Ćwiartka dla Kozaka, czyli jaki tam kozak
Banasiak/Przebrnęli Państwo? Świetnie. Zabawne? Miejscami. Sensowne? Mniej. Zanim jednak przejdę do meritum, kilka słów wstępu.
Otóż ktoś mógłby zapytać, dlaczego ten komentarz w wersji max – komentarz gargantuiczny – w ogóle figuruje w tym miejscu, a nie w miejscu przeznaczonym na komentarze. Odpowiadam. Po pierwsze dlatego, że sam fakt podjęcia polemiki uważam za wartościowy, a po drugie – ponieważ zaproponowałem Tomkowi Kozakowi, że udostępnię mu to dokładnie miejsce. Zaproponowałem Tomkowi Kozakowi tę właśnie – a nie tylko komentarzy – przestrzeń, aby na spokojnie przedstawił On swój punkt widzenia i za jego sprawą ustosunkował się do przewijających się w moich tekstach diagnoz i tez – a nie: by serwował mnie i innym komentarz w wersji max; komentarz gargantuiczny. Innymi słowy, miałem nadzieję na starcie idei, a nie kolejne podnoszenie kwestii „mamy” i „taty”; miałem nadzieję na polemikę, a nie męczące prostowanie retorycznych wygibasów, niedomówień, przeinaczeń, itepe (o czym szczegółowo niżej).
Że Kozak ma barwna frazę, to już zdążyliśmy się przekonać (że morduje ją często nadmiarem słów – także). Nie o frazę jednak tu idzie, a o treści – i argumenty. Czy z moich tekstów trudno jest wytrącić – nie wiem – powiedzmy pięć „filarów”: moich czytelnych propozycji odnośnie krytyki i sztuki? Przejrzałem je i uważam, że nie – nie jest to trudne.
Cóż w istocie zaprezentował Kozak? Łagodnie mówiąc, rozwiązanie karkołomne: wziął na warsztat gros moich tekstów z mediów wszelakich, gdzie skrajności wyznaczają sążnisty esej o Żmijewskim i felieton w „Art & Business”. Nie był łaskaw ich poróżnić. Jednak to broń obosieczna, bo siłą rzeczy musiał Kozak operować na pojedynczych, wyrwanych z kontekstu, stylu, atmosfery i generalnej wymowy danego artykułu cytatach. Ile stron mu wyszło, wie najlepiej czytelnik, który zmęczonymi oczyma wodzi właśnie po tym tekście – a mogłoby wyjść mu przecież więcej. I chyba tylko On ma to za szatańsko cwaną polemiczną metodę. Tu szybko podpowiem: lepsza jest metoda odwrotna. Należy wziąć znamienny tekst danego autora i wypunktować na jego przykładzie słabości myśli delikwenta i te cechy konstytutywne jego stylu, które mamy za ułomne; posłużyć się tekstem, jak soczewką.
Poza wszystkim tekst Kozaka zbudowany jest na prostych – by nie rzec: prostackich – binarnościach; to jałowe intelektualnie etykietowanie. Muszę przyznać, że ja de facto nie wiem o co chodzi Kozakowi – ja nie rozumiem Jego języka: ten z tym, a jak nie to z tamtym i w tedy dzieje się to (właśnie dlatego!), a nie o tamto. Tekst, który był uprzejmy popełnić Kozak nie jest negocjowaniem wiedzy – dokładnie tak samo, jak dominujący w Polsce model krytyki jest permanentnym marazmem. Powtórzę: w mojej opinii Kozak nie chce – lub nie potrafi – wydobyć z moich tekstów jasnych stanowisk, zacytować ich i podjąć polemiki. Potrafi natomiast skakać z kwiatka na kwiatek i budować polemikę na żarcikach, z których sam najwyraźniej się podśmiewa i które sam sobie serwuje. I tak rzecz jasna można obalić/ wynieść pod niebiosa wszystko.
Co więcej: mam poważne wątpliwości czy Szanownych Czytelników interesuje jeszcze tekst, w którym ktoś zarzuca mi zależność od wiadomych galerii – i tekst, w którym ja piszę, że nie, absolutnie, nic takiego nie ma miejsca. I, powiem szczerze, mnie też takie teksty nie interesują. Oczywiście: myśli Kozaka wypuszczają czasem kiełki. Oczywiście: czasem Kozak uderza ładnie, a czasem celnie. Oczywiście: uśmiechniemy się nieraz pod nosem czytając Kozakowy tekst. Tylko, żeby precyzyjnie Mu odpowiedzieć musiałbym – trawestując Tuwima – napisać stron nie 17, a 117: omówić każdy tekst, do którego się odnosi, wskazywać na jego gatunek i wynikające stąd zależności, streszczać własne słowa, prostować powyginane przez Niego sensy, obszernie cytować samego siebie... Naprawdę – wystarczyło wypunktować moje propozycje i się do nich konstruktywnie odnieść.
Monstrualny wyziew Kozakowych przemyśleń nałożył się na moje polemiczne przesilenie. Wybaczą więc Państwo, ale ograniczę się do 25 punktów i formy cokolwiek skrótowej. To i tak dużo, zważywszy, że w paru miejscach Kozak dotarł na tak niebotyczny pułap absurdu, że ja już nie wiem, czy On naprawdę wierzy w to, co wypisuje, czy tylko usiłuje zrobić ze mnie idiotę.
1.
[Krytykant to] Autor, który, jak można przypuszczać, za herolda nowej krytyki uważa samego siebie.
Zbędne kpiny, nie wypieram się. Tak, stawiam się w opozycji do krytyki, którą wielokrotnie starałem się definiować; co zatem logiczne, próbuję pisać inaczej, niż jej prominenci – też o tym wielokrotnie wspominałem. Szkoda, że Kozak nie ogniskuje się na tych zagadnieniach, bo to właśnie one są tu istotą.
2.
Podsumujmy wstęp. Kozak wymienia w nim nośne cytaty z felietonów bądź metafory, które z pewnością nie były istotą moich tekstów o krytyce. Szkoda, że nie znalazł w nich jasnych deklaracji i ich uzasadnień.
3.
Kozak cytuje:
„Fundacja Galerii Foksal i Raster są dziś jednymi polskimi pierwszoligowymi graczami nie dlatego, że mieli szczęście, czy uprawiali godny pożałowania koniunkturalizm. Po prostu - FGF i Raster mają bezcenny w tym - galerzysty - fachu dar wskazywania artystów, którzy posiadają to coś”.
I pisze: W związku z tym Krytykant umieszcza na blogu linki do swoich „rodziców”. FGF nazywa „Mamą”, Rastra zaś – „Tatą”.
Znamienna dla Kozaka konstrukcja logiczna – widzi związek tam, gdzie chce widzieć, a nie tam, że wie, iż on występuje. Nie, nie dlatego umieściłem te linki. Ale ja już o tym mówiłem. Ileż to razy...
4.
Krytykant zazwyczaj nie podejmuje merytorycznej dyskusji z podobnymi [dotyczącymi „mamy” i „taty”] zarzutami.
Nieprawda. Robiłem to nazbyt wiele razy. Włączając to Kozaka.
5.
Tym sposobem [chodzi o moją negatywną opinię odnośnie 4 z 5 (sic!) omawianych przedsięwzięć Rastra] „Tata” nie jest już „poza dyskusją”.
Nieprawda. Po prostu Kozakowi trudno pojąć, że żadna galeria nie była tu „poza dyskusją”. Tłumaczyłem to dziesiątki razy – także Jemu. Ale Kozak pisze: „kilka takich recenzji nie wystarczy, by wybić się na samodzielność”. Kilka, czyli – 4 z 5. I cóż tu począć, skoro sprawa wydaje się przesądzona? Kozak zadekretował – i rzeczywistość nagięła się do tez Kozaka.
6.
W moim przekonaniu kłopot z Rastrem nie polega na tym, że kiedyś była to galeria świeża i niebanalna, a teraz grzęźnie w rutynie. [wybicie się na samodzielność] oznacza dziś przede wszystkim intelektualną niezależność od skrajnie skomercjalizowanego status quo. Czyli od czego? – zapyta Krytykant – Czym jest to status quo?
Ten fragment warto podkreślić, bo to właśnie w nim Kozak zaczyna dyskutować z samym sobą, a nie z moimi tezami. Czyli: nie mówi On, dlaczego mój sąd o Rastrze jest błędny (jeśli jest), ale jak powinien wyglądać holistyczny obraz sztuki, gdzie sam fakt pochylania się nad Rastrem jest nie do pomyślenia; szkoda, że wątku tego Kozak nie rozwija (tu także zaczyna przebijać z Kozakowej polemiki jakaś odrębna wizja sztuki, której to, niestety, ostatecznie nie poznaliśmy).
Czym jest to status quo? – pyta zatem Kozak w moim imieniu – i słusznie.
Oto odpowiedź: przedstawiciele prywatnych galerii (Michał Kaczyński i Joanna Mytkowska) zasiadają w komisji nominującej do konkursu organizowanego przez Galerię Narodową [chodzi o drugie Spojrzenia]. Ta oto sytuacja poglądowo ilustruje proces komercjalizacji polskiej sceny artystycznej czyli rosnące przyzwolenie na to, by tu i teraz horyzont myślenia określali ludzie posługujący się dyskursem „sukcesów”. Ludzie fetyszyzujący świat targów, aukcji, rankingów etc.
Uff. Po kolei. Galeria Narodowa użycza tu tylko budynku i, by tak rzec, prestiżu. Organizatorem i sponsorem jest wielki bank. I ten bank może zażyczyć sobie, by w jury zasiadali tylko i wyłącznie właściciele prywatnych galerii. Tyle, że taki konkurs po jednej edycji byłby pośmiewiskiem. I tak było w omawianym tu przypadku – natomiast w tym roku sytuacja uległa zmianie. Innymi słowy: najpierw prywata, a potem opinia publiczna. To świetne wynalazki i nie ma potrzeby przy nich majstrować. Czy więc w komisji nominującej „powinni zasiadać Kaczyński i Mytkowska”? Nie – nie powinni (zakładając, że Joanna Mytkowska reprezentowała wówczas FGF). Tyle, że wizja Kozaka i tak jest niezmiernie uproszczona, bo polish art world – jak go nazywam – to byt specyficzny: nieukształtowany jeszcze w pełni, bez wyraźnego podziału ról, nie nazbyt liczny, dziurawy, młody, uczący się na błędach – i tak dalej. Więc może jednak – nic w tym złego, że zasiadali? Nie wiem, ale można o tym spokojnie porozmawiać. Ja już zresztą kiedyś o tym pisałem, a od tak wytrawnego polemisty wymagam, by przytaczał, a nie przemilczał moje wypowiedzi. No, ale to problem wielopłaszczyznowy, a Kozak lubuje się w tonach czarno-białych.
Ważne jednak, by nie umknęło nam sedno – oto Kozak ustalił w swym tekście istotny podmiot: „skrajnie skomercjalizowane status quo”. No i na marginesie – wolę dyskurs sukcesu, niż klęski (cokolwiek miałoby to w Kozakowym słowniku znaczyć).
I dalej:
Trzeba pamiętać, że dyskurs ten – dyskurs „kariery” – spopularyzował właśnie Raster i to on jest odpowiedzialny za to, że dzisiaj Krytykant może bezrefleksyjnie powtarzać: „drogie równa się dobre” (Po Morganie). Ta niedorzeczność – zarówno ekonomiczna jak intelektualna – jest dla młodego krytyka niepodważalną oczywistością.
Według mnie Raster spopularyzował multum ważniejszych rzeczy, niż „dyskurs kariery”. Multum. Ale jeśli ktoś tego nie widzi, to znaczy, że najwyraźniej nie chce zobaczyć (bo, że za mało lotny – nie śmiem sugerować) – więc próżne moje starania. Co do „drogie równa się dobre”. Kozak nie raczy niuansować moich wypowiedzi, więc ku jego uciesze potrzymam swój sąd – tak, Caravaggio był drogi, a rzemieślnik z przeciętnego cechu – tani. Oraz – tak, czasem cena pojawia się dużo za późno (z perspektywy artysty, rzec jasna), ale w wypadku wybitnej sztuki zawsze jest ona niepomiernie wyższa od przeciętniactwa. To może się wykrystalizować nie od razu, jednak krystalizuje się zawsze. I będzie tak, dopóty będzie istniał kapitalizm. Jeśli zna Kozak jakiegoś taniego wybitnego twórcę – czekam.
7.
Banasiak waloryzuje tę zmianę [wyłożoną w powyższym cytatach] pozytywnie.
Jaką zmianę? Ja nie podzielam powyższej opinii Kozaka – że zaszła jakaś zmiana na gorsze. Nie mam więc czego waloryzować. No, ale Kozak zaczął dyskutować już z samym sobą, nie przeszkadzajmy więc.
8.
Wróćmy jeszcze do „Mamy”. Otóż Fundację i Krytykanta łączy zaiste „rodzinne” podobieństwo. Widać to w analogii charakterystycznych gestów, które mogą wydawać się marginalne, w istocie jednak syntetycznie odzwierciedlają pewien typ myślenia.
Skoro chce Kozak wracać – wrócić muszę i ja... Ale: „odzwierciedlają syntetycznie”, czy może w umysłach niektórych – odzwierciedlają paranoicznie? (tu Kozak przechodzi moje najśmielsze oczekiwania, ale, jak zaraz zobaczymy, wszystko jeszcze przed nami).
9.
Krytykant bezwiednie odtwarza jeden z tych gestów, niegdyś czujnie wychwycony i z życzliwą ironią opisany przez Rastrystów, którzy w 2000 roku zwrócili uwagę, że kiedy kuratorzy Galerii Foksal „chcą udowodnić rozmówcy wyższość swoich racji sięgają na ogół na półkę po zachodnie czasopismo lub katalog”.
Otóż to – „z życzliwą ironią”. To żarcik, może przytyk – ale nic więcej. Błahostka, o której pamiętać by mogli tylko zacietrzewieni i zapiekli... Kozak chce wieszać się na tej wiotkiej gałązce i dowodzić rzeczy niestworzonych – jego sprawa, ale szybko spadnie. Zamiast buszować po archiwach i stawiać kosmiczne tezy (nigdy nic takiego nie mówiłem, nigdy nic takiego nie posłużyło mi za argument), niech Kozak zbliży się do moich deklaracji i ich uzasadnień.
10.
Banasiak nie ma wątpliwości, że „karty albumów <Art Now> (zgodzimy się, że jest to dobry probierz jakości) przeważnie zapełniają artyści bardzo dobrzy lub znakomici” (Po Morganie).
To oczywiście pewien skrót, ale Kozak postanowił odnosić się do moich skrótów, a nie realnych propozycji – więc się nie wypieram.
Czy mam więc wątpliwości odnośnie tego tytułu? Nie mam. A Kozak miał rzecz w ręku, czy tylko czepia się powodowany automatyzmem? Przypomnę może śmietankę składu „Art Now”: Matthew Barney, Maurizio Cattelan, John Currin, Tacita Dean, Thomas Demand, Rineke Dijkstra, Douglas Gordon, Andreas Gursky, Thomas Hirschhorn, Damien Hirst, Mike Kelley, Martin Kippenberger, Jeff Koons, Sharon Lockhart, Won Ju Lim, Paul McCarthy, Mariko Mori, Sarah Morris, Vik Muniz, Takashi Murakami, Shirin Neshat, Albert Oehlen, Chris Ofili, Gabriel Orozco, Jorge Pardo, Elizabeth Peyton, Thomas Ruff, Cindy Sherman, Thomas Struth, Wolfgang Tillmans, Rirkrit Tiravanija, Luc Tuymans, Jeff Wall, and Andrea Zittel.
Owszem – moim zdaniem to twórcy bardzo dobrzy lub znakomici. Ale dla purysty Kozaka dodam: istotnie, jest tam trochę zapchajdziur. Jak wszędzie poza monografiami.
11.
Według mnie jest to zgubne mniemanie, a gest, który je potwierdza – „fatalny” w swym niemal „mitycznym” znaczeniu. Oddaje nas bowiem we władzę odwiecznego polskiego losu. We władzę fatum skazującego rodzimą kulturę na bezmyślny i serwilistyczny okcydentalizm.
To wnioski Kozakowych rojeń odnośnie wartości mierzonych (rzekomo) tylko pieniądzem i moich (rzekomych) uwikłań w wiadome (Kozak nie pozwoli nam o nich zapomnieć) galerie. Ależ to są wnioski! Znowu wyziera z nich jakiś koncept Kozaka, którym poprzetykał On swój tekst. Koncept, którego możemy się tylko domyślać, ale który, jak teraz widzimy, ma swoje istotne ogniwo w anegdocie o FGF i albumach.
Jednak ja się słów o „Art Now” nie wypieram, jednak boję się pomyśleć o tej skromnej wypowiedzi jako o geście o fundamentalnym dla mojego pisania znaczeniu.
12.
Koniec tego wątku wieńczy Kozak cytatem z Brzozowskiego, który ma, jak rozumiem, wskazywać na moje hołdowanie europejskim doktrynom chwili.
Kolejne, nazwijmy rzecz łagodnie, nadużycie. Po pierwsze: zawsze byłem zwolennikiem tezy, że aby coś mogło być globalne, najpierw musi być lokalne. Jeśli to nie wybrzmiało – to niech wybrzmi teraz. Znowu: Kozak chce przekazać nam jakiś swój koncept – interesujący być może – i wikła w to mnie. Tyle, że przy okazji intelektualnie się kompromituje, bo swoje tezy opiera na strzępach wyjętych z kontekstu miejsca i czasu.
I ta gigantomania! Tu ja, a tu europejskie doktryny... Bez przesady...
Zaiste, ma Kozak ciśnienie na artykulację swoich przemyśleń – polecam założyć bloga.
13.
Krytykant straszy nas Stachem Szabłowski.
Nieprawda. Nie straszę. Zająłem odmienne on Niego stanowisko. To wszystko. Ale – Kozak lubi rysować swoje tezy grubą kredką. I zamiast napisać, dlaczego „straszę” (zreferować moje tezy) i dlaczego jest to niesłuszne (zaprezentować własne zapatrywanie na krytykę) – gubi kolejny potencjalny argument.
14.
Banasiak – autor sympatyzujący z lewicową „Krytyką Polityczną”.
Jerzy Pilch kiedyś sympatyzował z „Tygodnikiem Powszechnym”, a więc z myślą katolicką. Następnie sympatyzował z „Polityką”, obecnie sympatyzuje z Axel Springer, a kiedy wygłaszał laudację na część Marii Janion w siedzibie Agory – sympatyzował z „Gazetą Wyborczą”. Ale przede wszystkim sympatyzuje on z koncernem Bertelsmann Media, nawiasem mówiąc – niemieckim.
„Banasiak – autor sympatyzujący”: jakże symptomatyczna to dla Kozakowego myślenia fraza (wszak podnosi On głównie etykiety)! Niemniej ugaszę pragnienie Kozaka – pragnienie odpowiedzi precyzyjnych jak praktyka księgowego. Otóż tak, każdą radykalną korektę (z anihilacją włącznie) kapitalizmu uważam za niemożliwą. Można natomiast szukać luk i próbować negocjować ustępstwa. Polecam Kozakowi odbierać propozycję „Krytyki Politycznej” na niższych nieco, niż apokaliptyczny rejestrach.
15.
W tym momencie pojawia się kluczowe pytanie: jaki jest stosunek Krytykanta do tego stanu rzeczy? Otóż jest to stosunek z jednej strony zdecydowanie afirmatywny – wystarczy przypomnieć ów nieszczęsny aksjomat: „drogie równa się dobre”. Z drugiej zaś – ambiwalentny. Krytykant wprawdzie akceptuje prawa „art worldu” („Wyczerpanie”, „Niemożność buntu”, „Po Morganie”), zarazem jednak dostrzega jego fałsz i pustkę („Hahaha”).
Stosunek – do jakiego stanu rzeczy? Tego, który widzi Kozak, czyli stanu rzecz, gdzie duży bank nie może dobrać sobie jury czy stanu rzeczy, w którym durnie źle oceniają „Art Now” i kolaborują z galeriami? Otóż ja widzę zupełnie – rzekłbym: dokumentnie – inny stan rzeczy. Nie wiem natomiast, co o mojej diagnozie „stanu rzeczy” myśli Kozak.
Odnośnie tekstu o For the Love of God („Hahaha”) – Kozak go nie zrozumiał albo nie chciał zrozumieć. W skrócie – nie krytykuję w nim rynku, tylko nieudolnych rynku krytyków; stanu, w którym aby skrytykować rynek trzeba się nieźle nagimnastykować.
W finale jednego z ostatnich tekstów roztacza nawet par excellence wywrotową wizję - oto „aukcje dnia na dzień zaczynają świecić pustkami, nikt nie chce kupować czegoś, co nie jest sztuką, a w sztukę tylko się bawi. W konsekwencji upada rynek sztuki, a wraz z nim art world” („Estetyka, głupcze!”).
Kozak nie zrozumiał tego ustępu bądź ja wyraziłem się nieprecyzyjnie. Za dużo by pisać, odsyłam do źródeł.
16.
W tym miejscu należy powstrzymać się od złośliwej sugestii, że to rozdarcie między afirmacją i kontestacją; ta niestabilność osobistych poglądów, jest znamieniem niedojrzałości, którą Krytykant tak energicznie piętnuje u innych.
Kozak najpierw zdefiniował ostatnią dekadę na podstawie składu jury Spojrzeń i domniemanego „dyskursu sukcesu”. Następnie nawet nie błędnie odczytał moje teksty, co przetransponował na nie swoje wizje, tezy, bolączki i roszczenia – a następnie wskazał, że moje nie przystaje do Jego i zadecydował, że to niekonsekwentne i niedojrzałe. Dla mnie bomba.
I to „rozdarcie” – naprawdę: dość łatwo wyłuskać z moich tekstów jednoznaczną opinię na temat uwikłania sztuki w rynek.
17.
Wszak wahania [Krytykanta] w „kwestii rynkowej” są również naszymi wahaniami, a specyfika jego rozterek jest specyfiką także i naszych wątpliwości. Ambiwalentne uczucia wobec rynku łatwo zrozumieć i wybaczyć. Niewybaczalne są jednak podwójne standardy, jakie Krytykant często stosuje wobec swoich oponentów i faworytów.
Jakie znowu moje? Kozaka raczej. I skąd ambiwalencja? Ja nie mam na tym polu wahań. Moje stanowisko jest najzupełniej jasne. Wystarczy tylko chcieć je dostrzec. Natomiast wraz z „podwójnymi standardami” przeskakujemy na wyższy lewel Kozakowej logiki. Gdzie? W stosunku do kogo? Co ma do tego rynek? Przykłady? Może dostrzeże w końcu Kozak, że ja w swoich tekstach używam argumentów – że nie ma tam licznika potencjalnych cen danej pracy; i że można z tymi argumentami polemizować.
18.
O ile dobrze zrozumiałem Banasiak sugeruje, że Żmijewski nie funkcjonuje w „instytucjonalno-finansowym obiegu sztuki” i nie zgadza się na jego ograniczenia [tyczy to mojego tekstu o „Stosowanych Sztukach Społecznych”].
Źle Kozak zrozumiał. Co nie przeszkadza w dalszym budowaniu swojej teorii – bo przecież nie polemiki z moimi. Znowu: odsyłam do źródeł. Powiem jedynie, że nie wszystko na tym świecie jest czarno-białe. I tak na przykład, gdyby Kozak dostrzegł w tekście o Żmijewskim moje tezy, a nie tylko nieobecność swoich, pojąłby może, że propozycja Żmijewskiego jest godna uwagi choćby z tego powodu, że dostrzega ów artysta „niemożność buntu” i próbuje jakoś wyjść z tej sytuacji; że próbuje wyjść z zaklętego kręgu kwadratury koła, jaką jest tercet bunt – rynek – sztuka, a tym samym przekracza intelektualną siermięgę polskiego myślenia o sztuce. I sam fakt tej konstatacji jest wartościowy, godny uznania. Jednocześnie próby Żmijewskiego mogą być dyskusyjne – ale to nie wyklucza pierwszego. To naprawdę jest w tym tekście – nie ma natomiast tego, co zobaczył Kozak. Zaczynam obawiać się, że wszędzie widzi On jedno i to samo...
Podsumujmy od razu cały obszerny fragment, w którym Kozak tropi nieprawomocności w postępowaniu Żmijewskiego, Sasnala i – zakładam – moim. Co do kapitalizmu – patrz wyżej; mam nadzieję, że już się wytłumaczyłem. Co do owej niesłychanej i na pewno wysoce podejrzanej „sprzeczności”: otóż jeśli artysta tworzy dzieła wybitne, a przy tym zdarza mu się pleść bzdurki – to w niczym mi to nie przeszkadza. Artysta w moim odczuciu nie musi być inteligentny, może wręcz nie znać się na sztuce (pisałem o tym, jak zresztą o większości poruszonych tu wątków, w polemice z Kozakiem pod jednym z postów – i to nie tym ostatnim). Śmieszność pojawia się, gdy jest marny i szafuje hasłami godnymi Lenina. Gdy zaś jest wielki – śmieszność darujemy. Ot, cała tajemnica. Nie ma co ironizować – to dość proste. A dla Kozaka – kolejny zez w Jego binarnej optyce.
19.
To kontrowersyjne przypuszczenie J. Sowy [że gdyby Wilhelm Sasnal chciał wystąpić w telewizyjnej debacie, osiągnąłby może więcej niż malując zaangażowane obrazy] Krytykant przerabia na aksjomat - w sposób nieznoszący sprzeciwu komunikuje, że „jeden wywiad Sasnala w «Dzienniku» daje więcej polskiej lewicy, niż dziesięć «zaangażowanych» prac”. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem podobnej bzdury.
Pominę, że sam na to wpadłem, i że sprzeciw postaram się jednak jakoś znosić – nawet ten marnego kalibru...
Co do meritum – już tłumaczę, bo znowu Kozak postanowił zabrać się do sprawy z właściwą sobie bezpośredniością i zestawić literalnie odczytane treści wywiadu Sasnala z tezą Sowy/ moją (niech będzie, że Sowy). Otóż wywiad daje więcej, niż „zaangażowane obrazy” ponieważ – po pierwsze – ludzie nie interesują się sztuką; i po drugie – ponieważ działa tu mechanizm popularności, idola i mody. Czyli: Sasnal jest modny, znany i uznany, a przy tym lewicowy – nawet jeśli swą lewicowość wyraziłby w tym wywiadzie w jednym zdaniu: „jestem lewicowcem”. To zaś niechybnie kieruje duszyczkę młodego czytelnika owego wywiadu ku lewicy. I tyle. Naprawdę – ja wiem, że to brutalne: nie jest tu zbyt ważne, co Sasnal mówi, ale jako kto. Takie artystyczne Realpolitik. On jednak doskonale zdaje sobie z tego sprawę – wystarczyło poszperać w dostępnych publikacjach i zacytować odpowiedni fragment.
20.
Ulegając skłonnościom do pedanterii, obliczyłem, że ze stu trzydziestu czterech wersów poświęconych Ziółkowskiemu, sto siedemnaście to klasyczne opisywactwo technologii i motywów malarskich.
Podsumujmy wątek Ziółkowskiego. Otóż to jedna z tych oczywistość, na które nie mam aktualnie sił. Bo przecież Kozak rozumie, że „magia” Przybylskiego to kiczowata magia retoryki, którą zdefiniowałem w tamtym tekście nazwiskiem Paulo Coelho; retoryki, która buduje wtórne formalnie obrazki – bo nie buduje ich z pewnością forma czy stojąca za nimi treść. A nie magia par excellence – ja je tak nie odczytuję. Lecz Kozak znowu gnany jest retoryką, a nie myślą. I ponownie pojawia się pytanie: czy Kozak udaje, czy naprawdę nie widzi różnicy jakości w wypadku tych dwóch malarzy? Co ważniejsze: czy naprawdę nie umie wyłuskać z mojego kpiarskiego felietonu argumentów – i ich podnieść; czy nie chce? A może nie znalazł moich argumentów za Ziółkowskim i kontra Przybylskiemu?
A zaczęło się obiecująco – bo od metakrytyki. Liczyłem – w końcu – na polemikę.
Ale oddaję Kozakowi jedno: bardzo to wszystko zgrabne, szkoda tylko, że zastępuje treść. Co złego natomiast w opisach technologii i motywów malarskich – skoro pisałem właśnie o malarstwie – nie pojmę.
21.
Gdyby Althamer, Żmijewski i Sasnal połączyli swe siły, to by dopiero Bush się bał!
Podsumujmy wątek Busha.
Przy zastrzeżeniu, które poczyniłem powyżej (dobry artysta może twierdzić, że Słońce kręci się wokół Ziemi) – pełna zgoda. Jednak, no właśnie, ideologia może zafunkcjonować tylko w wypadku dobrej sztuki. Poza tym: Kozak ma ewidentne zadatki na felietonistę.
22.
Właściwie każdy z grzechów głównych opisanych w „Siedmiu rodzajach złej sztuki” dałoby się zarzucić jakiemuś artyście z Fundacyjnej freblówki.
Kozak nie zrozumiał tego tekstu. Albo za co innego, niż ja, ma za sztukę.
23.
Krytykant nader zazdrośnie strzeże algorytmu, który pozwoliłby obliczyć [jakości danych prac].
Podsumujmy wątek jakości, wtórności i Sasnala. Znowu: mamy tu wyjmowanie tez z kontekstu, mieszanie porządków, przemilczanie bądź niedostrzeganie argumentacji, czepianie się słówek – ale to już znamy. Zasadnicze dla tego tekstu pytanie jednak pozostaje: czy Kozak naprawdę nie rozumie, co piszę, czy tylko chce zrobić ze mnie tłumaczącego się z oczywistości idiotę?
Oto więc pigułka, ulubione forma wiedzy Kozaka: ów wyczekiwany „algorytm”.
Zacznę od tego, że Kozak trafił tu celnie. Dokładnie ten punkt Siedmiu rodzajów, który raczył On potraktować jako fragment najbardziej reprezentatywny dla mojego pisania (i szkicu posiadającego właśnie siedem punktów), uważam za najmniej udany. Zdając sobie sprawę z płynności zawartych w nim kategorii zastanawiałem się nawet, czy go zamieszczać. Uczciwość intelektualna Szanownego Polemisty wymagałaby więc przytoczenia frazy, którą zamknąłem ów ustęp: „Akceptuję wszelki brak szczelności powyższej kategorii, ponieważ w tym wypadku za istotne uważam już samo jej wyszczególnienie, także podkreślenie faktu niedostrzegania jej przez krytyków (jest widziana – choć podejrzewam, że raczej nieświadomie – jako sztuka przynajmniej „na pewnym poziomie”), a zatem zaniechanie jej wartościowania”. Kto chce, niech sprawdzi.
Kozak jednak nie polemizuje, a uprawia retoryczną ekwilibrystykę, to już wiemy. Tymczasem już spieszę wyjaśnić to, czego tam nie zawarłem, a co tak nurtuje Kozaka.
Po pierwsze: nie istnieje taki byt, jak dobra sztuka, która powiela idee, konstrukty czy formy już istniejące. Innymi słowy, jeśli Kozak wstawi do galerii pisuar i powie, że to sztuka – to może się to nie powieść. Tu zastrzeżenie dla Kozaka-purysty: o tym można napisać książkę, tu trzeba operować niuansami, półtonami, odnosić się do indywidualnych przypadków, etc. Traktuję tę tezę jako bazę, punkt wyjścia – i taki też charakter miał mój tekst. O czym Kozak doskonale wie (szczerze wierzę).
Po drugie: ja nie mogę opracować kryteriów, ponieważ one już istnieją. Od dawna. Znowu: jeśli ktoś namaluje obraz tak, jak Rubens i powie, że jest wielki – to ten trick może zawieść. Z tym, że dziś problemem jest olbrzymia nadprodukcja sztuki – o czym też wielokrotnie pisałem. Efektem pewne zamglenie, niejasność kryteriów. I tu można dyskutować. Ale: dyskutować, a nie trywializować myśli oponenta, kpić i wierzgać krasomówstwem.
Po trzecie: nie ma moim zdaniem sensu rozmowa o malarstwie z kimś, kto nie widzi różnicy pomiędzy Sasnalem i Tuymansem (miałem być lapidarny, to jestem).
24.
Ostatnio teksty Krytykanta tak ocenił jeden z internautów - „masę w nich niespójności, sprzeczności, naciąganych faktów, błędów w założeniach, braku konsekwencji w rozumowaniu. Natomiast wnioski, które (…) wyciąga na tej podstawie, przedstawia (…) jak jakąś prawdę obiektywną, a nie własne przemyślenia, wypływające z kiepskich przesłanek przy użyciu słabej metodologii”.
To się zapisze w annałach erystyki. Proponuję jeszcze zacytować to:
„Szokuje nas pańska ignorancja – człowieka, który kreuje się na Wszechwiedzącego. (...) Posługuje się pan terminologią i „kalkami” zaczerpniętymi wprost z ideologii miłościwie nam panujących. (...) Czy ta pańska agresja nie jest analogiczna do agresji małych dzieci, które poprzez destrukcję starają się za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę innych? Chyba tylko po to prowadzi pan ten blog, by zapełnić nim swoje deficyty z dzieciństwa. Bo przecież nie po to, by poważnie zajmować się krytyką, bo jak słusznie nazwał pan swój blog – jest to tylko krytykanctwo – budowanie odrealnionych, megalomańskich i akademickich, mało mających wspólnego z rzeczywistością teorii – ale chyba inaczej być nie może skoro ma pan takie problemy z percepcją i koncentruje się tylko na zwracaniu na siebie uwagi”.
Albo:
„Styl Pana krytyki dowodzi jedynie resentymentu, a nie fachowej wiedzy o czymkolwiek, a już na pewno nie o sztuce. Proszę to sobie przemyśleć, bo obrzucać błotem też można z klasą albo bez niej”.
25.
„Sapere aude! Miej odwagę posługiwać się swym własnym rozumem!” – zaczyna podsumowanie Kozak.
Podsumujmy zatem podsumowanie Kozaka, a zarazem podsumujmy wątek FGF. Chciał On w nim (podsumowaniu) pomieścić chyba wszystkie ze swych wzniosłych myśli (wszak podsumowanie to prawie summa). Otóż ja z tak subtelnymi bytami nie jestem w stanie polemizować – proszę wybaczyć, ale tu wywieszam białą flagę. Nie odniosę się więc do tego, że:
– daję „immunitet krytyczny Fundacji”
– „ewidentnie faworyzuję artystów FGF”
– mam „nadmierną wyrozumiałość wobec artystycznych prominentów”
– „artyści FGF eksploatują modernizmy w skomercjalizowanej i politycznie poprawnej formie.”
– „taktyka FGF to mimikra”
– motorem działań FGF są finanse (lub jest to przynajmniej kategoria nadrzędna)
– „Sasnal modyfikuje (Tuymansowe) malarstwo, które przetrwało prokonceptualne lata dziewięćdziesiąte, Ziółkowski i Janas komercjalizują surrealizm i surrealizujący abstrakcjonizm z lat pięćdziesiątych, Sosnowska przekształca minimalizm w monstrualny bibelot, a Żmijewski usiłuje prześliznąć się ze sztuką krytyczną między Scyllą rynku i Charybdą (poprawnej) polityczności.”
– „Fundacją wyjątkowo skutecznie (np. wykorzystując Żmijewskiego i Sasnala) zakłamuje kategorię <polityczności>”
– FGF proponuje „model sztuki, która w elegancki, powierzchowny i bezproblemowy sposób dostosowuje rozmaite estetyki awangardowe do aktualnych wymagań rynku.”
– moje oceny „w istocie zdeterminowane są przez mechanizmy ekonomiczne”.
– „kręcę się w zaklętym kręgu wokół nienaruszalnego centrum – wokół Fundacji Galerii Foksal”.
Kto się kręci, ten się kręci – chciałoby się rzec...
Niech więc te myśli wybrzmią czystym dźwiękiem – niezakłócone przez słowa krytyka, którego Kozak raczy określać mianem rozdającego galeriom immunitety. Aha – nadmierne cytowanie Brzozowskiego niechybnie oznacza sympatyzowanie z „Krytyką Polityczną”.
Tyle.
O tym, co sądzę o powyższym tekście jako o polemice czy też wymianie myśli i przyczynku do konstrukcji nowych rozwiązań na polu krytyki/ sztuki – pisałem we wstępie. Na koniec powtórzę jeszcze, że ciekawym wydaje mi się fakt, iż wyziera z eseju Kozaka pewna kompleksowa artystyczna koncepcja – o ile dobrze rzecz odczytuję. Taki na przykład fragment: „jakość to dzisiaj pułapka”. Albo ten o potrzebie ustanowienia „nowego paradygmatu”. Zaczyna Kozak... ale grzęźnie zaraz w oceanie banału i tanich przytyków. Ja jednak wolałbym prosty (i relatywnie krótki!) tekst z koncepcją Kozaka wyłożoną po bożemu – o jakości i paradygmacie, na przykładach i empirycznie. Zapraszam zatem ponownie, tym razem jednak z prawem do cenzury, której jedyną miarą ustanawiam – nudziarstwo.
PS. Pozwolę sobie nie odpowiadać na komentarze, które dotyczą kwestii przedyskutowanych tu już po stokroć.
Komentarze (80)
jezusmaria, kto to przeczyta? Kubo, to jest blog, a nie ambona wielebnego Kozaka. Litości. Gratuluję awansu do "Przekroju".
Do kroćset! Drogi Kubo, pisząc moje nazwisko z małej litery zminiaturyzowałeś mój "gargantuizm" do tego stopnia, iż boję się, że to, co powiem zabrzmi, jak głos rozdeptanej myszy. Niemniej - zanim oddalę się do swojej nory, by odzyskać naturalne rozmiary i lizać rany - muszę zwrócić uwagę na rzecz istotną, a przy tym niesłychanie zabawną.
Na początku swojej repliki zarzucasz mi, że analizę Twojego dyskursu oparłem na "wyrwanych z kontekstu" cytatach. Fe! To nieelegancki, a przy tym jakże niemerytoryczny chwyt. Ku przestrodze polecam Ci passus z Żiżka. Twój mentor tak podśmiewa sie z ludzi oburzonych tym, że adwersarze "wyrywają z kontekstu" ich uwagi:
"Znamienne, że ludzie broniący się w ten sposób nigdy nie podają definicji kontekstu" ("Rewolucja u bram", s. 303/304).
Salve
kOZAK:)
czwartek, 29 listopad, 2007
A:
Jednak chwała mu, że chciał zabrać - i zabrał - głos.
A za P. - dzięki :-)
TK:
To niezamierzony kiks. Tylko nie podołam odszukać - gdzie. Proszę o wskazanie, a poprawię.
co do "mentora" - ech, nie poprawiasz się... ;)
pozdr
K
czwartek, 29 listopad, 2007
Nie, no nie mogę się powstrzymać - znowu coś muszę wyrwać z kontekstu, bo to pyszna rzecz. Tak piszesz Drogi Kubo:
"otóż jeśli artysta tworzy dzieła wybitne, a przy tym zdarza mu się pleść bzdurki – to w niczym mi to nie przeszkadza. Artysta w moim odczuciu nie musi być inteligentny".
Wielkie Nieba! Jak widzę, wciąż hojnie rozdajesz dyspensy - tym razem od inteligencji (ale który z "wybitnych" "plecie" te "bzdurki"? Chyba nie Żmijewski i Sasnal?)
Ja w tej sytuacji wolę jednak prawić kazania:)
Z ambony muszę jeszcze zapytać:
Bogowie! Czemu akurat teraz wysyłacie mnie w delegację?!!!
Znikam na parę dni, ale jeszcze tu wrócę :)
ukłony
tk
p.s. do anonima: NIE CZYTAĆ! NIE CZYTAĆ!
czwartek, 29 listopad, 2007
a jednak chyba pod poprzednim postem zostało to wyłożone dość jasno (nie tylko przeze mnie). znowu - Tomku, istota, a nie ozdobniki!
czwartek, 29 listopad, 2007
Ała!
Krytycy- na Krytę!
Artyści- na Artktykę!
czwartek, 29 listopad, 2007
Oj, Kuba, Kuba...
A prosiłem, żebyś wysłał mi replikę przed publikacją. Poniższy fragment "Krytyki sztuki" powinien brzmieć następująco:
"Rzecz się zaczyna stosunkowo niewinnie. „Wtórność” zostaje skontrastowana z „wybitnością”. W Siedmiu rodzajach złej sztuki Krytykant pisze, że „tym, co przede wszystkim wyróżnia realizacje wybitne, jest ich naturalność (podkr. – T.K.), brak wyrachowania, a przede wszystkim - to, że są efektem kompatybilnego namysłu nad sztuką jako taką. To także konsekwencja, koherencja danej poetyki, nie zaś zbiór oderwanych od siebie pomysłów (…) Po prostu nie są strategią, ale immanentnym elementem życia artysty”.
„Brak wyrachowania”? Jak to zweryfikować? Ja bym się tego nie podjął. Krytykant też się za bardzo nie kwapi.
Za to śmiało określa artystę „naturalnego”. To ktoś, kto „maluje, jak jabłoń rodzi jabłka”, albo pisze tak, „jak dziecko wypróżnia się pod krzakiem”. W skrócie – to ktoś „instynktowny” (Tęsknota za intuicją)".
Tobie udało sie pominąć drugi akapit. Popraw to, bracie, i nie masakruj "wrogich" tekstów. Jezu, ciekaw jestem, ile jeszcze takich "interwencji" dokonałeś...
Tą "istotą" jest "dwulatek". To jasne. Ale to stworzonko budzi we mnie grozę:)
czwartek, 29 listopad, 2007
wow, człowieku, nie ruszałem Twojego tekstu.
może owa druga wersja była wybrakowana, zerkam do oryginału i nie widzę tego fragmentu - a przesyłałem ci rzecz jasna do wglądu i od tamtej poru Twego tekstu nie ruszałem.
daruj takie aluzje, proszę
czwartek, 29 listopad, 2007
Słuchaj, Kuba, nie rób ze mnie durnia. 30.10 wysłałem Ci ostateczną wersję tekstu, z poprawkami. Własnie mam przed sobą ów załącznik, z akapitem, którego brakuje. U mnie jest, a u Ciebie nie ma? Bez jaj. Poza tym, jak to nie ruszałeś tekstu - wprowadziłeś przecież drobne poprawki ("autor rubryki „rozbiór” w „Exklusivie”" - to jest Twoja korekta, prawda?)
Czyli w tekście coś jednak zmieniałeś. Sprawdź to po prostu, popraw i nie rób redaktorskiej fuszerki
czwartek, 29 listopad, 2007
Dobra, to ja krótko.
Naprawdę przykro mi, że piszesz to, co piszesz - i że piszesz to tu. Człowieku - publikuję Twoje 17 stron tekstu, a Ty mi mówisz, że "masakruję wrogi teksty"??? Matko... Jesli coś pominąłem czy uciąłem, to przez pomyłkę - tak zakładaj, a będzie ci łatwiej w życiu.
I pisz o tym na mejla, a nie publicznie imputuj mi cenzurę. To nie najlepszy start polemiki. Tyczy to też następnych repet.
To nie magiel, traktuj poważnie Czytelników swojego tekstu.
Następnym razem pisz proszę tylko merytorycznie - reszta na mejla. I więcej zaufania dla ludzi.
pozdr
K
czwartek, 29 listopad, 2007
Po pierwsze, drogi Kubo, zarzucałem Ci nie cenzurę, lecz redakcyjną fuszerkę.
Po drugie, jeśli troszczysz się o komfort mego życia, to błagam, nie zmuszaj mnie, bym wykonywał za Ciebie Twoją (redakcyjną) pracę
saluto
tk
p.s. Jak rozumiem, poważne podejście do czytelnika oznacza publikację niechlujie zredagowanych tekstów?
p.s. II Pamiętaj, proszę, drogi Kubo, że to Ty mnie namawiałeś, bym swoją polemikę opublikował na Twoim blogu. Pierwotnie bowiem przeznaczona była do internetowego "Obiegu".
czwartek, 29 listopad, 2007
Mogę być sekundantem :)
czwartek, 29 listopad, 2007
PO-MYŁ-KA!!!
Ale ok, kajam się za to okropne potknięcie i fuszerę.
I okej, to ja Cię prosiłem, nawet "namawiałem" jeśli chcesz, błagałem - bardzo możliwe, nie pamiętam już, ale ogromnie cieszę się, że się zgodziłeś, tylko... co to ma do rzeczy?? Dziękuję Ci i za to, serio.
A teraz oddzielmy te duperele grubą kreską.
**********************************
czwartek, 29 listopad, 2007
Nieładnie Krytykancie, nieładnie...
Akurat pamiętam dyskusję przy okazji "Czarno to widzę" i zapowiedź p. Tomka Kozaka, że chciałby precyzyjnie odnieść się do omawianych tam kwestii w dłuższym tekście na "Obiegu".
No i taki tekst właśnie otrzymaliśmy. Długi, to fakt. I złośliwy. Ale precyzyjnie punktujący niekonsekwencje Krytykanta.
I co robi Krytykant? Nie tylko przy pomocy dość prymitywnej erystyki sugeruje, że tekst Kozaka jest stylistycznie słaby ("barwna fraza", "wielosłowie",
"gargantuizm"), ale także próbuje dac do zrozumienia, ze właściwie robi łaskę, iż "Krytykę kosmetyczną" w ogóle opublikował.
A meritum jego odpowiedzi? Właściwie nie odnosi się - albo odnosi się w intelektualnie żenujący sposób - do najciekawszych zarzutów dotyczących:
1. "Relacjonizmu" tekstu o Ziólkowskim. Braku umiejscowienia Ziólkowskiego w jakims konkretnym kontekście. Kłopotów z definiowaniem "mimetyzmu"
2. Wywiadu z Sasnalem. Uwagi Krytykanta o "realpolitik" to kopletna kapitulacja. Rację ma Kozak, gdy twierdzi, że polska lewica jest słaba, jeśli musi łapać jakiekolwiek "autorytety", by te tylko mocą nazwiska, a nie pogladów, legitymowały jej idee.
3. Problemu "lewicowca" uwikłanego w rynek. Zamiast go sobie uświadomić, rozdaje - jak pisze p. Kozak - "dyspensy"
Replika Krytykanta - opatrzona fatalnym tytulikiem, nerwowo igrającym z nazwiskiem adwersarza -jest klasycznym przykładem żałosnej(bo nie merytorycznej) próby zdyskredytowania adwersarza.
Vae victis - chciałoby się powiedzieć - "biada zyciężonym"! Biada Krytykantom!
czwartek, 29 listopad, 2007
O, nareszcie...
1.Po co Pan miesza "gargantuizm" z "barwnością"? Zupełnie nie fair lub bez sensu. Jedno jest zarzutem, drugie pochwałą - mi styl TK się podoba. Gorzej z treścią.
2.Łaskę? Ejże...
3.Żenujący? Nie - napisałem po prostu, ze nie będę tłumaczył ego, czego TK nie chciał zauważyć - że nie będę tłumaczył każdego tekstu z osobna. Miało być skrótowo z założenia. Np.: tekst o JJZ MA kontekst i to bardzo wyraźny. Pan może tego nie wiedzieć, bo TK go nie przytoczył.
4.wywiad - dlaczego pisze Pan, że argumenty odnośnie wywiadu Sasnala to "kompletna kapitulacja"??? Przypomnę: TK pisał, że to nieskuteczne, bo patrzył na treść. Ja - że skuteczne jako sam fakt. Pan popełnia ten sam logiczny błąd, co TK - pisze co chciałby aby działo się w danej sytuacji (tu: lewicy w Polsce i jej związków ze sztuką), a nie co jest w moim tekście. A chodzi o skuteczność. I to w tej materii proszę serwować kontrargumenty.
5.Znowu: nie rozumiem, jak może Pan nie dostrzegać, że uświadamiam sobie "problem lewicowca uwikłanego w rynek". Pisałem o tym wielokrotnie. Polecam nie bazować jedynie na tekście TK.
I to właśnie takie rozbieżności spowodowały moja cokolwiek skrótową - a i tak przecież długą - repetę.
6.Tytuł: ależ to klasyka gatunku, figura absolutnie kanoniczna. T.Kozak na pewno to wie i na pewno się za to nie obraził.
Nawias, drogi Panie - proszę brać polemiki w nawias. I z uśmiechem. To nie walka klanów, tylko rozgrywająca się w pewnym porządku intelektualna potyczka.
Biada zacietrzewionym - chciałoby się powiedzieć.
czwartek, 29 listopad, 2007
Przeczytałem :P, ale nie wiem, czy chcę śledzić potyczkę panów. Zamienia się to we wzajemne wypominanie sobie bardziej językowych a mniej merytorycznych potknięć i nie ma nic wspólnego z dyskutowanym stanem rzeczy. W efekcie jeśli przeczytamy wzajemne naprostowywania, jesteśmy w punkcie wyjścia i mamy poczucie zmarnowanego popołudnia. No ale cóż, sam się prosiłem :)
Tytuł riposty Pana Kuby rzeczywiście trochę poniżej pasa. Jaki tam banasiak! :/
czwartek, 29 listopad, 2007
Podtytuł. I absolutnie nie uważam, abyśmy byli w punkcie wyjścia. :)
pozdrawiam
K
czwartek, 29 listopad, 2007
ale o co chodzi z tym tytułem? Czy Krytykant mógłby wyjasnic zgadke? Bo ja nie kumam tej "klasyki"
czwartek, 29 listopad, 2007
No nie. W punkcie wyjścia nie jesteśmy. Dla mnie Kozak boleśnie rozpracował Krytykanta, więc nie dziwi mnie, ze ten drugi tupie ze złością nóżką.
czwartek, 29 listopad, 2007
E... tam... nudne to jest, flaki olejem. Czytać sie nie da tego kozaka...
czwartek, 29 listopad, 2007
nie da sie czytać Kozaka, fakt.
czwartek, 29 listopad, 2007
A właśnie, że czyta się to znakomicie. Oczywiście tak sążniste teksty na ekranie komputera trochę męczą. Lepiej byłoby mieć kartkę w dłoni. Niemniej jednak nie bójmy sie długich tekstów na blogach. zwłaszcza jeśli mamy jakieś ambicje i chcemy uniknąć uproszczeń.
Generalnie, ja daję b. duży kredyt zaufania T. Kozakowi. Nie tylko w tej sprawie. Obserwuję to, co robi od dłuższego czasu i uważam, że ten koleś to niezła bestia. Inna sprawa, że to bestia, która stawia pierwsze kroki. Ma wprawdzie piękne pazury ale czasem pudłuje, albo wali głową w mur. Jednak nie tym razem. Tutaj trafia w punkt. Oczywiście jest bardzo subiektywny, złośliwy i trochę za bardzo szarżuje. Ale ogólnie mówi głosno to, co, jak sądzę, myśli wielu, tylko boi się powiedzieć (sprawa sasnal, FGF itd.)
Oczywiście jest to tekst czysto "reaktywny". Krytkant słusznie domaga się programu "pozytywnego".
I tutaj dygresja: otóż sądzę, że Kozak taki program ma, tylko nie został on opublikowany. Miałem okazję słuchać jego odczytu w styczniu b.r. w PAN-ie, na seminarium Marii Janion. Przedstawił tam film "Klasztor Inversus" i bardzo ciekawą koncepcję "montażu alegorycznego" na bazie teorii Waltera Benjamina. To była wyższa szkola jazdy teoretycznej i filmowej. niesłychanie ciekawe było to, jak na jego koncepcje reagują wytrawni naukowcy. Z jednej strony konsternacja, a z duży szacunek. Traktują go bardzo poważnie. Kozak pewnie by sie oburzył, ale myślę, że on dość skutecznie wciela w zycie, to co proponuje Żmijewski - chodzi o konfrontację sztuki z nauką. Tylko, że Kozak nie jest w tym aniwny. Jego refleksja jest na b. wysokim poziomie.
Dotyczy to także jego ostatniego projektu "lekcja Jogi/lekcja lucyferyczna". Podobno nikt tak do tej pory nie mówił o Młodej Polsce. I to potwierdzaja wysokiej klasy specjaliści.
Oczywiście Kozak często jedzie po bandzie i czasem brak mu samokontroli. Ale to kwestia kosmtyczna:) - nabierze tej samokontroli z czasem. Ważne jest to, że robi i mówi rzeczy, które polskim artystom nawet nie przyszłyby do głowy. Kapelusze z głów!
czwartek, 29 listopad, 2007
Ja byłam w październiku na jego odczycie w PAN-ie. Prezentował tam swój ostatni projekt (dotyczący Micińskiego). Dyskusja była bardzo gorąca. Widać było, jak Kozak strasznie lubi prorowokować. Powiedz mu, że jest faszystą i antysemitą, a zobaczysz, jak perwersyjną rozkosz sprawiają mu takie oskarżenia. Ale faktycznie trzeba przyznać, że jego koncepcje otwierają nowe perspektywy hermeneutyczne - nawet jeśli sie nie lubi tego, co robi. a ja nie lubię...
czwartek, 29 listopad, 2007
Moim zdaniek Kozak pisze bardzo błyskotliwie, tylko naprawde nic z tego nie wynika. Ciekawi mnie jego koncepcja dobrej sztuki i ewentualnie kilka przykładów takowej w Polsce ( aktualnie)
czwartek, 29 listopad, 2007
A 7 nade mną:
Podtytuł.
Ale widzę, że sobie nagrabiłem i za bardzo pofolgowałem tym podtytułem. No więc klasyczny - by przywołać Słonimskiego "Rudy do budy". Ale ja nie chcę absolutnie porównywać, nic z tych rzeczy - ja to po prostu całkowicie intuicyjnie dopuszczam w tego typu polemikach. Wydało mi się to formuła wręcz niewinną. Ale reakcja jest znamienna i ciekawa. Otóż inwektywa - ta mojego autorstwa to małe piwo - to jest arsenał stylistyczny, z którego krytycy i polemiści korzystali w polskiej tradycji ochoczo i często. "Inwektywa" to tytuł tekstu Tuwima (z 1918).
Teraz, kiedy nie ma krytyki i wszyscy tacy wydelikaceni, jest to odczytywane jako - nie wiem - chamstwo? Ja postuluję jednak - i to jest materiał na osobny tekst - że z wielu względów z inwektywą lepiej.
Tak czy siak, liczą się proporcje. Ja w kontekście całości, sadzę, zachowałem właściwe.
pozdrawiam
K
czwartek, 29 listopad, 2007
Polska scena art. ciągle chyba nie jest przygotowana na to, co robi Tomek Kozak. Bo nie oszukujmy się -kuratorzy po historii sztuki są słabo wykształceni. Czytają "Art now", ale nie mają pojęcia np. o Brzozowskim. Bo niby skąd? A Kozak przekracza granice i jest w najlepszym tego słowa znaczeniu artystą interdyscyplinarnym. I to go skazuje na nielekki żywot w krainie niekumatych główek.
czwartek, 29 listopad, 2007
Nie, no tytuł jest ok. Zresztą o tym, że traktuję go humorystycznie, świadczy mój pierwszy post. Kurde, dyskusja sie rozkręca, a ja muszę lecieć na pociąg. Wracam w niedzielę - będę się ostro odgryzał!!! :)
Ale, ale... Słonimksi czy Irzykowski to ciekawe punkty odniesienia. Dla mnie negatywne. Min. w kontekście "intelektualizmu". Ja czuję sie do pewnego stopnia "spadkobiercą" Witkacego (młodopolszczyzna, "eseistyczność", nadmierna "filozoficzność") Tak więc Słon. i Irzyk. to dla mnie niejako "wrogowie" :)
zwłaszcza - powiedzmy - Irzykowski. Szczególnie w kontekście tzw. "niezrozumialstwa"
czwartek, 29 listopad, 2007
Ja nie wątpię, że Kozak jest błyskotliwym teoretykiem. Co to ma jednak do rzeczy odnośnie tej polemiki - nie pojmuję.
Nie mówiąc o tym: co to ma do rzeczy odnośnie jego praktyki (czyli: czy on jest błyskotliwy na marginesie swoich prac, czy za ich sprawą?)
czwartek, 29 listopad, 2007
Panowie szanujcie się nawzajem.
Mniej jadu.
Oszczędajcie sily na potem. Bo oto, nadchodzą czasy kiedy jakas nowa
(jedna z 20-stu) polska galeria opatrzona znaczkami Basel, Miami, Frieze i z 12 gwiazdami 'na pokładzie' otworzy, na przykład, wystawe pod tytulem Black Paintings a znajda sie na niej wyłacznie wielkie zagruntowane na bialo płotna. Po pol godzinie w tłumie popijajacych dobre trunki gosci pojawi sie rozedrgany wyrostek z pedzlem i wiadrem czarnej farby i biegajac od obrazu do obrazu wymaluje na nich takie oto slowa: WOJNA. JEBAC. MALUJĘ. TO JEST OTWARCIE WYSTAWY. PROWOKACJA. TO NIE JEST PROWOKACJA.
Galeria bedzie slawna. Artysta bedzie mlody slawny i bogaty. A krytyk napisze: Zawadzki prowokuje i uwodzi publiczność.Jego geniusz przejawia w tym ze nieustannie prowokując i bezczeszcząc historię malarstwa osiąga jednoczesnie znakomite wyniki sprzedaży prac.
I bedziemy musieli sie wszyscy zmierzyc z rzeczywistoscia takiej sztuki.
W koncu zmierzamy do niej wielkimi krokami.
Ta mroczna wizja oparta jest na rzeczywistym zdarzeniach. I tak: opisana wystawa miala miejsce w tzw. bardzo dobrej galerii w NY, amerykanski Zawadzki ma się dobrze, krytyka przetlumaczylem prawie doslownie.
pozdrawiam
KB
czwartek, 29 listopad, 2007
kozak nie jest błyskotliwy
czwartek, 29 listopad, 2007
to krytykant jest błyskotliwy
czwartek, 29 listopad, 2007
obaj są błyskotliwi. AMEN!
czwartek, 29 listopad, 2007
ta polemika nie jest skrajnie nudna tylko dlatego ze obaj autorzy mają swade, sa inteligentni i przebiegli. gdyby powstrzymali sie od wzajemnych zlosliwosci i puszenia cos by z wymiany zdan pewnie wyniklo. ale wtedy nie byloby tak zabawnie:)))
czwartek, 29 listopad, 2007
"ta polemika nie jest skrajnie nudna tylko dlatego ze obaj autorzy mają swade, sa inteligentni i przebiegli"
-z tą róznica, że Krytykant nie popełnił tego błedu co Kozak i nie zaczął wymyślac sztuki
czwartek, 29 listopad, 2007
"Jego refleksja jest na b. wysokim poziomie."
"Obserwuję to, co robi od dłuższego czasu i uważam, że ten koleś to niezła bestia."
Kozak, sam o sobie piszesz i się nie podpisujesz? (na serio tak to wygląda)
piątek, 30 listopad, 2007
zeus: całkiem prawdopodobne, że to 1 osoba, sam mógłbym się się śmiało podpisać pod obydwoma cytatami :)
piątek, 30 listopad, 2007
a mnie bardzo zainteresował inny wątek. Chodzi o kwestię "wywiadu Sasnala". Pamiętam przywoływany tutaj artykuł Janka Sowy. Otóż on tam wymyślił coś takiego, jak "efekt Chomskiego" polegający na tym, że naukowy autorytet znanej osoby pozwala jej skutecznie wypowiadać się np. w kwestiach politycznych. Zdaniem Sowy Sasnal powinien działać wykorzystując ów "efekt Chomskiego".
Muszę przyznać, że ten sposób myślenia był dla mnie przekonujący. Do czasu. Bo ostatnio przygotowywałam się do egzaminu i musiałam przebić się przez teksty Witkacego. I trafiłam na artykuł pt. "Tchórze, niedołęgi czy przemilczacze". W teksćie tym Witkacy opisuje i bezlitośnie wyśmiewa taki właśnie sposób myślenia. Tyle tylko, że nie jest to "efekt Chomskiego", a "zjawisko Winawera" czyli fenomen faceta, któremu "fizykalny autorytet, oparty o sławę komediopisarza daje rzekome prawo do wypowiadania się w kwestii filozofii". Witkacy b. ostro i przekonywująco krytykuje taki mechanizm tworzenia i działania autorytetów. Polecam ten tekst Krytykantowi. Ku przestrodze.
piątek, 30 listopad, 2007
Z tym, że mówimy o dwóch rożnych kwestiach.
Przecież w moim fragmencie wyraźnie stoi, że nie chodzi o to, co Sasnal mówi (On jest tu zresztą tylko przykładem, nie imputuję mu, że mówi bzdury - bo nie mówi; chodzi o pewien fenomen), ale że to on, a nie kto inny deklaruje się jako zwolennik tego a nie innego światopoglądu.
TK natomiast - być może za Witkacym - wyśmiewa meritum, czyli treść wywiadu. Co za tym idzie - wyśmiewa zasadność zaangażowania Sasnala w daną sprawę (prościej: wyśmiewa, że nie mówi tak mądrze jak Kozak).
Ja mówię tylko, że jak - pozwolę sobie na gruba metaforę - Doda deklaruje, że lubi Tuska, to jej "target", przynajmniej parę procent, prawdopodobnie uzna to za wiarygodną opinię. Podobnie w wypadku Sasnala (Richtera, Manu Chao, Witkacego, etc.) - liczy się to, jaki światopogląd firmuje, bo pewien procent jego miłośników nie musi wnikać w szczegóły - wystarczy im autorytet i to, że "lubią Sasnala".
A cała rzecz wzięła się od skuteczności - i ja uważam, że jak Doda powie o równouprawnieniu to zrobi więcej społecznie w tej materii, niż Kozak. Ot, tyle.
pozdr
K
PS. "Efekt Chomskiego" w istocie brzmi idiotycznie - szczególnie, że chodzi o językoznawcę. Nie przekładał bym tego - oczywiście zakładając, że NC to polityczny mędrzec - na ogół naukowców...
piątek, 30 listopad, 2007
Kozak chyba jednak wyśmiewa nie tyle to, co mówi Sasnal w tej kwestii, lecz przede wszystkim to, co z jego wypowiedziami chcą zrobić różnego rodzaju "spin doktorzy"
Swoją drogą strasznie brzmi to, co pisze Krytykant: - "Nie chodzi o to, co mówi Sasnal". Jasne, to w ogóle jest nieistotne. Jak widać Sasnal w ogóle nie istnieje - liczy się tylko jego ikona; medialne symulakrum.
piątek, 30 listopad, 2007
No,tak - to taka UNREALpolitik
piątek, 30 listopad, 2007
a jakieś argumenty?
piątek, 30 listopad, 2007
Kuba, gratuluje tej dyskusji!!!
Jest znakomita. A przede wszystkim dziekuje, że zamiesciles glos Kozaka, ktory precyzyjnie okresla uklad odniesien, ktory tworzy siatke wladzy, dla tego wszystkiego, co robisz Ty, co robia inni krytycy, co robi Zmijewski, co robi Kozak, co robia inni artyscy itp. Chodzi mi o siatke wladzy, ktorej istnieniu Ty we wszystkich dotychczasowych naszych rozmowach zaprzeczales. Moglabym powiedziec, ze zakladajac Twoje dobre intencje, wierzylam w Twoja szlachetnosc. Ale czy naiwnosc? No nie, trudno okreslic Cie akurat naiwnym. Mam wrazenie, ze bardzo dobrze wiesz, co robisz i ze zdajesz sobie z tego sprawe, ze Kozak ma racje, ale nie mozesz tej racji mu przyznac, bo wtedy twoje paradygmaty krytyka oraz Twoje strategi ulegly by rozsypce.
Wiesz, ze ja Cie bardzo lubie, ale tez bardzo podejrzliwie patrze na Twoje pisanie, uwazam, ze to jest swiadoma gra o wladze.
Jestem pod wielkim wrazeniem tego, co napisal Kozak, podziwiam jego zapal pisarski, zwlaszcza podoba mi sie uderzenie w rzekoma lewicowosc. Ja mam wrazenie ostatnio, ze sztandar lewicowosci jest dobry, bo lewica dobrze sie sprzedaje. Obserwuje to, co wyprawiaja modne tzw. "lewicowe" srodowiska z coraz wiekszym zdziwieniem, oni juz nawet przestaja udawac, ze chodzi o cos innego, niz o wysoka pozycje w ukladzie wladzy.
Uwazam, ze w polskim zyciu artystycznym to jest wlasciwie najwazniejsza rozmowa, ktora powinnismy prowadzic.
Jeszcze raz dzieki za ten tekst Tomka Kozaka. I dlatego, mimo wielkich zastrzezen do twojej strategii, dostrzegam jednak swiatelko w tunelu.
Pozdrawiam
piątek, 30 listopad, 2007
Iza!
Dzięki, ale... :)
...ja też Cię lubię, jednak zawsze uważałem, że jesteś na tym punkcie totalnie przewrażliwiona - że te stare (dla mnie) kategorie (Foucault) dopasowujesz zawsze i wszędzie - vide dyskusje w CSW. Co więcej, uważam, że to przysłania realne problemy, bo jest taką kurtyną, wytrychem, ale już zrytym - można nim gmerać przy każdym zamku, ale bezskutecznie.
Otóż tak - wszystko można odnieść do mikro i makro władzy, ale cóż z tego? W dyskusji o krytyce (zapis na obiegu.pl) mówiłaś, że internet to forma hierarchii i że krytyka to forma władzy, na blogu, że nie wszyscy są podlinkowani wszędzie, na marginesie dyskusji o MSN podobna nuta, przy okazji dyskusji o książce Juszkiewicza tez (zapis na obiegu.pl wkrótce) - i tak dalej...
I to mi się wydaje jałowe, a wręcz niemozliwe, by jednym kluczem obsłużyć wszystko. To znaczy tak: pisząc wywieram wpływ, jedne pisma maja większy zasięg, a inne mniejszy, ktoś jest bardziej wpływowy, a kto inny mniej - i tak dalej. Tylko to już wiemy - od 30 lat. I zamiast rozmawiać o krytyce (na przykład), rozmawiamy o "władzy" - a problemy jak były, tak są nienazwane. Słowem: to dla mnie naiwne, bo z tego nic nie wynika. Nie ma powszechnej szczęśliwości, jedni są bardziej opiniotwórczy, itd.
Irytuje mnie to też dlatego, że to strasznie nagina człowieka do gleby, do betonu. Otóż ja założyłem tego bloga, bo chciałem coś głośno powiedzieć. Ktoś mnie zauważył i tyle. Zero władzy, zero knucia, zero strategii. I ja wolę wierzyć, że ludzie tak funkcjonują.
Ważne jest tez to, że mówiąc o "władzy" zapominamy o jakości. Otóż można wartościować i sztukę i działalność instytucji. I często jest tak, że coś jest drogie, znane, wpływowe - bo jest dobre. Nie ma tu pociągania za niewidzialne sznurki. FGF zrobiła dla promocji polskiej sztuki więcej, niż jakkolwiek instytucja publiczna - rozpatrywanie jej na płaszczyźnie "władzy" wydaje mi sie koszmarna brutalizacją. I, znowu, to problem absolutnie zastępczy. Bo co zrobisz? Nic - możesz być tylko lepsza od nich. Ciągłe powtarzanie jednej i tej samej piosnki nic tu merytorycznie nie wnosi, a tylko sugeruje ukryte mechanizmy.
Zresztą od jakiegoś czasu zbieram się do zsumowania Twoich paru tekstów i napisania kilku słów na temat wyłaniającego się z nich "programu" (umownie mówiąc). To dla mnie taki znak przeszłości.. :)
Więc może Twoja repeta też u mnie zagości. :-)
Poza wszystkim - według mnie TK nie pokazał absolutnie żadnych mechanizmów. To toporne oskarżanie znanych, wpływowych i możnych o to, że są tam, gdzie są, nie dzięki pracy i zaangażowaniu, ale układom władzy, "centrom" - tu wchodzi cała ta nowomowa, którą Kozak podał ja w sosie felietonu/ polemiki.
pozdrowienia!!
K
piątek, 30 listopad, 2007
Kuba, sekundę, Ty mówisz, ze pisanie o władzy jest passe. A sam występujesz w imieniu tej władzy wskazując, ze moje teksty są znakiem przeszłosci (to, co robisz to zdecydowana walka o swoją pozycję). Dziękuję za miłe podsumowanie, oddam pięknym za nadobne, dla mnie Twoje teksty są znakiem wtórnego konserwatyzmu. Nawet Ranciere'a odczytałeś jako konserwatystę, chociaż na pewno nic tam takiego nie ma. Trzeba się bardzo uprzeć, żeby tak to odczytać.
Z tym problemem władzy, która jakoby jest passe - to ciekawe - wskaż proszę, w którym momencie i kiedy polskie życie artystyczne, galeryjne, komercyjne, ale i publiczne (styk między nimi) zostało pod tym kątem przeanalizowane. To raczej, co piszesz jest obroną - nie tykaj układu, bo się sparzysz, umacniaj układ, to cię pogłaskają po głowie.
Dobrym przykładem jest też Żmijewski, bo to on w manifeście chce uderzać we władzę, ale sam nie bierze pod uwagę własnego ulokowania w tym układzie. Ty odpowiedziałeś złośliwie, to ja sobie też nie pożałuję.
Wcale nie mówię, że masz zajmować się władzą, tylko głupie jest to udawanie, że podlizywanie się silnym jest kompletnie bezinteresowne. Krytyk powinien mówić coś nowego, odkrywać coś. A w gruncie rzeczy Ty umacniasz zastane status quo. Wątpię, żeby ta strategia Cię zaprowadziła gdzieś dalej, niż poza komercjalizację.
Życzę sukcesów.
Ja podziwiam Tomka Kozaka, że jemu się chciało w to wchodzić właśnie u Ciebie na blogu. Bo w gruncie rzeczy, nie widzę sensu się z Toba spierać, widząc jak Ty manipulujesz ludźmi i ich poglądami (choćby ten "kozak" z małej litery). Zresztą Kozak wysyłając ten tekst do Ciebie, stał od razu na przegranej pozycji. I tak wiadomo, że ostatni głos należy do Ciebie i że wszystko wykorzystasz przeciwko swoim adwersarzom. Dlaczego on nie puścił tego głosu na "Obieg"? Miałoby to większy sens, bo wchodziłoby zarazem w ważną dyskusję, która się ostatnio pojawia, a dotyczy krytyki i jej zadań.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że też Tomek się z tego wytłumaczy.
piątek, 30 listopad, 2007
Ok, krótko.
Mówiłem, że mi chodzi tu o pewna naiwność. I oto już pojawiają się frazy o "układzie". Jakim? Ja nie widzę żadnego. Gdzie jest kontrukład?
Do tego brutalizacja: Żmijewski nieświadomy tego, gdzie tkwi? Dobre. Do tego jeden klucz: ja wypowiadając o Twoim pisaniu walczę o pozycję? Nie, Iza, ja po prostu wydaję opinię o Twoim pisaniu. Piszę to, co myślę. I Ty się do tego nie odnosisz, bo jak zwykle mówisz - to władza.
Ale widzę, że argumenty sprowadzają się do tego, że "manipuluję ludźmi", bo napisałem kozak z małej litery (jak miałem napisać, skoro nie chodziło o nazwisko?). To dobre - wytłumaczyłem o co chodzi, Tomek Kozak napisał, że w ogóle nie ma sprawy - a Ty to podnosisz jako manipulację.
Dlaczego nie na Obiegu? Bo tutaj to się zaczęło, poza tym na Obiegu byłaby dominacja dyskursu władzy (wszak Obieg to monopolista, powinnaś być zwolenniczką inicjatyw oddolnych, lokalności, a nie centrów).
Co do Ranciere'a - nie, to Ty odczytałaś go sztampowo, a ja rzecz jasna przerysowałem - nieco przekornie. Ale tak, jestem konserwatystą - tak, jak Zizek, kiedy śmieje sie z getta cultural studies - jałowego intelektualnie i nieskutecznego.
I jeszcze jedno, a propos tego koszmarnego (moim zdaniem) równania w dół, przycinania skrzydeł. Otóż ja założyłem bloga jako anonim, na forum obiegu wyhaczył mnie Adam Mazur i tyle. Inne blogi prowadzą ludzie "ze środowiska", wszyscy się znają itp. Więc kto tu używa władzy symbolicznej? Kto dzięki niej "zdecydowanie walczy o swoją pozycję"? Ja?
pozdr
K
piątek, 30 listopad, 2007
Kuba, jeden przykład Twojej manipulacji:
"Do tego brutalizacja: Żmijewski nieświadomy tego, gdzie tkwi?".
Zaraz, ale czy to oznacza to samo, co: "Żmijewski, bo to on w manifeście chce uderzać we władzę, ale sam nie bierze pod uwagę własnego ulokowania w tym układzie".
Jedno i drugie zdanie ociera się o ten sam problem, ale nie oznacza tego samego. Po pomijasz zupelnie problem, co zrobic z tym faktem, ze on pisze o wladzy, ale nie analizuje jej w odniesieniu do siebie i miejsca, ktore zajmuje.
Widzisz problem z dyskusja z Toba jest taki, ze Ty czytasz to, co chcesz ;-)
A poza tym, czy ja sie wystrzegam uwiklania w uklad wladzy? Nie. Kilka razy, wskazywalam na swoje uwiklanie (np. Obieg). Wiec znowu tak, jak pisze Kozak, zarzucasz innym, to, co w zasadzie zarzuca sie w Tobie. I tak w kolko, Macieju, tzn. Kubo ;-)
piątek, 30 listopad, 2007
Panie Jakubie!
Pozwoliłem sobie wybrać kilka znamiennych cytatów z Pańskiej riposty. Obsesyjne wręcz powtarzanie tego samego toposu jest w nich zastanawiające:
1.To oczywiście pewien skrót, ale Kozak postanowił odnosić się do moich skrótów, a nie realnych propozycji – więc się nie wypieram.
2.Kozak nie zrozumiał tego ustępu bądź ja wyraziłem się nieprecyzyjnie. Za dużo by pisać, odsyłam do źródeł.
3.Źle Kozak zrozumiał. Co nie przeszkadza w dalszym budowaniu swojej teorii – bo przecież nie polemiki z moimi.
4.znowu Kozak postanowił zabrać się do sprawy z właściwą sobie bezpośredniością i zestawić literalnie odczytane treści wywiadu Sasnala z tezą Sowy/ moją
5.Kozak nie zrozumiał tego tekstu. Albo za co innego, niż ja, ma za sztukę.
Jednym słowem - Kozak nie zrozumiał. Sam Pan zresztą rekapituluje tą argumentację w następującym passusie:
Zasadnicze dla tego tekstu pytanie jednak pozostaje: czy Kozak naprawdę nie rozumie, co piszę, czy tylko chce zrobić ze mnie tłumaczącego się z oczywistości idiotę?
Panie Jakubie, bez żartów - autor powinien odpowiadać za swoje poglądy, a nie tłumaczyć się, że chciał dobrze, tylko trochę mu nie wyszło - to oznaka braku profesjonalizmu i rażącej nieporadności. Rozumiem, że jest Pan Wielkim Krytykantem, którego tezy należałoby odczytywać z ducha, a nie z litery, ale w takim razie - po co w ogóle upublicznia Pan swoje teksty?
Mam jeszcze dwa pytania:
1.A czy Pan rozumie (jakkolwiek, nie z ducha) wypowiedź p. Kozaka, skoro pisze Pan np.: wolę dyskurs sukcesu, niż klęski (cokolwiek miałoby to w Kozakowym słowniku znaczyć). Czy naprawdę zachodzi tu opozycja sukces/klęska?
2.Dlaczego przeciwstawia Pan retorykę myśleniu? Pisze Pan: Kozak znowu gnany jest retoryką, a nie myślą. Uczono mnie, że retoryka - zwłaszcza ta spod znaku Arystotelesa i Cycerona, a nie Gorgiasza - jest sztuką nie tylko mówienia, formułowania myśli - myślimy przecież słowami. Gdyby mi Pan nie wierzył, odsyłam do I ks. Retoryki Arystotelesa.
Gdyby nie budował Pan takich fantastycznych resp. absurdalnych opozycji, nie musiałby Pan później apelować o litość i dobrą wolę przeciwników. W ten sposób Pana niegdysiejsza dewiza - będąc bezwzględnymi czynimy dobro - zwróciła się na koniec przeciwko Panu. Cóż, Wernerem z Urschlingen to Pan nie jesteś...
Pozdrawiam
Emanuel Skarbek
piątek, 30 listopad, 2007
a moze warto by zastanowic sie Kozakowi jak i krytykantowi nad tekstem Szablowskiego w Dzienniku o wystawie Szlagi
krytykant wytyka bledy Stachowi
Kozak go chwali i nie gani bo Stach o nim pisze, robi wywiady itd. Czyli dobry krytyk
co do recenzji
to po pierwsze zastanawiam sie czemu lansuje sie, propaguje - propaganda, reklamuje takie miernoty malarskie?
i tu mozna porozmawiac konkretnie lub zapytac Kozaka i Krytkanta co to dobre malarstwo?
Postbanalizm, post post post pop artyzm, sasnalizm, nieudolnosc warsztatowa i komunikacyjna Szlagi wychodzi na wierzch
ale tyle dobrych glosow sie pojawilo nagle, ze swietny, ze lewa reka maluje, ze kolekcjonerzy czekaja
warto by bylo sie cofnac do lat 80. i zobaczyc lub postawic obok Szlagi Sobczyka, Grzyba, Modzelewskiego, Skarbka, Nitke, Dwurnika itd
to wyjdzie przedszkole malarskie
a moze warto przywolac dawniejszych klasykow jak zrobil to Kozak w innej sprawie: Brzozowski, Jaremianka, Kraupe_Swiderska, Nowosielski itd
piątek, 30 listopad, 2007
Delete
IK:
Oj, Iza... To jest chyba pryncypializm. Ok - literalnie inaczej to ująłem: innymi słowami. Ale chyba się rozumiemy, hm? Więc po co pisać o "czytaniu czego chcę"? To jest właśnie dzielenie włosa na czworo.
Dla jasności:
"nieświadomy tego, gdzie tkwi?" równa się
"nie bierze pod uwagę własnego ulokowania w tym układzie".
ES:
E tam, wszystko jest jasne. Dla mnie to nie jest nadużycie.
Ale dzięki za pouczający wykład (jak zwykle).
A:
A tak, to byłoby ciekawe - nasze teksty o tej recenzji SS.
pozdr
K
piątek, 30 listopad, 2007
Receznja "Leworęczny Szlaga" Szablowskiego
lewy?
lewicowy?
lewy - trafiony, koslawy?
"Radek szlaga przeprowadza właśnie malarską miniofensywę"
cytaty z recenzji Szablowskiego
"Drugą tendencją byłby nurt trashowo-neopunkowo-chropawy. Jego mocnym reprezentantem jest właśnie Radek Szlaga."
co znaczy
1. nurt trashowy?
2. neopunkowy?
3. chropawy?
jakies bzdury
punk modny bo sasnal czesto mowi o sowich korzeniach punkowych patrz Brygada Kryzys i Sonic Y
punkowosc-lewicowosc dobrze ida w parze..co na to Kozak?
"Jest artystą epoki postsasnalowskie..."
to jest super
"Szlaga pracuje często lewą ręką, aby wyjś z wytrenowanej na Akademii formy."
dalej
"Szlaga bez wątpienia umie ładnie malowac, ba, ma w tej dziedzinie nieprzecietna łatwosc. Coz z tego, skoro ładnie nie maluje."
dalej tak samo trafnie
"W malarstwie Szlagi panuje generalny chaos (choc nie wiekszy niz poza malarstwem Szlagi), wiec artysta maluje (prawie) kazdy temat."
na koniec
"Duzo sie tu dziej i nudzic sie przy tym malarstwie nie mozna."
co na to Krytykant jak i Kozak, ktorego tak czesto chwalil Szablowski?
"Lewy" towar to byłby trafniejszy tytul na temat malarstwa Szlagi.
I znowu krytyka promuje lewosc a pociag zaczyna pedzic coraz szybciej. Warto porownac nielubianych Maciejowskiego i Sasnala ze Szlaga...wnioski oni malowali obrazy i sa malarzami swietnymi
piątek, 30 listopad, 2007
1:0 dla Kozaka. A może walkower - polemika Kuby - właściwie nie zaistniała.
piątek, 30 listopad, 2007
moze stach pisze za kozaka?
sobota, 01 grudzień, 2007
a mnie by intersowała dyskusja o tekście Krytykanta w Przekroju. O Sasnalu. przeczytałem wcześniejszy tekst (sprzed 2 lat?) Marcela Andino i to jest niebo i ziemia, jesli chodzi o poziom pisarstwa o sztuce. smutne jest to, że Krytykant popełnia te same błędy, które wytyka innym. jest tekst o recepcji sasnala, ale o jego malarstwie tu i teraz nie ma wiele. zwłaszcza pozbawione jest to wszystko krytycznego pazura. miałko wyszło. rozczarowanie. liczyłem, że gdy Krytykant wejdzie wreszcie do prasowego mainstreamu to mała rewolucja będzie. guzik.
sobota, 01 grudzień, 2007
oj, to przykro...
Mam nadzieję, że następne Pana bardziej zadowolą. Ten nie miał być krytyczny - przecież jestem niepoprawnym apologetą Sasnala. I nie miał być stricte o malarstwie, ale właśnie o recepcji - Przekrój raczej nie drukuje recenzji (artystycznych). Trochę inny model (w przyszłości tak pozostanie).
ale krytykę przyjmuję z pokorą...
pozdr
K
sobota, 01 grudzień, 2007
no wlasnie, czy Krytykantowi nie przyszlo do glowy ze szablowski pisze jak pisze bo pisze w dzienniku, zwierciadle itd. a owe pisma raczej nie drukuja "recenzji (artystycznych)", i maja co do teksu inne wymagania. siebie tak gladko sie tlumaczy... a tak poza wszystkim to zenada to pianie peanow na czesc sasnala, taki malarz zasluguje na cos wiecej niz klepanie wkolko tego samego bez zadnego uzasadnienia, tzn. bez odniesienia do samej tworczosci. czy przecietny czytelnik ktory nie zna sie na sztuce bedzie wiedzial czemu wokol sasnala takie zamieszanie?
sobota, 01 grudzień, 2007
Jejku, naprawdę musimy to wałkować?
Czy SS nie pisze recenzji? Hymmm... dział nazywa się "nowe wystaw", a pod tekstem widnieje skala ocen.
Ale nie oto tu chodzi - chodzi o uczciwość intelektualną. Otóż ja nigdy nie negowałem faktu pisania gdziekolwiek - tylko tego, co w danym tekście stoi (zaś tekstów ze "Zwierciadła" nie brałem na warsztat w ogóle). I jeśli Pan nie chce - nie umie - zróżnicować recenzji i eseju (tu: o tym, w jakim momencie jest teraz Sasnal) albo dysponuje Pan złą wolą i woli zakładać, że to nieudana recenzja - to ja nic nie poradzę. Właśnie dlatego "Przekrój" jest tak niebanalnym czasopismem, że jego redakcja zakłada, że czytelnik "Przekroju" wie kto to Sasnal - i nie trzeba tu robić wykładu, których pełno gdzie indziej. Czyli jest odwrotnie, niż Pan sugeruje - to nie miał być opis dla "przeciętnego czytelnika" - tylko dla nieprzeciętnego.
Więc niniejszym poróżniam: w "Przekroju" nie będzie recenzji, tylko albo sylwetki albo opisy szerszych zjawisk np. na marginesie znaczącej wystawy (choć niekoniecznie).
Jeśli i to mało, to broniąc swojego tekstu muszę powiedzieć, iż zawiera on niebagatelne uwagi odnośnie "tu i teraz " Sasnala, a więc odnośnie tego, czego miał dotyczyć; nie pamiętam, by ktoś inny je przedstawiał i to nie tylko w prasie popularnej. Wystarczy tylko chcieć je dostrzec. I o nich możemy dyskutować.
Mam nadzieję, że zaspokoiłem ciekawość.
serdecznie pozdrawiam
K
sobota, 01 grudzień, 2007
hej, a kiedy będzie sprawozdanie/recenzja z otwarcia msn?
sobota, 01 grudzień, 2007
Wstyd przyznać, ale wtedy akurat dogorywałem grypowo i przed wyjazdem, na który się wybierałem, wolałem się nie forsować. A że "Onych" (?) widziałem w Kassel... Ale następne odsłony zapewniam, że przybliżę.
pozdrawiam!
K
sobota, 01 grudzień, 2007
redaktorzy przekroju moga sobie zakladac co chca ale to nie zmienia faktu ze nawet czytelnicy intelektualisci nie znaja sie na sztuce. owszem wiedza kto to sasnal, ale to wiedza nawet czytelnicy super ekspresu. chodzi o to ze na pytanie dlaczego jest slawny odpowiedza tak samo: bo przedstawia nieprzedstawialne, jego obrazy osiagaja horendalne ceny i ma ugruntowana pozycje na zachodzie. chyba jest powazny problem z artykulacją czegos wiecej o jego tworczosci. dzieje sie tak m.in. dlatego ze daje sie ludziom to czego chca (ciekawostke, sensacje, zgrabny banal, szczegol z zycia gwiady- nawet w dziale sztuka). wie to kazdy kto pisuje do gazet. w kazdej redakcji(kilka dobrze znam)sztuka to dzial traktowany dekoracyjnie. Pan sie o tym rowniez wkrotce przekona bo wyszedl juz Pan poza waski obszar magazynow o sztuce
sobota, 01 grudzień, 2007
Ale niech Pan najpierw przeczyta, co napisałem...
Naprawdę: to, co Pan - słusznie - wykpiwa spuentowałem w trzech pierwszych zdaniach. Ale... po co ja to wypisuję. Pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że jednak zajrzy Pan jeszcze do Przekroju, a po bardziej szczegółowe teksty tu czy na Obieg.
(niemniej Pana punkt widzenia jest niezmiernie ciekawy - będzie źle, nikogo to nie interesuje, dekoracja, a czytelnicy nie wiedzą... Wow!).
serdeczności!!!
K
sobota, 01 grudzień, 2007
czytalem ostatnie recenzje z wystawy sasnala w gazecie, dzienniku, arteonie
i polowa tekstu to ze naj, ze dost nagrode vincenta, a czemu naj, i ze kolejki na pare lat po obrazy, i ze lubiany i ze nielubiany bo w polsce nielubi sie ludzi odnoszacych sukces i to wiekszy poza granicami niz w naszej polsce
podsumowujac recenzje
1/2 lub 3/4 wogole nieanalizowaly jego malarstwa i problemow na plotnach
trudno cos napisac logicznego?
krytykancie prosze o zdjecia z wystawy bo jeszcze nie dotarlem a sie wybieram i moze tekst na swoim blogu?
niedziela, 02 grudzień, 2007
no to jak sie Pan wybiera, to zdjęcia tylko popsują zabawę... u siebie nie planuję fotorelacji..
Natomiast w "Arteonie" nie ma recenzji z wystawy, tylko tekst o twórczości jako takiej - to tak gwoli ścisłości.
pozdrawiam!
K
niedziela, 02 grudzień, 2007
Kilka ważnych kwestii pojawiło się w wymianie zdań między Krytykantem i Izą Kowalczyk.
1. Krytykant pisze:
"według mnie TK nie pokazał absolutnie żadnych mechanizmów. To toporne oskarżanie znanych, wpływowych i możnych o to, że są tam, gdzie są, nie dzięki pracy i zaangażowaniu, ale układom władzy, 'centrom'".
Po pierwsze, sądzę, że jednak dość precyzyjnie opisałem pewne mechanizmy. Nade wszystko mechanizmy Twojego myślenia, Kuba. Mechanizmy, które sprawiają, że Twój dyskurs jest infantylny, powierzchowny, pozbawiony SPRECYZOWANYCH kryteriów i naszpikowany nieuświadomionymi sprzecznościami. Takie było zadanie mojej polemiki.
Oczywiście - niejako przy okazji - musiałem zasygnalizować swoje stanowisko w sprawie FGF-u. Jestem bowiem przekonany, że na horyzoncie Twojego myślenia majaczy gigantyczny fetysz Fundacji. Nie chcę sie w to zresztą wgłębiać po raz kolejny, bo o wszystkim tym pisze w swoim tekście.
Oczywiście nie ulega wątpliwości mój krytyczny stosunek do FGF-u. Niemniej jednak nie jest on ufundowany - wbrew temu, co twierdzisz - na przekonaniu o "układowości". Nie zarzucam także galerzystom Fundacji "lenistwa", czy "braku zaangażowania". Wskaż miejsce w moim tekście, gdzie znalazły się takie zarzuty. W istocie w ogóle nie interesuje mnie to, czy np. Andrzej Przywara jest tym, kim jest dzięki "pracowitości" albo "zaangażowaniu". Z mojego punktu widzenia może być równie dobrze patentowanym i zdystansowanym leniem. Ja w ogóle nie zajmuję się takimi kwestiami. Chodzi mi natomiast o to, czy jego działalność jest pożyteczna, czy szkodliwa. Powody dla, których uważam ją za szkodliwą podałem w "Podsumowaniu " mojego tekstu.
2. Uważasz, że mówienie o "władzy" jest passe. A to dobre! Pisząc o Żmijewskim powinienieś zdawać sobie sprawę, że dyskurs ten jest nad wyraz aktualny szczególnie w kontekście programowych wypowiedzi tego artysty. Sztuka, która ma produkować "wiedzę" jest przecież siłą rzeczy uwikłana w (re)produkcję "władzy". O tych relacjach wiedzy-władzy pisze Foucault. Jest to także problematyka Nietzscheańska.
Wreszcie jest to fundamentalny kontekst polskiej sztuki krytycznej, z której jak - jak wiadomo wywodzi się Żmijewski. Sory, za tę łopatologię, Kuba, ale jeśli nie zdajesz sobie sprawy z tak oczywistych kwestii, to nie dziw się, że Twoi adwersarze otwierają podręczniki w najbardziej oczywistych miejscach.
Ku przestrodze mogę jeszcze dodać, że najskuteczniejsza zapewne jest ta władza, któr zdoła nas przekonać o swoim nieistnieniu.
Odpowiadając Izie Kowalczyk:
Mój tekst pierwotnie rzeczywiście przeznaczony był do "Obiegu". Kuba prosił mnie, bym zamieścił go na jego blogu.
Publikacja mojej polemiki na terenie Krytykanta jest - powiedzmy - gestem uprzejmości z mojej strony. Kurtuazja sprawia również, iż przyznaję Banasiakowi prawo do "ostatniego słowa", a nawet - jesli tego potrzebuje - do nadmiaru "ostatnich słów" :)
niedziela, 02 grudzień, 2007
Sądzę, że prośba, byś odniósł się do moje repety, a nie swoich słów będzie jałowa; co więcej - co za dużo, to niezdrowo...
Niemniej ja tez wszystko już powiedziałem - i wydaje mi się, że żyjemy w 2. światach.
Ja uważam, że Twój tekst jest jałowy i kompletnie oderwany od moich przekonań; że skupia się na mojej retoryce, wyolbrzymi skróty, sprytnie wynajduje luki - ale za nic nie chce po kolei (vide czytelne kryteria) przedłożyć moich tez i ich obalić. dla mnie Twoje wersy odnośnie FGF to śmiech - i tu także sie nie zrozumiemy.
Wytkałem Ci w repecie intelektualny... brak precyzji - i nadal nie chcesz zauważać tego, co lśni najjaśniej. Ja rozumiem chyba twój koncept polemiczny (nie rozumiejąc postulatów - bo i tylko je zaszkicowałeś) - ale on chyba już się w tym miejscu (ściśle) wyczerpał.
I teraz - władza. Oczywiście bazujesz na mojej krótkiej notce. Obiecuję dłuższy tekst. Jednak znowu nie jesteś łaskaw odnosić się do meritum - ja tam popełniam skróty, a ty znów ich się wieszasz i szafujesz wielkimi nazwiskami (tylko nie wpisuj mnie w model sztukomatołka - to tez jest zbyt proste). Naprawdę - jest tam pewien konkret.
Ah, i dzięki za uprzejmość - serio, bardzo się cieszę, że zdecydowałeś się tu napisać. A moja repeta była rzecz jasna od początku wiadoma. Zresztą - znowu jakieś gadanie o bzdurach. Nawet gdyby nie była - chyba logiczne, że bym ją popełnił. I wynoszenie tego przez Izę jest właśnie kuriozalne.
serdeczności
K
PS.gwoli Twojej ścisłości: to Iza użyła słowa "passe". Nigdy nie twierdziłbym, że pisanie o czymkolwiek jest niemodne - może być tylko bezsensowne.
niedziela, 02 grudzień, 2007
Nie, no, Kuba - mówisz przecież o "starych (Foucault) kategoriach". Czyli jednak "passe". No, ale jak zwał, tak zwał - mogą być "bezsensowne". To chyba jeszcze gorzej. Bo chociaż dyskurs Foucault został w latach 90-ych niemiłosiernie wyeksploatowany, to akurat w kontekście Żmijewskiego zachowuje palącą sensowność. Tutaj bym się upierał. No i to chyba juz wszystko.
Pozdrawiam serdecznie
tomek
niedziela, 02 grudzień, 2007
Zacytujmy zamieszczona na tutejszym blogu relacje jednego z fanow wystapien publicznych pana Tomka: "Powiedz mu, że jest faszystą i antysemitą, a zobaczysz, jak perwersyjną rozkosz sprawiają mu takie oskarżenia." Hola! Czy powiedziala mu "to" prof. Maria Janion? Czy ktos inny? I na jakiej podstawie, czy przez nieporozumienie? Moze ktos wlasnie dobrze zrozumial wszystkie te niewinne aluzje do lucyferycznych otchlani, gdzie nowy czlowiek sie rodzi, te rozkosznie klasyczne stylizacje podszywajace sie pod subwersje klasycznego schematu, te metafory zrodla, caly ten jezyk woli i powolania, te deklaratywna alergie na machinacje miedzynarodowej [----------] finansjery, wszystkie te bajania? Nie wiem, czy oskarzenia o antysemityzm sprawiaja mu rozkosz czy nie, i czy byl on wewnatrz psa - mam to dokladnie gdzies i dziekuje, dzielenie entuzjazmu odurzonego kibica pana Tomka mnie nie kreci. Nie kibicujmy.
Bezmyslne flirty z nazistowska symbolika plus zwyczajnie rasistowskie aluzje na planie artystycznym i rownolegle wolania o oczyszczajacy "nowy paradygmat", ktorego "nam potrzeba" (znaczy panu Tomkowi chyba) na planie krytyki, te marzenia o IV Rzeczpospolitej Polskiej Sztuki i Krytyki, wolnej od "okcydentalizmu" - to w sumie dosc znane objawy dosc czestej w Polsce i dosc powszechnej na wschod od niej dzieciecej choroby naszosci, z ktorej sie raczej juz nie wyrasta. Cale szczescie, ze na razie rozgrywa sie to w przestrzeni sporu o polityke artystyczna, a nie na przyklad na ulicach miast. Jak sie ma nieprzepracowany problem z Mama albo z Tata, to sie wola o jakis zupelnie nowy, czysciusienki paradygmacik, poza dobrem i zlem, albo o wole mocy, a jeden znany filozof zawolal czujnie w 1933 roku o "samoutwierdzenie sie niemieckiego uniwersytetu", zgodne z logika samoutwierdzania sie niemieckiego panstwa, ktore wlasnie nastepowalo, bo w swiecie bez transcendentnego punktu oparcia czul sie bardzo samotny i slaby. Szukal wiec silniejszego, sprzeniewierzajac sie samemu sobie. Z tego sie biora tylko klopoty, poruta, a nawet hanba domowa i potem trzeba sie koslawo tlumaczyc w jezykach obcych, drodzy Slowianie i Praslowianie! Nie do nasladowania.
wtorek, 04 grudzień, 2007
o,nowy wątek! i jaki ciekawy!
wtorek, 04 grudzień, 2007
WOW!!! No, nareszcie... W istocie, to niezwykle ciekawy wątek. Dość jednak skomplikowany, i nie jestem pewien, czy odpowiedni na blogową dyskusję. Bo w wypowiedź Tatarzyna to taka kondensacja klasycznych stereotypowych oskarżeń - ale wobec kogo? Wobec mnie? Micińskiego? Nietzschego? Prosiłbym o jakąś konkretyzację. Bo jeżeli to w moim kontekście Pan mówi "bezmyślnym flircie z faszystowską symboliką" , to prosiłbym nade wszystko o KONKRETNE przykłady owej "bezmyślności". Ja bowiem stawiam tezę, że - owszem - flirtuję, ale jednak w dość przemyślany sposób. Poza tym jednak mocno eksponuję AMBIWALENCJĘ owej fascynacji. A może Panu chodzi jednak nie, o mnie, a o Micińskiego - o jego podnoszoną wielokrotnie "endekoidalność"? Jeżeli mamy rozmawiać, to proszę o konkrety - bo na tym poziomie ogólności trudno mi się do tego arcyciekawego postu odnosić.
p.s. A problem z "mamą" i "tatą"? O jakich rodziców Panu chodzi? Moich czy Krytykanta? Bo jesli chodzi o moich, to ja wielokrotnie sygnalizowałem swoje problemy z "Mamą" - zarówno tą "mityczną" (np. "bogo-ojczyźnianą"), jak i metrykalną - patrz mój tekst "Syberia. Ściek. Seraj" w katalogu wystawy "Za czerwonym horyzontem".
Proszę więc o konkrety - jaki rasizm, faszyzm, czyj i dlaczego bezmyślny
SIEG...!!!!
Kozak jak zwykle - "Dość jednak skomplikowany, i nie jestem pewien, czy odpowiedni na blogową dyskusję." i tak za każdym razem - problem jest za skompliowany żeby udzielić odpowiedzi na blogu - jakoś tak sie dzieje że Krytykantowi sie udaje a Kozakowi nie. czyżby się migał od odpowiedzi?!?!
wtorek, 04 grudzień, 2007
O rany! :) Ja, broń Boże, nie migam się od odpowiedzi. Niektórzy oskarżają mnie przeciez o to, że anektuję blog Kuby. Tylko, szanowny Anonimie, na co mam odpowiadać? Proszę o zestaw konkretnych pytań.
A, że nie jestem pewien, czy problemty wskaane przez Tatarzyna nadają się na blogową dyskusję, to inna sprawa. No, bo o czym mamy rozmawiać - o mojej twórczości? Czy o jakiejś abstrakcyjnej "wschodniej" postawie? Nie wie, bo Tatarzyn tego nie precyzuje...
miało być: nie wiem, bo Tatarzyn tego nie precyzuje
wtorek, 04 grudzień, 2007
o masz - teraz zachciewa Ci się konkretów! ;-)
wtorek, 04 grudzień, 2007
TK opisuje "...stan rzeczy, w którym dopuszczalna jest następująca sytuacja: oto przedstawiciele prywatnych galerii (Michał Kaczyński i Joanna Mytkowska) zasiadają w komisji nominującej do konkursu organizowanego przez Galerię Narodową (Spojrzenia 2005). Jaki jest efekt obrad? Pięć z siedmiu nominacji przypada w udziale artystom reprezentowanym przez Raster i FGF."
Gwoli scislosci: z siedmiu nominacji, cztery przypadly artystom reprezentowanym przez Raster, jedna - reprezentowanemu przez FGF. A wygral i tak jeden z dwoch artystow niezrzeszonych w ukladzie warszawskim.
W ten sposob mozna tez dowiesc, ze mniejszosc niemiecka ma wiekszosc w polskim sejmie. Jak? To proste. Wystarczy liczyc jej poslow razem z dowolna koalicja rzadzaca w danym momencie. A Niemca od Polaka przeciez nie odroznisz...
środa, 05 grudzień, 2007
A więc jednak "koalicja rządząca" ?... :)
Panie Mareczku, Pańska nieodparta logika zmusza mnie do tego, bym przyznał, że FGF jest marginalną mniejszością pobawioną jakiegokowliek wpływu na kształ polskiej sceny
Ale żarty na bok. O ile pan sobie przypomina, panie Mareczku, w swoim tekście napisałem, że nie przeszkadzają mi nominacje, natomiast przeszkadza mi to, że w procesie ich przyznawania brali udział Mytkowska i Kaczyński. W związku z tym zadałem pytanie - moim zdaniem kluczowe – czy ci galerzyści powinni akurat wtedy zasiadać w komisji nominującej. Moim zdaniem ZDECYDOWANIE NIE. A Pańskim?
środa, 05 grudzień, 2007
Zdaniem Mareczka pewnie tak, bo to chyba kolejny wyznawca fundacji. Moim zdaniem także NIE
Januszek
środa, 05 grudzień, 2007
Oj, NIE, NIE. ZDECYDOWANIE NIE!
środa, 05 grudzień, 2007
A ja bym Mytkowskiej przyznał dożywotnie prawo zasiadania. Zasłużyła na to. Nasza Pani Dyrektor Kochana!
środa, 05 grudzień, 2007
"Spojrzenia" to nagroda Deutsche Bank a nie reprezentacja Polski. Komitet nominujący może mieć taki skład, jak się fundatorowi nagrody podoba, no nie? Nawet z samych galerzystów, i nawet w Galerii Narodowej.
środa, 05 grudzień, 2007
I właśnie o to chodzi - o problematyczny styk biznesu i publicznej instytucji. Jeżeli nie widzisz tutaj problemu, kolego, to cóż... lejesz wodę na młyn kozaka, a chyba nie o to ci chodzi, no nie? :)
środa, 05 grudzień, 2007
a moze wątek nowej pracy Althamera,
dyskusja w dzisiejszej Gazecia
dobry krytyczny tekst Nyczka
piszacego ze tego typu dzialania lepiej robiła Akademia Ruchu w latach 70. w polsce
bez takiej kaski
co myslicie o dzisiejszej debacie na lamach GW?
środa, 05 grudzień, 2007
Nyczek wyjął pracę Althamera z szerokiego kontekstu całej jego twóczości i poddał ją obróbce, jakby ten ją sobie od tak, ad hoc wymyślił. I to jest grube nadużycie, ale także trochę nieodpowiedzialność - czytelnik pomyśli: no tak, ci współcześni artyści to hochsztaplerzy... przejdzie się taki po targu i udaje artystę..
pozdr
K
PS. Co do Spojrzeń, to nie zmieniam stanowiska: to sprawa złożona, bo nasza sztuka jest jeszcze młoda; z drugiej strony - w tym roku zasiadał w komisji nap. Dawid Radziszewski z Psa. I ja np. wolałbym Ł.Gorczycę, bo jego aktywność z pewnością nie sprowadza się do prowadzenia Rastra (i to jest właśnie znamienne - u nas jeszcze pewne figury i powinności się przeplatają).
czwartek, 06 grudzień, 2007