HERETYK, ALE WEWNĘTRZNIE PĘKNIĘTY. O „Podręczniku bis” Zbigniewa Warpechowskiego

Banasiak
/

1

Zbigniew Warpechowski, „Podręcznik bis”, Otwarta Pracownia, Kraków 2006.

Zacznijmy od kilku uwag. Jednym z celów tego tekstu jest możliwie uczciwa intelektualnie relacja treści zawartych w Podręczniku bis. Nie jest to wcale takie oczywiste, pozycja ta bowiem zawiera kilka tez co najmniej kontrowersyjnych, autor zaś co i rusz operuje retoryką właściwą najbardziej zjadliwemu pamfletowi. Utrudnia to odbiór o tyle, że będąc poirytowanym danym fragmentem, trudno w pełni docenić inny. Wszystko to sprawia, że Warpechowski stawia przed czytelnikiem szczególnego rodzaju wymagania (czy celowo, to spróbujemy zważyć), a lektura Podręcznika bis przypomina spacer po polu minowym. Konkrety? Ot, „neokomunista” nie należy tu bynajmniej do najcięższych epitetów. A jednak tuż obok znajdziemy treści godne najwyższej uwagi. Stąd rytm lektury Podręcznika bis jest następujący: ledwo cmokniemy nad bezkompromisowością lub konsekwencją autora, zaraz, za sprawą niewybrednego języka, dostajemy cios prosto w szczękę. I tak w kółko: cmok – bum, cmok – bum.


Podręcznik bis to liczące niemal 600 stron zapiski z ostatnich 40 lat (z górką). Do tego teksty prasowe i manifesty. Na szczęście Warpechowski z dużą przytomnością stosuje pewne ułatwienie, a mianowicie wprowadza oznaczenia dla fragmentów przepisanych ze starych zeszytów (oznaczonych w książce jako Z), pierwszego Podręcznika (P) wydanego przez CSW Zamek Ujazdowski oraz dopisków aktualnych (A). Funkcjonuje to świetnie i daje kapitalny wgląd nie tylko w rozwój myśli autora (pojmowany tu swoiście, bo jako „utwardzanie” i dopisywanie dodatkowych uzasadnień do głównej tezy raczej, niż ewolucja przekonań), ale także postępującą radykalizację słownika. „Mimo naiwności i błędów nie widzę potrzeby niczego zmieniać” (s. 268), pisze Warpechowski o wczesnych kawałkach, a my dzięki tej deklaracji możemy uznać wszystkie fragmenty książki za równie aktualne.


W warstwie stylu Warpechowski jawi się autorem żywym, z krwi i kości, o najlepszym felietonowym sznycie. W dobie werbalnej nijakości krytyków i artystów już to jest duży plus. Książkę czyta się świetnie, jest napisana niezwykle sprawnie i z biglem. I właśnie to napięcie między leksyką, treścią a stylem sprawia, że Podręcznik bis jest tak fascynującą lekturą (także w sensie poznawczym) i w żadnym razie nie daje się sprowadzić do rojeń frustrata (co często autorowi przypisywano, a do czego wrócimy). Jednak z drugiej strony trzeba powiedzieć, że mimo najszczerszych chęci (i prawideł warsztatu), trudno będzie przy omawianiu tej książki uciec od psychologizowania.


Czytaj całość na stronie Obieg.pl.