę ten tekst, musze nad tym pomyslec, znaleźć trcohę czasu etc. ale chcę go napisać, jestem wręcz podekscytowany..
Nobody:
Nie mam, aczkolwiek mogę przypuszczać, że dla pewnej liczby osób moja ocena będzie syngałem, że warto (lub nie) - a dla innej przeciwnie. mam np. poczucie, że mój tekst "zmęczenie rzeczywsitością" jakos wpłynął na kształt postrzegania obecnej sytuacji artystycznej. co jeszcze? aha, nie jeżdzę po akademiach etc., piszę o wystawach "zastanych". chociaż śledzę to, co się dzieje w Warszawie, ale dziś IV, V rok to juz niemal kariera publiczna ;-)
pozdr
K
Powiało kryteriami. Osią moich wypowiedzi o Sasnalu (np Too many artists) była uwaga, że wali z Richtera. Jeżeli P. Otocki -jak Pan mu radzi- odwróci moje zdanie o 180 stopni, wyjdzie mu, że Richter wali z Sasnala! Wow! To oryginalna myśl. Jeśli to wstęp do tekstu o Pańskich kryteriach, to ja też już czekam podekscytowany.
Z Richtera wali Tuymans, z Tuymansa wali Sasnal, a z Sasnala wali Krasnal... Proste prawda?
Krytykant:
A wiec czekam podekscytpwany:) na Pana kryteria. Liczę w nich na odrobię "szkiełka i oka" z pozycji praktyka - o ile wiem ma Pan za sobą studia na ASP, wiec zapewne malowanie samo w sobie nie jest Panu obce. O ile bowiem jestem w stanie zrozumieć zauroczenie Sasnalem drukowanym a raczej reprodukowanym w albumach/czasopismach, gdzie każdy operator DTP ustawia znakomity kontrast, dynamikę i doostrzanie, o tyle nie rozumiem zachwytów przy bezpośrednim kontakcie ("Lata walki") gdzie te prace bledną by nie powiedzieć znikają. Pan jako ex-malarz (powiedzmy) zdaje sobie sprawę, że tam gdzie Sasnal odkłada pędzel, jak mniemam zadowolony z zakończonego i udanego obrazu, tam Hockney/Balthus/Bacon/Freud dopiero zastanawiał się czy kompozycja jest do końca trafiona... Jeszcze lepszym przykładem jest Tuymans. Na jego wystawę w Zachęcie wchodziłem i wychodziłem trzy razy i do dziś nie wiem jak to możliwe, że te za przeproszeniem wysrane w 15 minut pseudoszkice można uznać za wybitne? Powtarzam - z pozycji praktyka, który wie że prawdziwie trudne to jest machnąć tym pędzlem 500 - 600 razy, za każdym razem właściwie, za każdym razem trafić. Tak, jak np. Rembrandt czy Degas. Nowa stylistyka bowiem, to jednak nie wszystko. Musi istnieć także piękno i unikalność malarskiego gestu, zestawień barwnych etc. W przeciwnym wypadku wartościowe ideowo ale kiepskie formalnie malarstwo będzie dryfować w strone projektantyzmu, gdzie indywidualność gestu i pietyzm wykonania ma czesto znaczenie trzeciorzędne.
Jednak nie mogę się powstrzymać i podam już teraz moje kryteria wybitnego malarstwa. Nie muszą występować łącznie, czasami jest to prawie niemożliwe, niektóre są cechami całkowicie dominującymi nad innymi.
Wybitne malarstwo:
- jest reprezentacją określonej idei (neoplastycyzm u Mondriana, futuryzm), czasami przechyla się mocno w stronę konceptualną, aż do prawie całkowitej eliminacji wizualnej atrakcyjności (czarny i biały kwadrat Malewicza).
- zawiera pierwiastek duchowy, lub też w pewien sposób odnosi się do tego co nieracjonalne (Opałka, Ad Reinhardt)
- proponuje rozwiązania stylistyczne które są na tyle charakterystyczne, że automatycznie identyfikujemy dane obrazy z ich twórcą, nie kojarzą się z nikim innym
- rozwija język malarstwa w jego warstwie warsztatowej, często nowa technika jest pretekstem do dalszych poszukiwań (action painting)
- rozwija język malarstwa w jego warstwie formalnej, dotyczącej reguł konstrukcji i kompozycji obrazu (Stażewski)
- jest systemowe w tym sensie, że tworzy spójny formalnie i stylistycznie język zdolny zobrazować każdy motyw – pejzaż, portret, martwą naturę, abstrakcję (Nowosielski)
- jest nowatorskie i nowoczesne. Nie powiela i nie kopiuje lecz proponuje nowe rozwiązania, wskazuje nowe problemy, stawia nowe pytania. Jeżeli interpretuje przeszłość to z całkowicie nowej perspektywy. Ten punkt jest niezbędny, determinuje wszystkie inne. Nienowatorskie malarstwo nie jest wybitne, jest najwyżej dobre.
- zmienia ogląd przeszłości, będzie stanowić inspirację dla twórców w przyszłości.
To tak „na gorąco”. Pozdrawiam podekscytowanych;)
Zastanawiają tacy jak Pan, Panie Otocki, co to dziurę w brzuchu wywiercą "ex-malarzom" po dwóch latach w Akademii, dobijając się o ich, rozumiem, superważne kryteria, a jednocześnie letnim strumieniem oleją kryteria sformułowane przez rzesze tuzów malarstwa z dawno domkniętym, kilkudziesięcioletnim dorobkiem
Nie wiem skąd wziął Pan ten "letni strumień" ale nie zamierzam sie wdawać w przepychanki na epitety. Interesuje mnie po prostu inny punkt widzenia. Nie tylko Krytykanta, także innych osób, w tym Pana. Jakich konkretnie tuzów ma Pan na myśli? Gdyby to Panu umknęło to mamy prawie 2009 rok i nie pomoże Nowosielski, Stażewski czy Fangor bo to pokolenie już zeszło ze sceny (większość po prostu umarła) a nowych gigantów nie widzę. Nitka, Grzyb czy Modzelewski to jakoś na potentatów intelektualnego dyskursu mi nie wyglądają. Nie da się niestety po prostu przekopiować założeń malarstwa z lat 60 -70 i w ten sposób stworzyć nowoczesne malarstwo XXI wieku. Ale proszę o konkrety bo na razie tylko strzyka Pan jadem.
Czy malarstwo musi być nowoczesne? Nie wystarczy że jest szczere?
Parcie programowe na nowoczesność/współczesność kończy się dla większości malarstwem "modnym", owszem charakterystycznym dla danej dekady i przemijającym razem z nią.
Nawet tych, których Pan wymienił (to nie są np. moi faworyci) olewa Pan letnim strumieniem, choć to (lepsi czy gorsi) ale jednak malarze z zauważonym dorobkiem. Z malarskim dorobkiem, którego -z szacunkiem dla Jego wysiłku krytycznego- Pan Banasiak przez 2 lata w Akademii -rzecz jasna- nie posiadł. Nie robię mu z tego zarzutu (po prostu zmienił zainteresowania - nie zbrodnia), tylko Panu, że przedkłada Pan kryteria i założenia osób piszących po gazetach, czyli ustawiających teoretyczne hierarchie (na dodatek z krótkim stażem) , ponad osoby wypracowujące kryteria w pracowniach latami. Polecam w tym wypadku akcję reinterpretacji tytułów prasowych Z.Libery, obnażającą wypaczoną proporcję kwalifikacji do skali wpływów autorów prasowych.
Mój komentarz dla P. Otockiego, oczywiście.
Byłem na wystawie w muzeum Mangha, byłem wcześniej na Sasnalu, obraz Krasnala nieporównywalnie lepszy. Pod każdym względem!!!
Jak ktoś jest z Krakowa to polecam. Warto porównać
Podnoszę tez rękę, gdyż widziłam na własne oczy, pierwszy obraz Krasnala i to w Krakowie, trochę to dla mnie podejrzane szczerze mówiąc, bo tu mieszka Sasnal... Natomiast pomijając te wszystkie domysły, insynuacje i porównania, tak jak nie lubie Krasnali , tak obraz "300 mil do nieba" w muzeum to po prostu mistrzostwo świata. Obawiam się, ze Sasnal powinien "rzucić ręcznik na ring".
Bezan:
trzymajmy sie faktów, w którym miejscu napisałem że "olewam"? Skąd czerpie Pan informację że przedkładam opinie Banasiaka nad innymi?
Dalej nie podaje Pan żadnych nazwiski, przykładów. Jak chce pan dyskusji - zapraszam tylko na razie jeszcze nic Pan nie powiedział więc ciężko dyskutować.
Kapitan Hak:
szczere - jak najbardziej. Ale jeśli nie proponuje nowego to nie jest wybitne, co najwyżej dobre. Dlatego krytykuje się Sasnala że zapożycza od Tuymansa a obu, że od Richtera. A więc nie tylko szczere ale nowe, nowoczesne, odkrywcze.
Wspomniany już Igor Przybylski też jest zapewne szczery - tylko co z tego?
Panie Bartku niech mi Pan poda chociaz jedno nazwisko 'odkrywczego' artysty... z calego swiata...?! Jak nie to dalej bedziemy gadac o Richterze, Tuymansie,Sasnalu,Krasnalu i td. i to tylko dlatego ze sa modni, populistyczni i przede wszystkim dobrzy w marketingu! A cala reszta bedzie sobie cos tam smarowac twierdzac ze jest poszkodowana i nadal bedzie szukala prawdziwych 'kryteriow'dobrego malarstwa czy tam sztuki. ...nie ma takich! MARKETINGU TRZEBA SIE UCZYC!!!
prosze bardzo: Thomas Demand, Ron Mueck, Jeff Wall. Malarzy podam jak Bezan poda swoich.
Panu Otockiemu:
1."Nitka, Grzyb czy Modzelewski to jakoś na potentatów intelektualnego dyskursu mi nie wyglądają" - ot chociażby tych Pan olewa.
2. Jednak przedkłada Pan kryteria P. Banasiaka, bo się o nie dobija, nad kryteria np. wspomnianego Modzelewskiego - który jednak trochę w życiu pędzlem pomachał i temperą (choć -przyznaję- czasem bezjajeczną), którego Pan olewa.-patrz pkt 1.-
3. Moje przykłady? Plis.
A. takie, które mówią czym mógłby być Sasnal gdyby rzeczywiście malował a nie miział w modnej manierze porichterowskiej:
- Li Songsong
- Keli Reule
- Florian Suessmayr
- Norbert Schwontkowski
B. Starsze (jak leci, pod ręką) przykłady czym może być malarstwo:
-Roger Hilton, William Scott, Manolo Millares, Susan Rothenberg, Paul Rebeyrolle, Ahmed Shahabuddin, Nathan Oliveira, Tapies, Galli, Siegfried Anzinger, N. de Stael, Richard Diebenkorn, Velickovic, R.E.Gillet, Anselm Kiefer, etc etc
C. Moje typy: genialny Mariusz Łukasik (r.1953), Jacek Sienicki
~########~#######~#######~~~~###~~~##~~~~##
~##~~~~~#~##~~~~~~~~~~~##~~~##~##~~###~~~##
~##~~~~~#~##~~~~~~~~~~##~~~##~~~##~####~~##
~########~######~~~~~##~~~##~~~~~#~##~##~##
~##~~~~~#~##~~~~~~~~##~~~~########~##~~####
~##~~~~~#~##~~~~~~~##~~~~~##~~~~~#~##~~~###
~########~#######~#######~##~~~~~#~##~~~~##
~########~##~~~~~#~##~~~~~~#######~~######~
~##~~~~~#~##~~~~~#~##~~~~~~##~~~~~~##~~~~##
~##~~~~~#~##~~~~~#~##~~~~~~##~~~~~~##~~~~~~
~########~##~~~~~#~##~~~~~~######~~~######~
~##~~~##~~##~~~~~#~##~~~~~~##~~~~~~~~~~~~##
~##~~~~##~##~~~~~#~##~~~~~~##~~~~~~##~~~~##
~##~~~~~#~~#######~#######~#######~~######~
~#####~~######~######~~####~~##~~##~
~##~~##~##~~~~~~~~##~~##~~##~###~##~
~#####~~####~~~~~##~~~######~##~###~
~##~~##~##~~~~~~##~~~~##~~##~##~~##~
~#####~~######~######~##~~##~##~~##~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~#####~~##~~##~##~~~~~######~~####~~
~##~~##~##~~##~##~~~~~##~~~~~##~~~~~
~#####~~##~~##~##~~~~~####~~~~####~~
~##~~##~##~~##~##~~~~~##~~~~~~~~~##~
~##~~##~~####~~######~######~~####~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
najdłuższe wpisy na tym forum pod różnymi pseudonimami ma Beata Wąsowska ,wiadomo czemu...
Nie przesadzałbym z kreowanien nowoczesności/odkrywczości jako głównej cechy tworzącej wybitne malarstwo - redukuje to sztukę do formy jakiegoś wyścigu; tymczasem artyści owszem, biegną, ale każdy w inną stronę.
Bezanowi:
1. Gruppowicze (+ Nitka) to nie jest malarstwo intelektualne (z wyłączeniem pewnej części Modzelewskiego) ani źródło teorii malarstwa. Ja po prostu rozróżniam dobrego malarza który tylko maluje od dobrego malarza, który do tego jeszcze pisze teorie swojej (lub ogólnie) sztuki. Są jeszcze malarze bardzo inteligentni, doskonali teoretycy ale pozbawieni talentu – np. Kandinski. Nie ma to nic wspólnego z olewaniem, to po prostu moja opinia.
2. Gdzie można znaleźć te kryteria Modzelewskiego, napisane przez niego? Bo z obrazów to ja sobie mogę je sam wysnuć albo poczytać uczone opracowania innych o Modzelu. Ale czy to dowód na to że jest potentatem intelektualnego dyskursu?
3. Poza Schwontkowskim (tez go lubię) wymienił Pan malarzy którzy naprawdę świetnie operują pędzlem i jest to kawał „malarskiego mięsa”. Niestety brakuje im pomysłu na wyjście poza to, co jest tylko przemalowywaniem fotografii. Sasnal te pomysły często ma, tylko brak mu niestety „malarskiego mięsa”. To jest w ogóle temat na osobną dyskusję, to wyjście poza rzeczywistość postrzeganą przez nasze oczy/obiektyw, w nowoczesnym realiźmie. W każdym razie Schwontkowski najlepszy, bo kreuje autonomiczny, własny malarski świat.
4. Łukasik – podobnie do Schwontkowskiego.
Senicki – to już dzisiaj klasyka, dobre ale nie przepadam – to jest malarstwo o tym, że „przeżyłem wojnę i jest mi ciągle smutno”. A ja zasadniczo mam gdzieś to, że komuś jest (w malarstwie) smutno, podobnie jak to, że ktoś maluje kwiatki, bo jest mu wesoło. Za mało uniwersalnej prawdy, za dużo sentymentalizmu.
Czy odniesie się Pan jakoś do moich kryteriów? Banasiak pewnie tak:)
Kapitan Hak:
Niestety większość biega ścieżkami wydeptanymi przez setki innych.
Ktoś tu rzucił wzmiankę o obrazie Krasnali na aukcji w Krakowie. Poszłam zobaczyc, z ciekawości i ..no,no! Niezły kawał malarstwa..
Krasnale! Proszę, zróbcie wystawę!(najlepiej w Krakowie,bedę miała bliżej:-)) Wasze malarstwo jest świetne!
Pewnie że ścieżki są wydeptane, cwałujemy w tym lesie od ładnych paru stuleci :)
I to jest pewien problem z koniecznością programowego nowatorstwa - że tyle języków zostało już wynalezionych. Desperackie poszukiwania "własnego" często zastępowane są przez poszukiwania "do tej pory nieeksploatowanego" co prowadzi do dość zabawnych czasami wygibasów.
Co oczywiście nie znaczy, że nowatorstwo jest niemożliwe. Byle nie za wszelką cenę.
Kiedyś trzeba było odchylić majtki, żeby zobaczyć pośladki, teraz trzeba odchylić pośladki, żeby zobaczyć majtki..
Myślę, że stylistyka czyli kształt jaki ma przybrać medium jest wtórny wobec komunikatu. I to jest obecnie problem. Najpierw trzeba mieć co powiedzieć, by potem zapytać jak to zrobić. A trwa festiwal wynajdowania bezideowych stylistyk. W najleszym wypadku mamy solidny malarski pop-art, czyli np. prawie całą twórczość grupy Ładnie. I flirt Sasnala z holocaustem mu nie pomaga, raczej obnaża braki, w porównaniu np. z rozstrzelaniami Wróblewskiego.
Do B.O: Pan ciągle myli temat z treścią. Rozstrzelania, holocaust to są tematy, treść (komunikat) wynika z jakości ich artystycznej "obróbki. Np. w malarstwie radzieckim kapało od komunikatów, ale sztuki tam było jak na lekarstwo. Gdyby socrealizm wzorowal sie na Permekem, (a nie na braciach Tkaczow), nie popadlby w krepujacy banal w jaki ostatecznie popadl. Jedyne komunikaty jakie plyna ze sztuki, to nie interpretacje tematow, a swiatopoglad, osobowosć, ksztalt wrazliwosci, rodzaj doswiadczeń autora. Z Sienickiego nie zaden smutek wieje (tak gada kazdy amator: ciemne to smutne), tylko taka chromatyka szarosci, jakiej nie dopracowal się nikt w polskiej sztuce, a w sensie wymowy jego dziela chociazby takie zdanie: Obraz nie musi być udany, aby byl piękny - jak zycie, ale musi zawierać wszystko to, co jest wazne- jak zycie.
Mozna na temat gadać od rzeczy i odwrotnie. Wychodzac z tego zalozenia, takze tu w tych postach nie trzymam się tematow P. Banasiaka zbyt kurczowo.
Jaka jest różnica między pangą a węgorzem?
Taka, jak pomiędzy szczypaniem w rękę
a rypaniem w szczękę.
krytykant nie poda czytelnych kryteriów, bo takie nie istnieją. nie można tworzyć ram. Wittgenstein o tym pisał.
Bezan:
Niestety to Panu się wszystko miesza, widać z teorii sztuki to zajęcia miał Pan pewnie 40 lat temu. Podział dzieła sztuki na medium i komunikat jest chyba dość klarowny – komunikatem może być praktycznie wszystko: literacka treść (można nazwać to „tematem”) a także cytując Pana „swiatopoglad, osobowosć, ksztalt wrazliwosci, rodzaj doswiadczeń autora”. Podobnie jak zasady budowania formy (w skrajnym formalizmie). Medium jest tym przez co ten szeroko pojęty komunikat się przejawia i znowu w kolejnej skrajności (konceptualizm) może być zaledwie myślą. Cholernie to uprościłem oczywiście.
Informacje na temat twórczości Sienickiego pochodzą z obszernego wywiadu z NIM SAMYM w którymś z nr „Sztuki” z lat osiemdziesiątych. Numeru nie pomnę, bo przeglądałem je rocznikami. Pięknie opowiada i o przejmującym smutku i o wojennych traumach.
„Obraz nie musi być udany, aby byl piękny” Wolę rozmowę o tym jaki ma być obraz żeby był udany.
Anonim:
Chyba jednak poda bo inaczej jego działalność nie ma sensu.
Do B.O.: Idąc tokiem pańskiego rozumowania musielibyśmy powyrzucać z półek i pamięci Gide'a, Valer'ego, Ciorana, Ossowskiego, Read'a, i in. tylko dlatego, że są sprzed grubo ponad 40 lat, a przyswoić komunikaty współczesnych "myślicieli" w tym pańskie. Sorry, będę staroświecki, trzymając się jednak tych pierwszych. Zwłaszcza po zdaniu Nachta: "lekcja jest ta sama, do końca życia".
Tak czy owak, sens tego kierunku dyskusji w internecie jest mocno problematyczny, bo jak zauważyła Dorota Masłowska w wywiadzie dla Dużego Formatu (ostatni numer), na blogach internetowych "taką samą czcionką może wypisywać mądrości Benedykt XVI i Kasia lat 12". Dlatego -sądzę-warto tu pisać o czymś innym, o tym mianowicie, co Masłowska zawarła w kolejnym zdaniu: "coś robię, coś myślę, ale i tak to dopiero różni panowie muszą ustalić między sobą, co ja naprawdę robię i myślę". Jarzy Pan?
Pasuje mi rozróżnienie tematu i treści Bezana; Faktycznie to "o czym" i "jak" opowiadamy to dwie różne sprawy, a "jakimi środkami" (warsztat, stylistyka) to sprawa trzecia.
Kryteria są ważne, ale nie do końca; historia sztuki pełna jest obrazów spełniających wszystkie postulaty, które mimo to jakoś nie grają.
Jakby poza wymienionymi w pańskim poście elementami niezbędne było coś jeszcze - może właściwy moment pojawienia się dzieła, aktualne konteksty, sprawny marketing, reklama...
A może metafizyczne i nienazwane "coś" co przemienia bardzo dobry obraz w sztukę.
To było do pana Otockiego.
"coś robię, coś myślę, ale i tak to dopiero różni panowie muszą ustalić między sobą, co ja naprawdę robię i myślę"
Celne i to jest właśnie straszne.
Ja nie kontestuje przeszłości, natomiast chciałem sprowokować dyskusję o ewentualnym kształcie nowego malarstwa - nowego, czyli tego które dopiero nam się objawi. Mam nadzieję że będzie mocno nasycone duchowością. Ken Wilber wieszczy pojawienie się sztuki, którą nazywa postracjonalną. Sztuka ta powstanie w odpowiedzi na znaczącą ewolucję świadomości i duchowości, która tak naprawdę cały czas ma miejsce.
Bezan:
Jarzę. A że staroświecki, to już zdążyłem zauważyć. Ja chyba też jestem staroświecki bo od Bacona/Freuda/Hockneya/Richtera tylko pojedyńcze współczesne obrazy jeszcze jakoś na mnie działają. Różnica między nami jest taka, że Pan już w świecie sztuki - jak sam twierdzi, choć ukrywa swoją tożsamość - swoje 5 minut miał. Ja natomiast mam 30 lat i jeszcze trochę "lat walki" przed sobą. To tak szczerze, bez ironii i poniekąd - na zakończenie dyskysji, która nie miała miejsca - pojednawczo.
Kapitan Hak:
Oczywiście, gdyby na wszystko były wzorki i podpunkty to nie pracowalibyśmy pędzlami tylko w Excelu.
Rzeczywiście czuje się oczekiwanie na "nową sztukę" epifanię, nowy język na miarę epoki... Znowu.
Od wielu lat możemy oglądać kolejne wystawy pod szyldem IDZIE NOWE, przedstawiające aktualnie młodych artystów jako forpocztę przełomu. Tyle, że rewolucja nie nadchodzi, a może dokonuje się nieustannie, powolna zmiana jest stałą. I nigdy raz na zawsze.
Pojednawczo zatem powiem, że ja też czekam na nowe, wiele bym dał, żeby się pojawiło, a dałbym wszystko, żebym sam miał w tym udział. Widzę po latach, że to nie tak hop siup, jak chcieliby Panowie co się umawiają. Oni widzą nowe .... ale jedynie nazwiska, udają natomiast, że widzą nowe zjawiska. Nie chcę siać spisku, ale nie wierzę, że ponauczani na uniwersytetach, jeżdżący po świecie, tkwiący w wyszukiwarkach internetowych nie wiedzieli. Wiedzą, tylko rżną głupa, topiąc przy okazji wszystko nie po drodze. I właśnie na to zgody być nie może. Ament, jak mówią w łowickiem.
Staroświecki? Ejże. Na zakup Li Songsonga przeznaczyłbym bez wahania nawet jakiegoś Sienickiego z kolekcji.
No to chyba by Pan musial sprzedac troche wiecej niz jednego Sienickiego zeby kupic jednego Songsonga...
Bartek zaproponował jakiś porządek, punkt wyjścia (o malarstwie). To ma sens.
Zamiast się czepiać słówek odnieście się do tego co proponuje, zaakceptujcie, zakwestionujcie, uzupełnijcie (argumentami).
Każdy z Was ma rację, spróbujcie to skleić w jedną rację. Przesuniemy się wtedy do przodu, a tak zawsze o tym samym, tak samo.
Pod pseudonimami, a mimo to nie potraficie przedstawić własnych tez. Wyłącznie krytyka.
Czyli to nie lęk przed kompromitacją a brak własnych tez.
To skąd ma się wziąć nowe? "Czekam na nowe?" Samo nie przyjdzie. Trzeba albo nauczyć się patrzeć, albo tworzyć nowe.
Ale te nowe obrazy Mateckiego w Carlier Gebauer to chyba rewelacja, nie?
" Ken Wilber wieszczy pojawienie się sztuki, którą nazywa postracjonalną."
Widzi Pan... miłośnicy New Age i wszystkiego co na tak potężną skalę się dokonało w czasach post-new-age w rozwoju każdej dziedziny doszukują się zdeterminowania jej aspektem "duchowości".
To jest bezpośrednio związane z widzeniem świata przez ludzi "rozwijających się duchowo". Gdy wszyscy w końcu będą medytować, modlić się i tworzyć nowy, globalnie wyższy poziom etyczny i społeczny wejdziemy w nową erę ludzkości.
Pan tu proponuje za Wilberem uwydatnienie tego pierwiastka w sztukach wizualnych.
On jest ! Zawsze był obecny... sztuka w przeciwieństwie do wielu innych dziedzin aktywności przechowuje obok społecznego, intelektualnego i emocjonalnego pierwiastka dużą dozę duchowości, czyli można rzec sferę doswiadczenia Boga i siebie jako istoty transcendendującej.
Kiedyś byłem świadkiem zmasowanej krytyki ze strony publicystów pod adresem Dana Simmonsa (pisarz sf) który zmierzał w tą stronę.
Spodziewam się podobnych zarzutów w stosunku do zalążków intencjonalnie formowanego nurtu neo-duchowego w sztuce, duchowego ale oderwanego od religii czy wyznaniowej żonglerki.
Problem w tym, że odwołując się do wartości sztuki dyskutującej z człowiekiem jako istotą duchową i psychiczną (a nie społeczno-kulturową) sięgamy do historii i tych elementów, które stanowią bardzo silne punkty ewolucji (nie rozwoju) sztuk. Do wartości najwyższych dla ludzi, które różnią arcydzieło od dzieła.
Ta sztuka jako nurt może zaistnieć ale to wymaga otrząśnięcia się z problemów, tematów i treści(sic) ukonstytuowanych w ostatnich trzydziestu latach. One bowiem tworzą monolity które nasycone humanizmem i duchowością tylko bywają postracjonalne :). Marginalizują bowiem duszę...
No i marketing... gdy produktem jest muzyka pop i cocacola to trudno sprzedać wiejskie danie....
Teza którą przytoczono bardzo mi pasuje. Znajdują w tej nowej sztuce miejsce sympatie Bezana i Haka. Matecki, Sasnal, projektanci.... szczerze wątpię...
Trochę mi tacy malarze przypominaja Kubizm, naukowy i intelektualny czy abstrakcje w wymiarze Kandinskiego gdy pojawia sie nagle Malewicz z metafizycznym zacięciem. Nie omawiam tu oczywiście problemu nowatorstwa YPA.
Staram się tropić te irracjonalne tendencje w sztuce. Sporo tego w malarstwie abstrakcyjnym lat 70tych, Rothko, Klein, Eliasson. W Polsce Koji Kamoji,Berdyszak... no i Nowosielski w końcu. Ale jak sobie wyobrażam któregoś z wymienionych jako prekursora,protoplastę nurtu czy światowej tendencji to widze że brak mi wyobraźni. No bo nie potrafię się otrząsnąć z natłoku młodzieżówki nadającej w malarstwie na wspólnej fali braku wartości i malującej o niczym i niczym...
No i jeszcze niepokoi mnie to, że wiedzę czerpie Pan Kuba z warszawskiej ASP.
To specyficzni studenci, w dużej części mocno zdeterminowani na karierę, koniunkturalni, powierzchowni i zagubieni. Również pracownie takie jak Kowalskiego totalnie się zakademizowały i brak chyba w nich mocnych ludzi. Pracownia Modzelewskiego to żenująca fabryczka naśladowców mistrza i stylów pokrewnych "ładnie". Właśnie ruszyli z wystawą, są w Zielonej Górze.
Mistrz machał pędzlem wiele lat ale ta" jajeczna" i prymitywne narracje figuratywne, to mnie za diabła nie bierze...
Naprawdę myslę, że gdyby Pan Kuba postudiował rok w otwartych pracowniach poznańskich konceptualistów (wydział rzeźby głównie), a potem jeszcze rok u kochających "mieso malarskie" seniorów w Krakowie czy Toruniu to te dwa lata by dały wiele więcej i otworzyły ciekawsze rewiry do obserwacji.
Ważne jest dla mnie bardzo jeszcze jedno... ludzie którzy najmądrzej opowiedza o malarstwie to Ci którzy malują latami ale nie popadli w jedynie słuszne racje...
To ogromny i trudny do ogarnięcia temat więc wolę aby Kuba nie robił listy kryteriów.
Bezanowa lista malarzy trochę mnie zbiła z tropu... połowę ledwo albo niekojarzę...a malarzy są tysiące.
Babaji:
Nie o new-age'ową pseudoduchowość mi chodzi, bo nie wystarczy 3 razy w tygodniu chodzić na jogę i nie jeść mięsa żeby wieść życie przepojone duchowością. Natomiast samo pojawienie się New Age jest elementem ewolucji świadomości, w jak mi się wydaje, właściwą stronę. Jeszcze 30 lat temu książki o Gurdżijwie czy Osho to była tajemna wiedza dla wybranych, teraz wystarczy wejść po nie na Allegro. Postęp w tej kwestii zatem jest, pytanie kiedy wyda artystyczne owoce.
Przeszkodą jest m. in. brak czasu. Widzowi, bo wiodąc "zabiegane" życie ciężko wyhamować i akurat w kontakcie z jakimś obrazem (projektem) zatopić się w kontemplacji, ale również artyście. Tego ostatniego nękają już na trzecim roku "panowie od umawiania się" wmawiając że ma wartościowy styl oraz galerie dla których partnerem nie jest malarz tworzący 3 obrazy w roku, tylko Ładnowcy - malujący badziwia seriami.
To nie jest tylko kwestia braku czasu. Czasu nie mamy, bo takie są nasze priorytety. To styl „pędzić”, wybór. Można się zatrzymać, ale wtedy czujemy się nieswojo, narażamy na szwank nasz wizerunek.
BO:
-„Widzowi, bo wiodąc "zabiegane" życie ciężko wyhamować i akurat w kontakcie z jakimś obrazem (projektem) zatopić się w kontemplacji, ale również artyście.”
Jeśli zgodzić się na Wilbera Integralną Teorię, każdy z nas znajduje się na innym poziomie rozwoju świadomości, i artyści (przynajmniej teoretycznie) są wyżej niż statystyczny odbiorca, stąd tyle napięć na linii widz –artysta. A jeżeli do tego jest tak jak piszesz:
-„Tego ostatniego nękają już na trzecim roku "panowie od umawiania się" wmawiając że ma wartościowy styl oraz galerie dla których partnerem nie jest malarz tworzący 3 obrazy w roku, tylko Ładnowcy - malujący badziwia seriami.”
Artysta musi zrezygnować z duchowości, a widz nawet ten zdolny do kontemplacji nie dostrzeże tego, czego nie ma. Na podstawie najbardziej widocznych artystów i ich dzieł wyciągnie wniosek ogólny o współczesnej „sztuce” [ta jest zaledwie twórczością artystyczną, swego rodzaju „dizajnem społeczno-politycznym”, albo po prostu publicystyką (artystyczną bo realizowaną środkami artystycznymi).]
BO: „On jest ! (pierwiastek duchowy) Zawsze był obecny... „
Pierwiastek duchowy jest nierozdzielny ze sztuką (nie mylić z twórczością) jest rezultatem procesu mentalnego, a nie jedynie intelektualnego (rozumowania). Tam gdzie jest duchowość tam dopiero zaczyna się sztuka. „Duchowość” rozumiem podobnie jak Ken Wilber. Duchowość jest integralnością. Bez niej powstaje przedmiot sztuki, utwór artystyczny ale nie dzieło sztuki, a już na pewno nie arcydzieło. Niestety łatwo ją pomylić z „uduchowieniem”.
BABAMI:
-„Naprawdę myślę, że gdyby Pan Kuba postudiował rok w otwartych pracowniach poznańskich konceptualistów (wydział rzeźby głównie), a potem jeszcze rok u kochających "mieso malarskie" seniorów w Krakowie czy Toruniu to te dwa lata by dały wiele więcej i otworzyły ciekawsze rewiry do obserwacji.”
Popieram. Współczesny artysta (także krytyk) jak turysta, robi fotki i pędzi dalej. W ten sposób nie można doświadczyć żadnego miejsca i jego aury, sztuka, która tak powstaje nie będzie ani intelektualna (twórczość intelektualna wymaga zatrzymania), ani duchowa (integralność bierze się z odczuwania), będzie jak reportaż, jak zdjęcia Japończyków z podróży po świecie. Artysta „pstryka”, a odbiorca „rzuca okiem” na te obrazy i leci obejrzeć zdjęcia w innej galerii (w ten sposób zdobywa się wiedzę o świecie, słyszy o ty zewsząd).
Panie Kubo,może Pan zabierze głos,bo kolegom powyżej marzą się pozycje artystów wieszczących nowe zbawienne kierunki.Jak Pan myśli artystą "wielkim" się jest,czy można się nim stawać i gdzie rola krytyki w tym byciu lub stawaniu się?A może są tylko bardziej lub mniej udane prace,o których warto dużo bardziej pisać,niż o postawach takich,czy innych....?
Współczesny artysta jako japoński turysta z aparatem - celne stwierdzenie i trafne podsumowanie modnego dziś malarstwa.
nie wielki tylko whielki artysta
Pozwoliłam sobie zacytować Twoje kryteria wybitnego malarstwa w grupie "Kolekcjonowanie sztuki współczesnej", którą prowadzę na GL.
Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu. Uważam Twoje tezy za bardzo interesujące i warte polemiki.
Znajdziesz ją tutaj:
http://www.goldenline.pl/forum/kolekcjonowanie-sztuki-wspolczesnej/604566
Pozdrawiam. b.
BW - warto bylo spytac BO o pozwolenie nim Pani go zacytowala.
Byc moze BO nie ma nic przeciwko temu, ale to taka rada na przyszlosc, bo niektorzy moga miec.
Pytam teraz, w każdej chwili mogę usunąć ten wątek.
Dobrze kiedy widzimy, o co dokładnie chodzi, (cel, forma i kontekst).
Mam nadzieję, że BO nie ma nic przeciwko temu, że go cytuję, jego kryteria są warte przedyskutowania, a nie widzę by tu ktoś się do tego palił.
Pozdrawiam. [b]
Niech będzie, skasowałam do czasu aż uzyskam pozwolenie BO na publikację. Mam nadzieję,że BO już widział o co chodzi i jak to wygląda.
Wydawało mi się, że mój wpis był pytaniem, ale nie był.
Pozdrawiam, dzięki za upomnienie. ;-)
Proszę smiało cytować:) pozdrawiam.
Podsumowując powiem, że dla mnie Nowe narodzi się w sztuce za sprawą jakiejś przełomowej idei, która dopiero później znajdzie swoje odwzorowanie wizualne. Czyli nie Nowe wywiedzione z medium: „mam nowy filtr do Photoshopa to stworzę nowatorską stylistykę”, tylko: „wiem co jest po śmierci i podzielę się tym z innymi używając najwłaściwszych formalnie środków”.
Ideałem byłoby dzieło łączące nowatorski przekaz z rewolucją w samym medium:
Utopijny jak na ową chwilę przykład:
W galerii eksponowana jest niewielkich rozmiarów płaska skrzynia. Nie wiemy co jest w środku, natomiast możemy przez dwa otwory włożyć dłonie do środka i poprzez dotyk odgadnąć zawartość. Spostrzeżenia widzów są w zasadzie jednakowe – wewnątrz jest płaskorzeźba przedstawiająca portret w skali 1:1. Rzecz w tym, że materia z której ją wykonano za każdym razem przybiera kształt twarzy aktualnie dotykającej jej osoby.
Pomysł jest wariacją na temat historii zawartej w opowiadaniu SF „Gwiezdny Kupiec”.
A w malarstwie? Poruszający się obraz perpetuum mobile, za każdym razem inny, zmienny aż po kres nieskończoności. Gdyby dla kogoś nie było jasne co taki obraz wnosi w świat idei, to dodam, że w sytuacji dowiedzenia nieskończoności naszego wszechświata każde skończone prawdopodobieństwo(czyli takie mające formę „jeden do iluśtam”) jest w 100% prawdopodobne, czyli pewne a ilość równoległych światów w których one zachodzą – nieskończona.
Zatem istniałby świat w którym Bezan z Banasiakiem chodzą na piwo i mają identyczne poglądy na temat YPA i rynku sztuki ;)
Dziękuję bardzo i zapraszam na forum, bo tam niestety też muszę "dociskać" i prowokować [:-)], a nie chciałabym bo temat naprawdę ważny i bardzo dobrze to ująłeś. (Co nie znaczy, że oddam pole bez walki)
Ps. czy masz może swoją stronę www, gdzie można zobaczyć Twoje prace? Znalazłam jedną www.bartekotocki.com, świetne prace. Czy to Twoja strona?
Pozdrawiam, [b]
Zerknijcie na portfolia artystów na Stronie Saatchiego.... gdzieś pewnie nawet jest ich liczba. :)
Miałem ochotę poszukać czegoś hmm.. "dusznego" :) i założę się że tam jest.
Tylko ta ilość mnie zamroczyła... Tysiące artystów dla świata, dla ludzkości....
CZy każdy artysta na świecie chce się tam logować? Nie. Ze znanych mi osobiście i dobrze aktywnych kilkunastu malarzy znalazłem dwóch....
http://www.saatchi-gallery.co.uk/yourgallery/A2ZArtists/show/A-B
[b]:
tak, bartekotocki.com to ja. Strona jest jeszcze dopracowywana, bedzie gotowa w polowie grudnia, ale działa.
mmm... po tym portfolio nie za bardzo chce sie patrzeć w rastrowa stronę...:)
Rozumiem, że p. Otocki żartuje z tym swoim: "zatem istniałby świat w którym Bezan z Banasiakiem chodzą na piwo i mają identyczne poglądy na temat YPA i rynku sztuki". Otóż ten świat już istnieje. Nie widzę powodów, dla których nie można się napić mając różne poglądy. Chociaż powiem, że takie żarty sprowadzają rzecz do magla. Pisząc tu, postąpiłem zgodnie z zasadą: "Prawdę warto powiedzieć tym, których się ceni. Oni to wytrzymają". Tak, uważam p. Banasiaka za b. zdolnego krytyka (nie musi mi się odwdzięczać), z tekstami zaskakującymi poziomem przy -co tu gadać- b. młodym wieku. Ale też krytyka, który -moim zdaniem- nie chcąc węszyć (mówiąc sobie: to takie polskie) spisku, za bardzo uwierzył -by tak rzec- w samoistność sukcesu YPA. Zwłaszcza w to, że sukces ten jest funkcją wyjątkowej wartości prac YPA. Zareagowałem m.in. dlatego, że widzę jak wyjątkowo silne środowisko, lobbując na rzecz dość wąsko pojmowanej rzeczywistości sztuki, wsysa co wyraźniejsze jednostki na zasadzie: albo jesteście z nami, mając wszelkie możliwości wynikające z umocowania w kontekście międzynarodowym: media, przestrzenie dotowanych instytucji, pieniądze, albo zasilicie skansen bez znaczenia admiratorów obszarów sztuki innych niż NASZA.
Gdy mu to pośrednio tutaj zasugerowałem P. Banasiak się obraził. Rozumiem Go- nikt nie chce być narzędziem, zwłaszcza nikt ambitny. Być może też w większym stopniu niż myślę -podobnie jak P.Otocki i inni- wierzy w jakieś nadchodzące NOWE. Ja, w każdyn razie, trochę starszy zgred, bardziej ufam w maksymę T.Manna: "Kultura to umiejętność dziedziczenia", a mniej we wspomnianą samoistność współczesnej polskiej rzeczywistości sztuki. Zwłaszcza jak widzę (wczoraj na otwarciu ms2) jak miliony (54 na wybudowanie i 15 rocznie na funkcjonowanie) otrzymuje segment sztuki tzw awangardowej, która jak wiadomo, występowała się głównie przeciw sztuki instytucjonalizacji . I jeszcze te wykłady: w lipcu w MSN - Claire Bischop z Frieze, a teraz Charles Esche, z Frieze takoż.
Bezan:
Oczywiście - żartowałem. Wygląda na to że Pan też podaje kryteria swojego działania. I tak pojawiło się w tym wątku trochę konkretów. To cieszy i zapowiada, mam nadzieję, kolejne ciekawe dyskusje.
Podpisuję się pod powyższym.
Od niedawna sama węszę. Idę po innych śladach. Dochodzę dokładnie do tych samych wniosków. Tak działa rynek.
Sztuka stała się segmentem rynku, dzieło sztuki jest towarem na rynku.
Obowiązują prawa i narzędzia rynku (marketing, branding, reklama, pozycjonowanie). Celem jest zysk, a nie wartości artystyczne, choć bezustannie się na nie powołujemy.
W takich warunkach Nowe, jest tak nowe jak nowy telefon komórkowy.
Krytyk pełni rolę niezależnego eksperta, ale nie jest nawet w połowie tak niezależny jak ten ekspert, bo ekspertowi biznes płaci wielkie pieniądze, a krytykowi nie. Krytyk nie ma innej opcji. I to nie tylko w Polsce. Albo się podporządkowuje temu mechanizmowi, albo nie jest krytykiem. Nie dysponuje przecież niezależnym popularnym medium, korzysta z cudzych publikatorów, a więc musi być "po linii”. Dobrze jeśli czasem się wychyli, medium sprawia wtedy wrażenie niezależnego, ale niechby spróbował pozwolić sobie na więcej.
Przykładem jest właśnie YBA I Saatchi. To on i tacy jak on rozdają karty. (Rządzi ten kto płaci.) To oni i ich ludzie (etatowi pracownicy, lub aspirujący do bycia nimi) wszelkie próby unaocznienia tego nazywają "myśleniem spiskowym". To wybieg erystyczny, który pozwala zakwestionować fakty i pozbyć się rywali.
Nie wiem czy można się przed tym obronić. Raczej nie. Trzeba rozważyć czy to fakt, czy problem. Problemy należy rozwiązywać.
Z rynkiem (i faktami) nie należy walczyć, trzeba się dostosować. Trzeba robić swoje, po swojemu, najlepiej jak się da.
Pozdrawiam.
""Prawdę warto powiedzieć tym, których się ceni. ...""
I nawet jeśli to jest tylko moja Prawda, fakt, że wypowiadam się tutaj powinien dowodzić, że cenię rozmówców, choć nie zawsze się z nimi zgadzam, a oni ze mną rzadko.
Oczywiście moja wypowiedź dotyczy wypowiedzi Bezana.
I zdaję sobie sprawę, że jest dużym uproszczeniem. Trudno jednak w tym miejscu o inną formułę. [b]
Bezan:
ostatnie ostrzeżenie. Jeszcze jeden taki wpis i banuję Pana. Jesli Pan insynuuje i odczytuje intencje poszcz. osób publicznych (np. treśc danego artykułu lub nominacji) jako podłe, cyniczne, etc., proszę się podpisywac nazwiskiem, to przynajmniej jak ktoś zechce, wytoczy Panu proces o zniesławienie.
"To on i tacy jak on rozdają karty. (Rządzi ten kto płaci.) To oni i ich ludzie (etatowi pracownicy, lub aspirujący do bycia nimi) wszelkie próby unaocznienia tego nazywają "myśleniem spiskowym". To wybieg erystyczny, który pozwala zakwestionować fakty i pozbyć się rywali".
Nawiązując do tego postu podałem fakt, oczywiście ma Pan rację niech każdy odczyta jak zechce i bez nazwisk: Jedna z początkujących dziennikarek Gazety Wyborczej szeroko opisywała i oceniała negatywnie poprzedniego dyrektora Muzeum Sztuki w Łodzi, teraz jest jednym z dyrektorów ms2
... w powyższych kilku wpisach tyle zniesławienia co mięsa malarskiego u WS.
Powyższe brzmi wstrętnie!
Otóż Panie Kubo. My naprawdę trafiamy do skansenów, młodzi i starzy. Silne powiązania, które juz były wymieniane są nadto czytelne i faktycznie bardzo krzywdzące.
Sztuka ambitniejsza (choć rózna) w większości znajdzie ostoję w
galeriach prywatnych i instytucjach non-profit (studenckie galerie, inicjatywy festiwalowe altruistów-zapaleńców) . Nie dostanie tych potężnych zastrzyków z instytucji zastrzykowych. Bo one są dla ludzi bez pomysłu, wartości plastycznych i intelektualnych z metką "artsta" na czole, ale obrotnych.....acz wszystkich tez nie wrzuce do jednego worka. :)
czy poszedł Pan kiedys z portfolio do Rastra?Psa? BWAZG?Zderzaka itd...?
Odrzucaja wielu i takie ich prawo.... Ale powody są żenujące.a głównym chyba ten że nie pasuje się do lansowanej prpogramowo YPA. Maluje sie za dobrze i z sensem,problemem i spora świadomością własnej pracy ... i to wygląda jak anachronizm w nie powiem czyich oczach.
Wielu bossów dzisiejszej opiniotwórczości niewiele ma do powiedzenia o malarstwie oprócz jego warstwy publicystyczno-reportażowo-sentymentalnej.
Im malarze nie są potrzebni...
Dlaczego bloga nazwał Pan KRYTYKANT ? Może to własnie nazwa przyciąga ludzi rozgoryczonych i krytycznych wobec wielu zjawisk branżowych.
Może ta ilość wejść na tego bloga ma jednak wpływ na postrzeganie sytuacji w Polsce. Może dlatego że nie rozpuszczamy sie tu w słodyczach własciwych dla bankietu wernisażowego.
I jeszcze jedno... jak tych 5 stałych bywalców stąd zniknie to może się okazać że nie ma tu juz po co wchodzić... bo kolejnych ballad o Janku Simonie to mi się juz czytać nie chce...
"Powyższe" czyli groźby dania bana. Oczywiście...
Opracowała Anda RottenbergWarszawa, 2006 r.
źródło: http://74.125.39.104/search?q=cache:S_HeW1257Z8J:www.artmuseum.waw.pl/dorobek/kolekcje.pdf+darowizny+dzie%C5%82+sztuki&hl=pl&ct=clnk&cd=15&gl=pl
ZAŁOŻENIA WSTĘPNE NA LATA 2007 - 2011
Powstające Muzeum Sztuki Nowoczesnej nie posiada jeszcze własnej kolekcji
dzieł sztuki. Otwiera to szansę zbudowania nowego, wielowektorowego zbioru dzieł,
który odpowiadać będzie założeniom zawartym w Strategii Muzeum, opracowanej
przez Radę Programową i przyjętej przez Radę Muzeum w 2005 roku.
W myśl tych założeń kolekcja dla Muzeum opiera się na trzech filarach:
1. Kolekcji międzynarodowej tworzonej przez Muzeum
2. Kolekcji tworzonej przez Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej
3. Kolekcji tworzonej przez Prezydenta Miasta Warszawy.
Wyboru obiektów dokonywać będą kuratorzy kolekcji oraz międzynarodowe
grono ekspertów tworzących Kolegium ds. Kolekcji.
Kolekcje wspierane będą przez dzieła pochodzące z darowizn, zakupy dokonywane
przez sponsorów, Fundację Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie oraz
działalność Klubu Kolekcjonerów.
Kolekcje te objęte będą w przyszłości programem multiplatformowej
dystrybucji prowadzonej przez Muzeum (Wirtualne Muzeum).
I. Kolekcja własna Muzeum - sztuka międzynarodowa
Zgodnie z założeniami Wstępnej Koncepcji Muzeum, trzon przyszłej kolekcji
własnej stanowić będą dzieła z krajów objętych transformacją, powstałe po roku
1989 i dające świadectwo przemian, jakie zachodzą na tym obszarze kulturowym,
charakteryzującym się jednak dużym potencjałem twórczym.
O wartości kolekcji zadecydują dzieła o wysokim poziomie artystycznym i szczególnych przymiotach, świadczących o ich autentycznym zakorzenieniu.
Zakupy dokonywane będą ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa
Narodowego oraz wieloletniego programu na lata 2007-2012 „ Tworzenie ekspozycji
Pytanie:
Czy muzeum nie powinno nosić nazwy "Muzeum Sztuki Nowoczesnej Krajów Objętych Transformacją", bo co z nowoczesną sztuką innych krajów?
Może się czepiam, ale to moim zdaniem nie jest kryterium artystyczne.
Muzeum Sztuki Współczesnej w Warszawie”, przyjętego uchwałą Rady Ministrów.
"W marcu 2005 roku pan Lech Kaczyński jako Prezydent Miasta Stołecznego Warszawy podpisał z panem Waldemarem Dąbrowskim – ówczesnym Ministrem Kultury porozumienie o utworzeniu Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.
Pan Lech Kaczyński patronuje nadal temu przedsięwzięciu przez tworzenie Kolekcji Prezydenta RP, która prezentowana będzie w warszawskim Muzeum jako ważny element całego programu.
(...)
Kolekcja złożona z dzieł najwybitniejszych polskich artystów pozostanie własnością Kancelarii Prezydenta RP i będzie prezentowana przez Galerię Prezydenta RP oraz Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie." oprac. Anda Rottenberg, Warszawa, 2006.
"obejmie dwa zespoły dzieł:
Kolekcja Prezydenta Warszawy, pozostając własnością Miasta Stołecznego
Warszawy, będzie prezentowana w Galerii Prezydenta Miasta Warszawy i przechowywana w Muzeum Sztuki Nowoczesnej na prawach depozytu. Muzeum jako instytucja współprowadzona przez Miasto Stołeczne Warszawę będzie dzięki temu dysponować zespołem wybitnych dzieł sztuki, powstałych w kręgu twórców warszawskich.
Zakres kolekcji:
Sztuka środowiska warszawskiego
Dzieła powstałe w największym i najbardziej reprezentatywnym dla polskiej
sztuki środowisku nie tworzyły dotąd specjalnego zbioru w publicznych kolekcjach.
Kolekcja Prezydenta Warszawy odzwierciedlać będzie twórczość wybitnych artystów Warszawy. Zakładamy, że już w pierwszym etapie, do roku 2011, powstanie znaczący zbiór dzieł sztuki o niepowtarzalnym charakterze.
Sztuka w przestrzeni miasta
Kolekcja wzbogacać się będzie o prawa autorskie do realizacji i wizerunku dzieł
zaprojektowanych przez wybranych twórców ze świata jako interwencje artystyczne
w przestrzeni miejskiej. Będą one świadectwem zaangażowania międzynarodowych
środowisk artystycznych w wieloaspektową problematykę miasta Warszawy."
źródło jw.
"INSTYTUCJE WSPIERAJĄCE KOLEKCJE MUZEUM
Kolekcje własne firm i Klub Kolekcjonerów Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie inicjować będzie tworzenie
własnych kolekcji przez duże podmioty gospodarcze. Kolekcje sztuki nowoczesnej i współczesnej będą mogły być eksponowane lub deponowane w powstającym
Muzeum. Klub Kolekcjonerów służyć będzie swoim członkom pomocą kuratorską oraz
techniczną w kształtowaniu programów własnych kolekcji.
Fundacja Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie
Fundacja Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, utworzona przez
sponsorów gromadzić będzie środki finansowe na zakupy dzieł sztuki do kolekcji Muzeum oraz finansować projekty."
źródło jw., oprac. Anda Rottenberg
Brzmi ładnie.
wystarczyłby link
No .. to będziemy mieć wielce ciekawą kolekcję prac z Litwy,Ukrainy,Czech,Węgier i .... Warszawy :)
Przeprowadzę sie z Poznania! Też chce być w muzeum :)
link by nie wystarczył - każdy post to pytanie, którego nie zadałam, bo groziło skasowaniem. Ja widzę same szczeliny. Przydałby się jakiś Firewall.
1. Nowe to utopia. Codziennie rodzą się nowi ludzie i wszystko do czego się rodzą jest dla nich nowe, a dla nas stare. Nowe jest względne, bardziej zależy od tego kto patrzy, niż na co patrzy.
2. Jeśli jednak nowe jest możliwe uważam, że pojawi się w pracowni jednego lub kilku malarzy. Będzie wymagało splotu okoliczności i „tych panów” aby nazwali „nowym” to co spostrzegli. I będzie to jedno z wielu „nowych”, które codziennie powstaje. Bo jest Wszystko. My potrafimy (i ci panowie) potrafimy zauważyć tylko to z Wszystkiego do czego dojrzała nasza świadomość. Mówi o tym neurologia, psychologia widzenia i Ken Wilber.
Widzisz obraz, autor o którym nigdy nie słyszałeś, i nagle spostrzegasz, że wszędzie go pełno. Był cały czas, ale dla ciebie niewidzialny. Musiało dojść do zderzenia z tym konkretnym obrazem, aby inna twórczość artysty przedostała się do twojej świadomości.
Podobnie jest z nowym. Wydaje mi się, że współcześnie wszystko jest nowe. Jest tak dużo nowego, że staje się typowe. Dopiero z perspektywy czasu będziemy mogli powiedzieć co z tego „nowego” było Nowe. Teraz to niemożliwe.
Był Cezanne, o którym mało kto wiedział, i powstało dużo Nowego. Czytając biografie (artyści, biznesmeni, naukowcy) ludzi sobie współczesnych, okazuje się że żyli w zamkniętych kręgach i to dla nas firmują epokę sowim dziełem i nazwiskiem, ale dla siebie nawzajem byli nieznani, lub zaledwie o sobie wiedzieli. Każdy był Panem własnego podwórka.
Gombrowicz pisał: „…nie wiem dokąd dzieło mnie zaprowadzi, ale gdziekolwiek by mnie zaprowadziło, musi wyrażać mnie i mnie zaspokajać.”. Autor jest tu jedynym sędzią. A "świat (niech) się śmieje" ;-)
"Dopiero z perspektywy czasu będziemy mogli powiedzieć co z tego „nowego” było Nowe. "
I ZNÓW NAM SIE PRZEDSTAWI STUDENTÓW TRZECIEGO ROKU JAKO OBJAWIENIE...
Objawienie ignorantów, którzy nigdy nie zajrzeli do historii sztuki i wyważą bezczelnie wszystkie drzwi. Wejdą na salony ze swoją wątpliwą produkcją...
mogłaby nie być nowa ale niech chociarz coś z niej wynika....
"nowość" to jedno z mozliwych kryteriów. UIważam że powinno pozostać mimo swej nijakości. Inaczej zaczną sie w końcu procesy o plagiat na skal;e masową, co już dawno powinno nastąpić.......
Bezan:
"Andrzej Biernacki urodził się w 1958 roku w Łowiczu. W latach 1977-1979 studiował malarstwo w pracowni Barbary Jonscher. W latach 1980-1985 studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Dyplom z wyróżnieniem obronił w pracowni prof. Jacka Sienickiego, następnie do 1988 roku był jego asystentem na Wydziale Malarstwa ASP. W 1986 roku został stypendystą Ministerstwa Kultury i Sztuki. W latach 1989-1991 prowadził pracownię rysunku na Wydziale Rzeźby ASP. Miał kilkanaście wystaw indywidualnych i grupowych, m.in. w Galerii ART w WArszawie, w Galerii Sztuki Współczesnej w Warszawie, Galerii Zapiecek w Warszawie, Galerie Wild we Frankfurcie nad Menem. Jeżeli chodzi o mistrzów malarstwa, których najbardziej ceni to jednym tchem wymienia: Francisa Bacona, Velickovica, Reyrolle, Varlina, Diebenkorna, Freuda, Weisbucha, Franta, Flicera, Oliveira, Auerbacha, Gallii, Wunderlicha, Gilleta, Anzingera - i oczywiście również swojego mistrza z czasów studiów prof. Jacka Sienickiego."
Hmmmm...........................
Bezan:
Wspominał Pan też o swojej działalności charytatywnej:
http://www.filmpolski.pl/fp/index.php/4212892
a zakładam że te "5 minut" w świecie sztuki to:
1989 – ART BASEL, Bazylea
1989 – Heute – Sztuka Polska, Grevenbroich /Niemcy/
1994 – Neue Totalitat Maximilian Park, Hamm /Niemcy/
1996 – ART STRASBOURG, Strasbourg
1999 – ART FRANKFURT, Frankfurt n. M.
Biernacki, zapewne, będzie wdzięczny Panu za reklamę CV. Osobiście podzielam jego sympatie w całej rozciągłości. Też mam ten album. Pozdrawiam.
Ma pan, Panie Otocki nadmiar wolnego czasu jak mniemam...
jako student napatrzyłem się na tylu zapracowanych asystentów, że teraz aż dziwię sie, że ma Pan jeszcze czas na takie misje szpiegowskie. :]
...a Bezan to może niech wejdzie na bartekotocki.com i przepisze też conieco jako rewanż...
ktoś o was w końcu usłyszy :] i nikt nie zostanie na tym forum bez swoich 5 minut....
rekord aukcji:
http://wyborcza.pl/1,91446,5978678,Prawie_480_tys__zl_przyniosla_Aukcja_Wielkiego_Serca.html
to w końcu Sasnal czy Krasnal?
Cytat z Bezana z tego watku:
>>Ament, jak mówią w łowickiem.<<
Jest Pan pewny, Panie Bezan, zes Pan nie Biernacki, ktory, jak woadomo, mieszka w Lowiczu?
Ale sie Panu wymsknelo...:-)))))))))))
Trzeba uwazac.
Tylko dlatego że mi się nudzi...
Bezan 18.10.2008
„Miałem swoje parę minut w niezłych galeriach zachodnich, artykuły w najlepszych polskich i zach. pismach, tkwiłem w czołówkach naszych list rankingowych (nawet przed swoim majstrem) i najlepszych targach (np. wisząc w Bazylei na jednym ekranie z Auerbachem i Giacomettim. Jest "u ludzi" kilkaset moich prac. Cały czas utrzymuję się z malarstwa, a z nadwyżek kupuję i remontuję zabytki, wydawałem pismo (coś około 150 tekstów, z tym, że nie wiem czy dobrych), solidne albumy o sztuce, w ramach założonej fundacji od 1994 r. promuję zdolne plastycznie dzieci, funduję im obiady, wysyłam na kolonie-plenery . Moje biblioteki liczą kilkadziesiąt tysięcy woluminów, mam kilka pracowni, kasę na farby i płótno w ilościach przemysłowych”
28.10.2008
„siedzę na prowincji z wyboru”
i obiecuję że juz więcej nie będę :D
Otocki - litości... Zadzwoń na 997.
brawo Absolwentka!
Panie Bartku, też to czytaliśmy... Pańska pogoń za tożsamością Bezana ociera się już o molestowanie, litości...
fora internetowe mają to do siebie, że ludzie mogą chcieć być anonimowy, ich sprawa, namierzanie autorów jest naruszaniem ich prywatności.
Obiecuję że to koniec "molestowania". Problem w tym, że wyjątkowo łatwo pluje się jadem z pozycji anonima, chowając przy tym wstydliwie swój malarski dorobek i pouczając innych na lewo i prawo. Wolę postawę Tomka Kozaka - jako artysty i adwersarza.
>>fora internetowe mają to do siebie, że ludzie mogą chcieć być anonimowy, ich sprawa, namierzanie autorów jest naruszaniem ich prywatności<<
Nie jest, jesli do tego "namierzania" uzywa sie wylacznie wiadomosci dobrowolnie opublikowanych na Internecie do swiatowego wgladu przez samych "namierzanych".
Ostatnia cytowana wypowiedź Bezana/B. bardzo podniosła na duchu.
Jednak można sobie całkiem przyjemnie żyć robiąc dobre, tradycyjne malarstwo.
Nowatorsto jest dla mnie w jego przypadku nieistotne. Ma świetny gest,plamę i chce sie oczy sycić godzinami...
To udane zawodowo życie jak na malarza.Też do tego dążę. Dobrych przykładów nigdy dość.
wracając do wątku "modnego malarstwa" a`la Richter oraz duchowej zmiany . kiedy czytalem tutejsze komentarze przypomnial mi sie pewien tekst Donalda Kuspita( niezbyt lubianego nota bene) dotyczacy wystawy Kiefera, gdzie w pewnym momencie porownuje sie tworczosc obu artystow. Owe uwagi w kontekscie tego co bylo napisane tu na forum wydaja mi sie dosc celne. Przytocze fragment orginalu po angielsku:
"...Richter came to prominence with something called "Capitalist Realism," which however ironically meant initially -- a play on "Socialist Realism,"
[...]
Richter's art is a symptom of passing modern times, of more social than artistic interest, while Kiefer's art, however much it speaks to its times, is not entirely of them."
Zapoczatkowany juz w renesansie kult rozumu z jego odroslami- mechanizmem i pozytywizmem, doprowadzil do jalowej koncepcji kosmosu i zycia, uwaga czlowieka skupiona zostala na martwej materii. Zwienczeniem tej koncepcji na polu sztuki jest to co obserwujemy- "modne malarstwo" . Tym niemniej jest ono odzwierciedleniem swoich czasow. Sprawia wrazenie plytkiego i slizgajacego sie po powierzchni, pozbawionego glebi.
Oczywiscie sa tacy, ktorzy patrza i widza, ze potrzebna jest zmiana. Nie jest to proces ktory dopiero dzisiaj obserwujemy, juz Beuys pisal:
"Po epoce dochodzenia przez analize do materializmu przychodzi epoka syntezy zmierzajaca ku duchowemu czlowiekowi"
Wydaje mi sie ze sztuka sie zmieni wtedy kiedy zmieni sie swiadomosc ogolna. W spoleczenstwach zachodnich juz zauwazalna jest proba zblizenia czlowieka z natura, wszelkie dzialania na rzecz ochrony srodowiska naturalnego itd.
One moim zdaniem prowadza do odnowienia duchowosci(nie mylic z religijnoscia) zabitej przez industrializacje, materializm itd.
Podsumowujac wwydaje mi sie ze owo dojscie do duchowosci szeroko pojetej(sztuka jest tylko jej elementem) musi przebiegac na drodze ewolucji a nie rewolucj.
Przytoczony wyzej tekst kuspita jakby ktos mial ochote przeczytac w calosci jest na:
http://www.artnet.com/Magazine/features/kuspit/kuspit12-19-02.asp#11
„Jednostka i jej świadomość subiektywna nie istnieją w próżni; nikt nie jest samotną wyspą. Indywidualna świadomość jest nierozerwalnie związana z obiektywnie istniejącym organizmem i mózgiem …, z naturą, systemami społecznymi, środowiskiem naturalnym, jak również z kręgiem kulturowym, wspólnym dla niego systemem wartości i światopoglądów…” Ken Wilber ITW, 87
Widzimy to czego istnienie sobie uświadamiamy. To w skrócie teza Strzemińskiego w jego teorii widzenia. Nazywamy to, co wyodrębniamy jako spójną całość. Obrazowanie jest sposobem nazywania. Mieszkając w Tychach widzę co innego niż berlińczyk. Widzę z pewnym opóźnieniem, ale i z dystansu, a więc z dystansem. Nie powinnam naśladować, mam możliwość skorzystać z odkryć berlińczyka. Mogę własną świadomość pogłębić o jego świadomość. Jestem w lepszej sytuacji, bo ja widzę jego obraz, a on nie widzi mojego.
Niestety zamiast pogłębiać własną świadomość i wypowiadać nową obrazami, zwykle wyrzekamy się własnej na rzecz cudzej i nasze prace są wtórne. Są wtórne bo problemy na których skupia się berlińczyk, w Tychach (w Polsce) nie występują. Tu ludzie żyją inaczej i jeśli będę do nich mówiła słowami berlińczyka, nie uwierzą mi i odrzucą mój przekaz.
Źle definiujemy problem, uważamy, że musimy wybierać: mówić prawdę, albo mówić to co pozwoli mi zaistnieć na światowej scenie sztuki (inni znają prawdę). I zwykle wybieramy to drugie, dlatego przegrywamy (nie słuchamy siebie, słuchamy podpowiedzi).
Wtórna twórczość nigdy nie zostanie doceniona. Tracą wszyscy, bo nie istniejemy na rynku światowym, a w życie lokalnych odbiorców wnosimy jedynie spektakl. Nie pogłębiamy świadomości swoich sąsiadów, utrwalamy ich reakcje obronne (przed sztuką nowoczesną) lub przekupujemy „modnymi ideami”.
„Duchowość” należy do „ja”, musi wyniknąć z okoliczności życia jednostki, jest pochodną integralności, nie może być importowana. Nie można „przeskoczyć” żadnego z etapów rozwoju świadomości, nie może tego zrobić ani twórca, ani odbiorca. Próbując pierwszy będzie kłamał, drugi nie rozumiejąc może jedynie „wkuć”, że widzi arcydzieło.
Trzeba samemu przejść przez wszystkie poziomy rozwoju świadomości, dlatego nowego musimy szukać u siebie, musimy sami je stwarzać. Wszystko inne to będą nowinki. Także importowana duchowość. „Nowe” samodzielnie odnalezione będzie wartością dla innych (tu i gdzie indziej) i jestem pewna, że ci „gdzie indziej” je docenią, jak docenili polską szkołę plakatu a „ci tu” pogłębią w ten sposób własną świadomość.
rekord aukcji:http://wyborcza.pl/1,91446,5978678,Prawie_480_tys__zl_przyniosla_Aukcja_Wielkiego_Serca.htmlto w końcu Sasnal czy Krasnal?
Panowie bez jaj, chyba mi nie powiecie,że to akcja Sasnala, bo zaraz spadnę ze swojego spróchniałego stołka...
Nieważne czy Sas czy Kras, głupia klientela i tak wszystko łyknie pod takim czy innym szyldem, zwłaszcza pod szyldem wielkiego serca (kardiomiopatia).
Klientela nie jest głupia. Na takiej aukcji jak ta zwykle ubija własny interes np. wizerunek, albo, "musi" kupić (transakcja uzgodniona przed aukcją, to dotyczy artystów markowych, cena zakupu jest uzgodniona wcześniej), albo liczy na okazję (należałoby porównać ceny akcyjne z cenami rynkowymi). Jedni artyści zyskują wizerunek, inni to okazja.
Głośna aukcja to wydarzenie PR dla wszystkich jej uczestników. Sukces odnieśli Ci artyści, którzy sprzedali powyżej własnych cen rynkowych. Ale drogo za ten sukces płacą. Nabywcy mają ograniczoną ilość ścian i kupili na aukcji nie kupią gdzie indziej. Może kupią inni, zachęceni wynikami aukcji? Może to sposób na pozbycie się konkurencji? Może sposób na ruch na rynku? Trzeba by się nad tym zastanowić.
Przypominam jesteśmy na rynku sztuki, tu liczy się zysk. Aukcja charytatywna jest wydarzeniem rynku sztuki, a nie wydarzeniem artystycznym.
ustawianie aukcji...
o ile rozumiem nabywca wcześniej dogaduje sie na kupienie "krasnala " za 15 tys a potem licytuje dajac ile wlezie bo obraz jest już jego...
drugi licytant jedynie pozoruje działania żeby podbić cene końcową i przez to prestiż.
Nie wiem czy dotyczy to tej aukcji ale tak się dzieje na 30 % aukcji malarstwa w serwisie Allegro.
Najpierw sprzedają się 3 obrazy z cyklu po 1500 zł każdy.... a potem resztę po prawie 1000 zł już bez podstawionych wirtualnych klientów ....i nabywcy sa przekonani że tanio kupili i taką wartościową rzecz. :) (To bardzo duże ceny jak na tą giełde obrazów formatu 40/50 ... )
Kiedys jakis znawca wypowiedział anonuimowo, że w renomowanych domach aukcyjnych jest podobnie....
Czy możecie to skomentować popierając sie jakimiś doświadczeniami ?
ja niestety nie mam pojęcia, ale jeśli sasnal to krasnal to nabywca kupił go bardzo tanio... być może sasnal po prostu zadrwił sobie z nas, a potem ujawni się i wszyscy będą go za to zachwalać pod niebiosa aż mu pomnik postawią... W sumie to nieźle wymyślone.
Pan Otocki juz jest Wielki Artysta
Łatwo ocenia i wydaje sądy
Modzu nie, Nitka fe, Grzyb be, Sasnla kupa, Ladnie do de itd
jako poczatkujacy i raczkujacy artysta i asystent za szybko na glęboką wodę mądrosci i sadów ostatecznych chce wskoczyc....
udzial w paru nie znaczacych wystawach to nie powod do takiego mniemania o sobie
wiem ze to najlepszy sposob na zaistnienie poza prowincja, bo i szkola slaba i pracownia nie znana itd
Kozak w ten sposob zaistnial a Pan Bartkowi sie to spodobalo i upatrzyl w tym i swoja metode
to prawda ze kazdy artysta jest prózny i bufon ale chyba jeszcze nie czas Panie Otocki na takie latwe i powierzchowne sądy?
wiecej skromnosci a mniej proznosci
do sztalug marsz!!!
chcialabym zauczestniczyć w dyskusji na tym forum, ale nie mogę, poziom tego wszystkiego jest straszliwy... jad, kompleksy, zazdrośc... a ze strony redaktora forum protekcjonalny ton znawcy...
No cuz.. Zaczynam powoli rozumieć polski swiatek artystyczny. Chorobliwie i zasciankowo jak w kazdej innej branzy. A napręzenie okrutne.
Nie dalej jak w sobotę odwiedzilam wernisaz P. Bujnowskiego w gal Raster. 85% normy. Zderzenie tekstowych deklaracji kuratorów i wlascicieli traktujących o intelektualnych rozgrywkach malarza z abstrakcją, malarstwem jako takim + rynkiem (sic) w zestawieniu z kilkoma bardzo przeciętnymi rysunkami zamknietymi "po bozemu w ramki" i obrazkami namalowanymi jakims superbanalnym patentem wygladjącymi jak oferta jakiejs podrzednej galerii w wiedniu czy galeri typu "sklep z obrazami" gdzieś na Chelsea w Nowym Yorku, wprawily mnie w stan konsternacji. Gorzej ze przyprowadzilam znajomych zeby pokazac im cool Warszawę...
Nie ta galeria.
No cóż... nic tak nie ściąga publiki jak konflikt... ważne że interes sie kręci, bo to ważne dla życia artystycznego... inaczej byśmy klepali biedę. Raster wychował sporo klientów, na tym wszyscy skorzystamy...
A moze to Bartek Otocki jest Krasnalem!?
Jeżeli poziom dyskusji tutaj jest dla P.Marty Dertak straszliwy niech nie traci czasu na pisanie tu postów, tylko uda się np do Sejmu. Najlepiej ze znajomymi. Tam prawdziwe życie przemówi do niej prawdziwie wyrafinowanym strzępem pijackich wynurzeń: coś tam, coś tam.
A swoją drogą trzeba być średnio przytomnym, żeby chodzić na Bujnowskiego z nadzieją na bógwico.
Tomek Kozak, jakkolwiek słabo maluje,
pisze bardzo frapujące teksty i nie sprzedaje
czytelnikom odgrzewanej filozofii new age.
jedyna dobra wystawa Polaka w Warszawie w tym momencie to POTĘGA Kuby Bakowskiego w Kordegardzie. On jak zawsze zaskakujący, ironiczny i stawiający rzeczy "na glowie". We wszystkim co robi jest jakas fajna nonszalancja a jednocześnie żarliwośc. Po unikatowej (w ogóle) akcji na ekranie kontrolnym televizji, mega-latawcu ze swoją podobizną Zachecie ( kilika lat przed Althamerem ktory w zbanalizowanej formie powtórzyl akcję w fundacji Trussardi w Mediolanie (Turynie ?), przedziwnej wystawie w CSW na wiosnę (mowa o samplowanym video w instalacjach), rzeczy w Kordegardzie są kolejnym innym nastepnym sposobem redefiniowania rzeczywstości. Jak dla mnie jeden z zaledwie kilku, ktorzy rozwijają sie pozostając jednoczesnie mentalnie mlodymi. slowem powerful. tutaj: http://www.artinfo.pl/?pid=events&id=10342&lng=1
A Bujnowski w Rastrze to po prostu na sprzedaż powieszony. W ogole nie ma co mowić..
Jedyna jaką widzialam.. pragnę dodać.. oczywiscie
dobrą.... jaką widzialam
zresztą.. zaraz i tak będzie o krasnalach
Huj lans Zuj?
Bąkowski myślii i pracuje nad swym pomysłem, większość - nie!
,,....A Bujnowski w Rastrze to po prostu na sprzedaż powieszony. W ogole nie ma co mowić..,,
Dżizus ja p.... do czego to doszło.... Artystów wieszają w Polandzie...
Wieszali.... po wojnie... Pan szanowny nie pamięta.... a Ci co to się tymi czasami tak fascynują niech troszke historii czytają.
Bąkowski myśli nad pomysłem? Hm... , w pierwszej chwili brzmi to jak tautologizm, ale w tym przypadku ma sens. Po prostu Bąkowski myśli -jak pisze Babaji- nad pomysłem... ale cudzym. Bąkowski robi to, co większość "awangardowych(?) autorów" dzisiejszej sceny sztuki: ILE WLEZIE ZAPOŻYCZA. Z tą różnicą, że zapożycza jawnie. Wyszedł z założenia (pamiętamy: zdanie kierowcy odśnieżarki z "Bruneta wieczorową porą" : po co marnować paliwo na wywożenie śniegu jak sam stopnieje)streszczającego się w sentencji: Siły natury w służbie człowieka". Parafrazując do Bąkowskiego: Siła tradycji w służbie awangardy. Bąkowski nie ukrywa inspiracji Gabrielem Orozco, Fritzem Langiem, Charles Ray'em, Wentworthem, Cragg'iem, Prince'em, cytuje Kondratiuka tzw. kultowych, "Wniebowziętych". Słowem: Appropriation Art. Szkoda jednak, że w swojej otwartości nie cytuje rzeczywistych źródeł inspiracji: np. Kienholtza. Ale Bąkowski idzie jeszcze dalej niż appropriation art - zapożycza sztukę zapożyczeń, kompiluje cytowanie cytatów. Jest to cytowanie cytowania: pomysły cytatów z kultowego filmu (Kariera Nikodema Dyzmy), to też już było: Ot, dekadę wcześniej cytowała grupa Tipes Topes ("fajna babka, mówię ci: tipes topes" czytane jak pisane). Bąkowski epatuje swą wtórnością. Ręce opadają.
Panie Bezanu czemu marnuje Pan czas na forum,gdzie nikt tego nie docenia,załóż Pan swojego bloga-roga!
Szanowny Panie!
Czyta się Pana teksty bez bólu zębów, a to, w dzisiejszych czasach już bardzo dużo. Na ataki o kryteria Pana oceny ma Pan, moim zdaniem, jedną dobrą odpowiedź, stosowaną przez wielu Wielkich na długo przed Panem. Ta odpowiedź brzmi: "Coś jest dobre lub złe, bo JA tak uważam". Koniec. I kropka.
Pozdrawiam Henryk Piecuch
anoanimowy:
jeszcze raz bez wulgaryzmów proszę
OK BEZ Wulgaryzmów Panie Kubo...
ZATEM, do Bezana inaczej:
Pana problem polega na tym, ze to czym Bąkowski bawi się na luzie i z wdziekiem, jest dla Pana OŁTARZEM. Pan chyba leży przed nim plackiem, spętany własną niemocą..
Znam wiekszość projektów K. Bakowskiego i nie zauwazylam by , cytuję Pana: 'ZAPOZYCZAL ILE WLEZIE'.
W tym akurat zapozycza bo tak sobie za przeproszeniem wymslil, sprynie zresztą,odnajdując pole do wlasnych działan w okreslonym projekcie wystawienniczym Zachęty - "Pokoj z widokiem". e ktorym ta wystawa funkcjonuje. O Warszawie o miescie o historii. Bez napinki, raczej odruchowo sięgając po celowo wybrane znane prace, filmy, czy sceny. Te prace czy fakty kulturowe których UZYWA ( moze lepsze slowo) są potraktowane w niebanalny sposob i poprzez spryne ich uzycie pracują na nowy konekst, nowe prace nową wystawę..
Panie Bezan, ale tak szczerze - PAN TO W OGOLE OBEJRZAŁ????
zaloze sie ze teraz z kolei to dziewczyna lub zona Bakowskiego probuje promowac go na blogu krytykanta. Ok, ale lepiej robić to w sposob bardziej zakamuflowany, bo tak to pierwsze co rzuca sie w oczy to zwiazek emocjonalny.
Far Rockaway, Hinckley, Looping, sampling, found footage. A tak w ogóle bez napinki?! To może w chwili wolnej małym pędzelkiem zdjęty kwiatek w wazonie? Podobno nic tak nie cieszy jak proste zrobienie zwykłej rzeczy. Good luck.
taa kwiatek, moze jeszcze groby ojców..
Też się zapożyczam... kiedyś oddam ;)
Kiedy?
Groby niekoniecznie, ale kwiatek - czemu nie. Coś takiego jak klasyczna martwa natura nie jest teraz specjalnie poważane. A można w niej pokazać więcej niż modnym obrazem/plakatem skrzyżowanym z wideoinstalacją.
więcej czego, platków? :)