Felieton o albumach Piotra Uklańskiego (a także innych drukach)
Banasiak/Na pewnym wernisażu Adam Mazur nieopatrznie wygadał mi się, że ma dwa albumy Piotra Uklańskiego Biało-Czerwona i z wrodzonej hojności zaproponował odstąpienie jednej sztuki. „Jak będziesz grzeczny", zastrzegł. Po kilku dniach ja się nieśmiało przypomniałem, a w ramach podziękowań zaproponowałem piwo. On zaś, chytrus, podbił stawkę - „dostaniesz album, jak napiszesz felieton o Uklańskim", powiedział. Cóż, trzeba jakoś wybrnąć, pomyślałem ważąc „za" i „przeciw". Wszakże nowy album Uklańskiego - dziełko same w sobie - piechotą nie chodzi. Powodowany konformizmem zdecydowałem więc - felieton to krótka forma - że sprzedam się za album. Przecież w ramach zadośćuczynienia miałem napisać o nim samym...
Czytaj dalej na stornach Obiegu.pl.
Komentarze (54)
No i mamy brakujące ogniwo. Jak rzucimy okiem do tematu Too many artists z lipca b.r. znajdziemy tam przyjaciółkę Uklańskiego - Alison Gingeras, czł. Frieze Foundation w kilku wcieleniach: Jako wydawcę Artforum, redaktorkę Parkett, kuratorkę Salomon R. Guggenheim i Centre Pompidou. Dorzućmy jeszcze: z kręgu francuskiego bilionera Francois Pinault. Bo , jak przystało na frustrata, zawsze zastanawiała mnie światowa kariera takiej plastycznej słabizny jak Uklański. Widzę P. Kubo, że dłużej nie dało się trzymać tajemnicy po weneckich harcach naszych międzynarodowych przyjaciół. Dobrze, że ja nie muszę być grzeczny.
:-)
a moja przyjaciólka jest Kasia Cichoń :D
a moja Maria Peszek!
a ja mam to gdzieś... tam gdzie siedzą Ci co ich takie rzeczy tam bolą... :)
Sądzę, że komentarze mają problem z wykluciem sie w momencie gdy blog staje się platformą promocyjną znajomych artystów naszego znajomego i znanego (już) gospodarza.
Ilość w tych tekstach prowokacji czy dociekliwych obserwacji wynika prawdopodobnie z coraz większej zażyłeści z tym co PANI Z PROWINCJI nazwała kiedyś U1 i co tak zawzięcie uczynił przedmiotem rozprawy Bezan.
To ja już wole jak tu pluto na młodą i niewiele potrafiącą dziewczynę której wystawę zrobiono okraszając pompatycznym tekstem....( ze 40 artykułów do tyłu :)
Ale łatwo takie sprawy jak "surowy rozrachunek chochochochsztaplerstwa(?)" windować na głowach słabeuszy.
Uklańskiego cenię i dziękuję za tekst, który przybliża jego sztukę.
Ale on juz nie potrzebuje ech, które w tysiącach egzemplarzy ugruntują jego nazwisko w ramach machiny promocyjnej "nazwiska".
Może to jakieś zachodnie galerie opłacają temu podobne teksty... przepraszam za tą insynuację ale to przez to, że w moim ulubionym klubie dyskusyjnym nudno jakoś się robi jak na wystawie Sasnala....
Uklański ma być więc "artystą plastykiem" jak rozumiem? Może powinien teorzyć kilimy i batiki i pokazywać je w małomiasteczkowym domu kultury?
Yes, of course, Uklański ma gdzieś bycie plastykiem czy czymś na kształt. Sam oświadczał to w licznych wywiadach. Ale jednocześnie zajmuje przestrzenie przeznaczone dla plastyków (galerie), jego wystawy (jak kiedyś w Zachęcie) powstają z pieniędzy zapisanych w państwowych budżetach dla plastyków, plastycznie kształtuje swoje prokreacje (choćby drucianą pięść). Aliści nie włazi tym w paradę spawaczom, metalurgom, czy ślusarzom od obróbki skrawaniem, tylko właśnie plastykom, zżerając środki dotujących sztukę i ściany sztukę kolekcjonujących. (Epatowanie dochodami, to nieodłączny refren licznych zwrotek o sukcesie). Tak więc Uklański nie chce "redefiniować" pojęcia np. hodowli parzystokopytnych, tylko zabrał sę do "redefiniowania" sztuki. Moim, małomiasteczkowym zdaniem, artystyczne i filozoficzne kwalifikacje do owych "redefinicji" ma ten światowiec nader wątłe. I raczej nie jestem zazdrosny, bo np. w najmniejszym stopniu nie żal mi narodowych galerii i budżetów dla siedzącego nie jak U pod NY, ale na zadupiu pod Grodziskiem świetnego plastyka, Włodka Pawlaka. Pierwszym tu wpisem przypomniałem jedynie swoją tezę (z listą dowodów) z Too many artists (wówczas wiedziałem o różnych związkach, ale nie o związkach Uklańskiego z Gingeras), że sukces YPA nie jest funkcją jakości tej sztuki, jeno jej adekwatności do modelu -z bardzo konkretnych powodów- ferowanego przez żarłoczną i podekowaną w suto dotowanych międzynarodowych instytucjach korporację o nazwie Frieze Found.
zauwazyliscie ze ostatnio jaroslaw kaczynski
niezmiernie sie wyciszyl
no no no
poprostu zmienil swe zainteresowania
zapewne zaczal czytac obieg, chodzic na wystawy i rozmawiac z artystami.
A może po prostu zaczął samodzielnie myśleć? Ta prosta prawda zawsze najtrudniej włazi do łepetyny.
to był by jak się domyślam ciekawy debiut na który nie jeden tu oczekuje !
Proponuję wypaść z "Obiegu" i wpaść ...na koncept tournee po innych stajniach. Ja np. załapałem się na wybieg promotorki naszego narodowego s...pecjalisty Uklańskiego - Alison Gingeras. Pogłowie więcej niż skromne: bezjajeczny makaron neonówek Anselma Reyle sączy trupią poświatę na zady zimnokrwistych szkap Johna Currin i Guy Bourdin;a. Jednakowoż wszystkim fanom pornokiczu z kłopotami natury gastrycznej, zdecydowanie nie zalecam przed jedzeniem.
Bezan:
"Uklański (...) zajmuje przestrzenie przeznaczone dla plastyków (galerie), jego wystawy (jak kiedyś w Zachęcie) powstają z pieniędzy zapisanych w państwowych budżetach dla plastyków (...) nie włazi tym w paradę spawaczom, metalurgom, czy ślusarzom od obróbki skrawaniem, tylko właśnie plastykom, zżerając środki dotujących sztukę i ściany sztukę kolekcjonujących. "
Jacques Ranciere "Estetyka jako polityka" s. 24
" (...) już samo wyrażenie „sztuka współczesna”. To co atakuje się lub czego broni się pod tym mianem, nie jest w żadnym razie wspólną tendencją charakteryzującą dziś rozmaite sztuki. We wszystkich wymianach argumentów na jej temat niemal zawsze brakuje odniesień do muzyki, literatury, kina, tańca lub fotografii. Dotyczą one przedmiotu, który można zdefiniować w następujący sposób: chodzi o to co przyszło na miejsce malarstwa, to znaczy o zestawienia przedmiotów, zdjęć, urządzeń wideo, komputerów i w końcu performance’u, które zajmują dziś przestrzenie, gdzie jeszcze niedawno oglądano powieszone na ścianach portrety". (...) Nazwa "sztuka współczesna" opisuje założenie, które zajęło to samo miejsce i wypełnia tę samą funkcję (co malarstwo)".
Moje pytanie:
Czy naprawdę tak rozumiana "sztuka współczesna" wypełnia tę samą co malarstwo funkcję? Jeśli Ranciere stwierdza fakt, powinniśmy (malarze) zrezygnować z malarstwa (rozumianego klasycznie), które w tym świetle jest archaiczną metodą uprawiania sztuki. Jestem ciekawa jakie jest Wasze zdanie?
Stara się o zajęcie miejsca malarstwa – zgoda, ale mimo niezwykle agresywnego marketingu nie jest w stanie przejąć jego funkcji. To udaje się raczej coraz bardziej rozwijającej się ilustracji, w której widziałbym dziedzica tradycyjnego malarstwa.
„Sztuka współczesna” wg cytowanej przez panią definicji cierpi też na grzech pychy określając głównym nurtem to co jest tylko jednym z wariantów dziejącej się współcześnie działalności artystycznej. I to wariantem wcale nie najliczniejszym.
On tylko najgłośniej wrzeszczy.
Do Kapitana:
Wyjaśnia to Jan Śledziński: „nie ważne czy masz dobrą, czy złą kartę, ważne czy wygrasz. Nawet przy złej karcie można zablefować i wygrać.”
Stąd jak myślę krzyki, zastępują pokerowe zagrywki. A zwycięzca bierze wszystko. ;-)
http://www.swidzinski.art.pl/domanowska.html
Oczywiście Jan Świdziński.
"Nawet przy złej karcie można zablefować i wygrać". Można wygrać, jak nie sprawdzą. Ja sprawdzam.
Gra (każda) jest umową opartą na precyzyjnych zasadach.
Gracz zanim zacznie grać, powinien wiedzieć kiedy wygra.
Pokerzysta wie. A artysta?
Nie będę odkrywcą jak powiem, że łatwo określić wygraną w pokera: BIORĘ FORSĘ. Ale w sztuce, nawet jak biorę forsę niekoniecznie wygrywam
„w sztuce, nawet jak biorę forsę niekoniecznie wygrywam”
Otóż to. A dlaczego tak jest? Bo w pokerze jest prosta zależność: gracz i wynik gry.
Sztuka (twórczość artystyczna) jest procesem.
Mamy tu artystę (gracza), dzieło (rozumiane jako komunikat, przedmiot, działanie, informację), twórczość czyli sumę dzieł oraz wynik (finansowy, medialny, artystyczny, estetyczny, poznawczy, społeczny, historyczny i inne).
Każdy sam dla siebie musi zdefiniować wygraną. Dla jednych będzie to sukces finansowy, dla innych odkrycie nowej formy, dla jeszcze innych nawiązanie więzi z odbiorcą lub krytyką.
Mamy subiektywne poczucie sukcesu i możemy być postrzegani jako ponoszący porażkę. (Cezanne i Zola). I musimy to wytrzymać.
Był moment kiedy pęd do poszerzania granic sztuki rozsadził ramy malarstwa i wyszedł w "inne media" .
Póżniej jednak twórcy wrócili do malarstwa, plastyki wykonywanej na płaszczyźnie itd... bogatsi o nowe doświadczenia.
Sądzę, że obrazy malarskie czerpią masę pomysłów z doświadczeń intermedialnych.
Zresztą nie tylko malarstwo. Także teledysk, reklama zewnętrzna, kino...
Mnie to prowadzi do spostrzeżeń o pewnej drugoplanowości medium w procesie "sytuacji artystycznej"( Gołaszewska ) .
Bardziej istotne są doświadczenia wewnętrzne twórcy, ich konteksty wobec szerszego odbioru...
Gdy wyjdziemy poza "ciało" stworzonego dzieła to mamy do czynienia z jego właściwą substancją, która wyraża sie w warstwie niezależnej od właściwego dla danego czasu postrzegania obrazu czy instalacji.
I tu pytanie o to komu pieniądze z państwowych dotacji....
Z całym szacunkiem dla plastyków z prowincji. Trzeba by ustalac kryteria dotowania i wyróżniania, które nie będą segregowały w sposób krzywdzący dla któregos z medium i jego miłosników.
Bo były czasy gdy nasze BWA wypełniały obrazki nad kominek a performerzy żyli z pracy na budowie.
Analogicznie w Holandii pojawiły się zarzuty formowane przez malarzy, że państwo dotuje wszystko tylko nie obrazy.
O ile mnie pamięć nie myli stąd wzięło się żądanie holenderskich malarzy o "skup interwencyjny". Państwo ma obowiązek kupić od każdego malarza jeden lub dwa obrazy w roku. Do teraz to działa....
a co to znaczy wygrać w Sztuce ? czym jest ta Sztuka przez duże S ?
Błagam, pani Beato, niech sobie pani stworzy własny blog i tam produkuje te pseudointelektualne wywody na poziomie licealistki z kiepskiego liceum. Tego się już czytać nie da.. Poza tym jak zwykle zero dyskusji na temat a Bezan/AB po raz dwudziesty któryś "piętnuje układ" ale anonimowo, bo to na pewno coś da. Czy ktoś ma coś sensownego do powiedzenia na temat Uklańskiego?
Powyżej ktoś posługuje się moim imieniem i nazwiskiem. Hm...
Mimo to pociągnę ten wątek.
Jan Świdziński wyodrębnił trzy modele logiczne sztuki:
Rozumiem je tak (może źle, poprawcie mnie):
Model 1 – artysta wykonuje zlecenie – potrzeba zleceniodawcy (Średniowiecze)
Model 2 – artysta definiuje zadanie – formułuje przesłanie, realizuje własną potrzebę (Od XVII w)
Model 3 – artysta wskazuje obiekty do obserwacji – (dziś)
Model 3 wymusza moim zdaniem następującą hierarchię:
• zleceniodawca (sponsor, kolekcjoner, inwestor) – ma potrzebę
• • krytyk – wskazuje wykonawcę (artystę), wyłącznie tego, który słucha teoretyka.
• • teoretyk sztuki – wskazuje cel, ideę (artyście)
• • • artysta wskazuje przedmiot obserwacji (nie-dzieło)
• • • • dzieło jest otwarte, teoretycznie każdy może czytać, cokolwiek odczyta jest treścią dzieła, w praktyce wykluczane jest odczytanie opozycyjne do założeń autora.
• • • • • odczytanie jest bez znaczenia, nikt nie pyta o treść odczytania.
• recenzent interpretuje i jest to jedyna obowiązująca treść dzieła, tak, że dzieło jest zamknięte, bardziej niż jakiekolwiek dzieło przedtem.
• odbiorca odczytuje interpretacje i poprzestaje na nich. Traktuje je jak prawdę.
Wniosek: dziś przez sztukę "S" rozumie się wyłącznie model 3.
źródło: http://www.swidzinski.art.pl/domanowska.html
Skup interwencyjny sztuki to jednak jakaś aberracja. Zakazałbym kupowania z litości zarówno od tych z prowincji jak i od tych ze stolic. W ogóle zakazałbym wszelkiego kupowania przez podmioty dotowane (W CZYIMŚ (PODATNIKA) IMIENIU), bo to się kończy wyłącznie marnotrawstwem, kumoterstwem, bezczelną konkurencją. A, i na koniec ....wypchnięciem towaru na aukcji w Zachęcie, tylko po to, by nadal kupować od nowego swojaka cembrowinę z solą po kilkadziesiąt tauzenów.
Wracając jednak do Uklańskiego. Zdaje się, że rozgryzłem swoje, wylane tu frustracje związane z takim jak on i jemu podobni gościem. Oczywiście nie cenię jego roboty, ale to ma znaczenie drugorzędne. Wkurwia mnie,( i choć wszyscy to widzą, to koniunkturalnie udają wariata), że grasuje po światowym firmamencie, do żywego uosabiając ODWROTNOŚĆ cech, które cenionym jeszcze niedawno, budowały artystyczny i wszelki inny kręgosłup. Jeszcze mi dźwięczą w uszach słowa Kierkegaarda: "Ludzie boją się harmonii i wyciszenia. Sądzą, że żywe jest to, co głośne i niespokojne. Tymczasem w spokoju mieszka życie. Tylko skupiony i wyciszony jest żywy aż do dna". I inne, tym podobne -jak powie Uklański- dyrdymały: unikaj efekciarstwa, pisania po płótnie, wrzasku, autopromocji, tematycznych samograjów, łopatologii politycznej etc. . A tu z księżyca spada facet, który słowo harmonia kojarzy najwyżej ze starym akordeonem, z wachlarzem koniunkturalnych tematów, prostackim warsztatem (jak mówią - zamierzona surowość), nie kryjący towarzyskich koneksji, a głupia klientela krytyczna (chyba wyłącznie z uwagi na ilość zer na koncie) wstrzymuje nieświeży oddech. Nie frustruje mnie pozycja Uklańskiego, tylko cechy i metody, jakie go do tej pozycji wyniosły.
Panie Otocki, czy Pan zajrzał do podanego przeze mnie portfolio Johna Currin, podopiecznego (wraz z Uklańskim) Alison Gingeras? Wbrew pozorom, ocena kwalifikacji i smaku promotora, to też jest o Uklańskim. Niech Pan zajrzy, byle na czczo.
Panie Bartku, wiem mało, rozumiem niewiele i nie udaję, że rozumiem. Próbuję zrozumieć i co chwila potykam się o bełkot i brak logiki, a wszystko pięknie powiedziane, mądrze i profesjonalnie. Wszyscy udają, że rozumieją, nic z tego nie wynika dla nikogo.
Posługuję się językiem, który nie pozwala na błędne interpretacje, robię to tak jak umiem, kończyłam technikum budowlane, więc nawet kiepskie liceum było lepszą szkołą.
Piszę o sprawach elementarnych, bo dopóki nie uzgodnimy wspólnej wykładni pojęć, którymi się posługujemy każda rozmowa będzie czczym gadaniem. „Z grubsza” nie załatwia sprawy.
Poszukuję odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Wybaczy Pan, ale nie zrezygnuję z takiego źródła wiedzy. Nie mogę merytorycznie dyskutować o twórczości np. Uklańskiego bez tych odpowiedzi, i nie mogę podejmować trafnych wyborów artystycznych.
Panu jest łatwiej, mój twardy dysk zajęty jest przez 20 lat pamięci, kiedy o Uklańskim jeszcze nikt nie słyszał, za to głośno było o innych. Czy mam prawo ich usunąć dla nowych mistrzów, tak jak robi to teraz Zachęta? Nie nadpisujemy tylko czyścimy „skrypt kulturalny”, czy to dobrze, czy źle?
Jeśli tak łatwo czyścić magazyny i pamięć to po co się teraz tak napinać. Za kilka lat przyjdą nowi młodzi i wyczyszczą Uklańskiego, zrobią miejsce dla nowych idoli.
Bezan:
Currina znam (totalny syf), ale jest coś lepszego w rankingu tandety: Lisa Yuskavage. Natomiast co do Uklańskiego, to naziści fajni a numer ze sprzedażą kałuży w galerii za ileś tam (set?) tysięcy dolarów - rewelacyjny. On mi troszke przypomina niektórymi akcjami Koonsa, tzn. takim wyrachowanym wykorzystywaniem mechanizmów rynku sztuki. A że ma ustosunkowaną kochankę - hm, Max Ernst też bzykał Peggy Guggenheim i co z tego?
[b]
ok, proszę szukać odpowiedzi na Pani pytania i ustalać terminologię. Tylko, może jednak warto wrócić do biblioteki? Na te pytania odpowiedziało już wielu, wystarczy wybrać opcję co do której jest Pani najbardziej merytorycznie lub intuicyjnie przekonana.
Bezan, czy Panu się podoba jakakolwiek sztuka, której twórca/-yni zadebiutował/a w ciągu minionej dekady? I czy jest jakakolwiek kariera arytstyczna po 1995 roku, która nie budzi Pana etycznych wątpliwości?
(ważne: nie pytam o outsiderów, intersuje mnie tylko mainstream)
Z tego, co do tej pory wyczytałem, pan Bezan brzydzi się artystami, którzy w swoim wyborze materiałów sięgają poza markowe farby olejne i pędzel z włosia gronostaja. To raz. Po drugie samo ocenianie artystów na podstawie medium i tak archaicznego konceptu jak tzw. "język plastyczny" to nic innego jak skrajny przykład zamkniętości umysłu. Przykro mi...
"Bo były czasy gdy nasze BWA wypełniały obrazki nad kominek a performerzy żyli z pracy na budowie."
Łza się w oku kręci.
Żyjemy w świecie sztuki, mamy przyjaciół, którzy z nami dzielą życie w świecie sztuki, bzykamy ludzi sztuki, bo to jest nasz świat - świat sztuki. Poznajemy nasze drugie połowy na otwarciach wystaw sztuki, pijemy z nimi wino na wernisażach i rozmawiamy z nimi o sztuce. Dzielimy zainteresowania. Czy ktoś chce ustanowić prawo o nie zawieraniu związków ludzi sztuki z ich kolegami(żankami) po fachu?
"Sory kochanie, ale musimy się już rozstać, bo stałaś(eś) się wpływowym krytykiem. Co też ludzie powiedzą!".
Myśleć trochę proszę!
"zamkniętości" :)
"zamkniętości umysłu" - popłakałem się ze śmiechu :D
Człowiek sztuki: Otóż człowieku, rozumiem uczucia Uklańskiego do niezłej sztuki -Gingeras, zwłaszcza z taką ass, jak na zdjęciach w albumie Uklańskiego. Ale, ale. Jakoś te sztuki, jak na komendę dopisały na 81 Rivington street in London w gościnnym lokalu Frieze. (Uklański, Szymczyk, Gingeras, ale też Beatrix Ruf od nagrody Flash Art i tekstów o Sasnalu, i Claire Bishop od wykładów w MSN, i Charles Esche od wykładów w ms2, i Dejan Sudjic od konkursu na MSN).
Ślusarz: Między naszymi konceptuartystami a np. Kossuthem czy Whiteread jest taka różnica jak między kluczem i wytrychem. Klucz ma celową formę, ślady użycia i rąk ludzkich, otwiera bez zgrzytów. Ugrdulony z byle drutu wytrych też coś tam z mozołem otworzy, ale...
Otocki: Było kilka fajnych debiutów w ostatniej dekadzie. Kilka obrazków Książka, Partyki, Szlagi lub Żugaja chętnie bym zanabył. Salute
do Bartka O:
A co Pan ma sensownego do powiedzenia na jego temat?
No i gdzie mogę zobaczyć jego prace?
Dziś w czasch Internetu portfolio nie powinno stanowić problemu. Nie znalazłam, może źle szukałam. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, najbardziej obecni w mediach artyści, są w sieci nieobecni. Nazwiska wszędzie, prac nigdzie.
Czyżby ich prace były niewarte ogladania? Muszę wierzyć recenzentom i krytykom na słowo, że wybitne.
Nie słyszeliście o neologizmach?
jezusie chrytusie ty piszesz o partyce szladze i żugaju
to ty z Leto jesteś poprostu z warszawy albo poznania
straciłem szacunek przez takie nazwiska
whateever miedzy naszymi konceptystami a światowymi konceptystami jest kwestia promoccji a nie jakości ...to stracilem resztke szacunku do tego co piszesz
ale buractwo....
ale buractwo....
Dlaczego ten blog generuje taki syf za pieniądze z ministerstwa?
Czy z tego sie pan Kuba rozliczy z MKIDN?
Inne blogi na Obiegu nie przyciągają ludzi chcących osmieszyc
innych artystow, galerie, podszywając sie pod obciachowego krasnala czy bezana, chwalac lub krytykujac. Efekt jest ten sam. Perfidia, zenada i smród. Fenomen.
Pani Beato.... to, że nikt nie wie na ile szkodliwa jest cola, snickersy, czipsy , a także mięso, mleko bardzo pomaga sprzedac to... ..... ..... POŻYWIENIE.
Pamiętam jeszcze znamienne zdanie z najciekawszych zajęć na ASP:
"ludzie są opętani obsesją rozumienia i nawykiem ciągłego objaśniania".
No bo tak sie dzieje... najczęstsze zdanie co to sie pojawia u ludzi niezwiązanych z "sektą" to:
"Ja nie rozumiem sztuki współczesnej."
a jak sie nie da zrozumieć to świadczy to o jakości sztuki w myślach potocznych....
I moja rada:
Proszę nie próbowac zrozumieć, chyba że ma Pani ambicje krytyka sztuki/popularyzatora....
Prosze się tym dobrze bawić, czerpać z tego przyjemność i refleksję,może wzruszenia na miare katharsis bo rozum tu niewiele pomaga...
Rozum w jakiś sposób odbiera wrażliwośc człowiekowi, zaopatrzając go w cynizm i egotyczny despotyzm.. Posługuje sie wiedzą żąglujaca faktami a nie twórczymi procesami...
Ale to tylko takie babskie gadanie...;)
[b]:
proszę wejść na google.pl, kliknąć zakładkę "grafika" i wpisać "Piotr Uklański". Poza wspomnianą kałużą są tam wszystkie ważniejsze prace plastyczne. Acha polecam tez wikipedia.pl i culture.pl
uff..
Do BO
Chyba jednak nie zaglądałeś do Wikipedii, na culture.pl ani na polecany link.
Nie lubię grzebać w śmietniku, skoro artysta taki wielki to małe portfolio, przynajmniej takie jak Twoje nie zaskodziłoby i Uklańskiemu.
Wtedy wiedziałabym, które zdjęcie to praca, które Uklański (wart bzyknięcia), a które co innego.
Jeśli jego sztandarowe prace to te prace, to wybaczcie ale każdy prowincjonalny grafik ma większe osiągnięcia. Myślałam, że nie znam jego twórczości, a okazuje się, że ją znam.
Sporo się tutaj dowiedziałam, po pierwsze, że znam twórczość Uklańskiego (poza kałużą), po drugie, że aby poznać twórczość celebryty wystarczy "wejść na google.pl, kliknąć zakładkę "grafika" i wpisać "nazwisko". ... Acha polecam tez wikipedia.pl i culture.pl".
Mam nadzieję, że to żart.
- koniec z tym Pan i Pani (to do wszystkich)
Nie, nie z Leto, mózgu szara galareto
Do Absolwentki
Dzięki za ten wpis. Zawsze będę odstawała „werbalnie” bo nie dość że technikum, że inne pokolenie, to jeszcze Panna, zasadnicza no i z pasją. A pasje sami wiecie jak się kończą.
„ludzie są opętani obsesją rozumienia i nawykiem ciągłego objaśniania".
Nie wiem czy ludzie, ale ja na pewno.
„najczęstsze zdanie co to się pojawia u ludzi niezwiązanych z "sektą" to: "Ja nie rozumiem sztuki współczesnej."
Jak mają rozumieć, skoro analizowanego Uklańskiego muszą poznawać w sposób podany przez Bartka. Kto się w tym połapie? Muszą uwierzyć albo odrzucić. Ci „nowocześni” uwierzą, ci praktyczni odrzucą, a my nazwiemy ich moherami, zapominając, że to nasze ciotki, mamy, babcie, (dziadkowie, tatusiowie, wujkowie są na meczu albo piwie, a jeśli trafią na sztukę to z wycieczką parlamentarną).
Nie możemy im pomóc, bo sami wierzymy. „Sekta” jest tu dobrą analogią. Sekciarzom też zabrania się rozumieć i wiedzieć. Nie można wiedzieć „z grubsza”. Takim materiałem można się jedynie bawić.
Wiedza jest „utworem”, dzięki któremu nie błądzimy, jest jak kompas. Można „żonglować” wiedzą (co większość robi) albo z niego skorzystać. Rozumiejąc chronimy się przed cierpieniem (potrafimy przewidywać). A o to chyba nam wszystkim chodzi.
Jestem tu, bo w tym tokującym gronie jest kilka osób, dla których to, co piszę jest ważne (i jakoś znoszą to „jak”, tak mi się przynajmniej wydaje). Jest Bezan, którego spostrzeżenia potwierdzają moje. Jest reakcja, taka a nie inna, niezwykle cenna informacją o stopniu zainfekowania umysłów („Samolubny gen”), o niezdolności prowadzenia rozmowy z kimś kto się od nas różni, kto ma inne zdanie. W każdej dyskusji przynajmniej raz pojawia się rada „załóż sobie własny blog”. Brzmi jak „załóż sobie własny Sejm, z opozycją nie chcemy dyskutować”.
Kto chce skorzysta. Nie ma przymusu, można przeskoczyć [b].
No i bawię się, robię to co lubię (na serio :), choć nie ukrywam, ostatni kopniak Bartka był bolesny. Jeszcze raz dzięki.
Fakt, ten blog pod względem temperatury dyskusji jest inny od pozostałych. To dobrze bo świadczy to o jego otwartości, żywotności, o tym, że jest „dla ludzi”, a nie jest to kolejny blog „hermetyczny”, na którym wiedzie się talmudyczne spory dla wtajemniczonych, dla wszystkich innych pozbawione znaczenia. Mam też wrażenie, że rozmawiamy tu o czymś istotnym, że próbujemy dojść do jakiejś prawdy.
Absolwentka ma sporo racji wskazując na niebezpieczeństwo przesytu definicjami i teoriami, zgadzam się, że takie przeintelektualizowanie może zatłuc w nas zdolność emocjonalnego, bezpośredniego odbioru dzieła sztuki. Zgrabna teoria może też otrzymać w pionie dziełka słabe ale pasujące do lansowanej doktryny, a to już manipulacja i oszustwo.
Padła też myśl o „sekciarstwie” środowiska; coś w tym jest, acz w moim doświadczeniu w aspekcie negatywnym – irytuje mnie reprezentowana przez część członków sekty/artystów pogarda dla „niewiernych” - widzów, twórców z innych sekt, czy pogarda największa – do „człowieka z ulicy”, zakładająca jego absolutną niezdolność do zrozumienia wysublimowanej sztuki współczesnej.
Cóż, jeżeli większość „nie rozumie sztuki współczesnej”, to może z tą sztuką jest coś nie tak?
To właśnie, podstawowy błąd logiczny, albo prościutki wybieg taktyczny. Otóż, fakt, że ktoś się z czymś nie zgadza, wcale nie znaczy, że tego nie rozumie. Przeciwnie, z reguły rozumie aż nadto dobrze.
Do Kapitana i nie tylko
Masz rację tu toczy się dyskusja, co jest pozytywne i Absolwentka ma rację za dużo definicji szkodzi. Ale czy można uznać że „za dużo” to każda próba systematyzowania?
W ogóle definiowanie pojęć sztuki jest zakazane, bo podobno niemożliwe. To pachnie dogmatyzmem religii. Uważamy, że sztuka jest wolna (bez granic) tylko wtedy kiedy nie precyzujemy pojęć ani wypowiedzi. To jest właśnie woda na młyn pseudointelektualistów. Nie podejmą tego tematu aspirujący do tytułów naukowych bo są rozsądni, nie podejmą słabi, bo tylko dzięki temu, że wszystko i każdy, że pełna demokracja, mają szansę "wycelebrować" dobrych. Pisząc „dobry” nie myślę, o malarzach, tylko o wszystkich, którzy mają coś do powiedzenia. Myślę, że tym dobrym granice nie zaszkodzą.
I ja "zgadzam się, że przeintelektualizowanie może zatłuc w nas zdolność emocjonalnego, bezpośredniego odbioru dzieła sztuki.” a "Zgrabna teoria może też otrzymać w pionie dziełka słabe ale pasujące do lansowanej doktryny..."
Jednak uważam, że to systematyzowanie, a więc niestety definicje i twierdzenia (nie teorie) chronią przed przeintelektualizowaniem. Kiedy wiem co to jest samochód, nie pomylę go z atrapą, nawet jeśli wszyscy wokół będą twierdzić, że król ma nowe, piękne szaty. Jasne, że nie ma w sztuce jednoznacznych definicji, co nie znaczy, że nie można (nie należy) podejmować poszukiwań i prób.
"jeżeli większość „nie rozumie sztuki współczesnej”, to może z tą sztuką jest coś nie tak?"
Myślę, że to z nami coś jest nie tak. Uzurpujemy sobie prawo nazywania sztuką wszystkiego co ktokolwiek zrobi (dyplom nie ma znaczenia) i wydaje nam się, że większość powinna to zaakceptować bez szemrania i rozumieć.
A oni ani chcą, ani potrzebują sztuki, a już na pewno takiej. Większości trzeba wina i igrzysk, o czym wiemy. Więc, ci którzy chcą dobrze zarobić, robią ze sztuki (wszystko jedno jakiej) igrzyska, supermarket i nikt się z tym nie kryje. Im bardziej widać "artystę" tym lepsze jest jego dzieło, tak długo jak długo nie ma granic. Ot i cała logika dzisiejszej "sztuki wysokiej".
Tak to widzę, bo trenowałam już inne "logiki". Ostrzegam, bo kształci się setki artystów "po nic". Po to, żeby etat mieli inni artyści, żeby był zbyt na materiały artystyczne, żeby galerie mogły przebierać jak w ulęgałkach, żeby biznes mógł płacić projektantom mało, a nie dużo. Młody człowiek inwestuje w studia kilka lat, mówi mu się o sztuce przez duże "S" i zapomina o nim za bramą uczelni. Czy bardzo się mylę?
Nie chodzi mi o to, by kogokolwiek krytykować, cokolwiek narzucać. Każdy przyjmuje własną strategię, na własne ryzyko, ale jeśli wiemy w jakich warunkach działamy, łatwiej podejmować decyzje, które nam służą, a nie szkodzą. Bo to różni uprawianie sztuki od innych zawodów, że dobra sprzedaż nie chroni przed frustracją, a brak sprzedaży nie jest wystarczającym argumentem do zmiany zawodu.
I tylko próba unaocznienia pułapek, jest celem moich wybaczcie, że tak „ciężkostrawnych” wypowiedzi. Postaram się wyluzować. Pozdrawiam.
uwaga Bezan kolekcjonuje Żygaja i Partytkę
z takim gustem nie pisz o Uklańskim człowiecze
Taaak, akurat kolekcjonuje. Tania prowokacja wymierzona w tych artystów, przez osobę podpisujaca się jego ksywką. Bardzo smutne jak ludzie potrafią dopier... innym. Wszystko co podpisane nickiem Bezan powinno znikac z tego bloga, niech sobie facet założy własny - autoryzowany.
Dzięki za jeszcze jedną chęć wywalenia mnie z tego blogu. Nic tak nie cieszy jak wkur..ienie bliźniego. No i najlepiej dowodzi zasadności moich wpisów.